Środa, środek tygodnia i coraz bliżej weekendu. W piątek znowu miałam
spędzić wieczór z nowym lokatorem w moim sercu. Chciałam żeby już na
zawsze był stałym jego mieszkańcem. Ale przed nami tyle lat, tyle dni,
najpierw musiałam zmierzyć się z teraźniejszością. Wstałam z łóżka, za
oknem było szaro aż nie chciało się wychodzić spod kołdry. Od razu
wzięłam się za szykowanie, dzisiaj wybrałam szarą spódniczkę w różne
czarno białe wzory, szarą luźniejszą bluzę i do tego sztyblety. Na dole
siedzieli rodzice i Maciek z Marcinem. Od razu zrobiłam sobie kanapkę i
zabrałam się za jedzenie.
- Jedziesz ze mną ? – spojrzał się na mnie Maciek, po czym wzrok reszty rodziny również był skierowany na mnie.
- Nie, pojadę sama. Mam tylko 5 lekcji to może pojadę do centrum –
postanowiłam sama jeździć do szkoły, przynajmniej na razie. Nie
planowałam jechać do miasta, sama nie wiem czemu tak powiedziałam, chyba
potrzebna była mi niezależność.
- Dobra, jak coś to wiesz, że możemy jeździć razem. – uśmiechnął się do mnie i poszedł się ubierać.
Gdy dokończyłam śniadanie również się zebrałam i pojechałam do szkoły.
Na miejscu rozglądałam się za Bartkiem, ale nigdzie go nie było, więc od
razu skierowałam się pod salę do matematyki, gdzie spotkałam Asię.
- Hej – dałam jej całusa w policzek i weszłyśmy do klasy – Słuchaj nie
chcesz iść w piątek do klubu? Bartek mnie zaprosił, będzie za barem i
może masz ochotę się wybrać z Karolem ? – spojrzała na mnie dosyć
dziwnie, chyba nie była świadoma tego, że dostrzegłam jak się Karol
podoba.
- Czemu się o niego pytasz? – odwróciła głowę w przeciwnym kierunku i zajęła miejsce w ławce.
- Nie udawaj, wiem, że ci się podoba. Zaproś go. – już nic nie
powiedziała. Chciało mi się śmiać z jej naiwności. Znam ją już tyle lat.
Po dwóch lekcjach poszłyśmy na wf. Nadal miałam zwolnienie z którego
byłam zadowolona. Miałam godzinę dla siebie, mogłam się przypatrzeć
Bartkowi, uwielbiałam się mu przyglądać. Bardzo intrygowały mnie jego tatuaże,
wiedziałam, że z każdy był dla niego ważny, ale musiałam poczekać by
coś więcej się o nich dowiedzieć. Już i tak dużo o nim wiedziałam.
Zależało mi na nim, jeszcze nie wiedziałam czy to była miłość, ale na pewno był kimś
ważnym w moim życiu. Czułam, że nie byłam mu obojętna, ale co dalej ?
Zostaniemy przyjaciółmi, czy może coś więcej z tego będzie? Byłam gotowa
być przy nim, wspierać go, dodawać energii, w każdym momencie mu pomóc.
Ale czy to wystarczyło ? Kiedyś w podstawówce czy gimnazjum chłopak
zadawał dziewczynie beznadziejnie brzmiące pytanie „ Zostaniesz moją
dziewczyną ?”. Nie lubiłam tych słów, dla mnie były dziecinne. Ale z
drugiej strony była pewność swojej pozycji. Nie wyobrażałam sobie jak
Bartek wypowiada te słowa w moją stronę, to mogłoby być bardzo dziwne.
Lubiłam sytuację, w której się czuło, że to było właśnie to uczucie i nie potrzebowało się zgody tylko to
się działo ale z drugiej strony cały czas nie wie się kim się jest w życiu
drugiej osoby, wtedy nie ma deklaracji i przecież ta druga osoba może
powiedzieć, że nic nie obiecywała. Stereotypowo to od chłopaka zależy,
on powinien dać znam znać, że jesteśmy jego dziewczyną i to w cale nie
musi się dziać przez pójście do łóżka. Nam było do tego daleko,
przynajmniej mi. Z moich rozmyślań wyrwało mnie uderzenie. Dostałam
czymś ciężkim w głowę.
