Po pełnym stresującym 1 listopada,
pozostał tylko lekki niesmak i myśl, że wreszcie ten dzień się zakończył.
Wczoraj uwierzyłam, że nieszczęścia chodzą parami. Natomiast nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło. Plus tej całej sytuacji? To, że Kamil był ze mną. Z
nim te zmartwienia i problemy wydawały się być nie ważne, jakby naprawdę były
małoistotne.
Jak co rano, wstałam do szkoły, zjadłam
śniadanie i zawieziona przez tatę znalazłam się w szkole. Już na początku, na
matematyce spotkała nas „niespodzianka” w postaci kartkówki. Oczywiście, że się
nie uczyłam, bo nie miałam kiedy, ale na szczęście ucząc się niedawno z
Piotrkiem, przerobiliśmy ten materiał i spokojnie umiałam rozwiązać zadania.
Gdyby nie on, to bym poległa. Kolejny raz sprawił, że czułam się bezpiecznie.
Nawet w tak błahej sytuacji.
Później poszłam na geografię, język
polski i biologię. Przed angielskim zaczął dzwonić mi telefon, a na
wyświetlaczu widniało imię Kamila. Odrobinę byłam zaskoczona tym telefonem, bo
zawsze dostawałam od chłopaka smsy, ale i tak wywołało to uśmiech na mojej
twarzy.
- Cześć – miło, pełna energii i
szczęścia odezwałam się do słuchawki.
- Hej, nie przeszkadzam ci? – w głosie
chłopaka wyczuwałam jakiś stres połączony z niepokojem. Może nie znałam go
jakoś wybitnie długo, ale przeczuwałam problemy.
- Nie, akurat mam przerwę. Stało się
coś? – odeszłam trochę na bok, by dobrze słyszeć Kamila. Z racji przerwy, na
korytarzu panował niesamowity hałas. A oczywiście odchodząc na bok, musiałam
natknąć się na Bartka, co starałam się zlekceważyć.
- O której kończysz lekcje? – Kamil
nadal nie mówił o co chodziło, a ja nie wiedziałam co myśleć.
- O 14, powiesz mi co się dzieje? – to
nie była zwyczajna rozmowa. Czułam, że coś musiało się za tym kryć i jego
zachowanie, coraz bardziej mnie niepokoiło.
- Byłbym wdzięczny gdybyś zechciała mi
pomóc. Dzisiaj wszystko idzie nie po mojej myśli – po tych słowach uświadomiłam
sobie, że był smutny, a jednocześnie zdenerwowany i nie przekonany do proszenia
mnie o pomoc.
- Kamil spokojnie, jasne, że ci pomogę,
tylko powiedz co mogę zrobić – nie umiałam mu odmówić i nawet nie chciałam tego
robić. To, że chciał poprosić mnie o pomoc, było dla mnie wyróżnieniem.
- Miałem odebrać Kacpra z przedszkola bo
Natalia jest na szkoleniu, a jeden z kierowców w firmie miał wypadek i z
dziadkiem musimy jechać na policję….
- Spokojnie, odbiorę go – rozumiałam w
jak trudnej sytuacji znalazł się Kamil. Po Jego głosie wiedziałam, że miał
wątpliwości, natomiast bardzo chciałam mu pomóc.
- Serio, mogłabyś? – chłopak nie mógł
uwierzyć w to, że tak od razu wyszłam z tą propozycją, co było dla mnie
ogromnym szczęściem.
- Jasne, żaden problem. Tylko powiedz
mi, oni tak normalnie bez niczego mi go dają?
– nigdy nie odbierałam dzieci z przedszkola, więc nie wiedziałam jak to się
odbywało. Przecież obcej osobie by go nie wydali.
- Musisz wysłać mi swój nr dowodu
osobistego i na tej podstawie go
odbierzesz. O 15 Kacper będzie czekał na Ciebie – fajnie było móc usłyszeć choć
cień radości w jego głosie. Byłam szczęśliwa, że mogłam się do tego przyczynić.
Lubiłam pomagać ludziom a odebranie Kacpra nie było niczym skomplikowanym.
- Ok, to na 15 będę. Kamil a tobie nic nie
grozi? – martwiłam się o chłopaka i nie wiedziałam po co tak naprawdę jechał na
policję.
- Skąd, musimy jechać z dokumentami i
złożyć wyjaśnienia. Gosiu, ja muszę już kończyć, wyślij mi ten numer dowodu. A
Kacpra odbiorę jak najszybciej będę mógł, dobrze? – ton głosu Kamila był już odrobinę
spokojniejszy i mnie też to trochę uspokoiło. Nie wiem czemu, ale miałam
poczucie, że coraz bardziej tworzyliśmy zgraną drużynę. Gdy jednemu coś się
działo, zawsze drugie było w pogotowiu.
- Jasne, tylko nie rób nic na wariackich
papierach, dobrze? Załatw co masz załatwić, a nami się nie przejmuj – zależało mi
na tym, by Kamil nie robił niczego jak poparzony. Wiedziałam, że dam sobie radę
z Kacprem, nie chciałam by jeszcze się
nami martwił. Miał poważniejsze rzeczy na głowie.
- Dziękuję, jesteś kochana. Pa – na te
słowa poczułam jak się czerwieniłam. To niby ja mu pomagałam, a tak naprawdę to
on wyświadczył mi przysługę. Mogłam się zrewanżować za dwa miesiące pomagania
mojej osobie i za to jakim ciepłem mnie obdarzał. Warto było tyle przejść, by
poczuć, że ktoś uznał mnie za kochaną osobę.
Zaraz po tym telefonie wykonałam kolejny
do Marcina. Dzisiaj była środa i była również próba do poloneza, która miała
zacząć się o 15:30. Tak, więc nie miałam zbyt dużo czasu od odebrania Kacpra z
przedszkola i na dodatek jeszcze ta próba…
- Halo? – usłyszałam głos brata w
słuchawce. Już nie miałam czasu na wyjaśnienia i zbędne rozmowy gdyż kątem oka
zauważyłam, że już jakiś czas temu nauczycielka weszła do klasy.
- Przyjedziesz po mnie do szkoły? Tak na
14? Bardzo cię proszę, to ważne – jak najszybciej chciałam mu przekazać to, co
najistotniejsze.
- Tak 10 po mogę być, a coś się stało? –
brat trochę mozolnie mi odpowiedział a ja już czułam, że nie miałam sposobności
by mu to tłumaczyć.
- To bądź jak najszybciej będziesz mógł,
później ci wszystko wyjaśnię. A, i nic nie planuj na popołudnie, a teraz musze
kończyć, pa – szybko rozłączyłam się z Marcinem i chowając telefon do torebki,
weszłam do klasy. Byłam spóźniona może z 5 minut, a nauczycielka patrzyła na
mnie, jakbym co najmniej weszła w połowie lekcji.
- A panienka zegarka nie ma? – kobieta
ostrym tonem zwróciła się do mnie zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
- Przepraszam za spóźnienie – ze
spokojem zatrzymałam się i spojrzałam na nią. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam
to, wyrzuty z jej strony.
- A czas na rozmowy telefoniczne to Pani
ma? – ku mojemu zaskoczeniu, moja rozmówczyni wstała od biurka i przystanęła
naprzeciwko mnie. Już wiedziałam skąd to nagłe zdenerwowanie i co ją tak
poirytowało. Poczułam przypływ złości i chęć bronienia się.
- Z tego co wiem, to przysługuje
kwadrans uczniowski – ameryki nie odkryłam, zawsze nauczyciel bądź uczeń mógł
spóźnić się maksymalnie piętnaście minut. Ja miałam tylko pięć, więc nie
rozumiałam tych chorych wyrzutów. W normalnej sytuacji zamknęłabym się i
przestała odzywać, ale tamtego dnia, jakoś nie mogłam pozwolić sobie na takie
traktowanie i o dziwo, byłam dumna z siebie.
- Ale to ode mnie zależy, czy zostaniesz
na tej lekcji czy nie – trochę nie rozumiałam tej przepychanki. Czułam, że
chodziło jej o to, by mnie poniżyć, tylko co by jej to dało? Wzięłam głęboki
oddech i lekko uśmiechnęłam się do niej.
- Już nie – zawróciłam i wyszłam z
klasy. Musiałam postawić na swoim i pokazać jej, że nie pozwalałam sobą
pomiatać. Już nie byłam tą słabą Gosią, budowałam swoją siłę i o wiele lepiej
się z tym czułam. Oczywiście, że przewidywałam kłopoty, ale nie były mi one
straszne. Jedna nieusprawiedliwiona godzina nie była niczym strasznym.
- Gośka, zaczekaj – o dziwo, ku mojemu
zaskoczeniu z klasy wyszedł za mną Bartek. On?! Krzyczałam w duszy, bo nie
wiedziałam czego on ode mnie chciał. – Wróć tam – chłopak dogonił mnie i zastawił
mi drogę. Nie rozumiałam jaki miał w tym interes, przecież jeszcze nie dawno
poniżał mnie i obrażał.
- Tobie nic do tego. Nagle zacząłeś się
o mnie martwić? – założyłam ręce na piersi i z wyższością spojrzałam na niego.
Ciągle w pamięci miałam jego ostatnie słowa, że łatwo mnie kupić, że szybko się
pocieszyłam…
- Ona powiedziała, że jak za pięć minut
nie wrócisz, to już nigdy masz się nie pojawić na jej lekcji – to, co
powiedział nie zaskoczyło mnie zbytnio, chociaż nie powiem, w mojej głowie
pojawił się mały strach. Szybko analizowałam zaistniałą sytuację, gdybym
wróciła, pokazałbym wszystkim, że przyznałam się do błędu i każdy uważałby mnie
za tchórza.
- Możesz wrócić i powiedzieć jej, że
wyświadczyła mi przysługę – szybko zawróciłam i szłam w wcześniejszym kierunku.
Nie zamierzałam wracać na lekcję, a w głowie miałam inny plan.
- Gośka zastanów się, narobisz sobie
tylko kłopotów – Bartek nie rezygnował, walczył o mnie tak, jak kiedyś ja o
niego. Zastanawiałam się dlaczego to on za mną wyszedł a nie np. Martyna, to
ona była moją przyjaciółką, a on wrogiem.
- Może, ale to będą tylko i wyłącznie moje
problemy. – ponownie odwróciłam się twarzą do niego i cały czas pewna siebie toczyłam
z nim rozmowę.
- Tu nie chodzi o mnie, o nas, ale o ciebie. Schowaj tą całą złość na mnie i
wróć tam, zrób to dla siebie – chłopak niecierpliwił się trochę, tylko, że nie
zamierzałam rezygnować. Już podjęłam decyzję.
- Właśnie to robię, i chyba 5 minut już
minęło, więc wracaj – starałam się go zlekceważyć, ale Bartek był twardym
przeciwnikiem.
- To przeze mnie tak? Teraz unosisz się
swoją dumą – Bartek błędne interpretował moje zachowanie, jakby wszystko co
robiłam, robiłam przeciwko niemu.
- Nie jesteś pępkiem świata i już
wystarczająco wyraziłeś swoje zdanie o mnie, więc odczep się ode mnie ile razy
mam jeszcze to powtórzyć? – zacięcie patrzyłam mu w oczy i już nie czułam bólu,
tęsknoty, ale potworną złość i ostatecznie odeszłam od chłopaka i zniknęłam za
zakrętem. Nie wiedziałam skąd we mnie było tyle siły i odwagi, ale czułam, że
dobrze robiłam. Moim zamiarem było dopiec tej nauczycielce i pokazać jej, że to
ona popełniła błąd a nie ja. Rozważałam w głowie kilka scenariuszy, tylko
żadnego do końca nie byłam pewna.
Tą lekcję przesiedziałam w bibliotece
czytając spokojnie książkę, a zaraz po dzwonku udałam się pod klasę by iść na
ostatnią lekcję, która miała odbyć się tego dnia. Bez stresu weszłam do sali i
zajęłam swoje miejsce. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy po 10 minutach
do środka wszedł dyrektor.
- Przepraszam, chciałbym prosić
Małgorzatę Pilarz – ostrym tonem zwrócił się w stronę nauczycielki a ja
wiedziałam co się święciło. Na pewno pani Skoczylas, od angielskiego,
naskarżyła mu na mnie, co naprawdę było dla mnie śmieszne, ale cóż, i temu
musiałam stawić czoła. – Zabierz proszę swoje rzeczy – po tych kolejnych
słowach mężczyzny, zdałam sobie sprawę, że czekała nas dłuższa rozmowa.
Zrobiłam to, co chciał i wraz z nim wyszłam z klasy. Milczałam, czekałam aż on
sam zacznie rozmowę, ale ewidentnie najpierw chciał dotrzeć do swojego
gabinetu. Po znalezieniu się w danym miejscu i zajęciu fotela, zaczęło się…
- Możesz mi wyjaśnić co miało miejsce na
angielskim? – mężczyzna w ogóle nie kwapił się by być sympatyczny, albo chociaż
uprzejmy. Miałam ochotę równie „uprzejmie” mu odpowiedzieć, ale czas było wziąć
głęboki oddech i ze spokojem się bronić.
- Spóźniłam się pięć minut a pani
Skoczylas zrobiła z tego wielką aferę, więc nie chcąc jej denerwować, po jej
słowach, że to od niej zależy czy zostanę na lekcji, wyszłam – całkiem
naturalnie zrelacjonowałam wydarzenie sprzed godziny, nie byłam zestresowana
ani spięta.
- Podobno byłaś opryskliwa- miałam
wrażenie, że on już i tak wszystko wiedział, a moje przesłuchanie było czysto formalne.
- Przeprosiłam za swoje zachowanie i powiedziałam,
że istnieje kwadrans uczniowski, bo tak chyba jest, prawda? Czy to naprawdę
jest akt opryskliwości? – ironizowałam i miałam dość tego przesłuchania. W
ogóle ta cała sytuacja była beznadziejna i tak błaha, że szkoda było robić z
tego takie zamieszanie.
- Z tego co wiem, to rozmawiałaś przez
telefon i dlatego się spóźniłaś – na słowa dyrektora już brakowało mi sił i
miałam dość tego czepiania się o wszystko. Zachowywali się tak, jakbym naprawdę
zrobiła coś okropnie złego
- Tak, rozmawiałam, więc chyba musiałam
mieć ważny powód. – traciłam cierpliwość i sympatię do tego człowieka.
Wiedziałam, że ręka rękę myła…
- Gosia skąd u ciebie takie zachowanie?
Przecież nigdy z tobą nie było problemów, a teraz jesteś taka strasznie
zawzięta – dyrektor trochę złagodniał,
chociaż i tak miałam wrażenie, że to właśnie mnie obarczał całą winą, co
ewidentnie mi się nie podobało.
- To ja nie rozumiem tej sytuacji. Nigdy
na żadną lekcję się nie spóźniałam,
zrobiłam to pierwszy raz w życiu i od razu takie problemy? Może to był bardzo
pilny telefon i musiałam go odebrać? Może faktycznie lepiej było przenieść się
do innej szkoły – żałowałam, że tam zostałam, chociaż nie lubiłam uciekać od
problemów. Absurdalność tej sytuacji była powalająca i szczerze miałam dosyć
takiego traktowania.
- Gosia nikt nie chce źle dla ciebie –
nagle mężczyzna zaczął mnie bronić, udawać, że wszyscy mieli dobre intencje.
Szkoda, że to były tylko pozory.
- Czyżby? Przecież już nigdy mam się nie
pojawiać na lekcji pani Skoczylas i to mnie Pan obwinia o tą sytuację nie
rozważając, że to właśnie ja mogę mieć rację. – denerwowałam się i broniłam jak
tylko mogłam. Dyrektor zamilknął, a przy tym nie przestawał wpatrywać się we
mnie. – No właśnie… Nie sądzi Pan, że to chore robić aferę o pięć minut
spóźnienia? To, że jestem młodsza od Pani Skoczylas, nie daje jej przyzwolenia
na poniżanie mnie przed całą klasą. – z dyrektorem mieliśmy inne kontakty, on
zawsze darzył mnie sympatią, nie wiedziałam, czy to ze względu na mojego tatę,
który pomagał szkole, czy może przez jego zaangażowanie w pracę, ale tylko
dlatego byłam z nim tak szczera.
- Nikt cię nie poniża, a jeśli tak to
odebrałaś to przepraszam – nie rozumiałam nagłej zmiany frontu i sympatii do
mojej osoby. Nie chciałam dać się nabrać na jakieś sztuczne gierki.
- Niech mi Pan już da tą naganę, uwagę
czy cokolwiek chce Pan dać, mogę już iść? – nie chciałam dłużej tam siedzieć i
kontemplować na temat mojego zachowania.
- Gosia… - mężczyzna chciał coś dodać,
ale nie pozwoliłam mu na to, to było zdecydowanie za dużo jak na mnie.
- Przepraszam – wyszłam z jego gabinetu
i udałam się przed szkołę. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem bo inaczej bym
zwariowała. Usiadłam na ławce i tak poczekałam do godziny 14, kiedy to zjawił
się Marcin i wspólnie pojechaliśmy do przedszkola.
- Co ty taka zdenerwowana? – Marcin
musiał zauważyć moje roztargnienie, chociaż starałam się niczego nie dać po
sobie poznać.
- Ta szkoła mnie dobija, ale proszę nie
pytaj o nic więcej – nie chciałam zajmować się tą sprawą, lecz zgonić ją na
dalszy tor w mojej głowie, miałam ważniejsze rzeczy, które wymagały
nieustannego rozważania. Musiałam Marcinowi wyjaśnić powód jazdy do przedszkola,
ale najgorsze było to, że on nic nie wiedział o tym, iż Kamil miał dziecko. No
cóż, było to trochę krępujące, ponieważ brat na początku był w szoku,
zastanawiał się czy nie grałam zbyt odważnie pakując się w związek z mężczyzną,
który już miał dziecko, ale nie lubiłam stygmatyzowania ludzi. Zresztą, jeszcze
w nic z Kamilem nie wchodziłam i nie chciałam by Marcin zmieniał nastawienie
tylko dlatego, że był Kacper. To nie była wielka przeszkoda, przecież takie
sytuacje po prostu się zdarzały.
Trochę zestresowana odbierałam Kacpra z
przedszkola, mimo iż wiedziałam, że mały mnie polubił to przecież widział mnie
tylko raz w życiu. Na całe szczęście malec ucieszył się kiedy mnie zobaczył, od
razu pytał się gdzie jest tata i kiedy przyjedzie. Wszystko mu wytłumaczyłam i
pospiesznie wróciliśmy do szkoły, gdzie miałam próbę do poloneza. Marcin był
cudownym bratem i zdecydował się mi pomóc. Mnie zostawili pod szkołą, bym mogła
iść na wspomnianą próbę, a sami pojechali do sklepu z zabawkami, by kupić jakąś
grę byśmy mieli co robić po powrocie do domu.
Próba przebiegała całkiem normalnie,
wszystko powoli ćwiczyliśmy, momentami było nawet zabawnie a z Mariuszem dobrze
się bawiliśmy. Po jakiś 40 minutach pojawił się Marcin z Kacprem, którzy zajęli
miejsce na ławce i przyglądali się naszym poczynaniom. Po zakończonej próbie,
wspólnie pojechaliśmy do naszego domu. W drodze, Kacper nie przestawał
opowiadać o tym co robił z Marcinem, tzn. jakie cudowne zabawki były w sklepie,
co mu się najbardziej podobało itp. Widziałam, że Marcin polubił chłopczyka,
który był fenomenalnym dzieckiem, bardzo otwartym i radosnym. Sama byłam w
szoku, że tak szybko nam zaufał i nie bał się z nami być, ale mogliśmy się
tylko cieszyć z tego.
W domu, całą naszą trójką układaliśmy
klocki lego, które jak się dowiedziałam, były ulubioną zabawką chłopca. Ja sama
poczułam się jak dziecko i fajnie było wrócić do dawnych lat, poczuć się
beztrosko i tak infantylnie.
W międzyczasie wysyłałam smsy Kamilowi,
że Kacper odebrany, że nie mamy z nim problemu, że jesteśmy w domu i tak dalej.
Nie chciałam by dodatkowo martwił się o syna, bo przecież był w dobrych rękach
i nic złego mu się nie działo.
Kiedy poszliśmy zjeść kolację, czyli
tosty, tata wrócił do domu. Widząc małe dziecko był naprawdę zaskoczony.
- Cześć, kto to? – od razu po wejściu do
środka zwrócił się w moją i Marcina stronę. On tak samo jak Marcin, nic
wcześniej nie wiedział o istnieniu malca.
- Chodź, porozmawiamy – wstałam od stołu
i udałam się z tatą do jego gabinetu. Nie chciałam załatwiać tego przy Kacprze,
jeszcze niepotrzebnie by coś usłyszał. Tata postąpił zgodnie z moimi słowami i
zniknęliśmy za drzwiami pokoju.
- Możesz mi to wyjaśnić? – nie był
zadowolony z widoku jaki zastał przed chwilą, a ja wiedziałam, że nie łatwo będzie
mi zmienić jego nastawienie, bo pomimo, że był cudownym i wyrozumiałym ojcem,
to miał pewne zasady i przekonania, z którymi nie łatwo było polemizować.
- Proszę cię, nie denerwuj się. To syn
Kamila… - ucięłam swoją wypowiedź bo nie bardzo wiedziałam co więcej dodać.
Widziałam zaskoczenie na jego twarzy i towarzyszące niedowierzanie.
- Gośka, czy ty wiesz w co się pakujesz?
– tata nie pałał jakąś sympatią czy nawet nie starał się być miły. On jako
ojciec chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze i cały czas starałam się o tym
pamiętać, ale już na pewne sprawy nie miałam wpływu.
- Tak, doskonale zdaję sobie z tego
sprawę i nie rozumiem skąd u ciebie taka diametralna zmiana. Przecież lubiłeś
Kamila – chciałam mu przypomnieć, że jeszcze nie dawno był pod wrażeniem
chłopaka i nie miał nic przeciwko temu, bym się z nim spotykała a na dodatek,
sam mnie do tego namawiał.
- Nadal tak jest, ale pomyśl, zawsze
będziesz na drugim miejscu, nigdy nie będziesz tą najważniejszą. Myślę, że powinnaś znaleźć sobie normalnego
chłopaka, powinnaś się bawić a nie niańczyć dziecko. Gosia, ty masz 19 lat a to
znowu idzie w zbyt poważną stronę – tato
podszedł bliżej mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach. Nie umiałam być
zła na niego, rozumiałam jego obawy i byłam ich świadoma. On robił to z troski
o mnie, chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze, ale czułam, że los nie bez
powodu postawił mnie w takiej sytuacji.
- Tato, spójrz na to inaczej. Gdyby
stało się tak, że gdy byłam z Bartkiem, zaszłabym w ciążę i rozstałabym się z
nim, to chciałbyś by jakiś chłopak odtrącił mnie tylko dlatego, że miałabym dziecko?
Przecież każdy zasługuje na szczęście, a ja jestem niesamowicie szczęśliwa przy
Kamilu, nawet zajmując się Kacprem –
postanowiłam odwrócić sytuację i pokazać mu, że nie było nic złego w tym, że
Kamil miał dziecko. Jasne, że nie było to łatwe, ale chciałam się z tym
zmierzyć, spróbować.
- Masz rację…Ja tylko… Po prostu chcę
byś wreszcie zachowywała się jak dziewczyna w twoim wieku, a nie zajmowała się
wychowywaniem czyjegoś dziecka, chciałbym żebyś skupiła się na sobie, a nie
znowu podporządkowywała się komuś – pomimo, że były to ostre słowa, to czułam,
że ktoś wobec mnie miał inne plany i postanowiłam je realizować.
- Nie martw się o to, dobrze? Nie robię
nic wbrew sobie. – przytuliłam się do taty, chcąc pokazać mu, że nie miałam
problemu z tym, że zajmowałam się Kacprem. Ta sytuacja była jednorazowa i nawet
gdyby częściej się powtarzała, to nie przeszkadzałoby mi to. Polubiłam tego
chłopczyka i wiedziałam jak bardzo ważny był dla Kamila, a tym samym ważny był i
dla mnie. Bo gdyby on nie był szczęśliwy, to ja również.
Później z tatą wróciliśmy do chłopaków,
ja dołączyłam się do układania klocków, a tata niby oglądał telewizję, ale
widziałam, że co chwilę zerkał w naszym kierunku.
Około godziny 18 zjawił się Kamil, który
miał ze sobą ogromny, piękny bukiet kwiatów, a w jego oczach widziałam lekkie
przytłoczenie, jakby chciał mnie przeprosić, że tak długo to trwało.
- Hej, wchodź – uśmiechnęłam się do
chłopaka i wpuściłam go do środka.
- Cześć. Najmocniej cię przepraszam,
naprawdę nie wiedziałem, że aż tyle mi to zajmie – chłopak podał mi pęk róż i patrzył
z oczami ala kot ze shreka.
- Możesz przestać? – zganiłam chłopaka
za jego wyrzuty sumienia i znowu rzuciłam promienny uśmiech.
- Tata, tata, zobacz co zbudowaliśmy! –
Kacper był tak szczęśliwy jak zobaczył Kamila, że nie widziałam chyba większej
radości. Wszyscy obecni w salonie, wraz z moim tatą się zaśmialiśmy. Kamil od
razu wziął malca na ręce i obdarował całusem.
- Czaderskie. Byłeś grzeczny? – chłopak
trochę spoważniał i wpatrywał się w syna jak w obrazek. To był naprawdę uroczy
widok, biła od nich taka prawdziwa miłość i może im trochę zazdrościłam.
- Jak aniołek – Kacper z wielką
pewnością odpowiedział tacie na pytanie, niemal jak żołnierz. Mogłabym
godzinami się w nich wpatrywać
- Z pewnością – Kamil chyba nie do końca
wierzył w anielskie zachowanie chłopca, czego nie rozumiałam. Fakt, niektóre
dzieci były nieznośne, ale Kacper do nich nie należał, przynajmniej nie w
naszej obecności.
- Serio, masz fajnego syna – te słowa
Marcina bardzo mnie zaskoczyły. Brat wstał od stołu i przystanął obok mnie, po
czym objął w pasie. Widziałam małe skrępowanie na twarzy kolegi, które nie
powinno w ogóle mieć miejsca, ale od razu łatwo było zauważyć, że to on wolał
mnie obejmować.
- Przepraszam was za kłopot i serdecznie
dziękuję za pomoc, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się odwdzięczyć – Kamil postawił syna na podłodze i czułam, że
chcieli już wychodzić.
- Żaden problem – cieszyłam się, że
Marcin wyraził sympatię do tego co miało miejsce. Dzięki temu, Kamil musiał nam
uwierzyć, że była to dla nas czysta przyjemność.
- Marcin zajmiesz się Kacprem jeszcze
przez chwilę? – chciałam zamienić kilka słów z Kamilem, dowiedzieć się czy
wszystko było w porządku i w ogóle na chwilę zostać z nim sam na sam.
- Jasne – po tych słowach brata, dałam
znać Kamilowi, by poszedł za mną. Chłopak na szczęście nie stawiał oporu i
ruszył za mną. Zamknęliśmy się w gabinecie taty.
- Wszystko w porządku? – stanęłam
naprzeciwko chłopaka i z troską wpatrywałam się w niego. Wydawał się być
zmęczony i tak jakby trochę zmartwiony.
- Tak, wiesz jak to jest, policja
szukała do czego by się doczepić, ale naprawdę nie ma się czym martwić.
Dziękuję ci za pomoc, gdyby nie ty, musiałbym zadzwonić do matki Natalii a
wtedy na pewno czekałyby mnie niezłe wyrzuty, że nie mam czasu na dziecko i
takie tam. – wyjaśnił mi dlaczego akurat mnie zdecydował się prosić o pomoc.
Podejrzewałam, że nie przyszło mu to z łatwością, w sumie byłam dla niego
niemal obcą osobą, ale tym samym pokazał mi jak bardzo mi ufał.
- Kami, ja naprawdę cieszę się, że to
zrobiłeś. Zawsze kiedy będziesz potrzebował pomocy, to dzwoń, dobrze? –
podeszłam trochę bliżej chłopaka i swoje dłonie położyłam na jego klatce
piersiowej.
- Dziękuję, jesteś moją bohaterką– mało
brakowało, aby mnie pocałował. Na szczęście doszło tylko do przytulenia. Nie
wiem czemu obawiałam się innego zbliżenia, może nie chciałam robić mu nadziei,
ale chyba i tak było za późno…
- To była czysta przyjemność – po tych
słowach odkleiliśmy się od siebie i wróciliśmy do pozostałych. Kamil ubrał
Kacpra i pożegnał się z moimi domownikami a zaraz po tym ze mną. Kacper
niechętnie się z nami rozstawał, ale obiecaliśmy mu, że jeszcze kiedyś się
pobawimy razem. Największym zaskoczeniem były dla mnie słowa Marcina, który po
opuszczeniu domu przez Kamila, stwierdził, że Kacper to „cudowne dziecko”.
Marcin zawsze stronił od małych dzieci, a tu nagle zmienił nastawienie. Tata
też uznał, że chłopiec był uroczy, taki zarażający pozytywną energią.
A ja?
Byłam szczęśliwa, że wszystko dobrze się układało. Moi bliscy zaakceptowali to,
że Kamil miał pierworodnego, a to było dla mnie ważne.
Ta
część jest mega długa i chociaż wiem, że nie da się czytać na zapas, to mam
chociaż nikłą nadzieję, że ze względu na długi weekend wybaczycie mi
nieobecność na blogu. Wybieram się do domu rodzinnego i chcę po miesiącu
nieobecności, wszystkimi się nacieszyć :) Czekam na Wasze komentarze i już się nie mogę doczekać aż przeczytam co myślicie o zachowaniu Gosi :)