piątek, 30 maja 2014

The experience cz 149

Rano wstałam tak, jakby nigdy nic się nie stało. Byłam co prawda trochę niewyspana, ale byłam szczęśliwa, głównie z takiego powodu, że byłam w Warszawie a to poniekąd sprawiło, że poczułam się wolna od problemów. Szczególnie po wczorajszym spotkaniu Huberta. Temu spotkaniu przypisałam określone znaczenie. Czułam, że to był znak, żebym wreszcie zaczęła normalnie żyć, bo wszystko to, co się działo,  zależało tylko i wyłącznie ode mnie. Uświadomiłam sobie, że to ja miałam władzę nad swoim życiem i nie powinnam była pozwolić by ktoś ją przejął. Znowu czułam, że to ode mnie zależało co zrobię, jak się zachowam.
Z samego rana, razem z Marcinem szybko się wyszykowaliśmy i zeszliśmy na śniadanie, gdzie już czekał na Nas tata.
- Hej – uraczyłam Go całusem w policzek i zajęłam miejsce obok. Tata znacząco spojrzał na Marcina, jakby chcieli się w czymś upewnić i to ich zachowanie wzmogło moją ciekawość. Oni musieli coś knuć za moimi plecami, tylko jeszcze wtedy nie wiedziałam co. – Chcecie mi coś powiedzieć? – wyszłam im naprzeciw i chciałam zaoszczędzić sobie podchodów.
- W sumie to tak. Czas na Twój główny prezent urodzinowy – słowa, które padły z ust taty, były tajemnicze, ale wprowadziły niemały zamęt w mojej głowie. Próbowałam coś wymyślić, przechytrzyć ich myśli, ale miałam kompletną pustkę w głowie.
- To ta bransoletka nim nie była? – spojrzałam na swoją rękę gdzie znajdowały się dwie nowe bransoletki. Jedną już wcześniej dostałam od Marcina, z literką M, natomiast wczoraj wybrałam sobie podobną, tylko w złotym serduszku był wygrawerowany znak nieskończoności i to miał być prezent od taty, więc nie rozumiałam co jeszcze dla mnie szykował.
- Ją można uznać za dodatek. – tata uraczył mnie krótką odpowiedzią i nic po tym nie dodał, a ja czekałam na dalszą część Jego wypowiedzi lecz jedyne czego się doczekałam, to ciszy.
- No dobrze, a co ma być tym prezentem? – zrobiłam się poważna, bo atmosfera zrobiła się też trochę gęsta a miny moich towarzyszy były powściągliwe. Już  zaczynałam się trochę obawiać i czuć lekki strach.
- Kiedyś mówiłaś, że chciałabyś zrobić sobie tatuaż… - Marcin powoli zaczął a ja nie dałam mu skończyć, bo to, co usłyszałam było strzałem w dziesiątkę!
- Naprawdę, mogę?! – byłam w szoku, że  na to wpadli. Szczególnie mój tato, który chciał mi dać to od siebie. Nie spodziewałam się aż tak dużego zaufania, bo jednocześnie pokazał mi, że przystaje na mój pomysł, pomimo, że na początku nie był przekonany do tego pomysłu i starał mi się to odradzić.
- Jeśli tylko tego chcesz – tata miał uśmiech na twarzy i od razu rozpromieniałam, zamieniłam się w motyla, który nabrał kolorów. Nie umiem powiedzieć jak bardzo byłam szczęśliwa. Wiedziałam, że prędzej czy później zrobiłabym sobie tatuaż, tylko miałam świadomość, że jak zrobię to w tajemnicy, albo wbrew woli taty, to będę się z tym źle czuła. Miałam 19 lat, więc nie potrzebowałam niczyjej zgody, ale kac moralny, na pewno by mi towarzyszył.
- Oczywiście, że chcę. Dziękuję – nie patrząc na nic rzuciłam się tacie w objęcia a po chwili zrobiłam to samo z Marcinem. Czy ja mogłam mieć lepszego tatę i brata? To chyba było niemożliwe.
- Masz już wybrany wzór? – Marcin zagaił rozmowę o tatuażu, a ja szukałam w głowie pomysłu. Już od dawna wstępny projekt miałam w głowie, ale chciałam coś do niego dodać. Pierwotnie miała być to jedynie literka M, ale gdy spojrzałam na rękę i zobaczyłam te dwie bransoletki, to już zmieniłam zdanie, a raczej lekko je zmodyfikowałam.
- Chyba tak. – wtedy, oczami wyobraźni widziałam znak nieskończoności a po prawej stronie miało być miejsce na literkę M. Często w internecie można zobaczyć tatuaże ze znakiem nieskończoności i napisem love, life… a ja chciałam w tym miejscu dać pochyłą literkę M.
- A gdzie? – dla taty to było kluczowe zagadnienie bo zależało mu na tym, bym w przyszłości nie miała problemu z tym, że ktoś mógłby mnie nie stygmatyzować z tego powodu, np. nie przyjąć do pracy przez tatuaż. Wiadomo, ludzie różnie reagują na tego typu rzeczy.
- Myślałam by zrobić na żebrach – bałam się tego miejsca, bo byłam szczupła, ale uznałam je za najodpowiedniejsze. Chciałam mieć tatuaż jak najbliżej serca i to miejsce było odpowiednie. Ten tatuaż miał być tylko dla mnie, więc nikt nie musiał na Niego patrzeć.
- Będzie boleć – Marcin lekko się skrzywił i doskonale wiedziałam o co mu chodziło, ale tatuaż nie był skomplikowany, więc miałam nadzieję, że tatuator szybko się z nim upora, a ja będę  cieszyła się efektem.
- Wiem, ale jestem gotowa – już przez tyle przeszłam, że nie bałam się bólu fizycznego. W ostatnim czasie zniosłam naprawdę wiele i czas było zmierzyć się z czymś innym. Najważniejsze było dla mnie to, że w końcu mogłam spełnić swoje kolejne marzenie i tylko tym żyłam.
Prosto po śniadaniu pojechaliśmy do umówionego salonu. Wytłumaczyłam mężczyźnie jaki efekt chciałam osiągnąć, a on wszystko wyrysował, dobrał rozmiar. Zdecydowałam się na niezbyt mały, bo inaczej zginąłby a tak, mogłam spokojnie za każdym razem Go zobaczyć i cieszyć się z Jego posiadania. Samo tatuowanie nie było najprzyjemniejsze, szczególnie, że miejsce wybrałam średnio fortunne, bo nikt nie lubi jak ktoś jeździ mu o żebrach. Ból był odczuwalny, ale czułam, że się uwalniałam od poprzedniego życia, że teraz nic nie będzie takie same.  Na szczęście szybko poszło a  później dostałam wytyczne odnośnie pielęgnacji i zostałam owinięta folią i było po wszystkim. Cieszyłam się, że to zrobiłam, że w końcu dostałam to, czego tak bardzo chciałam.
Ostatnie dni w Warszawie minęły nam naprawdę bardzo szybko i intensywnie. Spędziliśmy je na chodzeniu po sklepach, wizycie w kinie i zwiedzaniu miasta. To był iście rodzinny wyjazd i żadne z nas od tego nie odbiegało. Tata nawet nie brał ze sobą komputera, więc całą uwagę poświęcał zarówno mnie jak i Marcinowi. Cieszyłam się z tego wyjazdu, że mogłam nadrobić czas z bratem i tatą, że mogliśmy zbliżyć się do siebie. Bardzo chciałam, żeby takich wyjazdów było znacznie więcej. Tęskniłam za czasami, kiedy całą rodziną pakowaliśmy się w samochód i wyjeżdżaliśmy, a to na weekend czy gdzieś dłużej na wakacje. Obecnie wszystko się posypało, bo Maciek nie żył a mama odeszła, natomiast byłam pewna, że w trójkę też sobie damy radę ze wszystkim. Nie mogłam pozwolić by tata stracił wiarę w to, że był dobrym ojcem. On naprawdę stawał na wysokości zadania i zajmował się nami jak tylko najlepiej potrafił. Jasne, nie byliśmy dziećmi, ale każdy przecież potrzebuje zapewnienia podstawowych potrzeb – miłości, uznania, bezpieczeństwa. Tego nie da się kupić za żadne pieniądze, wynagrodzić masą prezentów. To musiało płynąć prosto z serca i tak było z moim tatą. To, że zabrał nas na porządne zakupy, gdzie nikt z nas się nie ograniczał, nie powodowało, że nie starał się o Nas, że nie okazywał miłości. On miał dużo zajęć i obowiązków, a przede wszystkim bardzo odpowiedzialną pracę, ale nie raz pokazał, że to My byliśmy na pierwszym miejscu. Nie wymagałam od Niego zgadzania się z każdym moim pomysłem i tak też nie było, postawił się, kiedy uważał to za słuszne, skarcił, kiedy moje zachowanie nie było poprawne, ale nigdy przy tym mnie nie odtrącił. Akceptował mnie taką jaką byłam i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Tak samo było jeżeli chodzi o tatuaż. Dał mi wybór, tylko delikatnie zainsynuował, żeby to nie było w widocznym miejscu, bym nigdy nie musiała zmagać się z problemami z racji Jego posiadania. Dlatego wzięłam to pod uwagę i mój talizman szczęścia znajdował się na żebrach. Nie mogłam się na niego napatrzeć, był idealny i piękny, taki jaki sobie wymarzyłam. Był w takim miejscu, że codziennie mogłam się jemu przyglądać, był idealnie pod zapięciem od biustonosza, także nic nie mogło mi go zasłonić.
Cały ten wyjazd traktowałam jako terapię, która pozwoliła mi się oderwać od problemów, od ciążących złych emocji. Przez te kilka dni ani razu nie zdarzyło mi się pomyśleć o Bartku, no może dwa góra trzy razy, ale i tak był to dobry wynik jak na ten czas. Zyskałam też nadzieję na lepszą przyszłość, że kolejna nieszczęśliwa miłość nie sprawiała, że już nie byłam w stanie się zakochać. Widocznie tak musiało być i skoro tak się wszystko skończyło, to nie byliśmy sobie pisani. Obiecałam sobie, że teraz będę ostrożniejsza, że nie dam nikomu w tak dużym stopniu zawładnąć swoim życiem. Tak naprawdę wszystko podporządkowałam Bartkowi, cała moja uwaga była skupiona na nim i to był błąd. Kiedy nie byłam z Bartkiem to albo byłam w pracy albo w szkole, nigdzie indziej. Zamiast rozwijać swoje pasje i zachowywać się jak przystało na mój wiek, weszłam w poważny związek i o mało co mogłam nie wziąć ślubu, bo to do tego prowadziło. Omal też z Nim nie zamieszkałam. A gdybym wtedy się na to zgodziła, to teraz z podkulonym ogonem musiałabym wrócić do domu, a tak, spokojnie miałam swoje miejsce i nikt nie mógł mnie z Niego wyrzucić.

Nie chciałam wracać do domu, czułam się za dobrze będąc z dala od tego wszystkiego i obawiałam się powrotu, że te wspomnienia, złe myśli, że to wszystko powróci jak tylko przekroczę próg domu. Natomiast nie mogliśmy sobie pozwolić na kolejny dzień wakacji. Tata miał sporo pracy, a za kilka dni miała odbyć się kolejna rozprawa Piotrka. Miałam mu pomóc, a tak skupiłam się na swoich problemach i rozstaniu z Bartkiem, że szczerze o tym i o Piotrku zapomniałam. Musiałam jakoś pomóc temu chłopakowi, udowodnić Jego niewinność, tylko czułam się słabo wiedząc, że byłam wykluczona z gry. Bo co ja mogłam zrobić? Byłam naiwną dziewczyną wierzącą w sprawiedliwość. Nie wiem jakbym się zachowywała na miejscu Piotrka, czy dałabym radę to wszystko udźwignąć. Zawsze jest jeszcze aspekt społeczeństwa, które po jednym błędzie albo ze względu na plotki, traktuje Cię jako przestępcę i skreśla jako człowieka. Już zawsze ciąży brzemię złodzieja, bandyty itp.Piotrek nie był sam, miał mnie, swoją mamę i siostrę no i mojego tatę, który wierzył w chłopaka i wiedząc, że nic nie dostanie w zamian, pomagał mu.

Do domu wróciliśmy dosyć późno, było już po 22 i każdy z nas po wniesieniu masy reklamówek z nowo kupionymi rzeczami, podszedł do swojego pokoju. Ja wzięłam kąpiel a później rozpakowałam torby. Oczywiście stałam też przed lustrem i wpatrywałam się w tatuaż, nie mogąc uwierzyć, że On naprawdę tam był i mogłam cieszyć się nim do końca życia.
Sprawdziłam też wiadomości na facebooku, ale marnie było szukać tam czegoś od Bartka, chyba już się pogodziłam z tym, że On o mnie zapomniał, nie mogłam dłużej zaprzeczać faktom. 

Cześć! Co u Was słychać? Mam nadzieję, że macie się dobrze. Życzę Wam dużo sił i energii bo wiem jak koniec roku szkolnego potrafi być wyczerpujący :) Żyjcie myślą, że już niedługo wakacje a za dwa dni dzień dziecka! Bo przecież każdy z nas jest dzieckiem i ma prawo do świętowania tego dnia! Pamiętajcie, że warto samego siebie rozpieszczać :)

wtorek, 27 maja 2014

The experience cz 148

Wczoraj przyjechaliśmy do hotelu i od razu rozeszliśmy się do swoich pokoi by odpocząć. Każdy z nas marzył o prysznicu i śnie, a ja nawet nie dotrwałam w kolejce pod prysznic tylko zasnęłam, bo przecież położyłam się tylko na „chwileczkę”. Pokój miałam z Marcinem a tata zajmował sąsiedni pokój. Byłam szczęśliwa, że byłam w Warszawie i to w otoczeniu dwóch najważniejszych dla mnie mężczyzn, co z kolei  zweryfikowało życie. Postanowiłam, że to będzie iście rodzinny wyjazd i wyłączyłam telefon. Nie chciałam poświęcać nikomu swej uwagi poza tatą i Marcinem.
Kolejny dzień spędziliśmy najpierw robiąc zakupy w centrum handlowym. Dawno nie oddałam się w szał zakupów a tego dnia mogłam to nadrobić. Kupowałam, a raczej tata kupował, a ja wybierałam rzeczy, które były bardziej i mniej przydatne. Zbliżał się rok szkolny i potrzebowałam uzupełnić braki w postaci trampek, jeansów, bluz, koszul itp. Jakby patrzeć na to z boku, to było tego naprawdę sporo, ale uwielbiałam zakupy i w pewnych przypadkach nie mogłam się powstrzymać a mój rozum nie potrafił się przedrzeć przez bicie serca. Tata z Marcinem również kupili sobie sporo rzeczy a to był też dobry moment na zakupy, ponieważ były wyprzedaże i czasem za naprawdę niewielkie pieniądze można było kupić super rzeczy.
Później poszliśmy na obiad i do kina. Nawet nie zauważyłam kiedy minął ten dzień, tak szybko czas nam przeleciał i już czas było iść spać. Plany na jutro obejmowały spacer po Łazienkach, odwiedzenie Ogrodu Saskiego a reszta miała się stworzyć dopiero jutro.
Teraz leżałam zmęczona w łóżku i z bólu nóg nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na łóżko obok a w nim na śpiącego Marcina. Poczułam, że naprawdę mi na nim zależało i przysięgłam sobie, że nigdy nie oddalę się od Niego. Był ze mną w ciężkich chwilach i nie pozwalał mi się załamać. Zastanawiałam się czy już zasnął czy dopiero miało do tego dojść.
- Marcin, śpisz? - wpadłam na genialny pomysł by złączyć nasze łóżka, ale w pojedynkę nie byłam w stanie tego zrobić a i tak narobiłabym przy tym niezłego hałasu.
- Tak, a czemu Ty nie? - miał żartobliwy ton głosu a zaraz po tym obrócił się w moja stronę z podniesionymi ku górze kącikami ust.
- Złączymy łóżka? - ominęłam Jego pytanie bo i tak nie umiałabym mu na nie odpowiedzieć. Bardziej skupiłam się na tym, by wcielić swój plan w życie i położyć się obok brata.
- Jak za dawnych czasów? Jasne – Marcin od razu zrzucił z siebie kołdrę a ja poszłam w Jego ślady – Jak tylko tu wczoraj weszliśmy to miałem ochotę to zrobić – Jego uśmiech był boski i rozbrajał mnie na łopatki. Kiedyś, jak wyjeżdżaliśmy w piątkę ( z Maćkiem i mamą ) to zawsze z braćmi przesuwaliśmy łóżka bo chcieliśmy spać razem i tak też było tego wieczora. Potrzebowałam czyjegoś ciepła przy sobie i na szczęście mogłam spełnić tą zachciankę. Po chwili wszystko było gotowe a ja byłam wtulona w Marcina. Dla takich momentów lubiłam być w związku a na szczęście miałam inną alternatywę, która wcale nie była gorsza.
- Marcin, myślisz, że źle robię żyjąc tak łatwo bez Bartka? Czy to oznacza, że ja Go wcale nie kochałam? – zastanawiałam się nad tym, czy moje zachowanie nie było spowodowane tym, że moja miłość do Bartka nie była prawdziwa. Oczywiście nie było mi łatwo bez Niego, ale czułam, że sobie radziłam, że udźwignęłam ten ciężar jaki spadł na mnie.
- Co Ty za głupstwa opowiadasz, co? Po tym wszystkim co przeszłaś przez ten rok jesteś silniejsza i teraz to pokazujesz. Swoje uczucia masz w sobie, nie wierzę, że nie ma tam tęsknoty, bólu, strachu… Ale umiesz to trzymać w sobie, pokonywać i żyć dalej. Wiesz co sobie myślę? Że owszem, złapał Ci serce, ale nie złamał Ciebie – brat gładził mnie po głowie i czułam Jego oddech na swoich włosach. Marcin był starszy ode mnie o dwa lata i zdecydowanie mądrzejszy, więc uwierzyłam w Jego słowa. Milczałam myśląc nad Jego słowami Szczególnie nad ostatnim zdaniem „złamał Ci serce, ale nie złamał Ciebie”. Po chwili znowu do moich uszu dotarł głos brata – Czemu ciągle nie wierzysz w siebie? Jesteś taka ładna, mądra, dobra.. A Ty ciągle tego nie doceniasz. – z tym również miał rację, ale już nie był obiektywny.
- Mówisz tak bo jesteś moim bratem – to było jasne, chciał sprawić mi radość i dlatego tak mówił. Przecież nie powiedziałby mi „jesteś brzydka” . Chociaż Marcin z Maćkiem zawsze powtarzali, że nie ma brzydkich dziewczyn, są tylko niezadbane. Zawsze mnie to rozśmieszało, ale poniekąd mieli rację.
- Mówię tak, bo jestem facetem i mam oczy. Pomyśl, co chwilę przyciągasz jakiegoś chłopaka. Bartek, Piotrek, ten kolega z pracy. – Marcin starał się mnie przekonać do swoich racji, ale jakoś opornie mu to szło. Może miał rację, fakt co chwilę kogoś poznawałam i jakoś nigdy sama o to nie zabiegałam, ale uważałam siebie za normalną, przeciętną dziewczynę.
- Dobra, idźmy lepiej spać – czerwieniłam się i nie chciałam dłużej ciągnąć tego tematu. Było już późno a przed nami był kolejny intensywny dzień. Chociaż tak na dobrą sprawę, miło mi się zrobiło jak Marcin mówił mi komplementy. Może miał rację z tym, że nie doceniałam siebie?
- Oj Gosia, Gosia. Jesteś fajną dziewczyną i spójrz na siebie jak na atrakcyjną kobietę. Niczego Ci nie brakuje, masz piersi, pupę. – Marcin sobie żartował za co dostał poduszką po głowie, co zapoczątkowało bitwę na poduszki, a przy tym mieliśmy strasznie dużo śmiechu.
- Jak małe dzieci – opadłam zmęczona na łóżko z bolącym od śmiechu brzuchem. Marcin chyba też już nie miał siły, bo leżał na łóżku głośno oddychając. Fajne było to, że przed chwilą Marcin podrzucał mną jak chciał, niczym rzeźnik mięsem. Byłam szczęśliwa, że pomimo swoich lat, potrafiliśmy się jeszcze bawić i zachowywać jak dzieci.
- Dokładnie – Marcin głośno dyszał a ja robiłam to samo. Niby kilka minut biegania i śmiechu a człowiek zmęczony jak po godzinnym biegu. Cieszyłam się z tego, że byliśmy w takim miejscu, razem i potrafiliśmy dobrze się bawić w swoim towarzystwie. Nie potrzebowaliśmy imprez, alkoholu i nie wiadomo czego jeszcze.
- A teraz do spania, bo jutro nie wstaniemy i tata będzie się denerwował – zgasiłam światło i okryłam nas pościelą. Gdy spojrzałam na zegarek była już pierwsza w nocy a z tatą umówiliśmy się o 9 na śniadaniu a jeszcze rano musieliśmy się ogarnąć itp. Marcin na szczęście dostosował się do mojej prośby i przytuliwszy mnie do siebie zasnęliśmy. 


