Ten tydzień minął
bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy przeżyłam te 7 dni. Wszystko co
w ostatnim czasie działo się w moim życiu tworzyło ze mnie nową
dziewczynę. Przede wszystkim byłam silniejsza, stałam się bardziej
realistką, ale nie porzuciłam swojego optymizmu. Kiedyś byłam
bardziej wrażliwa, miękka. Obecnie twardo stąpałam po ziemi,
wiedziałam czego chciałam, już nie bujałam w obłokach, przede
wszystkim nie żyłam by uszczęśliwiać innych, w końcu postawiłam
siebie na pierwszym miejscu. To wcale nie robiło ze mnie egoistki,
daleko mi było do niej, natomiast zgodnie z noworocznym
postanowieniem dbałam o siebie.
Po rozmowie z rodzicami
wszyscy doszliśmy do wniosku, że remont salonu dziadków będzie
dla nich odpowiednim prezentem. Wykupiliśmy im tygodniowy pobyt w
Sopocie. Byli tym nieco zaskoczeni, ale przystali na to i tato odwiózł
ich na miejsce, w Gdańsku miał klienta, któremu prowadził sprawę, więc został tam dłużej. Mama to strasznie zapracowana kobieta,
więc całe dnie spędzała w pracy i tylko wieczorami wpadała do
domu dziadków by zobaczyć jak postępowały zmiany. Piotrek spędzał
z nami bardzo dużo czasu, to on pomógł nam to wszystko ogarnąć,
stworzył projekt, który wszyscy zaakceptowaliśmy. Salon cały czas
miał być przyjazny i w ciepłych kolorach. Ściany były beżowe z
czarną lamówką u dołu, na podłodze miały być panele z ciemnego
drewna. Kominek też postanowiliśmy odnowić, czerwoną starą cegłę
zamienić na czarny kamień. O to wszystko dbała ekipa remontowa. Ja
głównie spędzałam czas w sklepach meblowych, wybrałam ciemno
brązowy stolik na telewizor, w takim samym kolorze duży podłużny
stół z krzesłami, szarą materiałową sofę która składała się
z wielkiego narożnika i kanapy dwu osobowej. Zamówiłam białe,
długie, cienkie firanki z złotą nitką, do tego kilka wazonów i
ramek na zdjęcia. To wszystko pochłaniało strasznie dużo czasu,
ale nie spodziewałam się, że w tydzień się wyrobimy. Efekt był
piorunujący, całość była niezwykle ciepła i przytulna. Było
sporo akcentów z poprzedniej aranżacji salonu, komoda, obrazy,
zdjęcia czy witryna na szkło.
Z Piotrkiem, bawiliśmy się świetnie. Ja zaczęłam
ferie a on miał sesję, więc często przesiadywałam u niego w
akademiku a wieczorami trochę imprezowaliśmy. Zaczerpnęłam trochę
studenckiego życia i bardzo mi się ono spodobało. Ludzie byli
niezwykle przyjaźnie do siebie nastawieni i lubili się dobrze
bawić.
Dzisiaj był piątek i
siedzieliśmy u mnie w domu razem z Maćkiem i Marcinem. Każde z nas
miało tydzień wolnego, więc postanowiliśmy gdzieś wyjechać, co
prawda rychło w czas, ale do końca nie byliśmy pewni czy Marcin z
Piotrkiem zaliczą sesję, czy remont wcześniej się skończy.
- Moje zdanie znacie,
ja bym się wylegiwał na słoneczku – Maciek uśmiechnął się
sam do siebie. On nie lubił zimna a za to uwielbiał podziwiać
kobiety w bikini. Śmiał się, że to mógłby być jego życiowy zawód.
- A ja skorzystałbym z
zimy i pojechał na narty – Marcin lubił słońce, natomiast lubił
też uprawiać sporty, przede wszystkim z pasją jeździł na desce.
Często wyjeżdżał na różne snowboardowe turnieje.
- Jakoś nie mam ochoty
nigdzie wyjeżdżać, ale jakbym miała wybierać to sorry Maciek,
chętnie nauczyłabym się w końcu jeździć na desce –
uśmiechnęłam się do brata. - A Ty ? - zwróciłam się do mojego
chłopaka.
- Ja tam gdzie ty.
Dawno nie byłem w górach – uśmiechnął się do mnie Piotrek.
Maciek wyraźnie nie był zadowolony z przebiegu głosowania.
- Maciek w wakacje
wyjedziemy gdzieś do ciepłych krajów i będziesz się smażył ile
zechcesz – skierowałam się do brata.
- Wy dzwonicie i
rezerwujecie hotel. Bo chyba Austria co? - Maciek wstał i zanim
zszedł na dół popatrzył na nas.
- Tak – Marcin
odpowiedział bratu i od razu zabraliśmy się za dzwonienie po
schroniskach, nie było łatwo cokolwiek znaleźć, szczególnie w
tańszych pensjonatach. Udało nam się zarezerwować trzy dwuosobowe
pokoje, ja jechałam z Piotrkiem, Maciek z Damianem a Marcin z Kasią.
Bardzo chciałam, żeby Filip z nami jechał, natomiast cały czas był
w trakcie sesji. Resztę wieczoru spędziliśmy na oglądaniu filmów,
Piotrek zebrał się około 23 a ja poszłam spać.
Całą sobotę
spędziłam na pakowaniu siebie i braci, mieliśmy wyjechać z samego
rana w niedzielę.
Około 17 zebrałam się
do Piotrka by ogarnąć jego pakowanie. Posiedzieliśmy trochę z jego znajomymi po czym o 21 pojechaliśmy do mnie. W domu rodzice
siedzieli w salonie.
- Dobry wieczór. -
Piotrek przywitał się z moimi rodzicami, zrobiliśmy sobie kanapki
i poszliśmy na górę gdzie przed telewizorem siedział Marcin,
przyłączyliśmy się do niego. Oglądaliśmy kabarety zajadając
kanapki. Po jakimś czasie tata wbiegł do nas na piętro.
- Zbierajcie się,
jedziemy do szpitala, Maciek miał wypadek. - tata był mocno
zdenerwowany, nie czekając na żadne wyjaśnienia pospiesznie
zbiegliśmy na dół a po chwili wszyscy siedzieliśmy w samochodzie
i byliśmy w drodze do szpitala. Mocno się denerwowałam, bo nikt
nic nie mówił.
- Wiecie co się stało
? - Marcin spojrzał na rodziców. Mama była roztrzęsiona a tato
nie patrząc na żadne ograniczenia mknął przez miasto. Miałam wrażenie, że trwało to wszystko wieczność, jakby ta odległość, ciągle się wydłużała. Czułam jak w środku serce
waliło mi jak młot, miałam wrażenie, że wszyscy słyszeli jego
bicie.
- Zadzwonił policjant
i powiedział tylko tyle, że Maciek miał wypadek i został zabrany
do szpitala, tylko tyle nam powiedział. - pierwszy raz w życiu
widziałam tatę w takim stanie, był skupiony, ale targały nim
bardzo silne emocje. Wszyscy czuliśmy niepokój.W środku coś mnie strasznie paliło, uniemożliwiało mi to oddech i sprawiało, że wszystkie moje funkcje życiowe zostały zachwiane. Gdy byliśmy
pod szpitalem wybiegliśmy z samochodu i biegiem ruszyliśmy na izbę
przyjęć. Gdy już się tam znaleźliśmy Dyżurna powiedziała, że
Maciek ma operację.
- Proszę czekać nic
więcej nie mogę powiedzieć. - skierowała się do nas. Byłam zła,
że tylko tyle nam powiedziała. Ta niewiedza była straszna. Chciałam dowiedzieć się co się działo z moim bratem, w jakim był stanie, na czym polega operacja...
Siedzieliśmy przed
drzwiami do sali operacyjnej, miałam wrażenie, że czas stanął w
miejscu, co patrzyłam na zegarek to tylko wskazówka minutnika
powoli się przesuwała, prawie niezauważalnie. W pewnym momencie
przyszła do nas pielęgniarka.
- Kto z państwa ma
grupę AB+ ? - powoli patrzyła na każdego z nas.
- Ja mam A –
powiedziała mama.
- Ja mam B – tata
spojrzał na Marcina.
- Ja też mam B –
wszyscy popatrzyli na mnie.
- Ja mam – popłynęły
mi łzy. Moje zdenerwowanie narastało, była potrzeba krew a to oznaczało tylko jedno, że jego stan był bardzo poważny, musiał
stracić jej bardzo dużo. Pielęgniarka zabrała mnie do ambulatorium.
Piotrek poszedł ze mną, cały czas mnie wspierał, wycierał łzy,
pocieszał. Był dużym wsparciem dla mnie. Nie lubiłam widoku krwi,
każde pobranie było zmaganiem się ze swoimi słabościami. Piotrek
odchylił mi głowę tak abym patrzyła na niego.
- Będzie dobrze. -
szeptał głaskając mnie po włosach. W jego oczach tkwił ogromny strach
nie tylko o Maćka ale też o mnie, widziałam, że chciał mi jakoś
pomóc, żebym tak nie cierpiała, ale nic nie był w stanie zrobić.
- Wystarczy –
pielęgniarka zabrała woreczki po czym gdzieś pobiegła. Piotrek
pomógł mi się ubrać i obejmując mnie, prowadził znowu na korytarz.
Dołączyłam do rodziców, siedzieliśmy na tych durnych krzesłach
wpatrując się w drzwi, tak bezczynnie.
- Bardzo się boję –
popatrzyłam na Piotrka po czym zaczęłam płakać, czułam się
bezradna, chciałam zrobić coś więcej, niż oddanie krwi, ale
wiedziałam, że pozostało nam tylko czekać. Piotrek objął mnie
mocniej, na znak otuchy. Tata podtrzymywał mamę, obok siedział
Marcin z głową w rękach. Wszyscy byliśmy mocno wyczerpani.
Siedzieliśmy już kilka godzin a nadal nic nie było wiadomo. Po chwili, czyli po jakiś 4 godzinach od naszego przybycia do szpitala, na
końcu korytarza zobaczyłam dwóch policjantów, którzy podeszli do
nas.
- Czy państwo
jesteście rodziną Pana Maćka Pilarczyka ? - zwrócił się nad
jeden z nich. Tato wstał i podszedł do mundurowych.
- Tak, jestem jego
ojcem. - popatrzył na nich, widać było, że oczekiwał jakiś
wyjaśnień z ich strony.
- To ja do Pana
dzwoniłem. Pański syn miał wypadek, kierowca przejechał na
czerwonym świetle, uderzył w samochód pana syna od strony
kierowcy. Co z nim ? - wyjaśnił drugi policjant i teraz on chciał
dowiedzieć się czegoś od nas.
- Cały czas jest
operowany. - tata udzielił informacji panom, po czym odeszli
zostawiając nam ich numer telefonu. Czułam się coraz gorzej,
wyobrażałam sobie jak to wszystko musiało wyglądać. Rozpłakałam
się jeszcze bardziej. Boże, przez co on musiał przejść, ile bólu go to kosztowało.
- I co z nim ? - z
drzemki wyrwał mnie głos taty, zobaczyłam jak wszyscy się
podnoszą i podchodzą do lekarza,który ledwo co który wyszedł z sali.
- Jego stan jest bardzo
ciężki, obrażenia były bardzo duże, ale to silny chłopak.
Natomiast ta doba będzie decydująca. Proszę być dobrej myśli. - popatrzył
na nas ze współczuciem po czym udał się korytarzem na oddział. Przytuliłam
się mocno do Piotrka płacząc, ze strachu, ale i ze szczęścia, że
Maciek żyje bo to było najważniejsze. Wierzyłam, że z tego
wyjdzie, bo przecież to mój brat. On jest silny, da radę.
----------------
Proszę Was o komentarze, czy dobrze Wam się tutaj czyta, czy wszystko jest czytelne oraz czy wystrój tego bloga Wam odpowiada :)
super jak to czytałam miałam łzy w oczach pisałaś tak jakbyś to kiedyś czuła że czytelnik mógł poczuć ból i się wzruszyć nadal uważam że Gosia pasuje bardziej do Bartka oni się uzpełniają. Nie wiem czemu ale wydaje mi się że Piotrek nie jest tym za kogo się podaję że nie jest czuły pierwszy raz jak o nim wspomniałaś myślałam że zrobi jej krzywdę
OdpowiedzUsuń