Całą drogę
wpatrywałam się w obraz za oknem. Powoli brakowało mi już sił na
płacz, czułam wszechogarniającą bezsilność, niemoc w każdym zakamarku mojego ciała. Widziałam swoje odbicie w szybie, byłam blada, podpuchnięta
z workami pod oczami. Włosy miałam niedbale związany w kucyk. Mój
wygląd nie miał znaczenia, nic nie miało znaczenia, moja dusza cierpiała, moje serce pękło, a jego największa część umarła.
- Chodź – Bartek
otworzył drzwi z mojej strony, a ja byłam zdezorientowana, nawet nie wiedziałam
kiedy droga minęła, a byliśmy pod jego domem. Złapałam go za rękę, po czym chłopak mocno objął mnie ramieniem i poszliśmy do mieszkania. Jedną ręką otworzył drzwi,
pomógł mi zdjąć płaszcz i kozaki i bezwiednie posadził mnie na kanapie, okrywając nogi kocem. Te kilka godzin spędzonych w kaplicy, kościele i na cmentarzu mocno dały mi w kość. Nagle poczułam jak wszystko ze mnie schodziło, całe napięcie, zimno, złość, strach...
- Masz – podał mi
kubek, a ja zachłannie wzięłam łyk gorącej herbaty z cytryną. Czułam jak gorąca
ciecz krążyła po moim przełyku, drażniąc go strasznie. Bartek z powrotem poszedł do kuchni i po
jakimś czasie podał mi talerz z kanapkami.
- Nie jestem głodna. -
odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Zapach jedzenia bardzo
mnie irytował.
- Musisz coś zjeść.
- przystawił mi chleb do ust, ale nadal nie zamierzałam nic jeść. Zwątpiłam po jakiś kilku minutach, kiedy on uparcie trzymał kanapkę przy moich ustach. Od niechcenia wzięłam gryz i nie byłam w stanie
go przełknąć. Gardło miałam strasznie ściśnięte, zebrało mnie na odruchy wymiotne. Szybko popiłam herbatą i usiłowałam dość do siebie. Siedzieliśmy w ciszy, było
słychać jak powoli przeżuwałam jedzenie, jak oddychałam...
- Przepraszam, że ci
nie uwierzyłam. - popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać. Nie
wiem dlaczego, po prostu w tamtej chwili płacz był jedynym sposobem
wyrażenia emocji. Bartek objął mnie mocno, nic nie powiedział,
trzymał mnie w swoich ramionach pozwalając mi wyrzucać z siebie
tkwiące we mnie emocje. Siedzieliśmy tak długi czas, nie wiem
kiedy zasnęłam. Byłam wycieńczona, nie miałam siły bronić się
przed snem, tylko wtedy ból zelżał.
Obudziłam się w obcym
pokoju, wpatrywałam się w sufit a potem w ściany, to był pokój
Bartka. Nie było nikogo oprócz mnie. Otulona w koc poszłam do kuchni gdzie przy
stole siedział Bartek z Jackiem, a ja poczułam się strasznie niezręcznie.
- Obudziłaś się już,
siadaj zrobię ci herbaty. - Bartek wstał od stołu i skierował się do
blatu. Po jego zachowaniu odnosiłam wrażenie, że nie litował się
nade mną, był stanowczy w swoim działaniu, ale było w tym coś z zniechęcenia, jakbym mu przeszkadzała albo była obojętna.
- Nie rób sobie kłopotu, będę się już
zbierać. - stałam za krzesłem i ze złością wpatrywałam się za okno,
brakowało mi odwagi by spojrzeć na niego, chciałam uniknąć konfrontacji z jego oczami.
- Najpierw zjesz
śniadanie. Rozmawiałem z Marcinem, jest z twoją mamą u dziadków.
Możesz tutaj zostać ile zechcesz. - obrócił się twarzą do mnie,
postawił herbatę przede mną i usiadł. Nic nie mówił, nalał mi
jogurtu do miski, wsypał płatki i postawił koło herbaty.Przez chwilę pozostawałam w bezruchu, ale nie chciałam robić scen przy Jacku. Usiadłam i wzięłam herbatę do ręki. Nie byłam głodna, nie chciało mi
się jeść, Bartek musiał to zauważyć. - Jak nie, to cię
nakarmię – wziął łyżkę i podstawił mi pod nos, czułam się
strasznie, a na dodatek jego brat na to wszystko patrzył. Zła wzięłam od
niego łyżkę i zaczęłam jeść, przychodziło mi to z wielką
trudnością.
- Ja się zbieram. -
Jacek uraczył mnie przelotnym uśmiechem, jakby chciał mi dodać śmiałości i wstał, po czym skierował się do przedpokoju by się ubierać, po chwili wyszedł z
mieszkania. Panowała niezręczna cisza.
- Twój brat przywiózł ci ubrania, są w łazience, umyj się i jedziemy – Bartek zwrócił
się w moją stronę, był stanowczy, nie było to za sympatyczne, ani zachęcające do współpracy
- Gdzie? W ogóle to
nie rozkazuj mi – zirytowałam się, miałam dosyć tego jak mnie traktował. Niby dbał o mnie, a tak naprawdę miał mnie w nosie.
- Zobaczysz. - wstał
od stołu i zaczął sprzątać. Nie miałam siły by się z nim
kłócić, poszłam do łazienki i tam dokładnie przyjrzałam się
sobie. Byłam blada, włosy miałam tłuste i znowu schudłam. W
głowie usłyszałam głos Maćka „Obiecałaś, że będziesz dbać
o siebie”. Rozpłakałam się, ale nie chciałam by Bartek to
usłyszał, więc obmyłam twarz zimną wodą, związałam włosy w kok,
ubrałam dresy, które Marcin mi przywiózł.
- Przepraszam –
powiedziałam spoglądając do góry, przepraszałam Maćka, za to,
że nie dotrzymałam obietnicy. Czułam się z tym okropnie. Pospiesznie wyszłam z łazienki i w oczekiwaniu stanęłam
przed Bartkiem.
- Ubieraj się,
wychodzimy. - zaczął zakładać buty i kurtkę. Obok niego leżała
torba.
- Wyjeżdżamy? –
zdziwionym głosem zadałam mu pytanie.
- Dalej zbieraj się –
moje pytanie puścił w niepamięć, jakby w ogóle go nie usłyszał.
Popędzał mnie. Poszłam w jego ślady, założyłam płaszcz,
czapkę i szalik i wyszliśmy. Otworzył mi drzwi od samochodu i nie
czekając aż wsiądę zasiadł na miejscu kierowcy.Jego zachowanie zwiększało moją złość, miałam ochotę zostawić go samego na tym parkingu, ale coś we mnie nie pozwalało mi tego zrobić, nie wiem co się działo, ale pragnęłam mieć go przy sobie.
Po 40 minutach byliśmy
przed siłownią. Nie miałam ochoty wysiadać z samochodu.
- Nigdzie nie idę. -
obróciłam się w jego stronę.
- Przestań marudzić.
Wychodzimy – wyszedł z samochodu i od razu otworzył mi drzwi i
poszedł do bagażnika po torbę. Z powrotem stanął przy drzwiach.
- Nigdzie nie idę. -
spojrzałam niezbyt miło w jego stronę.
- Nie to nie, ja idę.
Jak będziesz gotowa to chodź - odszedł. Czułam się okropnie, jak
rozkapryszona dziewczynka. Wyszłam więc z samochodu, a Bartek się nawet
nie obrócił, tylko wszedł do budynku. Po chwili i ja się tam
znalazłam. Nigdzie nie widziałam Bartka tylko zobaczyłam Przemka, jego
trenera.
- Tu masz rzeczy a tam
szatnia, idź się przebież – podał mi torbę. Czułam się
wbita. Nie miałam ochoty ćwiczyć, nigdy tego nie lubiłam. Poszłam
w wskazane przez Przemka miejsce, ubrałam dresy i wyszłam. Na
środku sali zobaczyłam Przemka.
- Masz – podał mi
rękawice.
- Nie wiem czy to dobry
pomysł. - obróciłam się do niego, wzorkiem szukając Bartka.
- Nie przekonasz się
póki nie spróbujesz, no dalej. - posłał mi uśmiech i założył rękawice.
Podeszliśmy do wiszącego worka. - A teraz wal ile masz siły w
sobie! - krzyknął trzymając obiekt uderzeń.
- Wal! - popędził
mnie. Oddałam pierwsze uderzenia. Czułam, że są słabe. -
Mocniej! Stać cię na więcej – napędzał mnie do walki.
Walczyłam sama ze sobą, z swoim bólem, złością. Wylewałam z
siebie siódme poty i sprawiało mi to jakąś przyjemność, czułam
się lżejsza. Uderzałam i w pewnym momencie zaczęłam płakać.
- Nie przestawaj! -
Przemek motywował mnie coraz bardziej. - Wyrzuć to z siebie!
Krzycz! - powoli brakowało mi sił, byłam zmęczona, ale nie
przestawałam, dołączyłam krzyk. Z moich ust leciały różne
zdania. Największą złość czułam do kierowcy, który uderzył w
samochód Maćka, potem do lekarzy, że go nie uratowali, oberwało
się Bartkowi jak i Asi. Kilka zdań poleciało w stronę Maćka, że
mnie zostawił, że odważył się odejść, przecież mi obiecał, że będzie walczył. Po chwili usiadłam na ziemi, głowę schowałam w
rękach. Przemek kucnął obok.
- Podnoś się to nie
koniec – zwrócił się w moją stronę.
- Nie mam siły –
popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać.
- Dasz radę, wszystko
jest w twojej głowy. To nie ciało wyznacza kiedy dosyć ale ty.
Musisz przejąć kontrolę inaczej to ludzie przejmą kontrolę nad tobą. - w sumie miał rację, miałam już dosyć bycia wiotką jak liść na wietrze. Wstałam i poszliśmy dalej na inne sprzęty.
Ćwiczyłam posłusznie, robiłam to co Przemek mi kazał. Przestałam
dopiero wtedy gdy powiedział dość.
- Dzięki. -
uśmiechnęłam się do niego. Zrobił dla mnie wiele i chyba
wiedział o tym.
- Dla takich chwil jak
ta wiem, że to co robię ma sens. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś
wpadniesz. - odprowadził mnie do szatni.
- Z chęcią. -
pożegnaliśmy się i poszłam się przebrać. Z jednej strony czułam
się okropnie, byłam przepocona a z drugiej wolna. Ból był straszny, ale
uwolniłam na chwilę swoją głowę, wyrzuciłam złość, została
tęsknota i ból. Gdy wyszłam zobaczyłam Bartka, który czekał na
mnie. Poszliśmy do samochodu.
- Dzięki. - spojrzałam
w jego stronę.
- Nie ma za co. -
uśmiechnął się do mnie. On bardzo dobrze wiedział, że to mi pomoże, a dodatkowo warto było to zrobić by zobaczyć jego uśmiech, na widok którego miękło serce.
- Odwieziesz mnie do
domu?
- Jasne. - patrzył
przed siebie. Gdy podjechaliśmy pod dom, pożegnałam się z nim i
poszłam do domu.
W salonie siedzieli
członkowie rodziny.
- Jestem – rozebrałam
się usiadłam na kanapie obok Marcina, który objął mnie
ramieniem.
- Słuchajcie, to co się wydarzyło
to dla naszej rodziny tragedia ale też sprawdzian. Mamy siebie i
musimy być ze sobą blisko. To nie może nas podzielić. Kochamy was
z mamą całym sercem. - głos taty się załamywał a oczy mamy
zapełniały się łzami.
- Nie jesteśmy w
stanie was chronić przez każdym błędem innych ludzi, musicie
uważać na siebie i korzystać z życia. To nie jest tak, że Maciek
całkiem nas opuścił. Ciałem go nie ma ale duszą na pewno nam
towarzyszy. Patrzy na nas z góry, nie możemy o nim zapomnieć ale
musimy żyć dalej. - mama otarła łzy.
- Nam też nie jest
łatwo ale wyobraźcie sobie, że on patrzy i smuci się jak nas
takich widzi – dokończył tata. Zaczęłam płakać, nie chciałam, ale nie mogłam się powstrzymać. Szybko wytarłam łzy.
- Kocham was –
usiadłam pomiędzy rodzicami, mocno się przytuliliśmy. Marcin też
dołączył do nas.
Dosyć długo tak
siedzieliśmy, po czym wstałam, żeby się wykąpać.
- Mogę jeszcze nie iść
do szkoły? Nie dam rady – stanęłam naprzeciw rodziców. Tata
wstał i ponownie mnie przytulił.
- Pójdziesz kiedy
będziesz chciała. Nikt nie będzie cię popędzał. - dałam mu
buziaka w policzek i poszłam w końcu do łazienki. Wzięłam długą
kąpiel i od razu poszłam spać, czułam się zmęczona. Wierciłam
na łóżku dobrą godzinę, wstałam i skierowałam się do pokoju
Maćka. Przez długi czas nie miałam odwagi by nacisnąć klamkę,
gdy to zrobiłam zobaczyłam pokój, który miał charakter Maćka.
Było tak jakby on zaraz miał tu wejść, wszystko było tak jak
zawsze porozrzucane. Delikatnie dotykałam półek, na których stały
zdjęcia, książki. Podniosłam koszulkę Maćka, która leżała na
ziemi, przytuliłam ją mocno do siebie, położyłam się na jego
łóżku i zasnęłam.
-----------------
Dziękuję za wszystkie życzenia :)
Zapraszam do komentowania.
Super rozdział :) czekam na nexta ;p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGenialnie piszesz. Nie mogę się doczekać kolejnej części. :)
OdpowiedzUsuńbossskie ;D
OdpowiedzUsuńŚwietne! Nic dodać nic ująć. Więc co tu dużo pisać... Weny, weny i jeszcze raz weny, żebyś mogła dalej nas tak zaskakiwać. :)
OdpowiedzUsuńMagda
kocham <33
OdpowiedzUsuńKocham !!! Dodaj dzis kolejną plosimy :**
OdpowiedzUsuńBoże piękne <333 czekam na nastepna czesc i mam nadzije ze szybko sie pojawi xd pordowionka / lovciam
OdpowiedzUsuńO jej szybciej, szybciej! Nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńzauważyłam, że tu opowiadania są szybciej <3 boskie <3
OdpowiedzUsuń