Nie mogłam zasnąć i nawet nie chciało mi się spać. Kręciłam się w łóżku niczym mucha w rosole i już dłużej nie miałam siły by zmagać się ze swoim organizmem, który nawet nie brał pod uwagę tego, że mógłby iść spać. Ale co miałam robić w pokoju hotelowym? Nie chciałam oglądać telewizji by nie obudzić Marcina a poza tym nie widziałam żadnych atrakcji. Jedyne co wpadło mi do głowy to to, żebym poszła do hotelowego baru, który był czynny do godziny 3. Sama nie wiedziałam po co chciałam tam iść, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Wstałam więc z łóżka i po cichu wzięłam z torby czarną krótką sukienkę i poszłam się przebrać. Nie stroiłam się, nawet nie zrobiłam makijażu. Przeczesałam włosy, założyłam balerinki i zostawiając kartkę na swoim łóżku z wiadomością gdzie się znajdowałam, gdyby czasem Marcin się obudził, wyszłam z pokoju. Po zjechaniu windą szłam holem do baru. W środku było bardzo mało ludzi, większość stanowili mężczyźni bądź pary. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu wolnego stolika, ale po chwili stwierdziłam, że usiądę przy barze.
- Co podać? - dopiero w tamtym momencie zwróciłam uwagę na barmana. Z początku widziałam w nim Bartka, ale szybko to wyobrażenie odeszło. Patrzyłam na obcego mi mężczyznę, nie wiedząc co powiedzieć.
- Sama nie wiem co bym chciała – szukałam w głowie jakiejś sensownej odpowiedzi, ale nic nie nadchodziło. Prawda była taka, że zeszłam do baru by z kimś posiedzieć, pomilczeć albo nawet pogadać. Wiem, rozbieżność, z jednej strony chciałam milczeć a z drugiej rozmawiać, ale taka była prawda. Jedno czego byłam pewna to to, że nie chciałam być sama.
- To proszę zdać się na mnie – chłopak, który ze mną rozmawiał był młody, ale zdecydowanie starszy ode mnie. Wydawało mi się, że mógł mieć z 26 lat. Jeżeli chodzi o  to, jak wyglądał to był przystojnym chłopakiem, który miał przyciągać tłumy dziewczyn do baru, nawet jeżeli był to tylko hotelowy bar. Czemu wszyscy barmani są przystojni? Takie jakieś dziwne zrządzenie losu, a z drugiej strony każdy z nich był przyjazny, że chciało się usiąść i patrzeć, albo nawiązać jakiś bliższy kontakt.
- I pewnie zrobisz mi coś, co zwali mnie z nóg, po czym zaciągniesz mnie do kanciapy i wykorzystasz? - mówiąc to uśmiechałam się do Niego i przybrałam żartobliwy ton głosu. Może nie żyłam na tym świecie zbyt długo, ale wiedziałam jakie drinki potrafią niektórzy zaserwować.
- Nie wiedziałem, że mam do czynienia z czarownicą – chłopak oparł się o blat i skupiał się na moich oczach a ja, całkiem nie wiedząc czemu, robiłam to samo.
- Dlatego wychodzę tylko pod osłoną nocy – żartowaliśmy sobie, ale z poważnymi minami. Było w tym coś elektryzującego, co nie pozwalało nam tego skończyć a popychało, by śmiało w to brnąć.
- Przemieniasz się niczym Fiona ze Shreka – to stwierdzenie było zabawne i wprowadzało mnie w dobry nastrój. Już wiedziałam, że przyjście do tego baru było doskonałym posunięciem, ale nie spodziewałam się, że tak dobrze na mnie wpłynie. Niby nic wielkiego się nie działo, ale już mi się podobało.
- To moja ulubiona bajka – już nie mogłam się powstrzymywać i przybierać kamiennego wyrazu twarzy. Chłopak, który mnie zabawiał również poszedł w moje ślady i pokazał swój czarujący uśmiech.
- To co zrobić? - patrzył na mnie trochę kokietująco a trochę łobuzersko. Nie sposób było oprzeć się temu widokowi.
- Zdaje się na Ciebie – postanowiłam się zdać na Jego barmańską rękę i miałam nadzieje, że tego nie pożałuję. Potrzebowałam trochę alkoholu, jak nigdy miałam ochotę się napić ale nie upić. Wszystko z umiarem.
- A jednak – Jego męskie ego zdecydowanie zostało połechtane a on sam zadowolony z swojego triumfu. - A co taka ładna dziewczyna robi sama o tej porze w tym miejscu? - nieznajomy obrócił się by sięgnąć po butelkę z alkoholem a w międzyczasie zadawał mi pytania. Chyba chciał wziąć mnie na zwierzenia lub coś podobnego, ale nie miałam ochoty być poważną i wracać do tego, co mnie trapiło.
- Już Ci powiedziałam – szczerzyłam swoje białe zęby a chłopak tylko pokręcił głową. Chyba zdał sobie sprawę, że nie naciągnie mnie na szczere rozmowy. Ja sama nadal nie wiedziałam czemu w ogóle wdawałam się z nim w szersze rozmowy. Mogłam przecież zamówić drinka i na tym skończyć, ale czy było coś złego w tym, że miło sobie z nim rozmawiałam? W końcu byłam wolna a na dodatek młoda, mogłam korzystać z życia.
- A no tak. Jesteś z Warszawy ? - nieznajomy nadal próbował się czegoś ode mnie dowiedzieć a mnie było miło, że wzbudziłam Jego zainteresowanie.
- Nie, przyjechałam z tatą i bratem na zakupy. - spokojnie odpowiadałam na zadawane mi pytania, dobrze czułam się w tamtym miejscu.
- Proszę – chłopak podał mi drinka a ja od razu zabrałam się za Jego skosztowanie.
- Jest genialny – szczerze? Nie piłam czegoś tak orzeźwiającego i nisko alkoholowego. To naprawdę było dobre i już wiedziałam, że jeszcze raz będę chciała to samo. - Dla takiego drinka to mogę odwiedzać Warszawę znacznie częściej.
- Ja mam nadzieję, Hubert – chłopak wyciągnął ku mnie dłoń i wypowiedział swoje imię. Ja zrobiłam to samo, tylko wypowiedziałam swoje imię.
- Gosia – cieszyłam się z nowej znajomości oraz z tego, że miło spędzałam tamten wieczór i to na dodatek w towarzystwie przystojnego, dojrzałego chłopaka.
- To teraz mów co robisz na co dzień – chłopak patrzył na mnie zachęcając do mówienia i ewidentnie miał ochotę poznać mnie bliżej a ja nie chciałam się przed tym opierać. Też chciałam wiedzieć o nim więcej i to wszystko działało w dwie strony.
- Jestem w klasie maturalnej. Jak widzisz, dzieciak ze mnie – w porównaniu do Niego to naprawdę czułam się gówniarą. On pewnie już był dalej z nauką a ja jeszcze miałam smar pod nosem.
- No faktycznie, a ja to może dziadek? Tylko laski mi trzeba – fajne było w nim to, że miał super poczucie humoru, takie naturalnie i niewymuszone. Znałam Go od pół godziny a w ogóle tego nie zauważałam.
- Już ją masz – nie mogłam się powstrzymać przed tymi słowami, same cisnęły mi się na usta. Oczywiście żartowałam i Hubert to załapał, ale trochę obawiałam się, że uzna iż w każdym żarcie było ziarnko prawdy.
- Na to liczyłem – chłopak wziął szklankę z napojem jaki on wtedy popijał i stuknął nią w moją. Hubert naprawdę poprawił mi humor.
- A Ty, czym się zajmujesz, oczywiście poza pracą w barze? - interesował mnie On i Jego zajęcia. Byłam strasznie ciekawska i rządna wiedzy na temat innych płaszczyzn życia Huberta.
- Studiuję na 5 roku zarządzanie – tak jak myślałam, był starszy ode mnie i na pewno mądrzejszy. Zazdrościłam mu, że już był dorosły i tak daleko doszedł.
- I kim chcesz być w przyszłości? - pod hasłem zarządzania, kryło się wiele możliwości a ja chciałam poznać te Jego indywidualne.
- Managerem, ale to życie zweryfikuje. A Ty jakie perspektywy? - chłopak poświęcał mi maksimum swojego zainteresowania i czasu, co to było bardzo schlebiające.
- Szczerze? Sama nie wiem. Coś wymyślę – czułam, że nie miałam za dużo czasu, ale wiedziałam, że jeszcze coś wymyślę. Nie chciałam studiować obojętnie czego. Od tego miało zależeć całe moje życie i musiałam być pewna tego, co chciałam robić.
- Jeszcze jednego? - Hubert wskazał na moją pustą szklankę a ja dałam mu znak, że bardzo chętnie napiję się Jego wynalazku. Chciałam z nim trochę poflirtować, ale brakowało mi odwagi a zawsze byłam kiepska w tych klockach. Po chwili chłopak podał mi szklankę i znowu wpatrywał się we mnie, niczym w obrazek. Posiedzieliśmy jeszcze razem a później zebrałam się do pokoju, bo robiło się już późno. Gdybym była z Warszawy to chętnie wzięłabym od Niego numer telefonu, a tak to nie miało sensu. Ale miło się czułam, że mogłam z kimś obcym tak normalnie porozmawiać. Lubiłam poznawać ludzi, bo startowałam z czystą kartką, nic na mnie nie ciążyło. 

Cześć! Pod poprzednimi postami odpowiedziałam Wam na zaległe komentarze, więc możecie sobie sprawdzić :) 
Dziękuję Wam za wszystkie maile, wiadomości, słowa wsparcia. Naprawdę było tego sporo i nawet nie wiecie jakie to pokrzepiające. Jak część z Was wie, w moim życiu panuje armagedon i sytuacja jaka ma w nim miejsce, nie napełnia optymizmem i jak wielu z Was tłumaczyłam, trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywne strony, natomiast już jest lepiej jeżeli chodzi o moje nastawienie. Co będzie to będzie i już gorzej nie będzie :) Nie jest łatwo a odkrywanie nowego sensu jest trudne i pracochłonne, ale nie do nieosiągnięcia. 
Mam nadzieję, że ta część się podoba, czekam na komentarze i biorę się ostro do pracy! Bo już niedługo... Zresztą sami zobaczycie!

sobota, 24 maja 2014

The experience cz 147

Wczoraj w restauracji długo nie byliśmy, może do 23 a później Marcin zarządził zbiórkę do samochodu. Znałam Go już trochę i wiedziałam, że to nie był koniec wrażeń jak na tamten dzień. Czułam się emocjonalnie wyczerpana, ale w dobrym znaczeniu tych słów. Jeden dzień a tyle dobrego mnie spotkało, życie dawało mi kolejne lekcje a ja spokojnie byłam w stanie je zinterpretować.
- Dobra, to plan jest taki, że pakujemy swoje rzeczy i za jakąś godzinę, może dwie ruszamy do domu – Marcin nie patrzył na nas tylko przed siebie, jak na kierowcę przystało. Powoli trawiłam Jego słowa a kiedy obróciłam się by zobaczyć jak reszta zareagowała na komunikat to ujrzałam słodkie uśmiechy. A no tak, te słowa były tylko dla mnie, tylko ja nie wiedziałam co było grane.
- Mieliśmy jechać dopiero jutro wieczorem – byłam zaskoczona tym, że Marcin zasądził wcześniejszy wyjazd. Było mi tak dobrze w tym miejscu, że nie chciałam go przedwcześnie opuszczać. Naprawdę, mogłam tam zamieszkać i byłoby idealnie.
- Kolejne niespodzianki czekają – Marcin był tajemniczy i wiedziałam, ze niczego się od Niego nie dowiem. Musiałam się zaspokoić tymi lakonicznymi wypowiedziami z Jego strony i cierpliwie czekać na kolejne szczegóły.
- Wariaci – kręciłam głową z niedowierzania z kim ja się zadawałam. Oni chyba musieli mnie naprawdę kochać skoro tak mnie rozpieszczali. Zapewniali mi masę cudownych wrażeń, które pozostawiały jeszcze lepsze wspomnienia.
- No raczej nikt z nas normalny nie jest – Filip wtrącił swoje trzy grosze, co nas bardzo rozśmieszyło. Tworzyliśmy super ekipę, która była silniejsza niż niejedna rodzina. Zazdrościłam sobie tego, że miałam tak fajnych ludzi obok siebie. W chwilach zwątpienia i cierpienia, byli przy mnie i robili wszystko by chociaż na trochę odciągnąć mnie od tego, co gnieździło się w mojej głowie.
Po chwili byliśmy już w domku letniskowym i zabraliśmy się za pakowanie rzeczy, sprzątanie. Pora była późna a my już trochę zmęczeni, ale nie było sensu dyskutować z Marcinem. Nie chciałam im psuć planów i marudzić.  Nie mogłam się doczekać kolejnych godzin, niespodzianek, wrażeń.
Po niedługim czasie, kiedy wszystko było ogarnięte, a my gotowi do jazdy to wyruszyliśmy w kilkugodzinną drogę do rodzinnego miasta. Droga mijała nam w dobrych humorach, śpiewaliśmy przeróżne piosenki a w szczególności urodzinowe, typu – dziś są Twoje urodziny itp. Nawet nie wiem kiedy, ale zdrzemnęłam się. To, co przydarzyło mi się w trakcie tego krótkiego snu, było czymś niesamowitym. Spotkałam się z Maćkiem, który wyglądał tak samo jak za życia, nic się nie zmienił i nadal pozostał taki sam. Otoczenie było mi znajome, ponieważ znajdowaliśmy się w naszym domu. Siedzieliśmy sobie okryci kocem na huśtawce znajdującej się na tarasie i patrzyliśmy w gwieździste niebo.
- Chciałbym Ci życzyć wszystkiego co najlepsze, bo tylko na to zasługujesz – Maciek mówił szeptem i jedną ręką trzymał mnie za moja dłoń a drugą gładził mnie po włosach. Byłam otulona Jego ciepłem a Jego głos powodował, że kołysałam się w przestrzeni. Tak mi tego brakowało, że nie mogłam nacieszyć się Jego obecnością. - Chciałbym byś zawsze była tak silna jak teraz. Jestem tak dumny z Ciebie, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Dotrzymujesz tajemnicy, nie poddajesz się. Wreszcie jesteś taka, o jaką Gosię walczyłem. Bądź cierpliwa a wszystko się wyjaśni. -  każde Jego słowo sprawiało, że byłam szczęśliwsza. Nie był na mnie zły, że wcześniej nie dotrzymałam obietnicy a wręcz przeciwnie, był ze mnie dumny. To było takie miłe, że miałam ochotę latać ze szczęścia. W swoich słowach był także tajemniczy. Miałam być cierpliwa? Co miało się wyjaśnić?
- O czym mówisz? - spojrzałam na brata ale odpowiedź nie nadchodziła. Chciałam by zdradził chociaż rąbek tajemnicy, by coś więcej powiedział. Dał mi iskierkę nadziei.  - Maciek – wołałam Jego imię lecz spotykałam się z głuszą. Nie odpowiadał.  - Maciek – ponownie wypowiedziałam imię brata ale nigdzie Go już nie było.
- Gosia – jedyne co usłyszałam to moje imię wypowiedziane przez drugiego brata. Marcin wołał mnie a ja wracałam z dalekiej podróży. Na początku, kiedy otworzyłam oczy, nie wiedziałam co się działo, gdzie się znajdowałam. Byłam rozkojarzona i zdezorientowana. Naprawdę uwierzyłam, że byłam już w domu i siedziałam z Maćkiem na huśtawce. Wielkim rozczarowaniem było dla mnie to, że siedziałam w samochodzie i dopiero jechałam do domu. - Co się dzieje? Wszystko w porządku? - Marcin dalej zadawał mi pytania a ja odzyskiwałam świadomość. Po chwili zobaczyłam, że zatrzymał samochód i wpatrywał się we mnie, zresztą tak samo jak Filip z Martyną.
- Tak, śnił mi się Maciek i tak szybko zniknął – czułam się trochę obłąkana i jeszcze nie bardzo rozbudzona. Zastanawiałam się czy jak znowu nie usnę to nie spotkam Maćka. Ale to było błędne koło. Moje słowa spowodowały, że moi towarzysze zaniemówili i parzyli na siebie, nie wiedząc co powiedzieć i jak zareagować. - Muszę się przewietrzyć – odpięłam pasy i sięgnęłam za klamkę do drzwi i wyszłam na zewnątrz łapiąc zimne powietrze. Pomogło mi  się to ocknąć i otrzeźwieć z sytuacji, jaka miała miejsce przed chwilą. Za sobą zobaczyłam Filipa, który okrywał moje gołe ramiona swoim swetrem. Uraczyłam Go ciepłym uśmiechem a on nadal miał niewiadomą w oczach. - Nie patrz tak na mnie, wszystko jest w porządku. Po prostu miałam dobry sen - wtuliłam się w przyjaciela i chciałam zapewnić Go, że nie cierpiałam, nie byłam smutna a wręcz przeciwnie. Dawno nie śnił mi się Maciek, a teraz sprawił mi fantastyczny prezent. Nie bardzo wiedziałam o czym mówił we śnie, czy o Bartku, rodzicach a może jeszcze o czymś innym? Byłam bardzo ciekawa i ta niewiedza bardzo mnie nurtowała, ale musiałam cierpliwie czekać.
- Jak Ty mnie dzisiaj zaskakujesz – Filip miał rację, sama siebie zaskakiwałam. Nie sądziłam, że będę miała taki spokój w sobie, że uśmiech nie będzie schodził mi z ust.
- Chodźmy, czas wracać do domu – popędziłam Filipa, ale w sumie nie dlatego, by jak najszybciej być w domu. Prawdziwy powód był taki, że nie chciałam się rozklejać i wprowadzać sentymentalny nastrój. Filip objął mnie ramieniem i zaprowadził do samochodu po czym ruszyliśmy. Marcin milczał, ale co chwilę sprawdzał, czy wszystko było ze mną w porządku. Martyna spała a Filip wpatrywał się w szybę.
- Marcin, dziękuję Ci, że ze mną jesteś – uśmiechałam się szeroko do brata i bardzo chciałam by wiedział, że był tak samo ważny jak Maciek. Wydawało mi się, że poczuł się zazdrosny o Maćka a całkiem niepotrzebnie.
- Co Maciek chciał? - Marcin szeptał, chyba starał się nie zbudzić Martyny, ale też odczuwałam niepewność w Jego głosie. Nie rozumiałam dlaczego, ponieważ nie miałam problemu rozmawiać o Maćku i nie chciałam się kryć z powodem odwiedzin nieżyjącego brata.
- Złożył mi życzenia i powiedział, ze jest dumny ze mnie, ze dotrzymuję tajemnicy – byłam dumna że Maciek był dumny ze mnie. Szczerzyłam swoje zęby tak, że bardziej się nie dało. Marcin też poszedł w moje ślady i głośno się śmialiśmy, nawet nie wiem z czego. Tak po prostu napadała nas śmiechawka.
Po niedługim czasie byliśmy już na miejscu i najpierw odwieźliśmy Martynę z Filipem a zaraz po tym pojechaliśmy do naszego domu. Była już godzina 8 a my, a w szczególności Marcin był bardzo zmęczony i szkoda mi Go było, że ja spałam w samochodzie a on cały czas był na posterunku. Kiedy weszliśmy do domu zastaliśmy w kuchni tatę, który kręcił się w te i wewte.
- No jesteście! - okrzyk radości jaki wydobył się z ust taty był naprawdę miły. Oczekiwał nas i byłam pewna, że coś się za tym kryło. Po cichu miałam nadzieję, że Bartek kręcił się gdzieś niedaleko i to On miał być tą niespodzianką.
- Cześć – przytuliłam się do Niego a on uraczył mnie całusem w policzek.
- Wszystkiego co najlepsze córeczko. Niech się spełnią wszystkie Twoje marzenia – życzenia jakie złożył mi tato były proste, ale piękne i tyle mi wystarczyło. Nie było mnie w domu tylko 5 dni a i tak zdążyłam się niesamowicie stęsknić za tatą. Wszędzie było fajnie, ale dom miał swoją magię i był najlepszym miejscem na ziemi. - A teraz posłuchaj. Pojedziesz do dziadków, później zadzwonisz do mamy, bo powiedziałem jej, że jak wrócisz to umówisz się z nią na obiad. Później wrócisz to przepakujesz torbę i wyjeżdżamy w trojkę na weekend. - kolejny wyjazd? To pierwsze co pojawiło się w mojej głowie. To była ta niespodzianka, o której mówił Marcin. Czułam się skołowana a moja radość rosła.
- Ale gdzie? Co ja mam spakować? - trochę panikowałam, ale nie wiedziałam co oni znowu wymyślili, czy jechaliśmy nad morze, czy może za granicę. Żałowałam, że nie miałam umiejętności czytania w myślach bo pomogłoby mi to zaspokoić swoją ciekawość.
- Do Warszawy, ale nie bierz dużo rzeczy bo i tak kupisz sobie co tylko będziesz chciała. No i czeka tam na Ciebie Twój prezent, ale już nic więcej nie mogę powiedzieć. Lecę do pracy, o 17 bądźcie gotowi. Pa – tato dał mi buziaka w policzek i tyle go widziałam. Już nic nie zdążyłam powiedzieć, o nic zapytać. Pozostało mi męczenie Marcina, by uszczknął mi choć trochę tajemnicy. Chłopak chyba wiedział co się szykowało, bo szybko sięgnął po swoją torbę i chciał udać się do swojego pokoju.
- Marcin! - zawołałam za nim, ale na nic się to zdało, chociaż przystanął na chwilę i odwrócił się do mnie, tak że mogłam spojrzeć na Jego twarz, choć i tak nic z niej nie dało się wyczytać.
- Nie, ode mnie się niczego nie dowiesz. Dobranoc – spanikowany szybko popędził do pokoju i już Go nie ujrzałam. Musiałam cierpliwie czekać, ale ta niepewność była frustrująca chociaż miałam świadomość, że czekały mnie tylko dobre rzeczy. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i dopiero jechać do dziadków i tak też zrobiłam, chociaż najpierw nurtowała mnie pewna myśl. Istniała jeszcze jedna możliwość, gdzie mógł Bartek zostawić mi życzenia. Włączyłam laptopa i po wejściu na facebook ukazało mi się kilkanaście powiadomień o życzeniach od przeróżnych ludzi.  Nigdzie jednak nie było znaku o Bartku. Zabolało mnie to, poczułam ukłucie w sercu, ale to tylko uświadomiło mnie w przekonaniu, że on nie chciał mieć ze mną kontaktu.
Gdy już się odświeżyłam, zjadłam śniadanie to pojechałam do dziadków. Pogoda była cudowna i iście letnia, chociaż była już końcówka sierpnia, ale nadal było czuć wakacje, chociaż do ich końca pozostał zaledwie tydzień. Jadąc do dziadków rozmyślałam o nowym roku szkolnym i jakoś nie wyobrażałam sobie powrotu do szkoły. Najtrudniejsza była świadomość, że na korytarzach, obco miałam mijać Bartka,  już czułam, że to będzie trudne, ale najzwyczajniej w świecie nie mogłam nic na to poradzić, a szkoły nie chciałam zmieniać. Musiałam jakoś wytrzymać ten ostatni rok.
Po dojechaniu na miejsce, od razu zauważyłam dziadka, który kosił trawę a babcia pieliła ogródek. Uśmiechając się do nich od ucha do ucha, podeszłam bliżej i od razu wpadłam im w ramiona. Oni oczywiście od razu złożyli mi życzenia i zaprosili do środka. Dostałam od Nich piękny prezent, był to złoty, cienki i delikatny łańcuszek z złotym serduszkiem. Po godzinie siedzenia i opowiadania o tym, co działo się w moim życiu przez ostatnie dni, pojechałam do centrum handlowego, gdzie miałam spotkać się z mamą. Umówiłam się również z Marcinem, że dojedzie do nas, byśmy razem w trójkę mogli zjeść obiad.
- Jestem – Marcin podszedł do mnie kiedy czekałam na Niego na zewnątrz. Cieszyłam się, że będzie mi towarzyszył podczas spotkania z mamą, bo jakoś ostatnio przy Marcinie wszystko było lżejsze.
- Chodźmy – uśmiechnęłam się do brata i ruszyliśmy w głąb galerii. Nie było jakoś bardzo dużo ludzi i spokojnie przechadzając się po centrum, doszliśmy do miejsca w którym mieliśmy spotkać się z mamą, która już na nas czekała przy jednym ze stolików.
- Cześć – przywitałam się z kobietą i rzuciłyśmy się sobie w ramiona a zaraz po tym, Marcin zrobił to samo. Usiedliśmy wszyscy przy stoliku a kelner przyniósł nam menu. Każde z nas szybko zamówiło i mieliśmy czas na rozmowy.
- I jak Wasz wyjazd? - cieszyłam się, ze mama interesowała się tym, co działo się u nas, że chciała wiedzieć jak minęły nam te krótkie wakacje. Szybko zdałam jej relację z tego co się działo, co robiliśmy, jakie dostałam prezenty a Marcin co chwilę śmiał się ze mnie, że to wszystko tak bardzo przeżywałam. Gdy skończyłam mówić dostaliśmy nasze dania a ja zauważyłam coś, co sprawiło, że zastygłam a moje serce chyba przestało bić. Zamarłam. W sklepie z garniturami, który znajdował się po przeciwnej stronie zauważyłam Bartka z jakąś młodą i bardzo atrakcyjną dziewczyną. Wybierali garnitur i łatwo było się domyślić, że na wesele brata Bartka. Zabolało mnie to, bo mieliśmy razem to zrobić, a tymczasem on wynajął sobie zastępstwo. Nie spodziewałam się tego po nim i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Z początku nie chciałam w to wierzyć, przekonywałam siebie, że miałam omamy a Bartek to wcale nie był Bartek, lecz rzeczywistość była okropna. Jedyne co cieszyło mnie w tej sytuacji to było to, że moja mama wraz z Marcinem nie widzieli byłego chłopaka, siedzieli w takich pozycjach, że nie mieli prawa Go dostrzec a ja szybko odwróciłam wzrok by nie budzić jakiś podejrzeń, chociaż co chwilę zerkałam na owy sklep, chcąc zobaczyć czy się czasem nie obściskiwali. Miałam dwa wyjścia, zachowywać się tak, jakby mnie tam nie było, nie pokazać Bartkowi, że widziałam i byłam świadkiem tego zajścia, albo ostentacyjnie wejść do sklepu i przywitać się z chłopakiem. Nie powiem, korciła mnie ta druga perspektywa, lecz robienie teatrzyku nie było w moim stylu. Bartek z nową znajomą bawił się dobrze, widziałam uśmiechy na ich twarzach oraz to, że owa dziewczyna próbowała przekonać Go do pewnych rozwiązań, takich jak wąski garnitur. Czasem pojawiał się też na mojej twarzy uśmiech ze względu na to, jak widziałam że Bartek się kwasił czy nie czuł się komfortowo w garniturze. To naprawdę był zabawny widok, ale nie dane  mi było cieszyć się tym z nim. Obca dziewczyna stała na moim miejscu i wtedy, już kompletnie czułam się odsunięta i zapomniana.
Od mamy na urodziny dostałam piękną, czarną, skórzaną torebkę. Była idealna i perfekcyjna. Wiedziałam, że od tamtej pory nie będę w stanie się z nią rozstać. Zawsze gdy widziałam ją na wystawie, śliniłam się do niej niczym pies, ale zawsze, dzięki Bogu, mój rozsądek brał górę, cena była za wysoka, szczególnie jak na moje oszczędności. Z mamą siedzieliśmy z godzinę, może więcej, ale musieliśmy się już zbierać. Bartek już dawno opuścił sklep i z towarzyszącą mu dziewczyną poszli do kina. Byłam niczym Sherlock Holmes, ale obok restauracji w której przesiadywaliśmy mieściło się kino, dlatego byłam tak dobrze poinformowana. Kiedy pożegnaliśmy się z mamą, jechaliśmy z Marcinem do domu by się jeszcze spakować i odpocząć przed wyjazdem.
- Coś się stało? - Marcin przerwał panującą ciszę i złapał mnie na tym, że w głowie miałam pustkę i nie wiedziałam co miałam mu odpowiedzieć. Stało się bardzo dużo, ale nie czułam się na siłach by o tym mówić.
- Nie, wszystko w porządku – sztucznie się do Niego uśmiechałam. Lepiej, a w sumie łatwiej, było sięgnąć po zasłonę dymną niż opowiadać o tym co leżało na sercu.
- Naprawdę musisz mnie okłamywać? Nie zasługuję na szczerość? - te dwa zdania były niczym przyłożenie w jeden policzek a po chwili w drugi. Przez chwilę chciałam zaprzeczyć, ale to już byłoby przegięcie. On miał rację, nie zasługiwał na kłamstwa, szczególnie po tym jak cudownie dzięki Niemu spędziłam swoje urodziny. Zastanawiałam się co odpowiedzieć by wyjść z tej całej sytuacji z twarzą, ale nic mi nie przychodziło do głowy, a Marcin wyszedł mi na ratunek – To przez Niego? - zachowywał się jak jasnowidz i zaczynałam myśleć czy nie powinnam była się Jego bać, lecz może to we mnie tkwił problem, może wcale tak promiennie nie wyglądałam, może wcale swoich obaw i utrapień nie schowałam na samo dno serca. - Tęsknisz za nim? - Marcin mówił dalej a ja milczałam, chyba chciał mnie naciągnąć na zwierzenia. Nie byłam pewna czy aby był to odpowiedni moment.
- Zapomniał o moich urodzinach albo wcale nie zapomniał  tylko umyślnie nie złożył mi życzeń – wszystko było dobrze do momentu w którym Go nie zobaczyłam. Jak widziałam jak dobrze się bawił to powoli zaczynałam pękać a tęsknota wypłynęła na sam wierzch. Teraz to chyba Marcin nie wiedział co powiedzieć bo milczał.
- Gosia …
- Tak wiem, może wcale nie był mnie wart, może tak musiało być a może wszystko się jeszcze ułoży. Wiem, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy. Jestem silna i się nie poddam, nie tym razem. - przerwałam Marcinowi bo przeczuwałam co chciał powiedzieć i po Jego reakcji wnioskowałam, iż miałam rację. Myślałam czy by czasem jeszcze raz nie zawalczyć o Bartka, ale uznałam, że to był Jego wybór, to on dokonał selekcji a ja musiałam się podporządkować. Szczególnie po tym, jak widziałam Go z nową koleżanką, nie chciałam niczego przesądzać, czy to była Jego nowa miłość czy nie, ale wiedziałam jedno, ja odeszłam na dalszy tor.
- Ułoży się, spokojnie. Teraz myśl tylko o pozytywnych rzeczach i nastrajaj się do wyjazdu – uśmiech jakim uraczył mnie brat był zaraźliwy i sama uśmiechnęłam się na myśl, że spotka mnie jeszcze coś, co miało sprawić mi radość.
Gdy byliśmy w domu spakowałam tylko kilka drobiazgów i jakby nie patrząc byłam gotowa na podbój Warszawy, czułam że czekała nas wspaniała przygoda. A tak naprawdę, najbardziej cieszyłam się z faktu iż spędzę kilka dni tylko z tatą i bratem. Nasza trójka miała okazję stworzyć zgrany team i zacieśnić łączące nas więzy.




 Kolejna długa część, natomiast fajnie jest Was czasem móc rozpieścić! Czekam na opinie i z góry dziękuję, za wszystkie komentarze. 

środa, 21 maja 2014

The experience cz 146

Obudził mnie cudowny śpiew ptaków i ciepłe powietrze jakie wpadało przez otwarte okno. Dookoła oprócz śpiewu ptaków, nie było nic słychać, jakbym została sama w otaczającym mnie miejscu. Byłam niesamowicie wypoczęta i nawet miałam dobry humor. Uśmiechałam się z niewiadomego powodu i było mi z tym bardzo dobrze. Martwiło mnie jedynie to, dlaczego w łóżku obok nie było Marcina, ani z dołu nie dochodziły żadne odgłosy. W pidżamie zeszłam na dół w poszukiwaniu przyjaciół. Na pierwszy rzut oka, nikogo nie było, lecz gdy wyszłam na taras, zobaczyłam powód dla którego moi towarzysze się tam znajdowali. Moim oczom ukazał się pięknie zastawiony stół z przygotowanym śniadaniem, które śmiało można było nazwać królewskim.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam... - Filip, Martyna i Marcin zaczęli głośno śpiewać na mój widok. Uśmiechałam się od ucha do ucha szczerze nie mogąc uwierzyć w niespodziankę, jaką mi przygotowali. Najzwyczajniej w świecie zapomniałam o tym, że tego dnia były moje urodziny. Cieszyłam się, że przynajmniej oni pamiętali oraz, że to z nimi mogłam spędzić ten dzień i na dodatek w takich okolicznościach. Miałam łzy w oczach i ledwo się powstrzymywałam by ich nie uronić.
- Wszystkiego najlepszego siostra – Marcin podszedł bliżej mnie i szeroko się uśmiechnął. Po chwili to samo zrobił Filip a za nim Martyna. Byłam w szoku i nie wiedziałam co miałam powiedzieć, brakowało mi słów by wyrazić wdzięczność i radość jaką czułam z przygotowanej mi niespodzianki. Gdyby nie Oni, to zapomniałabym o swoich własnych urodzinach. To nie był nie wiadomo jak szczególny dzień, natomiast fajnie było wiedzieć, że jest się starszym i jakoś uczcić ten dzień dokonując chociażby refleksji.
- Dziękuję Wam bardzo, jesteście kochani – przytuliłam ich wszystkich do siebie i niestety już dłużej nie mogłam się powstrzymywać, poleciały mi łzy, na szczęście były one łzami szczęścia.
- Ma się rozumieć, a teraz zapraszamy do stołu – Filip sobie ze mnie żartował a ja mówiłam poważnie. Uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy i rozanielona zajęłam miejsce przy stole, przypatrując się  pysznościom, które się na nim znajdowały, aż nie miałam sumienia burzyć tej pięknej kompozycji. Wszystko było tak ładnie podane i zachęcało swoim widokiem, że nie mogłam się napatrzeć. Marcin nalał mi świeżego soku z mojego ulubionego owocu – pomarańczy, Martyna z Filipem wymieniali między sobą uśmiechy.
- To jest nasz prezent dla Ciebie. Mamy nadzieję, że Ci się spodoba – przyjaciele podali mi ładnie zapakowaną paczkę z cudowną, białą kokardą. Byłam niesamowicie ciekawa co znajdowało się w środku, ale przeczuwałam,  że to będzie strzał w dziesiątkę. Miałyśmy z Martyną podobny gust i wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Oczywiście nawet jeśliby prezent by mi nie podpasował, to i tak udawałabym, że jest cudowny. Bo liczy się gest.
- Uwaga – wzięłam głęboki oddech i jednym pociągnięciem rozwiązałam kokardę i zabrałam się za rozrywanie papieru. W środku znajdowało się pudełko a po Jego otworzeniu, w końcu zobaczyłam rzecz, którą mnie obdarowano. Oczy wyszły mi na wierzch, bo to, co dostałam to było moje marzenie. Z prezentami bywało różnie i pomimo że doceniałam każdy, to uwielbiałam dostawać prezenty, które bym sama sobie nie kupiła, bo szkoda było mi pieniędzy, bo kiedy akurat chciałam zakupić dany produkt, to był on niedostępny i z wielu innych nieznanych mi powodów. Dostałam moją wymierzoną paletkę cieni, która była niedostępna w Polsce a jej cena w zagranicznych sklepach internetowych była zdecydowanie za duża jak na dwanaście małych cieni. Zapiszczałam z radości i rozpłakałam się jeszcze bardziej. To był cudowny prezent i czułam, że zdecydowanie za drogi. - Matko, dziękuję Wam. - przytuliłam się do przyjaciół i uraczyłam ich całusami w policzki. - Naprawdę nie trzeba było – czułam się dosyć niezręcznie z tym, że dostałam tak drogi prezent. Ale fakt faktem, moje jedno z kosmetycznych marzeń zostało spełnione.
- Cieszymy się,  że się podoba – Martyna była zadowolona z tego, że sprawiła mi tak ogromną radość. Ona doskonale wiedziała, że to był strzał w dziesiątkę i każdemu kolejnemu podarunkowi będzie trudno przebić to co dostałam od Niej i od Jej chłopaka.
- Żartujesz sobie?! - Martyna pogrywała sobie ze mną i bardzo nas to bawiło, a chyba jeszcze bardziej chłopaków. Oni ewidentnie nie rozumieli naszego a w szczególności mojego zachowania. Bo jak można było wydać ok 250 złotych na jakieś cienie do powiek? Wiem, to nienormalne, ale co poradzić, czasem kobiety mają różne zachcianki.
- Dobra to teraz czas na mnie. Proszę udawaj, że chociaż w połowie spodoba Ci się tak bardzo, jak prezent tych dwojga – Marcin niepewnie podał mi torebkę prezentową, która była średniej wielkości. Byłam cholernie ciekawa tego, co z kolei on wymyślił i czym chciał mnie obdarować. Ponownie wzięłam głęboki oddech i zajrzałam do środka. Znalazłam tam dwa pudełeczka. Jako pierwsze wyciągnęłam zapakowane w czarny papier. Moja ciekawość wzrastała z minuty na minutę, na szczęście szybko dostałam się do środka. Były to moje ukochane perfumy, które ubóstwiałam ponad wszystko a zawsze szkoda mi było wydać na nie tyle pieniędzy. Kojarzyły mi się z kobiecością ale i niewinnością. Cieszyłam się, że nie musiałam sama ich sobie kupić. Zachowywałam się jak małe dziecko, które dostawało wszystko o czym marzyło, To nic, że to były tylko rzeczy  materialne, jeżeli nie mogłam mieć zapełnionej sfery emocjonalnej to chociaż tą materialną mogłam mieć bogatą. Zresztą kto z nas nie lubi być czasem rozpieszczany? A urodziny były do tego doskonałym powodem.
- Oszaleliście chyba z tymi niespodziankami – śmiałam się przez łzy i nie mogłam się tym wszystkim nacieszyć a wiedziałam, że to nie było wszystko. Czekało mnie jeszcze jedno pudełeczko i cały dzień wrażeń przygotowanych przez najbliższych. Sięgnęłam po drugą część prezentu by dowiedzieć co jeszcze miało uraczyć moją osobę. Z kolei w drugim kartoniku znalazłam przecudowną bransoletkę lilou ze złotym serduszkiem na którym była wygrawerowana litera M. To był bardzo spersonalizowany prezent, który poruszył moje serce.  Już nie mogłam powstrzymywać łez i bronić się przed uczuciami, które w tamtym momencie mi towarzyszyły. W tym prezencie znajdowała się wielka część mojego życia, był w Nim Maciek i Marcin i wiele innych słów, które zaczynały się na moja ulubioną literkę. Rzuciłam się Marcinowi w objęcia i bez ogródek płakałam. To czym mnie obdarował to tak, jakby dał mi część tego, co odeszło, a co miało mi towarzyszyć przez resztę życia. Nie chciałam nawet na moment rozstawać się z tym prezentem, on już był nieodłączną częścią mnie.
- Dziękuję – wyszeptałam do brata i zanurzyłam się w Jego ramionach. Tak bardzo Go kochałam i cieszyłam się, że miałam Go przy sobie. Te prezenty były naprawdę cudowne i moje wymarzone. Czułam, że przyjaciele wraz z moim bratem, chcieli sprawić mi jak największą radość by choć trochę wynagrodzić mi ból jaki pozostał po Bartku. Tak, to były tylko rzeczy materialne, ale to była część moich marzeń i pragnień.
- Już nie becz, tylko jedz bo musisz mieć dużo siły – Martyna ukucnęła przy mnie i wycierała mi łzy. Jej uśmiech sprawił, że i ja zaczęłam się głośno śmiać. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale byłam szczęśliwa, pierwszy raz nie wiem od kiedy, śmiałam się całą sobą i widziałam życie w kolorowych barwach.
- Siły na co? - byłam bardzo ciekawa tego, co miało mnie w tym dniu spotkać, ale w sumie najważniejsze było to, że miałam go spędzić z bliskimi osobami. Pustka, jaką pozostawił po sobie Bartek, chociaż trochę była wypełniona i mniej odczuwalna.
- Na dobrą zabawę, a teraz smacznego – Marcin ukrócił naszą rozmowę i dał znać Martynie, że to co wymyślili ma być dla mnie niespodzianką. Ciekawość mnie zżerała, ale wiedziałam, że dowiem się wszystkiego w swoim czasie. Tymczasem, delektowałam się pysznym jedzeniem i cudownym powietrzem.

