piątek, 27 lutego 2015

Pytanie.

Hej!
Dzisiaj będzie trochę organizacyjny post i bardzo bym chciała by każdy z Was poświęcił chociaż minutę na zostawienie komentarza tak, bym mogła poznać opinię jak najwięcej z Was. Otóż, chodzi o to, że zauważyłam iż "Trudna rozłąka" nie cieszy się jakimś większym uznaniem i jako, że liczę się z Waszym zdaniem to chciałabym wiedzieć, czy jest dużo osób, które z chęcią czytają to opowiadanie, czy zdecydowana większość wolałabym czytać o Gosi?
Wychodzę na przeciw Waszym oczekiwaniom i nie chcę Was zanudzać i sprawiać abyście żyli w niepewności, nieustannie czekając na rozwój The new life (II serii The experience). To, co planuję zrobić w przyszłości to z pewnością chciałabym zająć się opisywaniem losów Bartka, ponieważ wielu z Was mnie o to prosiło i w sumie wydaje mi się to całkiem dobrym pomysłem. Jako, że ten blog to zarówno moje jak i Wasze miejsce, to chciałabym wiedzieć  co byście woleli. Jeżeli dużo osób polubiło Trudną rozłąkę to będę ją kontynuować, a jeżeli nie to, zajmę się pisaniem II serii The experience i losów Bartka, a do Trudnej rozłąki wrócę w wolniejszym czasie.
Drugą kwestia jest taka, że ponownie zostałam nominowana do Liebster Award, za co serdecznie dziękuję http://wojowniczaraisa.blog.pl/ .  
U mnie niestety z czytaniem jakichkolwiek blogów jest ciężko, niestety czas mi na to nie pozwala, więc do odpowiedzi zapraszam każdego, kto tylko będzie miał na to ochotę.

1. Czy posiadasz jakieś zwierzę? Jak się wabi?
Ci, którzy śledzą mnie na instagramie wiedzą, że mam psa, który nazywa się Tofik, ja na niego najczęściej wołam Tofincjusz. Jestem w nim absolutnie zakochana i to moje oczko w głowie. Tofincjusz jest mieszańcem yorka z shih tzu. Wszystkich chętnych to zobaczenia tego małego stworka zapraszam na instagram/paulina.opowiadania
2. Ulubiona potrawa?
Niestety nie mam takiej, ale uliebiam łososia i jestem w stanie zjeść go w każdej postaci, mogłabym też jeść go codziennie.
3. Ulubione miejsce w domu/mieszkaniu?
Łóżko.
4. Morze, czy góry?
Zdecydowanie góry.
5.  Wolisz żyć w luksusie i samotnie, czy w biedzie, ale w szczęściu?
W szczęściu i biedzie.
6. Ulubiony gatunek filmowy.
Komedie romantyczne/ dramaty
7. Rower czy samochód?
Samochody to moja życiowa miłość.
8.Ile prowadzisz blogów i z którym jesteś najbardziej związana?
Prowadzę tylko ten.
9. Co spowodowało, że zaczęłaś pisać?
Jest to dosyć egoistyczna historia. Może zacznę od tego, że nigdy nie lubiłam pisać, a napisanie rozprawek i różnych innych form wypracowań w ogóle nie leżało w moich umiejętnościach. Dwa lata temu szukałam w internecie jakiegoś opowiadania, czegoś swobodnego do poczytania, co pozwoliłoby mi oderwać się od rzeczywistości. Dużo opowiadań było przekolorowanych, więc postanowiłam wypełnić tą lukę i spróbować coś sama stworzyć i tak właśnie ma to miejsce do dzisiaj.
10. Gdzie się udajesz, kiedy potrzebujesz pomyśleć?
Nad Wisłę.
11. Co lepsze: lody czy pizza?
Czy ktokolwiek jest w stanie dokonać tego wyboru? Najlepiej lody z pizzą . 

środa, 25 lutego 2015

The new life cz 2

Dziękuję za Wasze propozycje tytułów do II  serii The eperience. Bardzo spodobał mi się tytuł "The new life" i właśnie pod tymi słowami będę zamieszczała II serię. Mam nadzieję, że ten tytuł wejdzie Wam w krew tak jak The experience. A teraz zapraszam Was na spotkanie z Gosią.

