niedziela, 29 czerwca 2014

The experience cz 156

Dzisiejszy dzień był dla mnie niezłym sprawdzianem. Mogłam się przekonać czy byłam tchórzem, czy może nie brakowało mi odwagi, by się zmierzyć z tym, co siedziało mi w głowie. Była sobota i tego też dnia, czyli 8 września, On miał urodziny. Nie chciałam iść w Jego ślady i zapomnieć, a w sumie wyprzeć to ze swojej świadomości, bo pamiętałam o tym, że kończył dzisiaj 19 lat…. To, że był starszy ode mnie, nigdy mnie do Niego nie zniechęcało, tak samo jak to, że kiedyś powtarzał rok. Takie rzeczy po prostu się zdarzają i tak też było w Jego przypadku, ale wracając do sedna. Nie utrzymywaliśmy kontaktu, więc nie chciałam nagle zjawiać się z prezentem, czułam, że byłoby by głupie. Nawet nie wiedziałam, co miałabym mu kupić. No, więc nie wiedziałam jak mu złożyć życzenia.  Wysłanie sms‘a było czymś strasznie dziecinnym i nie potrafiłam tak zrobić, tak samo jak wysłać wiadomość na facebooku. Był dla mnie ważnym człowiekiem i nie mogłam w tak obojętny sposób życzyć mu wszystkiego dobrego, lecz czy było stać mnie na coś więcej? Głowiłam się już nad tym ponad godzinę i ciągle nie wiedziałam, co zrobić. Boże, czemu to wszystko było tak skomplikowane? W mojej głowie odbywały się krzyki i dzika kłótnia, a moje serce miało do mnie straszny żal o to, że odrzuciłam Bartka, bo ostatecznie tak było. Najpierw On mnie nie chciał a teraz ja Jego odprawiłam. Pomimo, że pewnych myśli nie dopuszczałam do siebie, że udawałam, że jestem silna i tak naprawdę obeszło mnie to bez jakiś większych uczuć, to tak nie było. Każdego dnia myślałam o Nim, tęskniłam, odczuwałam żal i teraz nadal tak jest. Czułam się skrzywdzona, zostawiona, zapomniana… Tak naprawdę dopiero podczas naszej ostatniej rozmowy, zdałam sobie sprawę z tego, że miałam powody by się na Niego wściekać. Może wtedy, gdy mnie odepchnął, to wcale nie było żadne takie nic, jak próbowałam przekonywać wszystkich dookoła siebie? Pamiętam, ten ból, który mi wtedy towarzyszył, zarówno fizyczny jak i psychiczny. To chyba było najgorsze wydarzenie w ciągu tych ostatnich dni, nie tyle co wyrzucenie mnie z domu, czy powiedzenie przed klubem, że chce się tymczasowo rozstać, ale właśnie to odrzucenie. Kiedyś obiecałam sobie, że jak mnie facet uderzy, to odejdę od Niego a teraz byłam w kropce. Niby Bartek mnie nie uderzył, ale czy była duża granica pomiędzy uderzeniem a odepchnięciem? Czy w ogóle była jakaś granica? Nie wiedziałam gdzie znaleźć odpowiedź. Tak naprawdę czułam się w kropce i miałam serdecznie dość tego wszystkiego. Miejsca, ludzi, sytuacji, rzeczy. Wszystko dookoła mnie, przypominało mi ostatni rok. Marzyłam o tym by wyjechać, zmienić miejsce zamieszkania i to na stałe. Niestety, to były tylko marzenia i w tej sferze musiały pozostać. Mogły się one spełnić dopiero po maturze, kiedy stanę przed wyborem miasta, do którego chciałabym się przenieść, dlatego wiedziałam jedno, musiałam się przyłożyć do tego, by osiągnąć jak najlepsze wyniki z tego testu i móc spokojnie wybrać miejsce, gdzie chciałam mieszkać. Nie rozważałam opcji zostania w rodzinnym mieście. Tu wszystko było trudniejsze. Pragnęłam zacząć życie gdzieś indziej, z nową kartką.
Odbiegłam od tematu i tak robiłam, co chwilę. Odchodziłam od meritum sprawy a czas nieubłaganie mijał. Była godzina 14 a ja nadal nie wiedziałam, co począć. Jechać do Niego? Ale jak ja miałabym spojrzeć mu w oczy? To było zdecydowanie za trudne. Iść do Niego bez prezentu? Kompletnie głupie. Czułam się strasznie. Boże, czemu doprowadziłeś do takiej sytuacji?! Krzyczałam w duszy mając nadzieję, że odpowiedź nadejdzie. Cisza. Ciągle ta sama pustka.
No dobra, jakbym miała mu coś kupić to, co by to było? Nie byliśmy w związku, więc jakieś wiążące, osobiste prezenty odpadały. Więc jak ma to być coś niezobowiązującego, to co? Czułam, że siedząc w domu nic nie wymyślę, a tylko marnowałam czas. Gdy spojrzałam na pogodę, jaka panowała na dworze, było tak strasznie szaro i ponuro. Niemalże jak mój nastrój, jedynie brakowało deszczu i mojego płaczu. No nic, musiałam się ogarnąć. Założyłam pierwsze lepsze jeansy, czarną nierozpinaną bluzę. Nawet nie robiłam makijażu, bo nie chciałam ryzykować, żeby nie spłynął. Włosy nie wymagały jakiś poświęceń, przeprostowałam końcówki i byłam gotowa. Wsiadłam w samochód i pojechałam do galerii handlowej, która znajdowała się niedaleko Jego mieszkania, więc jakbym mu coś kupiła, to miałam blisko, żeby mu to podarować.
Na miejscu nic mi się specjalnie nie rzucało w oczy. Oczywiście sprawa byłaby prostsza gdybym wiedziała co chciałam kupić. Kiedy przechodziłam obok sportowego sklepu, przypomniało mi się coś. Bartka torba na treningi była w kiepskim stanie, on sam mówił, że nie lubił chodzić na zakupy a jak już był w centrum handlowym, to nic mu się nie podobało. Tak więc postanowiłam poszukać czegoś, co byłoby odpowiednie. I tak, już po dwudziestu minutach miałam wybraną torbę. Sprzedawca trochę mi pomógł i jak twierdził to był odpowiedni model dla typowego sportowca, a także nowość, więc Bartek nie mógł jej nigdzie wcześniej widzieć. Dowiedziałam się też, że torba była wzorowana na modelach noszonych przez prawdziwych sportowców, więc miałam nadzieję, że Bartkowi się spodoba. Prezent został ładnie spakowany i tak naprawdę mogłam już iść do chłopaka.
Nie wiedziałam jak mnie potraktuje i czy w ogóle przyjmie prezent, ponieważ ja mu swój oddałam. Odwlekałam tą chwilę jak tylko mogłam, ale po czterdziestu minutach siedzenia w samochodzie uznałam, że zachowuję się naprawdę dziecinnie. W końcu byłam silna i musiałam stawić temu czoła. Miałam stchórzyć? Chyba nie darowałabym tego sobie do końca życia. Patrzyłam się na prezent, który znajdował się na siedzeniu obok i gdy już chciałam wysiadać, ktoś zapukał w moją szybę, przez co bardzo się przestraszyłam bo w samochodzie panowała idealna cisza a ja siedziałam tam jak na szpilkach. Kiedy odwróciłam głowę w lewą stronę, ujrzałam Bartka. Poczułam jak się czerwieniłam i naprawdę, chciałam zapaść się pod ziemię, odjechać, zrobić cokolwiek, ale wiedziałam, że już mleko się rozlało. Sięgnęłam za klamkę i niechętnie opuściłam samochód, cały czas patrząc na równie zaskoczoną minę Bartka, co moją.
- Długo tu tak siedzisz? – po tych Jego słowach już wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa. Od samego początku robiło się nieprzyjemnie i nie mogłam się łudzić, że przebiegnie to bezboleśnie, wręcz przeciwnie. Wszystko było nie tak.
- Chwilę – skłamałam. Ale co niby miałam mu powiedzieć? Zresztą to było bez znaczenia.
- Co Ty tu w ogóle robisz? – nie wiem czemu, ale spodziewałam się innego przywitania, coś w stylu „cześć”, „siema”. Czułam niechęć w Jego głosie, a z Jego twarzy niczego nie potrafiłam wyczytać. Maskował się przede mną, chcąc wszystko doszczętnie ukryć, ta sytuacja była dla mnie naprawdę nowa i nie umiałam sobie z nią poradzić.
- Przyjechałam, bo chciałam złożyć Ci życzenia – nie byłam pewna siebie ani swojego zachowania. Gdyby On choć trochę mi pomógł, byłoby mi lżej, a tak z minuty na minutę ciężar rósł. Chyba miałam talent do pakowania się w ciężkie sytuacje.
- To jakaś forma katuszy z Twojej strony, tak? – Bartek zachowywał się jak pewny siebie gnojek. Jakim prawem kpił ze mnie? On nigdy się tak nie zachowywał, a nagle grał cwaniaka. W tamtym momencie, pożałowałam, że tam się pojawiłam. Mogłam sobie dać spokój albo wysłać sms’a, a ja jak głupia zawlekłam tam swoje nieproszone dupsko.
- Co Ty bredzisz?  - zastanawiałam się dlaczego myślał, że to była jakaś gra z mojej strony, w przeciwieństwie do Jego osoby byłam sobą, niczego nie udawałam, a na dodatek naprawdę miałam czyste intencje. Natomiast nie mogłam pozwalać się obrażać.
- Chcesz mi przypomnieć, że zapomniałem o Twoich urodzinach i dlatego się tu pojawiłaś? Bo skoro nie chcesz już ze mną być, to czemu niby masz składać mi życzenia? – dobrze, że ten dupek nie słyszał moich myśli, wyzywałam Go na czym świat stał. Jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć? Nie miał za grama szacunku do mnie a ja ciągle o nim myślałam, wybielałam Jego zachowanie. Jeszcze kilka godzin temu, miałam żal do siebie za to, że Go odtrąciłam, lecz w tamtym momencie Bartek przypomniał mi, dlaczego to robiłam...
- Ale to nie znaczy, że jesteś mi obojętny. Mam zachowywać się tak samo jak Ty? Gardzić Tobą, poniżać, szydzić? Tego chcesz? Tylko, że ja tak nie umiem. – nagle wezbrały się we mnie silne emocje, jakiś żal i nieokreślona gorycz w stosunku do chłopaka. Nie umiałam być taka jak On i nawet nie chciałam taka być. Miałam swoje zasady, uczucia i nie potrafiłam się przemóc. Chciałam dodać coś jeszcze, ale przerwał mi dochodzący z oddali kobiecy głos.
- Bartek! – to była ta sama dziewczyna, która wtedy była z nim w galerii. To z Nią kupował garnitur i to musiała być ta dziewczyna, którą  Marcin widział w Jego mieszkaniu. Zastanawiałam się co Ona tam robiła, ale jej pojawienie się pomogło mi się ulotnić.
- Wszystkiego najlepszego, szczerze – miałam spokojny ton głosu i zanim On zdążył cokolwiek powiedzieć, wręczyłam mu prezent i wsiadłam do samochodu i jak najszybciej odjechałam. Widziałam zakłopotanie na Jego twarzy, które pojawiło się wraz z nadejściem owej dziewczyny. To na nią przeniósł swoją uwagę, a ja tylko dobrze wykorzystałam moment nieuwagi. Czułam, że inaczej nie wziąłby ode mnie tego prezentu. To wszystko działo się tak szybko, że sama ledwo co nadążałam. Na początku naszej rozmowy, kiedy powiedział, że to ja nie chcę być z nim, chciałam mu to wytłumaczyć, zaprzeczyć, powiedzieć, że Go kocham i nigdy nie będę gotowa na rozstanie, ale nie zdążyłam, a może tak miało być? Cieszyłam się, że w miarę szybko opuściłam tamto miejsce i nie musiałam dalej przeciągać szali z Bartkiem. Po policzku spłynęły mi łzy, które starałam się szybko wytrzeć, ale mój organizm miał inne zamiary. Moja dusza cierpiała. Jego zachowanie było tak cholernie krzywdzące, że paliło mnie od środka. Nie rozumiałam dlaczego tak mnie traktował. Jeszcze kilka dni temu był u mnie w domu, przepraszał, a teraz obrażał.
Gdy tylko dotarłam do domu, biegiem popędziłam do swojego pokoju. W salonie mignęła mi tylko postać taty, który coś powiedział w moją stronę, ale nawet nie rozumiałam co. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju i wyć w poduszkę. Musiałam dać upust swoim emocjom. Kawał czasu to wszystko dusiłam w sobie i w końcu nie wytrzymałam. Łudziłam się, że ten moment nigdy nie nadejdzie, że wytrzymam, będę silna, ale los spłatał mi figla.
- Gośka, co się dzieje?! – tato pobiegł za mną i dorwał mnie w pokoju jak już leżałam na łóżku i głośno płakałam. Poduszka tłumiła mój głos, ale to nie wystarczało. Ja sama nie umiałam się opanować, uspokoić, to było silniejsze ode mnie. – Córeczko, co się stało? –  jego głos stał się maksymalnie czuły i troskliwy, czułam jak usiadł obok mnie, a po chwili Jego ręka znalazła się na moich plecach. On też cierpiał, razem ze mną. Nie potrafiłam się odezwać, wytłumaczyć o co chodziło. Paliło mnie od  środka, bolało mnie całe ciało. To uczucie było naprawdę straszne. Podobnie czułam się jak traciłam Maćka. – Gośka, skrzywdził się ktoś?- czułam niepokój  w głosie taty i on naprawdę bał się, że ktoś zrobił mi coś złego, ale tak było. Ból psychiczny był o sto razy gorszy od fizycznego. Usiadłam i zamiast w poduszkę, głośno płakałam w Jego koszulkę. Wtuliłam się w Niego jak tylko potrafiłam i płakałam. On nic nie mówił, tylko mocno trzymał mnie przy sobie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, już byłam tak zmęczona płaczem, tą sytuacją, emocjami, że zasnęłam w taty ramionach.
Nawet nie pamiętałam, kiedy wczoraj zasnęłam, musiałam to zrobić w taty ramionach. Czułam się wczoraj tak potwornie źle, że pękłam. Musiałam się wypłakać i dzisiaj już mi było trochę lepiej, ale wiedziałam, że do szkoły nie zamierzam iść. Miałam to głęboko w dupie, przynajmniej tego dnia. Kiedy zeszłam do kuchni by wziąć coś do picia, już z schodów usłyszałam rozmowę taty z Marcinem.
- Widziałeś ją wczoraj? Ja się boję, że ona znowu przestanie jeść, że znowu znajdzie się w szpitalu. Tak bardzo martwię się o nią – to był głos taty a ja poczułam ukłucie w sercu. Przykro mi było, że sprawiłam mu cierpienie. W Jego głosie było tyle troski, ale też i strachu i przygnębienia.  
- Wiem, ale może to jednorazowa sytuacja? – Marcin starał się uspokoić obawy taty, ale wiedziałam, że to było za mało. Nie chciałam by znowu ich życie kręciło się wokół mnie, każdy z nich miał swoje sprawy i na nich powinien się skupić.
- Boję się o nią, nie wiem, może Bartek coś zaradzi? – po tych słowach taty, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie mogłam pozwolić na to, by ktoś z nich powiedział Bartkowi, w jakim stanie wczoraj wróciłam. On nie mógł wiedzieć, jak bardzo mnie to zabolało. Musiałam być silna a nie dawać mu satysfakcji, że kolejny raz mnie zranił..
- Wątpię, to chyba właśnie było przez niego – Marcin nie chciał tacie za wiele powiedzieć, ale prawda jest też taka, że Marcin dużo też nie wiedział. Wtedy poczułam, że musiałam wkroczyć w rozmowę i zabrać osobiście głos, nie chciałam się przyznać do podsłuchiwania.
- Hej – lekko uśmiechnęłam się do domowników i zajęłam wolne miejsce przy stole. Może nie byłam jakoś specjalnie głodna, ale wzięłam się za robienie sobie kanapki, by pokazać im, że czułam się dobrze.
- Ty nie idziesz dzisiaj do szkoły? – brat spojrzał to na zegarek to na mnie, znajdującą się w kompletnej rozsypce, w wczorajszych ubraniach, niezmytym makijażu…
- Chciałam zrobić sobie wolne dzisiaj i jechać do szpitala na badania. Przez te ostatnie wyjazdy zaniedbałam to trochę a tabletki mi się kończą – wyjaśniłam im moje plany na tamten dzień, chcąc jednocześnie uspokoić ich, a raczej zapewnić, że pamiętałam o jedzeniu i lekach, nie robiłam tego dla siebie, ani z troski o swój stan, ale to miało pokazać im, że nic się złego nie działo, takie moje małe alibi, stające się przykrywką faktycznego stanu, gdyż fizycznie czułam się naprawdę nieźle, ale psychicznie się rozsypałam.
- Dobrze, to później napisze Ci usprawiedliwienie. Gosia, a to wczoraj …- tato podsumował moją wypowiedź i zaczął wracać do dnia wczorajszego.
- A to wczoraj już się nie wydarzy. Ja wiem, że się martwiłeś i przepraszam, już jest wszystko w porządku – starałam się uśmiechać, ale słabo mi to wychodziło. Kłamać też za dobrze nie umiałam, ale miałam nadzieję, że mój rozsądek przekona Go do wierzenia mi.
- Nikt Ci nie zrobił krzywdy, nie okradł itp.? – przypomniałam sobie wczoraj mnie jak wpadłam zapłakana do domu i rzuciłam się na łóżko głośno płacząc. Można to było odebrać jako reakcję na napad, gwałt itp.
- Nie. Byłam u Bartka i znowu się pokłóciliśmy a w sumie to nawet się nie pokłóciliśmy. On już chyba ma kogoś, zresztą nie ważne. Może nic nie będę jadła, bo badania będą mi robić. – na początku za bardzo się rozgadałam i szybko chciałam zmienić temat i już nie mówić o Bartku i nie wracać do tego, co miało miejsce dnia poprzedniego. Widziałam, że zarówno tata jak i Marcin nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Wiem, że nasza miłość nie zastąpi Ci Jego, ale pamiętaj, że kochamy Cię bardzo mocno i dla nas jesteś najważniejsza – tata podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. To, co powiedział było piękne, i chciałam zapamiętać to do końca życia, te słowa powinnam pamiętać jak modlitwę.
- A Wy dla mnie jesteście najważniejsi– cicho powiedziałam przytulając się do taty, po czym On poszedł się szykować do pracy a ja wróciłam do swojego pokoju. Szybko ubrałam się w przypadkowe ubrania i pojechałam do przychodni do swojego lekarza.
„Miła” Pani recepcjonistka poinformowała mnie, że nie byłam umówiona, więc lekarz mnie nie przyjmie a już wolnego miejsca na tamten dzień nie ma. Byłam zła, ale nie zamierzałam się poddać.
- Proszę powiedzieć Panu Kamińskiemu, że przyszła Małgorzata Pilarz, proszę – próbowałam jakoś wpłynąć na kobietę, by chociaż zapytała się lekarza, czy na pewno mnie nie przyjmie. Ona patrzyła na mnie z wyższością i jakbym już na wstępie była na przegranej pozycji.
- Ale Pani nie rozumie, że jest teraz u Niego pacjentka? Wolny termin jest za dwa dni o godzinie 11:30- znowu iście uprzejmie zostałam powiadomiona o tym, kiedy miałam się zjawić, ale ja wiedziałam, że kolejnego dnia w szkole nie mogłam opuścić, chociaż w sumie mogłam, ale nie chciałam dać tej recepcjonistce za wygraną. Nie czułam się od nikogo lepsza, tylko wiedziałam, że gdy tylko doktor dowie się, że przyszłam to mnie przyjmie, co mi zresztą zawsze powtarzał, a moja dzisiejsza obecność w tamtym miejscu nie pójdzie na marne.
- A czy Pani nie rozumie, o co ja proszę? Czy to za dużo jak na Pani możliwości? – stałam się obcasowa i powoli traciłam cierpliwość, inni pacjenci przyglądali się mojej rozmowie z kobietą siedzącą za biurkiem, czułam, zawistne wzroki na mej osobie, ale miałam to głęboko gdzieś. Kobieta oburzyła się i sięgnęła za telefon, natomiast minę miała wymowną, ona od razu mnie skreśliła.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Pani Małgorzata Pilarz jest tutaj i chce by Pan ją dzisiaj przyjął a już jest komplet - po tym jak przedstawiła mu zaistniałą sytuację, podejrzewałam, że nic z tego nie będzie. Oczywiście ona musiała dodać, że był komplet. Naprawdę byłam zła, że mnie traktowała jak wroga czy intruza. Rozumiałam, że nie byłam umówiona, ale wiedziałam też, że jak lekarz dowie się, że to ja się do Niego dobijam to zrobi wyjątek. – Tak jej też powiedziałam – nie słyszałam słów jej rozmówcy, ale łatwo było się domyślić, na jakie słowa odpowiadała – Małgorzata Pilarz – kobieta jeszcze raz powtórzyła moje imię i nazwisko, co dało mi iskierkę nadziei – Dobrze. – po tych słowach odłożyła słuchawkę a ja wpatrywałam się w nią oczekując dalszych instrukcji – Proszę usiąść i poczekać – to nie było po jej myśli, a ja się tylko lekko uśmiechnęłam do siebie i usiadłam w poczekalni. Czułam na sobie wymowne wzroki innych czekających, ale musiałam to znieść. Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł lekarz wraz z pacjentem, który znajdował się w środku. Podszedł do swojej podwładnej a ona wskazała mu ręką na mnie.
- Dzień dobry – mężczyzna uśmiechnął się do mnie miło. Szczerze ulżyło mi jak zobaczyłam wyraz Jego twarzy, który nota bene  zwiastował dobre wieści.
- Dzień dobry, ja przepraszam za to zamieszanie, ale dzisiaj nie poszłam do szkoły i nie chcę zawalić kolejnego dnia – wytłumaczyłam się ze swojego zachowania, ale i tak wiedziałam, że mogłam wcześniej zadzwonić czy uprzedzić.
- Nie ma sprawy, chodź – lekarz przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do gabinetu. – Wszystko w porządku? – rozumiałam, że mogłam trochę Go przestraszyć swoją nagłą wizytą, ale cieszyłam się, że mogłam Go rozczarować.
- Tak, nic złego się nie dzieje. Kończą mi się lekarstwa a ostatnio zawaliłam kilka wizyt, bo byłam na wakacjach – w ostatnim czasie odpuściłam sobie trzy wizyty i czułam się z tym źle. Tydzień temu dr Kamiński wysłał mi maila z zapytaniem, czy wszystko z moim zdrowiem w porządku, może, dlatego też przyjął mnie bez problemu?
- Już się martwiłem o Ciebie, ale ostatnio był u mnie Twój tata i uspokoił mnie – słowa lekarza bardzo mnie zaskoczyły, tata był u Niego? Nic mi na ten temat nie mówił. Od razu się zaniepokoiłam i postanowiłam dopytać się o szczegóły.
- Mój tata? Jest chory? – zalała mnie fala potu i ogromny strach o mojego opiekuna. Przecież On nie wyglądał na chorego a ostatnio był w dobrym humorze. Naprawdę nie wiedziałam, co miało to znaczyć.
- Nie, spokojnie. Chodzi o sprawy prywatne, Twój tata jest moim prawnikiem. Wróćmy do Ciebie. Jesz? – nie wiedziałam, czy to była zwykła gadka, by mnie uspokoić, czy mówił prawdę, ale jak na tamten momentu musiałam odpuścić ten temat, w szczególności, że lekarza obowiązywała tajemnica zawodowa.
- Tak, ostatnimi czasy uwielbiam jeść. Czuję się dobrze, więc nie ma, na co narzekać – uśmiechnęłam się do mężczyzny a z tyłu głowy nadal miałam zmartwienia odnośnie taty, Bartka i tego całego galimatiasu panującego w mojej głowie.
- To dobrze, zrobimy Ci badania, tu masz skierowanie. Pielęgniarka zaprowadzi Cię do zabiegowego a wyniki będą na szybko to wrócisz z nimi do mnie. Kiedy się ostatnio ważyłaś? 
- Jak byłam na ostatniej wizycie – niepewnie odpowiedziałam na zadane pytanie, ale prawda była taka, że nie miałam ochoty się ważyć, nie czułam takiej potrzeby a nie uznawałam tego za konieczność.
- Dobra, to chodź jeszcze Cię zważę a później zrobisz badania - pospiesznie podeszłam do wagi zdejmując buty. Jak się dowiedziałam, przytyłam aż 1 kg, co było naprawdę dobrym wynikiem, to cieszyłam się z tego, zresztą mój lekarz również. Gdy wyszliśmy z gabinetu poszłam do laboratorium a po pół godzinie wróciłam do gabinetu z gotowymi wynikami. Wszystko okazało się w porządku, musiałam jeszcze zażywać witaminy, co oznaczało, że było już ze mną znacznie lepiej niż w ostatnim czasie. Cieszyłam się, że ta historia się tak skończyła się dla mnie. Przez to, że poznałam ciemne strony, że wiedziałam ile wysiłku kosztowało mnie pamiętanie o tabletkach, o jedzeniu to teraz bardziej szanowałam to, do czego doszłam. Miałam wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy mi pomogli. Nie wiedziałam co byłoby ze mną, gdybym spotkała innego, mniej zaangażowanego lekarza.
Prosto ze szpitala pojechałam na cmentarz, po zmówionej modlitwie wróciłam do domu. Odgrzałam sobie obiad i zalegałam na kanapie w salonie. Panowała taka idealna cisza, ale jak zwykle, musiał ktoś ją przerwać.


piątek, 27 czerwca 2014

The experience cz 155

Tak bardzo nie chciałam iść do szkoły, traktowałam to, jako karę. Już wczoraj wiedziałam, że ciężko będzie mi się tam chodziło. Poważnie zastanawiałam się nad zmianą szkoły, ale wiedziałam, że to będzie już kompletny powód do nazwania mnie tchórzem. Poza tym, naprawdę lubiłam swoją szkołę, uważałam, że była na wysokim poziomie, co zresztą mnie satysfakcjonowało. Musiałam wytrzymać, albo chociaż cierpliwie czekać momentu, w którym będzie mi lżej, a Bartek stanie się bardziej obojętny. Ale czy to w ogóle było możliwe?
Ubrałam się w czarną sukienkę, do tego założyłam balerinki, wzięłam kurtkę jeansową i zeszłam do kuchni, gdzie tradycyjnie zastałam tatę.
- Ładnie wyglądasz – tato podniósł głowę znad gazety i miło się do mnie uśmiechnął.
- Dziękuję. – nie było mnie stać na nic więcej. Miałam dosyć średni humor i nie potrafiłam się go wyzbyć. Zachowywałam się tak, jakby to, że musiałam iść do szkoły było karą nałożoną przez wszystkich dookoła.
- Coś nie w humorze jesteś? – tato oczywiście musiał od razu wyczuć moje samopoczucie. Nie warto było Go okłamywać, bo i tak za dobrze mnie znał.
- Trochę – lakonicznie odpowiedziałam na zadane mi pytanie. Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć i jak z tego wybrnąć, a też nie chciałam jakoś rozczulać się nad swoim losem. Już dosyć miałam litości i wszelkiego żalu odnośnie mojej sytuacji. Nie było mi łatwo się z tym uporać, a jeszcze potrzebowałam dużo sił, bo przecież każdego dnia miałam to wszystko znosić.
- Dasz radę – uśmiechnął się do mnie, po czym oddał – Słuchaj, zjedz obiad w szkole. Dopóki nie znajdziemy kogoś do pomocy to będziesz musiała tam jeść. – wiedziałam, o co mu chodziło. Nie było z nami Ireny, bo przeprowadziła się do swojej córki, by jej trochę pomóc, dlatego też, my zostaliśmy bez pomocy. Tata wiecznie był zapracowany i nawet nie miał czasu zakupów zrobić.
- Po szkole zrobię zakupy i coś ugotuję, będzie na dwa dni. Następnym razem zrobi to Marcin i tak będziemy się dzielić, więc się nie martw – czułam, że powinnam była odciążyć trochę tatę. Musieliśmy dać sobie jakoś radę i wiedziałam, że podołamy.
- Dobra, to tu masz pieniądze. Ja już muszę lecieć, więc do wieczora – kiedy zostawił na stole pieniądze od razu wyszedł z domu i takim oto sposobem zostałam sama. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie iść na wagary, ale w pierwszy dzień szkoły kompletnie nie wypadało. Jak już zjadłam śniadanie pojechałam do szkoły. Nie byłam przyzwyczajona do widoku tylu ludzi w tym budynku. Odzwyczaiłam się przez te dwa miesiące i naprawdę dziwnie było mi tam wrócić. Miałam wrażenie, że tyle się wydarzyło przez te dwa miesiące, że teraz wchodziłam do tego budynku jako kompletnie inna osoba. Prosto poszłam na pierwsze lekcje, na których każdy z nauczycieli straszył maturą. Przerażał mnie fakt, że nadal nie wiedziałam, na jakie studia chciałam iść. Cały czas oszukiwałam siebie, że miałam jeszcze czas. Na trzeciej lekcji poszłam na angielski i tego najbardziej się obawiałam - lekcja z Bartkiem w jednej klasie, ale na szczęście od razu przed salą zauważyłam Martynę.
- Hej – przywitałam się z dziewczyną buziakiem w policzek a kątem oka spojrzałam na Bartka, który przyglądał się nam, próbowałam go ignorować i zachowywać się tak, jakby go tam nie było – Jak tam nowa klasa? – byłam ciekawa jak mijały jej pierwsze godziny z nowymi ludźmi w całkiem nowym budynku i czy się zaaklimatyzowała w nowym miejscu.
- A dobrze, wszyscy są mili, Bartek stara mi się pomagać, bo jak na razie marnie ogarniam gdzie co jest – doskonale wiedziałam, o co jej chodziło, nasza szkoła była trzypiętrowa a sale niezbyt po kolei ponumerowane.
- To dobrze – dosyć niechętnie jej odpowiedziałam. Nie byłam zła, że On jej pomagał, nawet powinnam była być mu za to wdzięczna, ale kolejne wspomnienie ekschłopaku było bolesne.
- Nadal Ci zależy, prawda? – Martyna próbowała wywęszyć czy nic nie dało się zrobić, żebyśmy się zeszli, ale niestety nie działały tu żadne czary mary, ani też to wszystko nie było takie łatwe jak jej się wydawało.
- Marcin był u Niego ostatnio i zastał w mieszkaniu jakąś dziewczynę – powiedziałam te słowa bez większego wyrazu i charakteru. Sama nie wiedziałam czy to był ten czynnik, który tak ważył na moim humorze.
- No coś Ty? Myślisz, że …
- Może tak, może nie – nie dałam jej dokończyć, bo wiedziałam, o co chciała zapytać a ja nie znałam odpowiedzi. Wyglądała na bardzo zaskoczoną tym, co jej powiedziałam, ale nie było, czego ukrywać.
- Nie no, ale serio myślisz, że miałby już kogoś? – Martyna nie dawała za wygraną i dalej ciągnęła ten temat. Czasem wydawało mi się, że miała za miało taktu i samo wyczucia. Trochę sprawiała mi przykrość, bo ja sama nie wiedziałam, czy Jego byłoby na to stać a wiedziałam też, że on nigdy nie miał jakiś koleżanek.
- Martyna, wróżką nie jestem. Mówię Ci co widział Marcin. Ja zresztą też widziałam Bartka z tą dziewczyną jak kupowali garnitur – mój głos był taki zwykły, pozbawiony emocji i uczuć. Chyba już byłam oziębła na tą całą sytuację. Po chwili do klasy weszła nauczycielka a my w milczeniu podążyłyśmy za nią. Ludzie dziwnie się przyglądali a to mi a to Bartkowi, łatwo było rozpoznać, co myśleli. Na szczęście miałam Martynę, która ze mną siedziała w ławce. Bartek siedział w rzędzie obok, ale trochę przed nami, tak, że całą lekcję wpatrywałam się w Niego jak w obrazek.
Po skończonej lekcji poszłyśmy na stołówkę, gdzie znowu wpatrywałam się w Bartka, który siedział niedaleko nas. Nie wiem, czemu, ale wydawało mi się, że Jemu było jakoś łatwiej, swobodniej. A ja głupia przeżywałam wszystko ze dwojoną siłą, za siebie i za Niego. Naprawdę miałam tego dosyć. Miałam dosyć swojej miłości do Niego i tego, że on w ogóle nie walczył, poddał się na pierwszej prostej. Jasne, przyszedł raz, ale zmuszony przez Marcina i Filipa, czyli to się nie liczy. Tak cholernie byłam zawiedziona Jego postępowaniem, że zaczynałam wierzyć, iż już kogoś miał.
- Gosia, ocknij się – Martyna machała mi ręką przed twarzą a wtedy moje i Bartka oczy się spotkały. Nie wytrzymałam długo i odwróciłam wzrok na przyjaciółkę.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś? – musiałam wrócić do świata żywych i zacząć żyć a nie cierpieć jak cierpiętnica. Moją chyba rolą życiową była rola płaczki, czas więc  było skończyć to przedstawienie.
- Że chyba musimy iść się przebrać na wf – przyjaciółka była trochę poirytowana, ale musiała zrozumieć, że nie było mi łatwo to wszystko znosić. To też był ten jeden z pechowych dni, kiedy dwie lekcje miałam wspólnie z Bartkiem, nie dość, że angielski to jeszcze wf, ale dzisiaj nie miałam ochoty na ćwiczenia i zmagania fizyczne, zacznijmy od tego, że w ogóle na nic nie miałam ochoty.
- Tak – wstałyśmy od stolika i szłyśmy w stronę sali gimnastycznej – Ja chyba sobie dzisiaj odpuszczę, nie chce mi się pocić – naprawdę, nie miałam ani grama ochoty na ćwiczenia. W ogóle nie lubiłam wf i planowałam się jakoś wymigać, tylko musiałam iść do lekarza.
- Oj Gośka – widziałam, że Martynie nie bardzo się to podobało a w szczególności to, że nie miałam humoru i byłam pozbawiona energii, ale żyłam nadzieją, że następnego dnia będzie lepiej. Kiedy Martyna się przebierała ja już siedziałam na ławce i przypatrywałam się osobom wchodzącym na salę. Oczywiście podświadomie wyszukiwałam Bartka, ale go nie było. Z jednej strony cieszyłam się, że będę mogła patrzeć na Niego całe 45 minut a z drugiej strony to było katowanie samej siebie.
Na wf nic takiego się nie działo, chłopaki grali w siatkówkę a dziewczyny w hokeja. Postanowiłam się nie męczyć i rysowałam sobie jakieś gryzmoły w zeszycie, obiecałam sobie, że nie będę się tępo wpatrywać w chłopaka, który miał mnie gdzieś.
Po skończonych lekcjach pojechałam do domu gdzie bezwiednie leżałam na tarasie i zastanawiałam się jak silna byłam, ile mogłam wytrzymać. Naprawdę to nie było łatwe.

