czwartek, 26 września 2013

The experience cz 78

Wstałam w bardzo złym humorze i nawet nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Rzadko mi się zdarzało wstać aż tak złą na otaczającą rzeczywistość. Miałam tragiczne samopoczucie, być może było to związane z sprawami iście kobiecymi, ale fakt faktem czułam się fatalnie. Nawet pogoda wpasowała się w mój nastrój, ponieważ było szaro i ponuro. Zaczynał się czerwiec a po lecie nie było ani śladu, można by rzec, że panowała jesień. Z garderoby wyciągnęłam kalosze, czarną bluzę i czarne rurki. Czułam się na tyle źle, że aż nie miałam ochoty patrzeć na siebie w lustrze. Kiedyś starałam się pokonać swój czarny nastrój ładnie się ubierając, malując ale nie wtedy, tego dnia kompletnie poddałam się swojej nostalgii. Włosy niedbale związałam w kucyk i zeszłam na dół, gdzie ku mojemu zaskoczeniu nikogo nie zastałam. Nie miałam ochoty by cokolwiek jeść więc od razu wyszłam z domu i pojechałam do szkoły. Na parkingu oglądałam się za Bartkiem ale nigdzie go nie widziałam więc od razu poszłam do szatni i jak tylko zostawiłam kurtkę w szafce udałam się na lekcje. Podczas zajęć siedziałam prawie nie żywa, za żadne skarby świata nie potrafiłam się skupić. Starałam się ogarnąć swoją głowę, odgadnąć co mnie tak trapiło ale nic w niej nie byłam w stanie odnaleźć. Miałam ochotę schować się w jakimś nieznanym nikomu miejscu i pobyć sama ze sobą.
Po dwóch kolejnych lekcjach poszłam na stołówkę gdzie w końcu ujrzałam Bartka. Siedział przy stoliku z kolegami i nie wahając się ani chwili podeszłam do nich. Bartek gdy mnie zobaczył od razu się uśmiechnął w moją stronę i wstał by się ze mną przywitać, natomiast ja bez żadnego słowa zamknęłam oczy i wtuliłam się w ukochanego.
- Coś się stało? - nadal stałam wtulona w chłopaka, miałam nadzieję, że Jego bliskość oddali wszystkie moje utrapienia, których nawet nie potrafiłam zdefiniować.
- Nic, tylko fatalnie się dzisiaj czuję i chciałam po prostu przytulić się do Ciebie – nie odrywałam się od Niego nawet na moment. Bartek chyba wyczuł mój podły nastrój bo przytulił mnie mocniej. Chciało mi się płakać ze swojej bezsilności i takiej towarzyszącej mi beznadziejności, którą odczuwałam.
- Później pogadamy – Bartek zwrócił się do kolegów po czym wziął plecak i wyszliśmy ze stołówki. Nic się nie odzywałam bo nawet nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć, po prostu każdy mógł mieć czasem gorszy dzień. - Gosia, a Ty czasem nie jesteś w ciąży? - Bartek swoim głosem przerwał panującą ciszę a tym samym spowodował, że spojrzałam na Niego jak na idiotę, który nic nie rozumiał a na dodatek wysuwał głupkowate teorie. Jego słowa dodatkowo połechtały mój gniew i ogarniająca mnie złość. Nie wiedziałam jaka głupota w Jego głowie podsunęła to pytanie.
- Nie, przecież okres mam – powiedziałam to jakby było to oczywiste ale później jak nad tym myślałam to doszłam do wniosku, że skąd on niby miałby to wiedzieć a tym samym zrobiłam z siebie kretynkę.
- To już wszystko wiadomo...- Bartek nie dokończył tylko spojrzał w bok a mnie to jeszcze bardziej zdenerwowało, bo co to niby miało znaczyć? Nie wiem dlaczego, ale wszystko mnie drażniło. Czułam jakby każdy specjalnie chciał mi dopiec i jeszcze bardziej podkręcić moją złość.
- Niby co? - zatrzymałam się i spojrzałam na Niego jak się odwracał i patrzył w moją stronę. Moje zirytowanie wzrosło gdy zobaczyłam, że Bartek uśmiechał się sam do siebie a mnie wcale nie było do śmiechu.
- Nie nic, po prostu wy kobiety tak macie. - podszedł bliżej mnie i ponownie  chciał mnie objąć ale swoimi rękami zatrzymałam Jego dłonie.
- Czyli jak? - patrzyłam na Niego oczekując jakiejś racjonalnej odpowiedzi na moje pytanie a On znowu odwrócił głowę nie przestając się uśmiechać, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Chyba to specjalnie robił, znęcał się nade mną a to było nie do wytrzymania. Może problem tkwił we mnie ale on zamiast mi pomóc, złagodzić moje zdenerwowanie to robił wszystko bym była jeszcze bardziej rozzłoszczona.
- Nie każ mi proszę tego mówić na głos bo życie mi jeszcze miłe. Zabieram Cię na lody po szkole – denerwowało mnie to, że śmiał się z mojego nastroju ponieważ wcale nie miałam wrażenia, że był on spowodowany sprawami biologicznymi, może ja po prostu tego nie zauważałam. Nie wiem o co chodził, nie umiałam tego zdefiniować. Czułam, że tego dnia w ogóle nie znałam swojego ciała.
- Nie mam na nic ochoty. Jak myślisz, że mnie utuczysz to jesteś w błędzie a tak poza tym to planowałam po szkole skoczyć do galerii na zakupy kosmetyczne, muszę sobie kupić jakiś krem, podkład, tusz do rzęs i inne pierdoły o których pewnie nie masz zielonego pojęcia i nie wiesz do czego służą. Może chcesz się ze mną wybrać i mi doradzić ? - spojrzałam na Niego wymownie teraz ja mogłam sobie trochę z niego pożartować. Nawet mi się to udało bo Bartek miał w oczach przerażenie.
- Wiesz co bardzo chętnie ale mam jutro sprawdzian z matematyki, muszę się przygotować – zabawne było to, że na lody miał czas a na zakupy już nie, lecz nie chciało mi się dalej z nim przekomarzać bo nauczycielka akurat otwierała salę. Już nic nie mówiąc weszliśmy do klasy i ku naszemu zaskoczeniu mieliśmy wyciągnąć kartki i pisaliśmy kartkówkę a to spowodowało, że mój humor jeszcze się pogorszył bo całkowicie nie byłam przygotowana. Moje niezadowolenie sięgnęło zenitu ponieważ nie miałam jak ściągać bo w zeszycie prawie nie miałam notatek a Bartek został przesadzony do innej ławki.
- Jak poszło? - chłopak powiedział do mnie kiedy wychodziliśmy z sali.
- Oby było 3. A Tobie? - spojrzałam na Niego i odnosiłam wrażenie, że nawet był zadowolony.
- Nie najgorzej. To na zakupy jedziesz po lekcjach? - odprowadzał mnie pod salę do języka polskiego a u mnie zdenerwowanie nadal się utrzymywało po niezapowiedzianej kartkówce.
- Tak, muszę sobie zrekompensować ten paskudny dzień. Zadzwonię do Ciebie wieczorem i porozmawiamy co? - Zatrzymałam się naprzeciwko Niego i czekałam na jakąś Jego reakcję.
- Dobra, to do usłyszenia – pożegnał mnie buziakiem w policzek i poszedł na swoje lekcje. Odprowadzałam go wzorkiem i dziękowałam miłości, że dał mi taką ukochaną osobę. To było takie niesamowite, nieuzasadnione, że można tak mocno pokochać obcą osobę, chociaż denerwował mnie i to bardzo, ale było coś w tym uroczego.
Pozostałe lekcje minęły już spokojnie i z wielką ulgą opuszczałam budynek szkoły. Od razu udałam się do pobliskiej galerii a w niej do apteki po jakiś krem do twarzy. Podczas gdy stałam przed ogromnym regałem i szukałam odpowiedniego mazidła do swojej twarzy znajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Gosia? - w tonie tego głosu było dużo zdziwienia i niedowierzania. Niepewnie odwróciłam głowę w prawą stronę gdzie ujrzałam dziewczynę będącą w moim wieku i wydawała mi się taka znajoma ale na pierwszy rzut oka nie rozpoznałam stojącej przede mną osoby, dopiero po chwili przypomniałam sobie skąd znałam ową dziewczynę.
- Martyna? - powiedziałam to z wielkim zaskoczeniem. Nie wierzyłam własnym oczom. Martyna była kiedyś moją sąsiadką jak jeszcze mieszkaliśmy w bloku. To moja rówieśniczka, uczęszczałyśmy do tego samego przedszkola, byłyśmy w tej samej klasie w szkole podstawowej i gimnazjum. Pod koniec 3 klasy przeprowadziła się z rodzicami do Niemiec i od tamtej pory nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Śmiało mogłam rzec, że byłyśmy przyjaciółkami ale Martyna z Asią nigdy się nie lubiły i był czas kiedy lepiej rozumiałam się z Asią więc naturalnie moje więzi z Martyną osłabły co w efekcie spowodowało, że oddalałyśmy się od siebie. Ogromnie ucieszyłam się gdy  ją zobaczyłam i od razu rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
- Z trudem Cię poznałam! Sorry ale nie wyglądasz najlepiej, schudłaś, jesteś podpuchnięta i jeszcze to ubranie. Gdzie się podziała dawna Gosia i Twój styl? - zmierzyła mnie wzorkiem od góry do dołu a ja się zaczerwieniłam. Przy niej czułam się strasznym niechlujem. Moja koleżanka wyglądała olśniewająco, perfekcyjnie ułożone włosy, makijaż i modne ubranie, wyglądała schludnie i promiennie.
- Nie jestem w najlepszym momencie w swoim życiu. Ale Ty za to wyglądasz kwitnąco. - nie mogłam się na nią napatrzeć. Była piękna, filigranowa. Zazdrościłam Jej tego jak wyglądała.
- Byłam u Ciebie w mieszkaniu ale dowiedziałam się, że wyprowadziliście się kilka miesięcy temu. Tak się cieszę, że Cię spotkałam. Musimy się umówić i pogadać. Masz czas teraz? - spojrzałam na zegarek ale nawet nie wiem po co, bo z nikim nie byłam umówiona.
- W sumie mam, tylko chciałam kupić krem i kilka rzeczy kosmetycznych. Podejdziesz ze mną do drogerii? - uśmiechnęłam się do znajomej. Nie wiem jak to się stało, ale mój podły nastrój z czarnym humorem gdzieś się ulotnił. Czułam się znacznie lepiej gdy zobaczyłam znajomą twarz. Czułam, że czekało mnie kilka fajnym dni, które chciałam spędzić z dawną przyjaciółką.
- Jasne, choć Tobie bardziej przydałby się wypad do spa. Moja siostra otworzyła zakład w centrum miasta. Zapraszam Cię jutro, zrelaksujesz się bo już na pierwszy rzut oka widać, że tego potrzebujesz. -  Martyna od zawsze była szczera i to w niej najbardziej lubiłam. Nigdy nie poddawała się wpływom innych osób i nie zmieniała swojego zdania pod naciskiem innych.
- Dzięki za zaproszenie ale nie wiem czy mogę Cię tak naciągać – niepewnie spojrzałam na dziewczynę, która patrzyła na mnie jak na przybysza z kosmosu.
- Przestań, chodź lepiej do tej drogerii. - zaśmiała się w moją stronę i od razu poszłam do kasy zapłacić za wybrany krem i poszłyśmy do pobliskiej świątyni rozpusty gdzie zrobiłam zakupy i później od razu udałyśmy się na obiad. Dopiero wtedy gdy poczułam dochodzące zewsząd zapachy przypomniałam sobie, że od rana nic nie jadłam a była już godzina 16.
- To co u Ciebie słychać, opowiadaj po kolei – uśmiechnęłam się do znajomej kiedy już siedziałyśmy w knajpie i czekałyśmy na zamówione jedzenie. Byłam ciekawa jak ułożyło się jej życie po wyjechaniu z kraju, chociaż widać było, że życie ją rozpieszczało i była bardzo szczęśliwa.
- Przyjechałam na kilka dni do siostry. Monika przeprowadziła się tutaj jakieś pół roku temu i otworzyła salon spa, wiesz rodzice trochę jej pomogli, wzięła kredyt i dobrze sobie tutaj żyje. A ja nadal mieszkam z rodzicami w Niemczech i czuję się tam nawet dobrze, chociaż na początku nienawidziłam tego miejsca, ale teraz jest okej. Rodzice pracują, są zadowoleni i dobrze nam się tam żyje. -  miło było jej słuchać, mówiła z takim szczęściem i pasją w głosie. - Uczę się w szkole artystycznej, chodzę na zajęcia teatralne, śpiewu i gry na instrumentach i uwierz mi, że to jest niesamowite. - zazdrościłam jej tego zadowolenia i radości. Nie mogłam nadziwić się jej energii.
- Jestem pod wielkim wrażeniem, skąd Ty bierzesz tą siłę? - przy niej czułam się jak stara babcia, już zapomniałam jak to było być radosną nastolatką, która po prostu żyła i cieszyła się z tego co miała.
- Z życia. Poza tym to właśnie Ty mnie kiedyś tego nauczyłaś, że nie należy się poddawać. Zawsze mama mi powtarzała, żebym brała z Ciebie przykład. Co się z Tobą stało? Gdzie jest ta Gosia sprzed dwóch lat? - głupio się czułam jak tak na mnie patrzyła a nie wiedziałam jak miałam jej opowiedzieć te dwa lata. Zamilkłam na chwilę i wpatrywałam się w swoje dłonie. Po chwili przyszedł kelner podając nam zamówione dania.
- Życie nie jest takie kolorowe jak nam się kiedyś wydawało. - grzebałam widelcem w jedzeniu i poczułam chęć płaczu i blisko mi było do niego. Chciałam choć na chwilę zamienić się miejscem z Martyną. Pobyć w jej ciele i czerpać radość z jej pokładów energii.
- Coś czuję, że zbiera nam się na poważną rozmowę. Może wpadniesz dzisiaj do Moniki, pogadamy?
- Oj nie, zapraszam Cię do siebie. Mama ucieszy się jak Ciebie zobaczy. - uśmiechnęłam się do niej jak tylko najżyczliwiej potrafiłam.  
- Dobra, przyjmuję to zaproszenie. Jedz bo wystygnie. - Martyna mnie popędziła i już zaczęłyśmy jeść obiad. Gdy już opróżniłyśmy talerze odwiozłam Ją do domu i umówiłyśmy się, że wpadnie do mnie około 19 ponieważ ja chciałam się jeszcze przygotować na jutrzejszy dzień w szkole a Martyna była umówiona z siostrą.

- Mamo będziemy mieli gościa. - zwróciłam się do mamy kiedy weszłam do domu. Kobieta siedziała przy stole i przeglądała różne katalogi.
- Kogo masz na myśli? - odwróciła się w moją stronę i czekała aż jej zdradzę, kto do nas wpadnie. Ja spokojnie, nie spiesząc się podeszłam do lodówki wyciągając z niej sok.
- Martynę, spotkałam ją dzisiaj w galerii i zaprosiłam ją do nas na noc. - z wielką radością przekazałam jej radosną nowinę. Wiedziałam, że to ucieszy moją mamę ponieważ w dzieciństwie Martyna była stałym gościem w naszym domu i każdy darzył ją nieposkromioną sympatią, traktowaliśmy ją jak członka naszej rodziny.
- O matko, tyle czasu jej nie widziałam. - mama cieszyła się równie bardzo jak ja.
- Dobra, lecę do siebie, będzie około 19 – szybko pobiegłam do siebie i od razu wzięłam się za odrabianie lekcji i przygotowywanie się na jutro.
Postanowiłam, że zanim przyjdzie Martyna zadzwonię do Bartka, by móc z nim swobodnie porozmawiać.
- Hej – odezwałam się gdy w słuchawce usłyszałam Bartka.
- Hej, co robisz? - jego głos był miodem na mój okropny nastrój.
- Czekam na koleżankę bo przychodzi do mnie na noc.
- Koleżankę? - Bartek był zdziwiony i wcale mu się nie dziwiłam. Nie miałam koleżanek, które przychodziłyby do mnie na noc. Od razu postanowiłam mu to wszystko wytłumaczyć.
- Kiedy byłam w galerii spotkałam dawną znajomą, nie widziałam się z nią od gimnazjum a ona na co dzień mieszka w Niemczech więc będzie nocowała u mnie. A Ty już nauczony na jutro? - czułam się już lepiej ponieważ byłam podekscytowana wizytą Martyny. Z radością opowiadałam Bartkowi plany, jakie miałam na wieczór.
- Nauczony, lepiej się już czujesz?
- Tak, strasznie się cieszę, że Martyna przyjedzie ale o tym porozmawiamy jak się zobaczymy. Chciałam z Tobą pogadać o kwestii mieszkania. Ty masz jakąś rentę po mamie? - chciałam być z nim szczera chociaż głupio się czułam gdy pytałam go tak wprost o pieniądze ale jeśli miałam mu pomóc to musiałam być z nim szczera.
- Mam i co dalej? - Bartek zdawał się nie rozumieć i być trochę znudzonym tym tematem, rozumiałam, że mógł być niewygodny dla Niego ale nie było na to miejsca.
- A tata daje Ci jakieś pieniądze? - to było kolejne szczere i otwarte pytanie z mojej strony ale nie miałam wyjścia.
- No tak, do czego zmierzasz?
- Zobacz, masz pieniądze z renty, od taty i za pracę w klubie, to nie wystarczy byś sam coś wynajął? Mówię o pokoju czy o kawalerce. Przemyśl to, przelicz koszty i zobacz czy Cię stać na to, a jak nie to porozmawiaj z tatą czy Ci nie da więcej pieniędzy. Bo nie warto iść do sądu skoro może sami się dogadacie? Wiedz, że ja Ci zawsze pomogę, pożyczę pieniądze, wesprę Cię – chciałam by wiedział, że nie mówiłam tego wszystkiego dlatego, że chciałam go zostawić z tym samego ale by dać mu racjonalne pomysły, skierować na dobrą drogę by znalazł satysfakcjonujące go rozwiązanie jego problemu.
- Spokojnie, przemyślę to, dzięki za pomoc i że pamiętałaś.
- Jak mogłam zapomnieć? Przestań nawet tak myśleć – zrobiło mi się głupio, że nawet miał taką myśl.
- Dobra, do zobaczenia jutro. - mimo wszystko odnosiłam wrażenie, że był miły dla mnie i wziął poważnie moją propozycję.
- Do jutra.
- Gosia? - już chciałam się rozłączyć kiedy usłyszałam swoje imię w słuchawce.
- Tak? - zdziwiłam się, że chciał jeszcze coś mi powiedzieć.
- Kocham Cię – Jego głos był miękki i taki miły, przytulny.
- Ja Ciebie też – z wielkim uśmiechem na twarzy wypowiedziałam te słowa. Sprawiały mi dużo radości i pozytywnych odczuć. Zaraz po tym rozłączyłam się i zaczęłam się szykować na przyjście Martyny.


Chciałabym, żeby ta część była wynagrodzeniem za Wasze oczekiwania jak i ostatnie krótkie posty. To wszystko wiąże się z brakiem czasu, mnóstwem dodatkowych obowiązków jak i przeprowadzką. Kolejna część będzie już stanowczo po niedzieli, około środy. Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie oczekiwać :)

niedziela, 22 września 2013

The experience cz 77 2/2

Ubrałam legginsy i szarą długą bluzę i z powrotem zeszłam do domowników. Marcin leżał na leżaku i odpoczywał, mama była zajęta porządkami w ogródku, to był czas kiedy mogłam spokojnie porozmawiać z tatą, zależało mi na tym by w miarę możliwości porozmawiać z nim na osobności. Podeszłam do Niego a on od razu spojrzał w moją stronę.
- Dzisiaj Cię nakarmię smażonym kurczakiem – zaśmiał się w moją stronę i wolną ręką mnie przytulił. Wtuliłam się w Niego jak mała dziewczynka, od razu przypomniały mi się dawne czasy, kiedy to w dzieciństwie nosił mnie na barana czy robił samoloty. Zawsze byłam Jego córeczką. Pomimo swoich 18 lat nadal miałam ochotę by nadal bawił się ze mną tak jak kiedyś.  - Hej, mała, coś się stało? - odsunął mnie trochę i spojrzał w moje oczy, nie byłam w stanie ukryć wszystkich swoich zmartwień  przed tym wzrokiem.
- Tak sobie patrzę na nas i myślę jakie mam szczęście. Mam kochających rodziców, brata, dom, pieniądze. Nie muszę się martwić czy jutro będę miała co zjeść czy gdzie mieszkać. Zapewniliście nam wszystko o czym można było tylko pomarzyć. Wiem, że rzeczy materialne to nie wszystko lecz Wy umożliwiliście nam godne życie. - ponownie się wtuliłam w tatę. Byłam mu bardzo wdzięczna, za tą miłość i opiekę. Naprawdę doceniałam to co dla Nas robili.
- Cieszę się, że to mówisz. Zawsze z mamą staraliśmy się robić wszystko by Wam niczego nie brakowało, głównie żebyście czuli naszą miłość do Was oraz że w każdej sytuacji możecie na nas liczyć. - to co sobie z mamą założyli zrealizowali po całości. Dziękowałam Bogu, że miałam tak wspaniałych rodziców. W takich momentach jak śmierć Maćka poczułam jak mocnym oparciem byli moi rodzice. Życzyłam każdemu dziecku takich rodziców, rzeczy materialne to był tylko dodatek do życia, najważniejsi byli rodzice i ich miłość, bo to oni gwarantowali nam poczucie bezpieczeństwa.
- Tato chciałabym żebyś mi pomógł. Chociaż nie do końca mnie ale Bartkowi. - spojrzałam na tatę a w Jego oczach pojawiła się niewiadoma. Wiedziałam, że za wiele sama nie wymyślę więc postanowiłam poprosić tatę o jakąś podpowiedź co Bartek mógł zrobić i jak rozwiązać swój problem. Niekoniecznie oczekiwałam od Niego porady prawniczej ale głównie rodzicielskiej.  
- W czym mogę mu pomóc? - tato wrócił do zajmowania się grillem, nie wiedziałam czy odwrócił się ode mnie ponieważ nie przepadał za Bartkiem czy by faktycznie zająć się rożnem.
- Pamiętasz jak opowiadałam Wam, że mieszka z bratem? - zaczęłam spokojnie i delikatnie. Chciałam by tata zrozumiał całą sytuację.
- Pamiętam i ? - spojrzał się na mnie pytająco.
- Jego brat bierze ślub i Bartek czuje, że powinien się od niego wyprowadzić, to mieszkanie jest małe a jego brat jak każde małżeństwo pewnie będą myśleli o dzieciach. - miałam wrażenie, że tata zaczynał rozumieć o co mi chodziło. Oczywiście nie rozmawiałam z nim o tym, by opłacał Bartkowi mieszkanie ale po to by podsunął nam jakieś rozwiązanie. Był wspaniałym ojcem, mężczyzną z sporym doświadczeniem życiowym więc mogłam liczyć na Jego pomoc.
- Mówiłaś, że Jego mama zmarła. Kto jest jego prawnym opiekunem? - uśmiechnęłam się do taty bo poczułam, że naprawdę mogłam na Niego liczyć. Cieszyłam się, że wyraził zainteresowanie tą sprawą.
- Jego tata, natomiast Bartek nie chce z nim mieszkać, tzn. kiedyś mieszkali wspólnie, przez niecały rok ale nie potrafili się dogadać. Jego tata ma nową rodzinę, żonę i dziecko a Bartek nie ma z nimi dobrego kontaktu. Cały czas ma żal do ojca, że zostawił mamę i pozwolił jej się zmarnować. - wiedziałam, że mogłam zaufać tacie i mu o tym powiedzieć. Jeżeli oczekiwałam od Niego pomocy to musiałam być z nim szczera.
- No ale mówiłaś, że jak byliście na Mazurach to rozmawiali ze sobą i nie było źle.
- Tak, no ale on mieszka ponad sto kilometrów stąd. Bartek się przyzwyczaił do nowej szkoły, ma tutaj znajomych. A poza tym jesteśmy razem i nie chcę się z nimi rozstawać. - powiedziałam to niemal z wyrzutem. Oczywiście najważniejsze było to, żeby Bartek miał gdzie mieszkać ale naprawdę nie chciałam by coś nas rozłączyło. Wiedziałam, że teraz tata pomoc Bartkowi będzie odbierał w innym aspekcie, głównie dlatego by uratować mnie od rozstania z ukochanym i tęsknotą za nim.
- Sprawy rodzinne to nie moja działka natomiast co Ty jako prawnik poradziłabyś swojemu klientowi? Pomyśl. - uśmiechnął się do mnie tak zadziornie. Czułam w tym jakiś jego chwyt abym poważnie myślała o studiach prawniczych.  Odwróciłam głowę ponieważ chciało mi się śmiać z tego, że cały czas nie odpuszczał by zainteresować mnie tym zajęciem. Przez chwilę starałam się myśleć kodeksami, ale przecież ja nie znałam żadnych artykułów, lecz tata też nie znał ich z zakresu rodzinnego a ewidentnie miał jakiś pomysł, więc musiało to nie mieć związku z prawem. Szukałam rozwiązania w swojej głowie, wiedziałam, że musiało to być coś prostego, nieskomplikowanego.
- Chyba rozmowę z tatą o samodzielnym mieszkaniu. Chociaż Bartek rozmawiał z tatą i zakończyło się to kłótnią ale z tego co wiem rozmawiali o tym, by Bartek się do niego przeprowadził a nie by sam zamieszkał. Bartek ma 18 lat więc może sam mieszkać prawda? - spojrzałam pytająco na tatę a on się tylko uśmiechnął.
- Masz rozwiązanie. Wiesz ja bym tej sprawy nie powierzał żadnemu prawnikowi. Niech spróbują się sami porozumieć, jeżeli to nie pomoże to Bartek może złożyć wniosek o mediację a już ostatecznie może złożyć wniosek do sądu o to by ojciec na Niego płacił. Ale jak Bartka mama zmarła to on dostaje rentę? - popatrzył na mnie pytająco a ja nie miałam zielonego pojęcia jaka jest odpowiedź na Jego pytanie.
- Nie wiem. - ale jeżeli odpowiedź była twierdząca to sytuacja Bartka nie była tak beznadziejna jak mi wydawało na początku.
- A teraz go brat utrzymuje? - kolejne pytanie zadane przez tatę pogłębiło moją niewiedzę, ale wiedziałam do czego zmierza.
- Nie wiem, ale podejrzewam, że ojciec płaci na Jego utrzymanie. I jeżeli tak by było i gdyby miał tą rentę to mógłby sam coś wynająć i nie mieszkać ani z ojcem ani z bratem – mój tata był genialny. Niby nic wielkiego nie zrobił ale skierował mnie na odpowiednia drogę. Od razu się ucieszyłam i rzuciłam mu się na szyję.- Dziękuję – pocałowałam go w policzek. Byłam mu bardzo wdzięczna.
- Spokojnie – tata zaśmiał się w moja stronę i przytulił mnie mocno. – Bartek też może ubiegać się o różne zasiłki czy stypendia, ale to musiałby się dowiedzieć w urzędzie. A teraz w podziękowaniu zjesz porządną porcję mięsa. Musisz nabrać siły, bo aż strach na Ciebie patrzeć. - nie miałam wyboru, ale nawet byłam głodna. Tato zawołał mamę i wszyscy razem usiedliśmy przy stole i jedliśmy. W myślach jeszcze raz dziękowałam Bogu za to, że dał mi takie szczęście w postaci rodziny i mimo że zabrał nam Maćka wiedziałam, że on też duszą był z nami.




sobota, 21 września 2013

The experience cz 77 1/2

Gdy zeszłam na dół czekała już na mnie taksówka. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdy w samochodzie zobaczyłam Piotrka. Już nie mogłam zawrócić bo i on mnie zauważył. Czułam się bardzo skrępowana ale nie miałam wyjścia, otworzyłam drzwi do samochodu i wsiadłam. Przez chwilę patrzyłam na Niego i nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Od niecałych trzech miesięcy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Jakaś część mnie tęskniła za nim i nie mogłam wypierać się tego. Nie byliśmy ze sobą długo ale polubiłam Go za styl bycia i to jakim był człowiekiem. Nie chciałam by nasza znajomość zakończyła się w taki sposób. Był osobą z którą spędziłam kilka fajnych chwil w swoim życiu ale przede wszystkim był ze mną gdy Maciek umierał. Był dla mnie ogromnym wsparciem, kiedy całe dnie przebywałam w szpitalu. Dbał o mnie i dawał mi dużo siły i wiary, że wszystko będzie dobrze. To co dla mnie zrobił w tamtych dniach, było czymś co sprawiało, że nie mogłam mieć mu za złe jak na koniec mnie potraktował.
- Cześć – cicho powiedziałam i spojrzałam przed siebie. Brakowało mi odwagi by zmierzyć się z Jego wzrokiem. Może gdybym spotkała Go kilka godzin temu to zmierzyłabym się z tym wszystkim ale po ciężkiej rozmowie z Bartkiem czułam się słaba.
- Hej - ton  Jego głosu był normalny, jakby dla Niego nic się nie stało. Nie wiedziałam jak miałam się zachować, co robić, mówić. Patrzyłam w szybę mając nadzieję, że moje skrępowanie trochę się umniejszy, chociaż nie odnosiło to żadnego skutku. Kilka razy chciałam rozpocząć rozmowę ale nie miałam odwagi. Zawsze stawałam w miejscu i nie wiedziałam co dalej.
- Do domu Cię zawieźć ? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Wtedy odważyłam się ponownie spojrzeć na Niego.
- Tak. - starałam się być miła chociaż w ogóle mi to nie wychodziło. To nie było tak, że nie chciałam być dla Niego miła, bo bardzo chciałam lecz było mi ciężko zmierzyć się w tym co siedziało mi w głowie.
- Już od dłuższego czasu zbierałem się by zadzwonić do Ciebie. Powinienem był już to dawno zrobić ale brakowało mi odwagi, Gosia przepraszam Cię. Zachowałem się jak dupek i nie powinienem był wtedy tych wszystkich słów wypowiedzieć. Powinienem być wsparciem dla Ciebie a nie wypiąć się i jeszcze dowalać. - patrzyłam przed siebie i on również nie patrzył na mnie. Nie miałam odwagi by cokolwiek powiedzieć. Rana, którą wyrządził w moim sercu dała się we znaki, poczułam to samo co wtedy jak ze mną zrywał. Bolały mnie powracające wspomnienia - Nie wiem dlaczego wtedy nie potrafiłem być wyrozumiały, proszę wybacz mi. - staliśmy na światłach i akurat Piotrek się zatrzymał. Złapał mnie za rękę a ja nie wiedziałam co robić. Był szczery w tym co mówił i poważnie tego żałował. Nie mogłam Go torturować albo grać na zwłokę bo to nie miało najmniejszego sensu.  
- Nie ma o czym mówić, było minęło. Ja naprawdę się na Ciebie nie gniewam, to już jest  przeszłość. Od tamtego czasu tyle się wydarzyło, że nie chcę się nad tym skupiać. - postanowiłam pokonać w sobie te negatywne uczucia i po prostu żyć dalej. Wiedziałam, że złość w niczym by mi nie pomogła, natomiast to już był odpowiedni czas by ruszyć z miejsca i pogodzić się z tym co było. Milczenie też by mi nie pomogło. On zdał się na szczerość więc nie mogłam tego nie odwzajemnić.
- Jak sobie radzisz po stracie Maćka? - spuściłam wzrok, ponieważ to nadal był delikatny temat i nie wiedziałam, czy byłam na tyle silna by o tym mówić i przy okazji się nie rozpłakać. W swoich słowach był bardzo ciepły i nadal interesowało Go to czułam i jak się trzymałam.
- Jakoś muszę żyć dalej, nie będę ukrywać, że jest łatwo ale staram się jak mogę. Rodzice mnie wspierają, Marcin, Filip no i Bartek – to ostatnie imię wypowiedziałam cicho gdyż zorientowałam się, że on przecież o niczym nie wiedział,  zagalopowałam się i pożałowałam tego.
- Jesteście razem? - w Jego głosie było duże zdziwienie i coś w stylu szoku. Może miał nadzieję, że nam jeszcze się uda, że istniała jakaś szansa byśmy ponownie mogli być razem, ale moje serce było już zajęte.
- Tak, ale nie chciałabym o tym rozmawiać. - spojrzałam na Niego a on odwrócił głowę i już nie patrzył na mnie. Nie trudno było zauważyć, że był zaskoczony i w sumie nie dziwiłam mu się, ale z Piotrkiem nie byłam zbyt długo, tylko dwa miesiące i nie zdążyliśmy się zbytnio do siebie przywiązać, chociaż jakieś uczucia pomieszane z sentymentem nadal miały miejsce.
- Umówiłabyś się ze mną na kawę, spacer, w sumie cokolwiek. Chciałbym z Tobą porozmawiać, tak szczerze. Jesteś osobą, której można zaufać. Wiem, że proszę o zbyt wiele ale zgódź się. - byliśmy już pod moim domem i nie ukrywałam, że Piotrek zaskoczył mnie swoją prośbą. Wcześniej mówił, że już wiele razy chciał do mnie zadzwonić ale nie umiał wezbrać się na odwagę i teraz jeszcze te słowa. Gdzieś była przyczyna tego wszystkiego, to nie było zwykłe, bezinteresowne zachowanie.
- Ale nie dzisiaj. Zadzwonię do Ciebie. - wyciągnęłam z portfela pieniądze i bez szczególnego pożegnania wysiadłam z samochodu i weszłam do domu w którym panowała cisza, miałam wrażenie, że nikogo nie było lecz gdy wchodziłam na schody zobaczyłam, że rodzice wraz z Marcinem siedzieli na tarasie, a tata rozpalał grilla. Uśmiechnęłam się do nich i poszłam do góry żeby się przebrać.

Jeżeli uda mi się to kolejna część będzie już jutro :) 
Miłego weekendu !:) 

wtorek, 17 września 2013

the experience cz 76 2/2


- Usiądźmy, opowiedz mi wszystko po kolei. - spokojnie wypowiedziałam te słowa i usiadłam na kanapie by dać mu znać, że to był odpowiedni moment na szczerą rozmowę i żeby wreszcie otworzył się przede mną. Chwilę musiałam poczekać zanim zaczął mówić, ale nie chciałam Go poganiać.
- Chodzi o to, że wiem, że masz żałobę ale chciałem Cię poprosić byś ze mną tam poszła bo to nie jest łatwe dla mnie. – Bartek mówił bardzo powoli i gdy składał zdania to nie patrzył się na mnie ale ciągle gdzieś uciekał wzrokiem, jakby chciał ukryć prawdę jaka tkwiła w Jego oczach. Byłam już przyzwyczajona do tego Jego zachowania, co w cale nie było przyjemne. Na chwilę przerwał, jakby nie wiedział co dalej mówić, jak wszystko wyjaśnić abym dobrze Go zrozumiała.
- Oczywiście cieszę się, ze szczęścia mojego brata ale to wszystko komplikuje. To mieszkanie należy do Jacka i jak zauważyłaś nie jest duże a to oznacza, że będę musiał się wyprowadzić, nie wiem czy od razu ale za jakiś czas na pewno, bo jak każde małżeństwo planują dzieci. Jacek mówi mi, że mogę tu zostać ile zechcę i nikt mnie nie wygania ale wiesz jak to jest. Nie chcę im przeszkadzać. Wczoraj był tutaj ojciec i zaproponował mi, w sumie to narzucił bym się do Niego wprowadził. - mówił spokojnie chociaż wiele go to kosztowało. Zrozumiałam Jego sytuację i problemy. Jego ojciec mieszkał niecałe sto kilometrów od naszej miejscowości. Był w trudnej sytuacji i nie wyobrażałam znaleźć się w takim zaułku. Powoli układałam sobie w głowie Jego słowa by uniknąć jakiś niedomówień.
- I pokłóciliście się? - niby relacja Bartka z tatą była już lepsza, natomiast nie była trwała. Czułam, że podczas gdy ja wczoraj śpiewałam piosenkę dla Maćka to Bartek kłócił się z tatą.
- Ja nie chcę mieszkać z Jego nową rodziną. Po pierwsze Justyna i Julia to obce dla mnie osoby i już kiedyś próbowałem z nimi mieszkać i się nie udało i nie chcę do tego wracać. Dla mnie to sztuczna rodzina i nie wpasuję się tam, nie chcę im przeszkadzać w ich szczęściu. – chociaż Bartek podał ten powód jako pierwszy to wiedziałam, że nie był on najważniejszy. Jasne, nie chciał mieszkać z ojcem i wcale mnie to dziwiło ale za tym kryło się coś innego. W głowie pojawiły mi się różne myśli ale nie chciałam Go ubiegać czy schodzić na pierwszy plan.
- Po drugie nie wytrzymam z dala od Ciebie, muszę być przy Tobie, wspierać Cię, dbać o Ciebie i nie będę mógł tego robić jak będziesz sto kilometrów ode mnie. Potrzebuję swobody, mieszkając z ojcem ciągle będę pod Jego kontrolą a tego nie zniosę. Nie wiem co mam robić. - wstał i podszedł do okna, opierając się rękoma o parapet. Nie wiedziałam jak miałam mu pomóc ale wiedziałam, że coś musiałam wymyślić. Nie chciałam się z nim rozstawać. Tak niedawno Go zyskałam, że nie byłam gotowa na rozłąkę. Był bardzo ważny w moim życiu i nie zniosłabym świadomości, że będę musiała jeździć 100 km by się z nim zobaczyć.
- Nie martw się, coś wymyślimy. Nie zostawię Cię z tym samego. Jesteśmy razem i będę Cię wspierać. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Nie martw się – podeszłam do Niego i złapałam go za rękę, próbując go wesprzeć. To musiało być strasznie znaleźć się w kropce, bez miejsca do mieszkania. Oczywiście mógł mieszkać u Jacka ale nie dziwiłam się, że chciał się  wyprowadzić, w sumie nie musiał ale chciał.
Bartek przytulił mnie do siebie, moja twarz była wtulona w Jego klatkę piersiową a on trzymał mnie za głowę. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale wiedziałam, że mu pomogę. To nie była sytuacja bez wyjścia. Nie był sam, miał mnie i nie zamierzałam zostawić go samego. Było mi trudno i w mojej głowie pojawiła się panika, że co jeśli nam się nie uda znaleźć rozwiązania ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Miał już wystarczająco dużo zmartwień, że nie mogłam mu dokładać swoich obaw.
- Przepraszam, że wczoraj nie przyszedłem. - cicho powiedział mi do ucha, kiedy ciągle wtulałam się w Jego klatkę. Odnosiłam wrażenie, że wstydził się tego, lecz to nie była Jego wina.  
- Przestań – trzymałam się Go mocno, by móc się nacieszyć Jego bliskością. On też potrzebował czułości gdyż cały czas głaskał po plecach.  - Będzie dobrze – podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Niego. Miałam nadzieję, że chociaż swoim zachowaniem jakoś mu ulżę i poczuję się odrobinę lepiej.
- Jak było wczoraj ? - odsunął się ode mnie i usiadł na kanapie kładąc mnie na swoich kolanach. Lubiłam jak okazywał mi czułość a ja nie musiałam się prosić o czułe gesty.
- Napisałam piosenkę dla Maćka a Marcin zagrał ją na gitarze. Ludzie w trakcie gdy ją śpiewałam puszczali lampiony do nieba. Uwierz mi, że widok był nieziemski – z wielkim zafascynowaniem  lecz w sporym skrócie opowiedziałam mu co się wczoraj wydarzyło. Miło było wrócić do wczorajszego wieczora i przypomnieć sobie tą magiczną chwilę. Ten widok był najpiękniejszy jaki widziałam w swoim życiu. Na mojej liście pięknych chwil niezaprzeczalnie zajmował pierwsze miejsce.
- Żałuję, że mnie nie było. Jeszcze nigdy nie słyszałem jak śpiewasz, w sumie nigdy o tym nie opowiadałaś. - spojrzał na mnie zaskoczony. Nigdy się jakoś nie złożyło by mu powiedzieć o moich wokalnych przebojach.
- No słuchaj, kiedyś chodziłam na lekcje śpiewu i śpiewałam w chórze – wybuchłam śmiechem a Bartek poszedł w moje ślady. Było tak fajnie móc śmiać się z wspomnień i to razem z ukochaną osobą. Starałam się nie wracać do wspomnień ale wtedy udało mi się to zrobić i dodatkowo nie czuć bólu.
- Zaśpiewasz mi coś kiedyś ? - patrzył mi głęboko w oczy a ja się zawstydziłam.
- Może kiedyś – po tych słowach Bartek zaczął mnie łaskotać i zaczęliśmy się wygłupiać. To było niesamowite jak bardzo go kochałam. Patrzyłam mu głęboko w oczy i widziałam tą miłość, osobę którą pokochałam.
- A pójdziesz ze mną na wesele? - leżał nade mną i filtrował mnie wzrokiem. To pytanie spowodowało, że zamarłam, a było tak miło...
- Bartek ja cały czas mam żałobę. Nie mogę – pokręciłam głową i trochę się zirytowałam dlaczego tego nie rozumiał. Czy już o tym zapomniał? Przewrócił się i teraz leżał obok mnie, oboje wpatrywaliśmy się w sufit. Natomiast on nic nie odpowiedział na moje słowa. Był mistrzem w psuciu fajnych momentów. Zawsze musiał zrobić coś co powodowało, że uśmiech znikał z moich ust. Nie wiem dlaczego to robił ale to nie był pierwszy raz kiedy się tak zachowywał. - Bartek ja rozumiem, że potrzebujesz wsparcia ale niedawno co Maciek zmarł. - patrzyłam na Niego a on nadal milczał. - Mogę przyjść jedynie na Mszę. - tylko tyle mogłam mu zaproponować ale i to jemu się nie spodobało bo milczał. - Zaproponuj komuś innemu – zmieniłam pozycję, usiadłam. Już nie patrzyłam na Niego ale na nieznany punkt przed sobą. Zastanawiałam się kiedy w końcu pomiędzy nami będzie dobrze. Cały czas napotykaliśmy jakieś problemy. Marzyłam by chociaż przez tydzień mieć normalne relacje z Bartkiem ale to chyba było niemożliwe.
- Tylko, że jestem z Tobą i to z Tobą chciałbym tam być i się bawić – głaskał mnie po plecach myśląc, że tym mnie udobrucha a tym samym zmienię zdanie ale to również było niemożliwe. Od śmierci Maćka minęły 3 miesiące i nie rozumiałam jaka część Jego nie rozumiała tego, że miałam żałobę i nie mogłam ot tak iść  i się bawić na weselu Jego brata.
- Ile razy mam powtarzać, że mam żałobę? Idź z kimś innym, ja się nie obrażę a Ty będziesz miał z kim się bawić. Przepraszam Cię ale zdania nie zmienię. - wstałam z łóżka i zaczęłam poprawiać ubranie. Nie miałam ochoty dłużej z nim siedzieć i co chwilę znosić Jego nowe pomysły.
- Idziesz już? - zdziwił się trochę ale ja już chciałam iść do domu i zastanowić się nad tym wszystkim, nad sobą, Bartkiem i innymi rzeczami które zaprzątały mi głowę.
- Tak, jestem zmęczona. - wyciągnęłam telefon z torebki i zaczęłam wybierać numer po taksówkę. Bartek siedział i wpatrywał się w widok za oknem. Nic nie mówił, nie zatrzymywał mnie nawet. - Taksówka będzie za dziesięć minut, zejdę już na dół. - powiedziałam do Niego gdy odłożyłam słuchawkę.
- Możesz tu zaczekać – tylko na tyle było go stać. Jakoś nie miałam ochoty tam zostać. Nie byłam na Niego zła czy obrażona, może tylko trochę było mi przykro, że nie potrafił uszanować tego, że miałam żałobę. Ledwo co normalnie wychodziłam do ludzi a on ciągnął mnie na imprezę.
- Dzięki, ale akurat w  tym czasie ubiorę się i zejdę na dół. Zastanów się nad tym wszystkim i później porozmawiamy – wymusiłam uśmiech, starałam się być miła i spokojna. Nawet dobrze mi to wychodziło, ostatnio byłam mistrzem w ukrywaniu prawdziwych uczuć. - Cześć – pocałowałam go delikatnie w policzek po czym ubrałam buty i wyszłam. W głowie miałam tysiące myśli, istny mętlik w głowie.

niedziela, 15 września 2013

The experience cz 76 1/2

Chwilę stałam przed drzwiami zanim w nie zapukałam, serce biło mi szybciej a w środku czułam niezrozumianą niepewność. W końcu zdałam się na odwagę i zapukałam. Zmierzenie się ze sobą samą i swoimi prawdziwymi uczuciami zawsze było emocjonalnie trudne. Byłam pewna, że chciałam wyjaśnić zaistniałą sytuację, nie lubiłam odkładać spraw na potem.
- Cześć – ujrzałam twarz brata Bartka. Przywitał mnie uśmiechem i wpuścił do środka. Chwila mojego spotkania z Bartkiem przeciągała się co dodatkowo przysparzało mi nerwów, czułam że z minuty na minutę serce biło mi szybciej, co nie było komfortowym zjawiskiem.
- Hej, jest Bartek? - starałam nie dać po sobie poznać, że byłam zestresowana, chociaż miałam wrażenie, że marnie mi to wychodziło.
- Jestem – z kuchni wyszedł Bartek. Wyglądał nieco inaczej, Jego wyraz twarzy nie należał do przyjemnych, był taki pozbawiony uczuć. Brat Bartka musiał to zauważyć bo bez słowa zostawił nas samych i poszedł do kuchni. Bartek nic nie mówił tylko patrzył na mnie, jakby oczekiwał żebym zaczęła się przed nim płaszczyć albo błagać o przebaczenie. Jego postawa dodatkowo mnie zirytowała, ponieważ też nie zachował się w porządku a wyglądał tak jakby tego w ogóle nie zauważał.
- Porozmawiamy? - zmarszczyłam czoło bo nie zamierzałam tak stać i się patrzeć w Niego jak ciele w malowane wrota. Może moje odczucia były mylne ale zdawało mi się, że tylko mnie zależało na dojściu do porozumienia a Bartek unosił się honorem.
- No słucham – założył dłonie na klatce piersiowej i stał tak dalej nic nie mówiąc. Nie rozumiałam o co mu chodziło i dlaczego tak się zachowywał. Jego obojętność i gra pozorów działała na mnie jak płachta na byka. Czułam się małoważna, jakbym nie zasługiwała na szczerość i szacunek z Jego strony. To zachowanie było całkiem niepodobne do Niego. Jeszcze tydzień temu, na mazurach, deklarował  wielką miłość wobec mnie a w obecnym momencie nie było mowy o jakimś głębszym uczuciu.
- Nie tutaj – nie powiedziałam tego spokojnie. Chyba zauważył, że nie przyszłam z tym czego oczekiwał. Niechętnie wskazał ręką na drogę do Jego pokoju, bez wahania udałam się tam. Gdy zamknął drzwi odwróciłam się twarzą do Niego i postanowiłam powiedzieć wszystko co w tamtej chwili myślałam. Zebranie się na szczerość przy Jego postawie, nie było łatwe ale nie zamierzałam brać z Niego przykładu.  
- Żeby była jasność, nie przyszłam tutaj skamlać o Twoje przebaczenie. Byłam zaangażowana w Maćka urodziny bo chciałam zrobić dla Niego coś wspaniałego i nie rozumiem czemu  nie potrafisz tego zrozumieć? Rozumiem, że mogło  Ci się zrobić przykro, jak kilka razy nie miałam czasu iść z Tobą na spacer ale zrozum, że oprócz Ciebie są inne rzeczy, inni ludzie  i nie mogę każdej chwili spędzać z Tobą. Może to okrutne ale taka jest prawda. Nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że mam rodziców, brata, przyjaciela z którymi również chcę spędzać czas. Mam wrażenie, że traktujesz to jako grę, ja odmówiłam Ci parę razy to Ty wczoraj nie przyszedłeś. - twardo mówiłam co czułam. Miałam przypływ siły i ani razu nie zwątpiłam w to co mówiłam ani też nie miałam  łez w oczach. Byłam zaskoczona swoją postawą i pewnością, jaka w tamtej chwili mi towarzyszyła. To nie było łatwe ale zależało mi by wszystko wyjaśnić.
- To Ty niczego nie rozumiesz. Nie chcę żeby było tak, że masz czas dla innych a dla mnie nie. Jak wróciliśmy to nagle nie miałaś dla mnie czasu. Chciałem Ci coś ważnego powiedzieć, przez cały tydzień próbowałem a  Ty ciągle mnie zbywałaś. - poczułam siłę naszych charakterów i czułam, że nie będzie nam łatwo się dogadać. Każdy stawał murem za swoim zdaniem i oboje mieliśmy do tego prawo, ale gdzieś musieliśmy znaleźć ścieżkę porozumienia. On czuł się pokrzywdzony i ja również.
- To nie mogłeś mi powiedzieć, że masz coś ważnego mi do powiedzenia? Ja nie miałam czasu chodzić na spacery ale wieczorem znalazłabym chwilę na rozmowę. Musisz mi mówić o takich rzeczach a nie czaisz się. - zrobiłam krok do przodu nie dlatego, żeby przepraszać i całą winę wziąć na siebie ale by znaleźć się bliżej Niego, a On odwrócił głowę co spowodowało, że się ponownie napuszyłam. Chciałam złagodzić całą sytuację ale Bartek nie miał zamiaru pójść w moje ślady. Bronił swojego zdania by czasem nie wyjść na trywialnego w swych uczuciach.
- Nic nie rozumiesz, to nie jest takie proste. - stał tyłem do mnie, nie wiedziałam o co chodziło, zachowywał się jak obcy chłopak, miałam wrażenie, że go w ogóle nie znałam. To nie był ten sam chłopak, którego pokochałam silną miłością ale ktoś, kto w danej chwili był mi całkowicie nieznany.
- To wyjaśnij mi to. Nie umiesz rozmawiać? To jak mamy się porozumiewać skoro uciekasz od rozmowy. Dlaczego Cię wczoraj nie było? - próbowałam jakoś do Niego dotrzeć ale to było jak walenie głową w mur. Panowała cisza a ja zwątpiłam w Nas.  - Bartek odezwij się. Tak nie dojdziemy do porozumienia. O co chodzi? - czułam jakbym rozmawiała z głuchą osobą. On puszczał moje słowa obok siebie, nic do niego nie docierało. Już nie wiedziałam co powiedzieć, jak się zachować by On w końcu zaczął mówić a nie uciekać. Nie trudno było odczytać z ruchy Jego ciała, że wolałby abym sobie poszła, by mógł mieć spokój. Byłam intruzem co dotykało w moje uczucia i równie dobrze mogłam wyjść bez słowa ale moja miłość do Niego nie pozwała mi tego zrobić.
- Jacek bierze ślub i o tym chciałem z Tobą porozmawiać. - wreszcie odwrócił się do mnie twarzą i przemówił. Nie rozumiałam co takiego było w tej wiadomości, że pilnie chciał ze mną o tym porozmawiać oraz, że się obraził na mnie.

Kolejna część już niedługo :) 

czwartek, 12 września 2013

The experience cz 75

Już nie myślałam nad tym czemu Bartek nie przyszedł. Gdy wróciliśmy z cmentarza sprawdziłam telefon i portale społecznościowe w celu sprawdzenia, czy Bartek czasem nie wysłał jakiejś wiadomości, ale na próżno to zrobiłam, ponieważ nic nie było. Oczywiście nie miałam mu za złe, że nie przyszedł na mszę bo nie łączyła go jakaś szczególna więź z moim bratem, ale myślałam, że będzie mnie wspierał, doda mi otuchy. Czułam żal do Niego ale nie mogłam mieć pretensji, bo nikogo się nie przymusza do chodzenia do kościoła. Było mi najzwyczajniej w świecie przykro, gdyż mógł chociaż coś powiedzieć, uprzedzić lub odmówić, a nie tak po prostu nie przyjść.
Zastanawiałam się czy mam do Niego zadzwonić ale w sumie nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Postanowiłam nic nie robić, poczekać aż sam się odezwie.
Wzięłam gorącą kąpiel i poszłam spać. Odetchnęłam po ciężkim dniu. Sen przynosił ukojenie i wtedy mogłam swobodnie oddychać, lecz ta noc była inna. Miałam piękny sen w którym byłam z Maćkiem. Siedzieliśmy na kamienistym wzgórzu z widokiem na ocean. Oboje byliśmy szczęśliwi i tacy radośni. Nic do siebie nie mówiliśmy, za każdym razem gdy nasze dłonie złączały się w jedną materię to przenosiliśmy się do marzeń i oto w taki sposób mogliśmy w ciągu jednej nocy spełnić wszystkie swoje marzenia. Byliśmy w Stanach Zjednoczonych, w większości z Europejskich państw, lataliśmy w przestworzach, robiliśmy wszystko na co mieliśmy ochotę i najważniejsze było to, że byliśmy razem. Moje największe marzenie czyli, żebyśmy byli znowu blisko siebie, poniekąd się spełniło.
Gdy się obudziłam czułam się dziwnie, ale miałam wrażenie, że to było podziękowanie za prezent jaki mu podarowałam wczorajszego dnia. Wspaniale było poczuć Jego bliskość i znów móc trzymać Go za rękę.
- Dziękuję – podeszłam do zdjęcia Maćka, które znajdowało się na mojej komodzie. W piżamie zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu zastałam tam rodziców z Marcinem. O tej porze zawsze bywali w pracy.
- Coś się stało? - niepewnie na nich spojrzałam. Nie wiedziałam co było grane, czy czasem czegoś nie przeoczyłam albo nie zapomniałam o czymś.
- Czemu? Po prostu wzięliśmy z mamą wolne. Chcieliśmy pobyć z Wami. - dosiadłam się do stołu i zaczęłam szykować sobie śniadanie.
- Pięknie wczoraj zaśpiewałaś. - tata z wielką dumą spojrzał na mnie. W Jego oczach zobaczyłam prawdziwe uznanie dla tego co zrobiłam. Cieszyłam się, że podobało się im.  
- Dziękuję – zawstydziłam się. W Jego oczach widziałam coś więcej niż duma czy zadowolenie ze mnie.
- Zastanawialiśmy się z mamą nad tym, czy nie chciałabyś przenieść się od nowego roku do szkoły muzycznej albo zapisać się na lekcje śpiewu. To co wczoraj zrobiłaś było piękne, masz talent. - odwróciłam głowę w drugą stronę. Miło było wiedzieć, że rodzice wierzyli we mnie ale z drugiej strony już kiedyś byłam w chórze.
- Próbowałam kiedyś, ale nie wyszło.
- Córeczko do pewnych rzeczy trzeba czasem dojrzeć, może jest tak i w tym przypadku. - mama włączyła się do rozmowy. Usiadła bliżej mnie i złapała mnie za rękę. - Kochamy Cię i to był najpiękniejszy prezent jaki mogłaś podarować Maćkowi.
- Zastanowię się jeszcze nad tym. - uśmiechnęłam się do nich. Musiałam sobie to wszystko przemyśleć, może to nie był zły pomysł, wymagało to gruntownego przemyślenia.
- Pojedziesz ze mną na zakupy ? - mama ponownie spojrzała na mnie. Czułam, że miała zaplanowany dzisiejszy dzień co w cale mnie nie zmartwiło. W końcu mogłam pobyć z rodzicami i Marcinem. Spędzić czas z bliskimi mi osobami. Przez ostatni czas mało było chwil, kiedy mogliśmy razem wyjść.
- Jasne – uśmiechnęłam się do niej i przystałam na jej propozycję chociaż początkowo miałam inne plany, chciałam jechać do Bartka i z nim szczerze porozmawiać, ale mogło to poczekać. Jeżeli to był jakiś element gry z Jego strony to byliśmy po równo, ja nie mogłam się z nim spotkać a on nie przyszedł, kiedy poniekąd się ze mną umówił. Naszego związku nie traktowałam jako gry i nie rozumiałam Jego zachowania.
- To idź się szykuj i jedziemy. - po mamy słowach udałam się do pokoju by się przygotować. Włosy związałam w wysoki kok i zrobiłam lekki makijaż z czerwonymi ustami. Z garderoby wybrałam czarną maxi spódnicę oraz szary top. Ubrałam również złote sandałki i zeszłam na dół gdzie już czekała na mnie mama. Wspólnie pojechałyśmy do centrum handlowego, gdzie obie zanurzyłyśmy się w sklepach i nie patrząc na żadne ograniczenia kupowałyśmy to co nam się podobało.
Na obiad umówiłyśmy się z tatą i Marcinem w naszej ulubionej knajpie z sushi. Takie rodzinnie dni nie zdarzały się nazbyt często w mojej rodzinie, im dalej w przyszłość tym każdy miał mniej czasu, podążał za coraz innymi rzeczami. Czasami ma się ochotę nacisnąć na niewidzialnym pilocie życia nacisk pauza i przystanąć w miejscu w którym się znajdujemy i obejrzeć się dookoła i wtedy moglibyśmy zobaczyć ile rzeczy nam umyka.
- Podrzucisz mnie gdzieś? - spojrzałam na mamę gdy po zjedzeniu obiadu tato płacił rachunek.
- A gdzie dokładnie? - spojrzała na mnie dosyć niepewnie.
- Do Bartka, mieszka na osiedlu przy ulicy Ogrodowej – wyjaśniłam je gdzie chciałam pojechać gdy wyszliśmy już wszyscy z restauracji. Tato wraz z Marcinem przysłuchiwali się naszej rozmowie.
- Ja ją odwiozę a Ty z Marcinem jedźcie do domu – tato wkroczył do rozmowy a ja uśmiechnęłam się do niego na znak aprobaty.
Jechaliśmy w ciszy, czułam, że jemu było niezręcznie, że chciałby zadać mi jakieś pytania ale się bał. Dla mnie ta cisza również była czymś co mi przeszkadzało bo zawsze miałam z tatą temat do rozmowy a teraz siedzieliśmy obok w jednym samochodzie z ciszą, to naprawdę było bardzo dziwne i niecodzienne.
- Tato – głowę miałam opartą na zagłówku i patrzyłam w Jego stronę. On czule spojrzał na mnie.
- Tak córeczko – z rodzicielską miłością i dumą wypowiedział drugie słowo. Dawno nie słyszałam tak ciepłego słowa. Poczułam się jak malutka dziewczyneczka rozpieszczana przez ojca.
- Wyrzuć to co siedzi Ci w głowie, coś Cię męczy – gdy zwróciłam się do Niego to momentalnie odwrócił głowę i wtedy miałam pewność, że coś go frapowało.
- Zastanawiam się czy u Ciebie wszystko w porządku, chodzi mi o Bartka. Nie chcę byś znowu cierpiała, zdecydowanie za dużo ostatnio miałaś problemów, a tak bardzo chciałbym byś była szczęśliwa. Tylko nie oszukuj mnie bo widzę, że coś się dzieje. Dawno go u nas nie było i także wczoraj nie przyszedł, chyba, że mu nie powiedziałaś o Mszy. - patrzył przed siebie i powoli wyrzucał to co mu chodziło po głowie. Przez chwile milczałam bo tak naprawdę nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Miałam wrażenie, że znowu się coś sypało w moim życiu a ja nie miałam nad tym kontroli, w ogóle nie miałam nad tym władzy, tak jakby moje życie się rozpadało a ja byłam bierna wobec tego precedensu.
- Ostatnio nie mieliśmy dla siebie czasu i po tym jak przez ostatni czas każdy dzień spędzaliśmy razem to dla nas taka przepaść i trudno się w tym odnaleźć. Chciałabym z nim porozmawiać bo dawno tego nie robiliśmy – uśmiechnęłam się do taty chcąc odwiać Jego strach o mnie ale tak naprawdę on jako rodzic zawsze się będzie martwił o mnie więc co bym nie zrobiła to instynkt opieki rodzicielskiej zawsze będzie włączony.
Byliśmy już pod Bartka blokiem, odpięłam pasy i spojrzałam na tatę, w Jego oczach ujrzałam zmartwienie. Pomyślałam sobie, że miałam wielkie szczęście, że Go miała i że On tak bardzo mnie kochał.
- Kocham Cię – wyszeptałam do ucha tacie, kiedy przytuliłam się do Niego a on złożył rodzicielski całus na moim czole.
- Gdybyś wiedziała, jak bardzo ja  kocham Ciebie.

- Nie czekaj na mnie, zamówię sobie taksówkę – uśmiechnęłam się ponownie i wyszłam. Przez chwilę jeszcze uśmiechałam się do taty po czym on odjechał a ja udałam się na górę do Bartka. 

niedziela, 8 września 2013

The experience cz 74

Było już po 19 więc musieliśmy się zbierać. Ubrałam się w czarną sukienkę przed kolano, która była bardzo delikatna, trochę haftowana. Do tego założyłam kurtkę jeansową i złote płaskie sandałki. Włosy wyprostowałam i zrobiłam lekki makijaż. Gdy spoglądałam w lustro widziałam siebie sprzed paru miesięcy ale z większymi zmarszczkami, zmęczeniem na twarzy, ale mimo wszystko, dawno tak ładnie nie wyglądałam, a to wszystko było dla mojego brata.
- Musimy już jechać. - Marcin wszedł do pokoju gdy stałam przed lustrem – Pięknie wyglądasz.
- Dzięki – uśmiechnęłam się do osoby, która była po drugiej stronie zwierciadła i poszłam za bratem. Marcin wyglądał bardzo elegancko, był w garniturze przez co jeszcze bardziej podkreślił ważność sytuacji. Dla kogoś mogłaby to być zwykła Msza. Ale dla Nas były to pierwsze urodziny Maćka, które mieliśmy spędzić bez Niego. Na dole czekali na nas rodzice, tata również w garniturze a mama w zwykłej czarnej sukience. Cała nasza czwórka była w ciemnych barwach, wyglądaliśmy tak jakbyśmy szli na pogrzeb, co poniekąd było prawdą. Każdy z nas był w żałobie, nosił w sercu ból i tęsknotę za człowiekiem, który należał do naszej drużyny. Tylko wtedy, gdy byliśmy w piątkę, byliśmy najsilniejsi i najszczęśliwsi. Wtedy nic nie było w stanie Nas załamać czy zniszczyć. Teraz brak jednego członka, który był równie ważny jak pozostali, sprawił, że nadal byliśmy silni ale bardziej podatni na zło tego świata. Zawsze będzie Nam brakować tego jednego elementu naszej drużyny i nie da się go zastąpić czy pominąć.
W ciszy jechaliśmy na Mszę. Każdy z nas przeżywał wszystko od nowa, w głowie miał różne refleksje na temat życia. Jeszcze 5 miesięcy temu byliśmy najszczęśliwszymi osobami, bawiliśmy się w Australii a teraz musieliśmy uczcić Jego urodziny bez Niego. Ja wiem, że On był, ale był daleko i nie mogłam mu osobiście złożyć życzeń, przytulić czy wręczyć prezentu.
Gdy weszliśmy do kościoła zobaczyłam bardzo dużo ludzi. Była cała klasa Maćka z liceum, znajomi, rodzina. Było mi miło, że Ci ludzie poświęcili swój czas i przyszli pomodlić się za Niego. Gdy trzymając się za rękę z Marcinem szłam na sam przód kościoła zobaczyłam Asię. Nie spodziewałam się jej tam, ale w końcu znała się z Maćkiem od małego. Natomiast nigdzie nie widziałam Bartka. Było mi przykro, że go nie było. Gdyby nie to, że rodzice z Marcinem szli na przód kościoła to najchętniej stanęłabym z boku, by nie być przez chwilę pod ostrzałem spojrzeń. Miałam deja vu. Przypominał mi się pogrzeb Maćka, gdzie to wszystko wyglądało bardzo podobnie.
Podczas mszy starałam się trzymać w całości by się nie rozkleić, chociaż kilka razy spłynęły mi łzy po twarzy. Miałam wsparcie w rodzicach, Marcinowi ale także w Filipie, który siedział razem z nami w ławce. Powinien był tam siedzieć Bartek ale widocznie miał lepsze rzeczy do robienia niż wpieranie mnie.
Po mszy wszyscy udaliśmy się na cmentarz, który był zaraz obok kościoła.
- Zaraz przyjdziemy – Marcin wziął mnie za rękę i razem z Filipem podbiegliśmy do samochodu. Wzięliśmy gitarę i prezent dla Maćka. Kupiliśmy białe tzw. lampiony „szczęścia”, chcieliśmy je dać ludziom, żebyśmy wspólnie puścili je do nieba – tam, gdzie był Maciek. Był już wieczór więc miałam nadzieję, że będzie to pięknie wyglądać.
Poszliśmy na cmentarz, ludzie zapalali znicze i w ciszy się modlili.
- Przepraszam, chciałbym coś powiedzieć. - Marcin przerwał milczenie i wtedy wszyscy spojrzeli na nas – Jak wiecie dzisiaj są urodziny Maćka i mamy dla Niego prezent. To są lampiony szczęścia i chcielibyśmy, żeby to szczęście dotarło do Niego, by mógł poczuć naszą miłość do Niego. – w czasie gdy Marcin przemawiał, Filip rozdawał ludziom lampiony. Po ich minach można było odnieść wrażenie, że podobał się im ten pomysł. Marcin gdy skończył mówić wyciągnął gitarę i popatrzył na mnie. Czułam przerażenie i strach, przez co przez chwilę byłam sparaliżowana. Gdy ludzie zapalali swoje lampiony Marcin zaczął grać dając mi znak, że to już. Zamknęłam oczy i wydobyłam z siebie pierwsze słowa, a reszta przyszła z łatwością. Tekst piosenki był po angielsku, bo w tym języku lepiej mi się śpiewało a zapisane słowa lepiej brzmiały właśnie po angielsku i z muzyką lepiej się komponowały.

Popatrz na mnie,
Popatrz w moje oczy.
Czy widać w nich tęsknotę, którą czuję?
I czy pokazują, że chcę uciec i schować się
Przed tym uczuciem?

Przebacz mi teraz
Te momenty, kiedy nie byłam z tobą
Wszystkie twoje zmartwienia
Kiedy myślałeś, że nic mnie nie obchodzi
Ale bez względu na to co robię
Bez względu na to co mówią
Prawdą jest, że
Nadal Cię bardzo kocham

Mówisz, że wszystko jest dobrze i że wiesz, czego potrzebuję,
Że powinnam rozwinąć skrzydła i po prostu być wolna.
Chcę się rozpłakać i poddać, bo masz rację,
Ale wiem, że w moim sercu miłość do ciebie jest silna.

Chcę twoje serce
Przycisnąć  do mojego
Chcę zatopić siebie na zawsze w tym uczuciu.

Jednak w moich myślach wciąż jesteś przy mnie
Będę cię kochać w każdej chwili mojego życia
Przemierzyłabym wielkie jeziora by dotrzeć do ciebie
I nawet wieczność nie byłaby przeszkodą.

Więc gdy prosisz bym dalej żyła
Przyrzekam kochać cię w każdej chwili mojego życia,
wiem, że kiedyś, gdzieś cię znajdę
weźmiesz mnie w ramiona i uwolnisz
bo obiecaliśmy sobie
przyrzekliśmy z całych sił
że zostaniemy ze sobą
co najmniej na zawsze

Z tobą przezwyciężyłam tyle deszczowych i burzliwych dni
Chłód zimy zamieniliśmy na lato
Razem sprawialiśmy, że wszystko co złe stało się lepsze
Bez ciebie byłabym kimś innym
Bez ciebie straciłabym siebie


Po mojej twarzy spłynęło kilka łez, w trakcie śpiewania jak i po, ale wiedziałam, że musiałam dać radę bo robiłam to tylko dla Niego.
Gdy skończyłam rodzice wraz z Marcinem objęli mnie.
- To było piękne. - mama z łzami w oczach spojrzała na mnie.
- Myślisz, że słyszał? - popatrzyłam w górę, na lampiony które unosiły się coraz wyżej i pięknie oświetlały niebo.
- Jestem tego pewna. - mocno objęła ramieniem i razem spoglądałyśmy w wszechświat.

Ludzie żegnali się z nami i wracali do swoich domów. My wraz z Filipem zostaliśmy na chwilę, by w ciszy i samotności złożyć życzenia Maćkowi.


Mam nadzieję, że Wam się spodoba, czekam na opinie :)  

środa, 4 września 2013

The experience cz 73

Właśnie tego dnia kilkanaście lat temu On się urodził. On, mój starszy brat, którego już nigdy nie zobaczę. Zawsze urodziny spędzaliśmy razem i staraliśmy się, aby były niezapomniane, niezwykłe. Wtedy przyświecała nam myśl, że mają być takie, jakby nigdy jutra miałoby już nie być. Kiedyś to wydawało się być paradoksalne stwierdzenie, dosyć nierealne a teraz odzwierciedlało zaistniałą rzeczywistość.
Mimo wszystko chciałam, żeby te Jego urodziny były magiczne, żeby mógł poczuć naszą miłość, mimo że dzieliła nas wieczność, niezbadana odległość. Ale zanim to wszystko miało się wydarzyć, czekało mnie pójście do szkoły. Ubrałam się bardzo zwyczajnie, jeansy i czarną bokserka. Zanim zeszłam na dół poszłam do Marcina.
- Mogę? - uchyliłam drzwi do Jego pokoju. Mój brat właśnie się przebierał. Gdy tak patrzyłam na Niego zobaczyłam w nim nie swojego brata lecz bardzo przystojnego chłopaka. Przez głowę przeszła mi myśl, że czemu z takimi chłopakami muszę być spokrewniona, tak samo było z Maćkiem gdy jeszcze żył. Natomiast nie mogłam też narzekać na swojego chłopaka.
- Jasne chodź. Co tam? - Marcin zapinał koszulę gdy spojrzał na mnie. Podeszłam bliżej do Niego.
- Chciałam się tylko przytulić. - uśmiechnęłam się do Niego. Czułam, że to będzie ciężki dzień a ja rozpadałam się na tysiąc kawałków a przecież musiałam być silna.
- Będzie dobrze – przytulił mnie do siebie. Cała się w Niego wtuliłam. Czułam się niewidoczna w Jego ramionach, jakbym na chwilę zniknęła. Nic nie mówiłam tylko zbierałam siły, które miałam w sobie i łączyłam je z tymi, które otrzymywałam od brata. - Chodź na śniadanie. - delikatnie odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. Pokiwałam twierdząco głową i razem zeszliśmy na dół. Rodziców nie było więc sami robiliśmy sobie śniadanie. Czułam się źle tego dnia, jakby ktoś mnie torturował i zabierał cząstkę mnie. Nie sądziłam, że ten dzień będzie tak emocjonalnie wyczerpujący.
- Zawiozę Cię do szkoły – Marcin uśmiechnął się do mnie kiedy wspólnie siedzieliśmy przy stole. Chwilę zastanawiałam się nad Jego słowami ponieważ jeszcze przed chwilą skupiałam się na swoich uczuciach.
- Nie musisz, mogę jechać swoim samochodem.
- Żaden problem. Odbiorę Cię po lekcjach. O której kończysz? - miałam wrażenie, że zauważył iż nie byłam w formie. Był opiekuńczy i to sprawiało, że czułam się bezpiecznie a przede wszystkim czułam się kochana, co było dla mnie bardzo ważne, szczególnie w takim dniu.
- O 12. – lakonicznie odpowiedziałam na pytanie zadane przez brata.
- Kurczę to zrobimy inaczej. Ty mnie zawieziesz na uczelnię i pojedziesz do szkoły a potem po mnie przyjedziesz bo ja nie zdążę na 12. Najwyżej poczekasz chwilę na mnie – Marcin wstał od stołu i zaczął się zbierać a ja poszłam w Jego ślady.
- To pojadę swoim samochodem, nie załamię się po drodze ani nie rozpłaczę. - uśmiechnęłam się do niego chcąc rozwiać wszystkie trapiące Go wątpliwości.
- Nie dyskutuj tylko się zbieraj. Zjemy wspólnie obiad a potem zajmiemy się wieczorowym planem. - objął mnie ręką i wyszliśmy z domu. Przystałam na Jego koncepcję dzisiejszego dnia i zrobiłam tak jak powiedział.  Najpierw odwiozłam go na uczelnię a później pojechałam do szkoły. Na pierwszej lekcji wychowawczyni puściła nam film dotyczący uzależnień. Czytałam dużo książek w tym kierunku także nie byłam zainteresowana treściami z filmu bo to wszystko już wiedziałam. Jako, że nie miałam co robić to do głowy wpadł mi niecodzienny pomysł. Czułam się humanistką ale nigdy nie lubiłam pisać a w tamtym momencie miałam na to ochotę. W głowie miałam tysiące myśli, słów, które chciałam przekazać Maćkowi w tym Jego dniu. Zapragnęłam to spisać i zobaczyć co z tego wyjdzie. Z torby wyciągnęłam zeszyt i pośrodku zaczęłam pisać. Nie kontrolowałam tego, nie martwiłam się o gramatykę czy spójnością tego co pisałam, tylko dalej to robiłam. W głowie miałam coraz więcej słów ponieważ co chwilę pojawiały się nowe. Przewracałam kartkę za kartką gdyż brakowało mi miejsca. Gdy poczułam, że wyczerpałam pokłady weny, które w sobie miałam, przeczytałam wszystko co zapisałam i byłam dumna, do tego stopnia, że aż się wzruszyłam. Nie wiedziałam co się ze mną działo ale miałam wenę i dużo nowych pomysłów dotyczących tego co właśnie spisałam. Moje rozważania przerwał dzwonek ale wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Wszystko we mnie mówiło, że mam tego tak nie zostawiać. Czułam się bardzo zainspirowana i natchniona, co było dosyć dziwne ale czułam się z tym dobrze i to było moim motorem do działania.
Poszłam pod salę do angielskiego gdzie ujrzałam mojego chłopaka. Na Jego widok od razu moje usta ukształtowały się w uśmiech, nie miałam nad tym żadnej kontroli.
- Czemu się tak uśmiechasz? - przywitał mnie słodkim całusem i objął mnie w biodrach przysuwając blisko do siebie. Nie miałam powodów by się temu opierać.
- To na Twój widok. - rozpromieniałam. Poranny humor odszedł w niewiadomym kierunku i teraz czułam się wolna. Przy Nim moje troski i zmartwienia  nie miały miejsca. Kochałam Go i był najważniejszy.
- Cieszę się. Zapraszam Cię na obiad po lekcjach – w tym momencie zszedł mi uśmiech z twarzy. Czułam się niekomfortowo gdyż znów musiałam mu odmówić, to był kolejny raz w tym tygodniu kiedy Bartek mnie gdzieś zapraszał a ja miałam inne plany. - Masz już inne plany, prawda? - moja mina musiała wszystko mówić bo  słowa były zbędne. Miałam wyrzuty sumienia, że nie miałam czasu dla swojego chłopaka ale to całe zamieszanie z urodzinami Maćka pochłaniało mój wolny czas, a poza tym bardzo zbliżyłam się do drugiego brata, Marcina. Miałam wewnętrzną potrzebę spędzania z nim więcej czasu bo myślałam, że uda mi się nadrobić stracony czas, jak i zrobić zapasy na przyszłość, oczywiście miałam świadomość, że to nie działa w taki sposób, ale to było silniejsze ode mnie. Z dnia na dzień straciłam brata i czułam pustkę i poniekąd chciałam ją zapełnić Marcinem. Oni byli podobni do siebie ale oczywiście to tylko pozory. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy tylko odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Super. - Bartek wyraził swoje niezadowolenie a ja czułam się jeszcze gorzej. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co, zabrakło mi odwagi by się odezwać. Zauważyłam, że odwrócił się do mnie tyłem. Teraz to on mnie lekceważył.
- Po lekcjach mam jechać po Marcina a potem musimy kilka spraw przygotować na wieczór. Pamiętasz? Dzisiaj są Maćka urodziny - mój głos był cichy. On cały czas nie patrzył na mnie tylko w obraz za oknem. - Będziesz, prawda? - chciałam żeby Bartek był tam ze mną, mówiłam mu o tym kilka razy w przeciągu tygodnia. On nic nie odpowiadał co mnie denerwowało bo nie wiedziałam co myślał. - Powiedz coś.
- Będę. Daj znać kiedy znajdziesz wolny termin dla mnie w swoim kalendarzu. - to nie było miłe, był oschły ale widocznie zasłużyłam sobie na to. Nic już nie powiedział tylko wszedł do klasy a ja podążyłam za nim. Przez całą lekcję nie odezwał się do mnie słowem. Czułam się dziwnie jak tak nieruchomo siedział obok, równie dobrze mogłoby Go tam nie być. Po dzwonku spojrzał na mnie i poszedł. Nie dowierzałam Jego zachowaniu. Byłam winna i dostrzegałam to ale nie powinien mnie tak traktować. Poszłam na kolejne lekcje i wraz z dobrym humorem odeszła moja wena.
Po skończonych lekcjach od razu pojechałam po Marcina. W samochodzie było mi za gorąco więc postanowiłam zaczekać na brata na ławce przed uniwersytetem. Było bardzo słonecznie a kampus był oblegany przez studentów. Podobało mi się to otoczenie, panował tu taki inny wymiar. Miałam wrażenie, że ludzie byli bardzo życzliwi i tacy otwarci i wolni. Siedzieli na ławkach, chodnikach, trawie – wszędzie gdzie się dało. Jedni rozmawiali, inni się opalali a większość piła piwo. Gdy tak ich obserwowałam to po czasie podszedł Marcin z grupą kolegów.
- To moja siostra – Marcin podszedł mnie a gdy Go ujrzałam podniosłam się z ławki. Uśmiechnęłam się promiennie do stojących przede mną chłopaków. Od razu było widać, że nie byli biedni – dobrze i schludnie ubrani, znający najnowsze trendy w modzie. Byli bardzo zadbani i przy tym bardzo przystojni.
- Hej – czułam się onieśmielona i zawstydzona. Miałam wrażenie, że nie pasowałam do nich jak i do mojego brata. Ubrana w zwykłe ciemne jeansy i czarną bokserkę wyglądałam dosyć biednie. Kiedyś śledziłam modę, bawiłam się nią a teraz moje ubrania były zwykłe, nijakie. To wszystko zmieniło się po śmierci Maćka, od tamtej pory nie miałam ochoty na bycie modną.
- Poznaj Michała, Kamila i Łukasza. - Marcin objął mnie ramieniem a ja uśmiechnęłam się speszona.
- Gosia – przedstawiłam i nie zdążyłam już nic powiedzieć bo Marcin doszedł do słowa.
- Może pójdziecie z nami coś zjeść? - zwrócił się do kolegów.
- A Ty nie masz nic przeciwko? - Kamil spojrzał na mnie a ja czułam się zaskoczona.
- Nie, będzie mi miło – zdobyłam się na wyżyny uprzejmości a w sumie nie musiałam się wysilać, bo naprawdę było mi miło. Lubię poznawać nowych ludzi a oni wydawali się być mili. Tylko szkoda mi było, że wyglądałam tak jak wyglądałam ale musiałam to nadrobić intelektem.
- To jedziemy, daj kluczyki – niechętnie spojrzałam na brata i wszyscy pojechaliśmy na włoskiej knajpy. Obiad minął nam w bardzo miłej atmosferze, rozmawialiśmy i żartowaliśmy sobie cały czas, a to z siebie nawzajem a to z ludzi. Było śmiesznie i tak luźno, dawno nie miałam takiego popołudnia. Pozwoliło mi to odpocząć i nabrać siły przed wieczornym starciem z własnymi siłami.
Po zjedzonym obiedzie odwieźliśmy chłopaków i pojechaliśmy do domu szykować się na wieczorną mszę. Musieliśmy również dopracować każdy szczegół dotyczący urodzin Maćka.


Mieliśmy jeszcze 4 godziny do Mszy. Przypomniałam sobie o tym co napisałam w szkole, wyciągnęłam z torby zeszyt i jeszcze raz przeczytałam to co stworzyłam. W głowie miałam do tych słów melodię i wpadłam na pomysł by stworzyć piosenkę. Potrzebowałam melodii, nie musiałam się zbyt długo zastanawiać skąd wziąć podkład. Od razu poszłam do Marcina.
- Jest sprawa – nie pukając weszłam do pokoju brata. Weszłam jak do siebie, bez żadnego skrępowania. Nie mieliśmy czasu więc nie chciałam bawić się w pukanie do drzwi.
- Mogłabyś czasem pukać – przeniósł wzrok na mnie.
- Pamiętasz jeszcze jak gra się na gitarze? - spojrzał na mnie jak na wariatkę. Marcin jak był w szkole podstawowej, około 6 klasy, grał na gitarze, od tamtego czasu minęło 7 lat.
- O matko. Kilka lat nie grałem a co?

- Bierz gitarę i chodź do mnie – nie czekałam na Jego reakcję tylko poszłam do swojego pokoju. Chwilę musiałam czekać zanim Marcin wszedł z gitarą i usiadł na kanapie, naprzeciwko mnie. Przedstawiłam mu plan, pokazałam słowa, przedstawiłam koncepcję i zabraliśmy się za ćwiczenie. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Ja musiałam zapamiętać słowa a on skomponować i nauczyć się muzyki. Nie przestawaliśmy nawet na chwilę, mieliśmy motywację. Z moim śpiewaniem bywało różnie. Kiedyś, jak byłam mała to mama zapisała mnie do chóru szkolnego bo ciągle pod nosem sobie coś nuciłam. Po jakimś czasie zwyczajnie mnie to znudziło i przestałam. Mimo wszystko miło było wrócić do dawnych czasów. Lubiłam śpiewać i Maciek był osobą, która lubiła mnie słuchać, często też mnie przedrzeźniał ale zawsze miał dobre intencje.


Mam nadzieję, że się podoba :)
Piszcie jak Wasze pierwsze dni w szkole, jestem bardzo ciekawa Waszych odczuć :) 

niedziela, 1 września 2013

The experience cz 72

Pierwszy dzień w szkole po tak długiej przerwie zawsze był inny i bardziej stresujący, ale to był nieunikniony element naszego życia. Gdy wstałam było już po 7, za dużo czasu nie miałam, więc od razu zaczęłam się szykować. Pogoda nas naprawdę rozpieszczała i zapowiadał się bardzo gorący dzień. Z garderoby wybrałam czarną haftowaną sukienkę, która sięgała mi do połowy uda, do tego założyłam cieliste balerinki i kremowy sweterek. Włosy zostawiłam pokręcone a makijaż miałam bardzo delikatny.
Na dole przy stole siedziała już cała rodzina. Mama z tatą byli bardzo opaleni. Swój weekend spędzili w Grecji. Każdy wyglądał na wypoczętego.
- Jak Twój weekend? - tato spojrzał na mnie kiedy dosiadłam się do stołu. Nie mieliśmy wczoraj czasu porozmawiać gdyż rodzice późno wrócili. Uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie wyjazdu.
- Dobrze. Odpoczęliśmy sobie. Nawet żeglowaliśmy co było dla mnie sporym przeżyciem, ale tak to bardzo spokojnie było. Na miejscu był też Bartka tata z rodziną – nie patrzyłam na domowników ale można było się domyślić, że ostatnie wypowiedziane przede mnie zdanie, wywołało poruszenie spowodowane zdziwieniem bo mieliśmy z Bartkiem być tam sami.
- Jak to? Z rodziną? - Marcin dołączył się do naszej rozmowy. Czułam, że to pytanie cisnęło się także rodzicom na usta. Nie pozostało mi nic innego jak przejść do wyjaśnień.
- Jego tata ma żonę i 4 letnią córkę. Oni również postanowili spędzić majówkę na Mazurach ale było bardzo fajnie, bez żadnych krępujących sytuacji. Marcin odwieziesz mnie do szkoły? - spojrzałam na brata gdy zobaczyłam, że godzina nagliła. Chciałam skończyć ten temat ponieważ nie chciałam opowiadać o Bartka problemach, nie czułam się do tego upoważniona. A dodatkowo nie było się czym chwalić, szczególnie tym, że ich wizyta nas naprawdę zaskoczyła i wcale nie było tak spokojnie.
- Jasne ale musimy się już zbierać – od razu wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do wyjścia. - W piątek są Maćka urodziny i mam pewien plan. Na 18 jest Msza prawda? - jechaliśmy już do szkoły. Odwiezienie przez Marcina było tylko pretekstem do rozmowy, tak by rodzice niczego nie zauważyli.
- No i co dalej wymyśliłaś? Czuję, że masz już jakiś plan – był moim starszym bratem i znał mnie bardzo dobrze. Byłam świadoma tego, że w obecnej sytuacji Marcin był najlepszym sprzymierzeńcem, więc postanowiłam to wykorzystać.
- Myślisz, że dałoby radę przenieść ją na 20? Mój plan będzie efektywniejszy jeśli będzie ciemno. Od tego wszystko zależy. Zaprosiłabym najbliższych znajomych i rodzinę. Oczywiście kto będzie miał ochotę to przyjdzie – byliśmy już pod szkołą a Marcin filtrował mnie wzorkiem jakby chciał zeskanować moje myśli.
- Nie wiem. To z księdzem trzeba załatwić. Mogę się tym zająć. O 15 kończę zajęcia to pojadę do Niego i pogadam. - Marcin uśmiechnął się w moją stronę. Cieszyłam się, że mimo iż nie wiedział jaki miałam pomysł to wchodził w to i chciał mi pomóc go zrealizować.
- To przyjedź po mnie i razem z nim porozmawiamy. Akurat kończę lekcje o 15. – w mojej głowie bardzo szybko tworzyły się inne plany. Byłam osobą, która lubiła sama dopilnować pewnych spraw by być pewną, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik i wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła.
- Dobra – pocałował mnie w policzek i wyszłam z samochodu. Byłam prawie spóźniona i na lekcję niemalże wbiegłam. Nauczyciel surowo na mnie spojrzał a ja pomijając Jego wzrok, zajęłam miejsce w ławce i zamiast skupić się na lekcji, doprecyzowywałam plan na „imprezę” urodzinową zmarłego Brata.
Na przerwie obiadowej spotkałam się z Bartkiem na stołówce. Siedział przy stoliku z kumplem. Najpierw wzięłam jedzenie a potem dosiadłam się do chłopaków.
- Cześć – uśmiechnęłam się przyjaźnie i zajęłam miejsce obok chłopaka. Zdziwiło mnie ich zachowanie, ponieważ nagle zamilkli.
- Będę leciał. Hej – Karol poderwał się z krzesła i już go nie było. Nim zdążyłam się za nim obejrzeć to już straciłam Go z pola widzenia.
- Czy mi się wydaje, czy on mnie unika? - miałam grymas na twarzy bo nie rozumiałam Jego zachowania. Między nami było ok, przynajmniej mi się tak wydawało.
- Nie, no co Ty. Po prostu kręci z Asią i nie chciał Cię w to wciągać. – Bartek miło spojrzał na mnie. Jego słowa bardzo mnie zaskoczyły i nie wiedziałam jak zareagować. W sumie nie bardzo mnie interesowało to, że chciał być z Asią. Dla mnie to już była przeszłość i nic mi było do tego. Na pewno nie chciałam się jej odwdzięczać tym co mi zrobiła. - Widzimy się dzisiaj po lekcjach Zapraszam Cię na spacer i lody
- Umówiłam się z Marcinem, że mnie odbierze  –  z grymasem na twarzy musiałam odmówić Bartkowi. Nie chciałam zdradzać mu swoich planów. Im mniej osób o tym wiedziało tym było lepiej.
- Nie możesz tego odwołać? Później Cię odwiozę do domu – nie dawał za wygraną. Nie wiedziałam jak się wymigać od tego, a nie chciałam Go oszukiwać.
- Mamy coś do załatwieni, obiecałam Marcinowi. - wzięłam się za jedzenie by odbiec od poruszonego tematu, ale  to też długo nie potrwało bo zadzwonił dzwonek. Poderwaliśmy się ze swoich siedzeń i zebraliśmy się na angielski.
- Rozumiem. To może jutro? - złapał mnie za rękę i szliśmy korytarzem na docelowe miejsce. Tą lekcję mieliśmy mieć razem. Stęskniłam się za siedzeniem z nim w jednej ławce. Nie wiem czym to było spowodowane ale bardzo to lubiłam.
- Zgadamy się jeszcze ok? - uśmiechnęłam się by odwiać wszystkie Jego wątpliwości. Nie chciałam też mu czegoś obiecywać a później odwoływać. Przez kolejne dni czekało mnie dużo pracy i załatwiania pewnych spraw dotyczących założonego planu.
- No dobra. Ale nie podoba mi się to, że nie mogę umówić się ze swoją dziewczyną, bo ona ma jakieś tajemnice przede mną. - jego ton głosu był umiarkowanie miły ale słychać było nutkę złości. Był ostrożny w swych słowach jakby chciał kontrolować sytuację. Nie pozostawało mi nic innego jak wszystko obrócić w luźny żart.
- Tyle czasu ze mną spędziłeś i jeszcze nie masz mnie dosyć? - żartobliwie wypowiedziałam te słowa chcąc poprawić atmosferę jaka zagościła pomiędzy nami.
- Nigdy – nie patrzył na mnie ale mimo to czułam Jego miłość, która wypełniała mnie po brzegi i byłam szczęśliwa. Istniały różne teorie, że zakochanemu człowiekowi nic się nie chce i nawet nie potrzebuje jedzenia, czy że człowiek żyje tylko tą miłością. Mnie ona uskrzydlała i powracałam do życia. Nie miałam problemu z jedzeniem czy z innymi czynnościami, które do tej pory przychodziły mi z trudem. Miałam motor do działania i chciałam więcej, przede wszystkim więcej od siebie wymagałam.
Lekcje przebiegły normalnie, tak jak to w szkole. Z Bartkiem się już nie widziałam od lekcji angielskiego. Fajne było dla mnie to, że mimo iż byliśmy parą nie musieliśmy 24 godzin na dobę razem spędzać. Nie musieliśmy też  podczas każdej przerwy przebywać w swoim towarzystwie, że każde z nas miało niezależność i jakieś swoje życie poza związkiem, co w cale nie było łatwe.
Marcin czekał na mnie pod szkołą i od razu pojechaliśmy do znajomego księdza. Znaliśmy go od dzieciństwa. To on udzielał nam chrztu, komunii, bierzmowania. Odprawiał każdą rodzinną mszę. Traktowałam Go jak przyjaciela rodziny.
- Szczęść Boże – uśmiechnęłam się gdy ksiądz otworzył nam drzwi do plebanii. Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy stole. Byłam trochę zestresowana tą rozmową ale miałam głęboką nadzieję, że wszystko się uda.
- Co Was do mnie sprowadza, dzieciaki? - był bardzo sympatyczny i otaczał ludzi niesamowitym ciepłem. Ludzie bardzo Go lubili. Dbał o kościół i zdrową atmosferę na plebanii. Nigdy nikt nie mógł mu niczego złego zarzucić.  
- Chcieliśmy się zapytać o piątkową Mszę za Maćka – Marcin rozpoczął rozmowę a ja się tylko przysłuchiwałam. Ksiądz wstał i z biurka wziął swój kalendarz sprawdzając rozpiskę. Dokładnie przyglądałam się Jego poczynaniom i śledziłam Jego ruchu.
- No tak, urodzinowa o 18 – ksiądz podniósł na nas wzrok i z powrotem usiadł zamykając kalendarz.
- Można by ją tak przenieść na 20? - Marcin sympatycznym głosem zwrócił się z pytaniem do starszego mężczyzny, na którego twarzy pojawiły się drobne zmarszczki ze zdziwienia.
- Dlaczego? Z reguły ostatnia Msza odprawiana jest o 18 – zaczynały się schody. Wtedy Marcin spojrzał na mnie dając mi znać bym przekonała Go swoim planem. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam miło wyjaśnić księdzu dlaczego tak na tym nam zależało.
- Maciek ma urodziny i chcieliśmy je jakoś uczcić, oczywiście w należyty sposób. To nie będzie żadna impreza ale zaznaczenie Jego na tym świecie. Obiecałam mu, że będzie pięknie i tak chcę by było, ale potrzebuję do tego zmroku – miałam nadzieję, że takie odchylenie rąbka tajemnicy pozwoli nam na przeniesienie eucharystii.
- No dobrze jak tak chcecie to żaden problem. Tylko bez głośnej muzyki, alkoholu i fajerwerk. - pogroził nam palcem. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi na Jego słowa. Tego w moim planie na szczęście nie było.
- Jasna sprawa – rozpromieniałam i powtórowałam duchownemu.
- Marcin zostawisz nas samych ? Na chwilkę - ksiądz spojrzał na mojego brata co spowodowało zdziwienie na naszych twarzach. Nie wiedziałam czego się spodziewać i co to zwiastowało.
- Poczekam na zewnątrz – Marcin na pożegnanie uścisnął dłoń księdza i wyszedł. Z kolei ten usiadł bliżej mnie i swoimi oczami dokładnie przypatrywał się mojej twarzy.
- Jak się czujesz? – troskliwie spojrzał na mnie a ja wzrokiem uciekłam w stronę okna. Było mi trudno z Nim o tym rozmawiać ponieważ rozmawiając z Nim, czułam jakbym mówiła do Boga, którego oszukać nie mogłam i nie chciałam. To była chwila prawdziwej szczerości dla mnie i przyznanie się do tego, że wcale nie było tak kolorowo jakby mogło się z zewnątrz wydawać.
- Tęsknię za nim ale wiem, że muszę się wziąć w garść, dla Niego. Najchętniej leżałabym cały czas w  łóżku i oglądała wspólne zdjęcia, filmy. Dużo trudu kosztuje mnie normalne funkcjonowanie. Miewam słabsze momenty, kiedy zaczynają mnie piec oczy i w środku zaczyna mnie palić, ale staram się z tym żyć. Nic innego mi nie pozostało. – nie odważyłam się spojrzeć na księdza. Maltretowałam swe dłonie, przenosząc na nie cały ciężar jaki mną targał.
- Nie wyglądasz najlepiej, bardzo schudłaś. Pamiętaj, że musisz iść do przodu. Czas leczy rany i tego wszystkiego nie da się przyspieszyć. Pamiętaj też, że tak Bóg chciał i nie złość się na Niego, nie odwracaj się, bo przy nim jest Twój brat – złapał mnie za rękę i dopiero wtedy spojrzałam na niego. Mił rację ale łatwiej było mówić.
- Dziękuję. Wiem o tym, ale to nie jest łatwe. Wierzę, że najgorsze chwile mam już za sobą, przynajmniej mam taką nadzieję. Teraz chcę urządzić Maćkowi piękne urodziny – wstając z miejsca pożegnałam się z księdzem, który uraczył mnie mocnym uściskiem i dołączyłam do Marcina.
- Jedziemy do domu? - spojrzał na mnie pytająco gdy wsiadałam do samochodu.
- Tak, musimy podzwonić do ludzi i ogarnąć parę rzeczy. - nie zdradzałam za wiele bo jak najwięcej chciałam utrzymać w tajemnicy.
- Zbyt wylewna nie jesteś – Marcin pokręcił głową i ruszył.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.


W domu rozmawialiśmy z rodzicami o przełożonej mszy i nie mieli z tym problemu. Dzwoniliśmy po najbliższych znajomych i rodzinie o Mszy. Oczywiście nikt nie był przymuszony do przyjścia. Z naszych obliczeń wyszło, że będzie około 30 osób. W związku z tym musiałam załatwić inną sprawę. Miałam nadzieję, że to wszystko będzie wyglądać tak jak w mojej wyobraźni a Maćkowi się spodoba i da nam jakiś znak.


Większość z Was wraca jutro do szkoły i kończą się Wam wakacje ale pamiętajcie, za rok znowu będą. Życzę Wam abyście się nie stresowały i z uśmiechem przekroczyły próg szkoły. Pamiętajcie, każdy dzień będzie nową przygodą i nie zmarnujcie tego. Nigdy już nie będziecie w takim momencie, nie przeżyjecie ponownie danego dnia, więc żyjcie pełną parą. To, że trzeba wrócić do szkoły wcale nie oznacza, że kończą się przygody, jeszcze ich wiele przed Wami, jak i tych dobrych jak i złych, ale nie poddawajcie się. Ja wierzę w Was tak samo jak Wy we mnie, więc podnieście głowę do góry i uśmiechnijcie się, bo życie jest piękne. 
Jutro będę stresowała się razem z Wami ponieważ zaczynam swoje miesięczne praktyki i dla mnie poniekąd też wakacje się nie skończyły, ale wiem, że czeka mnie masa doświadczeń i już nie mogę się tego doczekać. Zapraszam Was do czytania i komentowania a już niedługo kolejna część :)