Gdy ostatnim razem zaczynałam pisać, byłam na etapie przeprowadzki. Wtedy moje życie bardzo się zmieniło, ale chyba nie tak bardzo jak obecnie. Pomimo, że byłam pełna obaw jak to będzie, jak wytrzymam rozłąkę z rodzicami, bratem, Kamilem i przyjaciółmi, to byłam szczęśliwa i podekscytowana nowym rozdziałem w moim życiu. Zaszło wiele zmian, chyba największa tkwiła w  wyprowadzce  z domu. Po zdaniu matury, która poszła mi dobrze, zdecydowanie dzięki Kamilowi, dostałam się na jedną z lepszych uczelni, co niosło ze sobą pewne konsekwencje. Na szczęście mój nowy dom był jedynie oddalony o 150 km od rodzinnego miasta, więc to żadna tragedia. Byłam pewna swojej miłości do Kamila jak i tego,  że przetrwamy, bo może ku zaskoczeniu niektórych ludzi, nadal byliśmy ze sobą i mieliśmy się naprawdę dobrze. Nasze relacje były bardzo czyste i mocne, nie kłóciliśmy się często, w zasadzie prawie wcale. Owszem, czasem dochodziło do gorączkowej wymiany zdań, natomiast zawsze w porę się opamiętywaliśmy, bo mieliśmy i nadal mamy ten sam cel – chcemy być razem. Nie mogłam sobie wyobrazić, żebym miała z nim walczyć, nie chciałam tego, nawet jeżeli czasem rezygnowałam z wypowiedzenia tego ostatniego słowa, pokazania swojej wyższości, to nie czułam się umniejszona. Nadal byłam sobą, ale już nie chciałam być górą, chciałam być z nim.
Kamil był fantastyczny, cały czas mnie zaskakiwał, sprawiał, że czułam się kochana i niesamowicie o mnie dbał. Bardzo mi pomógł jeśli chodzi o naukę do matury. Udzielał mi i Martynie korepetycji z matematyki, dzięki czemu zdecydowałyśmy się zdawać rozszerzenie i udało nam się osiągnąć zadowalający wynik. Poza tym nasze stosunki były niemal wzorcowe. Mieliśmy plan na życie i jego się trzymaliśmy. W tygodniu z racji obfitości nauki, spędzaliśmy ze sobą mało czasu, ale wymienialiśmy smsy, dzwoniliśmy do siebie i widywaliśmy się na korepetycjach. Raz w miesiącu, szliśmy na randkę. To nie było zwykłe wyjście do kina czy na kolację. Kamil zawsze przynosił mi białą różę, a ja podekscytowana szykowałam się do wyjścia. Za każdym razem czułam, jakbym szła na tą pierwszą randkę. Uwielbiałam te nasze wyjścia i za każdym razem było magicznie i wyjątkowo. To był czas tylko dla nas, wieczór niesamowitej miłości. Byłam w nim kompletnie zakochana i chciało mi się żyć. Cały czas starałam mu się dostarczać powodów do bycia ze mną, bym mu się nigdy nie znudziła. Czasem przyjeżdżałam do niego do pracy by jedynie dać mu całusa, uściskać czy wyrwać się na jakiś obiad. Oboje wiedzieliśmy, że niepielęgnowana roślina umiera, więc nieustannie coś wymyślaliśmy by pokręcić atmosferę. W trakcie ferii zimowych zabraliśmy Kacpra i wspólnie polecieliśmy do Rzymu, do Piotrka. Bardzo za nim tęskniłam i musiałam go zobaczyć by sprawdzić, jak sobie tam radził. Był to też doskonały sposób na zrobienie sobie mini wakacji i było fantastycznie. Dużo zwiedzaliśmy, nastawiliśmy się przede wszystkim na urozmaicenie czasu Kacprowi, ale wszyscy poczuliśmy się jak dzieci i to był cudowny czas. I co najważniejsze, w ogóle nie przeszkadzała mi obecność Kacpra, a wręcz przeciwnie, nie mogłam sobie wyobrazić by chłopiec z nami nie poleciał. Był naszym promieniem, dawał nam ogrom energii i strasznie go pokochałam.
Moje relacje z Kacprem były wzorcowe. Bardzo się lubiliśmy i coraz to więcej czasu spędzaliśmy razem. Jak skończyłam szkołę, to w maju i czerwcu z racji wakacji, często odbierałam go z przedszkola i wspólnie spędzaliśmy czas. Natomiast nie obyło się bez kłopotów. Największe zamieszanie do naszego życia wprowadziła Natalia, mama Kacpra. Kobieta, a w sumie dziewczyna, bo była ona tylko kilka lat starsza ode mnie, była zazdrosna o mnie i o to, że „obca” dziewczyna zajmowała się jej dzieckiem. Jak dziś pamiętam ten wieczór gdy Kamil przyszedł do mnie z zdecydowanie skwaszoną miną. Siedzieliśmy sobie u mnie w pokoju i od samego początku, kiedy  tego dnia zobaczyłam Kamila, czułam, że był jakiś dziwny, jakby do końca nie potrafił się rozluźnić. Chwila w której akurat wtedy się znajdowaliśmy była dla mnie bardzo magiczna i wiążąca nasze ciała. Wprost uwielbiałam znajdować się w jego ramionach i mieć ucho przyłożone do jego serca.
- Jesteś jakiś nieswój dzisiaj – szeptem zwróciłam się w jego stronę, nie mogąc na niego spojrzeć, oczekiwałam odpowiedzi, kiedy wydawało mi się, że jego serce zaczęło bić znacznie w przyspieszonym tempie.
- Tak tylko ci się wydaje – pomimo, że chłopak starał się zachować normalny ton głosu, nie dałam się zbyć.
- Czemu próbujesz mnie oszukać? – czułam, że zagrałam bardzo otwarcie, ale nie chciałam by coś przede mną skrywał.
- To nie tak, po prostu nie chcę cię tym obarczać – chłopak delikatnie gładził mnie po plecach, ale postanowiłam spojrzeć mu w oczy i nadal nie odpuszczać.
- Czyli jak będę miała jakiś problem to nie muszę się nim z tobą dzielić – to nie było pytanie, ale stwierdzenie faktu. Chciałam być obecna w jego życiu, wiedzieć co się u niego działo, a nie stać obok.
- To tak nie działa – wydawało mi się, że Kamil toczył jakąś bitwę ze sobą, ale całkowicie był pewien swojego zdania. Nie rozumiałam o co chodziło.
- A jak? – byłam spokojna i w ogóle się nie denerwowałam ani nie irytowałam tą rozmową, po prostu chciałam zrozumieć.
- Jakby to powiedzieć, żeby cię nie urazić…. Nie sądzę żebyś mogła coś zaradzić ani ewentualnie zmienić – Kamil lekko się do mnie uśmiechnął, czułam, że to była jedna z jego sztuczek by mnie uspokoić.
- Ale pozwoli mi to cię wspierać, przejść z tobą przez to – położyłam dłoń na jego policzku i pomimo jego uspokojeń i tego uśmiechu, wiedziałam, że nie było tak w porządku jak mówił.
- Nie odpuścisz, prawda? – Kamil już zdążył poznać moją upartość i to, że nie pozwalałam siebie zbyć. Chciałam abyśmy równo siebie traktowali.
- Nie, bo zależy mi na tobie – tym razem to ja się do niego uśmiechnęłam i cierpliwie czekałam na to, aż mi zdradzi co go męczyło.
- Miałem nieprzyjemną rozmowę z Natalią i jakoś nie może mi to wyjść z głowy – chłopak potarł dłońmi swoją twarz jakby tym ruchem chciał zedrzeć z siebie te myśli, które krążyły mu po głowie.
- Co było tematem? – Kamil miał poprawne stosunki z mamą Kacpra, z tego co mi opowiadał, to nie kłócili się często, prawie w ogóle, więc tym bardziej mnie to zdziwiło.
- Kacper opowiadał jej o sylwestrze, o tym jak świetnie się bawiliśmy, opowiadał jej dużo o tobie i poczuła się chyba zazdrosna – ton jego głosu był niepewny, patrzył na mnie jakby nie wiedział co się zaraz wydarzy, obawiając się mojej reakcji.
- O mnie?
- Poniekąd chyba tak, próbowałem jej wytłumaczyć, ale nie chciała słuchać. Proszę, nie przejmuj się tym – chłopak musiał zauważyć lekką zmianę w moim nastroju bo od razu złapał mnie za dłoń i delikatnie ją obejmował, starając się przy tym uśmiechać.
- Nie chcę żebyś przeze mnie miał problemy, żebym negatywnie wpływała na twoje kontakty z dzieckiem – martwiłam się, że Natalia może mu zabronić widywać się z Kacprem, albo będzie go nastawiać przeciwko niemu.
- Proszę, o czym ty mówisz. Dlatego nie chciałem ci o tym mówić, bo wiedziałem, że od razu będziesz się martwić. Załatwię to, tylko poczekam aż się uspokoi. Ja mam prawo do szczęścia i ona mi tego nie zabroni – byłam pełna podziwu dla opanowania Kamila, mówił to tak spokojnie, jakby naprawdę nic się nie działo.
- Ale może zabronić ci się widywać z Kacprem… Może ja mogłabym z nią porozmawiać, wytłumaczę jej, że nie ma o co być zazdrosna, przecież nie będę się starała być rodzicem dla Kacpra – nie chciałam być przedmiotem kłótni, ani żeby Kamil miał przeze mnie jakieś problemy.
- Kochanie, ona niczego mi nie może zabronić. To miłe, że chcesz mi pomóc, ale postaram się to sam załatwić, a jak to nie pomoże to spróbujemy inaczej, dobrze? – Kamil dał mi całusa w nos i czule się do mnie uśmiechał.
- Ciągle stosujesz na mnie swoje sztuczki i jak mam się nie zgodzić? – Kamil wykorzystywał swój urok osobisty i każdy jego gest był przemyślany i miał określony cel.
- Nie wiem o czym mówisz – chłopak znów się do mnie uśmiechnął, byłam pewna, że doskonale wiedział o czym mówiłam, jak zwykle się zgrywał.
- Jasne – dałam mu sójkę w bok i znowu nasze usta złączyły się pocałunku.

Zakończenie tej sytuacji odbyło się w mojej obecności, ale to nie było w żaden sposób  zaplanowane, ani przeze mnie, ani przez Kamila. Kiedy w piątek wspólnie odebraliśmy Kacpra z przedszkola, przed budynkiem spotkaliśmy Natalię i to nie przez przypadek, ponieważ kobieta ewidentnie czekała tam na nas. Kamil był bardzo zaskoczony tym widokiem, chciał chronić nie tylko dziecko przed tym starciem, ale także mnie.
- Gosia weź proszę Kacpra na plac zabaw – te słowa usłyszałam od chłopaka zaraz po tym jak zorientował się co go czeka. Ton jego głosu był surowy i tak jakby nie znoszący sprzeciwu.
- Nie, czemu? Chcę by ona była przy tej rozmowie – Natalia nie dała mi się poznać z dobrej strony. Poniekąd starałam się ją zrozumieć, obca dziewczyna zajmowała się jej dzieckiem, ale najważniejsze było chyba to, że Kacper był szczęśliwy i nic złego mu się nie stało.
- Ale Kacper chyba nie powinien tego słuchać, prawda? – na te słowa Natalia lekko odwróciła głowę, chyba zdała sobie sprawę, że jej zachowanie nie było rozsądne. Dziecko nie powinno widzieć jak jego rodzice się kłócą, ono było bezbronne i nic nikomu nie zawiniło. – No właśnie, a poza tym Gosia też nie ma z tym nic wspólnego. Porozmawiamy innym razem – Kamil stanowczo spojrzał na Natalię, a ja obserwowałam Kacpra, który stał trochę zniecierpliwiony.
- W takim razie Kacper pójdzie ze mną – Natalia wyciągnęła rękę do dziecka, a Kamil od razu zareagował i zastawił swoim ciałem potomka.
- Nie rób scen przy dziecku. Ten weekend spędza ze mną i nie przeszkodzisz nam w tym – stałam tam i czułam się nieswojo. Nawet nie miałam odwagi by cokolwiek powiedzieć.
- Słusznie zauważyłeś, ma spędzić go z tobą, a nie z twoją kochanką – Natalia w ogóle nie schodziła z tonu, a ja byłam przerażona kierunkiem tej rozmowy.
- Gosia to moja dziewczyna i nie będziesz jej obrażać, zresztą nie będę się z tobą licytował. Zadzwonię później – Kamil objął mnie w pasie a drugą rękę poświęcił na trzymanie syna. Po minie Natalii wdziałam, że nie odpuści.
- Kogo ty chcesz ze mnie zrobić? Chyba wyraźnie mówię, że albo ze mną porozmawiacie, albo on idzie ze mną – dziewczyna w ogóle nie dawała się zbyć i widziałam tylko jedno rozwiązanie.
- Chyba najlepiej będzie, jak ja sobie pójdę – nie chciałam żadnych kłótni i to z mojego powodu, a ewidentnie to ja byłam problemem. Na moje słowa Natalia lekko się uśmiechnęła, przeczuwając wygraną.
- Nigdzie nie idziesz – Kamil wysłał wrogie spojrzenie na dziewczynę, a ona znów triumfalnie wyciągnęła rękę do syna, ale Kamil miał inne plany i ukucnął przy dziecku – Posiedzisz chwilę w samochodzie? Dam ci grę, co?
- Włączysz mi te samochody? – ucieszony chłopiec spojrzał na tatę. Cieszyłam się, że chłopiec nie odczuł naszej rozmowy.
- Jasne – Kamil zrobił to co zapowiedział, przy czym lekko uchylił okno by dziecku nie było za gorąco. Później Kamil chyba chciał pokazać Natalii moją pozycję i objął mnie w pasie i trzymał przy sobie – O co chodzi?
- O nią chodzi. Nie życzę sobie by mój syn spędzał z nią czas – dziewczyna w ogóle nie przebierała w słowach i nie przejmowała się moją obecnością, lekko powiedziawszy, patrzyła się na mnie z niezbyt przyjazną miną.
- To też mój syn i też mam prawo decydować z kim będzie spędzał czas, poza tym bardzo się lubią z Gosią i nie masz powodów by zabraniać się im widywać – Kamil był spokojniejszy od Natalii, czułam, że miał pod kontrolą tą rozmowę i nie dał się sprowokować.
- Myślisz, że to w porządku by Kacper co chwilę poznawał nową ciocię? Ustatkuj się a potem zapoznawaj swoje kochanki z dzieckiem – czułam, że byłam intruzem, niechcianą osobą, która traktowana była jako chwilowa przygoda. Kamil tylko się roześmiał, a dla mnie ta sytuacja była coraz to gorsza.
- Nie organizuj mi życia. Co chcesz tym osiągnąć? Na czym ci tak naprawdę zależy, co? Może robisz to tylko po to, by pokłócić mnie z Gosią? – Kamil mocniej mnie objął i czułam, że robił wszystko bym nie cierpiała, swoją postawą chciał złagodzić niesmak pozostawiony przez słowa dziewczyny.
- Czy ty naprawdę uważasz, że obchodzi mnie to z kim sypiasz? Nie chcę by moje dziecko cierpiało kiedy znudzisz się swoją nową zabawką – Natalia wyciągała coraz to poważniejsze dzieła i coraz to mocniej we mnie trafiało. Usłyszałam już wiele przykrych słów na swój temat, a chyba naprawdę wolałabym żyć w błogiej nieświadomości.
- Możesz do cholery skończyć z jej obrażaniem? Jeżeli nadal chcesz tak rozmawiać to bez niej, mam dosyć twoich chorych uwag na temat naszego związku – Kamil kolejny raz dosadnie odpowiedział na słowa swojej rozmówczyni i znając go już tak długi czas wiedziałam, że jego spokój został zaburzony.
- Prawda boli? – pomimo, że na początku nie rozumiałam jej intencji w ubliżaniu mojej osobie, to teraz rozumiałam, ona szukała tylko zaczepki.
- Może nie powinnam się wtrącać, ale poniekąd to dotyczy mojej osoby. Naprawdę lubię Kacpra i nie mam zamiaru go skrzywdzić, ani zajmować twojej roli – nie chciałam dolewać oliwy do ognia, po prostu pragnęłam wrócić do pierwotnego tematu i uświadomić Natalię, że nie byłam dla niej żadnym zagrożeniem.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy mówiły sobie po imieniu – dziewczyna kolejny raz się oburzyła co było już totalną bzdurą.
- Już od początku przestałaś zwracać uwagę na grzeczność. – nie mogłam zachować tej uwagi dla siebie, chciałam się najzwyczajniej w świecie odgryźć.
- Nie wiem o co ci chodzi, bo chyba to oczywiste, że do końca życia nie będę sam. Może ty…
- Kamil – złapałam go mocniej za dłoń  i wpatrywałam się w jego oczy. Przeczuwałam co chciał powiedzieć i tylko dlatego postanowiłam go powstrzymać, by zapobiec pogorszeniu sytuacji – Nie wiem na jakiej podstawie wyrobiłaś sobie zdanie na temat mojej osoby i naszego związku i naprawdę nie obchodzi mnie to. Jeżeli ci to pomoże, to mogę cię zapewnić, że nie masz się czego obawiać. Rozumiem, że martwisz się o syna i chcesz dla niego jak najlepiej…
- Co ty możesz o tym wiedzieć, co? – byłam zła, że dziewczyna negowała każdą próbę załagodzenia tego konfliktu, czułam, że nic więcej nie mogłam zrobić, że ona była zapatrzona w tylko jeden punkt.
- Gosia, nie warto. Idź do samochodu dobrze? Ja zaraz do was dołączę – nie czekałam na nic więcej, ale tylko zrobiłam to, o co poprosił mnie chłopak. Nie musiałam długo czekać, minęły może zaledwie dwie minuty, a byliśmy już w komplecie.
Już nigdy taka czy podobna sytuacja nie miała miejsca. Kamil przepraszał mnie za to zajście, było mu głupio i czuł się winny, ale przecież on nic złego nie zrobił. Było mi przykro, że zostałam nazwana zabawką, przygodą, kochanką, ale starałam się racjonalnie do tego podejść. W tamtym momencie nawet ze sobą nie sypialiśmy, więc nie mogłam być tylko kochanką.
Kilka dni później Kamil obiecał mi, że już nigdy nie będę narażona na coś podobnego. Podobno skutecznie załatwił to z Natalią i spokojnie będę mogła widywać się z Kacprem.

Co jeszcze się działo w moim życiu przez w ciągu tej nieobecności? Tak naprawdę każdy dzień był inny i pewnie mogłabym tu przywoływać wiele zdarzeń, które były wyjątkowe, ale chyba najpiękniejszy dzień miał miejsce wtedy, gdy na początku lipca Martyna urodziła swoją córeczkę – Zosię. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam to maleństwo poczułam, że jest ono dla mnie bardzo ważne. Czułam ogrom miłości i gotowość do oddania życia, za to dziecko. Pamiętam, jak pierwszy raz miałam ją w swoich rękach. Potwornie się bałam, że zrobię jej krzywdę, ale to był tylko pierwszy strach. Przez wakacje w sumie nigdzie się nie ruszałam, ponieważ pomagałam Martynie i Filipowi, który świata nie widział poza swoimi dziewczynami. Najchętniej cały czas spędzałby z nimi i gdyby mógł, to nieba by im przychylił, natomiast musiał chodzić do pracy, by utrzymać już swoją rodzinę. Dlatego mając świadomość, że Martyny rodzice byli w Niemczech, a Filipa mama miała też swoją pracę, nie mogłam zostawić dziewczyny samej w tych pierwszych dniach. Miałam być przecież matką chrzestną, więc chciałam też wypełniać swoje zadanie już od pierwszych dni. Przychodziłam do Martyny na co najmniej pół dnia, a najczęściej kończyło się na tym, że byłam u niej od rana i dopiero około godziny 15 Kamil po mnie przyjeżdżał, gdzie o 16 Filip kończył pracę. Pomagałam Martynie jak tylko mogłam, starałam się by się wysypiała, miała czas dla siebie, pomagałam jej w prasowaniu, gotowaniu, robieniu zakupów. Robiłam wszystko by było jej lżej i by powoli przyzwyczajała się do nowej sytuacji. Pierwsze dni były naprawdę ciężkie i czasem sobie nie wyobrażałam, co bym zrobiła gdybym na miejscu Martyny była sama. We dwie było nam raźniej, wszystkie obowiązki dzieliłyśmy na pół, razem także chodziłyśmy z Zosią na spacery. Co najważniejsze, nie czułam się przytłoczona swoją działalnością, ani razu nie zdarzyło się tak, żeby nie chciało mi się iść do dziewczyn, czy żebym opadła z sił. Moja miłość do Zosi była przeogromna, kochałam ją jak własne dziecko i patrząc na nią, miałam ochotę by tak właśnie było, natomiast to jeszcze nie był odpowiedni moment. Były dni, kiedy Martyna z Filipem szli do kina, a ja z Kamilem zajmowałam się Zosią. Nie zapomnę, jak Kamil trzymał w swoich ramionach dziewczynkę i lekko się do niej uśmiechał. To był piękny widok, a najpiękniejszy miałby miejsce, gdyby Zosia była owocem naszej miłości….


Uff, trochę tego jest i to jest jedna setna tego, co się działo przez te miesiące. Brakowało mi tego pisania, przelewania zdarzeń na papier. Cieszę się, że wróciłam, cieszę się, że zaczynam nowy etap.

piątek, 20 lutego 2015

Trudna rozłąka cz 12

W środę, po rozmowie z Przemkiem zdałam sobie sprawę, że nie mogłam dłużej się ukrywać i unikać rozmowy z Pawłem. W piątek miał przyjechać, przynajmniej takie było pierwotne założenie, więc chciałam wiedzieć na czym stałam i pomyślałam, że Paweł także chciałby wiedzieć co się dzieje i co ma robić. Dużo mnie kosztowało by wykręcić do niego numer, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi i zemdleję ze względu na skok ciśnienia. Bardzo się denerwowałam, miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę, a moje zaciśnięte gardło nie pozwoli wydusić mi nawet jednego słowa. Paweł od razu odebrał telefon, tak jakby siedział i wpatrywał się w wyświetlacz oczekując wiadomości ode mnie.
- Halo? Iza? – gdy usłyszałam jego głos, miałam wrażenie, że dochodził do mnie zza  ogromnej odległości, jakby był strasznie daleko ode mnie, na drugim krańcu świata. – Iza, kochanie powiedz coś – Paweł wydawał mi się bardzo przejęty i zmartwiony moim milczeniem. Walczyłam sama ze sobą by móc wypowiedzieć chociażby jedno słowo. – Przepraszam… Nie chciałem cię zranić, przecież wiesz…
- Wiem – samą zaskoczyło mnie to, co powiedziałam. Czyżbym na pewno to wiedziała? Czy aby na pewno w to wierzyłam? Skąd się wzięło we mnie to słowo?
- Tak się bałem… Kocham cię i nie wiem co mi strzeliło do głowy, by wtedy tak na ciebie naskoczyć. Poczułem się zazdrosny, zagrożony…
- Nie ufasz mi – to nie było pytanie, ale podsumowanie jego słów i towarzyszących mu myśli.
- Nie, kochanie, to nie tak – Paweł szybko zareagował, a ja poczułam się pusta, pozbawiona wszelkich emocji, niezdolna nawet by się zdenerwować czy rozpłakać, jakbym była zimna i wyzbyta umiejętności do odczuwania.
- A jak? – ktoś mógłby powiedzieć, że zachowywałam zimną krew, ale to nie było to. Ja byłam zobojętniała, co mnie przerażało.
- Pozwól mi to wytłumaczyć w piątek. To za trudna rozmowa jak na telefon. Przyjadę, porozmawiamy i zobaczysz, wszystko się ułoży. Kocham Cię, pozwól mi przyjechać – ze spokojem wysłuchiwałam jego błagalnego tonu, ale nic się ze mną nie działo, nie czułam ścisku w sercu, jakiegokolwiek uczucia współczucia, nic.
- Jeżeli uważasz, że tak trzeba to jasne, przyjedź – siedziałam jak zahipnotyzowana. Zupełnie się poddałam.
- A ty jak uważasz? – na te słowa Pawła nie znajdywałam odpowiedzi. Nie rozumiałam swojego wewnętrznego głosu jak i nie rozpoznawałam swoich potrzeć.
- Paweł… nie wiem, nie odpowiem ci na to pytanie – podeszłam do okna i wpatrywałam się w ciemność, która panowałam za oknem. Czułam się strasznie, było mi ciężko stać bezczynnie wobec tego, jak rozstrzygały się losy mojego związku.
- Przyjadę, będę w piątek i zobaczysz, ułoży się. Proszę wstrzymaj się do piątku – miałam wrażenie, że on myślał, że chciałam od niego odejść, ale sama nie wiedziałam czy tego chciałam. Nawet ciężko było mi stwierdzić, czy o tym myślałam. Moja obojętność uczuciowa sprawiła, że wyglądałam jakbym się poddała i tak trochę się czułam, ale sama nie wiedziałam czego chciałam.
- Dobrze… przepraszam, ale chciałabym się położyć.
- Jasne, śpij dobrze i do piątku. Pamiętaj, że cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza.
- Dobranoc – zastanawiałam się czy czasem nie powinnam odpowiedzieć mu tym samym, ale cholera! Czemu miałabym powiedzieć coś, czego nie byłam pewna. Tu nie chodziło jedynie o jego słowa dotyczące fotografii, to była jedna składowa. My się mijaliśmy, żyliśmy osobnymi życiami i wykazywaliśmy się całkiem odrębnymi potrzebami. Nie znajdywałam nici porozumienia, łączącej nas więzi. Jakby to, co działo się w przeszłości zupełnie zniknęło. Postanowiłam poczekać, od piątku dzielił mnie przecież tylko jeden dzień.


poniedziałek, 16 lutego 2015

The new life cz 1 - The experience II SERIA!

19 lat czekałam na ten moment. Codziennie ciężko pracując powtarzałam sobie, że cel jest tego wart.  Kiedy tylko brakowało mi sił i dopadała mnie niechęć połączona z zwątpieniem, myślałam o punkcie, do którego dążyłam. Pomimo, ze bardzo kochałam swoich rodziców to, nie mogłam już dłużej z nimi mieszkać. Każdego dnia gryzłam się w język by nie powiedzieć o te kilka słów za dużo, w efekcie czego nie dostać w twarz.
Moi rodzice to zwykli, prości ludzie, którzy zakorzenieni są w naszej wiosce. Dla nich cały świat kręci się wokół gospodarstwa, pieniędzy i alkoholu. To właśnie te trzy rzeczy stanowią ich hierarchię wartości. Czy ja mogę mieć im to za złe? Przecież dzięki gospodarstwu, miałam co jeść, miałam za co kupić ubrania. Tylko dzięki temu żyliśmy. Zawsze odkąd mogłam, starałam się pracować byłam sprzątaczką, opiekunką, zbierałam owoce, pracowałam jako kelnerka czy sprzedawczyni w sklepie spożywczym. Miałam nadzieję, że jak rodzice będą mieli mniej problemów a ja odciążę ich finansowo, to będzie lżej. Niestety było inaczej. Pozostałam pozbawiona wszelkich swoich marzeń. Każda wypłata została mi zabierana a to spowodowało, że rodzice więcej palili, częściej pili czy zapraszali sąsiadów na nocne imprezy. Na szczęście udawało mi się ich oszukiwać i z każdej wypłaty odkładałam część pieniędzy, by mieć za co osiągnąć swój cel.
Z jednej strony czułam się słaba, miałam żal do siebie że nie potrafię pokonać tego, że ciągle tkwiłam w tej wsi i dawałam się tak wykorzystywać. A z drugiej, byłam silna, że to wytrzymywałam bo przecież miałam jeden, jedyny cel – wyjechać.
Jedyną okazją do tego były studia. Kiedy oznajmiłam rodzicom, że chcę iść do liceum wyśmiali mnie i kazali iść do zawodówki, bym jak najszybciej skończyła edukację i mogła im pomagać w gospodarstwie. Mama chciała bym była fryzjerką a tata, żebym po prostu zajmowała się ich zwierzętami.
Moje plany i ambicje były nieco inne. Wtedy, dzięki rozmowom nauczycieli z rodzicami, oni odpuścili i pozwolili mi się rozwijać, bo przecież jak już skończę studia, będę miała porządną pracę i będę w niej zarabiać tysiące. Pozwoliłam im żyć tymi złudnymi marzeniami, tylko po to, bym mogła dojść do celu.
Wybór kierunku studiów i miasta był bardzo trudny i tak naprawdę byłam z tym sama. W szkole nie miałam przyjaciół, mało kto chciał zadawać się z biedaczką. Ja też nie miałam czasu na przyjaźnie, bo zaraz po szkole szłam do pracy albo do domu by się uczyć albo pomagać rodzicom. 5 lat przyjaźniłam się z Agnieszką, ale w momencie gdy nie chciałam opowiadać jej o swoich problemach w domu, a ona nie potrafiła zrozumieć mojej sytuacji, rozstałyśmy się. Zdarzało mi się czasem zamienić z kimś parę słów, ale zazwyczaj były to relacje oparte na pomocy w nauce czy udostępnieniu notatek. Nie przeszkadzało mi, że byłam sama, chociaż były momenty w których zazdrościłam rówieśnikom beztroskości, radości i młodzieńczego szaleństwa.
Może wydać się to dziwne, ale nigdy nie byłam na żadnej dyskotece, chyba, że gdy pracowałam jako kelnerka to machinalnie brałam w nich udział. Wtedy pokochałam taniec, dzięki któremu czułam się wolna. Zazwyczaj tańczyłam jak już rodzice spali i nikt mnie nie widział. Przed snem wyobrażałam sobie jak występuję w teatrze albo na jakiejś innej scenie i tańczę. Nigdy wcześniej nic nie dodawało mi takiej radości, a ja czułam się wtedy kobietą, a nie kocmołuchem.
Mój wygląd nie jest powalający. Czułam się wręcz niewidzialna, jakbym staczała się z szarą rzeczywistością. Jak dziewczyna z 172 cm wzrostu, zielonymi oczami i piegami na twarzy mogła być atrakcyjna? Dodać do tego długie, proste włosy mysiego koloru i zwykłą sylwetkę, bez biustu w rozmiarze D i pupy ala latynoska piękność. Byłam zwyczajna, przeciętna, w sumie byłam nikim. Mój ubiór składał się z dwóch - trzech par spodni, kilku zwykłych bluzek i swetrów. Nie miałam ani jednego kosmetyku do makijażu, bo nigdy nie czułam by mi to było potrzebne, poza tym żaden kosmetyk nie sprawi, że nagle stanę się atrakcyjna a na tamten moment nie było mi to potrzebne.
Wiedziałam, że na studiach nie będzie mi łatwo, mogłam liczyć tylko na siebie. Nie mogłam  polegać na rodzicach, bo już mi dawno zapowiedzieli, że nie będą płacić za to, bym się „dobrze bawiła”. Dzięki pomocy nauczycieli, w tajemnicy przed rodzicami, dostałam od gminy zapomogę socjalną, żeby było mi lżej na studiach, ponad to z uczelni miałam przydzielone stypendium socjalne. Te dwa dodatki pieniężne sprawiły, że wystarczyło mi na utrzymanie w obcym mieście. Miałam także swoje odłożone pieniądze, ale chciałam je trzymać na tzw. „czarną godzinę”. Nie chciałam polegać tylko na państwie, ale także pracować sama na siebie. Zależało mi na pracy w weekendy, bym w tygodniu miała czas na naukę.
Pakowanie w domu przebiegło bez problemów, a za dużo rzeczy też nie miałam. Zresztą, chciałam wziąć jak najmniej by jak najmniej przypominało mi o tym miejscu. Zostawiałam tu nie tylko rodziców, ale też swoją przeszłość, wszystkie wylane łzy, ból, cierpienie i ciężką pracę. Ruszałam na przód, przede mną 300 km do miejsca, w którym miało zacząć się moje nowe życie. Trudno było mi powiedzieć czy będę tęskniła za rodzicami, na pewno w jakimś stopniu tak, ale byłam dorosła, musiałam zawalczyć  o siebie. A największą satysfakcją było to, że osiągnęłam cel.
Rodzice jakoś specjalnie się ze mną nie żegnali, mama miała łzy w oczach i powiedziała „powodzenia” a tato tylko przytulił. Nie chciałam im mówić, że prędko mnie nie zobaczą, postanowiłam udawać, że tak naprawdę nie unikam wizyt w domu, ale po prostu nie mam na nie czasu.

 Hej! Dzisiaj pierwsza część z II serii The experience. Jeśli macie jakieś pomysły na tytuł, to błagam, poratujcie mnie, ja póki co mam pustkę w głowie. 
Jestem bardzo ciekawa co sądzicie, jakie macie przeczucia co do rozwoju akcji :) 


piątek, 13 lutego 2015

Trudna Rozłąka cz 11

Siedzenie w domu było dla mnie katorgą. Bardzo chciałam gdzieś wyjść, chociażby do kina, na kręgle czy na pizzę. Nie wiem czy gdyby tego szlabanu nie było w normalnej sytuacji też bym miała na to ochotę. Byłam doszczętnie poirytowana samym faktem szlabanu i tego, że mama ograniczała moją wolność. To, że mamy nie było w domu, niczego nie zmieniało. Sąsiadka skrzętnie mnie pilnowała i nawet gdy wyszłam wynieść śmieci, zaczepiła mnie na klatce, pytając się gdzie zmierzam.
Nie wiedziałam jak wytrzymam cały tydzień jak dzisiaj była dopiero środa, a ja już dostawałam do głowy. Chodziłam wściekła po mieszkaniu i plując sobie w twarz, że nie mogłam nigdzie wyjść. Nawet nie byłam w stanie się uczyć.
Paweł próbował się wczoraj ze mną skontaktować, ale powiedziałam mu, że źle się czuję i poprosiłam go aby dzisiaj do mnie zadzwonił. Dlaczego nie chciałam z nim wczoraj rozmawiać? Bo chciałam sobie to wszystko przemyśleć. Wierzyłam w niego i w naszą miłość, lecz szczerze muszę przyznać, że miałam niezły mętlik w głowie. Pojawiały się myśli, że nie przetrwamy tego roku, który dzielił nas od zamieszkania razem. Myślałam, że im będzie bliżej tym będzie łatwiej, a było wręcz odwrotnie. Nie widzieliśmy się już 4 tygodnie i niby został tylko tydzień do naszego spotkania, ale miałam wrażenie, że to nigdy nie nastąpi. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a robienie zdjęć i spotkania z chłopakami sprawiały, że nie skupiałam się na tym, a wtedy czas przebiegał między palcami. Natomiast teraz, gdy miałam szlaban i musiałam zadowolić się swoim towarzystwem, to sytuacja nie była taka kolorowa. Nie lubiłam samotności i nigdy nie umiałam być sama, czy to chodzi o związek czy o przyjaźń. Zawsze przy moim boku było dużo ludzi i wtedy czułam się najlepiej. Dlatego ten szlaban tak działał mi na nerwy.
Wczoraj zadzwonił do mnie nie tylko Paweł, ale także Przemek. Chciał się spotkać i kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę, to moja złość jeszcze bardziej narastała. Z przykrością musiałam mu odmówić i głupio tłumaczyć się dlaczego to nasze spotkanie było niemożliwe.
Siedząc sama w domu nie mogłam się skupić na nauce, dlatego już po godzinie zrobiłam sobie przerwę i siedziałam z laptopem na kolanach obrabiając zdjęcia z ostatniego naszego spotkania. Te zdjęcia nie tylko były użyteczne na bloga i do promocji chłopaków, ale były dla mnie niesamowitą pamiątką. Postanowiłam kupić antyramę i wydrukować najlepsze zdjęcia, a całość zawiesić w pokoju. Problem pojawił się wtedy gdy uzmysłowiłam sobie, że będę mogła to zrobić dopiero w następnym tygodniu, gdy już nie będę miała szlabanu i bez problemu będę mogła udać się do sklepu na zakupy. Póki co, robiłam selekcję zdjęć i obrabiałam te, które miałam wysłać chłopakom. Po jakiejś godzinie mojej pracy, usłyszałam dźwięk domofonu. Byłam zaskoczona, że ktoś do mnie przyszedł, w ogóle się nie spodziewając kto to może być, poderwałam się z łóżka by sprawdzić.
- Tak? – powiedziałam do słuchawki domofonu.
- Hej, wpuścisz mnie? – to był głos Przemka i będąc całkowicie w szoku, nic nie odpowiedziałam tylko wpuściłam go do środka, po czym udałam się by otworzyć drzwi do mieszkania.
- Co ty tu robisz? – powiedziałam do chłopaka, który ukazał się moim oczom.
- Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa – widząc uśmiech na jego twarzy, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Później moją uwagę odwróciła sąsiadka, która wpatrywała się to we mnie, to w Przemka.
- Co tu się dzieje? – głos kobiecy zwrócił uwagę także Przemka, który chyba nie był świadomy, że byłam pilnowana.
- Kolega przyszedł mnie odwiedzić – gdyby nie to, że miałam szlaban i miałam go po dziurki w nosie, to nie chcąc narażać się na jego przedłużenie byłam miła dla kobiety. Gdyby nie te wcześniejsze czynniki, to na pewno bym jej coś odpysknęła.
- Masz szlaban – kobieta twardo zwróciła się nie tyle co do mnie, ale do Przemka.
- Tak, na nie wychodzenie z domu – Przemek odpowiedział kobiecie pewnym i stanowczym głosem, po czym bez pytania wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. – Naprawdę? – chłopak wskazywał ręką na zamknięte drzwi i pytająco patrzył na mnie.
- Niestety – dokładnie rozumiałam jego pytanie i potrafiłam odczytać to, co myślał.
- Ale do dupy… Pewnie strasznie tak siedzieć, co? – chłopak rozbierał kurtkę i buty, a ja byłam mu wdzięczna, że przyszedł by ze mną posiedzieć.
- Cholernie. Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że przyszedłeś. – nie potrafiłam okazać, jak dobrze było go znów widzieć. To nic, że nie wiedzieliśmy się tylko dwa dni, miałam wrażenie, że minęła wieczność.
- Miło słyszeć, tylko jestem potwornie głodny – wtedy nasze oczy spotkały się ze sobą, a ja poczułam się szczęśliwa, że znalazłam tak fantastycznego kolegę.
- To zaraz zamówimy pizzę, rozgość się – zaprowadziłam go do mojego pokoju, a on swobodnym dla siebie ruchem usiadł na moim łóżku i wziął laptopa do ręki.
- Siedzisz nad zdjęciami? – zaskoczona spojrzałam na niego i wróciłam myślami, do tego, co robiłam zanim przyszedł.
- Wpadłam na pomysł, że kupię antyramę i powieszę sobie zdjęcia na ścianie. Właśnie je wybierałam – usiadłam obok chłopaka i wpatrywałam się w ten sam punkt, co on.
- Podoba mi się, też chciałbym coś takiego – Przemek z uśmiechem przeglądał zdjęcia, a ja nie mogłam odwrócić wzroku od jego twarzy.
- No to co za problem, możemy nawet później razem to zrobić, tylko trzeba kupić antyramę, a zdjęcia możemy wydrukować.
- To jutro kupię, co? Przyjdę po szkole i zajmiemy się tym – pierwsze na co zwróciłam uwagę to, to, że Przemek chciał przyjść następnego dnia. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, a nawet było to bardzo miłe z jego stronu.
- Jasne, teraz zamówmy pizzę, bo też jestem głodna – po chwili weszliśmy na portal przez który wybraliśmy pizzerię, zamówiliśmy pizzę. Potem zajęliśmy się trochę ogarnianiem mojego pokoju i już po pół godzinie siedzieliśmy na podłodze racząc się pizzą.
- Wiesz jakoś nie mogę się nadziwić, że jesteś sam – biorąc kolejny gryz pizzy popatrzyłam się na chłopaka, dzieląc się z nim swoimi spostrzeżeniami.
- Czemu? Nie każdy chce już teraz mieć partnera – Przemek popatrzył na mnie jakby to, co powiedziałam było czymś dziwnym, ale przecież w obecnych czasach każdy szukał miłości a ja sama czułam, że było ciśnienie, by mieć kogoś.
- Teraz to ja nie rozumiem – byłam zdziwiona i kompletnie nie miałam pomysłu skąd się brało takie podejście do życia.
- Tego, że nie chcę mieć dziewczyny? To proste. Ciężko jest znaleźć osobę, która podziela nasze pasje, rozumie i nie jest zazdrosna. W tej chwili deska i rozwijanie się w tym obszarze, jest dla mnie bardzo ważne. Jestem młody, nie mam jeszcze rodziny, żadnych poważnych zobowiązań, więc kiedy jak nie teraz mam się bawić i robić to, co kocham najbardziej? – Przemka głos był bardzo swobodny, nie czułam jakby mi coś zarzucał, a po prostu tłumaczył mi skąd brała się jego samotność.
- Ale przecież nie jest to niemożliwe, wszystko da się pogodzić – może byłam naiwna, ale naprawdę tak myślałam. Uważałam, że miłość w niczym nie przeszkadza, a nawet pomaga, dodaje energii, sił.
- Tylko w teorii. Znam się z chłopakami od  kilka lat i widzę, jak ich dziewczyny robią im wyrzuty, że tak często idą jeździć, że przez to, że spotykamy się w swoim gronie, nie mają czasu dla nich, są zwyczajnie zazdrosne. Patrząc z boku, naprawdę wolę być sam, niż kogoś krzywdzić. Jeszcze będę miał czas na miłość, teraz nie skupiam się na tym. Najważniejsze jest dla mnie to, że mam swoją pasję i mogę się w tym spełniać – z początku nie rozumiałam Przemka, ale z każdym jego słowem i tłumaczeniem idealnie wiedziałam skąd to podejście. Przecież ja miałam ten sam problem. Paweł nie rozumiał mojej pasji i był zazdrosny, czemu niedawno dał wyraz.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale całkowicie rozumiem twoje słowa – sama słyszałam gorycz w swoim głosie.
- Twój chłopak jest zazdrosny? – nie podobało mi się, że rozmowa ukierunkowywała się teraz na moją osobę, ale nie mogłam się przed tym bronić, to byłoby nie w porządku wobec Przemka.
- Tak, ostatnio nazwał robienie zdjęć głupią zabawą – bardzo zabolały nie te słowa i cały czas miałam je w głowie.
- Mam nadzieję, że ty tak nie myślisz? Powinien zobaczyć ciebie w akcji i przekonałby się, że to jest twój świat – po tych słowach nasze oczy się spotkały, a ja poczułam, że on mnie naprawdę rozumiał, był ze mną i całkowicie stał za mną murem.
- Naprawdę tak myślisz?
- Nie wątp w siebie, ani na moment. Jesteś genialna i to widać na twoich zdjęciach. Masz pasję i nie porzucaj jej dla miłości, talent trzeba rozwijać i nigdy z niego nie rezygnować. A jak twój chłopak tego nie rozumie, to może w cale ciebie nie rozumie? – w Przemku widziałam prawdziwego przyjaciela, osobę, która motywowała, wspierała, dodawała sił i była w każdej chwili.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się całym swoim sercem i byłam szczęśliwa, że był ze mną.
- Nie dziękuj, tylko bądź sobą, nie daj się zmanipulować, pamiętaj o tym, co masz w sercu – chłopak złapał mnie za dłoń, a ja mocniej ją uścisnęłam i szczerze się uśmiechnęłam.
- Wiesz to dziwne, że obcy chłopak mnie rozumie, a nie ten co podobno mnie kocha – trochę do oczy zaczęły napływać mi łzy. Ciężko było mi pogodzić się z tym co działo się w moim życiu. Aktualnie czułam się pogubiona w swoich uczuciach, pragnieniach i planach. Do tej pory miałam jasny plan na przyszłość, zdać maturę i przeprowadzić się do Pawła. Od kilku dni wydawało mi się to głupie, nierozsądne. To co do tej pory było celem, nagle zaczynało mnie przerażać.
- Już nie taki obcy – Przemek uśmiechnął się do mnie, a w tym uśmiechu było wszystko, wsparcie, sympatia i szczerość.
- Jesteś super kumplem wiesz? I chyba powinnam ci podziękować, że wtedy mnie nie pocałowałeś – z perspektywy czasu, rozumiałam dlaczego to zrobił. Nie wiem co by było gdyby i jego opuścił zdrowy rozsądek.
- No nie wierzę… a taka byłaś wściekła. A tak serio, to naprawdę miłe, że chciałaś mnie pocałować. Jesteś bardzo atrakcyjna i naprawdę schlebiło mi to – zadziorny uśmiech na jego twarzy był trochę zdradziecki. Wiedziałam, że niby mnie kokietował, a z drugiej strony była jakaś bariera.
- A jednak się oparłeś mojemu urokowi osobistemu – zachowywałam żartobliwy ton, ale tylko dlatego nie dawałam się sprowokować, by usłyszeć powód jego zachowania.
- Trochę znam się na dziewczynach i wiem, że później byś tego żałowała. A chyba nie ma dla faceta nic gorszego niż gdy kobieta po wspólnej nocy czy nawet pocałunku czuje do siebie odrazę – Przemek bardzo mnie zaskakiwał, byłam w coraz to większym szoku, ale i też pełna podziwu co do jego postawy i podejścia do tego, co miało miejsce dwa tydzień temu.
- Dziękuję, fajnie mieć takiego kumpla jak ty – taką rolę pełnił w moim życiu, był kumplem, ale trochę takim specjalnym, który miał więcej przywilejów, ale tylko w sferze zaufania i szczerości.
- Nigdy nie miałem przyjaciółki, a ty właśnie nią dla mnie jesteś. Mam nadzieję, że też kiedyś będę dla ciebie przyjacielem – Przemek niczego na mnie nie wymuszał co bardzo mi się podobało. Widziałam w nim spokój, brak jakiegoś ciśnienia, zawodu, czegoś co by wzbudzało we mnie jakiekolwiek poczucie winy.
- Już jesteś. Jeszcze nikt w tak krótkim czasie nie był tak ważny dla mnie. – spontanicznie przytuliłam się do chłopaka. Ta rozmowa bardzo dużo nam dała. Wyjaśniliśmy sobie wszelkie nieporozumienia, poznaliśmy siebie bardziej i przede wszystkim ustaliliśmy swoje role w tejże znajomości. Było to niezmiernie ułatwiające, nie musieliśmy się zastanawiać nad uczuciami drugiej osoby, rozmyślać nad jej intencjami. Wszystko stało się jasne i takie proste.


środa, 11 lutego 2015

Co dalej?

Dzisiaj  kilka słów o tym co dalej... Długo się zastanawiałam co począć po 200 części, czy nadal kontynuować historię Gosi, czy może zacząć coś innego. Wiem, że Wasze zdanie w tej kwestii również było podzielone, jak i rozdarta jest  moja dusza. Z jednej strony, chciałabym się sprawdzić w innej historii a z drugiej, żal mi zostawiać Gosię, mam także masę pomysłów na dalsze jej losy. Co więc zrobić by wilk był syty i owca cała? Otóż klamka zapadła. To nie koniec The experience, będzie II część, ale pojawi się w nowej, nieco zmienionej odsłonie. Zmian będzie kilka, a najważniejsza będzie taka, że zostanie zmieniony tytuł. Szczerze powiedziawszy, jeszcze nie wiem na jaki, więc jeśli macie jakieś propozycje to napiszcie je w komentarzach, a ja z wielką chęcią je przemyślę.
Druga zmiana będzie taka, że pojawi się nowa bohaterka i jej losy będę równie szczegółowo opisywała jak losy Gosi, postaram się byście mogli pomiędzy postami o Gosi jak i o nowej dziewczynie postawić znak równości.
Zanim jednak zacznę publikację II części The experience, chciałabym dokończyć opowiadanie - "Trudna rozłąka". Nie będzie ono nazbyt długie, jakieś 30-40 części, zdecydowanie nie więcej. A potem, a może nawet i szybciej będzie kontynuacja losów Gosi. Muszę znaleźć tylko czas by spisać wszystkie nowe pomysły.
Jako, że chciałabym Was zachęcić do zaglądania i pozostania ze mną dalej, to już na dniach dodam pierwszy rozdział z II serii The experience. Może wtedy jak przeczytacie, pomożecie mi znaleźć odpowiedni tytuł.
Wiem także, że wielu z Was polubiło Bartka i chciałabym żebyście wiedzieli, że bardzo liczę się z Waszym zdaniem i na pewno tej kwestii nie pominę. Jeszcze nie wiem w jakiej postaci to wykorzystam, ale zrobię wszystko by przedstawić losy tego bohatera.
Co będzie w nowym opowiadaniu? Na pewno szerzej będę chciała opisać losy Martyny i Filipa, Marcina jak i rodziców Gosi, pojawi się także Bartek. Mam już w głowie pewien zarys, ale muszę znaleźć czas by to wszystko sobie uporządkować. Mam nadzieję, że nowym opowiadaniem trochę Was zaskoczę, ale także przedstawię zupełnie nową historię i już się zastanawiam czy sposób w jaki połączę te dwa interesy spodoba się Wam.
Kocham to, co robię i przez pisanie mogę siebie zdefiniować, także jeżeli umiecie czytać między wersami, to możecie śmiało powiedzieć, że mnie znacie. Nie jestem taka jak Gosia, ale mamy wiele wspólnych cech. Wiedzcie, że każdy z Was może stworzyć własnych bohaterów, własną historię i z całego serca polecam Wam zakładanie bloga  i pisanie, ale róbcie to z sercem, nic na siłę. Nie róbcie tego po łebkach, dla kasy, wyświetleń czy sławy, najważniejsze jest to, co macie w środku. Te emocje przy pisaniu, publikowaniu, czytaniu komentarzy są niesamowite. Wiele razy płakałam czytając Wasze komentarze i maile. Wielu z Was poznałam dzięki instagramowi, z innymi ciągle wymieniam maile. Jest nawet jedna moja czytelniczka (Meggi) z którą niemal się zaprzyjaźniłam i jest dla mnie jak siostra. Chociaż nie znamy się osobiście, to mam wrażenie, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Cieszę się z jej sukcesów, szczęścia, przeżyć, wspieram jak tylko mogę, a ona odwdzięcza mi się tym samym i to wszystko dzięki opowiadaniu. Chciałabym przez to pokazać, że to, co robię to nie jest jakąś zabawą. To jest poważne zajęcie dla mnie, pewien rodzaj pracy, która jest pasją i ogromną radością. Czerpię wiele uśmiechu z tego co robię, ale traktuję to poważnie, a nie jako przelotny romans z klawiaturą.

Teraz skupię się na Trudnej Rozłące, w między czasie dodam dwie pierwsze części z II serii The experience. Nie chciałabym by był duży przestój na blogu, także na dniach spodziewajcie się kolejnych postów!

wtorek, 10 lutego 2015

The experience cz 200 - Koniec.

Hej! Już spieszę z wyjaśnieniami, bo przecież post miał pojawić się w sobotę 7 lutego, tą datę zaplanowałam sobie dawno temu i robiłam wszystko by rozłożyć to w czasie. Uwierzcie mi, że jest mi ogromnie przykro, że to wszystko wyszło jak wyszło. Zupełnie tego nie planowałam i na pewne sprawy po prostu nie ma się wpływu.
W zeszłą środę pojechałam z rodzicami na poszukiwanie mebli do pokoju i w drodze powrotnej spontanicznie zajechaliśmy do mojej mamy siostry. Na miejscu okazało się, że jej córka, która ledwie co urodziła dziecko jest w szpitalu i ciocia musiała jechać zająć się wnuczką. Poprosiła mnie bym została u niej na kilka dni i zajęła się domem i jej 6 letnim synem, tak więc, jak stałam tak zostałam. Bez ubrań na zmianę, kosmetyków, ładowarki do telefonu, czegokolwiek. Na następny dzień padł mi telefon, a że w domu były tylko ładowarki do iphona to niestety zostałam odcięta od świata. Później przyszła zmiana pogody i padł internet. Z początku byłam naprawdę sfrustrowana, ale teraz wiem, że taki odpoczynek był mi bardzo potrzebny.
Odcięłam się trochę od tych wszystkich technik, zaszyłam z Kubą- moim kuzynem, w jego pokoju, graliśmy we wszystkie gry planszowe jakie mieliśmy, godzinami układaliśmy klocki lego, oglądaliśmy bajki, dużo czytaliśmy i pomimo wielu obowiązków  (bo później Kuba się rozchorował i latałam z chusteczkami, herbatkami, antybiotykami i tak się stało, że teraz sama jestem przeziębiona) naprawdę odpoczęłam. Mam nadzieję, że teraz wiedząc to wszystko, wybaczycie mi moją nieobecność i jeszcze raz przepraszam, że tak długo musieliście czekać na tego posta. Dla mnie najważniejsza jest rodzina i nawet chwili nie wahałam się czy zostać u cioci i jej pomóc. Ja się bardzo cieszę, że mogłam się przydać, a przy tym sama zaliczyłam małe ferie.
Teraz zapraszam Was na ostatnią część The experience!

Życie przynosi nam różne rzeczy, doświadcza nas w różne emocje, sytuacje i relacje z innymi ludźmi. Poznajemy masę osób, a przez to poznajemy także siebie. Patrząc na człowieka, mamy wiele wiary, że to właśnie ta osoba doświadczy nas ogromem sympatii i ciepła. Czasem włącza się przeczucie i na jego podstawie kogoś odrzucamy a kogoś innego przyjmujemy z otwartymi ramionami. Nigdy nie wiemy co się tak naprawdę  wydarzy, nie wiemy co nas czeka. Zaczynając rozdział życia, który nazwałam „Doświadczenie” nie spodziewałam się, że w ciągu tego rozdziału moje życie tak bardzo się zmieni. Wiedziałam, że każdy dzień, tydzień, miesiąc, rok przynosi coś nowego, na nowo się zakochujemy, poznajemy siebie. Myśląc o przyszłości kojarzą nam się tylko pozytywne zdarzenia. Robiąc bilans tego, co się wydarzyło nie jestem w stanie powiedzieć jaki jest wynik. Nie obchodzi mnie także, czy wydarzeń pozytywnych było więcej czy mniej, to jest mało ważne, najważniejszy jest wynik końcowy.
Mam swoją prawdziwą miłość, człowieka, który nie jest dla mnie całym światem, on jest kimś więcej. Rozszerza moje horyzonty, moje spojrzenie na świat, jest linią ratunkową. Nagle wszystko nie jest tylko czarne albo białe. Życie ma wiele różnych odcieni. Niektóre z nich są bardziej kolorowe a inne tylko wpadają w szarość, ale nic nie ujmuje życiu na wartości. Każda chwila z którą spotykamy się w naszym życiu doświadcza nas w nowe zdarzenia, każda sekunda życia, czegoś nas uczy. Życie to ciągłe podróżowanie, nie tylko w przyszłość, ale także w przeszłość. To za sprawą wspomnień jesteśmy w stanie cofnąć się do tego, co już miało miejsce. Nie potrzebujemy do tego wehikułu czasu. Wszystko co jest nam potrzebne do życia mamy w zasięgu ręki. Możemy podróżować nie tylko w przeszłość i przyszłość, ale także w głąb siebie. Każdy z nas powinien poznawać siebie lepiej, zastanowiać się nad swoim zachowaniem, nad tym co jest priorytetem, ale także nad swoimi wadami i błędami. Niczego nie żałuję w swoim życiu, wiem że to co obecnie mam, jest wypadkową wielu wydarzeń. Nie byłabym w tym miejscu gdyby nie śmierć Maćka, rozstanie z Bartkiem, wyprowadzka z domu, pobyt w szpitalu… To wszystko doprowadziło mnie do stanu obecnego. Wtedy największe pretensje miałam do Boga, wielokrotnie krzyczałam w jego stronę wyrzucając z siebie to, co leżało mi na sercu, wylewając całą złość i ból, który w sobie miałam. Teraz wiem, że nie powinnam. Nie podziękuję mu za to, że mnie tego doświadczył, bo nigdy nie pogodzę się z tym, że zabrał mi brata, ale już wiem jak z tym żyć. Wszystko dzięki jednej osobie.
Kamila poznałam w najmniej oczekiwanym momencie swojego życia, kiedy to już straciłam wiarę, że  może mnie jeszcze coś dobrego spotkać. Nigdy bym nie przypuszczała, że zakocham się w starszym o 5 lat mężczyźnie i to z dzieckiem. Było to kompletnym zaprzeczeniem moich oczekiwań. I to właśnie ta sytuacja uświadomiła mi, że to o czym marzymy, wcale nie musi być tym, czego tak naprawdę potrzebujemy. Kamil sprawił, że nie tylko moje życie się zmieniło, ale także ja sama. Inaczej podchodziłam do życia i zauważałam zmianę w postrzeganiu pewnych rzeczy. Teraz nie chciałam już walczyć ze światem, chciałam znaleźć swój złoty środek. Miałam wrażenie, że byłam rozsądniejsza i wszystko to działo się dzięki jednemu człowiekowi. Kochałam go całą sobą. Każdy nerw w moim ciele informował mnie, że potrzebuje jego. Kiedy byliśmy razem czułam się kompletna, czułam, że było tak jak być powinno.
Moim życiem nie rządził strach, ból, tęsknota. Wiedziałam, że mając przy sobie Kamila, o nic nie musiałam się martwić. On stawał na straży mojego dobra. Powierzyłam mu siebie, swoje życie, szczęście i dobro. Od tej pory, miałam zapewnione maksymalne bezpieczeństwo. To było niesamowite, że kiedy patrząc w jego oczy widziałam coś bezwarunkowego. Kiedy płakałam, nawet ze szczęścia, to jego ciało całe się spinało, bo widok łez na mojej twarzy sprawiał mu ból. Kiedy byłam zmęczona, zła, rozdrażniona, przytulał mnie do siebie i wtedy działo się coś magicznego. Jego ciepło mnie uspokajało, odzyskiwałam równowagę. Potrzebowałam go do życia. Nie wyobrażałam sobie swojej przyszłości bez jego bezpiecznej przystani.
Co było piękne w miłości, to to, że nie zamierzałam tylko brać, ale pragnęłam jeszcze więcej dawać. Poczynając od prostych gestów – wiedziałam, że uwielbiał mnie w sukienkach i spódnicach, więc kiedy tylko się widzieliśmy starałam się  być właśnie w takim stroju. Wiedziałam, że lubił jak pisałam mu sms zaraz po przebudzeniu, jak nieoczekiwanie wpadałam do jego pracy by dać mu całusa i zaraz po tym wracałam do domu. Pomagałam mu przy Kacprze – czasem odbierałam malca z przedszkola, czasem ugotowałam obiad dla moich chłopaków, a czasem tylko wyręczałam Kamila w zakupach dla syna. Widziałam uznanie w jego oczach, a to było dla mnie największą nagrodą. Jemu bardzo zależało, abym z jego synem miała jak najlepsze kontakty i tak właśnie było.
Te wszystkie sytuacje sprawiały, że mogliśmy na siebie liczyć i wiedzieliśmy, że właśnie takie było nasze  przeznaczenie. Kochałam tego faceta całym swoim sercem, byłam gotowa powierzyć swoje życie w jego ręce. Miałam tylko jedno marzenie, by do końca życia być z nim. Codziennie dziękowałam Bogu, za uczucie, którego doznałam przy Kamilu. Nie rozumiałam jak przeżyłam 19 lat swojego życia nie mając tego w sobie. Teraz nie wyobrażałam sobie jakby pewnego dnia miało mi tego zabraknąć. Może to, co teraz powiem kogoś zdziwi, ale chociażby Kamil umarł, zabrakło go fizycznie, zawsze będę miała w sobie to uczucie. Ono było wewnątrz mnie, głęboko zakorzenione w mojej tożsamości. Teraz definiując siebie, określałam swoją osobę, właśnie dzięki temu co podarował mi Kamil. To on nadał wartość mojej osobie.
Dzięki niemu czułam się silna, czułam, że pokonam wszystko to, co zostało mi przeznaczone. Wiele razy przypominałam sobie to, co już było za mną i podziwiałam tą dziewczynę, która odważyła się żyć, dążyć o swoje szczęście. Może wiele razy wyglądało to tak, jak błądzenie po omacku, albo permanentne zmęczenie z towarzyszącą nostalgią, natomiast to był sposób by przetrwać i pokonać ból. Najpierw by z czymś można było walczyć, trzeba się z tym oswoić. Teraz miałam przy sobie Kamila, który nie walczył za mnie, ale on dodawał mi energii i wiary w sens życia. Obecnie wiedziałam po co stawiamy kroki na tej ziemi, gdzie jest w tym wszystkim logika. To ja pokonywałam problemy, robiłam to sama, a Kamil tylko motywował mnie do działania.
W głowie cały czas dźwięczały mi tylko dwa słowa "Kocham Cię". Szczerze? To trudno było mi uwierzyć, że tak potoczyło się moje życie, że teraz układałam swoją przyszłość przy człowieku, który pojawił się całkiem znienacka i to w jednym z gorszych momentów mojego życia. W końcu widziałam sens swojego jestestwa i każda chwila spędzona z tym chłopakiem sprawiała, że moje serce wykonywało fikołki i pojawiał się uścisk, od którego się uzależniłam.
Ten wieczór spędzałam u Kamila, stwierdziliśmy, że przyda nam się parę chwil, które spędzimy razem. Nasze relacje znacząco się zmieniły, w końcu byliśmy stu procentową parą związaną miłością. Widziałam w nim całe swoje życie i nawet jeszcze coś więcej.
Kamil porozkładał na ziemi masę poduszek a przy pomocy krzeseł, szaf, koca i prześcieradła zbudował po środku pokoju namiot, a wokół zapalił masę świeczek, które rzucały delikatne światło. Kiedy skończyłam przygotowywać kolację, Kamil podał mi lampkę wina i usiedliśmy w naszym zamku. Czułam się dosłownie jak księżniczka, a otoczenie było rodem z bajki.
- Kocham cię całą sobą - na kolanach podreptałam do chłopaka i patrząc mu intensywnie w oczy złożyłam najnamiętniejszy pocałunek na jaki było mnie stać.

To było niczym czyste, pozbawione skazy powietrze, słońce przebijające się przez chmury rzucało światło na nasze twarze. Ta chwila mogła trwać i trwać, a życie mogło się zatrzymać. W takich momentach pęd ludzi i czasu przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczysz się ty i twoja druga połowa, dzięki której razem stanowicie jedność. Osiągacie jakiś poziom szczęścia, który masz wrażenie, że zbliża was do maksymalnego, chociaż masz wrażenie, że z każdym dniem to uczucie narasta. Udaje ci się zaspokoić większość potrzeb i to, co dostajesz od drugiej osoby jest motorem do życia jak i największą wartością. Wtedy zdajesz sobie sprawę z tego, że po to te wszystkie problemy, po to cały ten trud życia, by walczyć właśnie dla takich chwil. Przecież, gdyby ciągle było tak wspaniale to, czy umielibyśmy to w należyty sposób docenić?  To wszystko przypomina wschód słońca, który wielu ludzi nie docenia i skupia się na zachodzie. Ale dla mnie piękniejszy jest wschód, kiedy słońce, symbolizujące zalety, dobro, miłość przedziera się przez chmury, traktujące jako wady, złość, nienawiść. Dobra, pozytywna masa odgania to, co złe i przynoszące smutek. I czy tak nie jest z nami i naszym życiem, w którym na zmianę pojawiają się wschody i zachody słońca? Oczywiście, nie z tą samą częstotliwością i regularnością, ale z przyjętą symboliką. Życie jest pełne porażek, smutku, bólu, ale zawsze wychodzi słońce i nie ma możliwości, że nie przedrze się  przez chmury. Wschody słońca powinny być dla nas największą nadzieją na lepsze jutro. Ta przyjęta teoria jest optymistyczna i chyba takie nastawienie do życia najbardziej mi pasuje. Człowiek przeżywa wiele upadków, doświadcza wielu ran, ale gdyby nie to, nie mielibyśmy doświadczeń i nie tworzylibyśmy hierarchii  wartości. Gdy jedno tracimy, zyskujemy drugie, czasem zmiany są gorsze a czasem lepsze, ale przez to nabieramy doświadczenia. To właśnie one są naszą historią i wyniesione z nich nauki świadczą o naszej mądrości. Tylko głupiec boi się żyć i korzystać z tego, co daje świat. Nawet jak napotykamy na kłody, to zawsze są one po coś. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Gdy czujesz dobro od drugiej osoby, to momentalnie zaczynasz myśleć o przyszłości i o tym, co razem dobrego i fajnego możecie stworzyć. Wiadomo, że od razu całego świata nie zbawicie, ale jesteście w stanie chociaż jego najmniejszy fragment uczynić lepszym. Wielu jest frustrowanych ludzi, którzy niszczą to, co  zbudowali inni, ale nie można się poddawać, trzeba walczyć i wierzyć. Gdy już dokonasz rzeczy, o której myślałeś, że jest niemożliwa, stawiasz sobie nowe cele i czujesz zadowolenie z siebie. A samozadowolenie i dowartościowanie siebie i bliskich, jest podstawowym elementem życia. Gdy uwierzysz, że jesteś dobry i pokochasz samego siebie to i ktoś pokocha Ciebie.



Koniec.



Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i informacje zwrotne! Jestem szalenie ciekawa jakie towarzyszą Wam odczucia, czy może czujecie się zawiedzeni a może miło połechtani. Proszę, niech każdy z Was na ten ostatni post The experience podzieli się chociaż jednym słowem.
Jako, że muszę już lecieć, to jutro bądź po jutrze, pojawi się post o tym, co będzie dalej. To, co zdradzę Wam już dzisiaj to to, że wilk będzie syty i owca cała. Do jutra!

Ps. Na pewno nie przestanę pisać, nigdy tego nie zrobię. Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa ;)