środa, 12 czerwca 2013

The experience cz 11

Wieczór minął w miłej atmosferze Asia kupiła mi dwa wieszaki na biżuterie, wiedziała, że trzymam ją w pudełkach i sprawiła mi praktyczny prezent. Był też Filip. To mój przyjaciel, ale niestety rzadko się widujemy. Studiuje administrację. Znamy się od dziecka, to taka pokrewna dusza. Nie musimy się widywać co tydzień, wystarczy raz w miesiącu. Wtedy rozmawiamy o wszystkim co się wydarzyło, dzięki temu bardziej doceniamy naszą przyjaźń. Filip przyniósł mi kilka ramek z naszymi wspólnymi zdjęciami.
Trochę tańczyliśmy, graliśmy na Xbox, śmialiśmy się. Lubiłam takie spotkania z przyjaciółmi, grono najbliższych i nic już nie miało znaczenia.  Zaproszeni goście około 3 pożegnali się z nami, a została tylko Asia. Nie mogłyśmy zasnąć, więc przegadałyśmy noc aż zastał nas ranek. Rozmawiałyśmy o wszystkim, tylko nie o jednej osobie – Wojtku.To był temat zakazany, nie wypowiadało się jego imienia w naszym domu ani w obecności kogokolwiek z mojej rodziny. Unikaliśmy tego, nie przed strachem, tylko przed wspomnieniami.
Rano po Asię przyjechała mama, natomiast my zabraliśmy się za sprzątanie.  W miarę szybko się z tym uporaliśmy i śniadanie zjedliśmy około 13.  Jako, że należeliśmy do osób, które nie lubią siedzieć w domu udaliśmy się do galerii. Robiło się coraz chłodniej i zbliżała się zima, więc postanowiliśmy zaopatrzyć się w trochę cieplejsze ubrania. Maciek kupił sobie dwa swetry, spodnie i dwie koszulki na długi rękaw, Marcin spodnie, buty, kurtkę i kilka koszulek, ja kupiłam dwie pary spodni – bordowe i czerwone, biały sweter i czarne botki.Później poszliśmy na obiad i lody.  Zrobiło się już późno więc pojechaliśmy do domu i wieczór spędziliśmy na oglądaniu filmów.

W niedzielę wstałam około 9, wzięłam prysznic, umalowałam się i wybrałam strój na dzisiaj – nowe czerwone spodnie, biała koszula z złotymi guzikami i czarne koturny. Chłopaki już siedzieli w salonie przed telewizorem. Poszliśmy do kościoła, udało nam się zdążyć na 10:30 a po Mszy pojechaliśmy do babci na obiad. Mieszkała za miastem w niewielkim domku razem z dziadkiem. Są to rodzice naszego taty.
Gdy byliśmy mali uwielbialiśmy spędzać tutaj wakacje, cisza i spokój, świeże powietrze. Zawsze gdy jest mi źle przyjeżdżam tutaj, by pobyć z dala od zgiełku i wszystkiego co niesie ze sobą mieszkanie w mieście.
Weszliśmy do małego domku, czuć było niedzielny obiad. Babcia od razu się z nami przywitała, po chwili dołączył do niej dziadek. W tym domu nie było bogactwa, największą oznaką nowoczesności była pralka. Było tutaj jak w magicznej krainie, tak jakby ten dom nie był nasiąknięty nowinkami XXI wieku. Usiedliśmy wszyscy przy stole nakrytym białym obrusem, cała zastawa była porcelanowa, odkąd pamiętam babcia zawsze jej używała na niedzielę bądź na święta.
- Smacznego moje dzieci – pożyczyła nam babcia i wszyscy zabraliśmy się do jedzenia. Rozmawialiśmy o szkole, rodzicach, o tym co u nas. Po obiedzie pomogłam babci poznosić talerze do kuchni i od razu zawinęłam rękawy i zabrałam się do mycia pomimo jej protestów. Babcia kroiła ciasto, zrobiła kawę i herbatę.
Bardzo miło spędziliśmy niedzielne popołudnie Siedzieliśmy i wspominaliśmy dzieciństwo. O 18 zebraliśmy się do domu.
W domu czekali na nas rodzice. Poczęstowaliśmy ich ciastem od babci, zdaliśmy relację i każde z nas poszło do swojego pokoju. Wzięłam kąpiel, usiadłam do lekcji, skończyłam około 22, pooglądałam seriale i położyłam się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz