poniedziałek, 31 marca 2014

The experience cz 129

Już wracaliśmy z tego dziwnego obiadu. Nie czułam się tam dobrze i chyba odstawałam. To pomieszczenie, elegancka zastawa, wystawny obiad, Jacek z narzeczoną, która była kierownikiem banku i ja, zwykła dziewczyna w jeansach. Już wiedziałam czemu Bartek  nie wytrzymał tam nawet roku i dlaczego odreagowywał w ten a nie inny sposób. Oczywiście nie pochwalałam Jego zachowania, ale byłam w stanie je zrozumieć. On wtedy, jako młody chłopak, nie znający innych, alternatywnych sposobów na odreagowanie, bił się czy zażywał narkotyki. Miał wspaniałego brata, który mu pomógł i wyrwał z tego wszystkiego. Ja sama miałam inne wyobrażenie o domu ojca Bartka jak i o tym obiedzie. Już nieskromnie muszę przyznać, że gdy Bartek kilka miesięcy był temu u mnie w domu na obiedzie, było lepiej. Chłopak niespodziewanie zatrzymał się przed wjazdem do miasta i zszedł z motoru pomagając mi ściągnąć kask. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił a przecież spieszyłam się do pracy, natomiast wiedziałam, że musiał mieć ważny powód. On  nie był znieczulony na tamtych ludzi i dom, wciąż przeżywał to, tak samo jak ja, a nawet bardziej. Nie dało się zupełnie od tego odciąć i udawać, że nic się nie działo.
- Przejdziemy się? – patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, którym nie sposób było odmówić. Świadomość, że mogłam spóźnić się do pracy odeszła gdzieś na bok i stała mi się zupełnie obojętna.
- Jasne – po moim słowie zgody, Bartek ruszył trzymając mnie za rękę. Z początku nic nie mówił tylko patrzył gdzieś w oddal. Nie chciałam na Niego naciskać, ponieważ znałam Go i wiedziałam, że musiał zebrać się w sobie i gdy tylko będzie chciał, to zacznie mówić. On nie lubił mówić o sobie i swoich problemach ani uczuciach, ale jakoś zawsze udawało mi się nakłonić Go do tego. Może to wiązało się z zaufaniem i tym, że byłam mu bliska i wiele razy udowodniłam, że może ze mną rozmawiać na wszystkie tematy.
- To chyba nie były nasze klimaty, co ? – to pytanie, które padło z Jego strony było retoryczne i na szczęście nie musiałam na nie odpowiadać. Oboje nie czuliśmy się tam dobrze i to z wielu powodów.
- Słuchaj, ja mam nadzieję, że nie masz do siebie żalu, ani nic w tym stylu – przystanęłam naprzeciwko Niego i spojrzałam mu głęboko w oczy by znać odpowiedź. W żadnym stopniu to nie on zawinił i nie mógł brać tego osobiście. Nie wiem, czy to była porażka, bo tak bym tego nie nazwała, a nawet byłam wierna teorii, że w życiu nie ma porażek, a kolejne doświadczenia. Ta próba jakiej doznaliśmy tego dnia, była doskonałą lekcją na przyszłość. Mogliśmy zasmakować czegoś innego, co dawało nam spojrzenie na przyszłość. Cały czas byłam pewna tego, że to właśnie z Bartkiem chciałam założyć swoją rodzinę i pogląd na dom taty Bartka i atmosferę tam panującą, mógł nam pokazać, a raczej nakłonić do zastanowienia się, czy chcielibyśmy by  tak wyglądał nasz dom. Ja, czułam się tam skrępowana i niepewnie, więc od razu wiedziałam, że musieliśmy się tego wystrzegać. Przecież chodzi o to, by goście, ludzie odwiedzający nasz dom, czuli się w nim dobrze i komfortowo.
- Wiem, ale myślałem, że coś się zmieniło od tamtego czasu, a wychodzi na to, że tylko ja zrobiłem krok na przód – nie patrzył na mnie lecz w głąb lasu, metaforycznie można rzec, że spoglądał w głąb siebie. Dotykał swoich najgłębszych uczuć i wspomnień, przez co chcąc nie chcąc, wracał do przeszłości, która była bolesna. Poniekąd nauczył się z tym żyć, ale nie można było się znieczulić.
- I możesz być z siebie dumny – cały czas stałam naprzeciwko chłopaka i Jego twarz wzięłam w swoje dłonie. Powierzchnia Jego twarzy nie była nieskazitelnie gładka, ale siłą rzeczy przypominała mi Jego życie, które też nie było proste. Przecież to, co przeżywamy poniekąd ma odzwierciedlenie w naszym wyglądzie, twarzy, dłoniach… Jak ktoś ma dużo stresów, nerwów to automatycznie znajduje to wyraz na twarzy w postaci zmarszczek. – Kocham tą prawdziwość i szczerość w Tobie. Kocham Cię za Ciebie a nie za atmosferę w Twoim domu. Nikt z nas nie jest idealny i nie będzie – zrobiłam ten pierwszy krok i pocałowałam Go w usta, głęboko się w nich zanurzyłam i nie chciałam się odrywać. Z zachowania Bartka wywnioskowałam, że Jemu też było dobrze, przytulił mnie mocno do siebie i całował. W takim miejscu, jak tamto w którym się znajdowaliśmy, pocałunek smakował o niebo lepiej. Czyste, niczym nie skażone powietrze, słonce przebijające się przez drzewa i My. Ta chwila mogła trwać i trwać, a życie mogło się zatrzymać. W takich momentach pęd ludzi i czasu przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie i liczysz się Ty i Twoja druga połowa, a razem stanowicie pełnie. Osiągacie jakiś poziom szczęścia, który masz wrażenie, że zbliża Was do maksymalnego. Udaje Ci się zaspokoić większość potrzeb i to, co dostajesz od drugiej osoby jest motorem do życia jak i największą wartością. Wtedy zdajesz sobie sprawę z tego, że po to te wszystkie nieporozumienia i kłótnie, by walczyć właśnie dla takich chwil. Przecież, gdyby ciągle było tak wspaniale to, czy umielibyśmy to w należyty sposób docenić? Zawsze gdy coś tracisz, uświadamiasz sobie jakie to było wartościowe dla Ciebie. Są chwile gdy wady drugiej osoby biorą górę i już nie wytrzymujesz, a sens tego, co tworzycie gdzieś zanika. To wszystko przypomina wschód słońca, który wielu ludzi nie docenia i skupia się na zachodzie. Ale dla mnie piękniejszy jest wschód, kiedy słońce, symbolizujące zalety, przedziera się przez chmury, traktujące jako wady. Dobra, pozytywna masa odgania to, co złe i przynoszące smutek. I czy tak nie jest z nami i naszym życiem, w którym na zmianę pojawiają się wschody i zachody słońca? Oczywiście, nie z tą samą częstotliwością i regularnością, ale z przyjętą symboliką. Życie jest pełne porażek, smutków, bólu, ale zawsze wychodzi słońce, nie ma możliwości, że nie przedrze się  przez chmury. Wschody słońca powinny być dla Nas największą nadzieją na lepsze jutro. Ta przyjęta teoria jest optymistyczna i chyba takie nastawienie do życia najbardziej mi pasuje. Człowiek przeżywa wiele upadków, doświadcza wielu ran, ale gdyby nie to, nie mielibyśmy doświadczeń i nie tworzylibyśmy hierarchii  wartości. Gdy jedno tracimy, zyskujemy drugie, czasem zmiany są gorsze a czasem lepsze, ale przez to nabieramy doświadczenia. To właśnie one są naszą historią i wyniesione z nich nauki świadczą o naszej mądrości. Tylko głupiec boi się żyć i korzystać z tego, co daje świat. Nawet jak napotykamy na kłody, to zawsze są one po coś. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bartek tak jak ja, można się wydawać, że doświadczył prawie najgorszego, ale może to nie jest najbardziej optymistyczne, ale zawsze może być gorzej. Ta myśl, chociaż o wydźwięku negatywnym powinna być drogowskazem, by walczyć do dobro i o siebie, o te dobre chwile. Łatwiej jest iść przez życie we dwoje, wtedy masz oparcie i nawet gdy zwątpisz, to druga osoba przypomni Ci o tym, co było Twoją filozofią. Wymieniacie się energią i tworzycie coś dobrego. Gdy czujesz dobro od drugiej osoby, to momentalnie zaczynasz myśleć o przyszłości i o tym, co razem dobrego i fajnego możecie stworzyć. Wiadomo, że od razu całego świata nie zbawicie, ale jesteście w stanie chociaż jego najmniejszy fragment uczynić lepszym. Wielu jest frustrowanych ludzi, którzy niszczą to, co  zbudowali inni, ale nie można się poddawać, trzeba walczyć i wierzyć. Gdy już dokonasz rzeczy, o której myślałeś, że jest niemożliwa, stawiasz sobie nowe cele i czujesz zadowolenie z siebie. A samozadowolenie i dowartościowanie siebie i bliskich, jest podstawowym elementem życia. Gdy uwierzysz, że jesteś dobry i pokochasz samego siebie to i ktoś pokocha Ciebie.


Ta część jest trochę inna i nie wiem czemu, ale jestem z niej naprawdę dumna. Kiedy tylko mam chwilę zwątpienia, czegoś mi się nie chce, albo mam przysłowiowego "doła", to ona sprawia zawsze, że się uśmiecham. Trudno mi powiedzieć co jest w niej takiego, ale ta część pokazała mi, że czasem spod moich rąk wychodzi coś naprawdę dobrego. A co Wy myślicie?  

sobota, 29 marca 2014

The experience cz 127-128

- Cześć – powiedziałam do słuchawki kiedy usłyszałam, że Bartek odebrał telefon. Dzwoniłam by dowiedzieć się, czy już mu przeszło, oraz co z jutrzejszym obiadem u Jego taty. Cały dzień się nie odzywał, więc nie wiedziałam co myśleć oraz jak to wszystko rozumieć.
- Hej, co tam? – może mi się tylko wydawało, lecz odnosiłam wrażenie, że wszystko było w porządku i moje wszelkie obawy były nieuzasadnione. Czyżbym trafiła na anioła? Chyba nie.
- Chciałam się zapytać czy jesteś zły na mnie, bo cały dzień milczysz – miałam dwa wyjścia, albo grać i udawać, że nic się wczoraj nie wydarzyło, albo działać zgodnie z swoimi przekonaniami i tym jaką osobą byłam. Prędzej czy później, Bartek i tak powróciłby do tego tematu, więc ucieczka mogła być tylko tymczasowa.  A tak w ogóle, muszę powiedzieć, że działanie Patrycji  było dziwne. Chciała skłócić mnie z moim chłopakiem, co mogłoby spowodować, że byłabym z Michałem. Czy na pewno jej o to chodziło?
- Gosia, a co ja mam Ci powiedzieć? Ufam Ci, ale to co się wczoraj wydarzyło to była przesada – Bartek pomimo, że cały czas był spokojny, to ciągle był niepewny i taki sceptyczny, trochę trzymając się na dystans. Ale widziałam postępy, nie chciał się kłócić bo gdyby było inaczej, to dostałabym jakiś ochrzan, albo zasypałby mnie milionem pytań o Michała.
- Ja nie miałam na to wpływu. Jeżeli chcesz to poznasz Michała i możesz się Go wypytać o co zechcesz. Ta dziewczyna od początku miała coś do mnie. Jak Ci już mówiłam, jest platonicznie zakochana w Michale i chce się pozbyć rywalek. Bartek przecież wiesz, że Cię kocham i nigdy nie miałam problemów ze szczerością – miałam nadzieję, że moje tłumaczenia i przekonywanie będzie skuteczne. Oczywiście, miałam pewne obawy, ale i tak przez telefon nie mogłam zbyt wiele zdziałać.
- Gosia, nie podoba mi się to, że kręci się wokół Ciebie jakiś facet a jakaś laska robi mi wyrzuty. Nie możesz zamienić się zmianami czy coś ? – Bartek wkraczał w typowo męski punkt widzenia i zachowywał jak się facet, bez żadnych gadek typu, ufam Ci i wiem, że postępujesz dobrze, ale wymagał ode mnie minimalizowania jakiegoś bezpodstawnego niebezpieczeństwa, jakbym miała unikać pokus. Najgorsze w tym wszystkim było to, że poniekąd mógł mieć rację. Michał miał coś elektryzującego i lubiłam z nim rozmawiać, natomiast traktowałam Go tylko i wyłącznie jako kolegę. Miałam chłopaka i zdrada ani chęć poszukiwania wrażeń nie wchodziła w grę. Musiałam Go przekonać, że nic złego nie miało miejsca, ani nic złego nie miało prawa nastąpić.
- Bartek, ale to nie jest wyjście. Poza tym to praca i to nie ja stawiam warunki. Nie pozwól by jakaś dziewczyna namieszała pomiędzy nami, przecież wiesz, że poza Tobą świata nie widzę – starałam się być jak najbardziej przekonywująca i pokazać mu, że moje zapewnienia były na tyle wiarygodne, by mi zaufał. Ostatnio stosunki pomiędzy nami się ochłodziły i to mogło mieć na to wszystko wpływ. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz byliśmy czuli wobec siebie, kiedy miała miejsce namiętność i seks. Trochę pogubiliśmy się w tym wszystkim a przede wszystkim zatraciliśmy się w codziennych czynnościach, zapominając o szczerych uczuciach i ich wyrażaniu.
- Dobrze, słuchaj ja muszę lecieć do baru. Powiem tak, że zaufam Ci, ale wrócimy do tego. Przyjadę po Ciebie jutro i pojedziemy do mojego ojca. A teraz naprawdę muszę kończyć – finał tej rozmowy był odrobinę moim sukcesem i wiedziałam, że uda mi się wszystko załagodzić. Musiałam zaplanować romantyczny wieczór i udowodnić mu, że nie miał się czym martwić. Poza tym, musiałam też zwiększyć dystans pomiędzy mną a Michałem, nie mogłam sobie pozwolić na jakieś flirtujące spojrzenia czy inne podobne zachowania. Została też sprawa z Piotrkiem. W sumie to, co się wydarzyło, to nie był pocałunek lecz dotknięcie naszych ust. Gdybym powiedziała o tym Bartkowi, to nie uszłoby mi to na sucho, chociaż nic złego nie zrobiłam a nawet przerwałam ten precedens.

Obawiałam się tego jak postępowałam, coraz więcej miałam tajemnic przed chłopakiem, jak i dziwnych zachowań, które wolałam zachować dla siebie. Musiałam się ogarnąć i doceniać to, co miałam a nie poszukiwać czegoś innego, co powodowało wstyd i wypieranie się. Miałam prawdziwe szczęście przy sobie i pora było to docenić.


128.

Wstałam gdzieś około 10 i byłam bardzo wyspana i czułam się naprawdę dobrze. Pogoda była piękna i wszystk,o co mnie otaczało sprawiało, że pomimo ciężkiej sytuacji rodzinnej, mogłam powiedzieć, że byłam szczęśliwa, co głównie było zasługą tego, że wypoczęłam. Nie miałam zbyt dużo czasu, ponieważ za godzinę byłam umówiona z Bartkiem, umówiliśmy się tak, że przyjedzie po mnie i pojedziemy na obiad do Jego taty. Przeglądałam rzeczy jakie zabrałam z domu i wszystko wydawało mi się nieodpowiednie na tą okazję. Sama nie wiedziałam co byłoby adekwatne do sytuacji i otoczenia. Wszystko to było spowodowane przez stres jaki mi towarzyszył. Niby poznałam już tatę Bartka i spędziliśmy kilka dni na Mazurach, ale to było oficjalne spotkanie. Postanowiłam najpierw zrobić lekki makijaż oraz ułożyć włosy. Robiłam to bardzo starannie, dopracowując każdy szczegół, co w sumie nie miało znaczenia bo w niczym by mi nie pomogło, ale mój mózg generował różne myśli. Jeżeli chodzi o ubiór, to w końcu zdecydowałam się na rurki z jasnego jeansu z zamkami przy kostce, których długość była ¾ oraz czarną koszulę z kołnierzykiem a myśląc o wieczorze kiedy będę wracała z pracy, to wzięłam jasną marynarkę. Gotowa zeszłam na dół, gdzie babcia gotowała obiad dla siebie i dziadka. Już wcześniej Ją uprzedziłam, że nie będzie mnie z nimi na obiedzie.
- Jak wyglądam? – stanęłam w progu i obróciłam się wokół swojej osi. Zależało mi na Jej opinii, by zobaczyła czy czasem nie wyglądałam za elegancko bądź sportowo.
- Gustownie – dziadek wyraził swoją opinię, która spowodowała radość na mej twarzy. Uważałam by się nigdzie nie oprzeć i nie ubrudzić. Gdy spojrzałam na zegarek dochodziła 11 i zastanawiałam się gdzie był Bartek, ponieważ nie chciałam się spóźnić a musieliśmy brać pod uwagę to, że na 15 miałam iść do pracy.
- Bardzo ładnie wyglądasz. Musisz jakoś zaprosić tego swojego chłopaka do nas na obiad – babcia popatrzyła na mnie łagodnie i powróciła do przygotowywania obiadu. Wiedziałam o co jej chodziło, o to, że nie chciała być gorsza od rodziny Bartka i chłopaka zaprosić do Nas. To był dobry pomysł, ponieważ mój dom był obecnie u dziadków i czułam, że oni byli moimi opiekunami, a tym samym zależało mi by polubili się i lepiej poznali z Bartkiem.
- Dobry pomysł. Jeżeli się uda to na sobotę ok 14 jak skończę pracę. – szybko przemyślałam całą sprawę i znalazłam dogodny termin. Pozostawało mi porozmawiać z Bartkiem i dograć później szczegóły. Usłyszałam jakiś dźwięk, który był mi znany,  ale nie wiedziałam skąd. Momentalnie spojrzałam w okno i zobaczyłam szokujący mnie widok, Bartka na motorze. Nie tego się spodziewałam!
- Oszalał – powiedziałam w sumie sama do siebie i poniekąd byłam zła na Niego. Nie ustalił tego ze mną a poza tym, uczesałam się ładnie, zrobiłam makijaż a On wymyślił, że ponad godzinę pojedziemy na motorze. Coś zagotowało się we mnie i od razu wyszłam przed dom. Bartek ledwo co ściągnął kask a ja stałam na schodach i w ferworze nerwów zaczęłam do Niego mówić, a w sumie krzyczeć – To co ma być?!
- Motor, gotowa? – szedł w moim kierunku i po Jego głosie poznałam, że dla Niego nic się nie stało i nie rozumiał dlaczego miałam do Niego pretensje.
- Ja nie jadę, nie ma mowy! Mogłeś mnie chociaż uprzedzić – na początku wymachiwałam rękami, jak jakaś furiatka, a po chili obróciłam się do Niego plecami i byłam zła. Nie chodziło mi o to, by się z  nim kłócić, ale bardzo mnie zaskoczył. Nie dość, że byłam zestresowana tym obiadem, to jeszcze „niespodzianka” w postaci motoru
- Chodzi Ci o motor? Przecież lubisz jeździć – Bartek przeszedł kilka kroków i stanął przede mną łapiąc mnie za ręce. Miał rację, ale to nie w tym był problem.
- Tak, ale mamy jechać do Twojego taty. Pomyślałeś jak ja wrócę wieczorem z hotelu do domu ? – starałam się uspokoić i nie przedłużać, ale nie wyobrażałam sobie wsiąść na motor, w szpilkach i  z starannie ułożonymi włosami.
- Chciałem byś spała u mnie. Gosia nie złość się na mnie, chciałem Ci zrobić przyjemność, jest taka ładna pogoda a Ty marudzisz, no dziewczyno. – on już zdecydował za mnie i to jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Nie lubiłam tego, a on przecież miał tego świadomość.
- A  czy ja mogę coś powiedzieć? Czy już nie mam nic do gadania ? – na twarzy Bartka pojawił się wyraźny grymas i lekkie zwątpienie. Zrozumiał swój błąd i wyczuł to, co zrobił. Tylko tyle mi wystarczyło. – Idę po kurtkę – w marynarce zdecydowanie byłoby mi zimno, więc musiałam wziąć coś cieplejszego. Z jednej strony byłam zła a z drugiej cieszyłam się, bo jazda motorem sprawiała, że czułam się wolna. Na dodatek dawno nie spałam z Bartkiem i tęskniłam za tym, więc ta wizja również mnie przekonała. Zbiegłam z góry zabierając kurtkę i bluzkę na przebranie, pożegnałam się z dziadkami i wyszłam do Bartka.
- Możemy jechać – nie uśmiechałam się, ale poważnie powiedziałam do chłopaka, który był niechętny i nie wiedział co było grane. Moje zachowanie było niezrozumiałe i w sumie bardzo spontaniczne.
- Jak masz z tym jakiś problem to pojedziemy Twoim samochodem – rozumiałam o co mu chodziło, ponieważ zamąciłam i skomplikowałam to wszystko. Nie chciałam tracić czasu na wyjaśnianie i tłumaczenie tego wszystkiego.
- Chodź jedziemy – podeszłam do motoru by założyć kask. Bartek pokręcił głową i czułam jak wziął głęboko powietrze w usta i w końcu podał mi kask i pomógł go założyć. Do schowka schowałam torebkę wraz z rzeczami jakie brałam ze sobą. Gdy się obróciłam zobaczyłam dziadków patrzących w naszym kierunku. Pomachałam im i wtedy zaraz za Bartkiem wsiadłam na motor i odjechaliśmy. Bardzo mocno trzymałam się chłopaka i to był moment kiedy skoczyła mi adrenalina i byłam wolna. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tego potrzebowałam. To było coś w rodzaju magii i możliwości przeniesienia się w inny świat, w którym czułam się sobą, jakbym odkryła siebie na nowo i odnalazła swój docelowy ląd.