Leżałam na czymś miękkim, próbowałam podnieść głowę, ale za bardzo mnie
bolała bym mogła to zrobić. Złapałam się jej ręką, ale szybko poczułam czyjś uścisk. Otworzyłam
szeroko oczy, byłam u pielęgniarki, obok siedział Bartek a z oddali było
słychać głos pielęgniarki.
- Hej, słyszysz mnie? – to był jego głos. Spojrzałam na niego a po chwili podeszła pielęgniarka.
- Jak się czujesz? Co cię boli ? – jej twarz była nad moją.
- Dobrze, tylko moja głowa… - nie dokończyłam bo momentalnie poczułam jak mnie boli.
- Wszystko dobrze. Dostaniesz tabletki i zrobisz dzisiaj RTG głowy.
Skierowanie masz wypisane i pojedziesz do szpitala. Podaj numer do któregoś
rodzica. – odeszła ode mnie, a ja jeszcze raz próbowałam się podnieść.
Bartek złapał mnie za plecy i pomógł usiąść.
- Ja ją zawiozę. – zaproponował, kiedy brał moje wszystkie papiery i torbę.
- Dobrze, tylko ostrożnie. – poszliśmy do szafki, Bartek pomógł mi się
ubrać po czym pielęgniarka odprowadziła nas na parking. Zapakowaliśmy
się do mojego samochodu i ruszyliśmy.
- Jak się czujesz? Bardzo boli ?
- Da się znieść chociaż nie jest to miłe uczucie. Dzięki, że ze mną
jedziesz. – obróciłam głowę w jego stronę. Uśmiechnęłam się i zamknęłam
oczy, chciałam aby ból minął albo choć trochę zelżał. - Co się w ogóle
stało ? Wiem, że dostałam czymś twardym.
- Graliśmy w piłkę i jeden z chłopaków za mocno przyłożył. Krzyczałem w twoją stronę, ale byłaś tak zamyślona, że nie usłyszałaś i zanim zdążyłem
podbiec dostałaś piłką. Zemdlałaś i zaniosłem cię do pielęgniarki.
Byłaś nieprzytomna jakieś piętnaście minut. – patrzył przed siebie,
miałam wrażenie, że droga ciągnie się w nieskończoność.
- Jesteś kochany. – nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć, ból
rozchodził się po całym moim ciele. Po chwili byliśmy już w szpitalu, od
razu wzięli mnie na wózek i zawieźli do pracowni. Na zdjęcie nie trzeba
było długo czekać, okazało się, że to nic poważnego, będzie tylko duży
siniak. Dostałam tabletki i jakby ból dłużej się utrzymywał i był coraz
intensywniejszy to miałam się zgłosić do lekarza.
- Zabiorę cię do domu – objął mnie ramieniem i prowadził do samochodu. Byłam strasznie zmęczona, jedyne o czym marzyłam to, by położyć się w swoim łóżku.
Bartek odprowadził mnie pod drzwi.
- Wejdź ze mną. – trzymałam go za rękę, nie chciałam by już sobie poszedł.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie chcę cię narażać na niepotrzebne
zgrzyty, masz już dosyć wrażeń na dzisiaj. – głaskał mnie po włosach, później zeszedł na ramiona.
- Proszę. Chodź. – patrzyłam na niego maślanymi oczami, swoimi dwiema dłońmi trzymałam jego rękę. Nie chciałam być sama, przede wszystkim nie chciałam się z nim rozstawać.
- Na twoją odpowiedzialność. – weszliśmy do domu i zaczęliśmy ściągać
kurtki i buty, po czym przeszliśmy do kuchni. Była już 16 a od rana nic
nie jadłam. Zgrzałam nam spaghetti i nałożyłam na talerze.
- Weźmiesz? Pójdziemy do mojego pokoju. – spojrzałam na Bartka, który był oparty o blat i rozglądał się po domu.
- Ładnie tu – wziął talerze i podążył za mną po schodach, po chwili byliśmy w moim pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz