poniedziałek, 30 marca 2015

Trudna rozłąka cz 20

Dziękuję za Waszą ostatnią aktywność! Tyle ciepłych słów usłyszałam na temat The new life i Trudnej rozłąki, że aż chce mi się tworzyć. Staram się jak najczęściej siadać i pisać, by jak najczęściej móc Wam przedstawiać efekty mojej pracy. Mam nadzieję, że kolejnymi częściami Was nie zawiodę i wywołam u Was kolejną falę komentarzy!



Całą noc nie spałam, siedziałam otumaniona na łóżku i myślałam nad tym co się wydarzyło. Muzyka dobiegająca z komputera skutecznie zagłuszyła prośby mamy, abym z nią porozmawiała, ale dla mnie było jasne, że nie miałyśmy o czym rozmawiać. Mój główny żal dotyczył tego, że odważyła się mnie uderzyć i to w twarz. Ten wymierzony policzek, był gestem, który sprawił, że straciłam wiarę w to, co było dobre, a co złe. Przez wszystkie lata mojego życia, nikt mnie nigdy nie uderzył, a tu nagle dostałam w twarz, co było dla mnie szczególnym upokorzeniem. Zdawałam sobie sprawę, że swoimi słowami mogłam mamę sprowokować, ale tak naprawdę, w końcu powiedziałam to, co czułam. Przez tyle lat mama unikała rozmowy na temat mojego taty, nigdy nie powiedziała kim był, co robił, dlaczego nie ma go z nami. Widząc jaki ból sprawiały jej rozmowy na ten temat, odpuszczałam, wierzyłam, że zrobiła to dbając o moje dobro, naprawdę przekonywałam siebie, że tak właśnie było lepiej, zarówno dla niej jak i dla mnie. Myślałam, że się z tym pogodziłam, ale rzeczywistość okazała się inna. Długo skrywałam w sobie pragnienie poznania prawy, tłumiłam je, nie zdając sobie sprawy z tego jak silne było. Pierwszy raz w życiu zaczęłam myśleć o moich dziadkach, może mój tato miał jakieś rodzeństwo, więc może miałam kuzynostwo? Może wcale nie byłam taka samotna, jak mi się wydawało?
Moja mama była jedynaczką, jej tata umarł jak miałam 5 lat, a babcia z mamą nie miały dobrych kontaktów, przez co ja także nie miałam z nią zażyłych relacji. Widywałyśmy się raz do roku, a oprócz tego dzwoniłam do niej na dzień babci, a ona do mnie w dzień moich urodzin. Czułam, że była ciepłą osobą, lecz brakowało nam czasu i możliwości by się zaprzyjaźnić.
Całą noc rozmyślałam nad tym jak wyglądało moje życie i szczerze? Kompletnie nie byłam z niego zadowolona. Pragnęłam mieć ojca, do którego mogłabym uciec. Albo dziadków u których mogłabym znaleźć schronienie. Byłam pozostawiona sama sobie. Niemal boleśnie odczuwałam potrzebę planu b. Musiałam coś zrobić by móc pojechać na turniej z chłopakami, musiałam znaleźć sposób na poradzenie sobie z trudnościami, jakie los postawił mi na drodze.
Nad ranem słyszałam jak mama szykowała się do pracy, najpierw udała się do łazienki, później zrobiła sobie kawę - uważnie nasłuchiwałam jej ruchów. Byłam też niemal pewna, że przystanęła przy moich drzwiach, a zaraz po tym usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wyjściowych i przekręcenie zamka w drzwiach. Odetchnęłam z ulgą, że zostałam sama, a by się upewnić, podeszłam do okna i zauważyłam mamę oddalającą się w stronę przystanku autobusowego.
Przez dłuższą chwilę siedziałam w pokoju, jakby odczuwając strach przed opuszczeniem swojej twierdzy. Potem szybko zebrałam się do wyjścia, zdecydowanie nie w głowie było mi pójście do szkoły. Pierwotnie chciałam powłóczyć się po mieście, lecz później stwierdziłam, że nie tego potrzebowałam. W przypływie jakiejś wyimaginowanej potrzeby, postanowiłam zatelefonować do Przemka.
- Hej dziecino - kiedy radosny głos Przemka dobiegł do moich uszu, zapragnęłam  by z nim pobyć, wiedziałam, że on coś poradzi na moje problemy, da ujście moim emocjom.
- Hej, nie przeszkadzam ci?
- Nie, właśnie jestem w drodze do szkoły. Stało się coś? - przez chwilę zastanawiałam się czy aby mój ton głosu od razu nie alarmował, że coś złego się stało, ale bez sensu było ukrywać i udawać, że wszystko było ok.
- Możemy się spotkać?  Nie chcę namawiać cię na wagary, może być nawet po szkole, po prostu...
- Gdzie teraz jesteś? - nawet nie zdążyłam dokończyć swojej wypowiedzi, kiedy Przemek sprawił, że aż przystanęłam w miejscu i rozejrzałam się dookoła.
- W okolicach parku.
- To kieruj się w stronę mojego domu, ok? Spotkamy się po drodze.
- Dobra - kiedy się rozłączyłam, niewiele myśląc udałam się w stronę osiedla Przemka. Starałam się wyrzucić z głowy wszystkie dręczące mnie myśli, abym chociaż przez chwilę mogła odpocząć i zachować jasny stan umysłu.
Mniej więcej w połowie drogi, spotkaliśmy się z Przemkiem i od razu widząc jego sylwetkę, rzuciłam mu się w ramiona. W reakcji na moje zachowanie, chłopak mocno mnie objął, jakby wyczuwając, że tego właśnie potrzebowałam. Przez dłuższą chwilę staliśmy obejmując się niemal jak zakochani, ale oboje dobrze wiedzieliśmy, że pomiędzy nami była niewiarygodnie silna nić przyjaźni, pomimo, że była ona krótka, bo znaliśmy się jakieś dwa miesiące, to była bardzo masywna.
- Wszystko ok? - kiedy spojrzałam w oczy Przemka, poczułam troskę i chęć wypowiedzenia wszystkiego co leżało mi na sercu.
- Nie... - czułam jak łzy zbierały mi się w oczach. Nie chciałam tłumić w sobie tych uczuć. Musiałam w końcu uwolnić się od tego, co leżało mi na sercu.
- Cii.. - Przemek wziął mnie za rękę i zawróciliśmy w stronę jego domu. Droga minęła nam w kompletnej ciszy, chociaż tak naprawdę nie była ona krępująca. Ta cisza sprawiła, że poczułam się bezpieczna.
Kiedy dotarliśmy do domu Przemka, udaliśmy się do jego pokoju, a później chłopak przyszedł z herbatami, zamówiliśmy pizzę i usiedliśmy sobie na miękkim dywanie.
- Wyrzuć to z siebie, bo tylko niepotrzebnie się męczysz - Przemek podał mi kawałek pizzy i rozłożył się na dywanie, uważnie mnie obserwując. Wziąwszy głęboki oddech, wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu. Opowiedziałam mu o całej kłótni z mamą, jej policzku, o tacie, braku pieniędzy, dziadków, miłości, braku wsparcia.  Mówią to, czułam się żałośnie, bo mówiłam to wszystko chłopakowi, który miał wszystko czego ja nie miałam, a co strasznie chciałam mieć. W pewnym momencie nawet obawiałam się, że on potraktuje to jako wyrzut w swoją stronę, ale on cierpliwie mnie słuchał. Pokazywał szczere zainteresowanie, chęć wsparcia i na całe szczęście jego wzrok był pozbawiony litości. Jeszcze nigdy przedtem nikt nie był mi tak bliski jak Przemek w tamtym momencie. Jasne, że Paweł był mi bliższy niż Przemek, ale potrzebowałam by ktoś mnie słuchał patrząc na mnie, by okazał mi stu procentowe zainteresowanie, a to, co Paweł mógł mi zaoferować to tylko słuchanie.
- Cieszę się, że mi to wszystko powiedziałaś, wiesz? Nie jesteś sama a ja chcę ci pomóc, zobaczysz, ze razem coś wymyślimy i poradzimy sobie. Jesteśmy przyjaciółmi - chłopak położył się obok mnie i złapani za ręce wpatrywaliśmy się w swoje twarze.
- Czuję się tak beznadziejnie, a z drugiej strony chciałabym być silna, mieć w sobie tyle zaangażowania i motywacji by poradzić sobie z tym wszystkim. Pieniądze to tylko jeden z problemów. Czuję, że po wczorajszej kłótni z mamą nasze stosunki już nigdy nie będą takie same. Ona nie chce rozmawiać o tacie, a w tym momencie brakuje mi go najbardziej na świecie. Chciałabym mieć tatę, dziadków, jakieś rodzeństwo, nie chciałabym się czuć taka samotna - gdyby nie Paweł i Przemek moje życie byłoby całkiem pozbawione jakiś więzi i szczerych relacji z ludźmi. Miałam tylko ich, dwóch facetów, którzy byli skrajnie różni, a mimo to dawali mi to, czego potrzebowałam.
- Nie jesteś sama, masz Pawła, masz naszą ekipę, masz dziewczyny... Uwierz mi, że będzie dobrze, ok? Trzeba tylko zrobić plan działania. Najważniejszy teraz  jest ten wyjazd... Ja oczywiście chętnie dam ci te pieniądze....
- Nie, nie mogę, to zdecydowanie za dużo - chciałam jechać na ten turniej, ale nie chciałam jałmużny. Potrzebowałam sama sobie z tym poradzić, musiałam stawić czoła problemom, a nie uciekać się do najprostszych rozwiązań.
- Wiem, dlatego zrobimy to inaczej. - Przemek przysiadł i uważnie na mnie spoglądał - Na początek pogadam z rodzicami, myślę, że znalazłaby się dla nas jakaś praca w biurze, może weekendami, albo wieczorami moglibyśmy tam chodzić i...
- Czekaj, czekaj... My?
- No, a co ty myślisz, że zostawię ciebie samą? Mnie też się dodatkowa kasa przyda - siedzieliśmy na przeciwko siebie i pomimo, że dookoła było dużo wolnej przestrzeni, miałam wrażenie, że powietrze w pokoju wyraźnie zgęstniało, a ja odczuwałam znaczne ciepło w środku.
- Przemek, ale ty nie musisz....
- Iza, powiedziałem już, że razem to załatwimy, ok? I nie kłóć się ze mną - twardy ton Przemka wyraźnie informował o tym, że nie znosi sprzeciwu i chcąc nie chcąc musiałam ustąpić.
- Wiesz, że to zdecydowanie za dużo? Chodzi mi o twoje poświęcenie dla mnie - byłam wzruszona jego zachowaniem i dobrocią jaką miał w sobie. Nie zasłużyłam na to.
- To żadne poświęcenie, tylko przyjaźń, na dobre i na złe. Wiem, że kiedy ja będę potrzebował pomocy to ty też mi jej udzielisz - uśmiech na jego twarzy był światełkiem w tunelu, moim drogowskazem. Nigdy nie wierzyłam w aniołów stróżów, przynajmniej do teraz.
- Zawsze ci pomogę, ale to nie jest handel wymienny. Nie możesz tego traktować jako swojego zabezpieczenia, że najpierw ty musisz mi pomóc, żebym ja mogła pomóc tobie. I bez tego to zrobię - nie chciałam by Przemek odczuwał dług wdzięczności, albo był zobowiązany do tego by mi pomagać. Nie chciałam by traktował naszą przyjaźń jak interes.
- Nie szukaj problemu tam gdzie go nie ma, ok? Nie traktuję tego jak cholernego zabezpieczenia, chcę ci pomóc i chcę cię widzieć szczęśliwą, dawać ci radość, być z tobą. Tak po prostu i zwyczajnie.
- Dziękuję - w przypływie radości wyciągnęłam ręce ku Przemkowi, a po chwili oboje tuliliśmy się do siebie. Byłam wdzięczna wszelkim niebiosom za tamten dzień w parku kiedy się poznaliśmy. Nie spodziewałam się, że dzięki przypadkowemu robieniu zdjęć poznam jedną z najważniejszych osób w moim życiu.

sobota, 28 marca 2015

The new life cz 5



Bardzo Wam dziękuję za taki miły odzew pod poprzednim postem :) Jestem naprawdę szczęśliwa, kiedy wiem, że to co robię przypada Wam do gustu i kiedy co rusz wiszę nowy komentarz :) Staram się dodawać posty co dwa-trzy dni a w weekendy będą się pojawiać losy Gosi i Sylwii :) Miłego czytania!


Jedyne czego musiałam się jak najszybciej nauczyć, to komunikowania z innymi ludźmi. Musiałam pokonać swoją nieufność i wycofanie, co bardzo utrudniało mi życie. Gdy pierwszy raz zobaczyłam Gosię, miałam wrażenie, że jest jedną z tych dziewczyn, które nękały mnie w szkole. Wydawała mi się być bogata a przez to zarozumiała i nazbyt pewna siebie, ale już po pierwszej wymianie zdań, wiedziałam, że to wrażenie było mylne. Była dla mnie taka miła, że aż trudno było mi w to uwierzyć. Początkowo myślałam, że udawała, że nie chciała sprawić by przykrości, natomiast później ona po prostu była taka ciepła, tak samo jej brat, jakby nie zauważali, że byłam z kompletnie innego świata. Pierwszy raz w życiu, ktoś się do mnie tak szczerze uśmiechał, obdarzył zaufaniem i był tali normalny. Wchodząc do jej mieszkania czułam się jak słoń w składzie porcelany, albo jak kwiatek do kożucha. Było tam jakby luksusowo, chociaż też bardzo przyjaźnie. Mieszkanie było naprawdę ładne, przestronne, że wydawało mi się, że byłam w innym świecie. I do dosłownie. W tym mieszkaniu moje rzeczy wyglądały jak ścierki do podłogi… a w sumie nawet ścierki i ręczniki były ładniejsze. Nie wiem co spowodowało, że podpisałam tą umowę. Zaraz po tym czułam, że będą z tego kłopoty, że powinnam iść tam gdzie moje miejsce, a nie pchać się do wyższego świata.
Nie mogłam uwierzyć, że z skrajnej biedy trafiłam w tamto miejsce. To było jak przeniesienie się do innego wymiaru. Tutaj cywilizacja poszła o kilkadziesiąt lat do przodu. Jak sobie przypomnę moją kuchenkę kaflową, albo pralkę, która była okazem prehistoryczności, to czułam, że urwałam się z choinki. Tutaj wszystko było nowe, błyszczące i z pewnością cholernie drogie. Bałam się czegokolwiek dotykać, zmywarki, piekarnia... Byłam pewna, że wyposażenie kuchni przewyższało wartość wyposażenia całego mojego domu rodzinnego. Po części wstydziłam się warunków z jakich pochodziłam, ale nie chciałam winić za to rodziców. Chciałam żyć myślą, że oni przecież chcieli dla mnie jak najlepiej. Naprawdę chciałam tak myśleć, chciałam w to uwierzyć.
Najbardziej bałam się odrzucenia z jej strony, szydzenia, bałam się, że jak pozna moją historię, to będzie litościwie na mnie patrzeć. Naprawdę nie chciałam tego. Było mi miło, że mnie  polubiła, że była taka ciepła dla mnie, ale swoje życie chciałam zachować do siebie. Miałam jeden cel, skupić się na nauce, bo po to tutaj przyjechałam. Musiałam zrobić wszystko by mieć lepszą przyszłość. Pierwszym krokiem była wyprowadzka z domu, czas było na kolejny.

Pierwsze dni na uczelni były czymś w rodzaju błądzenia po omacku. Chmara wesołych ludzi i ja jedna. Pomimo, że miałam wrażenie, że jakoś od nich wszystkich odstawałam, to i tak starałam się cieszyć, że tam byłam. Trudno było mi się tam odnaleźć, a przez pierwsze dni kilka razy udało mi się spóźnić na zajęcia, bo najzwyczajniej w świecie zgubiłam się w wielkim budynku. Nie miałam odwagi by kogokolwiek poprosić o pomoc, chciałam być niezauważalna, taka przeźroczysta.
Byłam świadoma, że mój wygląd i styl, a raczej jego brak, czy zasobność portfela będzie się diametralnie różniła od innych ludzi, chociaż rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Liczebną większość nie tylko na uczelni, ale i na moim roku, stanowiły osoby z wypasionymi samochodami, najnowszymi telefonami czy drogimi ubraniami, a jak wiadomo swój do swego ciągnie. Już w pierwszych dniach, stworzyła się grupa, którą nazwałam elitą. Guru była piękna brunetka z nienaganną sylwetką, ciemniejszą karnacją i pięknymi oczami, czyli Asia. Zawsze towarzyszyła jej blondynka, która lubiła eksponować swój biust i nieco mocniej się malować, czyli Ola. Obie były bardzo pewne siebie i chciały być na wierzchu całego towarzystwa. Zawsze wysuwały się na pierwszy plan, by tylko innym zaimponować.  Tak sobie im przyglądając myślałam, że w sumie ja też chciałabym być tak pewna siebie i umieć zdecydowanie wyrażać swoje poglądy. Chciałabym by ludzie mnie szanowali, chociaż miałam wrażenie, że w ich przypadków było to pozorne. Patrzyłam na nie, nie tylko z zazdrością, ale i podziwem. Były naprawdę ładne, miały wszystko czego chciały, ludzie się z nimi liczyli, więc miały cały świat u swoich stóp.
Oczywiście, oprócz tych piękności, w mojej grupie ćwiczeniowej było też kilka fajnych, zwykłych dziewczyn, z którymi nawet łapałam kontakt, chociaż to były dopiero pierwsze dni, więc dopiero się poznawaliśmy i wkraczaliśmy w studencki świat.
Jak w przyrodzie, tak i wśród ludzi, równowaga musi być. Na dwudziestoosobową grupę ćwiczeniową, przypadło 7 chłopaków, z czego trzech spokojnie mogłoby być modelami. Wysocy, dobrze zbudowani i oczywiście nienagannie ubrani. Aż wstydziłam się patrzeć na nich. Igor, Emil i Mikołaj to idealni partnerzy dla Asi i Oli, i nikogo chyba nie zdziwi to, że cała piątka trzymała się razem. Oni chyba nawet nie wiedzieli o istnieniu pozostałej części grupy, a o moim to już na pewno. Byli tak zaabsorbowani sobą, że tylko bomba spadająca z nieba mogłaby ich ocucić.
Zwykłe przejście obok nich wprawiało mnie w zakłopotanie i chęć założenia czapki niewidki, bym nie musiała widzieć ich pogardliwego spojrzenia, tak jak wtedy, gdy szłam do ksera. W sumie wtedy zdałam sobie sprawę, że oni jednak wiedzieli o moim istnieniu i poznałam także ich zdanie na mój temat. To była banalna sytuacja, chciałam tylko skserować tekst, który był do przeczytania na następny dzień. Pech chciał, że blokowali dostęp do ksera, w cale z niego nie korzystając.
- Przepraszam – powiedziałam niezbyt głośno do całej grupy, a wtedy wszystkie pary oczu zostały skierowane na moją osobę. Od razu żałowałam, że chciałam skserować ten głupi tekst. Od środka czułam jak moją twarz zalewały rumieńce, chciałam uciekać, tylko, że było już za późno.
- Proszę? – Asia pewnie na mnie patrzyła a na jej jakże gładkim czole, zauważyłam aż jedną, drobną  zmarszczkę.
- Chciałabym dojść do ksera – wyjaśniłam im powód mojej obecności i myślałam, że będzie po wszystkim, ale nie, to był dopiero początek. Najbardziej zła byłam na to, że mój głos nie był pewny, że brzmiał jakby chciał się złamać.
- Tu nie ma miejsca dla ciebie – do rozmowy wtrąciła się Ola, a ja nie wiedząc czemu spojrzałam na chłopaków. Najpierw na Emila, który ewidentnie był rozbawiony, później na Mikołaja, który lekko unosił brwi i na końcu na Igora, który wpatrywał się we mnie z tak podłą wyższością, że poczułam się nikim. Stałam ram jeszcze chwilę, a kiedy odzyskałam zdolność myślenia, po prostu stchórzyłam i zawróciłam, chcąc jak najszybciej się od nich oddalić, a wtedy usłyszałam jedno słowo, które sprawiło, że momentalnie zastygłam.  
- Wieśniara – tym razem nie był to damski głos, lecz te słowa padły z ust Igora. W pierwszym momencie chciałam się odwrócić i pokazać im, że nie mieli prawa mnie obrażać, ale kiedy całą grupą głośno parsknęli śmiechem, ruszyłam przed siebie i starałam się zagłuszyć wszystkie powracające uczucia. Łzy powoli napływały mi do oczu, a ja ostatnie czego chciałam to właśnie tego, płaczu. Nienawidziłam siebie za tą słabość. Byłam nikim, nie potrafiłam się obronić, a co najgorsze sama narażałam siebie na te kpiny. Najgorsze było to, że kolejny raz nic z tym nie zrobiłam. Tak naprawdę nie rozumiałam ich zachowania, przecież zajęcia trwały dopiero od 3 dni, a oni już wyrobili sobie opinię na mój temat. Wcześniej nawet nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa. Byłam bezbronna, zresztą jak zawsze. Takie sytuacje sprawiały, że zaczynałam nienawidzić samą siebie.

Po zajęciach od razu wróciłam do mieszkania. Złość w ogóle mi nie przeszła, a w sumie nawet nie wiem czy to była złość. Miałam w sobie ogromne rozżalenie i  zwątpienie nie tylko  w ludzi, ale głównie w siebie.  
- Cześć – te słowa usłyszałam zaraz po wejściu do domu. Należały one do Gosi, która akurat pech chciał, była w kuchni.
- Hej – niechętnie i z piekącymi oczami krótko odpowiedziałam jej na przywitanie i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Musiałam pobyć sama i przede wszystkim się uspokoić i powstrzymać łzy, które zaczęły płynąć od razu gdy usiadłam na łóżku.
- Sylwia, wszystko w porządku? – po krótkim pukaniu do drzwi ujrzałam twarz dziewczyny, która zaskoczyła mnie swoją troską i zainteresowaniem. Gdy spojrzałam na nią, poczułam złość, bo czym się ona różniła od nich? Była bogata, miała wszystko co chciała, była zdecydowanie jedną z ładniejszych dziewczyn, była taka sama jak oni.
- Chcę zostać sama - nie chciałam dać jej satysfakcji, nie chciałam by się nade mną litowała. Tyle lat radziłam sobie sama, że teraz też sobie dam radę. Musiałam po prostu zagryź język i żyć dalej.
– Sylwia, co się stało? – dziewczyna usiadła obok mnie i gładziła mnie ręką po moim ramieniu. Dziwnie się czułam, kiedy obdarzyła mnie tym ciepłym gestem. Musiałam zebrać w sobie wszystkie siły, które miałam, by moja bariera obronna nie runęła.
- Nic, po prostu chcę zostać sama, możesz? - nie mogłam na nią patrzeć, nie mogłam spojrzeć w jej oczy i powiedzieć by wyszła. Mimo, że chciałam by to zrobiła, wiedziałam, że nie zasługiwała na to. Cały czas powtarzałam sobie, że ona jest taka sama jak oni.
- Tak... tak, jasne - słyszałam wahanie w jej głosie i tylko odliczałam w głowie by wytrzymać do momentu w którym zostanę sama. Kiedy cofnęła swoją rękę, odczułam ulgę, lecz kiedy ponownie usłyszałam jej głos, wszystko się zmieniło - Nie musisz mi mówić co się stało, nie musisz mi nic mówić, tylko proszę, nie traktuj mnie jak wroga. Nie jestem przeciwko tobie i zawsze... - nie słyszałam kolejnych słów bo z moich ust wydobył się głośny płacz. Nie byłam w stanie stłumić łez, one po prostu spływały po mojej twarzy i nie było końca.
- Cii... będzie dobrze – dziewczyna mocno mnie objęła a ja swobodnie płakałam jej w ramię. Nigdy tego nie robiłam, a dokładniej, nigdy nikomu się nie wypłakiwałam. To była nowa sytuacja dla mnie, ale nagle poczułam, że dobrze było czuć, że nie jest się samym. Tak dawno nikt mnie nie przytulał, nie kołysał mnie w swoich ramionach. Pierwszy raz od kilkunastu lat, poczułam się bezpieczna. – Spokojnie, jestem przy tobie – Gosia cichym głosem dawała  ujście moim emocjom, temu co  doświadczyłam tego dnia. Byłam jej naprawdę wdzięczna za troskę. Bo gdyby nie było jej ze mną, nie wiem jakbym sobie z tym poradziła. Naprawdę byłam wściekła, że moje marzenia okazały się być takie, jakie było całe moje życie. Nie wiem skąd we mnie było tyle naiwności, jak ja mogłam uwierzyć, że tutaj będzie inaczej. Ludzie wszędzie byli tacy sami.

czwartek, 26 marca 2015

Trudna rozłąka cz 19



Hej! Ostatnio Wasza aktywność na blogu jest bardzo mała, czy ktoś tu zagląda? Czytacie jeszcze to opowiadanie?

Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania poczułam się naprawdę zmęczona i pragnęłam wziąć długą kąpiel i od razu pójść spać. Przez kilkugodzinną podróż pociągiem odczuwałam każdy mięsień swojego ciała, czułam się tak jakbym zderzyła się z czymś potężnym, co mnie kompletnie przeczołgało Moje znużenie powodowało, że oczy same mi się prawie zamykały, lecz kiedy dostrzegłam mamę siedzącą w salonie postanowiłam wykorzystać tą chwilę. Nie często zdarzało się, że mogłyśmy usiąść i porozmawiać, a nie wiedząc kiedy nadejdzie podobna chwila postanowiłam odłożyć swoje zmęczenie i od razu wziąć się za problemy, które na mnie czekały.
- Cześć - uśmiechnęłam się do mamy, która beztrosko siedziała na kanapie i raczyła się lampką wina.
- Hej, jak tam weekend? - uśmiech na jej twarzy dał mi nadzieję, że może wcale tak źle nie będzie, chociaż mentalnie przygotowywałam się na burzliwą wymianę zdań.
- Dobrze, byliśmy u rodziców Pawła i masz pozdrowienia od pani Ali - moja mama tylko raz w życiu widziała się z mamą Pawła, natomiast od kobiety od razu przypadły sobie do gustu i zawsze jedna pytała co się działo u drugiej. Dzięki temu i tej sympatii, która panowała między mną a rodzicami Pawła jak i moją mamą a Pawłem, miałam poczucie bezpieczeństwa, że nic nam nie zagraża.
- Dziękuję, następnym razem przekaż jej uściski ode mnie. - mam obdarzyła mnie jednym z jej najszczerszych uśmiechów, co spowodowało i u mnie uniesienie kącików - A z Pawłem już wszystko w porządku? Dotarliście się?
- Tak, jest tak jak było dawniej. Cieszę się, że ta burza minęła - na samą myśl o potwornej kłótni z Pawłem, która miała miejsce ostatnim razem aż przeszły mnie ciarki. Nie chciałam pamiętać o tym co się wtedy działo, jak bardzo bolały mnie jego krzyki i brak zaufania.
- To dobrze, pasujecie do siebie. To naprawdę dobry chłopak.
- Wiem, cieszę się, że też tak myślisz. - im dłużej odbiegałam od tematu moich zamiarów, tym bardziej się denerwowałam, a naprawdę chciałam już mieć to za sobą - Mamo, pamiętasz jak mówiłam ci, że robię zdjęcia takim chłopakom, którzy jeżdżą na desce?
- Mhm, pamiętam. - podejrzliwy wzrok mojej mamy niemal wwiercał się we mnie, czułam jakby mnie parzył.
- W ten weekend jadą na turniej i chcą bym jechała razem z nimi.
- Pytasz mnie o zgodę? - mama poprawiła się na kanapie, co tylko sprawiło, że wiedziałam iż łatwo nie będzie.
- Mniej więcej.
- I tak pojedziesz, prawda? Niezależnie co o tym myślę. - jako, że wychowywała mnie tylko mama to, znała mnie naprawdę dobrze. Może wynikało to też z tego, że byłyśmy podobne do siebie i moje zachowanie mogła przewidzieć, bo znała siebie?
- Bardzo mi na tym zależy i jest to szansa dla mnie. Równolegle odbywa się konkurs fotograficzny i chciałabym się sprawdzić - mój ton głosu był spokojny i miałam nadzieję, że właśnie spokojem uda mi się uratować tą sytuację. Musiałam to jakoś dobrze rozegrać, sprawić, że osiągnę to, czego potrzebowałam.
- Rozumiem, ale sama powiedziałaś, że to faceci, nie boisz się? Ile ty ich znasz? I ufasz im by wyjechać z nimi? Co Paweł na to? - grad pytań ze strony mamy był dla mnie trochę spodziewany, a trochę irytujący. Każde jej pytanie odnosiło się do Pawła i zaufania, a nie do możliwości i szansy jaką dawał mi ten wyjazd.
- Paweł dowiedział się o tym pierwszy i sam nie namawiał. Mamo, to cudowni ludzie, z pasją, zaangażowaniem i łączy nas jeden cel. Oni robią to co kochają, a ja mogę się przy nich realizować.
- W takim razie skoro decyzja już podjęta, to jaka w tym moja rola? - mama sięgnęła po kieliszek wina i władczo mierzyła mnie wzrokiem. Byłam pewna, że wiedziała o co mi chodziło. Pomimo, że denerwowały mnie jej zagrywki, to starałam się opanować.
- Chciałabym cię prosić o pożyczkę, oczywiście wszystko oddam, po prostu potrzebuję pieniędzy na ten wyjazd.
- Dostajesz przecież kieszonkowe - pewność siebie jaką miała w sobie mama tworzyła mur między nami. Nie wiedziałam jak miałam się przez niego przebić.
- Wiem, ale teraz byłam u Pawła i wydałam na pociąg. Mamo, obiecuję, że wszystko oddam, potrzebuję dwieście złotych. Proszę, nie odmawiaj mi - czułam sie zdesperowana i trochę pod kreską. Mama była całą moją nadzieją i nie widziałam innego rozwiązania, jak właśnie dostanie tych pieniędzy od niej.
- Iza, wiesz, że choćbym chciała to nie mam skąd wziąć tych pieniędzy. Dobrze wiesz jaka jest nasza sytuacja i niestety nie mam żadnych wolnych środków a za coś trzeba żyć, muszę mieć na zakupy i inne potrzebne rzeczy.
- Mamo proszę, naprawdę to dla mnie ważne.
- Iza, przykro mi. Mogłaś odmówić sobie wyjazdu do Pawła i oszczędzać. Jak sobie teraz to wyobrażasz? Że dam ci moje ostatnie pieniądze, a za co jutro zrobię zakupy na obiad? Za co mam jeździć do pracy? - nieugiętość w głosie mamy powodowała, że czułam się odrzucona, pozbawiona najmniejszej szansy.
- Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o tej składce... Mamo, proszę.
- Kochanie, przykro mi, ale nie mam tylu pieniędzy.
- Wiesz co mnie boli najbardziej? Że ty nawet się nie starasz. Po prostu mówisz nie i dla ciebie to koniec. Dla mnie ten wyjazd jest nadzieją, możliwością.
- Co twoim zdaniem mam zrobić? Iść i ukraść? Nie wiem, może napaść na biedną staruszkę pod blokiem by dać ci te cholerne pieniądze, o to ci chodzi?!
- Chodzi mi o twoją pomoc i zaangażowanie. Byś powiedziała, że coś wymyślimy, jakoś zdobędziemy te pieniądze, ale gówno cię to obchodzi!
- Wyrażaj się! - kiedy mama podniosła się z kanapy, stanęła nade mną by pokazać swoją wyższość i patrząc mi prosto w oczy powiedziała - Co mam wymyślić, co? Czemu nie postawisz się w mojej sytuacji? Ciężko pracuję, chodzę na dwie zmiany, robię co mogę, a tobie wiecznie miało! Kiedy docenisz to, co dla ciebie robię? - po tych słowach stanęłam na przeciwko mamy i mierząc ją wzrokiem, chciałam pokazać jej, że byłam niewzruszona jej żalem.
- Super, teraz to moja wina, tak? To ja nie potrafię zapewnić swojemu dziecku bezpieczeństwa i dać mu możliwość realizowania marzeń? Czy ty w ogóle wiesz czym jest dla mnie fotografia? Czy w ogóle zależy ci na moim szczęściu? Myślisz tylko o sobie, o swoich uczuciach, o swoich żalach, a gdzie w tym miejsce dla mnie?
- Całe życie poświęciłam tobie! Wychowywałam cię sama, dałam ci wszystko co tylko mogłam, poświęcałam tyle czasu ile tylko byłam w stanie, a ty zarzucasz mi obojętność?!
- Słyszysz tylko to, co chcesz usłyszeć! Gdybyś była rozważniejsza, to miałabym tatę! Myślałaś tylko o sobie! Czemu tak jak każde normalne dziecko nie mogę mieć mamy i taty?
- Iza, nie przeginaj! - ostry ton mamy nie zwiastował niczego dobrego, ale miałam to po dziurki w nosie.
- Prawda boli, co? - kiedy mama odwróciła głowę, to tylko nakręciło mnie do dalszego mówienia - Czemu nie mogę mieć dziadków? Czemu muszę mieć tylko ciebie?
- Wszystko to, zrobiłam tylko i wyłącznie z myślą o tobie!
- To czemu nie chcesz nigdy o tym rozmawiać? Czemu nic nie wiem o swoim tacie? Zawsze jak zaczynam o nim mówić, to mnie zbywasz! Czy on w ogóle wie, że istnieję?- kiedy mama podeszła do okna, to już wiedziałam jaka była odpowiedź na moje pytanie - I to też niby zrobiłaś z myślą o mnie? - kiedy otarłam spływające łzy po mojej twarzy, wzięłam głęboki oddech i podeszłam do mamy by dokładnie zrozumiała to, co chciałam jej powiedzieć - Wiesz, że cię kocham i jestem ci wdzięczna za całe to poświęcenie i tyle lat opieki - kiedy mama na mnie spojrzała, widziałam, że chciała coś powiedzieć, ale szybko uniosłam rękę, prosząc by dała mi dokończyć - Tylko, że też nienawidzę cię za to, że odebrałaś mi szansę na normalny dom! - to, co wydarzyło się po moich słowach, było jak koszmar. Mama zamachnęła się ręką i uderzyła mnie w policzek, a ja stojąc twardo przed nią, nawet nie zarejestrowałam tej chwili, kiedy uniosła rękę. Wszystko działo się tak szybko...
- Iza... przepraszam - łzy po jej twarzy zaczęły spływać strumieniami, a ja dopiero po chwili się ocuciłam i zrozumiałam co się stało.
- Nie dotykaj mnie! Już nigdy więcej, nie waż się mnie dotknąć! - strzepnęłam jej dłoń, którą dotknęła mojego ramienia i ruszyłam do swojego pokoju.
- Iza! proszę... - zamknęłam jej drzwi przed nosem, i ciężko oparłam się o nie z drugiej strony. Żeby nie słyszeć jej płaczu i słów, włączyłam głośno muzykę i usiadłam na łóżku w geście zwątpienia. Musiałam mieć jakiś plan, musiałam coś postanowić.