Po niecałej godzinie byliśmy w miejscu w którym byłam po raz pierwszy w swoim życiu. Moim oczom ukazał się dosyć duży dom z pięknym otoczeniem. Obok był duży plac zabaw w domyśle wiedziałam, że był wybudowany specjalnie dla Julii. Ewidentnie była traktowana jak księżniczka i rodzice chcieli dać jej wszystko co najlepsze. Doskonale rozumiałam dlaczego Bartek nie wytrzymał tam nawet roku. Przed domem oprócz samochodu Pana Grzegorza stał jeszcze jeden samochód, kompletnie mi nieznany.
- Będzie ktoś jeszcze oprócz nas? – próbowałam jakoś rozczesać, ogarnąć swoje włosy podczas gdy Bartek chował nasze kaski. Byłam przejęta tym obiadem i całym otoczeniem, aż pojawiła mi się jakaś gula w gardle, miałam nadzieję, że będę mogła bez problemu jeść.
- Jacek z narzeczoną – Bartek powiedział to bardzo swobodnie, ale według mnie oznaczało to coś więcej niż zwykły niedzielny obiad. To było spotkanie rodzinne i czułam się zaszczycona móc w nim towarzyszyć. – Gosia nie stresuj się, to zwykły obiad, jestem przy Tobie – Bartek doskonale wyczuł moje zwątpienie pomieszane ze szczęściem. Naszą krótką wymianę zdań przerwał nam Pan Grzegorz, który pojawił się przed domem.
- Chodźcie, bo już nie możemy się Was doczekać – z Jego słów wywnioskowałam, że się spóźniliśmy i byliśmy oczekiwani. Podeszłam do mężczyzny i przywitałam się z nim jak z kimś ze swojej rodziny, co było zabawne i wprowadziło mnie w dobry nastrój. W ogóle miałam dobry humor i nie miałam na co narzekać. Bartek uścisnął dłoń ojcu i gdy chłopak wziął mnie za rękę weszliśmy do środka. Dom był urządzony bardzo nowocześnie i elegancko, co sprawiało, że miałam wrażenie iż nie pasowałam tam. To do końca nie były moje klimaty, wolałam bardziej przytulne i ciepłe pomieszczenia. Było tam dużo wolnej i pustej przestrzeni, której ja nie lubiłam. Na kanapie nieopodal stołu siedział Jacek z swoją dziewczyną, która była bardzo gustowna i szykowna. Ubrana w małą czarną z beżowymi szpilkami, od razu poczułam, że odstawałam w swoich jeansach.
- Poznajcie się, Ania, Gosia – Bartek wskazał ręką na dziewczynę, która od razu wstała i podała mi dłoń, przy czym zmierzyła mnie swoim wzrokiem od góry do dołu. Zawstydziłam się i zarumieniłam przez co było mi jeszcze bardziej głupio.
- Cześć – uśmiechnęłam się do Niej a ona odwdzięczyła mi się tym samym. Po chwili podbiegła do mnie Julia która przytuliła się do moich nóg. Stęskniłam się za nią,  przez co od razu wzięłam ją na ręce i podniosłam do góry przytulając do siebie. Dziewczynka też wtuliła się we mnie bawiąc się moimi włosami. Poczułam jej miłość do mnie, która była miłością jakiej nigdy nie zaznałam, czyli siostrzana.
- Chodźcie do stołu – moim oczom ukazała się Justyna niosąca wazę z rosołem. Kobieta była równie elegancka co Ania. Cieszyłam się perspektywą spędzenia tam tylko i wyłącznie dwóch godzin, bo tyle miałam wolnego a później praca.
- Smacznego – tata Bartka uśmiechnął się do Nas i dał wszystkim znać, że czas zacząć ucztę. Panowała cisza i zastanawiałam się nad tym, czy dlatego bo nikt nie miał nic do powiedzenia, czy po prostu w tym domu nie rozmawiało się podczas jedzenia. Po rosole przyszedł czas na drugie danie i gdy wszystkie półmiski znalazły się na stole ponownie zajęliśmy się jedzeniem.
- Wszystko już dopięte na ostatni guzik ?- Justyna popatrzyła na Anię i Jacka, domyślałam się o co pytała, o wesele.
- Przed nami miesiąc intensywnej pracy, ale jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Raczej już wszystko mamy załatwione – Ania popatrzyła na Jacka łapiąc go za rękę. Wydawali się być naprawdę szczęśliwi i gotowi na wielki dzień w ich życiu. Według mnie pasowali do siebie i chyba byli gotowi na tak wielki krok.
- Tylko pozazdrościć – ojciec z dumą spojrzał na swojego syna i nie trudno było zgadnąć, że cieszył się z tego, w końcu to był pierwszy Jego syn i znalazł sobie piękną i chyba zamożną dziewczynę.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi i już nie możemy się doczekać. Teraz chodzimy na lekcje tańca by nasz pierwszy taniec wyszedł perfekcyjnie – Ania nie przerywała rozmowy i ciągnęła ten temat a ja czułam się niewidoczna, jakby mnie i Bartka tam nie było. To nie było tak, że chciałam być w centrum zainteresowania, natomiast nie znajdywałam sposobu by włączyć się w rozmowę.
- No proszę, nie wiedziałem, że z Jacka tancerz – Pan Grzegorz śmiał się w stronę syna co spowodowało, że sama się uśmiechnęłam. Dla niektórych to mogło być dziwne, ale sama chciałam przed swoim ślubem zaczerpnąć kilku lekcji z profesjonalnym tancerzem.
- Czego się nie robi dla ukochanej kobiety – te słowa, które padły z ust brata mojego chłopaka, miały w sobie wiele miłości i akceptacji dla ukochanej osoby. Ciekawa byłam czy Bartek byłby skłonny do takich poświęceń, ale to nie był temat na tamtą chwilę.
- I tak trzymać. – Justyna uśmiechnęła się do pary która zajmowała miejsce naprzeciwko mnie i Bartka po czym przeniosła wzrok na mnie i mojego chłopaka. – A Wy, co milczycie ? – prawda była taka, że wraz z Bartkiem byliśmy trochę wycofani i może odrobinę skrępowani.
- Po prostu wszystko co tutaj jest na stole jest wyśmienite i aż odbiera mowę – trochę kokietowałam, ale to było jedyne wytłumaczenie tego, jak się zachowywałam. Bartek nadal milczał, co w ogóle mi nie pomagało, ale wiedziałam, że on też nie czuł się do końca komfortowo w towarzystwie w którym przebywaliśmy.
- A Wy długo  się znacie? – Ania zaczęła przejmować kontrolę nad rozmową, a tym samym nawiązać ze mną jakiś kontakt. Nie poznałyśmy się nigdy wcześniej, ani też Bartek nigdy mi o niej nie opowiadał, więc nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać po nowo poznanej dziewczynie.
- Od września a jesteśmy razem jakoś od marca – nie byłam w stanie powiedzieć jej ile miesięcy znam się z Bartkiem, bo nie chciało mi się liczyć,  natomiast zrozumiałam, że bardzo szybko zaczęliśmy ze sobą być. W sumie to zaczęło się już wcześniej, ale nie chciało mi się jej tego tłumaczy,  a poza tym to nie był czas by wracać do przeszłości.
- To już długo, dziwne, że się nigdy nie poznałyśmy – była miła i sympatyczna. Brałam ją za otwartą osobę co było na plus. Też się zastanawiałam nad tym dlaczego dopiero wtedy miałyśmy się okazję poznać, ale to w sumie nie było ważne. – Ale nie ważne, poznamy się lepiej na weselu – tymi słowami dziewczyna zbiła mnie z tropu i nie wiedziałam jak się zachować. Najlepiej byłoby gdyby Bartek przemówił, lecz on był jak niemowa. Cała odpowiedzialność spoczywała na mnie, ale w sumie ja powinnam była wytłumaczyć to całe zawirowanie.
- Niestety nie będę mogła przyjść, ale mam godne zastępstwo. – w swoich słowach byłam szczera, natomiast  nie chciałam podawać przyczyny, to była moja osobista sprawa i wszystkim dookoła nie chciałam mówić o tym, że wciąż miałam żałobę i nie byłam gotowa na bawienie się w najlepsze, skoro jeszcze tak niedawno chowałam brata. Potrzebowałam więcej czasu na oswojenie się z tym wszystkim i powrócenie do „normalnego” życia.
- Szkoda, ale może da się jeszcze coś zrobić ? – Ania ciągle miała nadzieję, a gdy podniosłam wzrok znad talerza zobaczyłam niezadowoloną minę Bartka, zmieszanie na twarzach macochy chłopaka jak i Jego ojca, Jacek również był świadom tego, czym spowodowana była moja decyzja.
- Raczej nie, ale już teraz życzę Wam wszystkiego najlepszego – uśmiechnęłam się szeroko chcąc dać jej do zrozumienia, że temat dla mnie był zakończony i już nie chciałam o tym mówić.
- Dziękujemy – tym razem usłyszałam głos Jacka, który zakończył ten temat. On wiedział co było grane i dlatego tak uciął tą rozmowę. Do końca obiadu nic się nie działo. Wraz z Anią pomogłyśmy Justynie posprzątać po obiedzie i zrobiłyśmy kawę.
- A Ty czym się zajmujesz? – chciałam się czegoś więcej o niej dowiedzieć, była mi kompletnie obca i ta niewiedza mnie nurtowała. Stałyśmy w kuchni opierając się o blat i czekałyśmy aż woda się zagotuje.
- Jestem kierownikiem oddziału bankowego w mieście – dziewczyna powiedziała to niemal z dumą i nie miałam się czemu dziwić, ponieważ i na mnie wywarło to spore wrażenie. W tym wieku, takie stanowisko to było coś godne pozazdroszczenia, i albo była naprawdę bardzo dobra, albo miała załatwioną posadę przez znajomości, ale nie mnie było to oceniać.
- Gratuluję – uśmiechnęłam się do Niej i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Była kimś ważnym i już wiedziałam skąd dobre ubrania i taka elegancja.
- A Ty już wiesz co chcesz robić w przyszłości? – jej pytanie zwrotne uświadomiło mi jak byłam nieudolna, ale może to było spowodowane wiekiem i milionem zainteresowań.
- Jeszcze myślę nad tym, jakoś nie umiem się zdecydować – cały czas zachowywałam sympatyczny ton głosu i odwdzięczałam się tą radością jaką dziewczyna mnie darzyła.
- Ja od dawna wiedziałam, że chcę pracować w banku i zarządzać zespołem – trochę miałam wrażenie, że mi ubliżyła ponieważ nie musiała tego mówić. Może chciała być miła, ale trochę jej to nie wyszło.
- Niektórzy tak mają – pomogłam Justynie w zanoszeniu filiżanek i do końca naszego pobytu już milczałam. Nie chciałam się niepotrzebnie udzielać czy wtrącać, oni doskonale się rozumieli beze mnie  jak w sumie bez Bartka, który zachowywał spory dystans.

- My się będziemy zbierać, dziękujemy za obiad, kawę i pyszne ciasto – gdy na zegarku ujrzałam godzinę 14 wstałam od stołu i przemówiłam do gospodarzy. Bartek poszedł w moje ślady i również zebrał się od stołu. Chyba był mi wdzięczny za to, że chciałam się już ulotnić.
- Jak to, już? – Justyna była niepocieszona moimi słowami, lecz ja wiedziałam, że nie mieliśmy odwrotu. Praca na mnie czekała, a to był dla mnie priorytet.
- Niestety, ale było nam bardzo miło – podeszłam do kobiety i pożegnałam się z nią jak i z Panem Grzegorzem. Do reszty się jedynie uśmiechnęłam. Później wraz z chłopakiem poszliśmy do przedpokoju zabrać swoje rzeczy i wyszliśmy przed dom, gdzie znajdował się nasz środek lokomocji.
- Spadajmy stąd – z uśmiechem na ustach powiedział do mnie Bartek, gdy podawał kask. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że się nie myliłam, On również chciał już wracać i poniekąd cieszyłam się z naszej jednomyślności. 


 Mam nadzieję, że części podobają się Wam i wynagrodziłam moją niską aktywność :)

czwartek, 27 marca 2014

The experience cz 126

Od razu po pracy pojechałam do kawiarni. gdzie byłam umówiona z Piotrkiem. Dawno się nie widzieliśmy i miałam wyrzuty sumienia z tego powodu, natomiast pęd życia, praca, związek i problemy w domu ostatnimi czasy dawały mi dość porządnie w kość i brakowało mi czasu, ale cieszyłam się, że Piotrek się odezwał i zaproponował spotkanie. Gdy zaparkowałam samochód udałam się w umówione miejsce, gdzie już czekał na mnie Piotrek.
- Przepraszam, że się spóźniłam, ale przebrnąć przez miasto o tej porze graniczy z cudem – podeszłam do chłopaka i przywitałam się w nim całusem w policzek. Swoim uśmiechem chciałam usprawiedliwić swoje zachowanie. Nie lubiłam się spóźniać i było mi z tym naprawdę głupio.
- Spokojnie, ja też niedawno przyjechałem – Piotrek nie był zły na mnie czym mi naprawdę pomógł. Zajęłam miejsce naprzeciwko Niego i wpatrywałam się w Jego szczery i normalny uśmiech, którego dawno u Niego nie widziałam. Miałam nadzieję, że był szczery, a nie udawany na potrzeby spotkania ze mną.
- Co tam słychać? – od razu przeszłam do rozmowy i by zaspokoić oraz uzupełnić swoją niewiedzę o tym, co działo się w życiu Piotrka.
- Może coś zamówimy najpierw, co? Mrożoną kawę chcesz? A może coś zjesz? – miał rację, powinniśmy najpierw coś zamówić. Dobrze, że On nie był tak narwany jak ja. Jego uśmiech mnie rozbrajał i oboje zaczęliśmy się głośno śmiać, jakbyśmy byli sami w kawiarnio restauracji.
- Mam ochotę na coś niezdrowego, pizza? – dawno nie jadłam takich rzeczy i miałam ochotę zapomnieć o zaleceniach lekarzy i zjeść coś na pozór niezdrowego, a tak naprawdę ciężkiego dla żołądka. Piotrek nie przestawał się uśmiechać i wstał od stolika i zamówił jedzenie dla nas. Nie obawiałam się o składniki na pizzę, ponieważ znał mnie i wiedział co lubiłam, także mogłam mu zaufać. Wrócił z sokiem pomarańczowym i usiadł z powrotem przypatrując się mojej twarzy.
- To co u Ciebie? – powtórzyłam poprzednio zadane pytanie. W sumie po to się spotkaliśmy, by porozmawiać o tym, co działo się w naszych życiach, które niegdyś były jednym.
- Dobrze, sprawa się toczy. Twój ojciec jest genialny i naprawdę mu ufam. Jest ostry, ale i konkretny. – Jego słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że Piotrek zaufał mojemu tacie a to dobrze rokowało. – Dziękuję Ci, że zgodziłaś się zeznawać. To wiele dla mnie znaczy – chłopak złapał mnie za rękę i z poważnym wyrazem twarzy podziękował mi za zaoferowaną mu pomoc. Dużo to dla Niego znaczyło i cieszyłam się, że mogłam mu pomagać.
- Nie widziałam powodu, by tego nie zrobić. Słuchaj, to nie jest odpowiedni moment na dziękowanie. Zrobisz to jak wszystko się uda – nie wolno nam było cieszyć się na zapas i zapeszać. Konieczne było zachowanie zimnej krwi i trzymanie głowy na karku. Zawsze najgorsze rzeczy dzieją się w najmniej oczekiwanych momentach.
- Dobra. A co u Ciebie ? – zmiana tematu nastąpiła bardzo szybko i mogłam się tego spodziewać chociaż to nie był koniec moich pytań względem kolegi.
- Jakoś leci. Dużo zmieniło się w moim życiu, nie mieszkam w domu, ale u dziadków – nie czułam się skrępowana by otworzyć się przed Nim. Piotrek był bardzo neutralną osobą i Jego spojrzenie z boku mogło być bardzo pomocne.
- No co Ty? Dlaczego? – Piotrek był zdziwiony moimi słowami i jakoś nie zaskoczyło mnie to. On znał moją rodzinę jeszcze jak każdy z każdym się dogadywał. Dopiero później wszystko się posypało i zrodziło się wiele nieporozumień.
- To długa historia. Nie mogłam z mamą się dogadać. Uważa mnie za gówniarę itp. To już się nazbierało przez ostatnie miesiące i nie mogłam tam wytrzymać, więc się wyprowadziłam. – nie chciałam się zagłębiać w szczegóły bo to, co się działo pomiędzy mną a mamą, to był materiał na dobrą patologiczną książkę, a jakbym chciała mu to wszystko opowiedzieć to zajęłoby nam całe popołudnie plus noc.
- Nie mogę w to uwierzyć. Serio? – Piotrek odchylił się trochę do tyłu, jakby chciał nabrać perspektywy na to wszystko. Chyba na początku uznał to za żart, ale patrząc na moją twarz wyszedł z błędu.
- Tak. Nasza rodzina nie jest już taka sama jak kiedyś. Dużo się pozmieniało – zrobiło się bardzo poważnie. Momentalnie wróciłam wspomnieniami sprzed kilku miesięcy, kiedy byłam jeszcze z Piotrkiem i miałam obraz na sielankę, jaka panowała wtedy w moim domu.
- A nadal jesteś z Bartkiem? – domyślałam się dlaczego zadał to pytanie. Chciał się dowiedzieć czy i w tej kwestii coś się zmieniło. Tym razem nie miałam zamiaru Go zaskakiwać.
- Tak. Chociaż czasem nie jest kolorowo, to nadal jesteśmy razem – wiadome było to, że zawsze dobrze być nie może, natomiast ja z Bartkiem biliśmy jakieś rekordy w nieporozumieniach. 
- To widzę, że lekko nie masz – to było stwierdzenie a zarazem pytanie. Nie było czego ukrywać, miałam ciężki okres w swoim życiu, ale uważałam, że i tak dobrze sobie z tym radziłam.
- Raz jest lepiej a raz gorzej. – nie było tak, że ciągle i niezmiennie było ciężko. Były lepsze i gorsze momenty, więc żyjąc już prawie 19 lat na tym świecie, zdążyłam się do tego przyzwyczaić. – A Ty masz kogoś? – chciałam rozrzedzić atmosferę i z uśmiechem na twarzy, zmieniając klimat zadałam to pytanie.
- Myślisz, że jakaś dziewczyna chciałaby być ze mną i z moimi problemami? – bardzo mnie zaskoczył swoją wypowiedzią. Był poważny, jakby zwątpił w swój urok i w to, jakim fajnym był facetem.
- Ale to nie ma znaczenia. Nie możesz tak myśleć. Sam mając takie założenie powodujesz, że ludzie mogą mieć podobne. Musisz uwierzyć w siebie. w to, jakim dobrym chłopakiem jesteś, z procesem czy bez niego. To akurat nie ma znaczenia. Ważne jest jaki jesteś w środku. – teraz ja złapałam Go za rękę, ale po chwili musiałam ją puścić ponieważ przyszedł kelner z pizzą.
- Łatwo Ci mówić – Piotrek nie dawał za wygraną i brnął w to, o czym przed chwilą mówił. Było to niezrozumiałe dla mnie. Czy ja byłam jakaś inna, że tego nie zauważałam?
- To, że ktoś odwróci się od Ciebie bo jesteś o coś tam oskarżony, to znaczy tylko o Jego płytkości. Nie starałabym się Ci pomóc gdybym wiedziała, że jesteś złym chłopakiem. Kiedyś przecież coś nas łączyło i uwierz mi, że pojawi się taka dziewczyna, która zaakceptuje Ciebie takim jakim jesteś. Tak samo jest z Bartkiem. Przecież on też miał problemy z prawem, agresją itp. I kocham Go bardzo mocno pomimo tego jaki był. I tak też będzie z Tobą, ale musisz sam siebie nie przekreślać. – może moje słowa były moralizatorskie i brzmiały jak kazanie ,ale nie mogłam słuchać bredni jakie wygadywał. Przecież jeden błąd nie przekreśla naszego całego życia. To, co będzie  w przyszłości jest w naszych rękach i nie możemy o tym nawet na moment zapominać. Zdarzają się chwile zwątpienia, ale od czego byli przyjaciele?
- Jesteś kochana. Coraz bardziej żałuję, że tak się wtedy zachowałem – wiedziałam o czym mówił, o tym jak mnie rzucił po śmierci Maćka, ale to była moja wina. To ja poleciałam do Bartka, chamsko odwracając się od Piotrka. Miał święte prawo ze mną zerwać i nie słuchać wyjaśnień.
- Gdybym się wtedy inaczej zachowała to nie rzuciłbyś mnie. Powiedzmy sobie jasno, wtedy ja do tego doprowadziłam, a Ty dokonałeś formalnego zerwania. Sama się o to prosiłam. – nie byłam łaskawa wobec siebie, ale taka była prawda. Człowiek robi różne głupoty, ale życie bez błędów nie byłoby prawdziwym życiem.
- Nie wracajmy do tego. Cieszę się, że po tym wszystkim potrafimy się spotkać, porozmawiać i sobie pomóc – Piotrek uświadomił mi, jak dojrzali byliśmy. Nie każdego byłoby stać na utrzymanie kontaktów z byłym partnerem. Kiedyś stroniłam od tego, ale cieszyłam się, że Piotrek dążył do tego i udało nam się zachować kontakt.
- Masz rację. Smacznego – zapach pizzy był nie do zniesienia. Już nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Zabraliśmy się za jedzenie, panowała cisza, która w żaden sposób mi nie przeszkadzała. Gdy zjedliśmy postanowiliśmy się przejść po parku i wstąpić na lody. Rozmawialiśmy o planach na wakacje, a raczej ich braku, o mojej pracy, że będę musiała z niej zrezygnować na rzecz roku szkolnego i klasy maturalnej. O tym, że nie nieustannie nie wiedziałam co chciałam robić w przyszłości.

- Gosia, obiecasz mi coś? – przystanęliśmy naprzeciwko siebie. Piotrek był poważny co mnie trochę zaniepokoiło. Bałam się, że mnie zaraz pocałuje, czy zrobi coś nieodpowiedniego.
- Co takiego ? – nie wiedziałam do czego dążył oraz czego miałam się spodziewać. Może to było dziwne, ale Piotrek cały czas wracał do tego jak byliśmy razem, co dawało mi do myślenia, ponieważ prawie byłam pewna, że ciągle coś czuł do mnie.
- Że pomimo wszystko, nie zerwiesz ze mną kontaktu. Chociażbym siedział w więzieniu będziemy trzymać się razem. Proszę – trzymał swoje ręce na moich ramionach, co mnie trochę krępowało. To było ważne dla Niego i postanowiłam mu to obiecać. Nie zamierzałam Go zostawiać samego.
- Obiecuję – normalnie bym zaprzeczyła, że przecież nie pójdzie do więzienia, natomiast nie o to tam chodziło, bardziej, byśmy ciągle byli znajomymi. Piotrek zrobił krok do przodu i mnie przytulił. Nie było w nic nadzwyczajnego, gdyby nie podniósł po chwili głowy i nie próbował mnie pocałować. Kiedy musnął moich ust szybko odwróciłam głowę. Byłam zaskoczona jak i nie wiedziałam jak się zachować. Czułam że obietnica, jaką przed chwilą złożyłam, była zaplanowana łącznie z próbą pocałunku.
- Nie zmuszaj mnie bym Ci sprzedała liścia. – nie zamierzałam się obrażać czy kłócić. Uśmiechałam się  do Niego czym Go bardzo rozbawiłam. Odwrócił głowę śmiejąc się głośno. Chyba miał nadzieję, że uda mu się zrealizować z góry założony plan, natomiast nie tędy była droga do mojego serca.
- Przepraszam – oboje śmialiśmy się z tego co zaszło. To nie był powód do wszczynania awantury. Szliśmy w stronę samochodu. Czas było się już pożegnać, nasze spotkanie trwało około 4 godzin więc już wystarczająco długo.
- Będę lecieć. Do zobaczenia w sądzie i jak coś to dzwoń. Pa – dałam mu buziaka w policzek i wsiadłam do pojazdu. Piotrek chwilę przytrzymał drzwi przypatrując się mnie. Nic nie mówił więc nie potrafiłam zrozumieć skąd to zachowanie, natomiast wolałam już nie pytać. Niespodziewanie zamknął drzwi i odszedł, jakby już się napatrzył na mnie. Postanowiłam już się tym nie zajmować o pojechałam do dziadków. W sumie miałam jeszcze jedną, niezałatwioną sprawę z Bartkiem, ale nie chciałam do Niego jechać. Wolałam zadzwonić.

poniedziałek, 24 marca 2014

The experience cz 125

Wczorajszy wieczór spędziłam siedząc z dziadkami przy ognisku, była to dla mnie naprawdę  magiczna chwila. Dawno się tak nie zrelaksowałam i nie poczułam wolna. Do późnych godzin siedzieliśmy ogrzewając się palącym ogniem. Starałam się wszystko poukładać sobie  w głowie, co w cale nie było takie łatwe. Pogubiłam się w swoim życiu, ale na szczęście miałam Bartka, dziadków i przyjaciół w postaci Martyny i Filipa. Nie byłam z tym sama, dzięki czemu nie popadałam w depresję.
Tego dnia spałam bardzo spokojnie i wreszcie mogłam rzec, że się wyspałam. Całe to wiejskie otoczenie działało na mnie łagodząco. Wstałam ok godziny 11 i dookoła panowała piękna cisza, którą zakłócał śpiew ptaków, co mi w ogóle nie przeszkadzało. Ubrałam pierwszą lepszą sukienkę jaką znalazłam w walizce i zeszłam na dół, gdzie babcia szalała w kuchni.
- Siadaj, zaraz naszykuję Ci coś do zjedzenia – kobieta obróciła się w moją stronę, tym samym uraczając mnie pięknym, radosnym uśmiechem. Brakowało mi takiego traktowania, rodzinnej atmosfery. Od kiedy Ireny z nami nie było, to w domu nie czułam rodzinnej atmosfery. Nie było wspólnych obiadów, zapachu świeżo upieczonego ciasta czy pełnej lodówki jedzenia. Co prawda, mogłam sama o to zadbać, ale jakoś wewnętrznie czułam, że to wszystko i tak nie zostałoby docenione, nikt pewnie nie znalazłby czasu na to by razem zjeść obiad czy kolację, każdy robił sobie jedzenie na własną rękę. Babcia podała mi herbatę i świeżo upieczone ciasto drożdżowe. Ona wiedziała co najbardziej lubiłam, więc od razu na stole postawiła również masło i dżem truskawkowy. Samo ciasto drożdżowe jakoś nie podbijało mojego serca, ale w zestawieniu z masłem i dżemem było tak rewelacyjne, że mogłam jeść bez opamiętania i ewidentnie o to babci chodziło.
- Kochana jesteś – nie marudząc, ani się nie ociągając zabrałam się za jedzenie. – Idę na taras – jakoś nie mogłam oprzeć się panującej pogodzie. Wzięłam wszystko przełożyłam na stół znajdujący się na tarasie i tam kosztowałam się cudownymi smakami. Byłam też sama ze sobą, co pozwoliło mi się wewnątrz wyciszyć i dojść do harmonii. W moim życiu toczyła się rewolucja, natomiast musiałam być cierpliwa i wyćwiczyć w sobie opanowanie. Nerwy w niczym mi nie pomagały i bardzo chciałam się tego trzymać. Po pewnym czasie straciłam rachubę czasu i dla pewności poszłam do kuchni by spojrzeć na zegarek. Było już porządnie po 12, więc pędem poszłam się szykować do pracy i po pożegnaniu się z dziadkami pojechałam do hotelu. Byłam trochę przed czasem, ale to w niczym mi nie przeszkadzało. Siedziałam z słuchawkami w uszach kiedy do szatni wszedł Michał, widziałam, że coś mówił do mnie, więc wyciągnęłam słuchawki z uszu i uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Cześć, co tam? – nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego w jak dobrym humorze byłam. To było zaskakujące, w ogóle ten dzień był inny, dziwny, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
- Już jesteś? Co tak wcześnie? – Michał też miał dobry humor i od razu wiedziałam, że będzie nam się dobrze pracowało. Najważniejsza była dobra atmosfera w pracy, a reszta szła gładko i nie było przeszkód.
- Tak jakoś wyszło. – wyłączyłam telefon i nie wiedząc czemu, samej siebie nie rozumiejąc przyglądałam się Michałowi jak się przebierał. Normalnie, tak jak kiedyś odwróciłabym głowę, ale tego dnia jakoś nie mogłam się powstrzymać. Ciągle nie wiedziałam co takiego było w tym chłopaku, że mnie intrygował i raz wprawiał w zakłopotanie a raz w rozluźnienie, tak jak tamtego dnia. Jasnym było to, że nie mogłam wypierać się tego iż był przystojny i normalnym było to, że podobał się kobietom i w ogóle tego nie negowałam, natomiast chodziło tylko i wyłącznie o mnie. Przecież miałam chłopaka i kolega nie powinien był wzbudzać we mnie takich odczuć, ale chyba po prostu byłam tylko kobietą, tak jak facet jest po prostu facetem i ma przypisane pewne zachowania, nie tylko w oparciu o stereotypy.
- Chodź – wyrwał mnie z zamyślenia i czekał na mnie byśmy wspólnie mogli pójść na recepcję. Pracowało nam się bardzo dobrze i czułam, że stanowiliśmy naprawdę zgrany duet. Oczywiście, że jeszcze wszystkiego nie wiedziałam i o pewne rzeczy musiałam się pytać Michała natomiast i tak uważałam, że radziłam sobie dobrze.
- Czas na obiad – powiedziałam w sumie sama do siebie, ale też i do kolegi, kiedy zauważyłam, która godzina była na zegarze. Chwila przerwy i odpoczynku była wskazana, ponieważ ze względu na koniec tygodnia bardzo dużo ludzi się kręciło w hotelu i ręce mieliśmy pełne roboty.
- Wreszcie – Michał nie czekając na dalsze zachęcanie w mig oderwał się od pracy i przepuszczając mnie w przejściu poszliśmy na stołówkę. Tam nałożyliśmy sobie jedzenie na talerze i byliśmy pod ostrzałem spojrzeń ze strony Patrycji. Miałam już dość jej zachowania i tego jak na mnie patrzyła, natomiast nie chciałam rozkręcać afery i robić jej wyrzutów. – Chyba już lepiej się dzisiaj czujesz?- to pytanie trochę mnie zbiło z tropu, lecz dało mi do zrozumienia, iż on nie był całkiem obojętny w stosunku do mnie, tzn. że interesowało Go co się u mnie działo.
- Tak, poukładałam sobie trochę życie, na nowo. – nie chciałam być tajemnicza w swoich słowach, ale też nie chciałam Go zarzucać tym, co się u mnie działo. Dało mi to do zrozumienia, że On o mnie dużo wiedział a ja tak naprawdę o Nim nic.
- Mieszkasz u chłopaka? – nie patrzył na mnie lecz na swój talerz. Oczywistym było dla mnie to, że chciał uciec wzrokiem i nie widzieć mojej reakcji. Jego pytanie było zadane w dziwny sposób, jakby sobie już na nie odpowiedział, ale nie był świadom tego, jak bardzo się pomylił.
- Nie, u dziadków. Tak szybka nie jestem – uśmiechałam się do współpracownika i sama zaskoczyłam się tonem własnej wypowiedzi, ponieważ pomimo żartobliwości była poważna. Zawstydziłam się gdy Michał podniósł wzrok na wysokość mej twarzy i wtedy swoje oczy zanurzyłam w zupie.
- No proszę, tego się nie spodziewałem – kokietował, ewidentnie miał coś zadziornego w swym głosie. Odłożył łyżkę na bok i opierając się rękoma o blat patrzył na mnie dość filtrującym wzorkiem. Nie wiem czym kierowałam swoje zachowanie, ale postąpiłam dokładnie tak jak on.
- To jeszcze mało mnie znasz – dopiero po czasie zdałam sobie sprawę z tego, że z nim flirtowałam. Patrzyłam w Jego oczy, w których był spokój i taki azyl. Michał był skrajnie innym chłopakiem niż Bartek, natomiast mnie urzekały szaleństwa.
- Mam nadzieję, że będę mógł bardziej poznać – podrywanie dziewczyn było Jego specjalnością i nie dało się ukryć, że miał spore doświadczenie w tej kwestii, ale musiałam zachować zdrowy rozsądek i być wstrzemięźliwa, ewidentnie romanse i zdradzanie, nie było w moim stylu.
- Już prawie dałam się nabrać – wstałam od stolika śmiejąc się szczerze. Michał zrozumiał moje słowa i kiwał głową na znak, że zdradziłam Jego zamiary i podążył za mną. Udaliśmy się na stanowisko pracy, gdzie już zajęliśmy się pracą. Nie rozmawialiśmy już tego dnia, ani nie spędzaliśmy przerwy, bo nie mieliśmy na to czasu. Gdy wyszliśmy z hotelu czekał tam na mnie Bartek, ucieszyłam się na Jego widok i nie zważając na to, że szłam z Michałem, podbiegłam do chłopaka i wskoczyłam mu w ramiona. Nie zrobiłam tego specjalnie, ani nie chciałam urządzać teatrzyku, po prostu cały dzień Go nie widziałam, ani nie miałam z nim kontaktu i to sprawiło, że moja tęsknota była olbrzymia.
- Hej – powiedziałam do Bartka kiedy już stałam na ziemi i byłam w ramionach chłopaka. – Co Ty tutaj robisz? – nie ukrywałam swojego zdziwienia Jego obecnością, ponieważ miałam nocować u dziadków, a my nie umawialiśmy się,
- Chciałem Cię zobaczyć i tyle – to było romantyczne i takie miłe. Nie spodziewałam się tego po nim i mile mnie zaskoczył.
- No proszę, Bartek romantyk – mimo, że się odrobinę śmiałam z Niego, to i tak się cieszyłam z szczęścia jakie przy sobie posiadałam. Obok już nie było Michała, lecz była Patrycja, która nie odwracała wzorku ode mnie i od mojego chłopaka. Zaczynałam przeczuwać kłopoty kiedy szła w naszym kierunku. Jej zachowanie było niepokojące i takie ściągające same nieprzyjemności.
- Radzę Ci się trzymać z dala od Michała. A Ty lepiej pilnuj swojej dziewczyny, bo wierna Tobie nie jest – Patrycja stanęła przy Nas i chamsko wypowiedziała powyższe słowa. Byłam mega zaskoczona i poirytowana jej prostactwem. Momentalnie spojrzałam na Bartka, bo zaczynałam się bać o Jego reakcję i o to jaki przyjął pogląd na to wszystko. Był zazdrosny i słowa dziewczyny były czymś w rodzaju iskry zapalnej.
- Kpisz sobie? Idź się leczyć – ostro powiedziałam do Niej. Marzyłam o tym by Bartek nie wziął jej słów na poważnie i dał mi to wszystko wytłumaczyć. Wiedziałam, że był nerwowy i działał impulsywnie i to mnie niepokoiło. Jak ona w ogóle śmiała to zrobić? Nie mogłam uwierzyć, jak można było być tak głupim i zawistnym. Jeszcze gdybym miała coś na sumieniu a tak, zostałam oskarżona o coś czego nie robiłam.
- Nie, to Ty się zastanów. Bo na dwa fronty grać nie będziesz – pogroziła mi palcem i odeszła. Byłam zła i oburzona tym wszystkim. Miałam jeszcze na głowie Bartka. Kiedy spojrzałam na Jego twarz znalazłem na Niej zwątpienie we mnie. Może mylnie to odczytałam, ale musiałam się upewnić.
- Chyba jej nie wierzysz?! – pełna wyrzutów kierowanych w stronę chłopaka, byłam już słaba. Nie sądziłam, że takie coś mnie kiedyś spotka. Takie rzeczy działy się w filmach i jakiś opowieściach, ale nie w moim życiu! Żyłam jakby w innym świecie i to mnie przerażało. Kiedyś świat nie był tak zawistny a obecnie wszystko szło w złym kierunku i to mnie niepokoiło.
- A nie powinienem?- Bartek zachowywał pewność siebie i swego rodzaju nieskruszoność. Rozumiałam, że to nie było miłe, ale ja nie mogłam odpowiadać za czyjeś głupie pomysły.
 – Wystarczyło by przyszła jakaś dziewczyna i powiedziała coś od rzeczy, a Ty wątpisz we mnie? – uważałam, że nasza miłość i to co się pomiędzy nami znajdowało, było silne i trwałe, natomiast życie a dokładniej sytuacja w jakiej się znalazłam pokazała, że to wszystko było ulotne i uwarunkowane czynnikami zewnętrznymi.
- Chyba musi mieć jakieś powody co? Przecież tak sobie tego nie wymyśliła – to było to czego się obawiałam. Doszukiwał się czegoś, czego nie było. Byłam zmęczona i chciałam uciec od tej trudnej rozmowy. To nie było nazbyt dojrzałe, ale czułam się poniekąd usprawiedliwiona.
- Platoniczna miłość? Nie wiem czy to można nazwać powodem. Jest zakochana w chłopaku z którym jestem na recepcji i tyle. Ot to cała historia. – znudzonym głosem skróciłam mu „powód” tego całego zajścia. Nie wiem, czy byłam przekonująca czy też nie, ale na tamten dzień miałam dość wrażeń.
- Czyżby? A może jednak ma o kogo być zazdrosna?- Bartek założył ręce na piersi i z wyższością się na mnie patrzył. Wiedziałam, że zwątpił we mnie i uwierzył Patrycji, a nie mnie. Nie powiem, że mnie to nie bolało, czułam się zdradzona.
- Jak się uporasz z jakimiś nieuzasadnionymi obawami, wiesz gdzie mnie szukać. Pa – dałam mu buziaka w policzek i wsiadłam w swój samochód, odjeżdżając z parkingu. Byłam zła, że Patrycja chciała skłócić mnie z moim chłopakiem, że bez podstawnie oskarżała mnie o zdradę a Bartek w to uwierzył. Chciałam być wyrozumiała i postawić się na Jego miejscu, ale bolało mnie to, że tak nie wiele wystarczyło, by przestał mi wierzyć.

Przepraszam Was za taką zwłokę z tą częścią, ale w czwartek wyjechałam na weekend do Krakowa, więc byłam na mini wakacjach. Natomiast już odpoczęłam, nabrałam wiatru w żagle, więc będzie tylko lepiej :) 

wtorek, 18 marca 2014

The experience cz 124

Jeżeli chodzi o przedpołudnie i tą część dnia, którą miałam już za sobą to było normalnie – wstałam rano i byłam w pracy. W sumie nie działo się nic ciekawego, co warte byłoby uwagi. Nawet nie miałam czasu na dłuższą rozmowę z Michałem, ponieważ mieliśmy spory ruch w hotelu i ciągle była rotacja. Natomiast jeśli chodzi o to, co aktualnie robiłam to jechałam do dziadków. Stresowałam się rozmową z nimi i tym jak zareagują na moją decyzję, chociaż byłam pewna, że nie odmówią mi udzielenia pomocy. U nich zawsze znalazło się miejsce dla mnie, więc teoretycznie nie miałam się czym przejmować, ale świadomość, że ich syn a mój tato, zawiódł mnie i tak naprawdę nie zrobił nic, by zapobiec temu wszystkiemu była bolesna nie tylko dla mnie i z pewnością będzie także dla dziadków. Gdy zajechałam na miejsce to zanim wysiadłam z samochodu odebrałam dzwoniący telefon, o dziwo na wyświetlaczu ujrzałam imię byłego chłopaka.
- Tak słucham? – mimo iż wiedziałam kto dzwonił, to automatycznie powiedziałam słowa, którymi odbierałam telefony.
- Cześć, tu Piotrek – uśmiechnęłam się sama do siebie słysząc Jego głos. Był radosny i szczęśliwy, co było kompletnym zaskoczeniem, ponieważ ostatnie nasze rozmowy były ponure, ale to nie wynikało z stosunków i relacji panujących pomiędzy nami.
- Hej, co tam? – skoro dzwonił to musiał mieć jakiś powód i byłam ciekawa co tym razem skłoniło Go do wykonania telefonu, oczywiście cieszyłam się, że zadzwonił, tylko ciekawość wzięła górę.
- Chciałbym Cię zaprosić na kawę – byłam niemniej zaskoczona tymi słowami niż Jego telefonem. Propozycja jaką mi złożył, była zadziwiająca, ale nie znalazłam powodu by mu odmówić. W końcu jak dzwonił to miał powód a z racji problemów jakie towarzyszyły mu w życiu, to czułam się zobowiązana do spotkania się z nim.
- Ale taką mrożoną z dużą ilością bitej śmietany – próbowałam rozgonić towarzyszące mi napięcie przed spotkaniem z dziadkami. Rozbawiłam Piotrka swoimi słowami i poniekąd o to mi chodziło.
- Jasne, co tylko zechcesz. Podaj termin a ja się dostosuję – nie przestawał się śmiać, co powodowało, że i ja uśmiechałam się sama do siebie.
- Dzisiaj jest czwartek i już nie dam rady a jutro mam do pracy na popołudnie, więc rano chyba odpada, ale w sobotę po południu jestem wolna. Od godziny 14 – potrzebowałam chwili na głośną dedukcję by się nie pomylić a później nie odwoływać spotkań.
- Dobra, to odezwę się w piątek żeby potwierdzić, napiszę sms czy coś a później umówimy się co do miejsca. To już Ci nie przeszkadzam, do zobaczenia – ucieszył się z mojej zgody i tego, że naprawdę byłam zainteresowana tym spotkaniem. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się to przekazać Bartkowi a on spokojnie przyjmie to do wiadomości.
- Ok, to do usłyszenia – pożegnałam się z nim i po rozłączeniu wysiadłam z samochodu, biorąc ze sobą torbę z rzeczami. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do domu dziadków.
- Cześć! – krzyknęłam kiedy nikt nie wyszedł mi naprzeciw, byłam ciekawa gdzie się podziali.
- Cześć kochanie – babcia wyszła z kuchni, akurat byli w trakcie obiadu, stąd też ten brak przywitania. Położyłam torbę na ziemi i przytuliłam się do kobiety. Biło od niej ciepło i serdeczność, która powodowała, że żałowałam iż nie była moją mamą a babcią, chociaż i tak to była dobra wiadomość.
- Nie przeszkadzam Wam? – weszłam wraz z staruszką do kuchni, gdzie uściskałam dziadka i nadal stałam w przejściu, ponieważ głupio mi trochę było zwalać się im na głowę.
- Co Ty gadasz, siadaj już Ci nakładam obiad – babcia od razu mnie popędziła i zrozumiałam, że to ja byłam głupia, że się bałam i miałam jakieś obiekcje.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam się do Niej i usiadłam obok dziadka. Męczyłam swoje dłonie przenosząc na nie stres i mętlik, który miałam w głowie odnośnie doboru słów i sformułowania zdań. – Potrzebuję Waszej pomocy – zabrzmiało to bardzo poważnie a na dodatek głos mi się trząsł. Babcia od razu odwróciła się w moją stronę i po chwili podała mi talerz. Dziadek nic nie mówił, co powodowało, że zaczęłam się zastanawiać czy czasem tata już do nich nie dzwonił i nie uprzedził ich o moim zachowaniu. – Dzwonił do Was ostatnio tata? – postanowiłam się upewnić czy to aby nie był mój wymysł, czy może trafiłam. Dziadkowie patrzyli na mnie poważnie odrywając się od poprzednich czynności.
- Nie, chyba tydzień temu. Co się stało? – oni faktycznie nic nie wiedzieli i słowa starszego mężczyzny utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Ciężko było mi spojrzeć im w oczy, ale klamka zapadła i już było pozamiatane, więc musiałam się z tym zmierzyć.
- Wyprowadziłam się z domu i chciałabym żebyście mnie przygarnęli, chociaż na jakiś czas – patrzyłam na zmianę, raz na babcię a raz na dziadka starając się coś wyczytać z ich twarzy. Zaszokowałam ich swoimi słowami, co wprowadziło mnie w poczucie winy, nie z powodu kłótni z mamą, ale poniekąd zawodu gospodarzy domu, w którym przebywałam.
- Dziecko możesz tu zostać tak długo jak zechcesz, nikt Cię nie  będzie wyganiał. Tu też jest Twój dom – dziadek zaskoczył mnie tym co powiedział. Raczej spodziewałabym się tego po babci natomiast On wykazał dużo ciepła w stosunku do mnie. Zareagowałam łzami szczęścia i smutku. To była sytuacja patowa i dobrze o tym wiedziałam.
- Dziękuję – przytuliłam się do Niego i starałam się powstrzymać łzy co w cale nie było łatwe.
- Jedz Skarbie, później porozmawiamy – zobaczyłam uśmiech na twarzy kobiety która siedziała naprzeciwko mnie i zgodnie z jej słowami zabrałam się za jedzenie. Ciągle układałam sobie w głowie to co chciałam im powiedzieć w trakcie rozmowy jaką mieliśmy przeprowadzić, ale nieustannie stawałam w miejscu. Wiedziałam jedno, nie chciałam ich oszukiwać, zatajać czegoś tak jak przed Bartkiem. Z Nimi mogłam być całkowicie szczera i jak miałam mieszkać u Nich, to musiałam powiedzieć im całą prawdę. Moim zamiarem nie było wywołanie złości na ich syna, ale czułam, że to może być nieuniknione. Nawet starałam się postawić na Jego miejsce i skupić się na tym, jak ja bym się zachowała gdybym była nim, odpowiedź sama nasuwała mi się na myśl, że stanowczo bym zareagowała, ale może to było generowane przez to, że cały czas miałam w sobie swoje uczucia.
Po obiedzie usiedliśmy wspólnie na tarasie i to był moment, kiedy musiałam zdobyć się na szczerość.
- Zaczęło się od rozmowy o tatuażu. Tata kazał mi to przemyśleć i nie podejmować decyzji pochopnie. Natomiast po tym jak poszłam do swojego pokoju, rodzice zaczęli się kłócić. Mama obwiniała za moją decyzję Bartka. Powiedziała, że ten tatuaż to Jego wina i to On mnie namawia, ma na mnie zły wpływ. Chciała nas rozdzielić, ponieważ On jest inny, a ja powinnam znaleźć sobie normalnego chłopaka, bo przez Niego zmarnuję sobie życie. A kłótnie jakie mają miejsce pomiędzy nami. czy mną i Asią czy Marcinem, to też wina Bartka, a ja jestem zwykłą gówniarą która manipuluje ojcem i chcę ich skłócić. Miałam dość jej oskarżeń i tego jak chciała rządzić moim życiem, to się spakowałam. Później jak byłam w pracy to przyszedł tata, chcąc mnie namówić do powrotu,  tylko, że On zwyczajnie bał się, że wybrałam Bartka i że to On jest ważniejszy. Na koniec zarzucił mi, że chcę rozdzielić Go z mamą. – było tego dużo, i było to bardzo skomplikowane. Przerwałam na chwilę, by wziąć powietrze w płuca i zwrócić się do babci - Babciu ja nie wiem co się stało mamie, ale ona szaleje a tata stoi i nic nie robi. Niby mu zależy na mnie i na mamie, ale mam wrażenie, że to ja cierpię – nie chciałam się wybielać czy robić ze swoich rodziców najgorszych ludzi, ale ja nie zamierzałam wrócić do domu i ponownie  znosić te kłótnie. To nie było na moje siły i nerwy.
- Tu zawsze się znajdzie miejsce dla Ciebie. Uważam, że to są Twoje decyzje i jak będą błędne to i tak nikt Cię przed tym nimi ustrzeże. Błędy to rzecz ludzka – babcia przytuliła mnie do siebie i chyba co najważniejsze, rozumiała mnie lepiej niż własna matka.
- Kocham Was i dziękuję. Ja wiem, że nie ucieka się od problemów, ale ja naprawdę już nie miałam siły na kłótnie i udowadnianie, że Bartek jest dobrym chłopakiem. Kocham Go i nie chcę Go stracić, straciłam już Maćka i nie chcę by to się powtórzyło – w oczach miałam łzy z smutku jaki mi towarzyszył. Bolały mnie te wszystkie nieporozumienia z rodzicami, a wyprowadzka nie załatwiała sprawy, cały czas myślałam o tacie i mamie, ale wiedziałam, że słusznie zrobiłam.
- Jesteś dla Nas jak własne dziecko. Nie martw się rodzicami, tu jesteś bezpieczna – dziadek znowu zdał się na czułość. To ostatnie zapewnienie, bardzo dużo dla mnie znaczyło, naprawdę poczułam się bezpieczna i kochana. Może do końca nie zgadzali się z moją decyzją, ale przynajmniej mnie nie potępiali a dbali o to bym czuła się lepiej. Dbali o mnie lepiej niż właśni rodzice.
- Nie wiem jak Wam się odwdzięczę, jesteście cudowni – popatrzyłam im głęboko w oczy, które uśmiechały się do mnie. Oczywiście, była w nich nuta smutku czy złości,  ale generalnie byli radośni a tym samym dali mi nadzieję, na to, że wszystko jakoś się ułoży i może nie będzie tak jak dawniej, ale będzie dobrze. – Mam jeszcze do Was jedną prośbę. Chcę żebyście wiedzieli, że naprawdę jestem Wam wdzięczna za udzieloną pomoc i dlatego nie chciałabym by to spowodowało, że wystąpią jakieś nieporozumienia między Wami a rodzicami. – zależało mi na tym, by przekazać dziadkom iż byłam zobowiązana wobec ich pomocy, ale nie chciałam doprowadzać do kłótni z tatą czy z mamą. Prosto mówiąc chodziło mi by się nie wtrącali bo nie chciałam im zaszkodzić.
- Dziecko, Ty się niczym nie martw, tylko dbaj o siebie. – słowa babci w nieznacznym stopniu mnie uspokoiły. Byłam pod dobrą opieką i miałam to czego najbardziej w tamtym momencie potrzebowałam, czyli ciszę i spokój.


czwartek, 13 marca 2014

The experience cz 123 2/2

Bartek od razu otworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Nie wzięłam ze sobą torby z rzeczami z bagażnika, ponieważ nie chciałam tego dźwigać. Nastrój miałam bardzo średni i czułam się wykończona dniem, który na szczęście już dobiegał końca. 
- Hej – powiedziałam do chłopaka i zdjęłam buty wraz z kurtką. Wreszcie mogłam spokojnie odetchnąć i chociaż na chwilę zmienić otoczenie oraz klimat.
- Cześć – przywitał mnie całusem w policzek – napijesz się czegoś? – Bartek nie czekając na moją odpowiedź poszedł do kuchni, gdzie akurat gotowała się woda. Nie miałam ochoty na nic ciepłego a raczej potrzebowałam czegoś, co by mnie rozluźniło.
- A masz coś mocniejszego? – dawno nie piłam alkoholu i pamiętałam, że lekarz zalecił mi wstrzemięźliwość, ale fizycznie czułam się znacznie lepiej i po prostu potrzebowałam czegoś, co trochę by mnie odczuliło a przede wszystkim pozwoliło spokojniej, bez nerwów spojrzeć na zdarzenia dzisiejszego dnia.
- Mówisz poważnie? – Bartek obrócił się w moją stronę i patrzył niedowierzając moim słowom. Usiadłam wygodnie na kanapie i masowałam stopy, które tego dnia dostały niezły wycisk.
- Jak najbardziej – po moich słowach Bartek wyłączył wodę i zrobił mi drinka. Jako barman znał się na tym i wiedziałam, że i tym razem mnie nie zawiedzie. Bez słowa usiadł obok mnie a ja od razu napiłam się napoju, jaki mi przygotował. Na raz wzięłam kilka łyków a szklanka była prawie pusta.
- Coś się stało?  Mam wrażenie, że jesteś jakaś dziwna, sam nie wiem, chyba smutna – nie dało się Go oszukać i zaprzeczać temu jak się czułam. Na mojej twarzy malowało się zmęczenie, ale głównie było na niej widać smutek i rozczarowanie. Wiedziałam, że musiałam mu opowiedzieć o tym, co wydarzyło się pomiędzy mną a rodzicami. Bartek delikatnie gładził moje włosy, odgarniając je z mojej twarzy. Ten dotyk, był bardzo przyjemny, to był miód na moją skórę.
- Pokłóciłam się z mamą – nie patrzyłam na Niego tylko ponownie uraczyłam swój organizm alkoholem. Musiałam jeszcze bardziej się wyluzować by sensownie wszystko Bartkowi przekazać. – Możesz? – podałam mu pustą szklankę z wiadomą prośbą. Bartek pokiwał przecząco głową, ale i tak wstał i ponownie zrobił mi drinka. Tym razem nie czekałam aż usiądzie tylko zaczęłam mówić – spakowałam swoje rzeczy – to były dwie najistotniejsze informacje. Chłopak od razu, gdy usłyszał moje słowa odwrócił się do mnie i patrzył bardzo zdziwiony.
- O co? – podał mi pełną szklankę i znowu zasiadł obok mnie. Byłam zaskoczona naszą rozmową, która naprawdę była spokojna i inna od poprzednich. Poczułam, że naprawdę mogłam mu zaufać, On naprawdę potrafił słuchać.
- O tatuaż – automatycznie odwróciłam głowę od chłopaka i patrzyłam się w jakiś nieznany mi punkt. Nie wiem czemu to przeciągałam, wiedziałam, że nic mnie nie ominie a szczerość w związku to była podstawa.
- I dlatego się wyprowadziłaś? Jak się domyślam, mama wyraziła sprzeciw – Bartek położył swoją dłoń na moim kolanie, co spowodowało, że spojrzałam mu w oczy. Po chwili zarzuciłam nogi na nogi Bartka, a swoją głowę oparłam o kanapę. Chłopak mówił z olbrzymią troską w głosie, czym przelewał swoją miłość do mnie. Dawno nie był tak opiekuńczy i troskliwy.
- Ona myśli, że to Twoja wina, tzn. że gdyby nie Ty, to nigdy bym o tym nie pomyślała – czułam się strasznie z tym jak zachowywała się moja mama. Czułam się też winna, winna za moją mamę i jej myśli oraz słowa.
- Gosia, ale spróbuj to zrozumieć, ona martwi się o Ciebie i robi to z troski o Ciebie. – Bartek był jakby w innym ciele, nie wiedziałam, co mu się stało, że się tak zmienił. Obiecałam sobie, że całej prawdy mu nie powiem, bo to by Go za bardzo zabolało, a ja przecież nie chciałam Go zranić.
- Ja wiem, ale to moja decyzja a ona czepia się wszystkiego, by mi to wybić z głowy. Ja naprawdę nie potrafię, się z nią dogadać, to jest wręcz niemożliwe. Nie czuję się dobrze w tym domu, mam dosyć kłótni i sprzeczek. Ona nie widzi za cień swojej winy, szuka jej w każdym dookoła, ale nie w sobie a tak nie można. Jak mam mieszkać z Nią pod jednym dachem, gdy Ona obwinia Ciebie za to, co przychodzi mi do głowy? To są moje decyzje i moje życie.- miałam nadzieję, że choć trochę uda mi się Go przekonać by mnie zrozumiał a jak już tego nie mógł zrobić, to chociaż by mnie wspierał. Bardzo potrzebowałam przyjaciół wokół siebie. Wyprowadzenie z domu, które przyszło tak nagle z dnia na dzień, było trudną decyzją i takim przełomem w życiu, mimo iż sama o tym zdecydowałam.
- Gosia – Bartek głaskał mnie po plecach a ja znowu wzięłam alkohol do ust, którego działanie już odczuwałam.
- Poczekaj – przerwałam mu by dokończyć swą wypowiedź. To nie było wszystko, co wydarzyło się rano i później – Tato był u mnie w pracy, zauważył, że się wyprowadziłam. Pokłóciliśmy się. On chce być neutralny i mieć mnie i Ją, ale on musi coś zrobić. Mama szaleje a On tego nie widzi. Wiesz co on dzisiaj mi zasugerował? Że próbuje rozwalić naszą rodzinę, że to ja chcę Go rozdzielić z mamą. Po takim czymś mógłbyś dalej mieszkać z nimi w jednym domu? – ja naprawdę nie miałam zamiaru się wybielać, ale Bartek musiał zrozumieć dlaczego spakowałam swoje rzeczy. To wszystko ciężko mi przechodziło przez gardło natomiast musiałam się tym z Nim podzielić.
- Oj dziewczyno – Bartek przysunął się bliżej mnie i odłożył już ponownie pustą szklankę. Przytulił mnie do siebie dodając otuchy. – Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Torby masz w bagażniku ? – nie odsuwał się ode mnie, tylko nadal mnie obejmował. Nie widziałam Jego twarzy i postanowiłam to wykorzystać. Teraz był przede mną najtrudniejszy moment rozmowy.
- Poczekaj, postanowiłam, że zamieszkam u dziadków – po moich słowach Bartek puścił mnie i patrzył mi w oczy i nie rozumiał, dlaczego tak zdecydowałam. Modliłam się o to, by się nie zezłościł. Wzięłam głęboki oddech i gdy chciałam coś powiedzieć, Bartek przemówił.
- Dlaczego? Przecież masz mnie i możesz tu zostać – czułam, że Jego też zawiodłam. Nie tego się spodziewał i potraktował to, jako swoją porażkę, ale przecież tak nie było.
- Wiem i dziękuję Ci za to, ale zaufaj mi, że tak będzie lepiej. Ja nie chcę by rodzice pomyśleli, że poświęciłam ich dla Ciebie, czy że jesteś ważniejszy. Jesteście równie ważni dla mnie i chciałabym, by za nic Cię nie winili. Nie wiem czy dobrze robię, ale mieszkając u dziadków zachowam jakąś równowagę. Ja nie chcę przed nikim uciekać czy chować się. Nie traktuj tego, jako braku zaufania.. Ja obecnie nie wiem, co dalej z moim życiem i póki niczego nie zdecyduję, chciałabym zachować bezpieczne drogi powrotu – to, co powiedziałam było całą szczerością, jaka mieściła się w moim sercu. Gdyby to nie pomogło, nie miałam żadnego awaryjnego wyjścia czy planu. Postawiłam wszystko na jedną kartę i pozostało mi mieć nadzieję na wyrozumiałość chłopaka, który siedział obok mnie.
- Do niczego zmuszać Cię nie będę, ale pamiętaj, że zawsze jest tutaj miejsce dla Ciebie – Bartek przybliżył się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach. To było wynagrodzeniem tego paskudnego dnia. Miałam przy sobie ukochaną osobę, która okazała się aniołem.
- Kocham Cię – wzięłam Jego twarz w swoje dłonie i patrząc mu w oczy zdeklarowałam miłość. Przynajmniej to mi się udało. Nic nie działo się bez przyczyny i to było tego dowodem. Coś zawsze musiało się wydarzyć by coś innego mogło to zrekompensować, chociaż nie dało się tym wynagrodzić całego zła, to przynajmniej zalążek szczęścia został zasiany.
- Zjesz coś? – Bartek wstał zabierając szklankę. To nie było wszystko, co chciałam mu powiedzieć. Ten dzień był długi i nie chciałam wielu rzeczy zatajać przed chłopakiem.
- Nie, już jadłam kolację. Dzisiaj przed domem spotkałam chłopaka winnego śmierci Maćka – chociaż to nie było czymś tak poważnym jak kłótnia z rodzicami to musiałam mu to zrelacjonować.
- Przypadkowo? – Bartek był w szoku i oderwał się od swoich czynności i opierając się o blat w kuchni patrzył na mnie.
- Nie. Czekał na mnie, chciał porozmawiać. – wstałam z miejsca, które zajmowałam i podeszłam do chłopaka stając przed nim i głaszcząc Go po brzuchu.
- Czego chciał? – głos już miał inny, silniejszy i poważny. Towarzyszyła mu zazdrość i strach o mnie. Bartek martwił się o to, jak to zniosłam, szczególnie biorąc pod uwagę moje ostatnie problemy psychologiczne.
- Jego mama jest pielęgniarką w szpitalu i dowiedział się, że tam byłam. Chciał przeprosić i spytać się czy kiedyś mu wybaczę. Źle trafił, bo akurat byłam po kłótni z mamą i wyładowałam na nim swoją złość. Doszło do małych rękoczynów, ale na szczęście krzywdy mu nie zrobiłam – było mi głupio za swoje zachowanie i przyznanie się przed Bartkiem było odrobinę upokarzające.
- No proszę, ale nie jest mi go żal – Bartek uśmiechnął się w moją stronę i znowu mnie pocałował. Nie przerywałam tego, bo sprawiał iż nie czułam się tak fatalnie, gdy wchodziłam do Jego mieszkania.

