Pogoda była fatalna, ale dzisiaj nic nie było w stanie popsuć mi dnia.
Czułam się silna i twarda. Bez ociągania wstałam z łóżka, zrobiłam
makijaż, włosy wyprostowałam i w garderobie wyszperałam ciemnozielone
spodnie, czerwono białą bluzkę w azteckie wzory, czarne motocyklowe
szerokie buty i czarny sweterek. Na dole był tylko Marcin.
- Hej. Maciek śpi ? – zwróciłam się w jego stronę siadając przy stole.
- Nie słyszałem żeby wstawał więc chyba śpi. Masz kanapkę. – podał mi kawałek chleba, który sobie przygotował.
- Dzięki. A odwieziesz mnie? – miałam proszący wyraz twarzy.
- Mogę, ale wracam późno wieczorem. W czwartki chyba jesteś skazana by jeździć samochodem. – zaśmiał się.
- No chyba tak, ale problem jest taki, że chyba nie mam paliwa.
Zapomniałam zatankować a po drodze nie ma żadnej stacji. – czułam się
zażenowana.
- Eh kobiety. Nie uśmiecha mi się jechać twoim babskim Cooperem,
dobrze, ze chociaż jest czarny. Daj kluczyki i weźmiesz mój. Tylko
uważaj na niego. Jak będę jechał to zatankuję go do pełna.
- Spoko, będę uważać. Ile kasy mam ci dać ? – popatrzyłam się na brata kiedy dawał mi drugą kanapkę.
- Przestań z pieniędzmi. Jedz śniadanie. Ostatnio w ogóle nic nie jesz,
tylko obiady jak Irena cię przypilnuje.- czułam się jak mała
dziewczynka. On był taki kochany, martwił się o mnie i nawet dał mi swój
samochód.
- Dzięki. Mój kochany bracie. – podeszłam od razu do niego i mocno go uściskałam. Kochałam go nad wyraz mocno. Kiedy zjedliśmy śniadanie wymieniliśmy
się dokumentami i Marcin wyprowadził oba samochody z garażu. Marcin
jeździł nową mazdą mps 3, która była o wiele poważniejsza niż mój mini
Cooper, byłam szczęśliwa, że był w stanie dla mnie się zamienić. Takie drobne gesty były wyrazem wielkiej miłości. Pojechałam do szkoły, a na parkingu stanęłam w bezpiecznym miejscu by nic się
nie stało.
- Wow, niezłe cacko. Tamten już rozbiłaś ? – zmierzał w moim kierunku Bartek.
- Hej, dzięki. Tamten ma się dobrze, jest cały i zdrowy. Zamieniłam się z
bratem. – uśmiechałam się w Jego kierunku. Podszedł do mnie i staliśmy
naprzeciwko siebie.
- Odważnego masz brata.
- Nie dogadalibyście się, tchórzu. – ruszyłam w stronę szkoły, Bartek pozostał w tyle.
- Igrasz sobie dziewczynko. – dogonił mnie i zastawił mi drogę.
- To pozwól się dzisiaj odwieźć. – założyłam ręce a on swoje spuścił w dół w odruchu bezradności.
- Chyba nie mam innego wyjścia. Gdybym odmówił to pewnie każde tłumaczenie odebrałabyś jako tchórzostwo.
- Bo tak by było. Nie widzę motoru więc pieszo jesteś? – odwróciłam się i na parkingu nie było jego pojazdu.
- No wybacz nie chcę być mokry jak kura. Brat mnie podrzucił a z powrotem miałem jechać autobusem.
- To dziękuj, że nie będziesz musiał się cisnąć w zatłoczonym autobusie
tylko wygodnie zostaniesz odtransportowany do domu. – byliśmy już w
szkole. Poszliśmy do szafek.
- Po 5 lekcjach na parkingu. – uśmiechnęłam się do niego.
- Ale ja kończę po 7 – przystanął obok.
- Kłamiesz, do zobaczenia. – odeszłam nie czekając na jego reakcję. Byłam zadowolona z siebie.
Pierwsze lekcje mijały bardzo sympatycznie, na 3 lekcji był wf. Asia
ćwiczyła, Bartek też a ja siedziałam i tworzyłam listę rzeczy, które
miałam zabrać na wyjazd. Nie chciałam niczego zapomnieć, ale też nie
potrzebowałam dużo rzeczy na te 4 dni. Później z Asią siedziałyśmy na
stołówce z chłopakami.
- Czemu Marcina samochód jest na parkingu> – zwrócił się do mnie Maciek.
- Ja nie miałam paliwa, a Marcin ma po drodze na stację, więc się zamieniliśmy.- chłopaki wybuchli śmiechem.
- Kobiety – odezwał się Damian. Po czym wszyscy się śmialiśmy. Było mi głupio ze swojej głupoty ale nie mogłam już nic zrobić.
- Po lekcjach pojadę do spożywczego i kupię nam parę rzeczy na wyjazd.
Zrobimy jakieś kanapki na drogę, kupię jakieś słodycze, napoje. –
odezwałam się do Maćka.
- Dobra. – tyle mi odpowiedział i wszyscy po dzwonku poszliśmy na
lekcje. Po 5 wzięłam kurtkę z szafki i w drodze na parking spotkałam
Bartka.
- Gotowy? – uśmiechnęłam się do kolegi.
- Jasne. – odwzajemnił mój uśmiech i poszliśmy do samochodu.
- Znasz drogę ? – popatrzył na mnie gdy ruszyliśmy.
- Mieszkałam niedaleko przez 18 lat. – popatrzyłam na niego i gdy
zapinaliśmy pasy dotknęliśmy się dłońmi i uśmiechnęliśmy się do siebie.
- To niedawno się przeprowadziłaś.
- Trzy tygodnie temu. – uściśliłam jego wypowiedź.
Po 15 minutach byliśmy już pod jego blokiem.
- Przeżyłeś. – zaśmiałam się do niego.
- Tak i mam się dobrze. Dziękuje za podwiezienie i za miłe towarzystwo.
Może wejdziesz na górę? – odpiął pasy i czekał na moją odpowiedź.
- Muszę jeszcze zakupy zrobić na wyjazd. – patrzyłam na niego i z jednej
strony chciałam się zgodzić a z drugiej to chyba nie był najlepszy
pomysł.
- Masz jeszcze całe popołudnie, dopiero jest 12:30. Zapraszam. –
uśmiechał się a ja szukałam w głowie jakiegoś racjonalnego argumentu. –
Tchórzysz. – jego jeden kącik ust powędrował do góry .
- Nie, ale muszę się spakować i zrobić te cholerne zakupy. Wyjeżdżamy
jakoś ok. 2 w nocy także chciałabym jeszcze się przespać. Następnym
razem. – patrzyłam z błagalnym wzrokiem.
- Wierzę ci. To do zobaczenia we wtorek. Miłego wyjazdu i wróć z
podwojoną energią. – uśmiechnął się chyba najmilszym uśmiechem jaki
istniał na tym świecie.
- Dzięki. – odwzajemniłam jego uśmiech i wysiadł z samochodu. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam do sklepu.
Kupiłam kilka bułek żebyśmy mogli zrobić sobie kanapki, kilka butelek
coli, wody. Kilka piw, słodyczy i innych potrzebnych rzeczy.
W domu spakowałam się, na drogę wybrałam legginsy, szarą bluzę i
trampki. Najpotrzebniejsze rzeczy były zapakowane. Pomogłam Maćkowi w
pakowaniu bo on tego bardzo nie lubił a ja nie miałam z tym problemu.
Mieliśmy ruszyć o 3 nad ranem, kanapki mieliśmy zrobione. Byliśmy gotowi
na weekend.
Wykąpałam się i zanim położyłam się spać weszłam na komputer, na fb
dostałam zaproszenie do znajomych od Bartka co mnie bardzo ucieszyło,
oczywiście zaakceptowałam. Dostałam również od niego prywatną wiadomość
,, Gdybyś potrzebowała pogadać jestem pod telefonem ‘’, był również
podany nr. ucieszyłam się, śmiałam się sama do siebie.
Później już poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz