Właśnie tego dnia kilkanaście lat temu On się urodził. On,
mój starszy brat, którego już nigdy nie zobaczę. Zawsze urodziny spędzaliśmy
razem i staraliśmy się, aby były niezapomniane, niezwykłe. Wtedy przyświecała
nam myśl, że mają być takie, jakby nigdy jutra miałoby już nie być. Kiedyś to wydawało
się być paradoksalne stwierdzenie, dosyć nierealne a teraz odzwierciedlało
zaistniałą rzeczywistość.
Mimo wszystko chciałam, żeby te Jego urodziny były
magiczne, żeby mógł poczuć naszą miłość, mimo że dzieliła nas wieczność,
niezbadana odległość. Ale zanim to wszystko miało się wydarzyć, czekało mnie
pójście do szkoły. Ubrałam się bardzo zwyczajnie, jeansy i czarną bokserka.
Zanim zeszłam na dół poszłam do Marcina.
- Mogę? - uchyliłam drzwi do Jego pokoju. Mój brat właśnie
się przebierał. Gdy tak patrzyłam na Niego zobaczyłam w nim nie swojego brata
lecz bardzo przystojnego chłopaka. Przez głowę przeszła mi myśl, że czemu z
takimi chłopakami muszę być spokrewniona, tak samo było z Maćkiem gdy jeszcze
żył. Natomiast nie mogłam też narzekać na swojego chłopaka.
- Jasne chodź. Co tam? - Marcin zapinał koszulę gdy
spojrzał na mnie. Podeszłam bliżej do Niego.
- Chciałam się tylko przytulić. - uśmiechnęłam się do
Niego. Czułam, że to będzie ciężki dzień a ja rozpadałam się na tysiąc kawałków
a przecież musiałam być silna.
- Będzie dobrze – przytulił mnie do siebie. Cała się w
Niego wtuliłam. Czułam się niewidoczna w Jego ramionach, jakbym na chwilę
zniknęła. Nic nie mówiłam tylko zbierałam siły, które miałam w sobie i łączyłam
je z tymi, które otrzymywałam od brata. - Chodź na śniadanie. - delikatnie
odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy. Pokiwałam twierdząco głową i razem
zeszliśmy na dół. Rodziców nie było więc sami robiliśmy sobie śniadanie. Czułam
się źle tego dnia, jakby ktoś mnie torturował i zabierał cząstkę mnie. Nie
sądziłam, że ten dzień będzie tak emocjonalnie wyczerpujący.
- Zawiozę Cię do szkoły – Marcin uśmiechnął się do mnie
kiedy wspólnie siedzieliśmy przy stole. Chwilę zastanawiałam się nad Jego
słowami ponieważ jeszcze przed chwilą skupiałam się na swoich uczuciach.
- Nie musisz, mogę jechać swoim samochodem.
- Żaden problem. Odbiorę Cię po lekcjach. O której
kończysz? - miałam wrażenie, że zauważył iż nie byłam w formie. Był opiekuńczy
i to sprawiało, że czułam się bezpiecznie a przede wszystkim czułam się
kochana, co było dla mnie bardzo ważne, szczególnie w takim dniu.
- O 12. – lakonicznie odpowiedziałam na pytanie zadane
przez brata.
- Kurczę to zrobimy inaczej. Ty mnie zawieziesz na uczelnię
i pojedziesz do szkoły a potem po mnie przyjedziesz bo ja nie zdążę na 12.
Najwyżej poczekasz chwilę na mnie – Marcin wstał od stołu i zaczął się zbierać
a ja poszłam w Jego ślady.
- To pojadę swoim samochodem, nie załamię się po drodze ani
nie rozpłaczę. - uśmiechnęłam się do niego chcąc rozwiać wszystkie trapiące Go wątpliwości.
- Nie dyskutuj tylko się zbieraj. Zjemy wspólnie obiad a
potem zajmiemy się wieczorowym planem. - objął mnie ręką i wyszliśmy z domu.
Przystałam na Jego koncepcję dzisiejszego dnia i zrobiłam tak jak
powiedział. Najpierw odwiozłam go na
uczelnię a później pojechałam do szkoły. Na pierwszej lekcji wychowawczyni
puściła nam film dotyczący uzależnień. Czytałam dużo książek w tym kierunku
także nie byłam zainteresowana treściami z filmu bo to wszystko już wiedziałam.
Jako, że nie miałam co robić to do głowy wpadł mi niecodzienny pomysł. Czułam
się humanistką ale nigdy nie lubiłam pisać a w tamtym momencie miałam na to
ochotę. W głowie miałam tysiące myśli, słów, które chciałam przekazać Maćkowi w
tym Jego dniu. Zapragnęłam to spisać i zobaczyć co z tego wyjdzie. Z torby
wyciągnęłam zeszyt i pośrodku zaczęłam pisać. Nie kontrolowałam tego, nie
martwiłam się o gramatykę czy spójnością tego co pisałam, tylko dalej to
robiłam. W głowie miałam coraz więcej słów ponieważ co chwilę pojawiały się
nowe. Przewracałam kartkę za kartką gdyż brakowało mi miejsca. Gdy poczułam, że
wyczerpałam pokłady weny, które w sobie miałam, przeczytałam wszystko co
zapisałam i byłam dumna, do tego stopnia, że aż się wzruszyłam. Nie wiedziałam
co się ze mną działo ale miałam wenę i dużo nowych pomysłów dotyczących tego co
właśnie spisałam. Moje rozważania przerwał dzwonek ale wiedziałam, że muszę coś
z tym zrobić. Wszystko we mnie mówiło, że mam tego tak nie zostawiać. Czułam
się bardzo zainspirowana i natchniona, co było dosyć dziwne ale czułam się z
tym dobrze i to było moim motorem do działania.
Poszłam pod salę do angielskiego gdzie ujrzałam mojego
chłopaka. Na Jego widok od razu moje usta ukształtowały się w uśmiech, nie
miałam nad tym żadnej kontroli.
- Czemu się tak uśmiechasz? - przywitał mnie słodkim
całusem i objął mnie w biodrach przysuwając blisko do siebie. Nie miałam
powodów by się temu opierać.
- To na Twój widok. - rozpromieniałam. Poranny humor
odszedł w niewiadomym kierunku i teraz czułam się wolna. Przy Nim moje troski i
zmartwienia nie miały miejsca. Kochałam
Go i był najważniejszy.
- Cieszę się. Zapraszam Cię na obiad po lekcjach – w tym
momencie zszedł mi uśmiech z twarzy. Czułam się niekomfortowo gdyż znów
musiałam mu odmówić, to był kolejny raz w tym tygodniu kiedy Bartek mnie gdzieś
zapraszał a ja miałam inne plany. - Masz już inne plany, prawda? - moja mina
musiała wszystko mówić bo słowa były zbędne.
Miałam wyrzuty sumienia, że nie miałam czasu dla swojego chłopaka ale to całe
zamieszanie z urodzinami Maćka pochłaniało mój wolny czas, a poza tym bardzo
zbliżyłam się do drugiego brata, Marcina. Miałam wewnętrzną potrzebę spędzania
z nim więcej czasu bo myślałam, że uda mi się nadrobić stracony czas, jak i
zrobić zapasy na przyszłość, oczywiście miałam świadomość, że to nie działa w
taki sposób, ale to było silniejsze ode mnie. Z dnia na dzień straciłam brata i
czułam pustkę i poniekąd chciałam ją zapełnić Marcinem. Oni byli podobni do
siebie ale oczywiście to tylko pozory. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy
tylko odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Super. - Bartek wyraził swoje niezadowolenie a ja czułam
się jeszcze gorzej. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co, zabrakło mi
odwagi by się odezwać. Zauważyłam, że odwrócił się do mnie tyłem. Teraz to on
mnie lekceważył.
- Po lekcjach mam jechać po Marcina a potem musimy kilka
spraw przygotować na wieczór. Pamiętasz? Dzisiaj są Maćka urodziny - mój głos
był cichy. On cały czas nie patrzył na mnie tylko w obraz za oknem. - Będziesz,
prawda? - chciałam żeby Bartek był tam ze mną, mówiłam mu o tym kilka razy w
przeciągu tygodnia. On nic nie odpowiadał co mnie denerwowało bo nie wiedziałam
co myślał. - Powiedz coś.
- Będę. Daj znać kiedy znajdziesz wolny termin dla mnie w swoim
kalendarzu. - to nie było miłe, był oschły ale widocznie zasłużyłam sobie na
to. Nic już nie powiedział tylko wszedł do klasy a ja podążyłam za nim. Przez
całą lekcję nie odezwał się do mnie słowem. Czułam się dziwnie jak tak
nieruchomo siedział obok, równie dobrze mogłoby Go tam nie być. Po dzwonku
spojrzał na mnie i poszedł. Nie dowierzałam Jego zachowaniu. Byłam winna i
dostrzegałam to ale nie powinien mnie tak traktować. Poszłam na kolejne lekcje
i wraz z dobrym humorem odeszła moja wena.
Po skończonych lekcjach od razu pojechałam po Marcina. W
samochodzie było mi za gorąco więc postanowiłam zaczekać na brata na ławce
przed uniwersytetem. Było bardzo słonecznie a kampus był oblegany przez
studentów. Podobało mi się to otoczenie, panował tu taki inny wymiar. Miałam
wrażenie, że ludzie byli bardzo życzliwi i tacy otwarci i wolni. Siedzieli na
ławkach, chodnikach, trawie – wszędzie gdzie się dało. Jedni rozmawiali, inni
się opalali a większość piła piwo. Gdy tak ich obserwowałam to po czasie
podszedł Marcin z grupą kolegów.
- To moja siostra – Marcin podszedł mnie a gdy Go ujrzałam
podniosłam się z ławki. Uśmiechnęłam się promiennie do stojących przede mną
chłopaków. Od razu było widać, że nie byli biedni – dobrze i schludnie ubrani,
znający najnowsze trendy w modzie. Byli bardzo zadbani i przy tym bardzo
przystojni.
- Hej – czułam się onieśmielona i zawstydzona. Miałam
wrażenie, że nie pasowałam do nich jak i do mojego brata. Ubrana w zwykłe
ciemne jeansy i czarną bokserkę wyglądałam dosyć biednie. Kiedyś śledziłam
modę, bawiłam się nią a teraz moje ubrania były zwykłe, nijakie. To wszystko
zmieniło się po śmierci Maćka, od tamtej pory nie miałam ochoty na bycie modną.
- Poznaj Michała, Kamila i Łukasza. - Marcin objął mnie
ramieniem a ja uśmiechnęłam się speszona.
- Gosia – przedstawiłam i nie zdążyłam już nic powiedzieć
bo Marcin doszedł do słowa.
- Może pójdziecie z nami coś zjeść? - zwrócił się do
kolegów.
- A Ty nie masz nic przeciwko? - Kamil spojrzał na mnie a
ja czułam się zaskoczona.
- Nie, będzie mi miło – zdobyłam się na wyżyny uprzejmości
a w sumie nie musiałam się wysilać, bo naprawdę było mi miło. Lubię poznawać
nowych ludzi a oni wydawali się być mili. Tylko szkoda mi było, że wyglądałam
tak jak wyglądałam ale musiałam to nadrobić intelektem.
- To jedziemy, daj kluczyki – niechętnie spojrzałam na
brata i wszyscy pojechaliśmy na włoskiej knajpy. Obiad minął nam w bardzo miłej
atmosferze, rozmawialiśmy i żartowaliśmy sobie cały czas, a to z siebie
nawzajem a to z ludzi. Było śmiesznie i tak luźno, dawno nie miałam takiego
popołudnia. Pozwoliło mi to odpocząć i nabrać siły przed wieczornym starciem z
własnymi siłami.
Po zjedzonym obiedzie odwieźliśmy chłopaków i pojechaliśmy
do domu szykować się na wieczorną mszę. Musieliśmy również dopracować każdy
szczegół dotyczący urodzin Maćka.
Mieliśmy jeszcze 4 godziny do Mszy. Przypomniałam sobie o
tym co napisałam w szkole, wyciągnęłam z torby zeszyt i jeszcze raz
przeczytałam to co stworzyłam. W głowie miałam do tych słów melodię i wpadłam
na pomysł by stworzyć piosenkę. Potrzebowałam melodii, nie musiałam się zbyt
długo zastanawiać skąd wziąć podkład. Od razu poszłam do Marcina.
- Jest sprawa – nie pukając weszłam do pokoju brata.
Weszłam jak do siebie, bez żadnego skrępowania. Nie mieliśmy czasu więc nie
chciałam bawić się w pukanie do drzwi.
- Mogłabyś czasem pukać – przeniósł wzrok na mnie.
- Pamiętasz jeszcze jak gra się na gitarze? - spojrzał na
mnie jak na wariatkę. Marcin jak był w szkole podstawowej, około 6 klasy, grał
na gitarze, od tamtego czasu minęło 7 lat.
- O matko. Kilka lat nie grałem a co?
- Bierz gitarę i chodź do mnie – nie czekałam na Jego
reakcję tylko poszłam do swojego pokoju. Chwilę musiałam czekać zanim Marcin
wszedł z gitarą i usiadł na kanapie, naprzeciwko mnie. Przedstawiłam mu plan,
pokazałam słowa, przedstawiłam koncepcję i zabraliśmy się za ćwiczenie. Nie
mieliśmy zbyt dużo czasu. Ja musiałam zapamiętać słowa a on skomponować i
nauczyć się muzyki. Nie przestawaliśmy nawet na chwilę, mieliśmy motywację. Z
moim śpiewaniem bywało różnie. Kiedyś, jak byłam mała to mama zapisała mnie do
chóru szkolnego bo ciągle pod nosem sobie coś nuciłam. Po jakimś czasie
zwyczajnie mnie to znudziło i przestałam. Mimo wszystko miło było wrócić do
dawnych czasów. Lubiłam śpiewać i Maciek był osobą, która lubiła mnie słuchać,
często też mnie przedrzeźniał ale zawsze miał dobre intencje.
Mam nadzieję, że się podoba :)
Piszcie jak Wasze pierwsze dni w szkole, jestem bardzo ciekawa Waszych odczuć :)
Kocham to dalej^^
OdpowiedzUsuńświetne :* - mika
OdpowiedzUsuńSuper pisz szybko;* W szkole straszne nudy Pso i te sprawy prawie zasypiam na lekcjach. :P
OdpowiedzUsuńSuper część :) Pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńA w szkole nudno :/ trochę nowych twarzy :P