Wizyta w domu dziecka była bardzo emocjonalna, jak zawsze dotykała naszych najgłębszych uczuć i wrażliwości. Radość tych dzieciaków była nie do ogarnięcia a
nam dało to ogrom satysfakcji, to było niesamowite, że mogliśmy kogoś uszczęśliwić tak drobnym gestem.
Nie było tego jakoś bardzo dużo, ale jak we trójkę się zebraliśmy, do
tego rodzice, trochę słodyczy, owoców i innej żywności to wyszedł niezły
świąteczny podarunek.
Przygotowania do świąt przebiegły w przyjaznej atmosferze. Jak co roku
spędziliśmy je u dziadków, u nich była niesamowita atmosfera i całkiem
inny klimat. U nas w domu też było czuć święta, piekliśmy pierniki,
ubieraliśmy choinkę, obowiązkowo żywą. Rodzinna atmosfera była cenniejsza niż złoto. Nie zdarzało się często, że wszyscy razem zasiadaliśmy przy
stole, a tego dnia w jednym miejscu o jednej godzinie zgromadziły się najważniejsze
osoby w moim życiu, brakowało tylko Filipa, ale on miał swoją rodzinę.
Dzięki takim chwilom bardziej docenia się tą więź, ludzie umierają,
zmieniają się, ale ona nigdy nie ginie. Życie jest pełne niespodzianek i
nie każda musi być pozytywna, ale musimy wynosić z nich pozytywy, nawet z
tych negatywnych.
Przez ten świąteczny okres dostałam kilka smsów od Bartka, był u nas w
domu ale akurat mnie nie było i nie ubolewałam z tego powodu.
Dziękowałam Bogu za to zrządzenie losu. Od Asi dostałam jednego sms'a z
życzeniami i że nigdy nie jest za późno by zmienić decyzję.
Filip zgodził się lecieć z nami, tak jak Damian i Kasia. Bilety do
Sydney były dla nich wielką niespodzianką. Na całe szczęście w tym szoku
nie odmówili. Teraz pozostawało nam pakować walizki. Przyjemnie było
wyciągać sukienki, krótkie spodenki, strój kąpielowy i inne letnie
rzeczy. Mimo, że lubiłam zimę, to myśl lecenia do ciepłego kraju w środku
mrozów, była rozgrzewająca. Pakowanie zajęło mi prawie cały dzień,
pomogłam chłopakom uporać się ze swoimi walizkami, a później siedzieliśmy na
kanapie rozprawiając czy spakowaliśmy wszystkie najpotrzebniejsze
rzeczy. Wylot był przed 2 w nocy, w Dubaju mieliśmy być po 10 rano, a stamtąd dopiero o 1 w nocy mieliśmy lot do Sydney w którym wg planu
powinniśmy być o godzinie 22. Cieszyliśmy się, że będziemy mieli chociaż
trochę czasu na zwiedzenie Azji.
Nagle po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, nikt się nikogo nie
spodziewał, była godzina 21. Słyszałam jak tata otwierał komuś drzwi, a Maciek w tym czasie ściszył telewizor.
- Nie odejdę dopóki ze mną nie porozmawia. Wiem, że tam jest. -
rozpoznałam jego głos, wszędzie bym go poznała. Siedziałam wbita w
kanapę nie wiedząc co począć.
- Przepraszam, ale to nie możliwe. Jak chcesz coś dla niej zrobić to idź
stąd, daj jej spokój. - mój tato był spokojny, robił to o co go
poprosiłam.
- Nigdzie nie pójdę zanim z nią nie porozmawiam. Tym razem nie
odpuszczę. - Bartek był zdeterminowany, a ja czułam się coraz gorzej,
pękałam. To nad czym pracowałam przez ostatnie tygodnie kruszyło się.
- Nie zmuszaj mnie do zadzwonienia po policję. - w moim umyśle pojawił
się strach, mimo że odseparowaliśmy się, nie chciałam, żeby przeze mnie
miał problemy.
- Marcin idź z nim porozmawiaj. Niech stąd idzie, nie chce by tata
wzywał policję, proszę. - spojrzałam na brata, który wstał i i zszedł na dół.
Maciek usiadł obok mnie i wtuliłam się w niego.
- Tato ja to załatwię. - zwrócił się Marcin do taty. - To nie jest dobry
moment, Gosia śpi. Za parę godzin wylatujemy i czeka nas bardzo długi
lot. Ostatni czas był dla niej ciężki, przez was wylądowała w szpitalu i
teraz ma odpoczywać, nie chcemy żeby coś jej się stało. Więc odejdź i
pozwól jej wypoczywać, nerwy i kłótnie w takiej sytuacji nie są jej
potrzebne. - Marcin był bardzo stanowczy i rygorystyczny. Nie chciałam
dalej tego słuchać, poszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i
położyłam się spać. Chciałam odpocząć, zasnąć, przede wszystkim nie
myśleć, lecz nie było to takie łatwe, leżałam tak z godzinę a moja głowa
była zawalona. Usłyszałam pukanie do drzwi, serce zabiło mi mocniej,
przestraszyłam się.
- To tylko ja. - zobaczyłam Marcina, usiadł obok mnie na łóżku. - Gosia,
on tam siedzi na krawężniku, tata chce wezwać policję, ale obawiam się,
że to nie pomoże, on sobie może tak siedzieć, nie jest na terenie naszej
posesji. Nic mu nie zrobią. - podeszłam do okna i zobaczyłam go. Był
mróz, pełno śniegu, który cały czas padał.
- Przecież zaraz tam zamarznie – szeptem powiedziałam sama do siebie. –
Załatwię to. - ubrałam bluzę, wzięłam kurtkę i zeszłam na dół.
- Co robisz? - tato spojrzał na mnie. Siedział w salonie razem z mamą i Maćkiem. Marcin stał za mną.
- Nie mam innego wyjścia. Dostanie jeszcze jakiś odmrożeń i to przeze
mnie. - ubrałam buty emu, szalik, czapkę, rękawiczki. - Długo to nie
potrwa. - opatulona wyszłam z domu, od razu uderzył mnie mróz jaki
szalał na dworze. Zobaczyłam jak Bartek odwraca się po czym pospiesznie
wstał i podszedł do mnie. Ja również zrobiłam kilka kroków w przód.
Byłam silna, stałam naprzeciwko niego, głowę miałam podniesioną.
- Czego chcesz ode mnie? - przerwałam tą ciszę.
- Jakie masz powody, żeby mi nie wierzyć? Dlaczego tak szybko mnie
skreśliłaś? Myślałem, że jesteś inna. Byłaś jedyną, rozumiesz jedyną
osobą na tym świecie, której bezgranicznie zaufałem! Otworzyłem się
przed tobą jak przed nikim innym. Nawet na terapii nie byłem tak
szczery. A ty tak szybko się wycofałaś?Stchórzyłaś? Zasłaniasz się
pierwszą lepszą sytuacją a tak naprawdę nie masz odwagi by żyć,
przestraszyłaś się! No powiedz prawdę! Pokochałem cię, wprowadziłem do
swojego świata. Nawet przez chwilę, najmniejszy ułamek sekundy nie
udawałem kogoś innego, zawsze byłem sobą, nie ukrywałem kim byłem i kim
jestem. A ty co? Cholera! Gośka tak bardzo cię kocham, jesteś
najważniejsza! Rozumiesz?! Jak cię poznałem, moje życie nabrało nowego,
lepszego sensu. Dodawałaś mi odwagi i po co to było? Żeby teraz to
wszystko zmarnować, porzucić? Tak szybko się poddajesz? Gośka! Jaki w
tym wszystkim sens ? - był zdenerwowany, wymachiwał rękoma, nie potrafił
ustać w miejscu. Wiedziałam, że chciał wykorzystać ten moment i wyrzucał z siebie wszystko co w nim tkwiło. Patrzyłam na niego ze spokojem, chociaż trochę dotknęły mnie
jego słowa. Zapadła cisza. Stał bardzo blisko mnie, przez chwilę dotykał
mnie rękami.
- Skończyłeś? Mogę teraz ja coś powiedzieć? - wzięłam głęboki oddech. -
Przychodzisz i poniekąd mnie obrażasz. W czym ja zawiniłam? Zamiast
wybierać pomiędzy tobą a Asią, zrezygnowałam. Jak mam sprawdzić czy
kłamiesz czy mówisz prawdę? Asia też mnie zapewnia, że to ona mówi
prawdę, że to ty chcesz zniszczyć naszą przyjaźń. Wydaje ci się to takie
proste, ale to nie ty musisz wybrać! Widzisz w tym jakieś tchórzostwo?
Gratuluję. Nie jestem Bogiem ani sędziom, nie wydaje wyroku! Nie jestem
od osądzania i nie czuję się na siłach by wybrać jedno z was! Oboje
jesteście dla mnie ważni, ale to nie zmienia faktu, że ktoś tu zawalił.
Wycierpiałam swoje, dużo mnie to kosztowało ale nie pozwolę żeby znowu świat mi się zawalił! A teraz proszę idź już. Myśl o mnie co chcesz,
jeśli ci to pomoże to okej, jestem tchórzem, nie mam odwagi żyć, boje
się, nie wiem co tam jeszcze powiedziałeś. Po prostu odejdź. - ręką
wskazałam mu drogę. Był zdezorientowany. - No idź, koniec
przedstawienia. - obróciłam się, złapał mnie za rękę i nasze twarze były
blisko siebie. - Nawet nie próbuj mnie pocałować. - patrzyłam mu
głęboko w oczy.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - pogłaskał mnie po włosach.
- Puść mnie i idź stąd. - szepnęłam po czym zrobił to, o co go poprosiłam.
Gdy weszłam do domu wszyscy patrzyli na mnie i czekali na słowo wyjaśnienia.
- Przecież wszystko słyszeliście. Nie ma o czym mówić, idę spać -
poszłam na górę. Została mi godzina snu, wykorzystałam ją w pełni.
Na lotnisku byliśmy o 1 w nocy, wszystko odbyło się bez przeszkód, lot
był bez opóźnień. W samolocie siedziałam obok Filipa. Czekała nas długa
podróż ale cel był tego wart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz