Pogoda była bardzo przyjemna. Po 30 minutach byłam już przed domem. Nie
mogłam uwierzyć, że on należał do nas. Weszłam do środka i od razu
poczułam niebiańskie zapachy. W kuchni Irenka już czekała z obiadem.
- Dzień dobry. Rozbierz się i zawołaj braci na obiad, są na górze. – uśmiechnęła się do mnie miło.
- Cześć. Co tam dzisiaj dobrego przygotowałaś?- byłam bardzo ciekawa co było na obiad a zapachy podrażniały moje zmysły. Zrobiłam się strasznie głodna.
- Zupa pomidorowa i pulpety w sosie grzybowym. Już po braci idź. – zagroziła mi łyżką.
- Idę, idę. – dałam jej buziaka w policzek i poleciałam na górę. -
Maciek, Marcin na obiad! Bo Irena łyżką grozi. – zaśmiałam się.
Odłożyłam buty na miejsce, ściągnęłam marynarkę, związałam włosy w kucyk
i zeszłam pospiesznie na dół.
- Dzieciaki jak zjecie to naczynia do zmywarki i do nauki. Obiad jak
wystygnie to Gosia włożysz do lodówki i jutro odgrzejecie. Ja będę
pojutrze.- Irena dała nam wszelkie wskazówki. Była dla nas jak druga mama.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam jeść obiad. Gdy Irena wyszła to zaczęłam rozmowę z braćmi - Może w weekend zrobimy małą parapetówkę? Nie mówię o jakiejś wielkiej
imprezie, ale najbliżsi przyjaciele. Posiedzimy, pogramy. Co wy na to ? – zwróciłam się do chłopaków. To było pytanie retoryczne ponieważ oni nigdy nie odmawiali imprez i bawienia się.
- Dobry pomysł. Rodzice wyjeżdżają, ale tradycyjnie trzeba ich się
spytać. Ale ja jestem za, a ty Maciek? – ucieszył się z mojego pomysłu
Marcin, który chciał poznać zdanie Maćka.
- A czy ja kiedyś odmówiłem imprezy ? – zaśmiał się Maciek.
- No to wszystko gra. Ja chcę zaprosić Aśkę no i Filipa. – powiedziałam do chłopaków przedstawiając swoich gości. Nie potrzebowałam zapraszać więcej swoich znajomych.
- Łukasz i Kuba to moi goście. – oświadczył Maciek.
- Ja zaprosiłbym Kasię, Daniela i Konrada. No i mamy 10 osób.
Wystarczająco jak na parapetówkę. Jak rodzice wrócą to z nimi pogadamy. –
powiedział najstarszy brat i dokańczaliśmy obiad a gdy zjedliśmy i każdy poszedł do siebie. Przebrałam się w dresy i zasiadłam
do biurka by odrobić lekcje. Szybko mi poszło i dalej siedziałam na
parapecie otoczona poduszkami i zatopiłam się w książce.
Po jakimś czasie ktoś zapukał do pokoju.
- Gośka, rodzice są. Chodź pogadamy – wpadł Maciek prawie jak popażony i już go nie widziałam ponieważ od razu poszedł.
- Już idę.
Zeszliśmy całą trójką na dół i usiedliśmy przy stole.
- No to czego chcecie? – zapytał tata uśmiechając się do nas, znał nas bardzo dobrze i nie dalo się ukryć, że mieliśmy interes do rodziców.
- Zjeść z wami kolację. – odpowiedziałam śmiejąc się, to była tylko zasłona dymna.
- To miło z waszej strony a tak naprawdę? Znam was.- zwrócił się do Nas tato ewidentnie oczekując szerszego wyjaśnienia.
- Parapetówkę na 10 osób razem z nami. W piątek i na naszym piętrze.- odpowiedział Marcin.
- Alkohol? – zapytała się mama.
- Wszyscy pełnoletni. Alkohol w bezpiecznych ilościach. Bez wymiotowania
ani stracenia filmu.- powiedział Marcin. Jego rozmowy z rodzicami
przypominały wokandę sądową i to zawsze on negocjował z rodzicami.
Chociaż to żadne negocjacje tylko prośba ale i tak każdy wiedział jaki
będzie wyrok.
- Macie zgodę. – powiedzieli rodzice.
Zjedliśmy kolację a potem każdy udał się do siebie.
Cieszyłam się. Ten dzień zaliczyłam do udanych. Było już późno więc
poszłam pod prysznic. Myjąc się czułam moje ramię, wiedziałam, że będzie
siniak. Po zrobieniu wszystkich higienicznych czynności zaplotłam włosy
w warkocz i położyłam się do łóżka. Szybko usnęłam
Irena przypomina moją babcię. Mam dwadzieścia jeden lat, mój kuzyn 21, a brat 18, a ona zawsze musi powiedzieć po obiedzie, że naczynia mamy wszyscy włożyć do zmywarki. Dzień w dzień... jakby dało się o tym zapomnieć. xD
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie to proszenie rodziców o pozwolenie na imprezę. A myślałam, że to tylko my z bratem tak mamy... ;)