środa, 12 czerwca 2013

The experience cz 34

Ze szpitala wypuścili mnie dopiero po 3 dniach, będąc tam, cały czas byłam pod kroplówką. Dostałam silnej anemii a to był pierwszy krok do anoreksji. Czułam się słabo, ale już o wiele lepiej niż wcześniej. Podczas mojej nieobecności w szkole, Maciek kserował mi zeszyty od koleżanki z klasy, dzięki czemu udało mi się wszystko nadrobić i byłam już na bieżąco.
Był czwartek, czyli minął niecały tydzień od incydentu w klubie. Czułam się na siłach by iść do szkoły. Stałam się silniejsza i gotowa do zmierzenia z ludźmi, a przynajmniej chciałam spróbować. Potrzebowałam pomocy od Maćka by stawić czoła. Umówiliśmy się tak, że co przerwę będzie po mnie przychodził. Wiedziałam, że nie uniknę zetknięcia się z Asią czy Bartkiem, ale nie zamierzałam wchodzić z nimi w rozmowę.
- Gotowa? - brat spojrzał na mnie gdy byliśmy już na parkingu.
- Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się do niego i poszliśmy w kierunku szkoły. Złapał mnie za rękę i zadowoleni weszliśmy do budynku. Na dworze była masa śniegu, chłopcy nacierali i rzucali śnieżkami w dziewczyny, Maciek skutecznie objął mnie ramieniem, że żadna kulka do mnie nie doleciała. Najpierw poszliśmy do jego szafki a później do mojej, równo z dzwonkiem byliśmy pod moją klasą.
- Będę tutaj czekał po lekcji. - dał mi całusa w policzek po czym weszłam do środka. Asia siedziała w naszej ławce, a ja nie miałam najmniejszej ochoty z nią siedzieć. Trochę tęskniłam za nią, ale to było do przeżycia. Gdy zajęłam miejsce w ostatniej ławce popatrzyła na mnie prosząco i wskazała miejsce obok. Pokręciłam głową na znak odmowy i zajęłam się lekcją. Po dzwonku Maciek już czekał i odprowadził mnie na angielski, którego najbardziej się obawiałam. Zobaczyłam Bartka, stał na korytarzu pod salą, widać było, że nie spodziewał się mnie zobaczyć.
- Wszystko w porządku, Gosia?! - Maciek potrząsnął mną trochę.
- Tak, zamyśliłam się. - krzywo uśmiechnęłam się do brata. - Wszystko w porządku. Daję radę, z porcelany nie jestem – zaśmialiśmy się i usiedliśmy na ławce.
- Jedz – podał mi jogurt z kanapką.
- Przed chwilą w domu jadłam tosty – miałam grymas na twarzy. Maciek przyłożył mi chleb do ust jakby mnie karmił.
- Ktoś tu potrzebuje niańki. - spojrzałam do góry, to był Damian, kolega z którym byłam kiedyś na imprezie. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Co chwilę spoglądałam na Bartka, który dokładnie nam się przyglądał.  Jak tylko umiałam, unikałam jego wzroku. Skupiałam się na rozmowie z Damianem i Maćkiem. Po dzwonku weszłam do klasy. Usiałam sama w pierwszej ławce, miałam nadzieję, że tak będzie lepiej. Przez całe zajęcia czułam jego wzrok na sobie, a gdy ukradkiem na niego spojrzałam to patrzył się tak na mnie, że robiło mi się co najmniej niezręcznie.
Reszta lekcji minęła w spokoju, tak samo jak wcześniejsze. Maciek był ze mną na każdej przerwie,  a jako, że kończyłam wcześniej od Maćka, zamówiłam taksówkę, wyciągnęłam nr od Piotrka i po lekcjach czekał już przy wejściu, tak jak się z nim umówiłam.
- Hej – uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć, zapraszam do limuzyny. - wskazał ręką na samochód. Poszliśmy w jego stronę, na moje nieszczęście Bartek stał przy ogrodzeniu i bacznie nam się przyglądał.
- Dzisiaj to ja ciebie zabieram na lody i nie marudź – zaśmiałam się i odjechaliśmy. Całe popołudnie spędziliśmy razem. Czułam się lekko gdy z nim byłam. Poszliśmy na pizzę a później na spacer do parku.
- Dziękuję ci. Ostatnie dni były bardzo ciężkie dla mnie i nie chcę ich pamiętać. Już dawno się tak dobrze nie czułam – kopałam śnieg, który miałam pod nogami.
- Cieszę się. Mnie też dobrze spędza się czas z tobą. - uśmiechnął się w moją stronę i zaczął mnie rzucać śnieżkami. Stoczyliśmy śnieżną bitwę, robiliśmy aniołki na śniegu. Bawiłam się jak mała dziewczynka.

- Dzięki tobie chociaż na chwilę zapomniałam o problemach i zmartwieniach. Dzięki. - powiedziałam gdy już byliśmy pod moim domem.
- Już mnie tak nie zachwalaj. - zaśmiał się.
- Masz za paliwo. - położyłam mu pieniądze na półce.
- To wygląda jakbyś płaciła mi za towarzystwo. Weź to. - uśmiech mu nie schodził z twarzy ale wiedziałam, że ma rację.
- To tylko za paliwo. - złapałam go za rękę
- Polecam się na przyszłość. - wyszłam i poszłam do domu. Zjadłam kolację i siedziałam z braćmi. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Dołączył do nas tato i Filip. Męskie grono bardziej mi odpowiadało. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, nie wyobrażałam sobie jakbym miała wybierać między Asią a Bartkiem. Nie miałam żadnych dowodów na to, które z nich kłamało, więc najlepiej było się wycofać bez względu na to, co serce mi podpowiadało. Przebolałam to, co miałam przeboleć i było lepiej. Na jednej zerwanej znajomości, w tym wypadku dwóch, świat się nie kończy. Żyłam nadzieją, że jeszcze jutro pójdę do szkoły i wolne, święta Bożego Narodzenia. Jutro też chciałam  iść kupić prezenty bliskim oraz jakiś dla siebie. Potrzebowałam wynagrodzić sobie te ciężkie chwile.

Dzisiaj był ostatni dzień szkoły w tym roku i czekały mnie dwa tygodnie wolnego. Na samą myśl o błogim lenistwie buzia kształtowała się do uśmiechu. Czekał mnie męczący dzień, najpierw szkoła, zakupy, wizyta w laboratorium żeby sprawdzić czy parametry krwi się poprawiły. Miałam dużo rzeczy do zrobienia, lecz mimo to miałam ochotę by ładnie się ubrać. Założyłam czarną sukienkę, wysokie kozaki i czerwony żakiet. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zjadłam śniadanie i swoim samochodem pojechałam do szkoły. Uwielbiałam taką pogodę, pełno śniegu, ludzie opatuleni w szaliki, czapki, rękawiczki. Gdy szłam parkingiem uśmiechałam się do ludzi, postanowiłam rozsiać trochę dobrej energii. Spotkałam się z Maćkiem przy szafce, dzisiaj tak samo jak wczoraj był moim ochroniarzem. Czułam się bezpieczniej jak był obok. Pierwsze lekcje mijały spokojnie, na przerwach wygłupiałam się z Maćkiem. Na wf siedziałam na ławce, trochę serce mnie bolało jak patrzyłam na Bartka, tęskniłam za nim, ale wiedziałam, że dobrze zrobiłam.
- Możemy porozmawiać? - zatrzymał się przy mnie, gdy wuefista wypuścił ich wcześniej do szatni. Spojrzałam na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie ma takiej potrzeby - mój ton głosu był spokojny, jakby wyssany z emocji. Starałam sie unikałam jego wzroku, wstałam i chciałam odejść.
- Proszę, porozmawiajmy. - zastawił mi drogę. Widziałam jak obok zatrzymała się Asia i przyglądała  się nam.
- Nie mamy o czym rozmawiać. To koniec, zarówno z Tobą jak i Asią. Zostawcie mnie w spokoju. Nie mam zdrowia by dochodzić, które z was kłamie, proszę - wyminęłam go i zobaczyłam Maćka. Złapałam go za rękę.
- Wszystko w porządku? - powiedział to niby do mnie, ale wzrok mu utknął w Bartku.
- Tak, chodźmy stąd. - objął mnie ramieniem i poszliśmy na stołówkę.
- Czego chciał? - Maciek przerwał ciszę.
- Porozmawiać. - patrzyłam w sałatkę.
- Mogę mu wyjaśnić, że nie chcesz z nim nigdy więcej gadać. - ton głosu miał surowy. Tępo spoglądał gdzieś w bok.
- Nie, niepotrzebne są żadne kłótnie. - uśmiechnęłam się do niego.
- Komu bardziej wierzysz? - nasze oczy się spotkały.
- Nie wierzę, że któreś z nich byłoby do tego zdolne. Tęsknię za obydwojgiem tak samo. - widelcem dziabałam jedzenie. - Nie rozmawiajmy o tym, chodź bo zaraz dzwonek. - odprowadził mnie na lekcje.
Reszta lekcji minęła bez problemu. Maciek odprowadził mnie do samochodu i pojechałam do galerii. Zanurzyłam się w tłumie i poszukiwałam prezentów. W międzyczasie poszłam na sushi. Po trzech godzinach zakupoholizmu pojechałam na pobranie krwi, na szczęście już było lepiej,  ale nadal miałam pić okropny sok z buraków i jeść pełnowartościowe posiłki. Teraz wszyscy mnie pilnowali z jedzeniem, nawet jak już nie mogłam to wciskali we mnie kolejną partię jedzenia.

W domu popakowałam prezenty i głęboko je schowałam. Jak co roku przebrałam ubrania i spakowałam do pudła te co przez rok wyszły z mody, znudziły mi się, albo po prostu z jakiegoś powodu ich nie nosiłam. Jako, że zawsze gdy zajeżdżaliśmy do domu dziecka, było mi głupio, że moje ubrania były tylko w małych rozmiarach, przecież nie każda dziewczyna nosi rozmiar s w porywach do m, dokupiłam dzisiaj trochę ubrań w różnych rozmiarach. Ktoś może pomyśleć, że to szaleństwo i głupota, ale to sprawiło, że lepiej się czułam, teraz każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Pomogłam spakować ubrania braciom i jutro mieliśmy zawieźć je do pobliskiego domu dziecka.

- Czas zdecydować co z sylwestrem – powiedział tata gdy całą rodziną siedzieliśmy w salonie. Było tak spokojnie, piliśmy po lampce wina. Mieliśmy siebie i to było naszą największą siłą.
- Macie już jakieś plany ? - spojrzała na nas mama.
- Z tego co mi się wydaje, cała nasza trójka nie ma sprecyzowanych planów. - Marcin przemówił głosem naszej paczki.
- My jak co roku idziemy na bal do pałacyku. - to była już taka tradycja rodziców. Zawsze się tam bawili.
- W taki razie mamy coś dla was. - tata podał mi kopertę. Byłam bardzo ciekawa co było w środku, pospiesznie ją otworzyłam i wyciągnęłam kartkę, która znajdowała się w środku.
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę! - zaczęłam piszczeć. Maciek wyrwał mi z rąk kartkę. Była to wycieczka na sylwestra do Sydney, jakby tego było mało, była wykupiona nie dla 3 ale dla 6 osób.
- To czyste szaleństwo! - Maciek dał upust swojej radości. To było niesamowite. Od razu rzuciłam się na rodziców i ich uściskałam, Marcin z Maćkiem wzięli ze mnie przykład.
- Ostatnio prowadziłem sprawę właściciela biura podróży i dostałem sporą zniżkę. - uśmiechnął się do nas tato.
- Dziękujemy bardzo. - cieszyliśmy się jak małe dzieci. To było coś więcej niż spełnienie marzeń. Odwiedzenie Australii to było moje marzenie życia. Byłam zakochana w Sydney, szczególnie, że o tej porze roku było tam strasznie ciepło, grudzień to jeden z najcieplejszych miesięcy w tej części świata. Nie mogłam uwierzyć, że za 5 dni tam będziemy. Nasz pobyt również będzie trwał 5 dni. Wszystko było już opłacone – hotel, wyżywienie. Teraz wystarczyło namówić znajomych, spakować walizki i lecieć. Co było najlepsze to to, że przesiadkę mamy  mieć w Dubaju, a to będzie też moja pierwsza wizyta w Azji.
- Teraz myślcie kogo zabrać – uśmiechnął się do nas tato. Było już późno,  więc rodzice poszli spać. Ja też próbowałam zasnąć, ale byłam strasznie podekscytowana. Jak tu spać skoro już za 5 dni spełnię jedno z największych marzeń w życiu? Australia była numerem jeden, na drugim był Nowy York i spędzenie sylwestra na Time Square. Długo nie wytrzymałam w łóżku, poszłam do Maćka. On też nie mógł zasnąć. Poszliśmy sprawdzić, czy Marcin spał, był tak samo rozemocjonowany jak my.
- Trzeba pomyśleć kogo chcemy zaprosić. - siedzieliśmy wszyscy na łóżku.
- Chodzi o to, żebyśmy byli zgraną paczką. - Maciek dokładnie wiedział o co mi chodziło.
- Dokładnie. Musimy przemyśleć wybór osób, których kopnie ten zaszczyt. - śmialiśmy się wszyscy. Dla każdego z nas to było niesamowite szczęście, a co dla kogoś innego. Kto by nie chciał za darmo lecieć do Australii?
- Filip – powiedziałam i spojrzałam na braci.
- To w ogóle oczywista oczywistość. Obowiązkowo leci z nami, nie ma dyskusji. – Marcin wyraził aprobatę dla moich słów. Ucieszyłam się bardzo i przytuliłam się do niego.
- Jeszcze mamy dwa miejsca. Moim najlepszym kumplem jest Damian. Ale kurde to będzie całkowicie męski wypad. - popatrzyliśmy na siebie i nie wiedzieliśmy co robić. Do tej pory Asia z nami jeździła na różne wyjazdy,  ale teraz to już była przeszłość.
- Okej. Damian może być, spoko koleś. Gosia chyba się zgodzisz ze mną ? - pokiwałam twierdząco głową na słowa Marcina. Mieliśmy jeszcze jedno miejsce. - Zależałoby mi, żeby Kasia leciała z nami. - znał ją od gimnazjum. Ich przyjaźń zawsze mnie inspirowała, była godna podziwu.
- To gotowe. Szczęśliwa szóstka wybrana. Trzeba rozesłać szczęśliwą nowinę. - Maciek podsumował nasze kontemplacje. Spojrzałam na zegarek, była północ.
- Ja chyba nie wytrzymam do rana. - chciałam jak najszybciej porozmawiać z Filipem.
- Wytrzymasz, a teraz do spania. Rano jedziemy do domu dziecka. Musisz się wyspać. - Marcin surowo spojrzał na mnie.
- Dobra. Ale trzeba rodzicom kupić jakiś ekstra prezent. - Ustaliliśmy, że oprócz indywidualnych prezentów, wspólnie wykupimy im weekend na baseny termalne w Bukowinie Tatrzańskiej.
Po rozmowie i całym podekscytowaniu poszłam spać. Rodzice najlepiej wiedzą jak uszczęśliwić swoje dzieci. Tu nie chodzi o cenę, bo to musiało strasznie dużo kosztować, nawet nie chciałam jej znać, chodziło o gest, o to, że znali swoje dzieci, ich marzenia, pragnienia. Nie rozmawialiśmy zbyt często o tym, gdzie chcieliśmy lecieć, kiedyś stoczyliśmy jedną jedyną rozmowę o tym jakie są nasze największe marzenie wyjazdowe.
To było nie do uwierzenia, że za 5 dni mieliśmy wygrzewać się w słońcu i spędzić sylwestra na innym kontynencie, nasza szóstka wśród całkowicie obcych nam ludzi.

Przerażające było to, że naprawdę trzeba uważać o czym się myśli, bo to nie mit, ale MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz