środa, 26 listopada 2014

The experience cz 188

Zaraz po lekcjach pod szkołą ujrzałam samochód Kamila. Cieszyłam się, że to popołudnie spędzimy razem, chociaż on jeszcze nie wiedział co go czekało.
- Hej – uśmiechnęłam się do chłopaka i uraczyłam go całusem w policzek, chociaż tak naprawdę miałam ochotę na jakiś namiętny pocałunek.
- Cześć, jak w szkole? – Kamil był taki jak zawsze, miły, uroczy, szarmancki, a przede wszystkim miał dobry humor.
- Po ostatnich eskapadach o dziwo dobrze – gdy tylko chłopak otworzył drzwi do samochodu, zajęłam miejsce i czekałam aż on zrobi to samo.
- Co masz na myśli? – zanim ruszyliśmy chłopak znacząco się na mnie wpatrywał. Zrozumiałam, że mogłam czasem ugryźć się w język a nie paplać co ślina mi na język przyniosła.
- Wiesz jak to w szkole… Niektórym nauczycielom się nie dogodzi – starałam się to zbagatelizować i obrócić w jakiś niewinny żart, ale nie wyszło mi to. Kamil nie dał się przekonać.
-  Nie wiem czy pamiętasz, ale prosiłem cię, by mówiła mi co się u ciebie dzieje i obiecałaś to robić – Kamil nie dał się zbyć tanią wymówką a na dodatek nieźle wjechał mi na ambicję.
- Pamiętam, pamiętam, ale jak zacznę mówić to będziemy tu stali całą wieczność – ciągle znajdowaliśmy się pod szkołą a ja naprawdę nie chciałam by każdy wychodząc ze szkoły, patrzył się na nas.
- A gdzie jedziemy? Podobno coś wymyśliłaś – i znowu chłopak pokazał jak mało inteligentna byłam.
- A już myślałam, że umiesz czytać mi w myślach – postanowiłam trochę zażartować i rozładować poważny nastrój – Jedziemy szukać samochodu dla mnie.
- Oooo, zapowiada się naprawdę ciekawie. Komisy czy salony? – widziałam, że ten pomysł spodobał się chłopakowi. On lubił samochody a na dodatek, pokazałam mu, że go potrzebowałam.
- Komisy, może uda nam się znaleźć coś używanego – uśmiechnęłam się do chłopaka a on po małej wymianie uśmiechów ruszył.
- A co z twoim starym? – wiedziałam o co mu chodziło. Nie uszkodziłam samochodu tak, by nie nadawał się do jazdy, ale przecież ja nie miałam nic do powiedzenia.
- Sprzedali go i kazali szukać nowego. -  ja wiem jak to mogło zabrzmieć. Jakby zmiana samochodu była taka prosta i normalna. No, ale cóż, od rządzenia był mój tato.
- Aha, no to będziemy szukać. Jaki masz wachlarz cenowy? – Kamil podszedł profesjonalnie do tego zadania i odnosiłam wrażenie, że zdecydowanie bardziej niż ja.
- Zadajesz bardzo trudne pytania – zaśmiałam się pod nosem, bo tak naprawdę nie wiedziałam jakie miałam granice, nie ustaliłam tego z tatą.
- Będzie ciekawiej niż myślałem – Kamil nie mógł opanować śmiechu, a ja podejrzewałam jak to mogło wyglądać w jego oczach. Blondynka jedzie szukać samochodu, czyli misja niemożliwa, bo przecież nawet nie wiem ile ma pieniędzy. No, ale miałam nadzieję, że Kamil stanie na wysokości zadania. Po chwili oczywiście wróciliśmy do tematu szkoły, bo Kamil nie dał się zwieść zmianą tematu. Z ciężkim sumieniem opowiedziałam o tym co się wydarzyło, a on trochę był zły, że de facto te problemy miałam przez niego.
- Przecież to nie twoja wina, a poza tym nie mówiłabym ci tego, gdybym tak nie uważała. Równie dobrze mogłabym się spóźnić z innego powodu. – spokojnie i cierpliwie przekonywałam Kamila, że jego poczucie winy było całkowicie bezpodstawne. – Poza tym, właśnie dajesz mi powody do tego, by w przyszłości zatajać przed tobą takie rewelacje – postanowiłam zmienić taktykę i obrócić wszystko w drugą stronę.
- Przepraszam, ale ja naprawdę nie chciałbym żebyś miała przeze mnie jakieś nieprzyjemności. Lubię cię i nie chcę cię krzywdzić - chłopak wysłał mi najpiękniejszy swój uśmiech i gdy zgasił samochód złapał mnie za dłoń i wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczami, ukazując dołeczki w policzkach. – A teraz chodź-  żałowałam, że przerwał tak magiczną chwilę i dopiero wtedy dostrzegłam, że już byliśmy przed jakimś komisem samochodowym.
Szukanie samochodu z Kamilem, to była jedna wielka zabawa. Cały czas się przekomarzaliśmy, żartowaliśmy. Ja udawałam, że podobały mi się samochody, które wyglądały komicznie albo kompletnie do mnie nie pasowały, a Kamil cierpliwie to znosił i pokazywał najlepsze samochody, które akurat sięgały tej drugiej granicy – ekskluzywności. Mogliśmy tak cały czas.
- W ogóle mnie nie rozumiesz… - założyłam ręce na piersi, wydymałam usta i zaczęłam przedrzeźniać Kamila kiedy już obejrzeliśmy wszystkie samochody i wracaliśmy do naszego pojazdu. Koniec końców, nic mi się tak nie spodobało na tyle, bym chciała by było moje.
- Bo tobie jest ciężko dogodzić – oczywiście kiedy ja udawałam obrażoną, to Kamil nie mógł poskładać się ze śmiechu. W tym momencie wzięłam paczkę chusteczek, którą miałam w kieszeni kurtki i rzuciłam nią w chłopaka. – Hej, chcesz mnie zabić? – powiedział łapiąc to iście niebezpieczne narzędzie i podnosząc ręce do góry.
- Gdybym to planowała,  zastosowałabym raczej trutkę na szczury. – postanowiłam odgryźć się mu niewybrednym  żartem, który oczywiście  od razu podłapał.
- Ale z ciebie złośnica.- dodał nie mogąc przestać się śmiać.
- Ja złośliwa?- powtórzyłam z niedowierzaniem?- I  mówi to największy złośliwiec świata!- furknęłam złością na niego. Oczywiście, że się powstrzymywałam  by się nie roześmiać, przecież pozory musiałam zachować.
-Ha, jeszcze jaka urażona! - Kamil znowu parskał śmiechem, a ja już dłużej nie mogąc wytrzymać i dołączyłam do niego.
Później od razu ruszyliśmy do innych komisów, gdzie już nastąpiła zmiana mojego nastawienia, ponieważ spodobało mi się kilka samochodów, Kamil też uważał, że były warte zainteresowania. Po upływie trzech godzin, wreszcie pojechaliśmy na obiad. Oboje byliśmy bardzo głodni i zmęczeni.
- Masz jakieś plany na piątkowy wieczór? – Kamil całkiem swobodnie na mnie patrzył i taki sam miał też ton głosu. Trochę mnie zaskoczył tymi słowami, bo czułam, że szykował coś planowanego, więc nie takie byle co.
- Oczywiście, że tak. Będę wróżyć – powiedziałam to tak naturalnie, jakby to było oczywiste. Znowu się zgrywałam i droczyłam z Kamilem.
- Wyszło szydło z worka, mam do czynienia z czarownicą – chłopak próbował zachować powagę, natomiast nie bardzo mu to wychodziło.
- Że dopiero teraz się zorientowałeś – kręciłam głową na znak niedowierzania. Chyba nigdy z nikim nie miałam takiej swobody rozmawiania. W tamtym momencie mogłam wymyślać niestworzone rzeczy a i tak mogliśmy o tym rozmawiać, jakby to była prawda.
- No właśnie, gdzie ja miałem oczy? – oboje już nie wytrzymaliśmy i wybuchliśmy śmiechem. Dopiero gdy się uspokoiłam i swobodnie zaczerpnęłam powietrze zdecydowałam się odezwać.
- To co z tym piątkiem? – pomimo tych żartów byłam ciekawa co siedziało w tej jego głowie.
- A co ma być? Jesteśmy umówieni na 20, już nie pamiętasz? – ja nie wiedziałam czy my byliśmy w stanie rozmawiać ze sobą na poważnie. Cały czas ciągnęło nas do żartów.
- A ty nie wiedziałeś, że mam siostrę sklerozę? Jesteśmy bliźniaczkami – jak to się potocznie mówi „klin klinem”. Nie zamierzałam mu odpuszczać, tylko ciągnęłam tą z pozoru płytką rozmowę.
- To jeszcze lepiej, nie ma to jak mieć dwie pieczenie na jednym ogniu – Kamil już dłużej nie potrafił zachowywać się w sposób stonowany. Nasze żarty może i kogoś innego nie śmieszyły, ale ja prawie płakałam ze śmiechu.

Gdy zjedliśmy obiad, chłopak odwiózł mnie do domu a sam pojechał do mamy. Spędziliśmy ze sobą całe popołudnie, które było naprawdę miłe. Niby takie spokojne, ale z drugiej strony niezwykłe. Z Nim czułam się tak bezpiecznie i nie myślałam o niczym, co spędzało mi sen z powiek. Po prostu ten chłopak mnie uspokajał i bardzo uszczęśliwiał. Minęły dwa miesiące a my normalnie się spotykaliśmy, bez jakiegoś obściskiwania, całowania. Było tak zwyczajnie, przyziemnie, ale bardzo mi to pasowało. Nie czułam żadnej presji, ciśnienia, nic co by mnie do czegoś zmuszało. Czułam się także wolna i niczym nie ograniczona. Byłam ptakiem, który mógł rozwijać swoje skrzydła i nic go nie blokowało. Nie wiem czy to było moje przeznaczenie, by być w luźnym związku, może to była tymczasowa potrzeba? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, ale wiedziałam jedno – byłam szczęśliwa.  

piątek, 21 listopada 2014

The experience cz 187

Po wczorajszym męczącym dniu zasnęłam od razu. Byłam wykończona nie tylko emocjonalnie, ale i fizycznie. Opieka nad dzieckiem, to nie była wcale taka łatwa sprawa, szczególnie gdy dziecko miało energii jak za pięciu.
Dzisiaj nie chciało mi się wstawać do szkoły i odczuwałam ogromną niechęć przed pojawieniem się w budynku. Korciło mnie by zrobić sobie wolne, natomiast ze względu na brak sensownego wytłumaczenia, musiałam się przemóc. Po wyszykowaniu się, zeszłam do jadalni, gdzie tato już na mnie czekał.
- Cześć – uśmiechnęłam się do niego i obdarowałam buziakiem w policzek.
- Hej. – tato nie podniósł głowy znad gazety. Dopiero po chwili odłożył prasę i spojrzał na mnie wymownie – Dyrektor do mnie dzwonił. Nie wiesz czemu mam się dzisiaj zjawić w szkole? – szczerze? Nie spodziewałam się, że tata zostanie wmieszany w całą tą sprawę z moim angielskim. Jedyne co mogłam zrobić, to przeciągnąć go na swoją stronę, a to z pewnością łatwe nie będzie.
- Niestety, tak się składa, że wiem – trochę z wstydem to powiedziałam. Największy żal do siebie miałam za to, że nie dowiedział się tego ode mnie, ale od dyrektora. – Chciałam ci o tym powiedzieć, ale wczoraj tyle się działo… - starałam się wytłumaczyć i sprawić, by tato mnie zrozumiał.
- Wyjaśnisz mi co zaszło? Nie chcę wyjść na idiotę – tata przeważnie stawał po mojej stronie, ale nie miałam żadnej pewności, czy tak będzie i  tym razem, natomiast postanowiłam mu wszystko opowiedzieć, bez zbędnego kolorowania.
- Wczoraj na angielskim… - powoli wszystko wyjaśniałam, starając się niczego nie pominąć. Taty mimika niczego nie zdradzała, a ja czułam się naprawdę niepewnie.
- Jest możliwość byś chodziła na angielski do innej grupy? – widziałam, że tata szukał jakiegoś rozwiązania tej całej sytuacji i byłam mu za to bardzo wdzięczna. – Nie chcę by stało się tak, że ona nie dopuści cię do matury – tata powiedział coś, o czym wcześniej w ogóle nie pomyślałam. Wyleciało mi to z głowy, a to już nie była błahostka.
- Jedynie mogłabym chodzić do słabszej grupy – w tym bloku,  w którym mieliśmy zajęcia angielskiego, nie było drugiej takiej grupy jak moja, były tylko słabsze poziomem.
- Nie, to nie wchodzi w grę. Na pewno powiedziałaś mi całą prawdę i niczego nie ominęłaś? – tata miał jakiś plan, którym ewidentnie nie chciał się ze mną podzielić, czego bardzo żałowałam, bo nie powiem, trochę zaczęłam się tym martwić.
- Tak, przysięgam – popatrzyłam na niego z wielką pewnością i sama byłam świadoma, że zrelacjonowałam mu wszystko jak na spowiedzi.
- To zbieraj się do szkoły, załatwimy to. – tato nie uśmiechał się do mnie, ale czułam, że to była gra pozorów. Z tatą nie było polemiki i na marne wyszłoby mi dopytywanie o szczegóły, pozostawało mi, jedynie mu zaufać.
Będąc w szkole, poszłam na lekcje a tato udał się do dyrektora. Jako pierwszy czekał na mnie wf, gdzie spotkałam Martynę. Dzisiaj był ostatni dzień w którym miałam zwolnienie z wf, nad czym bardzo ubolewałam.
- Hej – przywitałam się z przyjaciółką, która akurat przebierała się w szatni.
- Hej, słyszałam, że byłaś wczoraj u dyrektora – Martyna niepewnie na mnie popatrzyła, ale wiedziałam, że pewnych rzeczy w tej szkole nie dało się ukryć.
- Złe wieści szybko się rozchodzą. W sumie nie było tak źle, chociaż teraz tata u niego siedzi – z lekkim uśmiechem wypowiedziałam te słowa, a Martyna jak zaczarowana spojrzała na mnie.
- No co ty? Wezwał go? – Martyna, tak samo jak ja, nie spodziewała się, że tata zostanie wezwany na dywanik. Tylko, że ja wiedziałam iż tata poszedł tam walczyć, a nie po to by zostać zgromionym.
- Tak. Słuchaj, co wczoraj powiedział Bartek jak wrócił do klasy? – byłam ciekawa tego, co chłopak powiedział nauczycielce. Podejrzewałam, że nie przekazał tego, o co prosiłam.
- To jednak cię znalazł? – dziewczyna była zaskoczona moimi słowami, a ja wyciągnęłam z tego odpowiednie  wnioski.
- To on powiedział, że mnie nie mógł znaleźć? – odezwałam się jakby trochę ironicznie. – Kazałam mu spadać – wyjaśniłam Martynie co wczoraj zaszło pomiędzy mną a chłopakiem. Sama byłam zła na niego, że nie umiał powiedzieć prawdy.
- Gośka, przecież mogłaś wrócić, nie miałabyś tylu problemów – przyjaciółka popatrzyła na mnie z politowaniem a na dodatek w pełni przekonana, że to co mówiła, było najlepszym wyjściem.
- Właśnie nie mogłam – nie wyobrażałam sobie wrócić i tak nagle zasiąść w ławce. Nauczycielka na pewno robiłaby mi dodatkowe wyrzuty a chciałam sobie tego zaoszczędzić.
- Duma, co? – dziewczyna usiadła obok mnie i chyba powoli zaczynała mnie rozumieć, chociaż nadal nie dochodziła do dobrych wniosków.
- Między innymi można to tak nazwać, a teraz chodź – popędziłam ją i razem poszłyśmy się na salę. Przez całą lekcję myślałam nad tym co mnie czekało i nawet trochę się bałam. Miałam to szczęście, że ufałam swojemu tacie i czułam, że nie pogorszy mojej sytuacji.
Później udałam się na pozostałe lekcje, ale cały czas oczekiwałam na jakąś wiadomość od taty. Dopiero później wysłał mi sms’s „Wszystko załatwione, o szczegółach porozmawiamy w domu. Kocham Cię.” Nie mogłam uwierzyć w te słowa, ale też nie wiedziałam co mnie czekało. Co dokładnie oznaczało to, że „wszystko załatwione”?

Po skończonych lekcjach od razu pojechałam do domu, gdzie byłam sama, ale wzięłam się za ugotowanie obiadu i naukę. Dopiero przed 17 odezwał się Kamil.
- Hej – powiedziałam miło do słuchawki telefonu. Byłam szczęśliwa, że chłopak dzwonił. Już nie umiałam wytrzymać ani jednego dnia bez wiadomości od niego.
- Cześć, co tam słychać? – chłopak od razu chciał dowiedzieć się co się u mnie działo. Nie chciałam mu opowiadać o angielskim, to była taka błahostka, że stwierdziłam iż innym razem mu to powiem.
- Wszystko w porządku, właśnie się uczę. A  co u ciebie? – moja wypowiedź nie była jakoś wyczerpująca, ale nic nadzwyczajnego poza tym feralnym incydentem w szkole się nie działo.
- Też dobrze. Słuchaj, spotkamy się jutro? Chciałbym ci się jakoś odwdzięczyć za pomoc – z początku uznałam, że to nie było konieczne, ponieważ  tylko wyświadczyłam mu przysługę, ale po chwili w głowie zaświtał mi szatański plan.
- Tak? To super, bo nawet wiem jak to możesz zrobić – na moich ustach pojawił się uśmiech wywołany zabawnością tej sytuacji. Dawno nikomu nie dyktowałam, co miał robić.
- Tak? Ciekawe – chłopak nie dał się zbić z tropu i czułam, że dostałam przyzwolenie na zaplanowanie rewanżu.
- Będziesz jutro sam, czy masz pod opieką Kacpra? – wiedziałam, że od teraz musiałam liczyć się z tym, że Kamil mógł mieć przy sobie Kacpra, a to był bardzo ważny czynnik.
- Sam, w ten weekend zostaje z Natalią -  na te słowa dodatkowo uśmiechnęłam się do siebie. Oczywiście, że nie miałam nic przeciwko obecności chłopczyka, natomiast to, co planowałam, mogło być bardzo męczące dla dziecka.
- Czyli możesz być jutro po mnie o 14? – Kamil o tej godzinie kończył pracę, więc chciałam się jeszcze upewnić, czy wszystko szło zgodnie z moim planem.
- Mogę – chłopak niepewnie odpowiadał mi na każde kolejne pytanie, a mnie to bardzo rozśmieszało. W końcu to on, miał się podporządkować.
-  To dobrze się składa, w takim razie czekam jutro o 14 pod szkołą – nie wiem od czego to zależało, ale lubiłam jak Kamil odbierał mnie ze szkoły, to było naprawdę miłe a ja czułam się wtedy bardzo bezpiecznie. Może fakt, iż wcześniej Maciek zawsze to robił, przywoływało przyjemne wspomnienia i dlatego tak bardzo to polubiłam?
- Powiesz mi na co mam się przygotować? – wyczuwałam niepewność w jego głosie i naprawdę mu się nie dziwiłam. Tym razem, to on był zwodzony.
- Nie – szybko, krótko i na temat mu odpowiedziałam. To jedno słowo oboje nas tak rozśmieszyło, że słyszałam jego śmiech w słuchawce.
- Aha, no tak myślałem – te słowa chłopaka dodatkowo mnie rozbawiły.
- Serio? To nie możliwe – udawałam zaskoczenie jego słowami. Lubiłam się z nim droczyć i przekomarzać. Naprawdę sprawiało mi to radość i dostarczało wiele śmiechu.
- Prawda? – żadne z nas nie wychodziło z swojej roli i na tym polegała magia naszych rozmów, które mogły wydawać się głupie, durne i mało zabawne, ale na szczęście, dla nas było inaczej.
- To znaczy, że musisz mnie bardzo dobrze znać – nadal nie odpuszczałam i nie dawałam za wygraną. Rozmowy z nim mogły trwać wiecznie, ale przerwało to pukanie do moich drzwi.
- I to na wylot – Kamil kontynuował naszą pogawędkę a ja skupiłam się na gościu w moim pokoju.
- Przepraszam cię, muszę kończyć. Widzimy się jutro – widząc tatę zasiadającego na sofie, pospiesznie chciałam się rozłączyć.
- Pa – chłopak pożegnał się ze mną, a ja od razu odłożyłam telefon i spoglądałam na tatę.
- Nauczycielka była naprawdę wściekła na ciebie – tato powiedział to, co było oczywiste. Poczułam się lekko skondensowana i jakbym mogła, to nie wiem czy czasem inaczej bym się nie zachowała.
- A ja na nią – nie chciałam dać po sobie poznać, że czułam się niepewnie.
- Dyrektor chciał przenieść cię do innej grupy byś nie miała problemów ze strony tej kobiety – on nadal nie przechodził do sedna, a moje serce biło jeszcze szybciej niż przed chwilą.
- Podejrzewam, że nie chciałeś się na to zgodzić – we wcześniejszej rozmowie, powiedział mi, że to nie wchodzi w grę, więc czułam, że ten pomysł nie doszedł do skutku.
- Tak, bo ty nic złego nie zrobiłaś, więc dlaczego znowu masz cierpieć? Żeby była jasność twoje zachowanie do końca nie było w porządku, pyskowanie do nauczycieli nie leży w dobrym wychowaniu, ale dla mnie najważniejsze było to, że w końcu pokazałaś, że jesteś silna, zawalczyłaś o siebie. Może sposób nie był najlepszy, ale tym razem wybaczam ci to – wziął moją dłoń w swoje i delikatnie się do mnie uśmiechnął. Nie spodziewałam się po nim tych słów, byłam szczerze zaskoczona tym co usłyszałam.
- Więc na czym stanęło? – byłam ciekawa tego, co mój opiekun wymyślił, bo skoro propozycja dyrektora nie przeszła, to jego musiała się urzeczywistnić.
- Będziecie mieli innego nauczyciela, a pani Skoczylas straci waszą grupę – takiej rewelacji się nie spodziewałam. Byłam w szoku, ale naprawdę byłam zadowolona.
- Serio?- trudno było mi w to uwierzyć, bo to oznaczało utarcie nosa tej kobiecie. Jaka ja byłam szczęśliwa, że już nigdy nie będę musiała na nią patrzeć! Jasne, na jej miejsce mógł przyjść ktoś gorszy, ale to już były skutki uboczne – A wiadomo kto ją zastąpi? – byłam ciekawa czy ten aspekt też już uzgodnili. W sumie nie łatwo było znaleźć osobę, która miałaby okienko w tamtym momencie.
- Tak, jakiś Pan Romaniuk, czy jakoś tak – po tych słowach rzuciłam się tacie na szyję. O matko! Moje zadowolenie sięgnęło zenitu! Ten mężczyzna, był wspaniałym nauczycielem, kiedyś chodziłam do niego na kółko, gdzie przygotowywał nas do konkursu wiedzy o Wielkiej Brytanii. A na dodatek, był bardzo, ale to bardzo przystojny.
- To jest najlepszy nauczyciel ever! – z całej kadry, jaka była w szkole, uważałam, że to był wzór. Na nikogo lepszego trafić nie mogliśmy. Na początku bałam się, że ludzie z grupy mogliby mieć pretensje do mnie gdyby przyszedł ktoś gorszy, bo to była moja wina, a tak czekały mnie laury i pokłony, oczywiście to taki mały żarcik.
- Nie zmarnuj tego i nigdy już nie pyskuj! – tato zwrócił się do mnie niby poważnie, głośno ale cały czas w sposób żartobliwy.
- Tak jest! – wstałam i żołnierskim gestem złożyłam tacie przysięgę. – Dziękuję – dałam mu jeszcze buziaka w policzek. Tak bardzo go kochałam, że ta miłość była niewyobrażalnie ważna dla mnie.  – Tato, mogę się jeszcze o coś zapytać?
- Pytaj – tato rozsiadł się wygodnie na kanapie i przygotował się na dłuższą rozmowę. Bardzo doceniałam takie chwile jak tamta, kiedy mogliśmy w spokoju pobyć ze sobą i być maksymalnie szczerzy.
- Czemu mając świadomość, że moje zachowanie nie było do końca poprawne stanąłeś po mojej stronie? Nie jeden rodzic by się wściekł a ty…
- Jesteś moim dzieckiem i ta miłość nie pozwala mi by ktoś cię krzywdził. Już za dużo miałaś zmartwień i nerwów, więc jak mam dokładać ci kolejnych? Ja obserwuję cię już tyle lat i teraz, kiedy pokazałaś swoją siłę to jestem dumny z ciebie, wiesz? W tobie jest moja krew i jestem dumny, że mam tak mądrą i ładną córkę. Poza tym jesteś tak podobna do mnie, że nie mogę inaczej postąpić – tata patrzył na mnie z takim podziwem, że poczułam się kimś wyjątkowym.
- Bałam się, że się zdenerwujesz, wiem, że moje zachowanie nie było takie, jakiego byś oczekiwał.
- Tu nie chodzi o moje oczekiwania, jesteś już dorosła, ale… Wiesz, powiem ci coś. Nie wiem co się zmieniło i skąd u ciebie to zachowanie, ale przypominasz mi Gosię, jaką byłaś przy Maćku. Mam wrażenie, że powróciłaś z naprawdę długiej podróży. Jesteś tak samo uparta i silna jak kiedyś. Masz te same bezprecedensowe myśli, zachowania, nie martwisz się o konsekwencje, tylko działasz. Widzę w tobie cząstkę Maćka i dziękuję, że możesz mi ją dać – wysłuchując słów taty, miałam wrażenie, jakby właśnie odbył najważniejszą mowę, jakby maksymalnie się przede mną otworzył. Poświata mgły w jego oczach pokazała mi całą jego miłość do mnie i tęsknotę za Maćkiem.
- To ja dziękuję, to jest cenniejsze niż jakieś morały, kazania i inne tego typu sytuacje, postaram się swoją siłę pokazywać w inny sposób.
- I jak ja mam ci dawać kazania, jak ty sama wyciągasz najlepsze wnioski?
- Kocham cię – mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową i przez materiał koszuli, czułam bicie jego serca. – Wiesz, ja też się czuję, jakbym wróciła do tamtego okresu. Tęsknię za Maćkiem, ale Kamil… To dzięki niemu jestem szczęśliwa, to on sprawia, że czuję, jakby się nic nie zmieniło. – może to było niewłaściwe, ale tak czułam.
- Zależy ci na nim? – byłam zaskoczona tym, że rozmawialiśmy tak maksymalnie szczerze, ale nie było to negatywne uczucie. Nie miałam oporów by się przed nim otworzyć.
- Bardzo. Nie chcę porównywać go do Maćka, bo oni są inni, ale Kamil przywraca mnie do życia, sprawia, że się nie boję i jestem gotowa stawiać wszystkiemu czoła. Nie mam tego strachu i lęku jaki odczuwałam przy Bartku. Czuję się bezpiecznie, jakbym znowu miała swoją przystań, a nie pływała na tratwie. – tak właśnie było. Przy Kamilu moja objętość płuc i ochota na życie znacznie się zwiększyły.
- Lubię go, to porządny chłopak. Wiem, że wczoraj, mówiłem coś innego, ale cieszę się, że z nim jesteś. Jesteś szczęśliwa, to widać – tato odsunął mnie trochę od siebie i uraczył ogromnym uśmiechem.
- Jestem i tak bardzo nie chcę go stracić… Wiesz, jak z nim jestem to czuję, jakby poza nami nic nie istniało, jakby nic oprócz nas nie miało znaczenia. Lubię patrzeć w jego oczy, wtedy wiem, że on naprawdę istnieje. – byłam zaskoczona swoją szczerością i dopiero wypowiedzenie tych słów na głos, uświadomiło mi, co tak naprawdę o nim myślałam i co czułam do niego. – Chociaż mam wrażenie, że to wszystko szybko się dzieje, że jeszcze niedawno byłam z Bartkiem, a już jestem z kimś innym.
- Ale czemu się tym przejmujesz?
- Nie przejmuję, dlatego nadal spotykam się z Kamilem, chociaż wiem, jak to wygląda. Jeszcze kilka miesięcy temu, Bartek był całym moim światem, i to może wyglądać tak, że go odstawiłam i szybko się z kimś związałam. Jakbym w ogóle nie walczyła o Bartka.
- Powiem ci coś… To, co mówią inni i jak nas widzą, za nic się ma do tego, jak jest naprawdę. Czasem zasób sił na walkę się wyczerpuje, walczysz już tyle razy, że kolejna batalia nie ma sensu. Ja wiem, że on cię porządnie skrzywdził, widziałem to, widziałem także jak się starałaś opierać Kamilowi, jak uważałaś, że to niesłuszne, niepoprawne, że nie wypada. Ale czasem warto znieść swoje granice. Wiesz w czym tkwi magia życia? To są zmiany, które ciągle można dokonywać. Szansa zawsze jest, tylko trzeba ją dostrzec, nigdy nie jest za późno, tylko brakuje nam odwagi i wyjścia poza to, co mamy w głowie - tato pocałował mnie w policzek i  obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem, który zmiękczał serca.
- Ciebie mama też bardzo skrzywdziła, prawda? – byłam wdzięczna za otrzymane słowa, on miał rację, zmiany były sensem życia, bez nich, byłoby nie warte.
- Prawda… Ale mój sens życia nie tkwi w niej, ale w tobie i Marcinie. Kochałem twoją mamę, kiedyś nie wyobrażałem sobie życia bez niej, a teraz… Ona dokonała zmiany, musiała nie być szczęśliwa, skoro tak postąpiła. Może mogłem bardziej się starać, może nie potrafiłem jej prawdziwie uszczęśliwić, ale roztrząsanie tego nie ma sensu.  – uważałam, że mój tato był obłędnie inteligentnym facetem, był autorytetem dla mnie. Podziwiałam go w każdym calu. Miałam świadomość, że nie był ideałem i miał wady, ale najważniejsze było to, jaką miał filozofię życia i czego mnie uczył.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, wiesz? Twoje słowa… dziękuję – czułam się bardziej pewna siebie i swoich uczuć po tej rozmowie. Słowa taty dodały mi odwagi i sprawiły, że umocniłam się w swoim postępowaniu. 


Dziękuję Wam za słowa jakimi mnie obdarowaliście i cierpliwość. Jestem szczęśliwa, że mam Was przy sobie. Na początek weekendu chciałam dostarczyć Wam dodatkowej radości. Piszcie, jakie macie odczucia po przeczytaniu tego rozdziału ;)

środa, 12 listopada 2014

Trudna rozłąka cz 10

Czułam, że moje życie nagle weszło w jakąś dziwną strefę burz i kłótni i szczerze nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Nigdy nie miałam z tym styczności. Wiadomo były jakieś kłótnie z mamą, czy ze znajomymi, ale poza tym nic. Z Pawłem byliśmy całkowicie w sobie zakochani, pochłonięci sobą i w głowie nam nie było, żeby się kłócić. To było niedorzeczne. Aż do teraz.
Nie chciałam rezygnować ze swoich pasji i całkowicie dać się podporządkować jego oczekiwaniom. Dzięki propozycji chłopaków w końcu mogłam robić to, co kochałam. Mogłam się rozwijać, doskonalić a przy tym dobrze się bawić i zarabiać. Dlatego też uparcie trzymałam się swojego zdania i przekonania na ten temat.
W szkole było strasznie nudno i  męcząco, ale to nie miało większego znaczenia. Zdałam sobie sprawę, że nie tylko mój związek przeżywał kryzys, ale także moje stosunki z przyjaciółkami. Bardzo oddaliłyśmy się od siebie, głównie przez to, że byłam zafascynowana nowymi znajomymi i to głównie z nimi spędzałam swój wolny czas a nie z przyjaciółkami. Było mi głupio, czułam się skruszona i chciałam naprawić swój błąd.
- Możemy pogadać? – po lekcjach specjalnie ociągałam się w szatni by zostać z dziewczynami sam na sam. Przykro mi było, gdy Monika z Karoliną mnie ignorowały i rozmawiały między sobą, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. – Proszę, nie traktujcie mnie tak – bolało mnie ich zachowanie, ale byłam świadoma tego, że  po prostu sobie na to zasłużyłam. – Przepraszam – po tym słowie, dziewczyny wreszcie zwróciły na mnie uwagę.
- Coś mówiłaś? – Monika z założonymi rękoma na piersi wpatrywała się we mnie.
- Chciałam was przeprosić – mój głos się łamał i strasznie mnie zawodził, co powodowało, że jakbym mogła to bym się zapadła pod ziemię.
- Za co? – słysząc te słowa Karoliny, wątpiłam czy mi wybaczą.
- Że wystawiłam was z kinem i że ostatnio miałam dla was tak mało czasu, naprawdę wstyd mi za swoje zachowanie – nie chciałam tracić przyjaciół na rzecz innych. Miałam w sobie dużo dobrej woli i wiedziałam, że przy odrobinie większych starań, uda mi się wszystko pogodzić.
- Bardzo głupio?
- Bardzo, bardzo – moje kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu, a wtedy już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze.
- W takim razie za pokutę stawiasz po ogromnych lodach
- I opowiadasz wszystko jak na spowiedzi – głośno się śmiałam na ich słowa i poczułam, że wszystko wróciło do normy. Nie chciałam ranić ludzi dookoła siebie. Lubiłam chłopaków, ale dziewczyny były mi znacznie bliższe. Byłam im wdzięczna za otrzymaną szansę i że nie pastwiły się nade mną.
- Tak jest – nie mogąc się przestać śmiać, wszystkie trzy wyszłyśmy ze szkoły. Postanowiłyśmy udać się do mnie do domu, by móc spokojnie porozmawiać i przy okazji chciałam im pokazać co robiłam, jak nie spędzałyśmy razem czasu.
Jedząc lody, wszystko im opowiedziałam. O tym jak poznałam Przemka, o zdjęciach, rozmowach, ognisku i mojej furii, jego reakcji. Nie ominęłam także ostatniego spotkania i ich propozycji. Dziewczyny były podekscytowane tym co słyszały i czułam, że gdyby nie zdjęcia, to pewnie by mi nie uwierzyły. Koniecznie chciały poznać chłopaków, a ja bardzo się z tego ucieszyłam. Fajnie byłoby połączyć moje dwie przyjaźnie w jedną. Byłam pewna, że chłopcy przyjmą dziewczyny z sympatią. Później przeszłyśmy na temat Pawła i trochę humor mi się popsuł, kiedy opowiadałam im o naszej ostatniej kłótni.
- Naprawdę ci powiedział, że zdjęcia to głupia zabawa? – Monika nie mogła uwierzyć tym słowom, a ja nie mogłam wyzbyć się z głowy jego głosu, którym wypowiedział te słowa.
- Tak, wcześniej myslałam, że mnie rozumie, że wie jak bardzo to kocham a teraz… Nie chcę być z kimś kto nie szanuje moich pasji – szukałam wytłumaczenia tego, co zaszło, ale nawet silne emocje go nie usprawiedliwiały.
- No przestań, dam sobie rękę uciąć, że on żałuje i jest mu głupio za to, co powiedział.
- Ale to nie zmieni tego, że on tak myśli. On nie szanuje tego, co robię, więc jak ma mnie szanować?
- Nie powinnaś tak tego wyolbrzymiać, to pewnie przez emocje. Był zazdrosny o chłopaków i dlatego to powiedział – Karolina miała ten sam punkt widzenia co Monika. Były pewne, że to było nieporozumienie.
- Kiedy macie się spotkać?
- Teoretycznie miał przyjechać teraz w piątek – nie wiedziałam czy tego chciałam, czy to miało jeszcze jakiś sens. Byłam strasznie rozdarta.
- No to odłóż to na piątek. Niech przyjedzie i daj mu szansę to naprostować. Tobie nigdy nie zdarzyło się  powiedzieć czegoś w co nie wierzysz? – nie chciałam odpowiadać na to pytanie, bo to oznaczało moją klęskę, dlatego więc milczałam.
- Sama widzisz. Nie widzieliście się kawał czasu, dlatego tak drzecie ze sobą koty. Daj mu szansę, on cię kocha jak nikogo innego. Wstrzymaj się do piątku, dobrze? – Monika złapała mnie za dłoń i jej słowa, dodały mi sporo otuchy.
- Niech będzie. – naszą rozmowę przerwał nam dźwięk telefonu a na wyświetlaczu widniało imię Przemka. – Tak słucham?
- Hej, jesteś mocno zajęta? – głos chłopaka był wesoły, co zresztą nie było czymś zadziwiającym.
- Trochę, a o co chodzi?
- To rzuć wszystko i weź aparat – w tle słyszałam jakieś dziwne głosy, wydawało mi się, że był z chłopakami, ale też było słychać dźwięk samochodów z ulicy.
- Teraz? Ale nie będę sama– patrzyłam na Karolinę i Monikę, niczego nie rozumiejąc z tego, co się działo.
- Czekamy na dole, pospiesz się – zaskoczyło mnie, że chłopak w ogóle nie zareagował na moje słowa, ale on już taki był. Nic już nie mówiąc rozłączyłam się i wpatrywałam się w dziewczyny.
- Zbieramy się – myślałam, że trochę więcej czasu minie od mojej rozmowy z przyjaciółkami do momentu przedstawienia ich chłopakom, ale w sumie nie było z czym zwlekać. Dziewczyny przeczuwając o co chodzi, od razu się podniosły z łóżka a ja pakowałam aparat i telefon. Po pięciu minutach byłyśmy już na dole i zastałyśmy tam Przemka, Łukasza i Tomka.
- Hej – uśmiechnęłam się do chłopaków, a zaraz po tym dostrzegłam także białego labradora, którego Tomek trzymał na smyczy. – To jest Karolina i Monika – chłopakom przedstawiłam dziewczyny, a oni po kolei ściskali im ręce i się przedstawiali.
- To idziemy – Przemek znalazł się obok mnie i rzucając uśmiech podążył w nieznanym mi kierunku.
- A dokąd?
- Tomka rodzice mają działkę wypoczynkową za miastem, więc stwierdziliśmy, że skoro jest ładna pogoda to można wykorzystać ją na zdjęcia – Przemek tłumaczył mi ich zamiary a ja powoli nadążałam za tym, co mówił.
- A pies po co?
- Będzie dobrym dodatkiem do zdjęć – to naprawdę było takie naturalne i oczywiste?
- Aha… daleko ta działka?
- Piętnaście minut i jesteśmy – dziewczyny wymieniały zdania z chłopakami a ja idąc z Przemkiem z przodu czułam się co najmniej dziwnie i co chwilę odwracałam się do dziewczyn by spojrzeć, czy wszystko w porządku. Bawiły się świetnie, nie trzeba było być geniuszem by dostrzec, że zauroczyły się chłopakami i były wniebowzięte ich obecnością.
Na miejscu faktycznie byliśmy po piętnastu minutach i okolica była przepiękna. Była to dzielnica kilkudziesięciu działek letniskowych i każda była inna. Niektórzy ludzie uprawiali warzywa, owoce, sadzili kwiatki a inny mieli typowo wypoczynkowe działki i taka właśnie była działka należąca do rodziców Tomka. Znajdował się na niej piękny domek w kolorze ciemnego, wiśniowego drewna, a wokół było dużo zieleni, oczko wodne naprawdę dużych rozmiarów. Całość była ogrodzona pięknymi kwiatami, krzewami. Obok domku była huśtawka na drzewie, a także miejsce na ognisko. Było tam cudownie, pięknie, magicznie. Nie tylko ja byłam zachwycona tym co widziałam, ale także dziewczyny. Było tam jak w raju.
- Chodźcie, nie stójcie tak w przejściu – Tomek zaśmiał się na nasze osłupienie, po czym spuścił psa, który zaczął biegać jak szalony. Łukasz z Przemkiem wyciągnęli z domu deskorolki, ustawiali jakieś puszki, kamienie i inne rekwizyty, które pozwalałyby im na wykonywanie sztuczek pomimo tego, że wszędzie była trawa. Tomek wskazał dziewczynom gdzie mogą sobie usiąść, z plecaka wyciągnął piwa, jedzenie i inne smakołyki. Już wiedziałam, że nie przyszliśmy tak tylko na zdjęcia, ale także na piknik, co bardzo mi podpasowało. Tomek także puścił z głośników muzykę i już w ogóle było idealnie. Podczas gdy ja robiłam zdjęcia, dziewczyny rozmawiały głównie z Łukaszem, bo Przemek był moim asystentem a zdjęcia głównie robiłam Tomkowi, który genialnie wykonywał różne sztuczki, a pies był doskonałym pomysłem. Kiedy Tomek np. skakał, to zdarzało się, że miał pod sobą psa i to fantastycznie wyglądało na zdjęciach. Chyba każdy z nas bawił się świetnie. Czułam się w swoim żywiole i byłam szczęśliwa, że tak fajnie się wszyscy bawiliśmy.
Kiedy już się ściemniało, postanowiliśmy, że jeszcze trochę posiedzimy na działce. Tomek rozpalił ognisko a potem graliśmy w kalambury, przy czym mieliśmy masę śmiechu, że aż nas brzuchy bolały. Ten dzień zdecydowanie pozwoliło nam się zintegrować i każdemu chyba się odstresować i oderwać od problemów.  Bardzo nie chciało mi się wracać do domu, mogłabym tak siedzieć całą noc i wiedziałam, że na pewno by mi się to nie znudziło. Nie chciałam wracać do swojego świata, do codzienności, do tego co czekało mnie po przekroczeniu progu mieszkania. Będąc z chłopakami czułam się jakby rzeczywistość przestała istnieć a ja byłam w całkiem innym świecie, z innymi wartościami i regułami. Widziałam w nich swobodę, całkowitą wolność.
Do domu wróciłam odprowadzona przez Przemka, a dziewczyny przez Łukasza i Tomka.
- Dziękuję – patrząc na Przemka widziałam coś więcej niż bogatego i przystojnego chłopaka. Był bardzo wartościową osobą, dzielił się z ludźmi niesamowitym ciepłem i był przy tym całkowicie swobodny.
- Za co?
- Za wszystko, naprawdę super się dzisiaj bawiłam – słowo „super” w żadnym stopniu nie określało moich uczuć, moje wyrażało tego, co kłębiło się w moim sercu.
- Cieszy mnie to. Chociaż mam wrażenie, że byłaś dzisiaj jakaś…. Trapi cię coś? – byłam w kompletnym szoku, że Przemek cokolwiek zauważył. Bawiłam się świetnie i starałam w ogóle nie dać po sobie poznać, że ciążyła na mnie kłótnia z Pawłem.
- Nie, skąd. Czemu tak pomyślałeś? – starałam się zrozumieć po czym to poznał, ale nie chciałam opowiadać mu o swoich problemach.
- Ale ty też mi musisz powiedzieć.
- Ale co? – nie rozumiałam jego słów, ani o co mu w sumie chodziło. Jakby nie mógł mnie odprowadzić i sobie zwyczajnie pójść.
- Co się stało.
- Powiedziałam, że nic.
- W takim razie ja też, mówię, że nie wiem o czym mówisz – Przemek był silnym przeciwnikiem, a w sumie nie powinnam była tak go nazywać, bo nie walczyliśmy przeciwko sobie. Byliśmy po tej samej stronie, on tylko był czujny i spostrzegawczy.
- Dlaczego pomyślałeś, że coś się stało?
- Dlaczego mówisz, że nic się nie stało jak widzę? – coraz bardziej błądziliśmy, a nasze głosy wcale nie były podenerwowane, raczej powiedziałabym, że były ciche i stłumione.
- Po czym widzisz? – rozmowa składająca się z samych pytań niczego nie wnosiła, a tylko jeszcze bardziej wszystko komplikowała.
- Iza? Czemu nie jesteś w domu? – głos mamy był jak kubeł zimnej wody. Nie spodziewałam się tam jej.
- To ja już będę szedł. Dobranoc – Przemek spojrzał najpierw na mnie, a potem zwrócił się ku mojej mamie.
- Pa – patrząc na jego sylwetkę, czułam, że chciałam by został, żałowałam, że mama nas razem zastała.
- Kto to był? – kobieta sprawiła, że oderwałam wzrok od Przemka i niechętnie na nią popatrzyłam.
- Kolega.
- Paweł wie, że masz kolegę, który po nocach odprowadza cię do domu? – mama zaskoczyła mnie swoim tonem jak i insynuacjami.
- Coś sugerujesz?
- Czy to nie przez niego psuje się pomiędzy tobą a Pawłem? – słysząc kolejne słowa mamy robiłam wielkie oczy ze zdziwienia. Nie spodziewałam się, że będzie we mnie wątpić.
- O czym ty mówisz? Nie chce mi się z tobą na ten temat gadać – nie czekając na mamę weszłam do klatki chcąc jak najszybciej być w swoim pokoju.
- Iza poczekaj, słyszysz co do ciebie mówię? – postanowiłam ją ignorować i dopiero gdy byłam przed drzwiami i wyciągałam klucz, mama mnie dogoniła – Nie podoba mi się twoje zachowanie.
- A mnie nie podoba się,  że zarzucasz mi niewierność – nie patrzyłam na nią, tylko skupiałam się by naj szybciej znaleźć się w swoim pokoju.
- Iza nie tym tonem! – te słowa usłyszałam już jak znalazłyśmy się w domu.
- To daj mi spokój. – mój dobry humor i magia chwil spędzonych z przyjaciółmi minęła jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki.
- Nie będziesz tak ze mną rozmawiać. Masz szlaban na wyjścia w tym tygodniu, rozumiemy się?
- Nie możesz mi zabronić widywać się z przyjaciółmi! – ostatnio nic poza tymi spotkaniami nie dawało mi radości, dodałam w myślach.
- Może wtedy nauczysz się szacunku. – nie chciałam już dłużej z nią się kłócić a zamknęłam się wściekła w swoim pokoju. Miałam dosyć tego, że wszystko waliło mi się na głowę. Nienawidziłam ograniczeń, zakazów, szlabanów i innych podobnych rzeczy. Miałam 18 lat, chciałam być wolna, niezależna. A tym czasem czekał mnie cały tydzień uziemienia...

Witam Was po dosyć długiej przerwie i nawet chcąc się wytłumaczyć, nie znajduję słów by przekazać to, co się obecnie dzieje w moim życiu. Mam straszne urwanie głowy na uczelni i kompletnie nie mam na nic czasu. Jako, że kolejna część The experience wymaga dużego nakładu pracy, byłam w stanie jedynie dodać kolejną część Trudnej rozłąki. Mam nadzieję, że jakoś wynagrodzi Wam to czekanie. 
Piszcie co sądzicie! ;) 

piątek, 7 listopada 2014

The experience cz 186

Po pełnym stresującym 1 listopada, pozostał tylko lekki niesmak i myśl, że wreszcie ten dzień się zakończył. Wczoraj uwierzyłam, że nieszczęścia chodzą parami. Natomiast nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Plus tej całej sytuacji? To, że Kamil był ze mną. Z nim te zmartwienia i problemy wydawały się być nie ważne, jakby naprawdę były małoistotne.
Jak co rano, wstałam do szkoły, zjadłam śniadanie i zawieziona przez tatę znalazłam się w szkole. Już na początku, na matematyce spotkała nas „niespodzianka” w postaci kartkówki. Oczywiście, że się nie uczyłam, bo nie miałam kiedy, ale na szczęście ucząc się niedawno z Piotrkiem, przerobiliśmy ten materiał i spokojnie umiałam rozwiązać zadania. Gdyby nie on, to bym poległa. Kolejny raz sprawił, że czułam się bezpiecznie. Nawet w tak błahej sytuacji.
Później poszłam na geografię, język polski i biologię. Przed angielskim zaczął dzwonić mi telefon, a na wyświetlaczu widniało imię Kamila. Odrobinę byłam zaskoczona tym telefonem, bo zawsze dostawałam od chłopaka smsy, ale i tak wywołało to uśmiech na mojej twarzy.
- Cześć – miło, pełna energii i szczęścia odezwałam się do słuchawki.
- Hej, nie przeszkadzam ci? – w głosie chłopaka wyczuwałam jakiś stres połączony z niepokojem. Może nie znałam go jakoś wybitnie długo, ale przeczuwałam problemy.
- Nie, akurat mam przerwę. Stało się coś? – odeszłam trochę na bok, by dobrze słyszeć Kamila. Z racji przerwy, na korytarzu panował niesamowity hałas. A oczywiście odchodząc na bok, musiałam natknąć się na Bartka, co starałam się zlekceważyć.
- O której kończysz lekcje? – Kamil nadal nie mówił o co chodziło, a ja nie wiedziałam co myśleć.
- O 14, powiesz mi co się dzieje? – to nie była zwyczajna rozmowa. Czułam, że coś musiało się za tym kryć i jego zachowanie, coraz bardziej mnie niepokoiło.
- Byłbym wdzięczny gdybyś zechciała mi pomóc. Dzisiaj wszystko idzie nie po mojej myśli – po tych słowach uświadomiłam sobie, że był smutny, a jednocześnie zdenerwowany i nie przekonany do proszenia mnie o pomoc.
- Kamil spokojnie, jasne, że ci pomogę, tylko powiedz co mogę zrobić – nie umiałam mu odmówić i nawet nie chciałam tego robić. To, że chciał poprosić mnie o pomoc, było dla mnie wyróżnieniem.
- Miałem odebrać Kacpra z przedszkola bo Natalia jest na szkoleniu, a jeden z kierowców w firmie miał wypadek i z dziadkiem musimy jechać na policję….
- Spokojnie, odbiorę go – rozumiałam w jak trudnej sytuacji znalazł się Kamil. Po Jego głosie wiedziałam, że miał wątpliwości, natomiast bardzo chciałam mu pomóc.
- Serio, mogłabyś? – chłopak nie mógł uwierzyć w to, że tak od razu wyszłam z tą propozycją, co było dla mnie ogromnym szczęściem.
- Jasne, żaden problem. Tylko powiedz mi, oni tak normalnie bez niczego  mi go dają? – nigdy nie odbierałam dzieci z przedszkola, więc nie wiedziałam jak to się odbywało. Przecież obcej osobie by go nie wydali.
- Musisz wysłać mi swój nr dowodu osobistego  i na tej podstawie go odbierzesz. O 15 Kacper będzie czekał na Ciebie – fajnie było móc usłyszeć choć cień radości w jego głosie. Byłam szczęśliwa, że mogłam się do tego przyczynić. Lubiłam pomagać ludziom a odebranie Kacpra nie było niczym skomplikowanym.
- Ok, to na 15 będę. Kamil a tobie nic nie grozi? – martwiłam się o chłopaka i nie wiedziałam po co tak naprawdę jechał na policję.
- Skąd, musimy jechać z dokumentami i złożyć wyjaśnienia. Gosiu, ja muszę już kończyć, wyślij mi ten numer dowodu. A Kacpra odbiorę jak najszybciej będę mógł, dobrze? – ton głosu Kamila był już odrobinę spokojniejszy i mnie też to trochę uspokoiło. Nie wiem czemu, ale miałam poczucie, że coraz bardziej tworzyliśmy zgraną drużynę. Gdy jednemu coś się działo, zawsze drugie było w  pogotowiu.
- Jasne, tylko nie rób nic na wariackich papierach, dobrze? Załatw co masz załatwić, a nami się nie przejmuj – zależało mi na tym, by Kamil nie robił niczego jak poparzony. Wiedziałam, że dam sobie radę z Kacprem,  nie chciałam by jeszcze się nami martwił. Miał poważniejsze rzeczy na głowie.
- Dziękuję, jesteś kochana. Pa – na te słowa poczułam jak się czerwieniłam. To niby ja mu pomagałam, a tak naprawdę to on wyświadczył mi przysługę. Mogłam się zrewanżować za dwa miesiące pomagania mojej osobie i za to jakim ciepłem mnie obdarzał. Warto było tyle przejść, by poczuć, że ktoś uznał mnie za kochaną osobę.
Zaraz po tym telefonie wykonałam kolejny do Marcina. Dzisiaj była środa i była również próba do poloneza, która miała zacząć się o 15:30. Tak, więc nie miałam zbyt dużo czasu od odebrania Kacpra z przedszkola i na dodatek jeszcze ta próba…
- Halo? – usłyszałam głos brata w słuchawce. Już nie miałam czasu na wyjaśnienia i zbędne rozmowy gdyż kątem oka zauważyłam, że już jakiś czas temu nauczycielka weszła do klasy.
- Przyjedziesz po mnie do szkoły? Tak na 14? Bardzo cię proszę, to ważne – jak najszybciej chciałam mu przekazać to, co najistotniejsze.
- Tak 10 po mogę być, a coś się stało? – brat trochę mozolnie mi odpowiedział a ja już czułam, że nie miałam sposobności by mu to tłumaczyć.
- To bądź jak najszybciej będziesz mógł, później ci wszystko wyjaśnię. A, i nic nie planuj na popołudnie, a teraz musze kończyć, pa – szybko rozłączyłam się z Marcinem i chowając telefon do torebki, weszłam do klasy. Byłam spóźniona może z 5 minut, a nauczycielka patrzyła na mnie, jakbym co najmniej weszła w połowie lekcji.
- A panienka zegarka nie ma? – kobieta ostrym tonem zwróciła się do mnie zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
- Przepraszam za spóźnienie – ze spokojem zatrzymałam się i spojrzałam na nią. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam to, wyrzuty z jej strony.
- A czas na rozmowy telefoniczne to Pani ma? – ku mojemu zaskoczeniu, moja rozmówczyni wstała od biurka i przystanęła naprzeciwko mnie. Już wiedziałam skąd to nagłe zdenerwowanie i co ją tak poirytowało. Poczułam przypływ złości i chęć bronienia się.
- Z tego co wiem, to przysługuje kwadrans uczniowski – ameryki nie odkryłam, zawsze nauczyciel bądź uczeń mógł spóźnić się maksymalnie piętnaście minut. Ja miałam tylko pięć, więc nie rozumiałam tych chorych wyrzutów. W normalnej sytuacji zamknęłabym się i przestała odzywać, ale tamtego dnia, jakoś nie mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie i o dziwo, byłam dumna z siebie.
- Ale to ode mnie zależy, czy zostaniesz na tej lekcji czy nie – trochę nie rozumiałam tej przepychanki. Czułam, że chodziło jej o to, by mnie poniżyć, tylko co by jej to dało? Wzięłam głęboki oddech i lekko uśmiechnęłam się do niej.
- Już nie – zawróciłam i wyszłam z klasy. Musiałam postawić na swoim i pokazać jej, że nie pozwalałam sobą pomiatać. Już nie byłam tą słabą Gosią, budowałam swoją siłę i o wiele lepiej się z tym czułam. Oczywiście, że przewidywałam kłopoty, ale nie były mi one straszne. Jedna nieusprawiedliwiona godzina nie była niczym strasznym.
- Gośka, zaczekaj – o dziwo, ku mojemu zaskoczeniu z klasy wyszedł za mną Bartek. On?! Krzyczałam w duszy, bo nie wiedziałam czego on ode mnie chciał. – Wróć tam – chłopak dogonił mnie i zastawił mi drogę. Nie rozumiałam jaki miał w tym interes, przecież jeszcze nie dawno poniżał mnie i obrażał.
- Tobie nic do tego. Nagle zacząłeś się o mnie martwić? – założyłam ręce na piersi i z wyższością spojrzałam na niego. Ciągle w pamięci miałam jego ostatnie słowa, że łatwo mnie kupić, że szybko się pocieszyłam…
- Ona powiedziała, że jak za pięć minut nie wrócisz, to już nigdy masz się nie pojawić na jej lekcji – to, co powiedział nie zaskoczyło mnie zbytnio, chociaż nie powiem, w mojej głowie pojawił się mały strach. Szybko analizowałam zaistniałą sytuację, gdybym wróciła, pokazałbym wszystkim, że przyznałam się do błędu i każdy uważałby mnie za tchórza.
- Możesz wrócić i powiedzieć jej, że wyświadczyła mi przysługę – szybko zawróciłam i szłam w wcześniejszym kierunku. Nie zamierzałam wracać na lekcję, a w głowie miałam inny plan.
- Gośka zastanów się, narobisz sobie tylko kłopotów – Bartek nie rezygnował, walczył o mnie tak, jak kiedyś ja o niego. Zastanawiałam się dlaczego to on za mną wyszedł a nie np. Martyna, to ona była moją przyjaciółką, a on wrogiem.
- Może, ale to będą tylko i wyłącznie moje problemy. – ponownie odwróciłam się twarzą do niego i cały czas pewna siebie toczyłam z nim rozmowę.
- Tu nie chodzi o mnie, o nas,  ale o ciebie. Schowaj tą całą złość na mnie i wróć tam, zrób to dla siebie – chłopak niecierpliwił się trochę, tylko, że nie zamierzałam rezygnować. Już podjęłam decyzję.
- Właśnie to robię, i chyba 5 minut już minęło, więc wracaj – starałam się go zlekceważyć, ale Bartek był twardym przeciwnikiem.
- To przeze mnie tak? Teraz unosisz się swoją dumą – Bartek błędne interpretował moje zachowanie, jakby wszystko co robiłam, robiłam przeciwko niemu.
- Nie jesteś pępkiem świata i już wystarczająco wyraziłeś swoje zdanie o mnie, więc odczep się ode mnie ile razy mam jeszcze to powtórzyć? – zacięcie patrzyłam mu w oczy i już nie czułam bólu, tęsknoty, ale potworną złość i ostatecznie odeszłam od chłopaka i zniknęłam za zakrętem. Nie wiedziałam skąd we mnie było tyle siły i odwagi, ale czułam, że dobrze robiłam. Moim zamiarem było dopiec tej nauczycielce i pokazać jej, że to ona popełniła błąd a nie ja. Rozważałam w głowie kilka scenariuszy, tylko żadnego do końca nie byłam pewna.
Tą lekcję przesiedziałam w bibliotece czytając spokojnie książkę, a zaraz po dzwonku udałam się pod klasę by iść na ostatnią lekcję, która miała odbyć się tego dnia. Bez stresu weszłam do sali i zajęłam swoje miejsce. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy po 10 minutach do środka wszedł dyrektor.
- Przepraszam, chciałbym prosić Małgorzatę Pilarz – ostrym tonem zwrócił się w stronę nauczycielki a ja wiedziałam co się święciło. Na pewno pani Skoczylas, od angielskiego, naskarżyła mu na mnie, co naprawdę było dla mnie śmieszne, ale cóż, i temu musiałam stawić czoła. – Zabierz proszę swoje rzeczy – po tych kolejnych słowach mężczyzny, zdałam sobie sprawę, że czekała nas dłuższa rozmowa. Zrobiłam to, co chciał i wraz z nim wyszłam z klasy. Milczałam, czekałam aż on sam zacznie rozmowę, ale ewidentnie najpierw chciał dotrzeć do swojego gabinetu. Po znalezieniu się w danym miejscu i zajęciu fotela, zaczęło się…
- Możesz mi wyjaśnić co miało miejsce na angielskim? – mężczyzna w ogóle nie kwapił się by być sympatyczny, albo chociaż uprzejmy. Miałam ochotę równie „uprzejmie” mu odpowiedzieć, ale czas było wziąć głęboki oddech i ze spokojem się bronić.
- Spóźniłam się pięć minut a pani Skoczylas zrobiła z tego wielką aferę, więc nie chcąc jej denerwować, po jej słowach, że to od niej zależy czy zostanę na lekcji, wyszłam – całkiem naturalnie zrelacjonowałam wydarzenie sprzed godziny, nie byłam zestresowana ani spięta.
- Podobno byłaś opryskliwa- miałam wrażenie, że on już i tak wszystko wiedział, a moje przesłuchanie było czysto formalne.
- Przeprosiłam za swoje zachowanie i powiedziałam, że istnieje kwadrans uczniowski, bo tak chyba jest, prawda? Czy to naprawdę jest akt opryskliwości? – ironizowałam i miałam dość tego przesłuchania. W ogóle ta cała sytuacja była beznadziejna i tak błaha, że szkoda było robić z tego takie zamieszanie.
- Z tego co wiem, to rozmawiałaś przez telefon i dlatego się spóźniłaś – na słowa dyrektora już brakowało mi sił i miałam dość tego czepiania się o wszystko. Zachowywali się tak, jakbym naprawdę zrobiła coś okropnie złego
- Tak, rozmawiałam, więc chyba musiałam mieć ważny powód. – traciłam cierpliwość i sympatię do tego człowieka. Wiedziałam, że ręka rękę myła…
- Gosia skąd u ciebie takie zachowanie? Przecież nigdy z tobą nie było problemów, a teraz jesteś taka strasznie zawzięta  – dyrektor trochę złagodniał, chociaż i tak miałam wrażenie, że to właśnie mnie obarczał całą winą, co ewidentnie mi się nie podobało.
- To ja nie rozumiem tej sytuacji. Nigdy na żadną lekcję się nie  spóźniałam, zrobiłam to pierwszy raz w życiu i od razu takie problemy? Może to był bardzo pilny telefon i musiałam go odebrać? Może faktycznie lepiej było przenieść się do innej szkoły – żałowałam, że tam zostałam, chociaż nie lubiłam uciekać od problemów. Absurdalność tej sytuacji była powalająca i szczerze miałam dosyć takiego traktowania.  
- Gosia nikt nie chce źle dla ciebie – nagle mężczyzna zaczął mnie bronić, udawać, że wszyscy mieli dobre intencje. Szkoda, że to były tylko pozory.
- Czyżby? Przecież już nigdy mam się nie pojawiać na lekcji pani Skoczylas i to mnie Pan obwinia o tą sytuację nie rozważając, że to właśnie ja mogę mieć rację. – denerwowałam się i broniłam jak tylko mogłam. Dyrektor zamilknął, a przy tym nie przestawał wpatrywać się we mnie. – No właśnie… Nie sądzi Pan, że to chore robić aferę o pięć minut spóźnienia? To, że jestem młodsza od Pani Skoczylas, nie daje jej przyzwolenia na poniżanie mnie przed całą klasą. – z dyrektorem mieliśmy inne kontakty, on zawsze darzył mnie sympatią, nie wiedziałam, czy to ze względu na mojego tatę, który pomagał szkole, czy może przez jego zaangażowanie w pracę, ale tylko dlatego byłam z nim tak szczera.
- Nikt cię nie poniża, a jeśli tak to odebrałaś to przepraszam – nie rozumiałam nagłej zmiany frontu i sympatii do mojej osoby. Nie chciałam dać się nabrać na jakieś sztuczne gierki.
- Niech mi Pan już da tą naganę, uwagę czy cokolwiek chce Pan dać, mogę już iść? – nie chciałam dłużej tam siedzieć i kontemplować na temat mojego zachowania.
- Gosia… - mężczyzna chciał coś dodać, ale nie pozwoliłam mu na to, to było zdecydowanie za dużo jak na mnie.
- Przepraszam – wyszłam z jego gabinetu i udałam się przed szkołę. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem bo inaczej bym zwariowała. Usiadłam na ławce i tak poczekałam do godziny 14, kiedy to zjawił się Marcin i wspólnie pojechaliśmy do przedszkola.
- Co ty taka zdenerwowana? – Marcin musiał zauważyć moje roztargnienie, chociaż starałam się niczego nie dać po sobie poznać.
- Ta szkoła mnie dobija, ale proszę nie pytaj o nic więcej – nie chciałam zajmować się tą sprawą, lecz zgonić ją na dalszy tor w mojej głowie, miałam ważniejsze rzeczy, które wymagały nieustannego rozważania. Musiałam Marcinowi wyjaśnić powód jazdy do przedszkola, ale najgorsze było to, że on nic nie wiedział o tym, iż Kamil miał dziecko. No cóż, było to trochę krępujące, ponieważ brat na początku był w szoku, zastanawiał się czy nie grałam zbyt odważnie pakując się w związek z mężczyzną, który już miał dziecko, ale nie lubiłam stygmatyzowania ludzi. Zresztą, jeszcze w nic z Kamilem nie wchodziłam i nie chciałam by Marcin zmieniał nastawienie tylko dlatego, że był Kacper. To nie była wielka przeszkoda, przecież takie sytuacje  po prostu się zdarzały.
Trochę zestresowana odbierałam Kacpra z przedszkola, mimo iż wiedziałam, że mały mnie polubił to przecież widział mnie tylko raz w życiu. Na całe szczęście malec ucieszył się kiedy mnie zobaczył, od razu pytał się gdzie jest tata i kiedy przyjedzie. Wszystko mu wytłumaczyłam i pospiesznie wróciliśmy do szkoły, gdzie miałam próbę do poloneza. Marcin był cudownym bratem i zdecydował się mi pomóc. Mnie zostawili pod szkołą, bym mogła iść na wspomnianą próbę, a sami pojechali do sklepu z zabawkami, by kupić jakąś grę byśmy mieli co robić po powrocie do domu.
Próba przebiegała całkiem normalnie, wszystko powoli ćwiczyliśmy, momentami było nawet zabawnie a z Mariuszem dobrze się bawiliśmy. Po jakiś 40 minutach pojawił się Marcin z Kacprem, którzy zajęli miejsce na ławce i przyglądali się naszym poczynaniom. Po zakończonej próbie, wspólnie pojechaliśmy do naszego domu. W drodze, Kacper nie przestawał opowiadać o tym co robił z Marcinem, tzn. jakie cudowne zabawki były w sklepie, co mu się najbardziej podobało itp. Widziałam, że Marcin polubił chłopczyka, który był fenomenalnym dzieckiem, bardzo otwartym i radosnym. Sama byłam w szoku, że tak szybko nam zaufał i nie bał się z nami być, ale mogliśmy się tylko cieszyć z tego.
W domu, całą naszą trójką układaliśmy klocki lego, które jak się dowiedziałam, były ulubioną zabawką chłopca. Ja sama poczułam się jak dziecko i fajnie było wrócić do dawnych lat, poczuć się beztrosko i tak infantylnie.
W międzyczasie wysyłałam smsy Kamilowi, że Kacper odebrany, że nie mamy z nim problemu, że jesteśmy w domu i tak dalej. Nie chciałam by dodatkowo martwił się o syna, bo przecież był w dobrych rękach i nic złego mu się nie działo.  
Kiedy poszliśmy zjeść kolację, czyli tosty, tata wrócił do domu. Widząc małe dziecko był naprawdę zaskoczony.
- Cześć, kto to? – od razu po wejściu do środka zwrócił się w moją i Marcina stronę. On tak samo jak Marcin, nic wcześniej nie wiedział o istnieniu malca.
- Chodź, porozmawiamy – wstałam od stołu i udałam się z tatą do jego gabinetu. Nie chciałam załatwiać tego przy Kacprze, jeszcze niepotrzebnie by coś usłyszał. Tata postąpił zgodnie z moimi słowami i zniknęliśmy za drzwiami pokoju.
- Możesz mi to wyjaśnić? – nie był zadowolony z widoku jaki zastał przed chwilą, a ja wiedziałam, że nie łatwo będzie mi zmienić jego nastawienie, bo pomimo, że był cudownym i wyrozumiałym ojcem, to miał pewne zasady i przekonania, z którymi nie łatwo było polemizować.
- Proszę cię, nie denerwuj się. To syn Kamila… - ucięłam swoją wypowiedź bo nie bardzo wiedziałam co więcej dodać. Widziałam zaskoczenie na jego twarzy i towarzyszące niedowierzanie.
- Gośka, czy ty wiesz w co się pakujesz? – tata nie pałał jakąś sympatią czy nawet nie starał się być miły. On jako ojciec chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze i cały czas starałam się o tym pamiętać, ale już na pewne sprawy nie miałam wpływu.
- Tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i nie rozumiem skąd u ciebie taka diametralna zmiana. Przecież lubiłeś Kamila – chciałam mu przypomnieć, że jeszcze nie dawno był pod wrażeniem chłopaka i nie miał nic przeciwko temu, bym się z nim spotykała a na dodatek, sam mnie do tego namawiał.
- Nadal tak jest, ale pomyśl, zawsze będziesz na drugim miejscu, nigdy nie będziesz tą najważniejszą.  Myślę, że powinnaś znaleźć sobie normalnego chłopaka, powinnaś się bawić a nie niańczyć dziecko. Gosia, ty masz 19 lat a to znowu idzie w zbyt poważną stronę  – tato podszedł bliżej mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach. Nie umiałam być zła na niego, rozumiałam jego obawy i byłam ich świadoma. On robił to z troski o mnie, chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze, ale czułam, że los nie bez powodu postawił mnie w takiej sytuacji.
- Tato, spójrz na to inaczej. Gdyby stało się tak, że gdy byłam z Bartkiem, zaszłabym w ciążę i rozstałabym się z nim, to chciałbyś by jakiś chłopak odtrącił mnie tylko dlatego, że miałabym dziecko? Przecież każdy zasługuje na szczęście, a ja jestem niesamowicie szczęśliwa przy Kamilu, nawet zajmując się Kacprem  – postanowiłam odwrócić sytuację i pokazać mu, że nie było nic złego w tym, że Kamil miał dziecko. Jasne, że nie było to łatwe, ale chciałam się z tym zmierzyć, spróbować.
- Masz rację…Ja tylko… Po prostu chcę byś wreszcie zachowywała się jak dziewczyna w twoim wieku, a nie zajmowała się wychowywaniem czyjegoś dziecka, chciałbym żebyś skupiła się na sobie, a nie znowu podporządkowywała się komuś – pomimo, że były to ostre słowa, to czułam, że ktoś wobec mnie miał inne plany i postanowiłam je realizować.
- Nie martw się o to, dobrze? Nie robię nic wbrew sobie. – przytuliłam się do taty, chcąc pokazać mu, że nie miałam problemu z tym, że zajmowałam się Kacprem. Ta sytuacja była jednorazowa i nawet gdyby częściej się powtarzała, to nie przeszkadzałoby mi to. Polubiłam tego chłopczyka i wiedziałam jak bardzo ważny był dla Kamila, a tym samym ważny był i dla mnie. Bo gdyby on nie był szczęśliwy, to ja również.
Później z tatą wróciliśmy do chłopaków, ja dołączyłam się do układania klocków, a tata niby oglądał telewizję, ale widziałam, że co chwilę zerkał w naszym kierunku.



Około godziny 18 zjawił się Kamil, który miał ze sobą ogromny, piękny bukiet kwiatów, a w jego oczach widziałam lekkie przytłoczenie, jakby chciał mnie przeprosić, że tak długo to trwało.
- Hej, wchodź – uśmiechnęłam się do chłopaka i wpuściłam go do środka.
- Cześć. Najmocniej cię przepraszam, naprawdę nie wiedziałem, że aż tyle mi to zajmie – chłopak podał mi pęk róż i patrzył z oczami ala kot ze shreka.
- Możesz przestać? – zganiłam chłopaka za jego wyrzuty sumienia i znowu rzuciłam promienny uśmiech.
- Tata, tata, zobacz co zbudowaliśmy! – Kacper był tak szczęśliwy jak zobaczył Kamila, że nie widziałam chyba większej radości. Wszyscy obecni w salonie, wraz z moim tatą się zaśmialiśmy. Kamil od razu wziął malca na ręce i obdarował całusem.
- Czaderskie. Byłeś grzeczny? – chłopak trochę spoważniał i wpatrywał się w syna jak w obrazek. To był naprawdę uroczy widok, biła od nich taka prawdziwa miłość i może im trochę zazdrościłam.
- Jak aniołek – Kacper z wielką pewnością odpowiedział tacie na pytanie, niemal jak żołnierz. Mogłabym godzinami się w nich wpatrywać
- Z pewnością – Kamil chyba nie do końca wierzył w anielskie zachowanie chłopca, czego nie rozumiałam. Fakt, niektóre dzieci były nieznośne, ale Kacper do nich nie należał, przynajmniej nie w naszej obecności.
- Serio, masz fajnego syna – te słowa Marcina bardzo mnie zaskoczyły. Brat wstał od stołu i przystanął obok mnie, po czym objął w pasie. Widziałam małe skrępowanie na twarzy kolegi, które nie powinno w ogóle mieć miejsca, ale od razu łatwo było zauważyć, że to on wolał mnie obejmować.
- Przepraszam was za kłopot i serdecznie dziękuję za pomoc, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się odwdzięczyć  – Kamil postawił syna na podłodze i czułam, że chcieli już wychodzić.
- Żaden problem – cieszyłam się, że Marcin wyraził sympatię do tego co miało miejsce. Dzięki temu, Kamil musiał nam uwierzyć, że była to dla nas czysta przyjemność.
- Marcin zajmiesz się Kacprem jeszcze przez chwilę? – chciałam zamienić kilka słów z Kamilem, dowiedzieć się czy wszystko było w porządku i w ogóle na chwilę zostać z nim sam na sam.
- Jasne – po tych słowach brata, dałam znać Kamilowi, by poszedł za mną. Chłopak na szczęście nie stawiał oporu i ruszył za mną. Zamknęliśmy się w gabinecie taty.
- Wszystko w porządku? – stanęłam naprzeciwko chłopaka i z troską wpatrywałam się w niego. Wydawał się być zmęczony i tak jakby trochę zmartwiony.
- Tak, wiesz jak to jest, policja szukała do czego by się doczepić, ale naprawdę nie ma się czym martwić. Dziękuję ci za pomoc, gdyby nie ty, musiałbym zadzwonić do matki Natalii a wtedy na pewno czekałyby mnie niezłe wyrzuty, że nie mam czasu na dziecko i takie tam. – wyjaśnił mi dlaczego akurat mnie zdecydował się prosić o pomoc. Podejrzewałam, że nie przyszło mu to z łatwością, w sumie byłam dla niego niemal obcą osobą, ale tym samym pokazał mi jak bardzo mi ufał.
- Kami, ja naprawdę cieszę się, że to zrobiłeś. Zawsze kiedy będziesz potrzebował pomocy, to dzwoń, dobrze? – podeszłam trochę bliżej chłopaka i swoje dłonie położyłam na jego klatce piersiowej.
- Dziękuję, jesteś moją bohaterką– mało brakowało, aby mnie pocałował. Na szczęście doszło tylko do przytulenia. Nie wiem czemu obawiałam się innego zbliżenia, może nie chciałam robić mu nadziei, ale chyba i tak było za późno…
- To była czysta przyjemność – po tych słowach odkleiliśmy się od siebie i wróciliśmy do pozostałych. Kamil ubrał Kacpra i pożegnał się z moimi domownikami a zaraz po tym ze mną. Kacper niechętnie się z nami rozstawał, ale obiecaliśmy mu, że jeszcze kiedyś się pobawimy razem. Największym zaskoczeniem były dla mnie słowa Marcina, który po opuszczeniu domu przez Kamila, stwierdził, że Kacper to „cudowne dziecko”. Marcin zawsze stronił od małych dzieci, a tu nagle zmienił nastawienie. Tata też uznał, że chłopiec był uroczy, taki zarażający pozytywną energią. 
A ja? Byłam szczęśliwa, że wszystko dobrze się układało. Moi bliscy zaakceptowali to, że Kamil miał pierworodnego, a to było dla mnie ważne.



Ta część jest mega długa i chociaż wiem, że nie da się czytać na zapas, to mam chociaż nikłą nadzieję, że ze względu na długi weekend wybaczycie mi nieobecność na blogu. Wybieram się do domu rodzinnego i chcę po miesiącu nieobecności, wszystkimi się nacieszyć :) Czekam na Wasze komentarze i już się nie mogę doczekać aż przeczytam co myślicie o zachowaniu Gosi :)