- Idę wziąć prysznic – gdy zakończyliśmy ten akt miłosny poszłam do łazienki by się odświeżyć. Później już nie działo się nic nadzwyczajnego. Położyliśmy się z Bartkiem do łóżka i przytuleni do siebie zasnęliśmy. Ten dzień był cholernie długi i ciężki – kłótnia z mamą, później z tym chłopakiem. Następnie wizyta u Martyny i Filipa, praca i kłótnia z tatą a na koniec rozmowa z Bartkiem. Nie myślałam o seksie, tylko o tym by odpocząć i jak najszybciej zasnąć by rano móc wstać o godzinie 5 i jechać do pracy. 

poniedziałek, 10 marca 2014

The experience cz 123 1/2

Zatrzymałam się na parkingu i zadzwoniłam do Martyny. Miałam nadzieję, że odbierze i znajdzie dla mnie czas. Czułam ogromną potrzebę rozmowy z kimś bliskim, kto pomógłby mi to wszystko ogarnąć.
- Tak słucham? – usłyszałam głos przyjaciółki, był radosny i beztroski. Zazdrościłam jej spokoju jaki panował w jej życiu. Miałam ochotę się rozpłakać, ale musiałam być silna.
- Cześć tu Gosia, jesteś może w domu? – od razu przeszłam do konkretów. Wciągałam głęboko powietrze by nie rozpaść się na tysiąc kawałków podczas tej rozmowy telefonicznej.
- Tak, jest też Filip. Coś się stało? – ucieszyłam się, że byli tam oboje. Bardzo chciałam wtulić się w Filipa i pozwolić mu mnie uspokoić. Przez chwilę wróciłam wspomnieniami do poranka i od razu zaczął mi drżeć głos i zaczynałam płakać.
- Mogę do Was przyjechać? – byłam słaba i to było straszne. Tak bardzo starałam odbudować siebie, a tu moi rodzice zniszczyli to, co zbudowałam. Musiałam zaczynać od początku i znowu przez to wszystko przechodzić. Mieli mi pomagać a tylko powodowali, że czułam się znacznie gorzej.
- Jasne, Gosia wszystko w porządku? Gdzie jesteś? – czułam zmartwienie w jej głosie, natomiast nie było ze mną aż tak źle, bym nie dała rady przyjechać do Niej.
- Zaraz będę – szybko się rozłączyłam i pojechałam do przyjaciółki. Trochę czasu miałam do pracy, z 3 godziny,  które wystarczały na rozmowę i zastanowienie się co dalej. Nie miałam daleko do Martyny i starając się ominąć korki byłam już u Niej po 10 minutach. Nie brałam torby z bagażnika, ponieważ nie przewidywałam nocować u dziewczyny. Od razu poszłam pod drzwi do Jej domu i gdy zapukałam, otworzył mi Filip. Bardzo się cieszyłam, że to był akurat On i bez wahania, zbędnego zastanawiania się, przytuliłam się do Niego i zaczęłam płakać, z rozpaczy jaka ki towarzyszyła, momentami zaczynało brakować mi powietrza. Byłam słaba i właśnie wtedy to okazałam. Nic nie mówiłam, tylko płakałam w Jego koszulkę. Filip znał mnie doskonale i tylko mnie mocniej przytulił do siebie i głaskał po plecach, dając możliwość spuszczenia nerwów. Czasem takie moje płacze trwały 10 minut a czasem pół godziny. Nie wiem jak długo tak staliśmy, ale trochę czasu minęło. Gdy już nie miałam czym płakać odsunęłam się od Niego i ujrzałam Martynę. Ona jeszcze mnie w takiej wersji nie widziała, co mnie skrępowało.
- Kochana co się stało? – była zaniepokojona moim zachowaniem, natomiast postanowiłam ominąć jej pytanie i patrzyłam na Filipa.
- Chodź, spokojnie – złapał mnie w pasie i zaprowadził do salonu. Usiadłam na kanapie i trzymając się Go za rękę opowiedziałam im całe zajście jakie miało miejsce rankiem.
- … spakowałam rzeczy i wyjechałam- poznali powód mojej mini wyprowadzki. Gdy to wszystko powiedziałam na głos poczułam się jeszcze gorzej i poznałam beznadziejność sytuacji. Kochałam faceta, którego moja mama nie akceptowała i na którego zwalała wszelkie problemy. On na to nie zasłużył.
- Spokojnie, możesz pomieszkać u mnie, albo u Martyny, nie zostawimy Cię samej – Filip dał mi zapewnienie noclegu, lecz nie chciałam im się zwalać na głowę. Wiedziałam, że to nie problem dla nich, ale nie wiedziałam kiedy będę gotowa wrócić do domu, a z drugiej strony to nie było najważniejsze.
- Dziękuję, ale nie mogę, nie wiem ile to potrwa. Pojadę do dziadków, tak będzie najlepiej. Filip tylko ja nie wiem co dalej, ja się z mamą nie dogadam a ona nie zaakceptuje Bartka. Za wszystko Go obwinia, a On nic złego nie zrobił. Ona się strasznie zmieniła a ja nie potrafię znaleźć z nią nici porozumienia, a tata, On chce być neutralny, ale tak się nie da – bardziej się tym martwiłam a nie miejscem do spania. Nigdy nie sądziłam, że będę się tak kłócić z mamą.
- Obie byłyście zdenerwowane, zobaczysz ona to sobie przemyśli i się dogadacie. Nie martw się tak tym. – Martyna włączyła się do rozmowy a w jej głosie było wiele troski. Wiedziałam o co im chodziło, niedawno byłam w szpitalu i bali się, że przez to zajście ponownie się tam znajdę. Ja również się tego obawiałam i chciałam się przez tym ustrzec, ale to nie było łatwe.
- Jak chcesz to porozmawiam z nią czy z Twoim tatą, oni nie mogą Cię tak traktować. Jesteś dorosła, kochasz Go  i nie zabronią Ci się z nim spotykać. Nie zamkną Cię w domu przed nim, bo ja na to nie pozwolę – Filip był stanowczy i zawsze stawał po mojej stronie, był rycerzem, który chciał pewne sprawy załatwić za mnie, bym sama nie musiała tyle cierpieć. Znał mnie od dawien dawna i nigdy nie zostawił mnie samej. Już kiedyś rozmawiał z moim tatą, jak jeszcze byłam z Wojtkiem. Czasem trzecia osoba jest bardzo pomocna.
- To nie jest chyba dobry pomysł. Mama i tak nie zmieni zdania, jest głucha na wszelkie tłumaczenia. Najgorsze jest to, że ja nie wiem jak się teraz zachowywać wobec Bartka, czy mu o tym powiedzieć czy nie. Jak on się zdenerwuje to pójdzie do mamy i jej powie co myśli, a ja nie chcę by się kłócili. – przewidywałam taki obrót spraw, podejrzewałam, że Bartek nie przyjmie tego spokojnie. Sama byłabym zezłoszczona gdybym dowiedziała się, że ktoś mnie nie akceptuje przez to ile mam pieniędzy w portfelu, kim są moi rodzice czy przez tatuaże. Nie można było przez to skreślać ludzi.
- Nie wiem czy dobrze  zrobisz mówiąc mu o tym, jeszcze jakiś głupot narobi. – Filip sam nie wiedział co mi doradzić. Byłam w trudnej sytuacji szczególnie wobec swojego chłopaka.
- No właśnie, a jak nie powiem to będzie miał pretensje, że ukrywałam to przed nim, poza tym będę miała straszne wyrzuty sumienia – zależało mi na tym by się już nie kłócić z Bartkiem i zachować czyste relacje. Zawsze musiało się coś spieprzyć, bo przecież u mnie nigdy nie może być dobrze. Wykańczałam się tym wszystkim i traciłam radość życia. Znowu się rozpłakałam a Filip ponownie mnie przytulił.
- Płacz – cicho zwrócił się w moją stronę i mocniej się w Niego wtuliłam. Najchętniej bym usnęła, ale musiałam iść do pracy. Nie miałam ochoty się tam zjawiać, ale to był dobry sposób by chociaż na te kilka godzin o tym nie myśleć. Po chwili wytarłam łzy i próbowałam dojść do siebie.
- Na 14 mam do pracy. Martyna ogarniesz mnie jakoś? – popatrzyłam na przyjaciółkę, która kiwnęła głową i wyszła. Wróciła z pełną kosmetyczką i zaczęła mnie malować. Byłam podpuchnięta i czerwona. Musiałam jakoś porządnie wyglądać by nie straszyć ludzi w hotelu. Po dwudziestu minutach byłam gotowa.
- Masz, weź to – Martyna podała mi tabletki, co mnie zaskoczyło, ponieważ o nic nie prosiłam. – To na uspokojenie, poczujesz się trochę lepiej i przebrniesz przez pracę – podała mi jedną pastylkę i szklankę z wodą. Wzięłam bez wahania, ponieważ nie mogłam już płakać a musiałam dać radę.
- Dziękuję – przytuliłam się do Niej starając się powstrzymać łzy.
- Co zamierzasz? – Filip popatrzył na mnie niepewnie, ponieważ miałam jeszcze godzinę zanim musiałam zjawić się w pracy.
- Dzisiaj prześpię się u Bartka, porozmawiam z nim, ale do końca nie powiem mu o co poszło. Tylko tyle, że pokłóciłam się z mamą o tatuaż i ona pomyślała, że to przez Bartka, nic więcej. A jutro pojadę do dziadków i u nich będę mieszkać – wydawało mi się to najrozsądniejsze wyjście.
- Chodź, powinnaś coś zjeść – Martyna zawołała mnie z kuchni gdzie przygotowywała posiłek. Byłam im naprawdę wdzięczna za opiekę, jaką mnie otoczyli. Myśleli za mnie o pewnych sprawach i powodowali, że jakimś cudem byłam w jednym kawałku. Miałam najwspanialszych przyjaciół na świecie i to oni byli moim prawdziwym szczęściem.
- Dobrze – krzyknęłam do dziewczyny i ponownie spojrzałam na Filipa – Co o tym myślisz? – chciałam poznać Jego zdanie na temat mojego planu i tego co zmierzałam zrobić.
- Wydaje się to być rozsądne. Gosia dzwoń do mnie i informuj o tym gdzie jesteś i jak się czujesz, w każdej chwili, nie ważne o której godzinie i nieważne gdzie będziesz to Ci pomogę, przytulę. – Jego zachowanie i postawa dawały mi znać, że nie byłam sama. Miałam za sobą Jego i Martynę.
- Kocham Cię – złapałam Go za rękę i wspólnie poszliśmy na obiad jaki przygotowała Martyna. Cały czas miałam mętlik w głowie natomiast tabletka od Martyny zaczynała działać. Powoli schodziło ze mnie napięcie i już nie chciało mi się płakać. Starałam się wyciszyć i spokojnie podejść do sprawy.
Gdy zjadłam od razu pojechałam do hotelu a w między czasie napisałam sms’a do Bartka, czy mogę u Niego spać. Od razu odpisał mi, że mam się głupio nie pytać tylko przyjeżdżać po pracy.