Dzisiaj część jest taka prosta i zwykła, ponieważ chciałam skupić się na uczuciach Gosi, byście przed następną częścią mogli poznać jej emocje i bardziej wczuć się w sytuację, w której znalazła się główna bohaterka. Jak wszystko dobrze pójdzie, to kolejna część już jutro :) 
Dziękuję za wszystkie gratulacje i miłe wiadomości jak i komentarze. Z całego serca dziękuję i wszystkim Wam życzę udanych wakacji. 
Jak wyniki z matur? Jesteście zadowoleni?  

czwartek, 26 czerwca 2014

Obrona.

Cześć ! Wiem, że mnie dawno nie było, ale słuchajcie mam poważne wytłumaczenie. Wczoraj o 9:15  podchodziłam do obrony pracy licencjackiej i śmiało mogę powiedzieć, że jestem licencjonowanym pedagogiem resocjalizacyjnym. Oczywiście czekają mnie teraz dwuletnie studia magisterskie, natomiast już pewien etap nauki w moim życiu mam za sobą. Chciałabym się z Wami podzielić moimi wrażeniami, które może przydadzą się Wam w przyszłości, przed jakimkolwiek egzaminem.

Ja należę do osób, które naprawdę się stresują, co objawia się potliwością i trzęsącymi się rękoma itp, ale w tym przypadku było inaczej. Tak sobie myślę, że już przed obroną wykorzystałam cały dostępny magazyn stresu, więc nie miałam żadnych pokładów stresu i nerwów w swoim organizmie. Powiem Wam, że wszelkie sprawy administracyjne są o wiele gorsze niż samo pisanie pracy i obrona. Ostatnie dni były dla mnie naprawdę strasznym koszmarem i wszystko było robione w pośpiechu. Indeks do dziekanatu trzeba zdać co najmniej 4 dni przed obroną, a ja zdałam go dzień przed… Nie myślcie sobie, że to zaniedbałam, albo czegoś nie dopilnowałam, natomiast problem tkwi w sprawach od nas niezależnych. Jedna z prowadzących zajęcia, była kompletnie niedostępna, nie było z nią żadnego kontaktu, więc też nie można było dostać wpisu, na szczęście dzień przed obroną zjawiła się na uczelni i mogłam dostać wpis i oddać indeks. Swoją pracę licencjacką drukowałam 2 razy, a do ksero chodziłam prawie codziennie bo ciągle coś było nie tak. Pracę rejestrowałam 5 razy bo ciągle zmieniano mi termin obrony i tak ciągle coś. Ale wracając do tematu samej obrony. Nią to się w ogóle nie stresowałam, czułam, że będzie dobrze, że innej możliwości być nie może. Z tego względu, dzień przed obroną poszłam ze znajomymi do kina na „22 Jump street”. Ten film jest genialny, uśmiałam się po pachy, kompletnie się rozluźniłam i to był najlepszy wybór jakiego mogłam dokonać, spośród wszystkim filmów granych tego dnia w kinie. Później poszliśmy na bubble tea, którą kocham całym sercem i jest to również moje małe uzależnienie. Polecam Wam stosika Crazy Bubble, ponieważ wg mnie to jest najlepszy punkt robiący bubble tea. Będąc latem w  Krakowie w punkcie na ul Szczepańskiej, piłam najgorsze bubble tea, które wylądowało w koszu, ale wracając do tematu, później po bubble tea poszliśmy na campus i tam sobie siedzieliśmy i piliśmy piwa, rozmawialiśmy i generalnie dobrze się bawiliśmy. Stresu nie było w ogóle, tak samo jak w dniu obrony, kiedy to miałam napady śmiechu. Wydaje mi się, że było to spowodowane radością i takim wewnętrznym poczuciem, że to już koniec, że cel, który przyniósł tyle trudności i łez, w końcu się ziścił. Sama obrona nie była straszna, 3 pytania, z którymi nie miałam problemu i koniec. Jestem z siebie dumna, bo wiem, że ta 5 na dyplomie to wypadkowa pracy z trzech lat, a  nie tylko ocena z napisanej pracy i tych trzech pytań, ale jest to świadectwo mojej ciężkiej trzyletniej pracy. Moja średnia z 3 lat to 4,672 i poczucie, że nigdy niczego nie zawaliłam, czyli nie miałam żadnej poprawki jest jeszcze bardziej podnoszące na duchu. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko nagrodzić samą siebie za ten wyczyn i cieszyć się wakacjami. Jeszcze nie wiem jak je spędzę, nie wiem także co dalej, czy zostanę tam gdzie byłam, czy zaryzykuję i się przeniosę, nie wiem… Powiem Wam, że jest to męczące kiedy nie wiecie co robić dalej, kiedy sami nie wiecie co chcecie. Zawsze są jakieś plusy i minusy… Tak sobie myślę, że zrobię sobie tabelkę i zobaczę gdzie jest więcej plusów. Może to coś da. Dziękuję Wam za wsparcie, wszelkie życzenia, gratulacje i trzymanie kciuków. Kiedy tak sobie o Was, moich czytelnikach myślę, to wiem, że jesteście tacy moi i wyjątkowi. Nie wyobrażam sobie Was stracić. Jak zaczynałam pisać, to myślałam, że przyniesie to Wam rozrywkę i opowiadanie będzie stanowiło formę oderwania się od świata, ale z czasem na horyzoncie pojawił się inny sens tego co robię. Moje serce się cieszy, kiedy dostaję od Was maile czy komentarze z wiadomościami odnośnie tego, że poprzez opowiadanie zastanawiacie się nad swoim życiem – przyjaźniami, więziami, celami, poczynaniami, relacjami. To jest dla mnie bardzo wznoszące, że ktoś dzięki mnie chce zmienić swoje życie, coś dostrzega, odkrywa siebie i inne spojrzenie na świat. Dzięki temu wiem, że to, co robię nie jest głupie jak to komuś z zewnątrz może się wydawać. Dziękuję Wam za to, że jesteście, że zawsze mogę na Was liczyć i obiecuję, że zawsze będę o Was walczyć. Nowa część The experience będzie już jutro, także sprawdzajcie instagrama, bo tam pewnie pojawi się informacja kiedy post zostanie zamieszczony. 

piątek, 20 czerwca 2014

Izotek

Ten post jest naprawdę bardzo długi, ale uwierzcie mi, że jest wart przeczytania. 
Dzisiejszy post chciałabym poświęcić pewnemu doświadczeniu z mojego życia, które dzisiaj poniekąd się zakończyło, ale na pewno skutki będą jeszcze trwać długo. Dlaczego zdecydowałam się o tym pisać? Bo wiem, że wśród moich czytelników jest sporo młodych dziewczyn, które mogą borykać się z tym problemem, a jak nie one same to może siostra, koleżanka, chłopak, kuzyn… Tak naprawdę ten problem może dotyczyć każdego i to w każdym wieku, a wiedzę zawsze warto posiadać. Chcę też zaznaczyć, że wszystko co tutaj opiszę, będzie wynikiem tylko i wyłącznie moich doświadczeń i nie u każdej osoby organizm może tak samo reagować jak mój. Tych informacji będzie trochę dużo, więc weźcie sobie herbatę i poświęćcie te kilka minut, bo ta wiedza może kiedyś się Wam przydać i unikniecie zbędnych wydatków.
Problem z którym walczyłam przez naprawdę długi czas to trądzik. Borykałam się z nim naprawdę wiele lat i odkąd pamiętam, zawsze miałam na twarzy jakieś pryszcze, krosty i inne podobne niemiłe stworzenia. Byłam kiedyś u kosmetyczki na oczyszczaniu twarzy i był to dosyć bolesny i nieprzyjemny zabieg, ale przyniósł oczekiwane skutki, tylko, że nie były długotrwałe. Tak naprawdę trądzik nasilił mi się około trzy lata temu i na początku starałam się sama z tym walczyć. Mój trądzik był nietypowy, ponieważ na żuchwie pojawiały mi się dosyć duże grudy, które nie były zaropiałe, tylko takie  nie wiadomo co. Na początku, robiłam to, co prawie wszyscy robią, czyli wyciskałam. Miałam świadomość, że tego robić nie wolno, szczególnie w warunkach domowych, z brudnymi rękoma, bez żadnych preparatów, pary wodnej itp. Czyli tego zaplecza, które znajduje się w salonie kosmetycznym. Po pewnym czasie zaprzestałam temu precedensowi i stosowałam preparaty dla skóry trądzikowej, były to la roche posay, iwostin, vichy – czyli dermokosmetyki, które wcale tanie nie są. Nic mi to nie pomagało, a później jak pojawiały się nowe krosty czyt. bąble, to pozostawały po nich blizny i tak oto moja żuchwa zamieniła się w jakieś pole minowe. Nie mam zdjęć z tamtego okresu, bo naprawdę nie chcę tego pamiętać, to było coś strasznego, coś przez co nakładałam kilka warstw makijażu, zakrywałam włosami, których nigdy nie ważyłam się związać itp. Każda dziewczyna, chce czuć się atrakcyjnie i taki defekt bardzo obniża samoocenę i powoduje, że zaczynamy siebie nienawidzić.
Po kilku miesiącach samodzielnej walki, z moim problemem poszłam do zaufanej kosmetyczki i ona sama przyznała, że wygląda to fatalnie i zwykłe oczyszczanie twarzy nic nie da. Zdecydowałyśmy się za zabieg laserem IPL, który również nie jest tani, a który powtarza się cyklicznie. Więcej na jego temat możecie poczytać sobie w inetrnecie. Natomiast po pierwszym zabiegu, moja kosmetyczka stwierdziła, że tak moja twarz nie powinna wyglądać, że mój organizm wymaga silniejszej walki i musiałybyśmy zrobić tych zabiegów kilkadziesiąt by cokolwiek się zmieniło, bo zmiany, które miałam na twarzy okazały się bardzo opornym przeciwnikiem.
Tak więc wylądowałam u dermatologa, było to w okolicy września 2012 roku. Pani dermatolog była z mojego rodzinnego miasta i miała dosyć dobre opinie, dlatego też zdecydowałam się ją poprosić o pomoc. Moja pierwsza wizyta była prywatna i kosztowała ok 50zł. Dostałam tabletki Tetralysal (koszt 30 zł za 16 sztuk, a z tego co pamiętam, tabletki brałam chyba dwa razy dziennie)  które pozostawiały okropny posmak w ustach i mogłam wypić litr wody, starać się je przejeść, ale to nic nie dawało. Dostałam także maści, żele itp, czyli znowu dodatkowe kilkadziesiąt złotych. Po miesiącu miałam zgłosić się na wizytę kontrolną i wtedy poszłam do tej samej pani doktor już państwowo. Słuchajcie, w ciągu tego miesiąca, moje i tak już silne zmiany, jeszcze się pogłębiły. Na twarzy miałam istny armagedon. Wcześniej trądzik miałam w sumie po prawej stronie żuchwy, a po tych tabletach dostałam na czole i na lewej stronie. Dotykanie tego podczas mycia, smarowania kremami, wprawiało mnie w straszne zdenerwowanie i obrzydzenie. Pomyślcie sobie, co musi czuć człowiek, który brzydzi się dotknąć swojej własnej skóry… To była dla mnie tragedia, ale dzielnie brałam te tabletki łudząc się, że to tylko chwilowe pogorszenie, które podobno miało prawo wystąpić. Po miesiącu jak poszłam do pani dermatolog, to ona nie widziała nic złego w tym, co się działo na mojej twarzy, ale ostatecznie była w stanie wypisać mi większą dawkę. Pamiętam tą wizytę jak dziś i uwierzcie mi, że już nigdy się u tej kobiety nie zjawiłam, nigdy też jej nikomu nie polecę. Na moje pytanie, czy mogę się malować (chciałam zrobić cokolwiek by zmniejszyć widoczność tych zmian, by nikt poza mną nie miał możliwości zobaczenia tego, bo uważałam się za jakieś stworzenie z czymś dziwnym na twarzy), pani doktor stwierdziła jednak, że bez sensu żebym się malowała, bo i tak tego nie zakryję, i tak będzie to widać, więc na marne są moje wysiłki. Wtedy przelała się we mnie szala goryczy. Potrzebowałam wsparcia, podejścia kobiety jak do kobiety, a nie do zupełnie obojętnej jej osoby. Tu nie chodzi o to, że musiała dać mi przyzwolenie na makijaż, ale na racjonalne, medyczne oparcie swojej opinii. Jak już wcześniej pisałam, chciałam chociaż w minimalnym stopniu poczuć się atrakcyjna i może makijaż by mi nie pomógł, ale dlaczego nie mogłam chociaż próbować? Po skończonej wizycie wyszłam z łzami w oczach z gabinetu, w którym wiedziałam, że już nigdy się tam nie pojawię. Na dodatek pani doktor powiedziała, że powinnam chodzić z związanych włosach, bo dotykanie włosami o te krosty tudzież blizny rozprzestrzenia bakterie itp. Byłam załamana i pamiętam jak po tej wizycie poszłam na zakupy spożywcze do marketu i pani w kasie patrzyła się na mnie z wzrokiem mającym wymalowane obrzydzenie, które krzyczało „Dlaczego tego nie zakryjesz?!”. Możecie pomyśleć, że tylko mi się wydawało, ale uwierzcie mi, że ta kobieta nie mogła przestać się na mnie patrzeć, ciągle filtrowała wzrokiem moją twarz. Niestety, nie ona pierwsza i nie jedyna. To było straszne.
Wróciłam wtedy do domu, cała zapłakana, rozhisteryzowana i wykrzykiwałam w stronę taty, że już nigdy nie pójdę do tej kobiety. Nawet teraz pisząc o tym i przywołując te wspomnienia mam łzy w oczach i takie flashbacki z tamtych dni, a było dwadzieścia kilka miesięcy temu, a ja pamiętam to bardzo dokładnie. Przy wsparciu rodziców, postanowiłam zmienić dermatologa i poszukać pomocy u kogoś innego. Moja kosmetyczka poleciła mi panią doktor, która przyjmuje prywatnie w jednej z przychodni w naszym mieście i przyjeżdża raz z miesiącu z Łodzi. Wybrałam się do niej i pamiętam, że nie pokładałam w niej jakiś wielkich nadziei, byłam już przytłoczona i naprawdę straciłam nadzieję, że kiedykolwiek pozbędę się tego problemu. Pani Monika dokładnie obejrzała moją twarz i stwierdziła, że tetralysal stosuje się przy łagodniejszych zmianach i nie na takie blizny i grudy, jakie ja miałam. Opowiedziała mi o Izoteku, co niesie za sobą ten lek, dała mi różne broszury, poprosiła żebym to sobie  przemyślała i poczytała w internecie, ale żebym podeszła do tego rozsądnie. Zostałam poproszona o zrobienie badań – morfologię, ast, alt, lipidogram i bilirubinę całkowitą i miałam zgłosić się za miesiąc, jeśli będę gotowa. Pamiętam, że czytałam naprawdę wiele o tym leku, byłam czasami przerażona a czasami gotowa brać ten lek już teraz. Polecam Wam wpisanie nazwy Izotek w wyszukiwarkę i wejście w grafikę. Wiadomo, że w internecie znajdziemy wszystko i trzeba brać poprawkę na pewne sprawy i mieć świadomość, że skóra skórze nie równa. Mój kolega też brał kiedyś izotek i powiedział mi wtedy, że mając na uwadze skutki uboczne, kilka miesięcy temu, podjąłby tą samą decyzję.
Komuś może się wydawać, że tabletki to tabletki i tyle. Niestety to tak nie działa. Izotek to poważny lek i nie wolno podejmować pochopnie decyzji. Nawet fakt, że będąc u dermatologa i przekazując informację, że zdecydowałam się podjąć tą kurację, dostałam do podpisania różne oświadczenia, a przede wszystkim to, że zostałam poinformowana o skutkach ubocznych i obowiązkowym zażywaniu tabletek antykoncepcyjnych w przypadku stosunków seksualnych, już o czymś świadczy. Izotek stanowi niebezpieczeństwo dla kobiet w ciąży, jest to silny lek, który może uszkodzić płód, dziecko może urodzić się upośledzone, z jakimiś wadami, a nawet słyszałam o tym, że bez rączek itp. Dlatego też, jest już to pierwszy sygnał, że to nie są byle jakie tabletki. Tak samo jest z oddawaniem krwi, której nie można oddawać, bo może ona trafić do kobiety w ciąży, co będzie stanowiło bardzo poważne zagrożenie dla niej i dla dziecka. Co dwa miesiące robiłam także badania, które wcześniej wam wymieniłam. Pani dermatolog kontrolowała powyższe parametry w moim organizmie, sprawdzała jak organizm reaguje na leki, czy wszystko jest w porządku, z szczególną uwagą na wątrobę, oraz na moje samopoczucie.
Ja dostałam dawkę 20 mg, czyli jedną tabletkę dziennie, którą brałam po śniadaniu, na które miałam zjeść np. chleb z masłem, albo coś troszkę tłustszego by tabletka szybko się rozpuściła. Kiedyś przez przypadek wzięłam tabletkę bez śniadania i uwierzcie mi, że ból brzucha był straszny, więc konieczne jest zjedzenie czegoś najpierw. Zleca się unikanie witaminy A, beta karotenu itp., generalnie unikałam warzyw zielonych i czerwonych, ale także słodyczy, czekolady! tłustych i niezdrowych rzeczy, bo trądzik lubi tłuszcz. Unikałam również alkoholu. Na początku bardzo restrykcyjnie do tego podchodziłam a z czasem po prostu starałam się unikać i ograniczać, jak od czasu do czasu zjadłam coś czekoladowego albo wypiłam piwo, to nic złego mi nie było. Pamiętam jak kilka dni z rzędu piłam piwo, albo jakiś inny alkohol to bardzo bolała mnie wątroba, więc już później naprawdę starałam się uważać. Mój kolega np. ma plamy na ciele w miejscu wątroby od izoteku. 
Ważne było unikanie wit A w kremach, maściach i innych specyfikach, bo izotek ma działanie wysuszające, więc my staramy się nie natłuszczać skóry. Skutki uboczne także odczuwałam. Na samym początku dopadła mnie niesamowita senność. Ja ciągle mogłam spać, robiłam sobie drzemki popołudniowe, w przerwie między zajęciami szłam do koleżanki do akademika i tam sobie spałam a to pół godziny a to czasem godzinę. Mogłam spać wszędzie i nawet 15 minut było zbawieniem. Kolejnym skutkiem jest permanentna suchość ust, które były jak wiór. Kupowałam masę pomadek nawilżających, ciągle smarowałam czymś usta a one i tak wyglądały jakbym ciągle je skubała. Wiele osób zwracało mi na to uwagę co oczywiście już z czasem mnie denerwowało, ale uwierzcie mi, że ja nigdy nie ruszałam się bez jakiejś nawilżającej pomadki. Generalnie moja skóra twarzy była sucha i stosowałam środki nawilżające, ale bez wit A. Skóra podczas kuracji izotekiem jest bardzo delikatna, nawet lekkie draśnięcie paznokciem podczas odgarniania włosów powodowało szramę i zadrapanie i tak było ze wszystkim, na rękach, nogach itp. Nie wiem czy któraś z Was stosuje depilację „wąsika”. Kiedyś koleżanka zrobiła mi to plastrem depilacyjnym. Słuchajcie jaki to był ból! Zeszła mi skóra, a warga niesamowicie mnie piekła i pulsowała. To było coś strasznego. Wtedy pomogła mi maść Alantan, która okazała się być zbawieniem. Jest ona także dobra na oparzenia, skaleczenia, zadrapania, ale także nawilża fajnie skórę i pomaga regeneracji naskórka. Od tamtej pory już  nigdy się z nią nie rozstaję, a dodatkowo wiedziałam jak bardzo delikatna jest moja skóra. Skórę również miałam bardzo wrażliwą na wszelkie specyfiki i kremy, wiele też mnie uczuliło. Maseczki powodowały pieczenie skóry i jej zaczerwienienie. Miałam zakaz używania peelingów i innych specyfików. Moja pielęgnacja składała się tylko z kremu do twarzy, mleczka do demakijażu Cetaphil. Latem, dostałam zakaz opalania się i nakaz stosowania filtru 50, na całe ciało.
W  pewnym okresie czasu, na ciele także miałam strasznie suchą skórę, np. na plecach miałam bardzo chropowatą i suchą skórę, którą traktowałam maściami od dermatologa, a później bardzo pomógł mi balsam z Starej Mydlarni z olejem arganowym, który świetnie nawilża, szybko się wchłania, cudownie pachnie, jedyny jego minus to cena – 49 zł, ja na szczęście miałam możliwość kupienia go za 35 zł, ale jak go skończę, to na pewno będę w stanie dać 49 zł za jego cudowne działanie. Jeżeli szukacie pomysłu na prezent np. dla mamy, siostry lub dla siebie, to bardzo go wam polecam, bo jest cudowny, a co najważniejsze, składa się z samych dobroci.
 W nocy miałam pogorszony wzrok, nie widziałam tak wyraźnie jak przedtem, miałam lekko zamazany obraz, co też było uciążliwe  np. gdy jechałam samochodem po drodze, której wcześniej nie znałam. Moje oczy także na tym ucierpiały, zostały wysuszone i teraz chcąc zamienić okulary na soczewki, muszę stosować krople do oczu i żel, bo moje oczy są strasznie suche co jest niebezpieczne przy noszeniu soczewek i w ogóle stanowi zagrożenie dla oczu. 
Przez pewien okres czasu, miałam problem z wypadającymi włosami, co również było spowodowane Izotekiem. Żeby nie obciążać wątroby rozpuszczałam Gelacet, którego cena to ok 50 zł za 21 saszetek, a trzeba około trzy miesiące go stosować. Jeżeli macie problem z wypadaniem włosów, to polecam Wam Gelacet, już po pierwszym opakowaniu widziałam różnicę, jeśli nie macie problemów z wątrobą,to kupcie sobie go w formie tabletek za 120 sztuk płacicie około 40 zł. Teraz używam szampon do włosów z Starej Mydlarni Anti-Allergic, który również zapobiega wypadaniu włosom i jestem z niego naprawdę zadowolona. Jeżeli nie macie w swoim mieście Starej Mydlarni, zajrzyjcie do Drogerii Natura, będąc w Krakowie widziałam tam ich kosmetyki i to w niższych cenach. 
Na szczęście mogłam się malować i pamiętam, że kupiłam wtedy kamuflaż z firmy Kroylan, który świetnie się sprawdził do maskowania moich wrogów i ten specyfik spowodował, że czułam się komfortowo. Na efekty nie czekałam jakoś długo, na pewno nie było takiego pogorszenia jak przy Tetralysalu. Już po dwóch miesiącach było lepiej, zmiany były bledsze itp. Dla mnie najważniejsze było to, że nie było nasilenia. Później, żeby ta kuracja nie trwała wiecznie, pani Monika zwiększyła mi dawkę do 30 mg. Musicie także wiedzieć, że ta kuracja nie trwa do momentu, aż zmiany będą niewidoczne, ale przelicza się ją na masę ciała i to się wydaje być bardzo rozsądne.
Wizyty u mojej pani dermatolog miałam co miesiąc a dopiero z czasem co dwa miesiące i koszt ich był - 90 zł. Cena tabletek jest różna, zależy jakie opakowanie i w jakiej aptece. Jak zaczynałam kurację to za opakowanie 30 tabletek 20 mg płaciłam 114 zł, z czasem cena uległa zmianie i płaciłam ok 80 zł. Jak miałam zwiększoną dawkę, to ta cena też była znacznie wyższa. Do tego dochodzi koszt badań, które wykonywałam co dwa miesiące. Z racji, że wizyty miałam prywatne to i badania musiałam pokrywać z własnej kieszeni. W Opolu za badania płaciłam ok 70 zł a w swoim mieście 30 zł. Nie zawsze miałam dwa dni wolnego by przyjechać do swojego miasta, więc musiałam prawie dwa razy więcej zapłacić w Opolu. Dodatkowo musicie uwzględnić wszelkie maści, kremy na powstałe uczelnia, koszt pomadek do ust. Wiadomo, przeciętna pomadka to ok 10 zł, ale jak weźmiecie pod uwagę, że jedną pomadkę miałam na ok 1,5 tygodnia to już wychodzi pokaźna suma.
Izotek brałam około 20 miesięcy i dzisiaj więziłam ostatnią tabletkę i uważam, że warto było. Teraz nie wstydzę się wyjść bez makijażu, nie sprawia mi to żadnego problemu. Podkłady do twarzy stosuję bardzo lekkie i odłożyłam wszelkie kryjące specyfiki. Zmian nie mam żadnych na twarzy, wszelkie blizny, krosty zniknęły a nawet miałam na twarzy bardzo dziwną brodawkę i ona także się ulotniła a miałam mieć ją usuwaną w klinice.
Jak sobie policzycie ten wydatek – wizyty, tabletki, badania + pielęgnacja, to wychodzi kwota rzędu kilku tysięcy złotych, jest to przerażające bo za tą kwotę mogłabym jechać na ekskluzywne wakacje, albo kupić wiele upragnionych rzeczy materialnych, ale nie żałuję i bez mrugnięcia okiem byłabym w stanie jeszcze raz się zdecydować na to leczenie. Tu chodzi o twarz, która jest naszą wizytówką, to na nią patrzymy codziennie w lustrze. Patrząc teraz na siebie, uśmiecham się szeroko i nie mogę przestać cieszyć się z jej gładkości. Każdy, kto pamięta mnie sprzed 20 miesięcy mówi mi, że różnica jest ogromna. Warto było przejść taką drogę, wydać tyle pieniędzy, wylać morze łez i przejść przez stany obrzydzenia, by teraz cieszyć się takim efektem.  
Mam nadzieję, że obecny stan się utrzyma i już nigdy nie będę musiała zmagać się z trądzikiem. Skutki zażywania Izoteku pewnie będę odczuwać jeszcze przez pewien czas – muszę odczekać kilka miesięcy aż będę mogła oddawać krew, z wszelkimi zabiegami kosmetycznymi będę musiała zaczekać do późnej jesieni, pozwalając skórze się zregenerować i nabrać odpowiedniej grubości. Nie mogę się opalać i nadal muszę stosować kremy z SPF 50 do twarzy. Oczywiście nadal będę starała się zachowywać dietę, unikać jajek, ketchupu, majonezu, czekolady, wszystkiego co kiedyś wywoływało albo nasilało u mnie zmiany trądzikowe, bo powyższe produkty sprawiały, że po dwóch dniach od np. zjedzenia jajka miałam nowe pryszcze.
Tym postem chciałam pokazać Wam, że czasem trzeba sięgnąć dna, doznać najgorszego by docenić to, co się ma. Trafiłam na cudowną panią dermatolog, przy której zostanę już na zawsze. Ta kobieta spojrzała na mnie jak na kobietę i robiła wszystko by mi szczerze pomóc. Dlatego, jeśli zmagacie się z trądzikiem, bądź ktoś z Waszych bliskich, porozmawiajcie z nim o wizycie u dermatologa, samemu czasem można zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. Zanim trafiłam na swoją panią doktor, wydałam masę pieniędzy na innego lekarza i inne preparaty, ale zaprowadziło mnie to, do tego miejsca w którym jestem obecnie. Mnie na początku nie miał kto doradzić i pomóc, nie znałam Izoteku ani Tetralysalu, nie wiedziałam co się dzieje np. po depilacji plastrem itp. Wszystkiego uczyłam się sama i czasem kończyło się to strasznym bólem, więc mam nadzieję, że na bazie moich doświadczeń wyciągniecie odpowiednie wnioski i będziecie zorientowani w tej sytuacji. Jestem niesamowicie wdzięczna moim rodzicom za pomoc finansową, ale zawsze dzieliliśmy się na pół, oni mi płacili za wizytę a ja kupowałam tabletki i robiłam badania. Czasem musiałam bardzo oszczędzać by wyskubać te pieniądze, ale wiem, że było warto. To doświadczenie wiele mnie nauczyło i czuję się teraz silniejsza i mądrzejsza. Teraz nie łatwe przede mną zadanie, moja skóra się zmienia, nie będzie już tak wysuszona i muszę dobrać sobie odpowiednią pielęgnację i rozumieć jej potrzeby, ale tyle razem już przeszłyśmy, że jestem gotowa podjąć to zadanie.
Jeszcze jedna dygresja, nie bójcie się inwestować w dobry krem do twarzy, dbajcie o skład  kremu. Stosujcie apteczne preparaty a nie naszpikowane silikonem i innymi konserwantami.
Jak już mówiłam, nie mam zdjęć, by pokazać Wam jak wyglądałam kilkanaście miesięcy temu, ale jeżeli macie mocne nerwy to zajrzyjcie w google wpisując Izotek, ten lek działa cuda, ale trzeba mieć głowę na karku.
JEŻELI CHCECIE PRZECZYTAĆ, O MOIM STANIE ROK PO SKOŃCZENIU KURACJI ZAPRASZAM tutaj -> klik

Pozdrawiam  Was i mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Jeśli macie jakieś pytania, to możecie pisać na maila paulina.opowiadania@gmail.com albo w komentarzach. Mój instagram to instagram/paulina.opowiadania, tam znajdziecie zdjęcia obecnego wyglądu mojej twarzy.  
Buziaki :*

czwartek, 19 czerwca 2014

Trudna rozłąka cz 2

Paweł wczoraj nie próbował się już ze mną skontaktować, co z jednej strony mnie zawiodło, bo myślałam, że może będzie chciał porozmawiać, przeprosić, wytłumaczyć, a  z drugiej strony przynajmniej miałam spokój i mogłam pogodzić się z myślą, że byłam w związku, a jednak byłam samotna. Czemu ja jako pierwsza się nie odezwałam? Bo czułam się nazbyt urażona i moja duma mi na to nie pozwalała. Wiem, miłość nie unosi się pychą, ale ciężko było mi się przełamać i ot tak zadzwonić. Zresztą, to nie ja zawiniłam, a On.
W szkole spotkałam się z dziewczynami, które od razu zauważyły mój czarny humor, którego pomimo swoich wszelkich starań, nie potrafiłam ukryć.
- A Tobie co się dzisiaj stało? – Monika patrzyła na mnie z wielkim zaciekawieniem i niepewnością w oczach.
- Pokłóciłam się z Pawłem, z jednej strony mam wyrzuty sumienia, a z drugiej jestem potwornie wściekła – byłam rozdwojona i nie wiedziałam, za czym powinnam była stanąć. Moje serce znacznie różniło się do rozumu.
- A co było powodem? – Karolina także próbowała lepiej poznać temat. Wiedziałam, że jak się wygadam dziewczynom, to od razu zrobi mi się lepiej, a że byłam naprawdę wielką gadułą i nigdy nie miałam problemu by mówić o tym, co mnie trapiło. Czasem była to wada, ponieważ niektórzy uważali mnie za nazbyt bezczelną i otwartą.
- Ma jakiś projekt do zrobienia i nie przyjedzie, a ja w następny weekend mam konkurs… Szczerze? Kocham Go, ale strasznie mnie to denerwuje. – brakowało mi siły do przezwyciężenia tej przeszkody, która tak nagle pojawiła się na mojej drodze. Byłam świadoma, że to tylko chwilowa złość i niedługo mi przejdzie, ale jak na tamtą chwilę byłam bardzo zawiedzona i rozżalona.
- Iza, doskonale wiesz, że miłość na odległość to nie jest łatwa sprawa. Ja nie chcę Go bronić, ale wiesz, że czasem coś nagle wyskoczy, nie wiń go za to – Monika była ostoją spokoju i najrozsądniejszą osobą jaką znałam. O dziwo, zawsze miała rację. Miała także dosyć chłodne podejście do życia i tym się różniłyśmy. Ja byłam gorączkowa, wiele rzeczy robiłam w pośpiechu, decydowałam się na pewne rzeczy pod wpływem chwili bądź na ostatni moment. Byłyśmy jak dwa żywioły, ale zawsze się dogadywałyśmy.
- Mnie jest po prostu przykro, bo tęsknię za Nim a mam wrażenie, że Jemu przychodzi to bardzo łatwo. Proszę, nie mówmy już o tym – rozwodzenie się na ten temat nie poprawiało mi nastroju a nie chciałam się dłużej tym katować. Dziewczyny popatrzyły na siebie znacząco i na moment zapadłam cisza.
- Może wybierzemy się do kina, co wy na to? Zajmiesz czymś głowę i nie będziesz płakać nad rozlanym mlekiem?- propozycja drugiej koleżanki, Karoliny, była całkiem przystępna, natomiast ja byłam samotnikiem. W takich chwilach jak te, lubiłam być sama i cieszyć swój umysł spokojem.
- Nie obraźcie się, ale chyba wolałabym pobyć sama. Może w weekend się wybierzemy? – miałam szczerą nadzieję, że za te kilka dni przejdzie mi ta cała nostalgia i będę w znacznie lepszym humorze. Na pewno nie zamierzałam cały weekend siedzieć jak zakonnica w klasztorze, tylko najpierw musiałam uodpornić swój umysł.
- Jasne, ale jak tylko będziesz chciała pogadać, to daj znać – wsparcie jakie dostawałam od przyjaciółek było na wagę złota. Komuś może się wydawać, że nie doceniałam tego, natomiast to nie była prawda. Nie można oszukać swojej osobowości i nagle zmienić frontu działania. Ja taka nie byłam, pomimo, że nie przeszkadzało mi rozmawianie o swoich problemach, ale tylko z bliskimi osobami, to lubiłam samotność i sama rozwiązywać swoje problemy.
Po lekcjach jak wróciłam do domu to nie miałam ochoty na siedzenie w czterech ścianach i kontemplowanie nad swoim losem. Moją pasją była fotografia i od zawsze robienie zdjęć powodowało, że patrzyłam na świat przez obiektyw. Miałam wtedy wrażenie, że widzę znacznie więcej, a przede wszystkim dostrzegam piękno świata, którego gołym okiem nie widzimy. Głównie, lubiłam fotografować ludzi, ich ruch, zachowanie, mimikę. Podczas robienia zdjęć rozładowywałam napięcie i oczyszczałam swój umysł. Czułam się wolna, niczym ptak na wietrze. Byłam wtedy jakby innym człowiekiem, który był pozbawiony wszelkich problemów, zasad, norm, nic mnie wtedy nie ograniczało. Robiłam to, co kochałam i byłam bardzo szczęśliwa. Krytycznie podchodziłam do efektów swojej pracy, natomiast wiedziałam, że praca czyni mistrza. Dlatego też, wzięłam aparat i spacerem ruszyłam do parku. Była naprawdę ładna pogoda, a wokół dużo ludzi. Najwięcej w okolicy placu zabaw i skateparku. Patrzyłam na ludzi jeżdżących na deskorolkach i bmx’ach i naprawdę mnie to zafascynowało. Podziwiałam ich pasję i wolność jaką mieli w sobie. Z początku po prostu przyglądałam się im, a po chwili sięgnęłam po aparat i oddałam się zdjęciom. Czułam się w swoim żywiole i nic mnie nie obchodziło. Starałam się uchwycić najmniejsze elementy, jakieś szczegóły i sam fakt robienia zdjęć, był dla mnie czymś wzniosłym. Dopiero po około godzinie robienia zdjęć poszłam do knajpy obok i zamówiłam sobie obiad. Patrząc na tych ludzi podziwiałam ich beztroskość i sama czułam jakby były jeszcze wakacje a ja pozbawiona wszelkich obowiązków i zmartwień. Kiedyś mi się wydawało, że aby zrobić reset w swojej głowie potrzebny jest wyjazd a tak naprawdę wszystko siedzi wewnątrz nas. Tak niewiele wystarczyło abym  kompletnie zapomniała o wszystkim co mnie otaczało.
- Proszę – moje przeglądanie zdjęć przerwało pojawienie się kelnera z obiadem. Podziękowałam mu uśmiechem i zajęłam się jedzeniem, co też nie trwało długo, ponieważ znowu mi ktoś przeszkodził.
- Mogę się przysiąść? – usłyszałam nieznany mi dotąd męski głos, na co automatycznie podniosłam głowę i ujrzałam młodego chłopaka, miał może z 18-20 lat i wyglądał bardzo na luzie, biały T-shirt z napisami, jeansowe spodenki i trampki. Po chwili rozejrzałam się dookoła i było kilka wolnych miejsc, więc nie rozumiałam, dlaczego akurat do mnie chciał się przysiąść. Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka sytuacja i naprawdę nie wiedziałam jak się zachować.
- A my się znamy? – nie chciałam być niegrzeczna, lecz cały czas w głowie miałam myśl, że przecież Go nie znałam. Byliśmy w miejscu publicznym, więc krzywdy by mi raczej nie zrobił, chociaż kto Go tam wiedział. Przyglądając się nieznajomemu dostrzegłam, że był bardzo rozluźniony i swobodny.
- Nie, ale mam nadzieję, że się poznamy. A tak poważnie, to widziałem jak robiłaś zdjęcia w parku – chłopak nadal stał przy krześle naprzeciwko mnie i wtedy zauważyłam, że skądś Go znałam. Był w grupie chłopaków jeżdżących na deskorolce – Więc mogę? – wskazał na krzesło o które opierał się dłońmi. Jedyne na co było mnie stać to tylko kiwnięcie z uśmiechem głową. Szczerze, to zastanawiałam się co Go sprowadzało, bo przecież od tak by mnie nie nachodził.
- O co chodzi z tymi zdjęciami? – postanowiłam otwarcie z nim rozmawiać. Ta sytuacja była dla mnie bardzo nietypowa i musiałam się z nią oswoić.
- Będziesz je gdzieś zamieszczać czy używać do czegoś? – jego słowa mogłyby wydać się oczywiste, lecz nigdy się z taką sytuacją nie spotkałam. Nigdy nikt nie wnikał w to, po co robiłam te zdjęcia i ja też nigdy jakoś obcasowo nie fotografowałam ludzi. Zawsze robiłam to z daleka by pokazać również otoczenie, ale także by nie stresować ludzi.
- Nie, robię je tylko i wyłącznie dla siebie. To mój sposób na życie. A czemu tak Cię to zainteresowało? – stwierdziłam, że dobrze będzie przejąć inicjatywę i nie tylko być tą odpowiadającą na pytania, ale również i je zadawać.
- Wiesz, nie chciałbym się jutro obudzić i zobaczyć swojej twarzy w każdej gazecie. Przemek jestem – bardzo spodobał mi się Jego uśmiech i taki ogromny luz. Ja czułam się odrobinę skrępowana i spięta, natomiast jeżeli i Jemu coś takiego towarzyszyło, to w ogóle nie dawał tego po sobie poznać.
- Iza – uścisnęłam wyciągniętą ku mnie dłoń i również się uśmiechnęłam – Spokojnie, nikogo nie będę straszyć Twoją twarzą – nie wiem skąd wzięła się u mnie taka śmiałość i zadziorność, ale cieszyłam się, że miałam na tyle pewności siebie w sobie, że byłam w stanie wypowiedzieć te słowa.
- Uff, już się bałem, że ktoś osądzi mnie o spowodowanie jakiegoś zawału – po tym poznałam, że On był całkowicie wyluzowany i miał poczucie humoru, a ja lubiłam ludzi którzy byli otwarci i bezpośredni.
- Niestety nie tym razem – wiem, że ta rozmowa była trochę płytka, ale mnie to nie przeszkadzało. Liczył się refleks, nastrój i wyczucie chwili. Ważne były granice, a żadne z nas ich nie przekraczało.
- Pokażesz mi zdjęcia? – kiedy wróciłam do jedzenia, to słowa Przemka przykuły moją uwagę i nie mogłam sobie odmówić kolejnej okazji do żartu pomieszanego z obawą.
- A co jeśli tak naprawdę chcesz ukraść mi aparat? – podejrzliwie na Niego popatrzyłam chociaż tak naprawdę nie wyglądał na złodzieja, lecz z kolei aparat był dla mnie najcenniejszym przedmiotem i nie zamierzałam go nigdy stracić.
- Dobra odpowiedź, to w takim razie wyślesz mi je na maila? – rozumiałam tą Jego potrzebę albo trafniej nazywając prośbę.
- Może, zastanowię się – udawanie niedostępnej chyba każdej kobiecie sprawiało jakąś radość. Czy ja z nim flirtowałam? Nie wiem, nie odbierałam tego tak. Po prostu nie dawałam się zaskoczyć i chciałam by to moje zdanie było na wierzchu.
- Dasz się w zamian zaprosić na lody? – pewność siebie jaką miał w sobie Przemek imponowała mi i dostrzegałam jakąś upartość w Jego zachowaniu. Czułam, że miał jakiś cel i chciał do niego dotrzeć.
- Chyba nie wypada mi odmówić – kiedy akurat skończyłam jeść, uregulowałam rachunek i wyszliśmy z knajpy i szliśmy w sumie w stronę mojego domu, ale to nie on był kierunkiem.
- Czym się zajmujesz na co dzień? – postanowiłam trochę zagadać Przemka i co nie co wyciągnąć od Niego. Spacerowanie z nieznajomym było trochę ryzykowne i nie na co dzień miałam styczność z taką sytuacją, ale w tamtym momencie miałam jakieś zaufanie do tego chłopaka, czego szczerze wytłumaczyć nie potrafię.
- Uczę się w liceum a w wolnym czasie jeżdżę na desce. A Ty do której szkoły chodzisz? – nasza bardzo luźna rozmowa powodowała, że naprawdę zaczynałam Go lubić i wydawał się normalnym chłopakiem.
- Też do liceum, na Sienkiewicza, a Ty? – zastanawiało mnie jedno, bo w moim mieście, były tylko trzy szkoły licealne, dwie państwowe i jedna prywatna.
- Piłsudskiego, jestem teraz w klasie maturalnej. – słowa chłopaka nie zaskoczyły mnie, ponieważ jakoś się tego domyślałam. Był uczniem prywatnej szkoły, a jak wiadomo nie była ona dostępna dla każdego.
- Ja również.- dalszą drogę spędziliśmy na luźnej rozmowie i muszę powiedzieć, że nieustannie mieliśmy o czym rozmawiać i jakaś nić porozumienia była między nami. Uświadomiłam sobie, że dawno nikogo obcego nie poznałam, ale przecież to naprawdę fajna sprawa. Po lodach, Przemek odprowadził mnie na moje osiedle, bo według niego i tak miał po drodze do swojego domu.
- Dziękuję Ci za lody, spacer i odprowadzenie-  nie wiem czym to było spowodowane, ale moja pewność siebie gdzieś się ulotniła i czułam się trochę niezręcznie.
- To ja Ci dziękuję, no i liczę na zdjęcia, zapisz sobie adres – zaraz po tym wyciągnęłam telefon i spisałam podyktowany przez chłopaka mail.
- To cześć – bez sensu było stać tam i przedłużać tą chwilę, chciałam jak najszybciej zakończyć tą krępującą sytuację.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia – już nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam w stronę klatki schodowej z której ukradkiem spoglądałam na odjeżdżającego na desce Przemka. Nie mogłam oprzeć się pokusie ponownego spojrzenia na Jego sylwetkę i również miałam szczerą nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie nam dane się spotkać.

Wiem, że szaleję z postami, ale tak jak pisałam w poprzedniej notce, to chyba aura domu rodzinnego tak na mnie oddziałuje. 
Bardzo Was proszę o opinie, co sądzicie o nowym opowiadaniu. Poświęćcie minutę, górę dwie na zostawienie komentarza, to naprawdę dla mnie ważne :) 

środa, 18 czerwca 2014

The experience cz 154

Nigdy nie lubiłam 1 września a w tym roku, to już wybitnie. Nie chciałam wracać do szkoły i zmagać się z tym wszystkim, co tam na mnie czekało. Byłam tchórzem, tyle że w twardej skorupie, chociaż nigdy nie przypuszczałam, że będę odczuwać taki strach, przed pojawieniem się w szkole. Jedno było pocieszające, miałam mieć obok siebie Martynę i miałam szczerą nadzieję, że dziewczyna nie gniewała się już na mnie za tamtą sytuację w centrum handlowym. Po tym, jak zostawiałam ją tam samą, zadzwoniłam do Filipa, prosząc przyjaciela by wszystko Jej wytłumaczył. Ja naprawdę nie miałam siły, by znów wałkować ten temat i opowiadać wszystko od początku. Tylko Filip wiedział co dokładnie wydarzyło się pomiędzy mną a Bartkiem i cieszyłam się, że nie powiedział dziewczynie wszystkiego ze szczegółami. Byłyśmy przyjaciółkami dopiero od niedawna i nie ufałam jej w takim stopniu jak Filipowi, któremu nie bałam się cokolwiek powiedzieć. Zazdrościłam Martynie tak wspaniałego chłopaka, miała niesamowite szczęście, że ich serca biły w tym samym kierunku.
Pogoda za oknem była paskudna co jeszcze bardziej potęgowało moją niechęć do wyjścia spod kołdry. Na szczęście rozpoczęcie roku nigdy nie trwało zbyt długo, więc miałam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Ubrałam się w czarną sukienkę, która od pasa była rozkloszowana i miała grube czarno białe pasy. Do tego czarne kryjące rajstopy, szpilki i kurtkę. Gdy zabierałam się za robienie makijażu usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! – krzyknęłam do osoby dobijającej się do drzwi. Miałam niewiele czasu do wyjścia, więc nawet nie oderwałam się od wykonywanych czynności.
- Hej – usłyszałam głos Marcina, kiedy się obróciłam ujrzałam uśmiech na Jego twarzy – Słuchaj podrzucę Cię do szkoły, co? Tacie się popsuł samochód i wziął mój, a ja potrzebuję podskoczyć do miasta – Marcin wyjaśnił mi swoje zajście a mnie naprawdę miło się zrobiło. Od razu naszło mnie wspomnienie, jak Maciek zawoził mnie do szkoły, a kiedy On nie mógł tego robić, robił to Marcin. Uwielbiałam to i czułam, że będzie mi tego brakować. Marcin miał zajęcia na uczelni dopiero od października a na dodatek moja szkoła była na drugim końcu miasta.
- No dobra. Wrócę autobusem – uśmiechnęłam się do brata i w ogóle nie czułam się zawiedziona, że będę musiała wracać autobusem. Nie byłam przecież jakąś księżniczką.
- Nie no, jak skończysz, to przyjadę po Ciebie. – Marcin wszedł głębiej do pokoju i usiadł na skraju łóżka dokładnie mi się przyglądając – Słuchaj, bo ja byłem wczoraj u Bartka z tym prezentem i kartką – brat przypomniał mi coś, o czym kompletnie zapomniałam. Nie wiem czemu, ale wypadło mi to z głowy. Może to przez tą wczorajszą rozprawę Piotrka? Ale i tak, jak ja mogłam o tym zapomnieć? Nagle poczułam zalewającą mnie falę potu i jeszcze większy stres.
- I? – obróciłam się w Jego stronę i patrzyłam jak ja wyrocznię. Bałam się, że coś się stało albo... no nie wiem sama. Niepokoiłam się a Marcin zwlekał z opowiedzeniem tego, co się tam działo.
- Nie chciał mnie wpuścić do mieszkania, ale powiedziałem mu, że musimy porozmawiać i w końcu niechętnie mnie wpuścił. Była tam jakaś dziewczyna – szczupła, wysoka, czarnowłosa. Chyba coś świętowali bo na stole był alkohol i w ogóle było jakoś tak zadymione. Powiedziałem mu, że jest debilem i zostawiłem przesyłkę od Ciebie. Gosia, tak mi przykro, ale uznałem, że powinnaś wiedzieć – Marcin bił się z myślami i czułam, że czuł się winny, ale On przecież nic złego nie zrobił. Przyświadczył mi ogromną przysługę i byłam mu wdzięczna za to, że nie zataił tego przede mną.
- I dobrze zrobiłeś, dziękuję. – podeszłam do Niego i ukucnęłam patrząc mu prosto w oczy. Było mi przykro, że Bartek miał nową dziewczynę, ale co ja mogłam na to poradzić? Bolało mnie to bardzo mocno, ale to był Jego wybór. Nie wiem, może wybrał taki rodzaj zemsty. Tylko, że ja w tej sytuacji, niewiele mogłam. Chłopak wstał i mocno przytulił mnie do siebie. – Nie przejmuj się, jestem silna – chciałam nie tylko Jego o tym uświadomić, ale także siebie. Nie mogłam zapomnieć o tym, że przecież byłam ulepiona z trochę twardszej gliny.
-  Ja wiem, że Go kochasz. Najchętniej bym mu… -
- Przestań, nic nie zdziałasz. Nie można nikogo zmusić do miłości. Chciałam kochać za nas dwoje, ale tak się nie da...Koniec tego gadania bo się spóźnię do szkoły – wymusiłam uśmiech na mej twarzy i oderwałam się od brata. Zdecydowanie to, co powiedział zaprzątało mi głowę, ale musiałam się ogarnąć i żyć dalej. Podświadomie czułam, że to była ta sama dziewczyna, która wtedy kupowała z nim garnitur. Jedyne, co mogłam powiedzieć to to, że była naprawdę ładna i taka filigranowa, nie to co ja. Niby nigdy mu nie przeszkadzało to, że byłam za chuda a jednak wybrał dziewczynę z większym biustem i odrobinę kobiecą sylwetką.
- Poczekam na dole – Marcin poklepał mnie po ramieniu i zostawił mnie samą. Wiedziałam, że nie mogłam o tym za dużo myśleć, bo jeszcze bym się rozpłakała, a nie o to mi chodziło. Nie mogłam sobie na to pozwolić. W końcu to poniekąd ja zadecydowałam o naszym rozstaniu, a w sumie to On zdecydował a ja zakończyłam.
Kiedy byłam gotowa zeszłam do Marcina i wspólnie pojechaliśmy do szkoły. Już na parkingu dostrzegłam stojącego Bartka z grupą chłopaków. Stali przy wejściu do szkoły a ja zastanawiałam się czy zdołam przejść obojętnie. Już wyobrażałam sobie te wszystkie spojrzenia ludzi, patrzących na to, że nawet się z nim nie przywitam. Kończąc poprzedni rok szkolny byliśmy w sobie szaleńczo zakochani, a teraz szliśmy osobnymi ścieżkami. Cały czas łudziłam się, że Bartek wejdzie do budynku, ale on nieustannie tam stał.
- Wejdę z Tobą, ok? – Marcin przerwał moje rozmyślania. Chyba wyczuł, że nie miałam odwagi by wyjść z samochodu, bo siedziałam w nim z kilka minut i wpatrywałam się w wejście do szkoły. Uśmiechnęłam się do Niego, po czym zgasił silnik i wspólnie wyszliśmy. Złapał mnie za rękę, a drugą objął mnie w pasie i prowadził do budynku. Szliśmy tak, żeby to Marcin przeszedł obok Bartka a nie ja. Widziałam, że chłopak się obrócił, usłyszałam też głosy chłopaków dotyczące pytań o to, czy już nie jesteśmy razem.
- Gdyby nie Ty, to chyba bym nie dała rady – cicho powiedziałam do brata, który mocniej mnie objął i prowadził na aulę, gdzie znalazłam koleżanki z klasy wraz z Asią. Nie wiem czemu, ale zatęskniłam za nią. Chyba poczułam się gotowa pogodzić.
- Hej – usłyszałam za sobą głos Martyny, była w dobrym humorze. Kiedy się obróciłam zobaczyłam jej uśmiechniętą twarz, która niemalże kipiała radością.
- Hej – przywitałam się z przyjaciółką. Jej zachowanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie byłam na mnie zła, dzięki czemu ulżyło mi trochę – Marcin już chyba sobie poradzę, dziękuję Ci bardzo – przybliżyłam się do brata i przytuliłam się do Niego. Kątem oka zobaczyłam jak na aulę weszła grupka chłopaków a wraz z nimi był też Bartek. Serce biło mi jak szalone i już wiedziałam, że każdy dzień w szkole będzie męczarnią. Byłam ciekawa, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego.
- Zadzwoń po mnie jak skończycie, dobrze? – popatrzył na mnie a ja twierdząco kiwnęłam głową – A Ty jej pilnuj, ok? – tym razem swoje słowa skierował do Martyny. Wszyscy wiedzieliśmy o co mu chodziło i jakie miał intencje. Dziewczyna dała mu znak, że zrozumiała Jego słowa a ja już chciałam coś dodać, tylko, że nie zdążyłam. Marcin pożegnał się z nami i już Go nie było. Penetrowałam wszystkich będących na auli by znaleźć Bartka, ale było tam tak dużo ludzi, że nie byłam w stanie Go odnaleźć.
- Poszedł na balkon. – usłyszałam cienki głos Martyny. Było mi głupio, że mnie na tym przyłapała.
- Nie ważne, chodź poszukamy jakiegoś wolnego miejsca – lekko uśmiechnęłam się do Niej i ruszyłyśmy w poszukiwaniu miejsc by usiąść. Nim zdążyłam coś do Niej powiedzieć, dyrektor rozpoczął swoją przemowę i wszystkich nas straszył maturami. Po około pół godzinie rozeszliśmy się do klas i wtedy też musiałam rozstać się z Martyną, która chodziła do klasy z moim byłym chłopakiem. Gdy wychowawczyni przekazała nam wszystkie niezbędne informacje, wyszliśmy z klasy i mieliśmy rozejść się do domów. Spojrzałam na Asię i znowu poczułam to samo, było mi źle, że nasze relacje były tak chłodne. Nie chciałam się z nią od razu zaprzyjaźniać, ale być na neutralnej stopie.
- Asia, poczekaj – powiedziałam do dziewczyny a ona zdziwiona odwróciła się w moją stronę. Była zaskoczona a ja sparaliżowana Jej wzrokiem. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić – Masz chwilę?
- Jasne, a o co chodzi? – była nieufna w stosunku do mnie, co było zrozumiałe. Nie rozmawiałyśmy ze sobą przez długi czas i nasza ostatnia rozmowa, była niezbyt spokojna.
- Chciałam Cię przeprosić. No i podziękować za życzenia, pamięć – ciężko było mi mówić i przełamać barierę pomiędzy nami, ale wiedziałam, że musiałam dać radę. Zależało mi na tym, byśmy więcej nie darły ze sobą kotów.
- Gosia, ja się na Ciebie za nic nie gniewam. To ja powinnam przeprosić za swoje niedojrzałe zachowanie. – Asia zmieniła się, siebie i swoje nastawienie, czym mnie pozytywnie zaskoczyła. Nie wiedziałam co się u niej działo i czy wszystko było w porządku, a tak naprawdę nie była mi całkiem obojętna.
- Już mnie przepraszałaś a ja zachowywałam się okropnie – trudno było wybaczać i zdecydowanie miałam z tym problem, nie tylko było tak odnośnie Asi, ale każdej osoby, która pojawiała się w moim życiu.
- Nie wracajmy do tego, ja się nie gniewam. Cieszę się, że się odezwałaś – dziewczyna podeszła do mnie i spontanicznie przytuliła się do mnie.
- Słuchaj, ja nie wiem czy my…
- Gosia, ja nawet na to nie liczę. Wiem, że trudno będzie nam zdobyć swoje zaufanie, a w szczególności Tobie do mnie. Dziękuję, że mi wybaczyłaś i wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć – Asia nie pozwoliła mi wcześniej dokończyć zdania, ale byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Bałam się, że odbierze moje przeprosiny za propozycje przyjaźni a ja na to nie byłam gotowa. Asia była inna niż kilka miesięcy temu, naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła.
- Ty na mnie również. Dzisiaj się spieszę bo umówiłam się z Marcinem, ale porozmawiamy jutro i umówimy się, co? – ciekawiło mnie jak jej się powodziło, czy była szczęśliwa, czy może miała jakieś problemy z którymi mogłabym jej pomóc.
- Jasne, bardzo chętnie – nie mogłam uwierzyć, że potrafiłyśmy normalnie ze sobą rozmawiać a nie skakać sobie do gardeł. Jak tylko się pożegnałyśmy, czekałam na Marcina przy bramie wjazdowej do szkoły. Martyna już dawno poszła bo była umówiona z Filipem a z nigdzie też nie widziałam Bartka, zresztą było już mało osób, każdy się porozchodził w swoją stronę albo poszli świętować. 


Chciałabym Wam podziękować za wszystkie życzenia urodzinowe, które od Was dostałam, jesteście cudowni i mam najlepszych czytelników, jakich mogłam tylko sobie wymarzyć. :) Wbrew poprzedniemu postowi, który został stworzony w 5 minut, bez zastanowienia się i jakiegoś poprawiania, te urodziny były wyjątkowe, cudowne i na pewno z wielkim uśmiechem na ustach będę je wspominać :) 
Dziękuję Wam za wsparcie odnośnie mojego egzaminu, który był naprawdę ważny. Przede wszystkim materiał był bardzo wymagający, ale także ciążyła na mnie ogromna presja czasu. Wyniki co prawda będą dopiero w poniedziałek, natomiast już teraz wiem, że na 90% zdałam a to jest najważniejsze, bo dzięki temu będę mogła podejść do obrony pracy licencjackiej, która zaplanowana jest na 25 czerwca na godz 9:30. Obecnie w ogóle się nie stresuję, ale co będzie w środę to nie wiadomo. Jeszcze tydzień dzieli mnie od wakacji i permanentnego odpoczynku. Tymczasowo jestem bardzo przemęczona i wyczerpana, ale te kilka dni w domu rodzinnym i wiem, że będzie lepiej. Nawet teraz po strasznie ciężkim dniu mam ochotę tworzyć dla Was. Mam nowe pomysły na posty i z kilkoma sprawami chciałabym się z Wami podzielić, ale to w swoim czasie, obecnie wszystko notuję, by nic mi nie umknęło. 

Zapraszam Was na swojego instagrama /paulina.opowiadania gdzie można kilka razy dziennie zobaczyć moją fotorelację. Bardzo wciągnęłam się w ten portal i serdecznie Wam go polecam. Zostawiajcie mi swoje nicki w komentarzach, a na pewno Was odwiedzę. To chyba tyle z informacji na dzisiaj i mam nadzieję, że nowa część pomimo, że jest taka normalna i zwyczajna, podoba się Wam :)