Pod względem wrażeń, ten dzień był niesamowity. Moi przyjaciele jak i Marcin wiedzieli, że jedną z rzeczy jakie w życiu uwielbiałam, to była adrenalina. Zawsze to zagadnienie było dla mnie magią i lubiłam je czuć. Dlatego też wszyscy razem wybraliśmy się do Parku Linowego. To co się tam działo,  jest niedopisania. Ostatni raz tak wolna czułam się podczas skoku na boungee.
Zjeżdżaliśmy na linach nad domami, przepaściami, rzekami. Piszczałam z zachwytu co najmniej jakbym odczuwała setny orgazm tej samej nocy. To było lepsze niż sex z Bartkiem. Brzmi niemożliwie?  A jednak. Jeszcze do tego ta przyroda, piękne widoki, czyste powietrze. Zakochałam się w tamtym miejscu i gdy tylko zostałam odpięta od lin, to chciałam spróbować jeszcze raz i znowu poczuć to wspaniałe uczucie. Uwielbiałam mierzyć się ze swoim strachem i wszelkimi towarzyszącymi mi obawami. Czułam się przez to silniejsza, pewniejsza i z większą świadomością samej siebie. Przez wrzaski jakie wydobywały się z moich ust, poniekąd oczyściłam się z towarzyszących mi złych emocji i myśli. Byłam lżejsza o kilka kilo i chyba z nową energią na kolejne dni i zmagania się z przeciwnościami losu. Umocniłam swoje przekonania i postanowiłam walczyć o swoje szczęście i nie odpuszczać.
Wszyscy zmęczeni, ale i szczęśliwi wracaliśmy do naszego domku letniskowego. Marcin z Filipem byli typowymi twardzielami i w ogóle nie okazywali strachu, każde przeszkody na torze pokonywali z uśmiechem, a jak już krzyczeli to tylko i wyłącznie z podniecenia. Martyna już nie była tak odważna jak my, ale też dała z siebie wszystko, pokonała swoje bariery i fajnie było widzieć, jak sprawiało jej to radość. Natomiast to nie był jeszcze koniec. Byliśmy trochę wyczerpani, ale już miałam zapowiedziane, że to nie był koniec niespodzianek. Mieliśmy wziąć szybki prysznic i ruszać dalej. Oczywiście plany na resztę dnia a w sumie już wieczora, nie były mi znane, bo to miała być kolejna niespodzianka. Wiedziałam, że już lepiej być nie mogło, ale to nie było ważne, ważne było to, że miałam spędzić ten czas z bliskimi mi osobami. Gdy byliśmy w domku to dopiero wtedy spojrzałam na telefon, miałam kilka wiadomości tekstowych i nieodebranych połączeń – od rodziców, dziadków, Damiana, Piotrka, nawet Asi... Nie było nic od Bartka. Zabolało mnie to, ale co ja mogłam na to poradzić? Szczerze, to myślałam, że się odezwie, że moje urodziny będą czynnikiem zapalnym by ze sobą porozmawiać, że to jest dobry pretekst by naprawić to, co było zepsute ale cóż, spotkałam się z wielkim rozczarowaniem. Nie chciałam psuć sobie tym swojego święta, dłuższe myślenie o tym, że  zapomniał o mnie do niczego dobrego by nie prowadziło. Moi przyjaciele i brat, starali się bym była w dobrym humorze i jak najlepiej wspominała ten dzień, więc nie chciałam zmarnować ich pracy.
- Gosia za godzinę wychodzimy – Marcin wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem i zastał mnie siedzącą na łóżku. Wpatrywałam się w telefon i odpisywałam na życzenia, jakie przysłali mi znajomi.
- Jasne, już się szykuję – wymusiłam uśmiech na swoich ustach i wymijając brata poszłam do łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic i patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nie zamierzałam się poddawać. Ten dzień należał do mnie i chciałam wyglądać jak milion dolarów, by poczuć się dobrze sama ze sobą, by sprawić radość nie tylko moim bliskich, którzy wtedy ze mną byli, ale też samej sobie. Wzięłam się za suszenie włosów a zaraz po tym zawinięta w ręcznik wyszłam do pokoju. Marcin akurat kończył się ubierać i dokonywał ostatnich poprawek swojego wyglądu. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam jak miałam się ubrać, czy bardziej elegancko czy sportowo. Marcin miał na sobie jeansy, biały T-shir i szarą, dresową marynarkę. - Słuchaj jak ubiorę czarną sukienkę i założę szpilki to wpasuję się w otoczenie ? - strój na wieczór już miałam mniej więcej zaplanowany, ale nie wiedziałam czy się nada, a nie chciałam wyglądać jak Filip z konopi.
- Będzie idealnie – brat puścił mi oczko i dał mi buziaka w policzek. Zostawił mnie samą, żebym spokojnie mogła się przygotować. Wykonałam mocny makijaż oka i ubrałam czarną, krótką i obcisłą sukienkę, do tego czarne sandałki na obcasie. Zostało mi jedynie dobrać biżuterię i byłam gotowa na wieczorne świętowanie. Przed wyjściem spojrzałam jeszcze w lustro i to co zobaczyłam, w pełni mnie usatysfakcjonowało. O taki efekt mi chodziło, uśmiechnęłam się sama do siebie i po cichu złożyłam sobie życzenia.
- Wszystkiego najlepszego, Gosiu – posłałam sobie buziaka i wyszłam dołączając do przyjaciół, którzy siedzieli w salonie i oczekiwani na mnie.
- Wow – Filip wyraził zachwyt kiedy mnie zobaczył czym mnie onieśmielił. Nie mogłam się przestać uśmiechać i to było cudowne. Już mnie nawet policzki bolały od tej radości. Ten dzień był pełen dobrych wibracji i to nie był jeszcze koniec. Martyna skarciła trochę Filipa za Jego zachowanie, ale to nie było potrzebne. Dla niej nie byłam żadnym zagrożeniem.
- Jedziemy, bo się spóźnimy – Marcin popędził nas wszystkich i niemalże wypchnął z domku. Wszyscy śmiejąc się z Jego zachowania postąpiliśmy zgodnie z Jego prośbą. Nikt mi nie chciał powiedzieć dokąd jechaliśmy i w pewnym momencie przestałam naciskać, bo i tak byłam na przegranej pozycji. W samochodzie się wygłupialiśmy i głośno śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały w radio. Nie jechaliśmy jakoś długo, bo już po pół godzinie zatrzymaliśmy się przed budynkiem, którego nazwa nic mi nie mówiła, ale czułam, że będzie przyjemnie. Brat otworzył mi drzwi i wyciągnął ku mnie dłoń. Przez chwilę naszła mnie myśl, że szkoda iż to nie był Bartek, ale nie mogłam mieć wszystkiego.
- Pozwól – Marcin wyciągał ku mnie dłoń i gdy ją złapałam szliśmy pod ramię do wnętrza tajemniczego budynku. Martyna z Filipem szli za nami. Gdy się obróciłam by zobaczyć ich miny to mieli fantastyczne uśmiechy na twarzy. Ta knajpa przypominała mi amerykańskie lokale, nie ze względu na wystrój, bo ten był trochę elegancki ale przełamany zwyczajnością. Całość sprawiała wrażenie bardzo przytulne i ciepłe. Lokal miał trzy strefy, po bokach rozciągały się stoliki, które były ładnie nakryte, pośrodku był parkiet a pod jedną ze ścian istniała scena, gdzie muzyka była grana na żywo. Można było tańczyć ,ale i słuchać młodych, debiutujących wykonawców. Cała nasza czwórka zajęła stolik po lewej stronie sceny i od razu podszedł do nas kelner przynosząc menu i białe wino, które od razu zostało nam nalane do lampek. Marcin z racji iż był kierowcą wznosił toast wodą mineralną.
- Żebyś zawsze miała taki piękny uśmiech jak dzisiaj – Filip zaczął przemawiać i pomimo, że wcale nie trwało to długo, ale było szczere i prawdziwe. Niby to były proste słowa, ale pod nimi kryło się znacznie więcej.
- Zawsze tak pięknie wyglądała i cudownie się śmiała – Martyna kontynuowała wywód zaczęty przez jej życiowego partnera. Z każdym ich słowem utwierdziłam się w przekonaniu, że czuli satysfakcję z wykonanego planu. Dokonali czegoś co było prawie niemożliwe, ciężar rozstania się z Bartkiem zszedł ze mnie i czułam się wolna i przede wszystkim szczęśliwa.
- Byś pozostała sobą, bo taką Cię najbardziej kochamy. Sto lat! - na te słowa Marcina, wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy zawarty w nich napój.
- To ja Wam dziękuję za ten dzień, tyle niespodzianek, prezentów i wspaniałych wrażeń. Kocham Was najbardziej na świecie i dziękuję, że mi o tym przypomnieliście – mówiąc to miałam cienki, załamujący się głos. Byłam cholernym wrażliwcem i bardzo szybko i łatwo się wzruszałam. Przez długi czas to Bartek był dla mnie najważniejszy na świecie, ale życie  zweryfikowało, kto powinien był zająć to miejsce. Nie czułam porażki i złości do siebie za to, że popełniłam błąd, bo niczego nie żałowałam. Przeżyłam z Bartkiem wspaniałą przygodę, zdobyłam spore doświadczenie i doznałam nowych wrażeń, ale niestety nie wszystkie bajki kończą się happy endem. To na pewno nie był koniec, na tym moje życie się nie kończyło. Miałam dopiero 19 lat i jeszcze tyle przygód było przede mną, a ten dzień tylko mi o tym przypomniał.
Kiedy zamówiliśmy jedzenie to wsłuchiwaliśmy się w wspaniałych ludzi stojących na scenie. Uwielbiałam słuchać muzyki na żywo i to był taki mini koncert, a ja byłam wielką miłośniczką koncertów. Po niedługim czasie kelner przyniósł nam nasze dania i uśmiechając się wszyscy do siebie zajęliśmy się opróżnianiem talerzy.
- Czuję się jak w niebie – moje wszystkie zmysły tego dnia zostały zaspokojone a ostatnimi czasy uwielbiałam jeść i miejsce w którym byliśmy, serwowało przepyszne dania. Gdyby nie to, że czekał nas jeszcze deser to wzięłabym podwójną porcje.
- I o to chodziło – Martyna śmiała się do mnie, ale wiedziałam, że jej też podobało się miejsce, które raczyliśmy swoją obecnością. To były fajne urodziny, nie świętowałam sama, ale z przyjaciółmi, bratem.
- To co, zatańczymy? - Filip zwrócił się do Martyny a Ona uśmiechając się do Niego wyraziła aprobatę dla Jego propozycji i ruszyła z nim na parkiet. My z Marcinem mieliśmy żałobę i to ona, nie pozwalała nam dołączyć do ludzi, którzy gościli na parkiecie. Nawet nie miałam ochoty tańczyć, cieszyłam się z płynących dźwięków i mogłam spokojnie się w nie wsłuchać.
- Marcin, dziękuję Ci. Ten dzień nie mógł być lepszy – złapałam brata za rękę i wpatrywałam się w Jego oczy. Czułam niesamowitą wdzięczność, za to co wymyślił i zorganizował. Pokazał mi jak bardzo mnie znał i kochał.
- To się cieszę. To w końcu Twoje święto i to Ty, jesteś dzisiaj najważniejsza – zrobiło się bardzo słodko i wzruszająco a nie chciałam psuć makijażu. Razem byliśmy najsilniejsi i tak powinna była wyglądać relacja siostra-brat. Oboje zrobilibyśmy dla siebie wszystko i nie było dla Nas rzeczy niemożliwych. W ciszy, lecz z uśmiechami na ustach wsłuchiwaliśmy się w grający zespół. Na scenie pojawił się młody chłopak, miał może z 24 lata. Kiedy zaczął śpiewać to pierwsze wersy piosenki jakie wydobyły się z Jego ust wcisnęły mnie w krzesło. Nie wierzę w przypadki i to na pewno nie było przypadkowe zrządzenie losu. Nie śmiałam też twierdzić, że to było zaaranżowane przez moich przyjaciół. Traktowałam to jako przestrogę i wskazówkę od życia. To był cover, ale wykonany w całkiem inny sposób niż wersja oryginalna. Było bardziej lirycznie i emocjonalnie, ale ten tekst był kluczowy.


Ile dałbym, by zapomnieć Cię,

Wszystkie chwile te, 
Które są na nie,
Bo chcę 
Nie myśleć o tym już,
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia,
Niczym zaległy kurz,
Tak już
Po prostu nie pamiętać,
Sytuacji, w której serce klęka,
Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wiesz i Ty.

Znowu widzę Ciebie,
przed swoimi oczami,
Znowu zasnąć nie mogę,
Owładnięty marzeniami,
Wszystko poświęcam myśli,
Że byłaś kiedyś blisko,
Kiedy czułem Ciebie obok,
Wtedy czułem ze mam wszystko,
Tyle zostało po Mnie,
Tylko Ty i setki wspomnień,
Ile dałbym za to, 
By móc o tym już zapomnieć,
Teraz nie ma Nas
I nie chce być tam,
Gdzie Ty jesteś,
Znowu staniesz przede mną,
zawsze robisz mi to we śnie,
Będę patrzył jak odchodzisz,
Chociaż chciałbym się odwrócić,
Będę myślał ile dałbym komuś,
Kto by czas zawrócił,
Kto by zatrzymał wskazówki,
Tylko na ten jeden moment,
W chwili, w której cię poznałem,
Poszedłbym już w drugą stronę.

Ref: 
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te (...)

To był sen na jawie, 
Gdy marzenia się spełniały,
Wszystko takie realne,
Chwile szybko tak mijały,
Tylko My, zamknięci w czterech ścianach,
A tak wolni, 
A ważne ty byłaś obok,
A ja czułem się spokojny,
Pamiętasz jeszcze?
Te dni, całe miesiące,
Pamiętasz? Chcesz zapomnieć?
Ja nie mogę, wiem, że błądzę,
Snute kiedyś opowiastki,
Ja, Ty i srebrna taca, 
Kiedyś to nie przerażało,
Już do tego nie chcę wracać,
Aura zepsucia w powietrzu,
Tracisz te 50% !
Chce zapomnieć o Tobie, 
Zatrzeć w pamięci te noce,
By odeszły w nie pamięć, 
Chwile, które zwałem złotem,
Tamte chwile to tombak,
Bo już wiem co było potem.

Ref: 
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te (...)



Moje myśli spiętrzone,
wokół jednej chwili,
Kiedyś ta krótka,
potrafiła czas umilić,
Teraz stojąc jakby obok,
wciąż się przyglądam,
Już nie cieszy jak kiedyś,
wspominam, myślę dokąd zdążam,
Inne cele w życiu, 
inne plany i pragnienia,
muszę wszystko pozmieniać,
Tak jak czas wszystko zmienia,
To co było nie wróci,
Wiem, choć czasem mam nadzieję,
Po co mam więc pamiętać,
ktoś by powiedział stare dzieje,
Wiem to, nie mogę zapomnieć,
jak było dobrze,
Wiem to, skończyło się,
mój własny pogrzeb,
Wiem to, i proszę Boga, 
Nigdy więcej, niech nie pozwoli na to,
By ktoś trafił w moje serce !


Nawet nie dopasowywałam tych słów do swojej sytuacji. Czułam po prostu, że to było o mnie i do mnie. To była również wskazówka jak żyć i dalej postępować, to była nadzieja na to, że byłam w stanie żyć dalej nie rozpamiętując tego co się wydarzyło.
- Gosia wszystko w porządku? - Marcin musiał zauważyć, że intensywnie wsłuchiwałam się w piosenkę i wewnętrznie ją przeżywałam. Nie trudno było dostrzec, że wywarła na mnie duże wrażenie i miała zastosowanie w moim życiu. Uśmiechnęłam się do brata i o dziwo nie chciało mi się płakać, może trochę piekły mnie oczy, ale nieznacznie, było to do przezwyciężenia.
- Tak, nie martw się tak o mnie – dałam mu buziaka w policzek chcąc uspokoić nużące Go obawy. Nie byłam już tą małą, kruchą dziewczynką sprzed kilku miesięcy. Wiedziałam, że tym razem  nie mogłam się załamać i poddać. Moja praca nad sobą i swoją siła nie mogła iść na marne. Nie chciałam by historia się powtórzyła i znowu straciłabym kawałek swojego życia. To nie było łatwe, kiedy ponownie straciłam ważną osobę w moim życiu. Po śmierci Maćka załamałam się i co się stało? Szereg złych sytuacji, niemalże pasmo nieszczęść. Nie jadłam i znalazłam się w szpitalu, kłóciłam się z mamą, tatą i Marcinem, wyprowadziłam się z domu, rozstanie rodziców. Nie było mi mało i porządnie doświadczyłam tego wszystkiego na własnej skórze. Nie chciałam by historia się powtórzyła a ja tym samym popełniłabym kolejną masę błędów. Czas było być silnym i odpowiedzialnym. Nic się jeszcze nie skończyło, a wręcz przeciwnie tak dużo było przede mną. Może jeszcze istniała szansa by być z Bartkiem, ale uznałam, że skoro nie zadzwonił, nie napisał to nawet nie chce mieć ze mną najmniejszego kontaktu. Jedyne co mi pozostało to uszanować Jego decyzję.



Dzisiaj bardzo długa część, ale myślę, że nie warto było jej rozdzielać. Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu i czekam na komentarze. 
Pozdrawiam!


niedziela, 18 maja 2014

The experience cz 145

Cześć!
Na początku przepraszam Was wszystkich, że tak długo mnie nie było i nawet nie uprzedziłam, że taka sytuacja będzie miała miejsce, ale uwierzcie mi, że nie planowałam tego. Ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, obfitował w wiele łez, negatywnych emocji, a przede wszystkich o dużo za dużo nerwów. Przez to, że od kilkunastu dni rzeczywistość okazała się być straszna i taka pełna beznadziei, straciłam swoje wszelkie pokłady cierpliwości i spokoju. Jedna z Was, pod ostatnim postem napisała taki o to komentarz: "Bezradność to najgorsze co może nas spotkać. To tak jakby czekanie na wyrok nie wiedząc jaki będzie i jak się bronić ,aby sędzia właśnie nam uwierzył,gdy dowody mówią co innego. " Dziewczyno, trafiłaś w sedno! W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam, bo to było wejście w moje życie prywatne i dokładnie opisanie stanu w którym się znalazłam. W moim życiu panuje ogromna BEZRADNOŚĆ. Do pewnego momentu żyłam w przekonaniu, że moja przyszłość leży tylko i wyłącznie w moich rękach i to ode mnie zależy co będzie dalej - co będę robić, gdzie będę mieszkać... Jednak spotykają Nas takie sytuacje, w których nie możemy nic zrobić, wszystko dzieje się wbrew Naszej woli. To nie my decydujemy gdzie i co będziemy robić, ale inni ludzie. Ktoś z Was może napisać, że to nieprawda i gadam głupoty, ale uwierzcie mi, że czasem dzieje się tak, że my nic nie możemy poradzić. Całe trzy lata działałam z jednym celem, robiłam wszystko by go osiągnąć, a teraz... Nie mogę nic zrobić, bo wszystko co mogłam zrobić - zrobiłam, a cel i tak, minie mi koło nosa i będę musiała żyć w taki sposób w jaki nie chcę, a jeśli tego nie zrobię, to stracę jeszcze więcej. Nie mam poczucia, że to nie moja wina i nigdy nie będę zdania, że nie powinnam mieć do siebie pretensji. Jest mi okropnie źle z tym, że nic nie mogę zrobić, że nie mam żadnej władzy by zatrzymać tą machinę. Mam w sobie dużo złych emocji - złość, rozżalenie, bezradność, słabość, smutek, zawód... Nie umiem się tego wyzbyć, codziennie mogłabym płakać, chociaż największe rozżalenie już wypłakałam i jest mi odrobinę lżej, to i tak mam dosyć życia. Wiem, muszę znaleźć nowy cel i powód do działania, ale w tej chwili jest mi z tym ciężko. I najgorsze nie jest to, że mój cel się nie spełni, tylko to, że ktoś, kto jest mi całkowicie obojętny i nie siedzi w moim sercu, decyduje o mojej przyszłości, sprawia, że ja nie mogę być szczęśliwa. I tu nie chodzi o użalanie się nad sobą i myślenie „O Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa”, chodzi o to, że teraz czuję się skołowana i bardzo niepewna, a nie lubię jak nie wiem co będzie dalej. Jestem typem osoby, która planuje, dużo myśli i rozkłada pewne rzeczy na czynniki pierwsze, a teraz, wśród tych złych wyjść awaryjnych, które tworzą się w mojej głowie średnio co dwie godziny, muszę wybrać jeden, który będzie tym definitywnym. Żaden mnie nie satysfakcjonuje, a  na dodatek każdy sprawia, że mam wrażenie, że co nie zrobię to i tak będzie to odwrotne z pierwotnym założeniem. Bo miałam się rozwijać, a teraz co nie uczynię, to i tak będę stać w miejscu, a cel który odszedł, już nigdy nie będzie miał możliwości się spełnić.
Wiem jedno, muszę wyjechać bo zwariuję. Potrzebuję się zrelaksować i rozjaśnić umysł. O dziwo, dzieje się to w momencie w którym wyjechała Gosia.
Jadę do Zakopanego a później na dwa dni do przyjaciółki, do Krakowa. Tym razem nie zostawię Was bez opowiadania, postaram się byście mieli co robić, a ja czekam na Wasze opinie odnośnie części. Wyjeżdżam w środę a wracam w poniedziałek, natomiast niech Was to nie zgubi i nie zapomnicie zostawiać komentarze, bo dzięki Nim tu wróciłam i mam nadzieję, że z początkiem przyszłego tygodnia, będzie podobnie.
Po tak długim wstępie, który definitywnie Wam się należał, zapraszam na część!

Wczorajszy wieczór minął w bardzo miłej atmosferze. Wspólnie siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy o przyjemnych sprawach, a przy tym wygłupialiśmy się jak małe dzieci, goniliśmy się wokół ogniska, tańczyliśmy, piliśmy, jedliśmy… Tak naprawdę dopiero wtedy poczułam, że były wakacje, które de facto już się kończyły. Bawiliśmy się beztrosko, jak na nastolatków przystało. Przynajmniej chociaż na tamten moment, przestałam zadręczać się sprawą z Bartkiem i notorycznie nie sprawdzałam telefonu, czy sprawdzić czasem nie dzwonił.

Obecnie siedziałam sobie nad jeziorem, było wcześnie rano i wszyscy jeszcze spali. Siedziałam a obok mnie leżał telefon, na który co chwilę zerkałam. Zastanawiałam się czy aby znowu pierwsza nie odezwać się do Bartka, ale w sumie nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Już tyle razy to ja pierwsza wyciągałam rękę, tylko ja zabiegałam o nasz kontakt, a On w ogóle tego nie doceniał.
Najgorsze były wspomnienia, w jednych sytuacjach cieszymy się, że je mamy a w innych są udręką. Pamiętam jak pierwszy raz Go zobaczyłam – o mało mnie nie zrzucił ze schodów. Pamiętam też, jak zaraz po tym wszedł do sali z języka angielskiego, jak kilka razy siedzieliśmy wspólnie na korytarzu i rozmawialiśmy, jak odprowadzał mnie do domu itp. Naprawdę tęskniłam za tamtym czasem, wtedy wszystko było prostsze i takie weselsze. Pamiętam te dreszcze adrenaliny przy Bartku a teraz wszystko się zmieniło - ja, On i Nasze życie. Już nie mogłam mówić – My, teraz byłam ja i  był On. Każdy w osobnym miejscu, z dala od siebie. To wszystko działo się tak szybko, że czułam iż nie nadążałam za tym. Jeszcze niedawno zakochani do szaleństwa a dzisiaj zupełnie sobie obcy.
Pomimo, że to było kolejne wydarzenie w moim życiu, kiedy cierpiałam, to nie zamierzałam się poddawać i upaść tak nisko jak po poprzednich tego typu wydarzeniach. Musiałam być silna i stawiać czoła rzeczywistości. Miałam przecież dla kogo żyć. Mój tato mnie potrzebował, Marcin, dziadkowie, mama, przyjaciele. Może Bartek wcale mi nie był pisany? Może ktoś inny miał się zjawić w moim życiu i rozkochać mnie do szaleństwa? Byłam bardzo ciekawa co przyniesie przyszłość i jak to wszystko się ułoży. Marzyłam o tym by zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy zagmatwane aspekty mojego życia się wyprostują.
Zostały dwa tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego, a ja sobie w ogóle nie wyobrażałam jak miałam tam wrócić. Przede mną klasa maturalna –  nie wiedziałam co chciałam zdawać i na jakie iść studia, do tego studniówka. Pojawiła się panika – z kim pójdzie Bartek a z km ja?
Tak bardzo mnie to wszystko przerażało i jak tylko o tym myślałam, zalewała mnie fala potu. Już wiedziałam, że to będzie ciężki rok.
- Hej, co tak sama siedzisz? – głos Martyny bardzo mnie przestraszył. Byłam zamyślona i zajęta swoimi myślami i nawet nie słyszałam jak się zbliżała. Patrzyła na mnie doszukując się łez, ale na marne jej się to zdało.
- Układam swoje życie – lekko uśmiechnęłam się do Niej a Ona ciągle stała nade mną.
- Mogę się przysiąść ? – nawet cieszyłam się, że przyszła i że chciała mi potowarzyszyć. Czas było zakończyć swoją alienację od społeczeństwa. Nie mogłam się wiecznie zachowywać jak dzikus. Fakt, przez ostatni czas sama dla siebie byłam najlepszym towarzystwem, ale jeszcze trochę i bym zwariowała albo straciła bliskie mi osoby.
- Jasne -  uśmiechnęłam się do przyjaciółki a Ona podała mi kubek z ciepłą herbatą. Na dworze nie było jakoś zimno, ale miło było się trochę ogrzać, zanim jeszcze wyszło słońce.
- Zapisałam się do szkoły, niestety nie chcieli mnie przypisać do Twojej klasy – Martyna poinformowała mnie o swoich działaniach. Zapomniałam o tym, że przecież Ona przeniosła się z Niemiec. Przez ostatni czas bardzo mało ze sobą rozmawiałyśmy i dopiero wtedy odczułam tego skutki.
- No coś Ty? Byłam pewna, że będziemy razem w klasie – wydawało mi się to naturalne i oczywiste, ale mój dyrektor sprowadził mnie na ziemię zanim jeszcze szkoła się zaczęła. Byłam zła na Niego i żałowałam, że nie mogłam iść do szkoły i poprosić o przepisanie Martyny do mojej klasy.
- Ja też, ale Was jest za dużo a poza tym, dyrektor oznajmił mi, że to nie jest koncert życzeń – gdyby wszystko poszło po naszej myśli, to byłoby zdecydowanie za dobrze. Zawsze coś musiało stać na przeszkodzie, ale przecież to nie było najważniejsze. Byłyśmy w tym samym mieście i szkole, to i tak było dużo.
- Do jakiej klasy Cię przypisał ? – byłam ciekawa z kim będzie chodziła do klasy, czy może była szansa, że będziemy mogły chociaż wspólnie siedzieć na angielskim. Martyna patrzyła na mnie niepewnie, jakby za bardzo nie chciała o tym mówić. Na początku nie rozumiałam tego, ale po czasie zdałam sobie sprawę dlaczego tak się zachowywała. Już nie musiała nic mówić, domyśliłam się odpowiedzi. – Serio? – na mojej twarzy malowało się zaskoczenie i rozżalenie z zaistniałej sytuacji.
- Tak – Martyna miała być w tej samej klasie co Bartek. Jedyny plus był taki, że miałyśmy wspólnie angielski. Przynajmniej nie musiałam sama siedzieć w ławce, bo do tej pory moim kompanem był Bartek i spodziewałam się, że teraz będziemy siedzieć osobno – Gosia, a co z weselem? Ja mam z nim iść? – kilka miesięcy temu,  nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie wiedziałam co miałam jej odpowiedzieć.
- Nie wiem. Na pewno nie chcę by nasze rozstanie Was skłóciło. Jak dla mnie nie ma problemu, żebyś z Nim poszła, ja Ci nie zabronię. To tylko od Ciebie zależy, no chyba, że Bartek podjął inną decyzję, ale to musicie się ze sobą dogadać. Ja nie chcę się wtrącać – nie mogłam nakazać jej, by szła z Bartkiem. W sumie, to nawet wolałam żeby to z nią poszedł a nie z inną dziewczyną, ale nie mogłam nic zrobić, to nie ja decydowałam a Bartek. Po minie Martyny widziałam, że była niepewnie nastawiona do tego pomysłu. Nie wiem jak ja bym się zachowała, gdybym była na jej miejscu, byłyśmy przyjaciółkami a Bartek moim byłym chłopakiem.
- Sama nie wiem co robić. Chyba to nie byłoby w porządku wobec Ciebie, w końcu to Ty jesteś moją przyjaciółką – rozumiałam rozterki Martyny i nie wiedziałam co jej doradzić. Stawiała mnie też w dosyć niezręcznej sytuacji, bo ja nie mogłam nic jej powiedzieć. Musiała rozmawiać o tym z Bartkiem a nie ze mną. 
- Nie patrz tak na mnie. Ja nie mam nic przeciwko, zrób co uważasz za słuszne. Musicie załatwić to beze mnie, mnie już to nie dotyczy – może to było bolesne, ale taka była prawda.  Nie patrzyłam na przyjaciółkę lecz przed siebie, chciałam uniknąć jej wzroku i spojrzeń z jej strony.
- To już na serio koniec? Przecież jeszcze niedawno mówiłaś, że macie przerwę? – Martyna była zaskoczona moim słowami, ale chyba nie była świadoma tego, że nie ułatwiała mi sprawy. I pomimo, że nie chciało mi się jej tego tłumaczyć, to czułam że należało jej się kilka słów wyjaśnienia.
- A to przedszkole czy podstawówka? Martyna pomyśl, czy jak będziemy małżeństwem to też będziemy sobie robić przerwę? Jak ludzie się kochają to powinni być ze sobą bez względu na wszystko. Poza tym, walczyłam o Niego a on kazał mi się wynosić, nie odzywa się do mnie, to co ja mogę? Czekać wiecznie na księcia? – chyba za ostro wypowiedziałam te słowa, ale nagle poczułam jak wzrastało mi ciśnienie. Nie powinnam była mówić do niej takim tonem, tylko już nie miałam sił by spokojnie mówić o rozpadzie mojego związku. To ciągle bolało.
- Ale nic straconego, może jeszcze się ułoży, przecież tak się kochaliście – Martyna była pełna wsparcia i zrozumienia, ale czasem mogła ugryźć się w język. Dlatego przez ostatni czas lubiłam samotność. Nikt mi nie przypominał jak bardzo kochaliśmy się z Bartkiem i jak dobrze było nam razem. Czemu ona tego nie rozumiała? Przecież powinno jej zależeć na tym, bym ruszyła w przyszłość, a ona tylko sprawiała, iż miałam ochotę się rozpłakać.
- Nie chcę o tym mówić. Zgłodniałam, idę coś zjeść – zdenerwowałam się trochę na nią, chociaż rozumiałam, że miała dobre intencje, ale już nie mogłam dłużej siedzieć i słuchać jej wypowiedzi. Nie potrzebowałam wracania do przeszłości i zapewniania, że wszystko się ułoży. Ileż można było się oszukiwać? Rozumiem bycie optymistą, ale trzeba też być realistą. W moim przypadku optymizm polegał na tym, że wiedziałam, że jeszcze się zakocham i będę szczęśliwa. Zostawiłam samą Martynę na brzegu jeziora i poszłam do domku coś zjeść. Przy stole akurat siedział Filip z Marcinem, przysiadłam się do nich i zabrałam się za jedzenie.
- Wszystko w porządku? Czemu Martyna siedzi sama? – Filip patrzył na mnie dosyć dziwnie a po chwili spojrzał w okno wskazując na swoją dziewczynę. Nie chciałam Go okłamywać a z drugiej strony nie chciałam tłumaczyć tego, co zaszło. W końcu nic złego się nie stało. To było normalne, że miałyśmy różnicę zdań. My się nie pokłóciłyśmy i daleko nam było do tego.
- Tak, zgłodniałam a Martyna chciała jeszcze posiedzieć – gdyby Martyna chciała, to by za mną przyszła a tak uznałam, że czuła potrzebę posiedzieć sama. Filip chyba mi do końca nie uwierzył, ale nadal z nami siedział co chwilę przypatrując się Martynie.

- Po śniadaniu jedziemy nad duże jezioro. – Marcin patrzył się na mnie pokazując swoje białe zęby i nie potrafiłam nie odwzajemnić Jego uśmiechu. Pokiwałam twierdząco na Jego słowa i gdy tylko skończyliśmy jeść, zajęliśmy się sprzątaniem po stole i robieniem prowiantu na leżakowanie. Później spakowaliśmy torby i ruszyliśmy nad Solinę. Filip z Martyną również nam towarzyszyli, chociaż dziewczyna trzymała się ode mnie na dystans i stroniła od rozmowy. Nie chciałam jej przepraszać czy przekonywać, iż nic złego nie miałam na myśli. Po prostu, musiała zrozumieć, że popełniła małą gafę a ja nie potrzebowałam litowania się nade mną ani mydlenia oczu.