W hotelu był spory ruch i dzięki czemu nie miałam zbyt dużo wolnego czasu by wracać myślami do zdarzeń z przedpołudnia. Michał widział, że towarzyszył mi brak humoru i osowienie, przez co trzymał się trochę na dystans. Rozmawiałam z Panią Kasią i pozwoliła mi przyjść w niedzielę godzinę później, więc spokojnie mogłam jechać na obiad do Bartka taty.
Około godziny 20 do hotelu wszedł mój tato. Jego obecność bardzo mnie zaskoczyła i w pierwszej chwili chciałam schować się pod ladę,  natomiast nie było to możliwe, ponieważ On od razu mnie zauważył. Byłam zła, że tam przyszedł i nachodził mnie w pracy. Nie miałam mu nic więcej do powiedzenia ponad to, co powiedziałam  rano, więc zbędnym wydawało mi się z nim rozmawiać.
- W czym mogę pomóc? – Michał zwrócił się do mojego taty, jeszcze nie wiedząc, że mężczyzna właśnie mnie złożył wizytę.
- Ja do Gosi – tato poważnym tonem zwrócił się do Michała i podszedł do mnie. Patrzył mi w oczy a ja chciałam się zapaść. Wiedziałam po co przyszedł, byłam pewna, że zobaczył kartę kredytową na stole i spostrzegł się, że zabrałam laptopa przez co mógł domyślić się, że się wyprowadziłam – Możemy porozmawiać? – zapytał nadal nie odrywając wzroku od mojej osoby.
- Jestem w pracy – nie mogłam sobie ot tak prowadzić prywatnych rozmów w czasie pracy, szczególnie, że ciągle byłam pod ostrzałem spojrzeń ze strony konsjerża.
- Nie zajmę Ci dużo czasu, proszę – był poważny i naprawdę mu zależało na tej rozmowie. Przez swój szacunek do Niego nie potrafiłam Go tak zbyć.
- Poczekaj – wiedziałam, że z Michałem nie będę miała problemu, ale nie mogłam bez niczyjej zgody opuścić stanowiska pracy. Podeszłam do konsjerża mając nadzieję, że pozwoli mi na krótką rozmowę ze swoim ojcem.
- Mogłabym chwilę porozmawiać z tatą? To ważne, nie zajmie mi to dużo czasu – byłam zestresowana ponieważ osoba, do której się zwracałam przez cały czas miała kamienną minę. Strach narastał we mnie i nie wiedziałam, co za chwilę miało nastąpić.
- Masz kwadrans – niby powiedział to z wyższością, ale nadal pozostawał miły. Czas jaki dał mi na załatwienie tej sprawy był wystarczający, a nawet byłam pewna, że skończę wcześniej.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do mężczyzny i od razu zawróciłam do taty. – Chodź za mną – nie czekałam na jakąś reakcję z Jego strony, tylko od razu ruszyłam do szatni. To miejsce było odpowiednie na rozmowę. Tata nic nie mówił tylko szedł za mną.
- Co chcesz? – zwróciłam się do niego, gdy weszliśmy do pomieszczenia i tato zamknął za sobą drzwi. Stałam z założonymi rękoma i patrzyłam wymownie na Niego. Pomimo, że bardzo chciałam, to nie potrafiłam wspiąć się na wyżyny sympatycznego tonu głosu.
- Czemu spakowałaś swoje rzeczy? Przecież do chore – tak jak myślałam, zauważył to, że przez najbliższy czas postanowiłam nie mieszkać w domu.  Potrzebowałam zmienić otoczenie i wyczyścić atmosferę, która była zatruta przez mamę.
- Chorym jest to, że widzisz jak Ona szaleje a nie reagujesz. Pozwalasz jej na obrażanie mnie i Bartka. – miałam żal do Niego i postanowiłam się z tym nie kryć. Mogłam być szczera wobec taty i to robiłam. Może to był wyraz egoizmu z mojej strony, że chciałam by stawał za mną, ale w zaistniałych okolicznościach nie widziałam innego wyjścia.
- A co mam zrobić? Kocham Was obie i zależy mi na Was – tato położył swoje dłonie na moich ramionach, to był Jego chwyt  by złagodzić moje złowrogie nastawienie i złość na Niego. Wiedziałam, że mnie kochał bo innej możliwości po prostu nie było, natomiast to nie wystarczało.
- Mnie się pytasz co masz robić? Chcesz dla wszystkich dobrze a gówno wychodzi! – nie dałam się tak prosto przekonać. Może gdyby zamiast Niego przyszła mama i ona przeprosiła, to może zachowywałabym się inaczej, ale On musiał się określić, nie możliwym było działanie na dwa fronty.
- Gosia uspokój się – już nie mówił takim spokojnym głosem jak przed chwilą, był poirytowany moim tonem głosu jak i decyzją, którą podjęłam. Moje zdenerwowanie udzielało się również niemu.
- To za dużo jak na mnie. Nie zrezygnuję z Bartka, kocham Go i nie pozwolę byście nas rozdzielili – chciałam postawić sprawę jasno. Jeżeli moi rodzice chcieli byśmy mieli dobry kontakt,  musieli zaakceptować mój wybór, mimo, że mógł być on błędny i może w przyszłości miałam z tego powodu cierpieć, ale na pewno to musiałaby być moja decyzja.
- Dlatego się wprowadzasz do Niego? Jest ważniejszy od Nas? – to był szantaż emocjonalny a On był dobry w te klocki, ponieważ był prawnikiem i znał sztuczki jak wprowadzić zamęt w czyjejś głowie, ale ja dobrze wiedziałam, że toczył ze mną grę i nie dałam się w to wciągnąć.
- A mama jest ważniejsza ode mnie? Nie martw się, nie będę z nim mieszkała. Ale szczerze? Ostatnio wszędzie jest mi lepiej niż w domu – może moje słowa były brutalne i ostre, ale taka była prawda. Nawet dało się to zauważyć. Ostatnimi czasy w domu byłam gościem, a nie mieszkańcem.
- Nie mów tak. Wróć do domu – zabolało Go to, ale nie mogłam kłamać i oszukiwać, że czułam się tam jak ryba w wodzie. Jeszcze gdyby to Jego zachowanie było inne, to byłoby inaczej, natomiast On tak naprawdę nie robił nic by załagodzić to wszystko.
- Nie ma takiej możliwości. Nie wrócę tam, przynajmniej dopóki… W sumie nie wiem co musiałoby się stać bym znowu tam zamieszkała. To nie jest tak, że Was nie kocham, ale zobacz co się stało z naszą rodziną. Przecież to już fikcja. – nie dałam mu się przekonać. To nie było tak, że za daleko poszłam w swoich słowach i z powodu dumy nie chciałam tam wrócić. Po prostu nie zniosłabym więcej kłótni z mamą, nie zamierzałam też całemu światu udowadniać, że Bartek był dobrym chłopakiem i nie miał na mnie złego wpływu.
- To, co mam zrobić, rozstać się z mamą, o to Ci chodzi?! – zdenerwował się i prawie krzyczał na mnie. Za daleko posunął się w swoich wnioskach, poczułam się urażona Jego słowami.
- Oskarżasz mnie o rozpad rodziny?! Twoim zdaniem to moja wina, tak? Czy może Bartka, co? Przejrzyj na oczy i wtedy przyjdź do mnie! Koniec rozmowy – tata był w szoku,  patrzył na mnie jak na kosmitkę. Gdyby nie środki uspokajające jakie dostałam od Martyny to już dawno bym płakała. Może kipiałam arogancją i niechęcią, ale mnie po prostu chodziło o to, by być stanowczą i jasną w swoich słowach. Tato nic nie mówiąc opuścił szatnię a ja wzięłam głęboki oddech i wtedy poczułam ciężar na sercu. To była jedna z najmniej przyjemnych rozmów w moim życiu. Ze złości kilka razy uderzyłam pięścią w szafkę na ubrania. Gdy  z moich ust wydobył się krzyk złości do szatni wszedł Michał. Popatrzył na mnie dosyć niepewnie, chyba nie spodziewał się mnie w takim stanie.
- Wszystko w porządku? – z troską w głosie zwrócił się do mnie. Po tej okropnej rozmowie potrzebowałam trochę empatii i bardzo spontanicznie podeszłam od kolegi i przytuliłam się do Niego. On chyba załapał o co mi chodziło, ponieważ mocniej mnie objął swoimi dłońmi. Zamknęłam oczy i starałam się chociaż na chwilę wyciszyć myśli jakie kłębiły się w mojej głowie. Po niedługim czasie usłyszałam jak ktoś wszedł do szatni, myślałam, że to był konsjerż, ale gdy otworzyłam oczy ujrzałam Patrycję. Pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie była taka, że tylko tego mi jeszcze brakowało. Spokojnie rozluźniłam uścisk i palce przyłożyłam do oczu by pozbyć się zalążków łez.
- Lepiej? – Michał ponownie zwrócił się do mnie. Nic nie powiedziałam tylko kiwnęłam twierdząco głową. Bałam się jak mógł brzmieć mój głos. Nagle zobaczyłam jak Patrycja wyciągnęła w moją stronę rękę z chusteczkami higienicznymi. Byłam zaskoczona, ponieważ o mało brakowało a zmieniłabym o niej zdanie.
- Spokojnie, nie będę płakać – odpowiedziałam na wyciągniętą dłoń w moim kierunku i popatrzyłam na Michała. Zastanawiałam się czy było słychać moją rozmowę z tatą i czy już wszyscy wiedzieli o tym co działo się w moim życiu.
- Co to był za facet? – słowa chłopaka odgoniły moje podejrzenia i wynikało z nich, że nic nie słyszał i w głowie kłębiło mu się kilka pytań a wszystkie wynikały z troski.
- Mój tata, wracajmy do pracy – gdyby nie to, że stała tam Patrycja i chcąc nie chcąc wszystko by słyszała, to może bym coś więcej mu powiedziała. Nie chciałam by zaraz pól hotelu plotkowało o moim życiu i żebym była tematem numer jeden, dosyć miałam problemów i więcej nie było mi potrzebne. Michał chyba wyczuł, że nie chciałam o tym rozmawiać, więc od razu podążył za mną i wzięliśmy się do pracy. Na koniec zmiany poszliśmy do szatni by się przebrać i postanowiłam, że gdy będziemy sami to wytłumaczę się mu ze swojego zachowania, natomiast znowu nie było to możliwe gdyż w szatni plątało się kilka osób. Gdy wyszliśmy na zewnątrz i zanim Michał wsiadł do samochodu podeszłam do Niego.
- Dziękuję za wsparcie. Mam trudny okres w swoim życiu i nie potrafię wyjść na prostą – byłam mu winna jakiekolwiek wyjaśnienia, szczególnie gdy po mojej rozmowie z tatą zjawił się w szatni i dodał mi sił.
- Gdybym mógł Ci jakoś pomóc to daj mi znać, zawsze możesz na mnie liczyć – pogłaskał mnie po ramieniu a z oddali widziałam jak na to wszystko patrzyła Patrycja. Byłam zła, że zawsze pojawiała się w najmniej odpowiednich momentach i przyglądała się mnie i Michałowi.
- Dziękuję, będę pamiętać a jak na razie daję radę. Pomagają mi przyjaciele i chłopak, więc sama nie zostałam – uśmiechnęłam się do Niego dając mu do zrozumienia, że moja sytuacja wcale nie była tak bardzo beznadziejna.
- Wyprowadziłaś się? – byłam zaskoczona Jego dedukcją, miał trafne spostrzeżenie i trochę bezpośrednie, ale nie widziałam powodu by to przed nim ukrywać.
- Tak, ale to bardzo świeża sprawa. Słuchaj, muszę lecieć. Porozmawiamy jutro. – nie chciałam tam dłużej stać i pozwalać Patrycji na karmienie się tym widokiem. Byłam też zmęczona i podejrzewałam, że Bartek też nie odpuści bez słowa wyjaśnienia, chociaż on jeszcze nic wiedział.

- Jasne, jak coś to wal – chłopak dał mi buziaka w policzek i uraczył mnie miłym uśmiechem. Nie byłam w stanie już nic powiedzieć, więc od razu wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam w stronę mieszkania Bartka.