środa, 4 września 2013

The experience cz 73

Właśnie tego dnia kilkanaście lat temu On się urodził. On, mój starszy brat, którego już nigdy nie zobaczę. Zawsze urodziny spędzaliśmy razem i staraliśmy się, aby były niezapomniane, niezwykłe. Wtedy przyświecała nam myśl, że mają być takie, jakby nigdy jutra miałoby już nie być. Kiedyś to wydawało się być paradoksalne stwierdzenie, dosyć nierealne a teraz odzwierciedlało zaistniałą rzeczywistość.
Mimo wszystko chciałam, żeby te Jego urodziny były magiczne, żeby mógł poczuć naszą miłość, mimo że dzieliła nas wieczność, niezbadana odległość. Ale zanim to wszystko miało się wydarzyć, czekało mnie pójście do szkoły. Ubrałam się bardzo zwyczajnie, jeansy i czarną bokserka. Zanim zeszłam na dół poszłam do Marcina.
- Mogę? - uchyliłam drzwi do Jego pokoju. Mój brat właśnie się przebierał. Gdy tak patrzyłam na Niego zobaczyłam w nim nie swojego brata lecz bardzo przystojnego chłopaka. Przez głowę przeszła mi myśl, że czemu z takimi chłopakami muszę być spokrewniona, tak samo było z Maćkiem gdy jeszcze żył. Natomiast nie mogłam też narzekać na swojego chłopaka.
- Jasne chodź. Co tam? - Marcin zapinał koszulę gdy spojrzał na mnie. Podeszłam bliżej do Niego.
- Chciałam się tylko przytulić. - uśmiechnęłam się do Niego. Czułam, że to będzie ciężki dzień a ja rozpadałam się na tysiąc kawałków a przecież musiałam być silna.
- Będzie dobrze – przytulił mnie do siebie. Cała się w Niego wtuliłam. Czułam się niewidoczna w Jego ramionach, jakbym na chwilę zniknęła. Nic nie mówiłam tylko zbierałam siły, które miałam w sobie i łączyłam je z tymi, które otrzymywałam od brata. - Chodź na śniadanie. - delikatnie odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. Pokiwałam twierdząco głową i razem zeszliśmy na dół. Rodziców nie było więc sami robiliśmy sobie śniadanie. Czułam się źle tego dnia, jakby ktoś mnie torturował i zabierał cząstkę mnie. Nie sądziłam, że ten dzień będzie tak emocjonalnie wyczerpujący.
- Zawiozę Cię do szkoły – Marcin uśmiechnął się do mnie kiedy wspólnie siedzieliśmy przy stole. Chwilę zastanawiałam się nad Jego słowami ponieważ jeszcze przed chwilą skupiałam się na swoich uczuciach.
- Nie musisz, mogę jechać swoim samochodem.
- Żaden problem. Odbiorę Cię po lekcjach. O której kończysz? - miałam wrażenie, że zauważył iż nie byłam w formie. Był opiekuńczy i to sprawiało, że czułam się bezpiecznie a przede wszystkim czułam się kochana, co było dla mnie bardzo ważne, szczególnie w takim dniu.
- O 12. – lakonicznie odpowiedziałam na pytanie zadane przez brata.
- Kurczę to zrobimy inaczej. Ty mnie zawieziesz na uczelnię i pojedziesz do szkoły a potem po mnie przyjedziesz bo ja nie zdążę na 12. Najwyżej poczekasz chwilę na mnie – Marcin wstał od stołu i zaczął się zbierać a ja poszłam w Jego ślady.
- To pojadę swoim samochodem, nie załamię się po drodze ani nie rozpłaczę. - uśmiechnęłam się do niego chcąc rozwiać wszystkie trapiące Go wątpliwości.
- Nie dyskutuj tylko się zbieraj. Zjemy wspólnie obiad a potem zajmiemy się wieczorowym planem. - objął mnie ręką i wyszliśmy z domu. Przystałam na Jego koncepcję dzisiejszego dnia i zrobiłam tak jak powiedział.  Najpierw odwiozłam go na uczelnię a później pojechałam do szkoły. Na pierwszej lekcji wychowawczyni puściła nam film dotyczący uzależnień. Czytałam dużo książek w tym kierunku także nie byłam zainteresowana treściami z filmu bo to wszystko już wiedziałam. Jako, że nie miałam co robić to do głowy wpadł mi niecodzienny pomysł. Czułam się humanistką ale nigdy nie lubiłam pisać a w tamtym momencie miałam na to ochotę. W głowie miałam tysiące myśli, słów, które chciałam przekazać Maćkowi w tym Jego dniu. Zapragnęłam to spisać i zobaczyć co z tego wyjdzie. Z torby wyciągnęłam zeszyt i pośrodku zaczęłam pisać. Nie kontrolowałam tego, nie martwiłam się o gramatykę czy spójnością tego co pisałam, tylko dalej to robiłam. W głowie miałam coraz więcej słów ponieważ co chwilę pojawiały się nowe. Przewracałam kartkę za kartką gdyż brakowało mi miejsca. Gdy poczułam, że wyczerpałam pokłady weny, które w sobie miałam, przeczytałam wszystko co zapisałam i byłam dumna, do tego stopnia, że aż się wzruszyłam. Nie wiedziałam co się ze mną działo ale miałam wenę i dużo nowych pomysłów dotyczących tego co właśnie spisałam. Moje rozważania przerwał dzwonek ale wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Wszystko we mnie mówiło, że mam tego tak nie zostawiać. Czułam się bardzo zainspirowana i natchniona, co było dosyć dziwne ale czułam się z tym dobrze i to było moim motorem do działania.
Poszłam pod salę do angielskiego gdzie ujrzałam mojego chłopaka. Na Jego widok od razu moje usta ukształtowały się w uśmiech, nie miałam nad tym żadnej kontroli.
- Czemu się tak uśmiechasz? - przywitał mnie słodkim całusem i objął mnie w biodrach przysuwając blisko do siebie. Nie miałam powodów by się temu opierać.
- To na Twój widok. - rozpromieniałam. Poranny humor odszedł w niewiadomym kierunku i teraz czułam się wolna. Przy Nim moje troski i zmartwienia  nie miały miejsca. Kochałam Go i był najważniejszy.
- Cieszę się. Zapraszam Cię na obiad po lekcjach – w tym momencie zszedł mi uśmiech z twarzy. Czułam się niekomfortowo gdyż znów musiałam mu odmówić, to był kolejny raz w tym tygodniu kiedy Bartek mnie gdzieś zapraszał a ja miałam inne plany. - Masz już inne plany, prawda? - moja mina musiała wszystko mówić bo  słowa były zbędne. Miałam wyrzuty sumienia, że nie miałam czasu dla swojego chłopaka ale to całe zamieszanie z urodzinami Maćka pochłaniało mój wolny czas, a poza tym bardzo zbliżyłam się do drugiego brata, Marcina. Miałam wewnętrzną potrzebę spędzania z nim więcej czasu bo myślałam, że uda mi się nadrobić stracony czas, jak i zrobić zapasy na przyszłość, oczywiście miałam świadomość, że to nie działa w taki sposób, ale to było silniejsze ode mnie. Z dnia na dzień straciłam brata i czułam pustkę i poniekąd chciałam ją zapełnić Marcinem. Oni byli podobni do siebie ale oczywiście to tylko pozory. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy tylko odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Super. - Bartek wyraził swoje niezadowolenie a ja czułam się jeszcze gorzej. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co, zabrakło mi odwagi by się odezwać. Zauważyłam, że odwrócił się do mnie tyłem. Teraz to on mnie lekceważył.
- Po lekcjach mam jechać po Marcina a potem musimy kilka spraw przygotować na wieczór. Pamiętasz? Dzisiaj są Maćka urodziny - mój głos był cichy. On cały czas nie patrzył na mnie tylko w obraz za oknem. - Będziesz, prawda? - chciałam żeby Bartek był tam ze mną, mówiłam mu o tym kilka razy w przeciągu tygodnia. On nic nie odpowiadał co mnie denerwowało bo nie wiedziałam co myślał. - Powiedz coś.
- Będę. Daj znać kiedy znajdziesz wolny termin dla mnie w swoim kalendarzu. - to nie było miłe, był oschły ale widocznie zasłużyłam sobie na to. Nic już nie powiedział tylko wszedł do klasy a ja podążyłam za nim. Przez całą lekcję nie odezwał się do mnie słowem. Czułam się dziwnie jak tak nieruchomo siedział obok, równie dobrze mogłoby Go tam nie być. Po dzwonku spojrzał na mnie i poszedł. Nie dowierzałam Jego zachowaniu. Byłam winna i dostrzegałam to ale nie powinien mnie tak traktować. Poszłam na kolejne lekcje i wraz z dobrym humorem odeszła moja wena.
Po skończonych lekcjach od razu pojechałam po Marcina. W samochodzie było mi za gorąco więc postanowiłam zaczekać na brata na ławce przed uniwersytetem. Było bardzo słonecznie a kampus był oblegany przez studentów. Podobało mi się to otoczenie, panował tu taki inny wymiar. Miałam wrażenie, że ludzie byli bardzo życzliwi i tacy otwarci i wolni. Siedzieli na ławkach, chodnikach, trawie – wszędzie gdzie się dało. Jedni rozmawiali, inni się opalali a większość piła piwo. Gdy tak ich obserwowałam to po czasie podszedł Marcin z grupą kolegów.
- To moja siostra – Marcin podszedł mnie a gdy Go ujrzałam podniosłam się z ławki. Uśmiechnęłam się promiennie do stojących przede mną chłopaków. Od razu było widać, że nie byli biedni – dobrze i schludnie ubrani, znający najnowsze trendy w modzie. Byli bardzo zadbani i przy tym bardzo przystojni.
- Hej – czułam się onieśmielona i zawstydzona. Miałam wrażenie, że nie pasowałam do nich jak i do mojego brata. Ubrana w zwykłe ciemne jeansy i czarną bokserkę wyglądałam dosyć biednie. Kiedyś śledziłam modę, bawiłam się nią a teraz moje ubrania były zwykłe, nijakie. To wszystko zmieniło się po śmierci Maćka, od tamtej pory nie miałam ochoty na bycie modną.
- Poznaj Michała, Kamila i Łukasza. - Marcin objął mnie ramieniem a ja uśmiechnęłam się speszona.
- Gosia – przedstawiłam i nie zdążyłam już nic powiedzieć bo Marcin doszedł do słowa.
- Może pójdziecie z nami coś zjeść? - zwrócił się do kolegów.
- A Ty nie masz nic przeciwko? - Kamil spojrzał na mnie a ja czułam się zaskoczona.
- Nie, będzie mi miło – zdobyłam się na wyżyny uprzejmości a w sumie nie musiałam się wysilać, bo naprawdę było mi miło. Lubię poznawać nowych ludzi a oni wydawali się być mili. Tylko szkoda mi było, że wyglądałam tak jak wyglądałam ale musiałam to nadrobić intelektem.
- To jedziemy, daj kluczyki – niechętnie spojrzałam na brata i wszyscy pojechaliśmy na włoskiej knajpy. Obiad minął nam w bardzo miłej atmosferze, rozmawialiśmy i żartowaliśmy sobie cały czas, a to z siebie nawzajem a to z ludzi. Było śmiesznie i tak luźno, dawno nie miałam takiego popołudnia. Pozwoliło mi to odpocząć i nabrać siły przed wieczornym starciem z własnymi siłami.
Po zjedzonym obiedzie odwieźliśmy chłopaków i pojechaliśmy do domu szykować się na wieczorną mszę. Musieliśmy również dopracować każdy szczegół dotyczący urodzin Maćka.


Mieliśmy jeszcze 4 godziny do Mszy. Przypomniałam sobie o tym co napisałam w szkole, wyciągnęłam z torby zeszyt i jeszcze raz przeczytałam to co stworzyłam. W głowie miałam do tych słów melodię i wpadłam na pomysł by stworzyć piosenkę. Potrzebowałam melodii, nie musiałam się zbyt długo zastanawiać skąd wziąć podkład. Od razu poszłam do Marcina.
- Jest sprawa – nie pukając weszłam do pokoju brata. Weszłam jak do siebie, bez żadnego skrępowania. Nie mieliśmy czasu więc nie chciałam bawić się w pukanie do drzwi.
- Mogłabyś czasem pukać – przeniósł wzrok na mnie.
- Pamiętasz jeszcze jak gra się na gitarze? - spojrzał na mnie jak na wariatkę. Marcin jak był w szkole podstawowej, około 6 klasy, grał na gitarze, od tamtego czasu minęło 7 lat.
- O matko. Kilka lat nie grałem a co?

- Bierz gitarę i chodź do mnie – nie czekałam na Jego reakcję tylko poszłam do swojego pokoju. Chwilę musiałam czekać zanim Marcin wszedł z gitarą i usiadł na kanapie, naprzeciwko mnie. Przedstawiłam mu plan, pokazałam słowa, przedstawiłam koncepcję i zabraliśmy się za ćwiczenie. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Ja musiałam zapamiętać słowa a on skomponować i nauczyć się muzyki. Nie przestawaliśmy nawet na chwilę, mieliśmy motywację. Z moim śpiewaniem bywało różnie. Kiedyś, jak byłam mała to mama zapisała mnie do chóru szkolnego bo ciągle pod nosem sobie coś nuciłam. Po jakimś czasie zwyczajnie mnie to znudziło i przestałam. Mimo wszystko miło było wrócić do dawnych czasów. Lubiłam śpiewać i Maciek był osobą, która lubiła mnie słuchać, często też mnie przedrzeźniał ale zawsze miał dobre intencje.


Mam nadzieję, że się podoba :)
Piszcie jak Wasze pierwsze dni w szkole, jestem bardzo ciekawa Waszych odczuć :) 

4 komentarze:

  1. Kocham to dalej^^

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne :* - mika

    OdpowiedzUsuń
  3. Super pisz szybko;* W szkole straszne nudy Pso i te sprawy prawie zasypiam na lekcjach. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Super część :) Pisz szybko :)
    A w szkole nudno :/ trochę nowych twarzy :P

    OdpowiedzUsuń