sobota, 29 czerwca 2013

The experience cz 49


Miałam straszne wahania nastrojów. Każda chwila wywoływała u mnie skrajne emocje, ale raczej te negatywne. Już nie pamiętałam jak to było śmiać się, bawić, wygłupiać, ale nie tęskniłam za tymi uczuciami. Stałam się bardziej melancholijna, nieobecna. Moje myśli były zawsze gdzieś indziej niż moje ciało. Przez ostatnie dni nie chodziłam do szkoły, czułam się tam zbyt samotna, tylko w domu nie czułam takiej pustki. Trochę mi brakowało ludzi, ale przecież nikogo poza rodziną i Filipem nie miałam. Zostałam sama. Każde z nich miało swoje życie, a ja zostałam sama, pośród tłumu i zgiełku. Doszło do takiej sytuacji, że poza domownikami rozmawiałam tylko z Filipem. Nie miałam odwagi odezwać się do Bartka, miałam wyrzuty sumienia, ale nie mogłam cofnąć czasu.
Miałam już dosyć bezczynnego siedzenia i postanowiłam dać odpocząć swojej głowie. Spakowałam torbę i pojechałam na siłownię. Nigdy nie lubiłam się pocić a zwolnienie z wf było wybawieniem. ale odkąd Bartek zabrał mnie na trening spodobało mi się to i już wiedziałam czemu spędzał tam dużo czasu.
W środku było mało ludzi, pewnie ze względu na porę ponieważ była dopiero 11. Od razu zauważyłam Przemka i podeszłam do niego,
- Hej, znowu tutaj ? - uśmiechnął się do mnie. Był zdziwiony moim widokiem. Kiedyś bardzo broniłam się przed przychodzeniem w to miejsce, ale teraz czułam się tam bezpiecznie, traktowałam je jako azyl.
- Dasz mi wycisk? - miałam kamienną twarz, chciałam się rozładować. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, miałam wrażenie, że był dumny z siebie.
- Przebieraj się i czekam na ciebie. - zgodnie z jego słowami poszłam do szatni i w bojowym nastroju wróciłam na salę. Najpierw się rozgrzewałam, a później zgłębiałam tajniki boksu.
- Nie wiedziałam, że uderzanie w worek daje tyle szczęścia. - po dwugodzinnym treningu wypompowana siedziałam pod ścianą pijąc wodę.
- Macie z Bartkiem tyle wspólnego, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy – Przemek spojrzał na mnie.
- Wydaje ci się, po prostu zaraził mnie swoja pasją. Zresztą on to przeszłość. Przynajmniej ja dla niego nią jestem. - wzięłam łyk wody i patrzyłam na mężczyzn na ringu.
- Jeszcze cię nie nauczyłem, że nie należy odpuszczać? - ukucnął przede mną, że nie mogłam uciec wzrokiem. Patrzyłam na jego zaciętą twarz. Był nie tylko trenerem ale i psychologiem, niby pomagał ludziom fizycznie, ale miałam wrażenie, że był bardziej trenerem duszy.
- On tego nie chce. - patrzyłam mu głęboko w oczy.
- Ale ty masz stawiać na swoim, walczyć o swoje, masz go przekonać do siebie. Nie przyprowadził cię tu bez powodu, jeżeli byłaś dla niego kimś naprawdę ważnym to tak szybko o tobie nie zapomni, a wiem, że byłaś ważna. Być może jeszcze jesteś. Przemyśl to. Odpocznij i za 10 minut się porozciągamy i na dzisiaj będzie koniec. - wstał i poszedł do osób co dopiero przyszły ćwiczyć. Zostawił mnie samą z jego słowami. Może miał rację, musiałam nie być obojętna Bartkowi bo inaczej bezczynnie by patrzyłby na moje boleści. Zraniłam go i w jego sercu była rana. Mimowolnie przeniosłam wzrok na drzwi wejściowe, ujrzałam jego, też przyszedł ćwiczyć, od razu wszedł do szatni. Gdy go zobaczyłam serce zaczęło mi bić szybciej i zrobiło mi się gorąco. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Przemka.
- Gotowa? - podał mi rękę i tym samym pomógł się podnieść.
- Jasne. - poszliśmy na materace, pomógł mi się rozciągnąć, kierował moimi myślami i ciałem. Pokazał mi, że rzeczy, które do tej pory wydawały mi się niewykonywalne okazały się proste. Pokonałam ograniczenia, które jak twierdził siedziały tylko w mojej głowie. Według niego ograniczał nas tylko nasz umysł.
- Na dzisiaj kończymy. W domu przez dwa dni rozciągaj się tak jak ci pokazywałem i jak będziesz miała jeszcze ochotę to wróć, ale nie wcześniej niż za trzy dni. - odprowadził mnie do szatni.
- Dzięki – wyciągnęłam dłoń i się pożegnaliśmy.
- Ty tutaj? - obróciłam się i zobaczyłam Bartka. Chyba dopiero teraz mnie zauważył.
- Jak widzisz. - uśmiechnęłam się do niego, na jego twarzy również pojawił się uśmiech, mały bo mały ale zawsze uśmiech. - Ja już skończyłam na dzisiaj, a ty ?
- To poczekaj na mnie ok? 15 minut i też się zbieram. Samochodem jesteś ? - zrobił dwa kroki do tyłu.
- Tak, to będę tutaj na ławce czekać. - uśmiechnęłam się.
- Ok, 15 minut. - pobiegł na salę a ja poszłam się przebrać. Czekałam na niego z pół godziny, gdy się wreszcie pojawił.
- Przepraszam, ale musiałem jeszcze coś załatwić. Mogę cię wykorzystać ? - wychodziliśmy z budynku.
- O co chodzi? - niepewnie spojrzałam na niego po czym byliśmy już przy moim samochodzie.
- Podrzucisz mnie gdzieś? Muszę coś załatwić.
- Jasne, wsiadaj. - otworzyłam samochód i wyjechaliśmy z parkingu.
- To gdzie jedziemy ? - spojrzałam na niego.
- Do klubu, muszę odebrać dokumenty.
- Okej. - zapanowała cisza, a ja nie wiedziałam o co miałam się jego spytać, o czym moglibyśmy porozmawiać. Jego obecność stresowała mnie, nie umiałam się wyluzować, cały czas byłam spięta.
- Chyba dostałaś niezły wycisk co? - uśmiechnął się w moją stronę gdy staliśmy na światłach, wtedy po raz pierwszy odważyłam się spojrzeć w jego stronę.
- Co, aż tak bardzo śmierdzę ? - po moich słowach wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie o to mi chodziło. - nie mogłam się przestać śmiać, on też nie dał rady się dłużej powstrzymywać. Zanim, któreś z nas zdążyło coś powiedzieć byliśmy pod klubem.
- Poczekać na ciebie? - spojrzałam na niego gdy odpinał pasy. Miałam nadzieję, że karze mi zaczekać na siebie.
- Nie, jedź do domu i odpocznij – uśmiechnął się w moja stronę.
- Mogę zaczekać, żaden problem.
- Nie ma takiej potrzeby i tak nie masz po drodze. Ale dzięki, do zobaczenia. - pożegnał się i poszedł.
Czułam się beznadziejnie, walczyłam o niego a on to olewał, miał to gdzieś. Zachowywał się jak kumpel, ale ja tego nie potrzebowałam, nie potrzebowałam kumpla. Zresztą nie umiałabym się z nim tylko przyjaźnić. Pojechałam do domu. Od razu wzięłam prysznic a później leżałam i słuchałam muzyki. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Marcin.
- Pogadamy? - stał przed łóżkiem i patrzył na mnie. Kiwnęłam mu głową a on położył się obok mnie, tak że patrzyliśmy sobie w oczy. Wyciągnęłam słuchawki z uszu.
- Chciałbym być bliżej ciebie. Zawsze zazdrościłem tobie i Maćkowi że, jesteście tak blisko siebie. Zawsze wszystko razem robiliście, wiem, że na moje życzenie się tak działo, jakoś zawsze wolałem coś innego robić. Ale teraz wiem, co straciłem i chcę żebyśmy byli nie tylko rodzeństwem ale i przyjaciółmi. Nie chcę zająć miejsca Maćka, ale po prostu potrzebuję ciebie. - wyciągnął rękę, zacisnęłam ją mocno. Miałam wrażenie, że to było przypieczętowanie paktu.
- Ja też ciebie potrzebuję. - przytuliliśmy się mocno. 
- To co dzisiaj robiłaś ? - zaśmiał się i siedzieliśmy jedząc cukierki.
- Byłam na siłowni. - po moich słowach wybuchnął śmiechem.
- Co? Nie wierzę. Ty? – Marcin nie mógł się przestać śmiać.
- Ej. Przestań. - zaczęłam go okładać poduszką. - Wiem, że była ze mnie niezła kaleka, ale słyszysz była. Teraz jest inaczej i dzisiaj nie pierwszy raz tam byłam. Po śmierci Maćka zaczęłam tam chodzić. Pierwszy raz zabrał mnie tam Bartek, jeszcze jak Maciek żył, opowiedział mi o sobie, co tam robi i co mu to daje. Gdy zabrał mnie po pogrzebie najpierw pojechaliśmy do niego a na drugi dzień właśnie na siłownię. Wtedy poczułam się uwolniona, nie byłam zniewolona przez cierpienie i ból. Od tamtej pory, czasami tam jeżdżę. Jest tam fajny trener, Przemek. On jest niesamowity, ma tyle energii w sobie i empatii. Wie co robić by pomóc ludziom. Jest mistrzem w tym co robi i bardzo mi pomaga. - nie miałam bariery, wiedziałam, że Marcinowi mogę wszystko powiedzieć, w końcu to mój starszy brat.
- Brzmi ekstra. A nie miałabyś nic przeciwko żebyśmy następnym razem wspólnie tam pojechali? - Marcin spojrzał na mnie.
- No przestań, oczywiście, że nie. W sumie miałam nadzieję, że po mojej rekomendacji zechcesz ze mną pojechać. A co z Kasią? Spotykacie się jeszcze? - odwrócił głowę, czułam, że coś się wydarzyło między nimi.
- Już nie. To wszystko jest takie skomplikowane. Jak byliśmy przyjaciółmi to doskonale się rozumieliśmy a jak tylko zaczęliśmy być parą to wszystko się posypało. Ona była zazdrosna, ja nie mogłem wytrzymać napięcia. Gdy Maciek odszedł to starałem się więcej czasu spędzać z rodzicami i z tobą a ona miała ciągle pretensje, że za mało uwagi jej poświęcam. Nie rozumiała tego przez co przechodzimy, miała żal, że jej nie wspieram a to ja potrzebowałem jej ciepła i wsparcia. No i stwierdziłem, że to nie ma sensu. - czułam jak mu ciężko, przytuliłam go mocno.
- Mamy siebie. - siedzieliśmy przytuleni. Byliśmy silni i zamierzaliśmy zdać tą próbę, którą postawił przed nami los. Wiedziałam jedno, nie mogliśmy dopuścić do tego by śmierć Maćka poszła na marne. Ludzie mają misję do spełnienia, nie tylko na ziemi ale również jak są w niebie.

