Mama oczywiście nie była zachwycona moim
pomysłem wyjazdu do babci. Kiedy już widziała, że na pewno nie odpuszczę,
postawiła mi jeden warunek, że pojedzie ze mną, na co oczywiście nie chciałam
się zgodzić i naprawdę zawzięcie się o to kłóciłyśmy. Musiałam jej obiecać, że
nie jadę tam rozmawiać o moim ojcu i nie wyjawię babci prawdy. Obiecałam jej
także, że nie powiem nic, co mogłoby zwrócić się przeciwko niej. Chciałam
naprawić swoją relację z babcią i taką też wersję przedstawiłam mamie, a to, że
delikatnie chciałam naprowadzić starszą kobietę, by sama zaczęła mówić o
przeszłości mojej mamy, zachowałam dla siebie. I wcale nie okłamałam mamy. Nie
zamierzałam pytać, chciałam, by to samo wyszło od babci.
Już z samego rana w poniedziałek udałam
się na dworzec i wyruszyłam w dwugodzinną podróż. Stresowałam sie jak jasna
cholera, a w drodze poobgryzałam wszystkie paznokcie, czego na co dzień w ogóle
nie robiłam. Trzęsłam się jak galareta, a bicie mojego serca wołało do mnie o
opanowanie, bo istniało niebezpieczeństwo, że w wieku dziewiętnastu lat dostanę
zawału.
Na miejscu przywitały mnie pola, lasy i
jednorodzinne domki owiane śniegiem. Musiałam przyznać, że środek zimy w tamtym
zakątku kraju, wyglądał magicznie. Czułam się jakbym zmieniła czasoprzestrzeń.
Nie było tu wielkich skrzyżowań, masy ludzi, którzy tworzyli tłok, ale za co,
była cisza, spokój i mroźne, ale świeże powietrze. Kiedy opuściłam autobus, już
z daleka rzuciła mi się w oczy pochylona kobieta, która była tak osłonięta ze
wszystkich stron, że ledwie było jej twarz widać. W przypływie adrenaliny
podbiegłam do niej i przytuliłam się do jej zimnego ciała.
- Cześć - ledwie wychrypiałam przez
otaczającą nas minusową temperaturę.
- Moja wnusia - babcia delikatnie mnie
gładziła po plecach, ramionach, jakby chciała sprawdzić, czy to naprawdę byłam
ja i czy to działo się naprawdę. Jej mocny uścisk tylko pokazał mi jak silne
było jej uczucie wobec mnie. Wiedziałam, że w dwa dni nie nadrobimy straconych
lat, ale nigdy nie było za późno na zmiany.
Do domu babci nie było daleko, więc
pieszo przeszłyśmy przez wioskę, a w międzyczasie to głównie ja mówiłam.
Opowiadałam babci o studniówce, obiecałam jej także, że pokażę jej zdjęcia,
które ze sobą wzięłam, później opowiadałam jej o przygotowaniach do matury, o
tym, że zajęłam drugie miejsce w konkursie fotograficznym. Babcia z wielką
uwagą mnie słuchała i miałam nawet wrażenie, że chłonęła moje słowa jak gąbka.
Na miejscu babcia poczęstowała mnie
rosołem, później wspólnie napaliłyśmy w piecu i usiadłyśmy przed kominkiem
opatulone kocem z gorącą herbatą z malinami.
- Ktoś ci na co dzień pomaga z drewnem?
- domyślałam się, że musiało być jej ciężko samej i to szczególnie o tej porze
roku, gdzie trudniej było ogrzać dom. W ogóle teraz dopiero zdałam sobie
sprawę, że nie miał jej kto pomóc w pieleniu ogródka, koszeniu trawy, czy nawet
w noszeniu zakupów ze sklepu, który był około kilometr od domu.
- Pan Staszek z domu obok mi pomaga, a
to drewno porąbie, piec wyczyści. Dobry z niego facet - słuchając babci trochę mi ulżyło, że był ktoś,
na kogo mogła liczyć. Teraz za punkt honoru postawiłam sobie, żeby przynajmniej
raz na miesiąc przyjeżdżać do babci i jej pomagać.
- To dobrze, że masz kogoś takiego -
było mi wstyd za siebie i za mamę. Pewnie ten cały pan Staszek miał nas za
niezłe paniusie, które zapomniały o starszej kobiecie. Zakodowałam sobie w
głowie, żeby przy najbliższej okazji, podziękować mu za opiekę jaką otaczał
babcią.
- On też jest sam, jego żona zmarła trzy
lata temu. Mieszka tu z córką i zięciem, który dogląda gospodarstwa, on też
czasem tu zajrzy i naprawi a to zlew, a to szambem się zajmie - byłam pod wrażeniem
sieci wsparcia, która tam panowała. Nawet przyszło mi do głowy, że może babcia
z panem Staszkiem nie była tylko w relacjach sąsiedzkich.
- Fajnie tu macie, każdy każdemu pomoże,
a nie to, co w wielkich mieście, gdzie każdy tylko patrzy na siebie - nigdy
różnice pomiędzy wsią a miastem nie były dla mnie tak widoczne jak w tamtym
momencie. Nawet wydawało mi się, że w przyszłości chciałabym mieszkać na
spokojnej wsi i np. mieć własną stadninę koni.
- Ale w mieście na pewno jest łatwiej,
nie musisz się tak wszystkim martwić jak tutaj, chociaż przez tyle lat człowiek
zdążył się już przyzwyczaić - nie wyobrażałam sobie babci w innym miejscu, bo
tam każda ściana idealnie do niej pasowała. Mimo, że nie był to mój styl, to
wszystko tworzyło przyjemną całość. Babcia miała masę zdjęć na komodach, swoje
stare kryształy, zabytkowe meble, stolik. - Cieszę się, że przyjechałaś -
babcia złapała mnie za dłoń i mocno ją ścisnęła. Gdy spojrzałam na jej dłoń, to
z każdą zmarszczką widziałam straconą chwilę, każdy dzień, który spędziłyśmy z
dala od siebie.
- Ja też i teraz obiecuję, że będę
częściej cię odwiedzać, oczywiście, jeśli chcesz.
- Kochanie ten dom jest zawsze dla
ciebie otwarty - babcia wzięła mnie mocno w objęcia i czułam na swoim policzku
jej łzy. Jeżeli myślałam, że przyjazd tam kosztował mnie wiele emocji, to byłam
w wielkim błędzie. Babcia zdecydowanie intensywniej przeżywała to ode mnie.
- Myślisz, że uda nam się nadrobić te
wszystkie lata? - niepewność w moim głosie była nazbyt dominująca by ją
przeoczyć. Bałam się, że żadne starania nie sprawią, że będę najlepszą wnuczką
na świecie.
- Jeżeli tylko będziemy chciały.- babcia
odsunęła sie ode mnie i teraz siedziałyśmy obok siebie, wpatrując się w płomienie
ognia. Czułam, że przyszła chwila, żeby porozmawiać o tym, co nas rozdzieliło. -
Przykro mi, że moje nieporozumienia z twoją mamą przełożyły się na naszą
relację. Nie powinno tak być... Może gdybym nie była tak zawzięta.
- Wina zawsze leży po obu stronach.
- Tak, tylko ja jej nigdy nie wybaczę
tego, że pozbawiła cię ojca... Twoja mama uwielbiała twojego dziadka, była jego
oczkiem w głowie, a on był dla niej autorytetem i to w każdym calu. On był dla
niej najważniejszym człowiekiem na ziemi i na myśl, że zabrała ci możliwość...
że przez własną głupotę... - gdy spojrzałam na babcię, zobaczyłam, że łzy rzewnie
płynęły jej po twarzy. Mimo, że minęło od tamtego momentu ponad dziewiętnaście
lat, nadal miała żal do mojej mamy i widziałam jak bardzo bolało ją to, że
córka tak poważnie ją zawiodła. Obserwowała jak mama wzrastała przy dziadku i
jakie wartości on w niej zaszczepiał i podejrzewałam, że tylko i wyłącznie z
miłości do mnie, wzbudzało w niej to aż tak negatywne uczucia.
- Nigdy nie próbowałyście tego naprawić?
- znałam swoją mamę chyba jak nikt inny i wiedziałam, że była zatwardziałą
kobietą, którą zazwyczaj gubiła duma. Pewnie w korelacji z charakterem babci,
każda próba porozumienia kończyła się fiaskiem, więc pewnie dlatego wszystko
wyglądało tak jak wyglądało.
- Tego nie da się naprawić. Twoja mama
za dużo szkód wyrządziła, nie tylko tobie, sobie, ale i mnie. - babcia uciekła
wzrokiem na zdjęcia, które znajdywały się na komodzie. Nigdy dokładnie im się nie przyglądałam, ale teraz mój wzrok
powędrował w kierunku zdjęcia, któremu babcia poświęcała swoją uwagę.
- To twoja siostra?- na zdjęciu
znajdywały się dwie kobiety, były młode, uśmiechnięte, widać było, że łączyła
je zażyła relacja i kiedyś mama opowiadała mi, że babcia miała siostrę, ale
zmarła jak miała 15 lat.
- Nie, Marzenka zmarła dawno temu i nie
mamy żadnego wspólnego zdjęcia. Ta kobieta to Helenka Urbaniak, moja
przyjaciółka. Razem się wychowywałyśmy, przez tyle lat byłyśmy tak sobie
bliskie, jak siostry. Nigdy, przez tyle lat nie pokłóciłyśmy się - powoli
zaczynałam wszystko rozumieć. Na zdjęciu była moja druga babcia. Tak dziwnie
było patrzeć na osobę, która była mi tak bliska, a jednocześnie tak daleka.
Wstałam z kanapy i podeszłam do komody i wziąwszy ramkę w ręce, potarłam palcem
o twarz kobiety. Moja babcia. Moje dwie babcie na jednym zdjęciu, z trudem
tłumiłam łzy, które napływały mi do oczu.
- Mama opowiadała mi... - znałam część
tej historii z tym, że znałam jej tylko jedną stronę. Z babci perspektywy
brzmiało to tak okropnie, boleśnie, że patrząc na to jak bardzo cierpiała i to
po dziewiętnastu latach, już wiedziałam, że to nie mnie mama wyrządziła
największą krzywdę. Kiedy babcia kontynuowała swoją wypowiedź, przeniosłam na
nią wzrok.
- Dopiero Agnieszka sprawiła... Helenka,
tak samo jak każda matka, nie chciała by jej dziecko cierpiało. Była rozżalona,
miała głównie żal do Agnieszki a potem przełożyło się to na nasze relacje. Nie
potrafiłyśmy rozmawiać ze sobą tak jak dawniej. Zrodziła się przepaść między
nami. - babcia wyciągnęła rękę po zdjęcie i kiedy podałam jej fotografię,
usiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Przecież minęło tyle lat, nigdy już
nie naprawiłyście tej przyjaźni? - ciężko było mi sobie wyobrazić, że jedno
kłamstwo zniszczyło życie tylu osobom.
- Tego nie dało się już naprawić.
Grzegorz nie chciał tu przyjeżdżać by nigdy nie spotkać twojej mamy, a Helenka
cierpiała. Rozluźnił jej się kontakt z synem i obwiniała o to całą naszą
rodzinę. Nie pomogło nawet to, że Agnieszka się wyprowadziła. Wszyscy we wsi o
tym mówili, mnie wytykali palcami, że mam córkę dziwkę, a Helence współczuli -
babci szloch jeszcze bardziej się pogłębił i nie mogłam uwierzyć, że każdy
interesował się życiem innej osoby. Podejrzewałam, że gdyby ludzie zostawili to
wszystko w spokoju, może moja babcia miałaby przyjaciółkę, a tak to oni
pogłębiali ich konflikt.
- A teraz? Przecież ludzie pewnie już o
tym zapomnieli, nawet kilka lat po tym co się stało.
- Tylko, że jej już tu nie ma. Cztery
lata po tym jak twoja matka puściła się na dyskotece, Grzesiek wziął ślub, a Helenka była tak bardzo szczęśliwa. Ludzie
mówili, że trafił na wspaniałą dziewczynę i znowu wspominali to, co zrobiła
twoja matka. Po tylu latach przyzwyczaiłam się do tego, że byłam tak
traktowana. Twój dziadek dawał mi wsparcie i trzymał mnie w garści. Później na świat przyszedł pierwszy
wnuk Helenki i Grzesiu wziął ją do siebie i trzynaście lat temu wyjechała do
Szwajcarii. Od tamtej pory już nigdy jej nie widziałam. Sprzedała swój dom i
pojechała, by być ze swoją prawdziwą rodziną.
- w babci słowach było tak wiele emocji i byłam w szoku, że w tym przypadku
czas nie zaleczył żadnych ran. Tak bardzo chciałam jej pomóc, ale nie mogłam
nic zrobić. Nie mogłam cofnąć czasu i sprawić, że moja matka nie popełniła
największego błędu w swoim życiu. Nie rozumiałam jak mogła być tak nieczuła, że
patrząc na swoją matkę, na jej cierpienie, nie powiedziała prawdy. Wyrządziła
tyle krzywd i chyba świadomość, że to wszystko czym uraczyła tylu ludzi było
kłamstwem, napawała mnie nienawiścią do niej. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie
znajdywałam słów by pocieszyć starszą kobietę, bo jedynie powrót jej dawnej przyjaciółki mógłby
cokolwiek naprawić, chociaż pewnych ran nie dało się już zaleczyć. Mocno
przytuliłam do siebie babcię i obie płakałyśmy sobie w ramiona. Obu nam było
ciężko i obie nie mogłyśmy sobie pomóc, ale mogłyśmy się wspierać, to jedyne co
dla siebie mogłyśmy zrobić.
- Koniec tych szlochów - po niedługim
czasie, babcia wyswobodziła się z moich ramion i ocierając łzy z twarzy ruszyła
do kuchni. Przez ten czas udałam się do toalety, gdzie napisałam sms do Przemka
"Grzegorz Urbaniak. Poszukaj, może uda
ci się coś znaleźć". Nie cieszyło mnie to, że znałam to nazwisko,
wszystko przytłoczyły babci uczucia i to jak ona zmagała się z tym, co stało
się prawie dwadzieścia lat temu. Zanim jeszcze dołączyłam do babci, dostałam
odpowiedź od przyjaciela "Jak
rozmowa?". Czułam, że się martwił i chciał wiedzieć więcej, ale
musiałam wracać do babci, więc jeszcze szybko zdążyłam mu tylko napisać "Ciężko. Staram się jakoś trzymać. Odezwę się
później".
Kiedy dołączyłam do babci, siedziała w
salonie a na talerzach miałyśmy po przeogromnym kawałku szarlotki z lodami i
czekoladą. Uśmiechnęłam się na ten widok i zajęłam miejsce obok kobiety.
- Nie wiem czy dam radę to zjeść -
wzięłam do ręki swoją porcję i po uraczeniu się pierwszym kęsem czułam się jak
w niebie.
- Upiekłam dwie blachy, a ty tu jesteś
dwa dni, w sam raz - figlarny uśmiech na twarzy babci był bardzo miłym widokiem dla oka. Czułam, że jak
na ten dzień wyczerpałyśmy limit płaczu i poważnych rozmów.
- Dwie blachy? Jeśli pozwolisz, wezmę
kawałek dla przyjaciela - dwie blachy to było czyste szaleństwo, ale w sumie
mogłam na śniadanie, obiad i kolację jeść szarlotkę, bo naprawdę była pyszna.
Chciałam też wziąć kawałek dla Przemka, bo chłopak zawsze narzekał, że
szarlotki są niedobre i tak dalej, a ja chciałam mu udowodnić, że jego generalizacja
była błędna.
- Oczywiście, a co to za przyjaciel? -
cieszyłam się, że schodziłyśmy na bardziej luźny, bezpieczny grunt, chociaż
skupienie całej uwagi na mojej osobie, trochę mnie krępowało.
- Ma na imię Przemek i jest dobrym
chłopakiem, naprawdę takim normalnym. Mówimy do siebie brat, siostra i nawet
tak się traktujemy. Często nocuję u niego, a on u mnie. I naprawdę jesteśmy
tylko przyjaciółmi - nie potrafiłam przestać się uśmiechać jak mówiłam o
Przemku i nawet trochę zaczynałam za nim tęsknić.
- A twój chłopak, jak on miał na imię? -
widziałam lekką konsternację na twarzy babci i chyba trochę myliły się jej
imiona Paweł-Przemek.
- Paweł. Nie jesteśmy już razem jakieś
dwa miesiące - pomimo upływu czasu nie przychodziło mi łatwo mówienie o
zakończeniu jedynego związku w moim życiu. Paweł był moim pierwszym chłopakiem,
moją pierwszą miłością i o ile nie zdarzało mi się wątpić w słuszność decyzji,
którą podjęłam, to zaczynałam się zastanawiać czy zerwanie całkowitego kontaktu
było dobrym wyjściem. Tęskniłam za nim, czasem śnił mi się w nocy i pomimo
wszystkich jego wad, widziałam w nim też masę zalet.
- Przykro mi kochanie, może da się
jeszcze coś z tym zrobić? - babcia ścisnęła moją dłoń i tak pokrzepiająco mnie
po niej dotykała, że zaczynałam przyzwyczajać się do jej troski i tego, jak
ciepło mnie traktowała.
- To by się nie udało, ja go kochałam,
ale to... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Po prostu chodzi o to, że jak przez
całe życie, żyjesz bez czegoś, powiedzmy bez cukru i nagle, jak pierwszy raz w
życiu tego spróbujesz i ci posmakuje, to nie chcesz tego rzucać. Może to było
głupie porównanie...
- Nie, wiem o co ci chodzi.
- Nigdy nie znałam tego uczucia,
zainteresowania ze strony mężczyzny, nie miałam silnego ramienia, poczucia
bezpieczeństwa i Paweł po prostu mi to dał. Niedawno uzmysłowiłam sobie, że
szukałam u niego nie partnerstwa, ale właśnie opieki, tego wszystkiego co daje
tata. Ale on był wybuchowy i kiedy zdarzało mu się na mnie krzyczeć, winił mnie
o wszystkie moje kłótnie z mamą, widział błędy tylko po mojej stronie,
stwierdziłam, że nie chcę tak żyć. Przemek dał mi dużo siły i wspiera mnie,
pomaga, szukamy razem rozwiązań, on mnie wysłuchuje i kiedy robię coś źle, to
mi to powie, a nie zostawia mnie z tym samą. Każdy popełnia błędy i wytykanie
ich chyba nie ma sensu, a Paweł tak robił - po cichu zastanawiałam się czy to
na pewno była miłość, a może zwykłe zauroczenie? Zachłysnęłam się tym, czego mi
brakowało i nie zwróciłam uwagi na jakość tych uczuć. Było mi wygodnie, a gdy
sielanka się skończyła, oboje nie potrafiliśmy się dogadać. Sama nie wiedziałam
co tak naprawdę czułam i na ile silne było to uczucie. Niemniej jednak, byłam
przekonana, że dobrze zrobiłam, może w przyszłości będę tego żałować, ale w
tamtej chwili czułam się z tym dobrze.
Hej! Wiem, że zdecydowanie za długo czekaliście na tego posta, ale miałam strasznie ciężki tydzień na uczelni, a mój czas wolny pochłaniały teksty, przygotowując mnie do pisania pracy magisterskiej. Niestety teraz będę miała coraz to mniej wolnego czasu- zbliża się sesja, ale mam nadzieję, że jak zwykle sobie ze wszystkim dam radę :) Co do mojej choroby, to nadal jestem przeziębiona - już 3 tydzień i czasem się zastanawiam czy to nie jest wina chronicznego zmęczenia?
Przede mną weekend w domu w którym nie byłam od 6 tygodni, więc jest szansa na odpoczynek :)
A moze to cos alergicznego? Ja meczylam sie pol roku, bo myslalam ze to katar.. dopiero laryngolog mnie wyleczyl i jest idealnie :) a co do opowiadania.. cudownie sie czyta takie teksty. Sa takie zyciowe, historie poruszajace, ze nie ma sie ochoty przestac czytac. Czekam na wiecej :) zycze ci sukcesow i udanego wypoczynku w domu :) buziaki meggi
OdpowiedzUsuńZmęczenie na pewno nie pomaga, organizm aby skutecznie się zregenerować potrzebuje szczególnie odpoczynku. Ale wiem, że tak się nie da, bo sama tez męczę się z anginą jednocześnie edukując się ;c Ale jakoś damy radę :)
OdpowiedzUsuń/ Ingrid
Witaj!!!. Paulina, wiesz naprawdę to jest bardzo fajne opowiadanie. Po przeczytaniu kolejnej części ma się niedosyt i chciało by się jeszcze czytać. Życzę powrotu do zdrowia!!!. Może ten katar to jest alergia na pyłki, lub kocią sierść. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńWypocznij dobrze i wracaj do nas <3
OdpowiedzUsuńHej paulinko! Zaczęłam czytać 4 dnittemu i przeczytałam wszystko co do tej pory napisałaś. Szczerze? Jestem zachwycona. Przy twoich opowiadaniach śmiałam się, plakalam, przeżywałam skrajne emocje. Dużo wniosły też w moje życie a szczególnie w relacje z przyjaciółką. Sama piszę, ale jakoś nie mam odwagi tego publikować chociaż bardzo bym chciała. Bardzo dziękuję Ci za każdy rozdział, każde zdanie, każde słowo które napisałaś. Dzięki, że jesteś. :* /Nika
OdpowiedzUsuń