czwartek, 27 czerwca 2013

The experience cz 48


Obudziłam się z potężnym bólem głowy, czułam się naprawdę bardzo źle. Utrzymanie pionu wymagało ode mnie strasznie dużo wysiłku. W piżamie zeszłam na dół gdzie wszyscy siedzieli.
- Co się dzieje? - popatrzyła na mnie mama. Czułam się zmarnowana i taka wiotka, kompletnie wypompowana. Czułam, że moje ciało było słabe, jakby zaraz miało się rozpaść na kawałki.
- Boli mnie głowa, tak bardzo mocno - usiadłam przy stole biorąc głowę w ręce, jakbym to miało uśmierzyć ból - Dasz mi jakieś proszki? - głowa niesamowicie mi pulsowała a ja nie miałam siły by zmagać się z tym bólem.
- Może powinniśmy jechać do lekarza – tata spojrzał na mamę. Oboje byli zatroskani.
- Zaraz dam ci tabletki, ale najpierw coś zjedz bo znowu schudłaś. Jeżeli ci nie pomogą to zadzwonisz po mnie, wtedy pojedziemy do lekarza, albo weźmie się wizytę domową. - mama wstała od stołu i zaczęła szukać tabletek. Za jej radą zjadłam tosta i położyłam się w salonie.
- Jak coś to dzwoń. - Marcin pocałował mnie w czoło a po chwili przykrył mnie kocem i poszedł. W przeciągu dziesięciu minut wszyscy wyszli z domu a ja zostałam sama. Oglądałam jakieś bzdury w telewizji, potem wzięłam się za czytanie książki. Nie mogłam się na niczym skupić i na tym polegał mój problem. Myślami byłam przy Bartku, niby wszystko się układało, zbliżaliśmy się do siebie, ale cały czas była wielka bariera pomiędzy nami. Poniekąd wszystko było wyjaśnione, przynajmniej dla mnie.
„Przyjdziesz do mnie po lekcjach? Źle się czuję i cały dzień siedzę sama w domu”. - napisałam do Niego sms'a. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w telefon, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Sama nie wiedziałam czego się spodziewałam. Czy ja naprawdę myślałam, że jemu jeszcze w jakimś stopniu zależy na mnie? 
- Idiotka – skarciłam sama siebie. Ubrałam się w dres, założyłam bluzę, szalik i czapkę, buty emu i wyszłam przed dom, zająwszy miejsce na huśtawce. Zamknęłam oczy i zaczęłam się kołysać. Nabierałam powietrza w płuca, oddychałam. Czułam się już lepiej. Przerwał mi deszcz, który zaczął padać rzęsiście i żeby uchronić się przed nadmiernym zmoknięciem biegiem weszłam do domu. Po chwili ktoś dzwonił domofonem, a gdy zobaczyłam Bartka, pospiesznie mu otworzyłam. Byłam bardzo zaskoczona jego widokiem.
- Hej – otworzyłam mu drzwi by nie moknął. Mimo, że poczułam się miło iż przyszedł, to nie potrafiłam okazać entuzjazmu.
- Co ty taka mokra ? - spojrzał na mnie z niepewnością w oczach i zaczął rozbierać kurtkę.
- Siedziałam w ogrodzie. Poczekaj chwilę, przebiorę się. - pobiegłam do pokoju, przebrałam się w suchy dres i z powrotem zeszłam do Bartka. Wstawiłam wodę na herbatę a on wyciągał z reklamówki owoce.
- Na co to? - wskazałam ręką na wyciągane przez niego produkty.
- Masz sokowirówkę ? - spojrzał na mnie.
- Tak. - wyciągnęłam kubki i robiłam herbatę.
- Potrzebujesz witamin by się wzmocnić. Nie obraź się ale marnie wyglądasz. Dawaj sprzęt i robimy sok. - nie było dyskusji, ale ja nawet nie zamierzałam z nim polemizować, chciałam robić wszystko co mogłoby nas z powrotem zbliżyć do siebie. Sama jego obecność w moim domu wiele dla mnie znaczyła.
Usiedliśmy w salonie z pełnymi szklankami świeżego soku. Ja miałam pomarańczowy a on jabłkowy.
- Między nami wszystko w porządku ? - przerwałam ciszę. Obróciłam się w jego stronę, a on patrzył przed siebie. Czekałam na odpowiedź z jego strony lecz jedyne co dostałam to długie milczenie z odwróconym wzrokiem . - Czyli jednak nie. - odwróciłam się by nie patrzeć na niego. Jego suchość bardzo mnie raniła. Panowała cisza, oboje patrzyliśmy przed siebie. - W takim razie dlaczego to robisz? Dlaczego zbliżasz się do mnie, rozmawiasz ze mną, zabierasz mnie w różne miejsca? Dlaczego? - mój głos się załamywał, nie rozumiałam tego co się działo między nami. Czułam się jak histeryczka, ale mimo że cierpiałam z powodu śmierci Maćka i byłam prawie nieżywa nie chciałam dać sobą manipulować.
- A mam bezczynnie patrzeć jak cierpisz? Chcę ci pomóc. - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu.
- Nie musisz się litować nade mną. - wstałam i podeszłam do okna. Złość narastała we mnie. Zamknęłam oczy by pohamować łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- To nie jest litość. Po prostu nie mogę patrzeć jak cierpisz, rozumiesz? Moje uczucia do ciebie nie pozwalają mi zostawić cię w spokoju. - podszedł do mnie i złapał za ramiona. Był tak blisko a cały czas  jakby za daleko. Chciałam być jeszcze bliżej, poczuć jego ciepło, serce bijące w środku.
- To czemu nie jest w porządku? Przecież widzę, że niby jesteś, ale tak jakby cię nie było. Nie pozwalasz się mi zbliżyć. Tworzysz mur pomiędzy nami – odwróciłam się w jego stronę, byliśmy bardzo blisko siebie, nasze ciała się dotykały, położyłam mu ręce na brzuchu. Po czym od razu położył swoje dłonie na moich i spuścił je, następnie zrobił krok do tyłu.
- Po prostu nie mogę zapomnieć tego co było. Jak mam ci zaufać skoro ty tak szybko we mnie zwątpiłaś? Nie uwierzyłaś mi, a jak wtedy nie uwierzyłaś to już tak naprawdę nigdy mi  nie zaufasz - był oschły, zimny, ale w końcu mówił o swoich uczuciach, obawach, co pozwalało mi poznać to, co się działo w jego głowie. 
- To nie prawda, ufam ci, rozumiesz? Gdybym ci nie ufała to wczoraj nie pojechałabym z tobą na przejażdżkę, nie pojechałabym z tobą po pogrzebie Maćka, nie została na noc. Mam dalej wymieniać? Ufam ci bezgranicznie, ale nie mogłam uwierzyć tobie czy Asi na słowo, musiałam postąpić tak samo wobec was obojga a to dlatego, że oboje jesteście ważni dla mnie. Nie chciałam być sędziom tylko się wycofałam. Jak mogłam wybrać pomiędzy wami nie mając dowodów? Ty też kazałeś mi się wynosić, dać ci spokój, nie pamiętasz?! Ale proszę cię, zapomnijmy o tym, zostawmy przeszłość za sobą a skupmy się na tym co jest tu i teraz. - patrzyłam mu głęboko w oczy, czekałam na jakiś ruch z jego strony. Byłam pełna nadziei, że zdoła mi wybaczyć.
- Czego tak naprawdę chcesz ode mnie ? Masz chłopaka, więc do czego jestem ci potrzebny? Pocieszyłaś się bardzo szybko więc teraz idź dalej, nie cofaj się – rozłożył ręce po czym poszedł do przedpokoju i zaczął się ubierać.
- Nie jestem z Piotrkiem! Nie komplikuj tego! Zrozum, że nie szukałam pocieszenia, chciałam być szczęśliwa, chociaż na chwilę zapomnieć o tym co się wydarzyło z.... . Chciałam chociaż na chwilę zmienić otoczenie. Chciałam uwierzyć, że coś jeszcze jest jakiś sens mojego życia,,, - podeszłam do niego bliżej. Łzy leciały mi po twarzy i nawet nie byłam w stanie im zapobiec.
- I dlatego się z nim obejmowałaś? Całowałaś? - zatrzymał się i patrzył, czekał na moje wytłumaczenie a ja nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć. Zwątpiłam czy to w ogóle miało jeszcze jakiś sens. Odwróciłam się tyłem do niego. Poczułam jak złapał mnie za ramiona. - No właśnie. Pij sok i odpoczywaj. - wyszedł. Nie mogłam się ogarnąć, dopiero teraz zrozumiałam jak zrujnowałam swoje życie. Ideałów nie ma, ale wtedy poczułam jak beznadziejna byłam. Podziwiałam go, że pomimo tego wstrętu do mnie nadal potrafił troszczyć się o mnie, i to dawało mi nadzieję, że musi jeszcze coś czuć do mnie.


----------------
Rozchorowałam się trochę i nie mam siły by myśleć, wena mi odeszła, natomiast staram się walczyć z brakiem  natchnienia.
Pytacie się jak jestem w stanie napisać część w dwa dni, otórz bywa tak, że w jednym dniu napiszę dwa rodziały a przez następny tydzień ani jednego. Staram się mieć w zapasie kilka części by zachować ciągłość w dodawaniu, żebyście Wy, moi czytelnicy co te dwa dni mieli co czytać.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

The experience cz 47


Weekend minął bardzo szybko, z rodzicami codziennie chodziliśmy do kościoła bo cały czas były odprawiane Msze za naszego brata. Dodatkowo przychodził też Filip. Minimalnie czułam się lepiej, po miesiącu czasu powracałam do „normalnego” funkcjonowania, jeżeli tak to można nazwać. Już histerycznie nie reagowałam płaczem, powoli radziłam sobie z swoimi emocjami. Lubiłam spać, bo czasami śnił mi się Maciek, więc tylko wtedy mogłam chociaż przez chwilę z nim pobyć. Byłam taka „zwiotczała”, szara i bez życia. Czułam się pozbawiona uczuć i pusta w środku, byłam jak opona bez powietrza, która jest bezużyteczna, bez celu i każdemu obojętna.
Natomiast dzisiaj bez problemu wstałam z łóżka, założyłam jeansy i czarną koszulę, zrobiłam lekki makijaż, włosy związałam w kok i zeszłam na dół. Rodzice jedli śniadanie.
- Smacznego – uśmiechnęłam się do nich i zabrałam się za jedzenie. Mój uśmiech wcale nie był naturalny, nauczyłam się już go wymuszać, czułam się jak klaun, który stwarzał dobre pozory. Przecież miesiąc to tylko 30 dni, przez ten czas nie da się zapomnieć, ani nagle pozbyć się bólu. Jedyne co czułam to właśnie ten ból i nic poza tym.
- Odwiozę cię – tato spojrzał na mnie. Nigdy mnie nie odwoził ponieważ nigdy mu nie było po drodze. 
- Mogę sama jechać samochodem.
- Wiem, że tego nie lubisz a i tak muszę iść do dyrektora. - spojrzałam na niego i coraz bardziej uświadamiałam sobie, że Maciek powoli znikał ze społeczeństwa, najpierw szafka a teraz jego dokumenty w szkole. Nie byłam małą dziewczynką i wiedziałam, że jak ktoś umarł to już nie wejdzie radośnie do pokoju, lecz cały czas miałam wrażenie, że on zaraz wejdzie, uśmiechnie się i będzie mnie popędzał. Ciężko było mi patrzeć na drzwi, które się nie otwierały. Z trudem przychodziło mi rozumienie tego co się tak naprawdę działo, że niedługo Maciek nie będzie figurował w szkole, przychodni, urzędzie, banku czy gdziekolwiek. Moje oczy znowu mnie piekły od płaczu. Wstałam od stołu by już dłużej nie myśleć o tym chociaż nie dało się odgonić tych myśli, tata podążył za mną i ubieraliśmy się.
- Marcin cię odbierze. - mama zwróciła się w moją stronę, przytuliła mnie mocno i podała kanapki. Rodzice też to bardzo przeżywali, starali się jeszcze bardziej dbać o nas ale tak naprawdę nie mieli wpływu na to kiedy umrzemy. Bardzo się starali by ulżyć mnie czy Marcinowi ale nie meli takiej siły by to cierpienie, żal, czy poczucie krzywdy wziąć na siebie.

Objęta ramieniem przez tatę weszłam do szkoły, odprowadził mnie do szafki a później pod salę. Czułam się bezpiecznie gdy był obok mnie. Przy nim byłam niziutka i krucha, miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę. Stres i negatywne uczucia wysysały ze mnie energię.
- Jestem dumny z ciebie – mocno mnie przytulił. W nawet moich małych gestach, minimalnych efektach maksymalnych moich starań widział progres, potrafił zauważyć bardzo dużo.
- Kocham cię – uśmiechnęłam się do niego, dałam mu buziaka w policzek i weszłam do klasy. Lekcje mijały spokojnie, miałam dużo zaległości, co rusz pisałam jakiś sprawdzian by nadrobić braki. Przerwy pomiędzy lekcjami spędzałam w samotności, czasem siedziałam z Damianem na stołówce, ale zawsze w ciszy.
Poszłam na wf, miałam ochotę dzisiaj ćwiczyć, wypocić się ponieważ wtedy czułam jakbym co najmniej straciła kilogram uczuć. Dzisiaj grałyśmy w kosza. Biegałam jak szalona, sama siebie nie poznawałam, nie wiedziałam, że aż tak dobrze potrafiłam grać w kosza, w ogóle uprawiać jakikolwiek sport. Gdy moja drużyna zrobiła zmianę, siedziałam na ławce, obok zobaczyłam Bartka. Patrzył na mnie a ja na niego. Żadne z nas nie zrobiło pierwszego kroku, nie wiedziałam jakbym miała zacząć rozmowę, co miałabym mu powiedzieć.
Po wf poszłam do szatni gdy ktoś za mną zawołał.
- Jesteś zajęta po lekcjach ? - to był Bartek.
- Marcin po mnie przyjeżdża. - spojrzałam w bok, nie wiem czemu, to było silniejsze ode mnie. Patrzenie na niego powodowało, że miałam ochotę przywrzeć do niego i już nigdy się nie oderwać.
- A możesz mu powiedzieć, żeby nie przyjechał? - zrobił krok w bok, tak że patrzyłam teraz na niego.
- A chcesz tego?
- A ty? - patrzył mi głęboko w oczy, nasze ciała były blisko siebie. Czułam jego oddech, jego zapach perfum. Nie mogłam już dłużej znieść tej odległości i woni dochodzącej od niego.
- Do zobaczenia.- weszłam do szatni, przebrałam się. Gdy szłam korytarzem zza ściany zobaczyłam Bartka.
- Nie odpowiedziałaś mi – szliśmy ramię w ramie.
- Ty też – skręciłam w prawo i szłam schodami, on zastawił mi drogę. Znowu miałam go przed sobą.
- Będę czekał przy bramie – zszedł z powrotem na dół, a ja ruszyłam pod klasę. Nie odwróciłam się by zobaczyć czy on się odwraca.
Reszta lekcji w szkole minęła bez większych, wart opowieści historii, w międzyczasie napisałam Marcinowi sms'a że wrócę z Bartkiem. Gdy skończyłam lekcje poszłam do szafki, była tam tylko Asia.
- Jak się czujesz? - podeszła bliżej. Patrzyła na mnie z żalem w oczach, a w tonie jej głosu słyszałam troskę, ale mimo wszystko czułam ogromną niechęć do niej i nie potrafiłam jej przełamać.
- Chyba nie powinno cię to interesować. - spojrzałam na nią bez uczuć. Była mi obojętna, po tym co zrobiła.
- Gosia przepraszam. Przepraszam, że namieszałam, że kłamałam. Przepraszam. Po prostu on od początku mi się nie podobał i chciałam cię chronić, by kolejny facet cię nie skrzywdził. Cały czas pamiętam jak cierpiałaś po rozstaniu z Wojtkiem.
- Myślisz, że po zerwaniu przyjaźni z tobą i Bartkiem mniej cierpiałam? Proszę cię nie mam na to siły. Chcę zapomnieć, zresztą to była błahostka. Teraz straciłam brata i pozwól mi w spokoju się z tym pogodzić. Może to zabrzmi to obcesowo, ale nie potrzebuję cię – sama nie wierzyłam, że miałam tyle siły w sobie by jej to powiedzieć. Ale nie skłamałam, powiedziałam dokładnie to co czułam. Nie potrzebowałam jej, to była bolesna prawda, ale mimo wszystko prawda.
- Przestań, możemy to naprawić. Będę cię wspierać – złapała mnie za rękę, patrzyła na mnie z litością i wielką prośbą w oczach. Natomiast rany wyrządzone przez nią były duże i nie potrafiłam o nich zapomnieć.
- To ty przestań. Jestem ci wdzięczna tylko za jedną rzecz, że się przyznałaś – uśmiechnęłam się i wyszłam z szkoły. Zaczerpnęłam głęboko powietrza by odetchnąć, uspokoić napięcie, które pojawiło się w moim ciele. Był marzec, zima powoli puszczała, robiło się przyjemniej, powietrze, które wpłynęło w moje płuca było zimne, ale przyjemnie orzeźwiło moje ciało. Przy bramie zobaczyłam Bartka, był zniecierpliwiony.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz - jeden kącik jego ust uniósł się do góry, odnosiłam wrażenie, że cieszył się na mój widok.
- Asia mnie zatrzymała. - szliśmy w stronę miasta. Gdy powiedziałam dlaczego chwilę się spóźniłam, mięśnie na Bartka twarzy napięły się a rozkoszny uśmiech zniknął.
- Czego chciała? – sucho powiedział i spojrzał na mnie.
- Przepraszała i takie tam. Gdzie idziemy? - teraz ja odwróciłam się w jego stronę.
- Zaraz złapiemy autobus i pojedziemy do mnie, a potem to już zobaczysz. - uśmiechnął się po czym złapał mnie za rękę i pociągnął. Zaczęliśmy biec, z początku nie wiedziałam co się działo lecz zauważyłam, że na przystanek zajeżdżał autobus. Ledwo co zdążyliśmy. Gdy byliśmy pod blokiem,w którym mieszkał Bartek skręciliśmy w uliczkę gdzie były garaże. Bartek otworzył jeden z nich.
- Pamiętasz jak coś mi kiedyś obiecałaś? - uśmiechnął się w moją stronę, znałam jego plan. Z garażu wyciągnął motor, podał mi kask i sam zaczął ubierać drugi. Zapalił silnik i usiadł, bez zawahania dołączyłam do niego i ruszyliśmy. Kiedyś z Maćkiem też jechaliśmy motorem, ale nie tak szybko. Bartek miał gdzieś przepisy, mknął przez ulicę niczym Kubica po torze. Jechaliśmy szybko i wystarczył moment byśmy znaleźli się na przedmieściach i wyjechali z miasta. Bartek nawet na chwilę nie zwalniał, co powodowało, że trzymałam się go kurczowo. Miałam zaufanie do niego, ufałam mu bezgranicznie, może na wyrost, ale to nie było zależne ode mnie. Zobaczyłam jak świat szybko przemijał, tak jak życie.
Cały czas jechaliśmy, nie czułam strachu, w ogóle nic wtedy nie czułam. Byłam wolna, jedyne co odczuwałam to adrenalinę, kiedy tylko przyzwyczajałam się do prędkości, pożądałam więcej, szybciej. Bartek musiał mieć tak samo, ponieważ jechaliśmy coraz szybciej, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Odczuwałam przyjemność z tej jazdy. Zjechaliśmy z głównej drogi w poboczną, ale nadal nie zatrzymywaliśmy się. Na poboczu stała tabliczka z nazwą miejsca, w którym się znajdywaliśmy, ale z racji prędkości jaką osiągaliśmy nie byłam w stanie jej przeczytać. Bartek powoli zwalniał. Byliśmy w małym miasteczku, dookoła było szaro, ponuro tak nijako. Zobaczyłam, że jesteśmy przed cmentarzem, zaparkował motor i z kaskiem w ręce podążałam za Bartkiem. Nic nie mówił, wiedziałam gdzie byliśmy i nad czyj grób szliśmy, ale nie wiedziałam po co. Cały czas szłam za nim, on był kilka kroków przede mną.
Zatrzymał się w środku alejki, najpierw spojrzałam na niego po czym oboje patrzyliśmy w tym samym kierunku. Nie myliłam się, byliśmy nad grobem jego mamy.
- Pomimo tego wszystkiego co się działo w naszym domu, jak raniła siebie a przy okazji nas, pomimo że nie szanowała swojego życia bardzo ją kochałem, kocham i będę kochać. Tęsknię za nią. I wiesz co jest najgorsze? - patrzył na mnie.
- Że nie możesz z nią porozmawiać, usłyszeć głosu – szeptem odpowiedziałam mu. Nie patrzyłam na niego ale na miejsce, w którym była jego najważniejsza osoba.
- Nie. To też, ale są zdjęcia, nagrania video, możesz mówić i ona słyszy jedynie nie odpowie, może pojawić się we śnie. Najgorsze jest to, że nie mogę jej dotknąć, przytulić, złapać za rękę. Nie mogę pójść z nią na spacer. Mam przeczucie, że zmarnowałem tyle czasu, że tak krótko z nią byłem. Mam straszny żal do siebie, że nie dałem jej odczuć jak bardzo ją kocham, jak bardzo mi na niej zależy. Wiem, że ona to wie, ale prawda jest taka, że nie wykorzystałem tego czasu jak była obok. Nie wiem do końca co czujesz po stracie Maćka bo byliście bliżej niż ja z mamą. Nie znałem go zbyt długo, ale wiem, że bardzo cię kochał, wszystko co robił by mnie odciągnąć od ciebie, robił z troski. Był w stanie się nawet z tobą pokłócić by postawić na swoim. Dbał o ciebie bardziej niż o siebie. Ty nie zmarnowałaś tego czasu, nie miałaś go za dużo, ale możesz mieć czyste sumienie, przeżyłaś z nim tyle wspaniałych chwil. I nie martw się, nie zapomnisz tego. Choćbyś nie wiem jak bardzo starała się wymazać z pamięci te wspomnienia to nie uda ci się. Masz tyle pięknych chwil do których możesz wracać myślami. Tyle zdjęć, filmów, przedmiotów. On zawsze będzie z tobą i przy tobie. Wiem, że czujesz ogromną pustkę, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak wielką bo z żadną osobą w moim życiu nie łączyła mnie aż tak zażyła relacja, ale nie możesz marnować czasu, zobacz jakie życie jest kruche, ilu ludzi tutaj leży, ilu z nich za wcześnie Bóg wezwał do siebie. My mamy jeszcze szansę zbierać doświadczenia, każdy z nas ma misję do spełnienia i nie możemy przestać. Rób wszystko by na łożu śmierci nie bać się, ale powiedzieć sobie, tyle przeżyłam, tyle doświadczyłam. Nigdy nie będzie wystarczająco, zawsze czuć niedosyt, ale trzeba żyć i iść dalej. - słuchałam jego słów zawzięcie. Jak gąbka chłonęłam każde słowo. To, że trafiało do mnie to co mówił miało odzwierciedlenie w łzach. Nie wstydziłam się ich, nie były oznaką, że byłam słaba ale, że czuję i Bartek działał na moje uczucia i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę i nie zamierzałam tego ukrywać. Gdy to mówił patrzył na mnie a ja spoglądałam w ślepy punkt. Po chwili odwrócił wzrok i spoglądał na grób.
- Mamo, poznaj Gosię. Opowiadałem ci o niej. - po chwili wzrok przeniósł na mnie. - Gosia to moja mama, Zosia – uśmiechnął się i spojrzał przed siebie. - Zabiorę ją bo zamarznie zaraz, ale niedługo cię odwiedzę. - ukucnął, położył dłoń na pomniku. On też cierpiał, pomimo tych mięśni dało się to zauważyć. Przeżegnaliśmy się i szliśmy z powrotem na parking. - Wszystko w porządku? - stał przede mną a ja ocierałam łzy by móc założyć kask.
- Tak. - podeszłam bliżej i przytuliłam się do jego zimnej kurtki. Potrzebowałam trochę ciepła. Po chwili odsunął się ode mnie, myślałam, że chce mnie pocałować, ale on założył sobie kask po czym pomógł mi uporać się z moim i ruszyliśmy. Zaskoczył mnie swoim dystansem, raz go skracał a raz wydłużał. Po chwili wracaliśmy już do naszego miasta.

- Może wejdziesz, zrobię herbaty i się trochę ogrzejesz? - spojrzałam na niego gdy byliśmy pod moim domem.
- Chyba podziękuję. - powiedział dosyć sucho. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Przestań, chodź. - uśmiechnęłam się zachęcająco, chciałam przełamać jego dystans.
- Do jutra. - założył kask i nie zdążyłam już nic powiedzieć bo odjechał. Czułam się nieprzyjemnie. Olał mnie i to pozostawiło niesmak w mojej głowie.

sobota, 22 czerwca 2013

The experience cz 46


Przez ostatni tydzień bezczynnie siedziałam w domu, byłam też na kilka dni u dziadków, gdzie mogłam kompletnie odciąć się od wszystkiego co przypominało mi Maćka, jedynie byłam zdana na własne wspomnienia.  Spędzałam czas z Filipem, który przychodził nawet po to by tylko w ciszy sobie ze mną posiedzieć. Nie miałam ochoty na rozmowy, zamykałam się we własnym świecie co rusz odtwarzając wspomnienia z Maćkiem.  Minęły już 3 tygodnie odkąd Maćka z nami nie było i tyle też samo czasu nie byłam w szkole. Wiedziałam, że tylko sobie tym szkodziłam, ale po prostu nie miałam siły, a przede wszystkim odwagi by się tam pojawić. Kilka razy w ciągu minionych dni byłam na siłowni, ale za żadnym razem nie spotkałam tam Bartka. Przemek był świetnym instruktorem i dzięki ćwiczeniom, wyciskowi, który tam dostawałam czułam się lepiej. Przede wszystkim dzięki temu, że zmęczona wracałam do domu, to od razu kładłam się spać. 
Dzisiaj był piątek, miałam mieć tylko 4 lekcje w szkole, więc postanowiłam się z tym zmierzyć. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała się tam zjawić, a piątek wydał mi się odpowiednim dniem, miałam  akurat wtedy luźne lekcje, ale też zaraz miał nastać weekend, więc dawało mi to dwa dni by móc wszystko przemyśleć i nabrać siły. Ubrałam jeansy i czarny sweter, mój świat był do tego stopnia szary, że nie mogłam nawet patrzeć na kolorowe ubrania w swojej szafie. Założyłam zegarek, który dostałam od Maćka na 18 urodziny. Włosy związałam w kok i zeszłam na dół, gdzie siedzieli rodzice z Marcinem. Do tej pory Maciek mnie odwoził do szkoły, tak było kiedyś...
- Jesteś silna. - mama spojrzała na mnie ze wzrokiem wyrażającym aprobatę mojego zachowania. Widziałam, że wszystkim nam było ciężko. Nie można powiedzieć, że ktoś cierpiał bardziej a ktoś mniej, każdy z nam  przeżywał to na swój sposób. Duch i radość naszego domu zniknęła. Kiedy na siłę zjadłam śniadanie, wraz z Marcinem zebraliśmy się do szkoły.
- Odprowadzisz mnie? - spytałam brata gdy byliśmy na parkingu. Dzisiaj to on mnie przywiózł. Poprosiłam go by mnie odprowadził bo bałam się tam wejść, po tak długiej przerwie nie wiedziałam co tam zastanę.
- Jasne. - wyszliśmy z samochodu i podążyliśmy w stronę wejścia. Czułam na sobie wzrok ludzi, to było okropne. W mojej obecności widzieli jakąś sensację, której nie potrafiłam zrozumieć. - Dasz radę. - Marcin musiał zauważyć zawahanie w moim zachowaniu. Stanęłam przed szkołą i wzięłam głęboki oddech, spuściłam głowę i objęta ramieniem Marcina weszłam do budynku. Ludzie wpatrywali się we mnie jak na kosmitkę, jakbym była obca. Poszliśmy do szafki, gdzie zostawiłam kurtkę i przebrałam buty.
- Będziemy musieli wziąć rzeczy Maćka – z ciężkim sercem popatrzyłam na Marcina jak na wyrocznię.
- Racja. - Marcina milczenie upewniło mnie w przekonaniu, że dla niego to także będzie ciężkie. - Jak przyjadę po ciebie to, to zrobimy. Dobrze? Jak chcesz mogę sam to zrobić – Złapał mnie za ramiona, jakby tym gestem chciał oddalić wszystkie moje troski i zmartwienia.
- Nie, dam radę. Mam klucze do jego szafki. - wzięłam potrzebne rzeczy i poszliśmy pod salę. Na korytarzu zauważyłam Damiana, przyjaciela Maćka, który chyba jak wszyscy był zaskoczony moją obecnością.
- Cześć – podszedł do nas, przytuliliśmy się dodając sobie na wzajem otuchy. On też stracił ważną osobę dla siebie.
- Cześć – Marcin przywitał się z Damianem.
- Zaopiekuję się nią. - kolega zwrócił się do mojego brata. Damian znał mnie dobrze, może nie tyle co z przebywania ze mną ale głównie z relacji Maćka, więc pewnie wiedział jak źle się czułam będąc obarczona spojrzeniami z każdej strony.
- Okej, ale i tak odprowadzę ją do klasy. - we trójkę poszliśmy pod salę w której miałam lekcje. Chłopaki poczekali ze mną aż do dzwonka, a gdy ten zabrzmiał to Marcin wszedł ze mną do sali.
- Jak coś to dzwoń, od razu przyjadę. - pocałował mnie w czoło i wyszedł. Siedziałam sama w ostatniej ławce, wpatrując się w swoje ręce. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, co chwilę ktoś spoglądał na mnie, co było frustrujące. Nie byłam w stanie choć na chwilę zapomnieć o tym co się wydarzyło bo ci ludzie na każdym kroku przypominali mi o tym. Była godzina wychowawcza i trochę się nudziliśmy, więc nie miałam jak odwrócić swojej uwagi od ich spojrzeń. Obok mnie usiadła Magda.
- Wiem, że ci ciężko, ale zawsze możesz na mnie liczyć. - złapała mnie za rękę i przytuliła.
- Dziękuję. - wymusiłam uśmiech, chociaż tak naprawdę miałam ochotę się rozpłakać. Pozostałą część lekcji siedziałyśmy w milczeniu. Widziałam Asię, która co chwilę patrzyła w moim kierunku, ale nie miałyśmy o czym rozmawiać.
Po dzwonku Damian czekał na mnie przed salą i razem poszliśmy na stołówkę.
- Trzymasz się jakoś? - spojrzałam na niego. Był jego najlepszym przyjacielem, więc domyślałam się, że dla niego też to było trudne. 
- Łatwo nie jest. Ostatnio mieliśmy pogadankę z psychologiem na temat tego co się stało. Coś tam pomogło. Może powinnaś spróbować? - skierował się do mnie.
- Chyba jakoś daję radę. - po moich słowach podszedł i przytulił mnie mocno. Potrzebowałam tego, był szczerą osobą a dzięki temu nie czułam się tak samotna.
Po dzwonku odprowadził mnie na pozostałe lekcje. Ludzie cały czas mi się przyglądali, szeptali. Wiedziałam, że być może to ze współczucia, ale i tak mi to nie pomagało. Nauczyciele też zdawali się mnie żałować. Wychowawczyni wzięła mnie na rozmowę, przekazała mi wyrazy współczucia jak i że mogę na nich, nauczycieli, liczyć. Byłam im wdzięczna, ale musiałam sobie jakoś z tym poradzić a trudniej mi było jak co rusz ktoś mówił jak to bardzo muszę cierpieć. Tak naprawdę żadne z nich nawet w dziesięciu procentach nie wiedziało, co odgrywało się wewnątrz mnie.
Po trzeciej lekcji Damian odprowadził mnie na angielski. Przy oknie zobaczyłam Bartka, który jak każda osoba w szkole był zaskoczony moim widokiem.
- Możesz iść już. Dziękuję ci za pomoc, bardzo mi pomogłeś, gdyby nie ty nie dałabym rady tu wytrzymać.- skierowałam się do Damiana, czułam się trochę głupio bo chciałam by już poszedł, nie przeszkadzała mi jego obecność, byłam naprawdę wdzięczna, że towarzyszył mi, ale było coś silniejszego,
- Jak coś to wal – przytulił mnie na pożegnanie i poszedł, odprowadziłam go wzrokiem i podeszłam do okna.
- Cześć – przywitałam się z Bartkiem. Nie wiedziałam czy dobrze robiłam, czy jego zainteresowanie mną było chwilowe i dyktowane tylko współczuciem.
- Hej. - dokładnie mi się przyglądał. Widziałam jak zmagał się ze sobą, patrzył na mnie, jakby chciał coś powiedzieć ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, tak samo było ze mną. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, skrępowani milczeliśmy. Nauczycielka weszła do sali, a my udaliśmy się za nią. Usiadłam sama w ławce, nie wiedziałam czy on chciał obok mnie siedzieć. Po chwili zobaczyłam jak nie usiadał w swojej ławce tylko szedł w moim kierunku. Bez słowa zajął wolne miejsce obok mnie, miło się przy tym uśmiechając, odwzajemniłam uśmiech i skupiłam się na lekcji, co wcale takie łatwe nie było, szczególnie, że cały czas miałam ochotę wtulić się w jego ramię.
Po dzwonku od razu udałam się do szatni, nie czekałam na Bartka bo czekało mnie coś gorszego.
Przy szafce ujrzałam Marcina, stał z pudełkiem.
- Wezmę swoje rzeczy i możemy iść. - spakowałam potrzebne książki i poszliśmy w kierunku szafki Maćka. Najpierw delikatnie przejechałam po niej ręką, czułam jak łzy napływały mi do oczu. Bezsilność dawała się we w znaki. Czułam, że to wszystko działo się naprawdę, dopiero w tamtym momencie doszło do mnie, że to prawda.
- Otwórz ją, nie przeciągaj bo będzie jeszcze bardziej boleć. - Marcin podszedł bliżej mnie. Czułam, że on też chciał mieć to już za sobą, ale nie potrafiłam szybko się z tym rozprawić.
- Wiem, ale to jest straszne... - wytarłam łzy z policzka, które uroniłam z rozpaczy.
- Daj- Marcin wyciągnął dłoń w moją stronę, podałam mu kluczyk, którym otworzył szafkę i po kolei wyciągał z niej rzeczy, które podawał mi, a ja wkładałam do pudełka. Każdą rzecz obrałam w dłoniach, głaskałam, tak jakby chciałam ściągnąć z nich odciski Maćka, by chociaż trochę być bliżej niego.
- Gosia będzie gorzej, wkładaj je do pudła. - Marcin był opiekuńczy i widział, jak mi to wszystko ciężko przychodzi ale był stanowczy. Jego słowa byłym takim uderzeniem w policzek. Posłuchałam go, nie chcąc bardziej go zdenerwować i z pozostałymi rzeczami poszło nam szybciej. Razem wyszliśmy ze szkoły z pudłem w którym znajdowało się szkolne życie Maćka. Tyle miesięcy, chwil, wspomnień zamkniętych w jedno szare pudełko.
Od razu pojechaliśmy do domu, gdzie zjedliśmy obiad. Pudło wstawiliśmy do pokoju Maćka gdzie tak naprawdę prawie nikt nie wchodził. Czasami jak nie mogłam zasnąć to spałam w jego łóżku. Nie ruszaliśmy jego rzeczy, ponieważ chcieliśmy by ten pokój został taki jakim Maciek go zostawił. Nikomu nie wolno było przestawiać rzeczy czy czegokolwiek wyrzucać. To miejsce było pamiątką po Maćku. 

czwartek, 20 czerwca 2013

The experience cz 45


Kiedy obudziłam się rano, nikogo nie było w domu, zjadłam śniadanie i cały czas bezczynnie leżałam w łóżku. Nie chciało mi się nic robić, tęskniłam za Maćkiem. Nie wyobrażałam sobie jakbym miała iść sama do szkoły, zawsze jak było mi ciężko to razem przez to przechodziliśmy a teraz miałam zmagać się sama. Nikogo bliskiego w szkole nie miałam. Kiedyś była Asia, teraz, pośród tego tłumu miałam być sama i ta perspektywa mnie przerażała. Jak będzie teraz wyglądać moje życie? Co z tą pustką? Kto będzie ganił mnie za moje głupie zachowanie? Jak można żyć, bez podstawowej osoby? Tyle pytań, tyle niewiadomych... Myśl o przyszłości przerażała mnie najbardziej jak się dało. 
Po południu ubrałam jeansy oraz bluzę i pojechałam do Piotrka. Nie widziałam się z nim od czasu pogrzebu, zapomniałam o takim urządzeniu jak telefon, przez chwilę miałam wrażenie, że o wszystkim zapomniałam, czułam ból, który przypominał mi tylko o Maćku. Zaparkowałam samochód na parkingu i weszłam do akademika, skierowałam się od razu do pokoju Piotrka, zapukałam w drzwi. Miałam wrażenie, że wszystkie czynności wykonywałam mechanicznie, jakbym we mnie nie było za grosz emocji. Byłam pusta. 
- Proszę. - usłyszałam głos swojego chłopaka.
- Cześć – posępnie powiedziałam i weszłam do środka. Nie spodziewał się mnie. Stanął naprzeciwko mnie, a ja bez słowa przytuliłam się do niego. Wydawał mi się być obojętny i taki wcale nie mój.
- Usiądź. - dosyć sucho powiedział, rozluźnił uścisk i usiedliśmy na łóżku. Nie patrzyliśmy na siebie, czułam, że był zły na mnie...
- Jesteś zły na mnie. - to nie było pytanie. Czekałam na jego odpowiedź, potwierdzenie, choć w sumie wiedziałam co powie.
- A jak mam nie być? Odstawiłaś mnie dla tamtego. Byłem z tobą cały czas, w szpitalu, w domu, w kaplicy. Byłem tam gdzie ty byłaś. Wspierałem cię a ty przy pierwszej lepszej okazji mnie zostawiłaś. Nawet nic nie powiedziałaś, jak tylko on się pojawił to poleciałaś do niego! I jak mam się czuć?! Przy tych wszystkich ludziach tak po prostu odeszłaś z nim! Nawet nie zadzwoniłaś. Cały czas wydzwaniałem, na żaden telefon nie odpowiedziałaś. Martwiłem się. Marcin mi powiedział, że spędziłaś noc u Bartka! - krzyczał na mnie, był zły i miał prawo. Zawiniłam. Czułam się okropnie. Zaczęłam płakać. Wiedziałam, że byłam żałosna, jak małe dziecko na wszystko reagowałam płaczem. Schowałam twarz w ręce i starałam się jakoś uspokoić. Było mi wstyd za swoje zachowanie. Nie potrafiłam odnaleźć słów w mojej głowie by mu odpowiedzieć. Jak mi to wszystko powiedział poczułam beznadziejność sytuacji, zrozumiałam jak okropnie względem niego się zachowałam. To prawda, myślałam tylko o sobie, a raczej nawet nie myślałam nad tym co zrobiłam. To był instynkt, chwila. 
- Ja naprawdę nie wiem co mam ci powiedzieć, przepraszam. - siedział na przeciwnym łóżku, nie patrzył na mnie. - Wstyd mi, słyszysz? Proszę cię. Ostatnie czego mi teraz potrzeba, to byś się na mnie złościł, byś mnie zostawił. Proszę, potrzebuję ciebie. - złapałam go za dłonie a on cały czas tępo spoglądał za okno. Prawie go błagałam o to by mnie nie zostawił, bałam się tego, bałam się samotności i tego co będzie dalej.
- Cały czas ty, ty i tylko ty. Słyszę, tylko to czego ty chcesz! Nic więcej się dla ciebie nie liczy poza tobą?! - wstał i patrzył na mnie, czułam się upokorzona.
- Piotrek to nie jest tak, przechodzę ciężki okres. Przed chwilą straciłam Maćka a teraz mam stracić ciebie? Nie rób mi tego, błagam. - stałam twarzą w twarz z nim, dotknęłam jego policzka a on odwrócił głowę. - To koniec, tak? - nic mi nie odpowiedział, przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić. Czułam, że z jego strony to już zamknięta historia. Wybiegłam więc z akademika i wsiadłam do samochodu, z łzami w oczach odjechałam. Jedynym miejscem do którego mogłam teraz jechać był cmentarz. Stanęłam przed miejscem gdzie było dużo kwiatów, zniczy. Teraz tu mój brat się znajdował. Dałam upust swoim emocjom, znowu płakałam.
- Bez Ciebie to wszystko się nie układa. Zostawiłeś mnie samą pośród tych obcych ludzi! Najpierw Asia z Bartkiem, później Ty a teraz Piotrek. Jestem beznadziejna, wszyscy ode mnie odchodzą. Nie chcę tak żyć, nie bez Ciebie. Proszę Cię pomóż mi! Zabierz mnie do siebie! Braciszku, proszę. Tak bardzo Cię kocham, całym sercem, oddałabym wszystko, żeby tylko móc się do Ciebie przytulić. - byłam słaba, wykończona. Mróz robił się coraz mocniejszy a ja bezwiedna. Znowu miałam podcięte skrzydła. Nie wiedziałam jak miałam dalej żyć, jak się odnaleźć w tym wszystkim. Gdzie w tym sens? Ukucnęłam i wpatrywałam się w kwiaty, zamknęłam oczy i jedyne co widziałam to sceny z pogrzebu, jak panowie opuszczali trumnę. Jeszcze bardziej zacisnęłam oczy, by zadusić zbierające się w oczach łzy. Gdy już nie byłam w stanie ich powstrzymać i otworzyłam oczy zobaczyłam jak Marcin idzie alejką, podszedł do mnie i przytulił mnie z całych sił ogrzewając moje zmarznięte ciało. Płakał razem ze mną. Jemu też było ciężko. Od zawsze prawie wszystko robili razem, Maciek był jego największym przyjacielem.
- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę. - głaskał mnie po włosach. - Jedziemy do domu bo zapalenia płuc dostaniesz- otarł mi łzy i wziął pod rękę.
W domu zrobił mi herbaty i jedząc pizzę wspólnie leżeliśmy pod kocem.
- Marcin teraz mamy siebie. Nie mogę ciebie stracić – złapałam go za rękę, te słowa powiedziałam prawie jak histeryczka, bałam się samotności, tego, że i jego stracę. Łzy znowu napływały mi do oczu, czułam się bezsilna.
- A ja ciebie. Rodzice mają siebie a nam pozostaliśmy my. - objął mnie ramieniem, też miał łzy w oczach. - To sprawdzian dla nas, ale zdamy go, oboje.
- Piotrek mnie zostawił. Myślisz, że to jakiś znak? Najpierw Wojtek, później Bartek z Asią, Maciek a teraz Piotrek. - brzmiało to żałośnie, a ja czułam się jeszcze gorzej jak to głośno powiedziałam.
- Przestań, ty nie zawiniłaś. Takie jest życie. - patrzył mi głęboko w oczy. - Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie wolno ci źle myśleć o sobie. Wiem, co masz na myśli, że to fatum, że to twoja wina itp. ale to nie prawda. Mamy siebie i to najważniejsze. - przytulił mnie mocno. Siedzieliśmy jeszcze kilka godzin ale już nie mówiąc.
Dzisiaj spałam u siebie w pokoju, zasnęłam obok Marcina. Czułam się bezpieczniej jak był obok.

------
Dziękuję za każdy komentarz. To miłe, że dajecie odzew ze swojej strony :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

The experience cz 44


Całą drogę wpatrywałam się w obraz za oknem. Powoli brakowało mi już sił na płacz, czułam wszechogarniającą bezsilność, niemoc w każdym zakamarku mojego ciała. Widziałam swoje odbicie w szybie, byłam blada, podpuchnięta z workami pod oczami. Włosy miałam niedbale związany w kucyk. Mój wygląd nie miał znaczenia, nic nie miało znaczenia, moja dusza cierpiała, moje serce pękło, a jego największa część umarła.
- Chodź – Bartek otworzył drzwi z mojej strony, a ja byłam zdezorientowana, nawet nie wiedziałam kiedy droga minęła, a byliśmy pod jego domem. Złapałam go za rękę, po czym chłopak mocno objął mnie ramieniem i poszliśmy do mieszkania. Jedną ręką otworzył drzwi, pomógł mi zdjąć płaszcz i kozaki i bezwiednie posadził mnie na kanapie, okrywając nogi kocem. Te kilka godzin spędzonych w kaplicy, kościele i na cmentarzu mocno dały mi w kość. Nagle poczułam jak wszystko ze mnie schodziło, całe napięcie, zimno, złość, strach...  
- Masz – podał mi kubek, a ja zachłannie wzięłam łyk gorącej herbaty z cytryną. Czułam jak gorąca ciecz krążyła po moim przełyku, drażniąc go strasznie. Bartek z powrotem poszedł do kuchni i po jakimś czasie podał mi talerz z kanapkami.
- Nie jestem głodna. - odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Zapach jedzenia bardzo mnie irytował.
- Musisz coś zjeść. - przystawił mi chleb do ust, ale nadal nie zamierzałam nic jeść. Zwątpiłam po jakiś kilku minutach, kiedy on uparcie trzymał kanapkę przy moich ustach. Od niechcenia wzięłam gryz i nie byłam w stanie go przełknąć. Gardło miałam strasznie ściśnięte, zebrało mnie na odruchy wymiotne. Szybko popiłam herbatą i usiłowałam dość do siebie. Siedzieliśmy w ciszy, było słychać jak powoli przeżuwałam jedzenie, jak oddychałam... 
- Przepraszam, że ci nie uwierzyłam. - popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego, po prostu w tamtej chwili płacz był jedynym sposobem wyrażenia emocji. Bartek objął mnie mocno, nic nie powiedział, trzymał mnie w swoich ramionach pozwalając mi wyrzucać z siebie tkwiące we mnie emocje. Siedzieliśmy tak długi czas, nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam wycieńczona, nie miałam siły bronić się przed snem, tylko wtedy ból zelżał.

Obudziłam się w obcym pokoju, wpatrywałam się w sufit a potem w ściany, to był pokój Bartka. Nie było nikogo oprócz mnie. Otulona w koc poszłam do kuchni gdzie przy stole siedział Bartek z Jackiem, a ja poczułam się strasznie niezręcznie.
- Obudziłaś się już, siadaj zrobię ci herbaty. - Bartek wstał od stołu i skierował się do blatu. Po jego zachowaniu odnosiłam wrażenie, że nie litował się nade mną, był stanowczy w swoim działaniu, ale było w tym coś z zniechęcenia, jakbym mu przeszkadzała albo była obojętna. 
- Nie rób sobie kłopotu, będę się już zbierać. - stałam za krzesłem i ze złością wpatrywałam się za okno, brakowało mi odwagi by spojrzeć na niego, chciałam uniknąć konfrontacji z jego oczami. 
- Najpierw zjesz śniadanie. Rozmawiałem z Marcinem, jest z twoją mamą u dziadków. Możesz tutaj zostać ile zechcesz. - obrócił się twarzą do mnie, postawił herbatę przede mną i usiadł. Nic nie mówił, nalał mi jogurtu do miski, wsypał płatki i postawił koło herbaty.Przez chwilę pozostawałam w bezruchu, ale nie chciałam robić scen przy Jacku. Usiadłam i wzięłam herbatę do ręki. Nie byłam głodna, nie chciało mi się jeść, Bartek musiał to zauważyć. - Jak nie, to cię nakarmię – wziął łyżkę i podstawił mi pod nos, czułam się strasznie, a na dodatek jego brat na to wszystko patrzył. Zła wzięłam od niego łyżkę i zaczęłam jeść, przychodziło mi to z wielką trudnością.
- Ja się zbieram. - Jacek uraczył mnie przelotnym uśmiechem, jakby chciał mi dodać śmiałości i wstał, po czym skierował się do przedpokoju by się ubierać, po chwili wyszedł z mieszkania. Panowała niezręczna cisza.
- Twój brat przywiózł ci ubrania, są w łazience, umyj się i jedziemy – Bartek zwrócił się w moją stronę, był stanowczy, nie było to za sympatyczne, ani zachęcające do współpracy
- Gdzie? W ogóle to nie rozkazuj mi – zirytowałam się, miałam dosyć tego jak mnie traktował. Niby dbał o mnie, a tak naprawdę miał mnie w nosie. 
- Zobaczysz. - wstał od stołu i zaczął sprzątać. Nie miałam siły by się z nim kłócić, poszłam do łazienki i tam dokładnie przyjrzałam się sobie. Byłam blada, włosy miałam tłuste i znowu schudłam. W głowie usłyszałam głos Maćka „Obiecałaś, że będziesz dbać o siebie”. Rozpłakałam się, ale nie chciałam by Bartek to usłyszał, więc obmyłam twarz zimną wodą, związałam włosy w kok, ubrałam dresy, które Marcin mi przywiózł.
- Przepraszam – powiedziałam spoglądając do góry, przepraszałam Maćka, za to, że nie dotrzymałam obietnicy. Czułam się z tym okropnie. Pospiesznie wyszłam z łazienki i w oczekiwaniu stanęłam przed Bartkiem.
- Ubieraj się, wychodzimy. - zaczął zakładać buty i kurtkę. Obok niego leżała torba.
- Wyjeżdżamy? – zdziwionym głosem zadałam mu pytanie.
- Dalej zbieraj się – moje pytanie puścił w niepamięć, jakby w ogóle go nie usłyszał. Popędzał mnie. Poszłam w jego ślady, założyłam płaszcz, czapkę i szalik i wyszliśmy. Otworzył mi drzwi od samochodu i nie czekając aż wsiądę zasiadł na miejscu kierowcy.Jego zachowanie zwiększało moją złość, miałam ochotę zostawić go samego na tym parkingu, ale coś we mnie nie pozwalało mi tego zrobić, nie wiem co się działo, ale pragnęłam mieć go przy sobie. 

Po 40 minutach byliśmy przed siłownią. Nie miałam ochoty wysiadać z samochodu.
- Nigdzie nie idę. - obróciłam się w jego stronę.
- Przestań marudzić. Wychodzimy – wyszedł z samochodu i od razu otworzył mi drzwi i poszedł do bagażnika po torbę. Z powrotem stanął przy drzwiach.
- Nigdzie nie idę. - spojrzałam niezbyt miło w jego stronę.
- Nie to nie, ja idę. Jak będziesz gotowa to chodź - odszedł. Czułam się okropnie, jak rozkapryszona dziewczynka. Wyszłam więc z samochodu, a Bartek się nawet nie obrócił, tylko wszedł do budynku. Po chwili i ja się tam znalazłam. Nigdzie nie widziałam Bartka tylko zobaczyłam Przemka, jego trenera.
- Tu masz rzeczy a tam szatnia, idź się przebież – podał mi torbę. Czułam się wbita. Nie miałam ochoty ćwiczyć, nigdy tego nie lubiłam. Poszłam w wskazane przez Przemka miejsce, ubrałam dresy i wyszłam. Na środku sali zobaczyłam Przemka.
- Masz – podał mi rękawice.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - obróciłam się do niego, wzorkiem szukając Bartka.
- Nie przekonasz się póki nie spróbujesz, no dalej. - posłał mi uśmiech i założył rękawice. Podeszliśmy do wiszącego worka. - A teraz wal ile masz siły w sobie! - krzyknął trzymając obiekt uderzeń.
- Wal! - popędził mnie. Oddałam pierwsze uderzenia. Czułam, że są słabe. - Mocniej! Stać cię na więcej – napędzał mnie do walki. Walczyłam sama ze sobą, z swoim bólem, złością. Wylewałam z siebie siódme poty i sprawiało mi to jakąś przyjemność, czułam się lżejsza. Uderzałam i w pewnym momencie zaczęłam płakać.
- Nie przestawaj! - Przemek motywował mnie coraz bardziej. - Wyrzuć to z siebie! Krzycz! - powoli brakowało mi sił, byłam zmęczona, ale nie przestawałam, dołączyłam krzyk. Z moich ust leciały różne zdania. Największą złość czułam do kierowcy, który uderzył w samochód Maćka, potem do lekarzy, że go nie uratowali, oberwało się Bartkowi jak i Asi. Kilka zdań poleciało w stronę Maćka, że mnie zostawił, że odważył się odejść, przecież mi obiecał, że będzie walczył. Po chwili usiadłam na ziemi, głowę schowałam w rękach. Przemek kucnął obok.
- Podnoś się to nie koniec – zwrócił się w moją stronę.
- Nie mam siły – popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać.
- Dasz radę, wszystko jest w twojej głowy. To nie ciało wyznacza kiedy dosyć ale ty. Musisz przejąć kontrolę inaczej to ludzie przejmą kontrolę nad tobą. - w sumie miał rację, miałam już dosyć bycia wiotką jak liść na wietrze. Wstałam i poszliśmy dalej na inne sprzęty. Ćwiczyłam posłusznie, robiłam to co Przemek mi kazał. Przestałam dopiero wtedy gdy powiedział dość.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego. Zrobił dla mnie wiele i chyba wiedział o tym.
- Dla takich chwil jak ta wiem, że to co robię ma sens. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniesz. - odprowadził mnie do szatni.
- Z chęcią. - pożegnaliśmy się i poszłam się przebrać. Z jednej strony czułam się okropnie, byłam przepocona a z drugiej wolna. Ból był straszny, ale uwolniłam na chwilę swoją głowę, wyrzuciłam złość, została tęsknota i ból. Gdy wyszłam zobaczyłam Bartka, który czekał na mnie. Poszliśmy do samochodu.
- Dzięki. - spojrzałam w jego stronę.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie. On bardzo dobrze wiedział, że to mi pomoże, a dodatkowo warto było to zrobić by zobaczyć jego uśmiech, na widok którego miękło serce. 
- Odwieziesz mnie do domu?
- Jasne. - patrzył przed siebie. Gdy podjechaliśmy pod dom, pożegnałam się z nim i poszłam do domu.
W salonie siedzieli członkowie rodziny.
- Jestem – rozebrałam się usiadłam na kanapie obok Marcina, który objął mnie ramieniem.
- Słuchajcie, to co się wydarzyło to dla naszej rodziny tragedia ale też sprawdzian. Mamy siebie i musimy być ze sobą blisko. To nie może nas podzielić. Kochamy was z mamą całym sercem. - głos taty się załamywał a oczy mamy zapełniały się łzami.
- Nie jesteśmy w stanie was chronić przez każdym błędem innych ludzi, musicie uważać na siebie i korzystać z życia. To nie jest tak, że Maciek całkiem nas opuścił. Ciałem go nie ma ale duszą na pewno nam towarzyszy. Patrzy na nas z góry, nie możemy o nim zapomnieć ale musimy żyć dalej. - mama otarła łzy.
- Nam też nie jest łatwo ale wyobraźcie sobie, że on patrzy i smuci się jak nas takich widzi – dokończył tata. Zaczęłam płakać, nie chciałam, ale nie mogłam się powstrzymać. Szybko wytarłam łzy.
- Kocham was – usiadłam pomiędzy rodzicami, mocno się przytuliliśmy. Marcin też dołączył do nas.
Dosyć długo tak siedzieliśmy, po czym wstałam, żeby się wykąpać.
- Mogę jeszcze nie iść do szkoły? Nie dam rady – stanęłam naprzeciw rodziców. Tata wstał i ponownie mnie przytulił.
- Pójdziesz kiedy będziesz chciała. Nikt nie będzie cię popędzał. - dałam mu buziaka w policzek i poszłam w końcu do łazienki. Wzięłam długą kąpiel i od razu poszłam spać, czułam się zmęczona. Wierciłam na łóżku dobrą godzinę, wstałam i skierowałam się do pokoju Maćka. Przez długi czas nie miałam odwagi by nacisnąć klamkę, gdy to zrobiłam zobaczyłam pokój, który miał charakter Maćka. Było tak jakby on zaraz miał tu wejść, wszystko było tak jak zawsze porozrzucane. Delikatnie dotykałam półek, na których stały zdjęcia, książki. Podniosłam koszulkę Maćka, która leżała na ziemi, przytuliłam ją mocno do siebie, położyłam się na jego łóżku i zasnęłam.

-----------------
Dziękuję za wszystkie życzenia :)
Zapraszam do komentowania. 

niedziela, 16 czerwca 2013

The experience cz 43


Ostatnie dni były czymś co mnie całkowicie zrujnowało. Niekompletnie nie miałam na nic ochoty, nawet na oddychanie. Chciałam tylko być z Maćkiem. Pragnęłam tylko jego bliskości, nic inne nie było mi potrzebne.
Od dnia Jego śmierci, codziennie popołudniami chodziliśmy do kaplicy modlić się za Jego duszę, natomiast widok leżącego Maćka, takiego zimnego, szarego, bezwiednego był wielkim bólem. Początkowo wypierałam ze swojej świadomości fakt, że On tam leżał taki zimny i w całkowitym bezruchu. Krzyczałam na Niego prosząc, by wreszcie przestał udawać, żeby pokazał wszystkim, że byli w błędzie. On nie mógł tak po prostu tam leżeć. Ktoś musiał się pomylić, ale On... nic nie zrobił. Nie zareagował...  Ból, który czułam w środku wypalał mnie na zewnątrz. Jak na Niego patrzyłam, to  było jeszcze gorzej,  ale jeżeli tylko w taki sposób mogłam spędzić z Nim czas to mogłam tam nawet  siedzieć godzinami. Nie wyobrażałam sobie życia bez Niego, a to miały być nasze ostatnie wspólne chwile. Nie chciałam się z nim żegnać... 

Dzisiaj był ten dzień, kiedy mieliśmy się na zawsze pożegnać, ostatni raz miałam zobaczyć Jego twarz. Nie chciałam zapamiętać go takiego zimnego... On zawsze był pełen energii, werwy, radości... Chciałam by znowu taki był, by w końcu ten koszmar się skończył.

Po ostatniej modlitwie w kaplicy i pożegnaniu, poszliśmy do kościoła. Było tam strasznie dużo ludzi, wszyscy na nas patrzyli, penetrowali wzrokiem, ledwo co byliśmy w stanie się przecisnąć do przedniej ławki przed trumną. Szłam z Marcinem, który trzymał mnie tak mocno, że w normalnej sytuacji odczuwałabym okropny ból. Lecz wtedy, gdyby nie ten uścisk, nie byłabym w stanie zrobić ani jednego kroku. Byłam przerażająco słaba i  bezsilna. Msza była dla mnie okropną katorgą, nie umiałam powstrzymać łez, ani choć na sekundę oderwać wzroku od trumny. Widok jej całkowicie zamkniętej, sprawiał, że miałam ochotę podbiec do niej i otworzyć, by On mógł zobaczyć świat, bym ja mogła się przytulić do Niego. Tak bardzo chciałam jeszcze raz na Niego spojrzeć...

Po Mszy poszliśmy na cmentarz, gdzie ksiądz przeczytał nasze pożegnanie, a po nim, dyrektor szkoły wygłosił swoją mowę.  Gdy zapadła cisza, wiedziałam co teraz nastąpi, zaczęłam głośno płakać, wpadłam w histerię, tFilip i Piotrek trzymali mnie mocno, moje nogi były z waty, chciałam aby razem z Maćkiem mnie tam zakopali.Chciałam by to wszystko okazało się jakimś głupim żartem, to było jak najgorszy koszmar. To nie mogło dziać się naprawdę. 
- Nie zostawiaj mnie tu samej! Maciek! Proszę- krzyczałam do trumny, która powoli była opuszczana. Krzyczałam z bólu, który był straszny, przeraźliwy. Później już nie pamiętam co wrzeszczałam. Tata przystawił moją twarz do swojej klatki piersiowej, starał się zagłuszyć mój krzyk, ale ból był nie do zniesienia, czułam jak moje ciało następował paraliż. Czułam się tak jakby ktoś wyrywał jakąś część mojego serca, jakby moja dusza się paliła. Myślałam, że już nigdy nie będę w stanie się gorzej czuć. Popadałam w ogromną otchłań, umierałam razem z Maćkiem.

Po chwili ludzie zaczęli do nas podchodzić, składać kondolencje, ludzie z rodziny, przyjaciele, sąsiedzi, znajomi ze szkoły. To było strasznie, nie chciałam przytulać się z obcymi ludźmi, nie chciałam żeby mnie żałowali, by patrzyli na moje łzy i cierpienie. Przytuliłam się mocno do Marcina, chciałam tylko Jego czuć. Stałam wtulona w niego by nikt mnie nie widział. Chciałam zapaść się pod ziemię. Piotrek stał za mną i głaskał mnie po plecach. Nie wiem czemu, ale nie chciałam z nim się ściskać, nie czuł tego co ja, nawet nie mógł sobie tego wyobrazić. Po chwili poczułam obcą dłoń na moim ramieniu, myślałam, że to kolejna osoba ze szkoły, ale usłyszałam znajomy głos.
- On Cię nie zostawił. - odwróciłam się i zobaczyłam Bartka. Nie spodziewałam się go tam, a szczególnie tego, że będzie stał przy mnie. Podczas naszej ostatniej rozmowy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mam dać  mu spokój. - Wiem co czujesz. - popatrzył na mnie, miał łzy w oczach. On też kiedyś stracił kogoś ważnego, mamę. Byłam zła, nawet nie wiem dlaczego poczułam silną złość na niego. Zaczęłam okładać go pięściami, a dokładniej, jego klatkę piersiową, uderzałam w nią z całych sił. Nie umiem wyjaśnić co mną kierowało, ale to było silniejsze ode mnie. - Spokojnie, już dobrze, już wszystko jest dobrze - trzymał mnie mocno za ręce, starał się mnie uspokoić, przywarł mnie do siebie, ściskał, poniekąd obezwładniając mnie. - Zabiorę cię stąd, dobrze? - podniósł moją głowę tak bym patrzyła mu w oczy. Pokiwałam twierdząco głową. Piotrek nie rozumiał co się działo, czułam się okropnie bo to z nim powinnam teraz zostać, ale potrzebowałam Bartka. Mocno mnie obejmując, podeszliśmy do mojego taty. - Zajmę się nią. - Bartek wypowiedział te słowa do mojego taty po czym  on spojrzał na mnie, a ja skinęłam mu głową. Nie chciałam iść na stypę, nie chciałam by ludzie na mnie litościwie patrzyli. Przy Bartku mogłam się zaszyć w jakimś ciemnym kącie. przytuliłam się do rodziców i Bartek z Marcinem zabrali mnie stamtąd. Gdy wychodziliśmy z cmentarza zobaczyłam Asię, podeszła do nas bliżej. Bartek zwolnił uścisk, Asia trzymała mnie za ramię.
- Tak mi przykro. - zaczęła płakać, płakałyśmy razem. Ją to też bolało, była naprawdę blisko z Maćkiem. - Przepraszam za tą sprawę z Bartkiem – powiedziała cicho, wyswobodziłam się z uścisku i popatrzyłam na nią. - Ja tylko chciałam cię przed nim chronić. - głośno płakała. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam, to ona mnie oszukiwała, nie Bartek. Nic nie potrafiłam  odpowiedzieć, nie mogłam uwierzyć, że po takim czasie i w takim momencie się przyznała.  Odeszłam  trzymana przez Marcina i Bartka. Brat wsadził mnie do samochodu i ukucnął.
- Kocham cię, nie zastąpię ci jego ale masz mnie. Wiem, że to nie to samo ale Gosia pamiętaj, że jesteś dla mnie wszystkim. - przytulił mnie mocno, oboje płakaliśmy.
- Też cię kocham, najbardziej jak potrafię – pocałowałam go w policzek, a Marcin zapiął mi pasy.
- Dbaj o nią, jak coś to dzwoń. - brat powiedział do Bartka po czym zamknął drzwi a my odjechaliśmy.

-----------------
Dzisiaj z okazji moich urodzin dodaję kolejną część, nie pasuje ona do urodzinowego nastroju ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.  Pozdrawiam Was gorąco:)

sobota, 15 czerwca 2013

The experience cz 42


Cały czas patrzyliśmy przez szybę na leżącego Maćka, który był bardzo pokiereszowany, podłączony do tysiąca urządzeń, od jego klatki piersiowej odchodziło mnóstwo rurek. Spał, był w śpiączce farmakologicznej. Czekanie aż otworzy oczy, było straszne i strasznie nam się dłużyło. Miałam wrażenie, że minęła wieczność, a to zaledwie kilkanaście godzin, ale o te kilkanaście za długo.
Nikt z nas nawet na moment nie odchodził od szyby. Jego stan był stabilny i to dawało nam chociaż nutkę nadziei lecz i tak nie przestawaliśmy się też modlić. W międzyczasie dołączyli do nas dziadkowie i Filip.
Całą niedzielę spędziliśmy na czuwaniu przy Maćku, natomiast nie mogliśmy być blisko niego, lecz jedynie mogliśmy wyglądać przez szybę. Tak bardzo chciałam go dotknąć, przytulić i świadomość, że nie mogłam tego zrobić, była okropnie bolesna. Czułam palącą potrzebę by poczuć jego ciepło, by sprawdzić, że ciągle tam był. 
W poniedziałek lekarz pozwolił wejść tylko jednej osobie na salę, bardzo chciałam być obok Maćka natomiast mama miała do tego większe prawo. 

To było straszne tak patrzeć na brata, który leżał i walczył o życie a ty możesz tylko się modlić, nic więcej nie jesteś w stanie zrobić. Jesteś tak cholernie bezradny a oddałabyś życie by tylko on mógł żyć. W tamtym momencie oddałabym wszystko co miałam by tylko móc z nim posiedzieć przed telewizorem, wyjechać nad jego ulubione morze, pójść na lody, czy robić cokolwiek innego by tylko móc z nim być.

W poniedziałek wieczorem zaczęło się coś dziać. Kiedy na aparaturze ciśnienie Maćka zaczęło wzrastać, do sali wbiegła pielęgniarka wraz z lekarzem. Mój strach był przeogromny,  tak potwornie się bałam, nie wiedziałam co się działo, przylgnęłam do szyby i starałam się jak najwięcej zaobserwować. Zobaczyłam jak Maciek powoli otwierał oczy, łzy zaczęły mi płynąć strumieniem a na twarzy pojawił się lekki uśmiech, połączony z niedowierzaniem. Byłam szczęśliwa, śmiałam się przez łzy, obracałam się do pozostałych i pytałam się czy też to widzą. Czułam się jak wariatka, ale taka szczęśliwa. Po chwili wyszedł do nas lekarz.
- Obudził się lecz nadal jest bardzo słaby, proszę jeszcze zachować spokój. - spojrzał na mnie, jakby chciał mnie skarcić za moja radość.
- Można do niego wejść? - tata zwrócił się do lekarza. Widać było, że on też się stęsknił za synem.
- Tylko jedna osoba na chwilę, dosłownie na 5 minut – spojrzał na tatę, który chciał już wchodzić do sali, ale ja nie mogłam dłużej czekać.
- Mogę? – wytarłam rękawem twarz, tata pogłaskał mnie po plecach na znak otuchy a lekarz otworzył mi drzwi. Szłam powoli, patrzyłam na Maćka i serce mi pękało, nigdy żadnego człowieka nie widziałam w takim stanie. Był w siniakach, na głowie miał bandaż. Był strasznie pokiereszowany. Usiadłam na krześle i złapałam go za rękę, mocno ściskając.
- Hej przystojniaku – uśmiechnęłam się do niego, łzy napełniały mi oczy. Czułam dreszcze na ciele, jakby każdy mięsień żył swoim życiem.
- Nie płacz. - mówił bardzo cicho i powoli, ewidentnie musiało mu sprawiać to dużo bólu. - Kocham cię – cały czas patrzył na mnie, wolną ręką otarłam łzy, by nie widział, ile to mnie kosztowało. Chciałam ukryć swój ból, musiałam być silna dla niego. 
- Cicho, nic nie mów, wszystko będzie dobrze. - wymusiłam uśmiech na swojej twarzy. - Musisz być silny, walczyć, musisz to zrobić dla mnie - mój głoś cichł, załamywał się. Trzymałam go za rękę by dodać mu siły.
- Dbaj o siebie, kocham cię tak mocno. - łzy napływały mu do oczu, nie wiedziałam o czym on mówił, nie rozumiałam tego, co chciał mi przekazać. 
- Maciek, przestań. Masz walczyć, nie poddawaj się. Jeszcze nie jeden raz pojedziemy razem nad morze, będziesz patrzył na kobiety w bikini – otarłam mu łzy, na jego twarzy nie było nawet krzty uśmiechu, ale za to dużo bólu, zdecydowanie za dużo.
- Będę walczył do ostatniego oddechu, ale musisz wiedzieć, że cię strasznie kocham. Jesteś najważniejsza.- mówił powoli, tak cicho, czułam, że nie miał sił. - Nawet gdy nie będzie mnie ciałem.... będę duszą. Nie opuszczę cię.... nigdy... ale obiecaj mi, że będziesz dbała, walczyła o siebie.... - gdy wypowiadał te słowa płakałam coraz mocniej, nie przyjmowałam do siebie tego co mówił, nie mógł się ze mną tak po prostu żegnać. On miał walczyć a nie poddawać się.
- Przestań, proszę cię, nie gadaj głupot. Lekarze mówią, że już lepiej z tobą, zobaczysz wyjdziesz z tego. Zrób to dla mnie, nie możesz się tak po prostu ze mną żegnać! - pochyliłam się nad nim. Głaskałam go po policzku. Chciałam dodać mu nadziei.
- Obiecaj mi.
- Obiecuję, a teraz odpoczywaj, nie przemęczaj się. Jestem tu obok i nigdzie się nie wybieram rozumiesz? Będę tu cały czas, ale ty nie przestawaj walczyć. Bardzo cię potrzebuję. Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz! Że będziesz walczył - otarłam mu łzy i wyczekująco wpatrywałam się w jego twarz. Z jednej strony było mi go żal, a z drugiej czułam się zła na niego i to co wypływało z jego ust. 
- Obiecuję. - wziął głęboki oddech. Jego ciśnienie powoli zaczęło spadać, pielęgniarka podeszła do nas i wyciągała maskę. - Kocham cię. - gdy wydusił te słowa zaczęłam strasznie płakać,
- Maciek!! Do cholery! Walcz! - stałam jak wryta patrząc na niego, na pielęgniarkę podającą mu tlen a on tracił przytomność, oczy miał zamknięte. Po chwili do sali wbiegł lekarz.
- Proszę wyjść! - te słowa skierował w moją stronę a ja płakałam, coraz głośniej i silniej.
- Maciek! Nie, proszę.  Słyszysz! Maciek! - Marcin  na siłę starał się wyciągnąć mnie z sali, nogi robiły mi się jak z waty, powoli się osuwałam, nie przestając krzyczeć i płakać. Patrzyłam aż znowu otworzy oczy. 
- Gosia będzie dobrze, rozumiesz?! Przestań – Marcin był zły na mnie, to nie była nawet złość ale wściekłość - Nie trać nadziei!
Siedziałam na ziemi z głową opartą na kolanach Marcina i po jakimś czasie, nie jestem określić jak długim, usłyszałam jak lekarz wyszedł z sali. Podniosłam głowę  i ledwo co widząc na oczy spojrzałam na niego.
- Przykro mi, obrażenia okazały się zbyt rozległe. zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy . - po tych słowach zaczęłam jeszcze mocniej płakać, po chwili usłyszałam płacz mamy, taty i innych osób. Zaczęłam krzyczeć, wyć z bólu. Strasznie cierpiałam, czułam jak moje ciało się paliło, jak traciłam siebie, jakbym już nie była sobą...
- Wiem, że to nie jest odpowiedni moment ale wasz syn może jeszcze komuś uratować życie. Przy swoich dokumentach miał oświadczenie woli o oddaniu narządów – po tych słowach lekarza mama zaczęła coś krzyczeć, spojrzałam na nią.
- Proszę zrobić tak jak Maciek chciał  –  ledwo co byłam w stanie się odezwać. To była jego wola i pragnęłam ją wykonać. Mama krzyczała coś wtulona w tatę, lecz wiedziałam, że dobrze robiłam. On tego chciał. Marcin cały czas trzymał mnie mocno, on też płakał. Po chwili cała nasza czwórka – tata, mama, ja i Marcin wtuliliśmy się w siebie. Wszyscy płakaliśmy, to co się wydarzyło było dla nas szokiem, wielkim bólem. Marcin zabrał mnie i mamę do domu a tata załatwiał jakieś papierkowe sprawy.

 Nie byłam w stanie nawet wyjść z samochodu, zrobić kilku kroków. Pragnęłam zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Chciałam dołączyć do Maćka, by zawsze móc być z nim. Tylko to dla mnie się liczyło. Nie potrafiłam wyobrazić sobie kolejnego dnia bez niego...
Marcin wniósł mnie do domu i położył w moim łóżku.. Czułam się oderwana od swojego ciała, ciągle nie potrafiłam przestać płakać. Mama przyniosła mi jakieś tabletki uspokajające i głaskana przez Marcina. zasnęłam. Straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Na tym świecie nie powinno być tak, że rodzice żegnali swoje dzieci jak i rodzeństwo- rodzeństwo. Maciek był dla mnie wszystkim, przyjacielem, bratem, aniołem stróżem. Był drugim rodzicem, opiekunem. Osobą, która zawsze wyciągała mnie z opresji, chroniła i z wzajemnością. Wiele razy rozmawialiśmy z rodzicami o tym, że jak ich zabraknie to zawsze mamy siebie, naszą trójkę – ja, Maciek i Marcin. Maciek zawsze mi pomagał, był w trudnych chwilach. Z Marcinem też się dobrze rozumiałam, ale nie mieliśmy tak dobrego kontaktu. Maciek był inny, to z nim spędzałam najwięcej czasu w swoim życiu, każdy dzień spędzaliśmy razem – w szkole, w domu, na imprezie. Nigdy nie wyjechałam bez Maćka, nigdy nie rozstaliśmy się dłużej niż na jeden dzień. To do niego najczęściej dzwoniłam, to z nim najczęściej rozmawiałam. Był najważniejszy a teraz już nigdy miałam z nim nie zamienić słowa, nigdy nie usłyszeć Jego śmiechu, nigdy z nim nie wyjechać, nie wygłupiać się, nie spędzić przerwy w szkole, nigdy nie zrobić szalonej rzeczy, już nigdy...

 ------ 
Proszę Was o komentarze, czy dobrze Wam się tutaj czyta, czy wszystko jest czytelne oraz czy wystrój tego bloga Wam odpowiada :)

piątek, 14 czerwca 2013

The experience cz 41


Ten tydzień minął bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy przeżyłam te 7 dni. Wszystko co w ostatnim czasie działo się w moim życiu tworzyło ze mnie nową dziewczynę. Przede wszystkim byłam silniejsza, stałam się bardziej realistką, ale nie porzuciłam swojego optymizmu. Kiedyś byłam bardziej wrażliwa, miękka. Obecnie twardo stąpałam po ziemi, wiedziałam czego chciałam, już nie bujałam w obłokach, przede wszystkim nie żyłam by uszczęśliwiać innych, w końcu postawiłam siebie na pierwszym miejscu. To wcale nie robiło ze mnie egoistki, daleko mi było do niej, natomiast zgodnie z noworocznym postanowieniem dbałam o siebie.

Po rozmowie z rodzicami wszyscy doszliśmy do wniosku, że remont salonu dziadków będzie dla nich odpowiednim prezentem. Wykupiliśmy im tygodniowy pobyt w Sopocie. Byli tym nieco zaskoczeni, ale przystali na to i tato odwiózł ich na miejsce, w Gdańsku miał klienta, któremu prowadził sprawę, więc został tam dłużej. Mama to strasznie zapracowana kobieta, więc całe dnie spędzała w pracy i tylko wieczorami wpadała do domu dziadków by zobaczyć jak postępowały zmiany. Piotrek spędzał z nami bardzo dużo czasu, to on pomógł nam to wszystko ogarnąć, stworzył projekt, który wszyscy zaakceptowaliśmy. Salon cały czas miał być przyjazny i w ciepłych kolorach. Ściany były beżowe z czarną lamówką u dołu, na podłodze miały być panele z ciemnego drewna. Kominek też postanowiliśmy odnowić, czerwoną starą cegłę zamienić na czarny kamień. O to wszystko dbała ekipa remontowa. Ja głównie spędzałam czas w sklepach meblowych, wybrałam ciemno brązowy stolik na telewizor, w takim samym kolorze duży podłużny stół z krzesłami, szarą materiałową sofę która składała się z wielkiego narożnika i kanapy dwu osobowej. Zamówiłam białe, długie, cienkie firanki z złotą nitką, do tego kilka wazonów i ramek na zdjęcia. To wszystko pochłaniało strasznie dużo czasu, ale nie spodziewałam się, że w tydzień się wyrobimy. Efekt był piorunujący, całość była niezwykle ciepła i przytulna. Było sporo akcentów z poprzedniej aranżacji salonu, komoda, obrazy, zdjęcia czy witryna na szkło.

Z Piotrkiem, bawiliśmy się świetnie. Ja zaczęłam ferie a on miał sesję, więc często przesiadywałam u niego w akademiku a wieczorami trochę imprezowaliśmy. Zaczerpnęłam trochę studenckiego życia i bardzo mi się ono spodobało. Ludzie byli niezwykle przyjaźnie do siebie nastawieni i lubili się dobrze bawić.

Dzisiaj był piątek i siedzieliśmy u mnie w domu razem z Maćkiem i Marcinem. Każde z nas miało tydzień wolnego, więc postanowiliśmy gdzieś wyjechać, co prawda rychło w czas, ale do końca nie byliśmy pewni czy Marcin z Piotrkiem zaliczą sesję, czy remont wcześniej się skończy.
- Moje zdanie znacie, ja bym się wylegiwał na słoneczku – Maciek uśmiechnął się sam do siebie. On nie lubił zimna a za to uwielbiał podziwiać kobiety w bikini. Śmiał się, że to mógłby być jego życiowy zawód. 
- A ja skorzystałbym z zimy i pojechał na narty – Marcin lubił słońce, natomiast lubił też uprawiać sporty, przede wszystkim z pasją jeździł na desce. Często wyjeżdżał na różne snowboardowe turnieje.
- Jakoś nie mam ochoty nigdzie wyjeżdżać, ale jakbym miała wybierać to sorry Maciek, chętnie nauczyłabym się w końcu jeździć na desce – uśmiechnęłam się do brata. - A Ty ? - zwróciłam się do mojego chłopaka.
- Ja tam gdzie ty. Dawno nie byłem w górach – uśmiechnął się do mnie Piotrek. Maciek wyraźnie nie był zadowolony z przebiegu głosowania.
- Maciek w wakacje wyjedziemy gdzieś do ciepłych krajów i będziesz się smażył ile zechcesz – skierowałam się do brata.
- Wy dzwonicie i rezerwujecie hotel. Bo chyba Austria co? - Maciek wstał i zanim zszedł na dół popatrzył na nas.
- Tak – Marcin odpowiedział bratu i od razu zabraliśmy się za dzwonienie po schroniskach, nie było łatwo cokolwiek znaleźć, szczególnie w tańszych pensjonatach. Udało nam się zarezerwować trzy dwuosobowe pokoje, ja jechałam z Piotrkiem, Maciek z Damianem a Marcin z Kasią. Bardzo chciałam, żeby Filip z nami jechał, natomiast cały czas był w trakcie sesji. Resztę wieczoru spędziliśmy na oglądaniu filmów, Piotrek zebrał się około 23 a ja poszłam spać.

Całą sobotę spędziłam na pakowaniu siebie i braci, mieliśmy wyjechać z samego rana w niedzielę.
Około 17 zebrałam się do Piotrka by ogarnąć jego pakowanie. Posiedzieliśmy trochę z jego znajomymi po czym o 21 pojechaliśmy do mnie. W domu rodzice siedzieli w salonie.
- Dobry wieczór. - Piotrek przywitał się z moimi rodzicami, zrobiliśmy sobie kanapki i poszliśmy na górę gdzie przed telewizorem siedział Marcin, przyłączyliśmy się do niego. Oglądaliśmy kabarety zajadając kanapki. Po jakimś czasie tata wbiegł do nas na piętro.
- Zbierajcie się, jedziemy do szpitala, Maciek miał wypadek. - tata był mocno zdenerwowany, nie czekając na żadne wyjaśnienia pospiesznie zbiegliśmy na dół a po chwili wszyscy siedzieliśmy w samochodzie i byliśmy w drodze do szpitala. Mocno się denerwowałam, bo nikt nic nie mówił.
- Wiecie co się stało ? - Marcin spojrzał na rodziców. Mama była roztrzęsiona a tato nie patrząc na żadne ograniczenia mknął przez miasto. Miałam wrażenie, że trwało to wszystko wieczność, jakby ta odległość, ciągle się wydłużała. Czułam jak w środku serce waliło mi jak młot, miałam wrażenie, że wszyscy słyszeli jego bicie.
- Zadzwonił policjant i powiedział tylko tyle, że Maciek miał wypadek i został zabrany do szpitala, tylko tyle nam powiedział. - pierwszy raz w życiu widziałam tatę w takim stanie, był skupiony, ale targały nim bardzo silne emocje. Wszyscy czuliśmy niepokój.W środku coś mnie strasznie paliło, uniemożliwiało mi to oddech i sprawiało, że wszystkie moje funkcje życiowe zostały zachwiane. Gdy byliśmy pod szpitalem wybiegliśmy z samochodu i biegiem ruszyliśmy na izbę przyjęć. Gdy już się tam znaleźliśmy Dyżurna powiedziała, że Maciek ma operację.
- Proszę czekać nic więcej nie mogę powiedzieć. - skierowała się do nas. Byłam zła, że tylko tyle nam powiedziała. Ta niewiedza była straszna. Chciałam dowiedzieć się co się działo z moim bratem, w jakim był stanie, na czym polega operacja... 
Siedzieliśmy przed drzwiami do sali operacyjnej, miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, co patrzyłam na zegarek to tylko wskazówka minutnika powoli się przesuwała, prawie niezauważalnie. W pewnym momencie przyszła do nas pielęgniarka.
- Kto z państwa ma grupę AB+ ? - powoli patrzyła na każdego z nas.
- Ja mam A – powiedziała mama.
- Ja mam B – tata spojrzał na Marcina.
- Ja też mam B – wszyscy popatrzyli na mnie.
- Ja mam – popłynęły mi łzy. Moje zdenerwowanie narastało, była potrzeba krew a to oznaczało tylko jedno, że jego stan był bardzo poważny, musiał stracić jej bardzo dużo. Pielęgniarka zabrała mnie do ambulatorium. Piotrek poszedł ze mną, cały czas mnie wspierał, wycierał łzy, pocieszał. Był dużym wsparciem dla mnie. Nie lubiłam widoku krwi, każde pobranie było zmaganiem się ze swoimi słabościami. Piotrek odchylił mi głowę tak abym patrzyła na niego.
- Będzie dobrze. - szeptał głaskając mnie po włosach. W jego oczach tkwił ogromny strach nie tylko o Maćka ale też o mnie, widziałam, że chciał mi jakoś pomóc, żebym tak nie cierpiała, ale nic nie był w stanie zrobić.
- Wystarczy – pielęgniarka zabrała woreczki po czym gdzieś pobiegła. Piotrek pomógł mi się ubrać i obejmując mnie, prowadził znowu na korytarz. Dołączyłam do rodziców, siedzieliśmy na tych durnych krzesłach wpatrując się w drzwi, tak bezczynnie.
- Bardzo się boję – popatrzyłam na Piotrka po czym zaczęłam płakać, czułam się bezradna, chciałam zrobić coś więcej, niż oddanie krwi, ale wiedziałam, że pozostało nam tylko czekać. Piotrek objął mnie mocniej, na znak otuchy. Tata podtrzymywał mamę, obok siedział Marcin z głową w rękach. Wszyscy byliśmy mocno wyczerpani. Siedzieliśmy już kilka godzin a nadal nic nie było wiadomo. Po chwili, czyli po jakiś 4 godzinach od naszego przybycia do szpitala,  na końcu korytarza zobaczyłam dwóch policjantów, którzy podeszli do nas.
- Czy państwo jesteście rodziną Pana Maćka Pilarczyka ? - zwrócił się nad jeden z nich. Tato wstał i podszedł do mundurowych.
- Tak, jestem jego ojcem. - popatrzył na nich, widać było, że oczekiwał jakiś wyjaśnień z ich strony.
- To ja do Pana dzwoniłem. Pański syn miał wypadek, kierowca przejechał na czerwonym świetle, uderzył w samochód pana syna od strony kierowcy. Co z nim ? - wyjaśnił drugi policjant i teraz on chciał dowiedzieć się czegoś od nas.
- Cały czas jest operowany. - tata udzielił informacji panom, po czym odeszli zostawiając nam ich numer telefonu. Czułam się coraz gorzej, wyobrażałam sobie jak to wszystko musiało wyglądać. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Boże, przez co on musiał przejść, ile bólu go to kosztowało.

- I co z nim ? - z drzemki wyrwał mnie głos taty, zobaczyłam jak wszyscy się podnoszą i podchodzą do lekarza,który ledwo co który wyszedł z sali.
- Jego stan jest bardzo ciężki, obrażenia były bardzo duże, ale to silny chłopak. Natomiast ta doba będzie decydująca. Proszę być dobrej myśli. - popatrzył na nas ze współczuciem po czym udał się korytarzem na oddział. Przytuliłam się mocno do Piotrka płacząc, ze strachu, ale i ze szczęścia, że Maciek żyje bo to było najważniejsze. Wierzyłam, że z tego wyjdzie, bo przecież to mój brat. On jest silny, da radę.
----------------
Proszę Was o komentarze, czy dobrze Wam się tutaj czyta, czy wszystko jest czytelne oraz czy wystrój tego bloga Wam odpowiada :)