piątek, 7 listopada 2014

The experience cz 186

Po pełnym stresującym 1 listopada, pozostał tylko lekki niesmak i myśl, że wreszcie ten dzień się zakończył. Wczoraj uwierzyłam, że nieszczęścia chodzą parami. Natomiast nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Plus tej całej sytuacji? To, że Kamil był ze mną. Z nim te zmartwienia i problemy wydawały się być nie ważne, jakby naprawdę były małoistotne.
Jak co rano, wstałam do szkoły, zjadłam śniadanie i zawieziona przez tatę znalazłam się w szkole. Już na początku, na matematyce spotkała nas „niespodzianka” w postaci kartkówki. Oczywiście, że się nie uczyłam, bo nie miałam kiedy, ale na szczęście ucząc się niedawno z Piotrkiem, przerobiliśmy ten materiał i spokojnie umiałam rozwiązać zadania. Gdyby nie on, to bym poległa. Kolejny raz sprawił, że czułam się bezpiecznie. Nawet w tak błahej sytuacji.
Później poszłam na geografię, język polski i biologię. Przed angielskim zaczął dzwonić mi telefon, a na wyświetlaczu widniało imię Kamila. Odrobinę byłam zaskoczona tym telefonem, bo zawsze dostawałam od chłopaka smsy, ale i tak wywołało to uśmiech na mojej twarzy.
- Cześć – miło, pełna energii i szczęścia odezwałam się do słuchawki.
- Hej, nie przeszkadzam ci? – w głosie chłopaka wyczuwałam jakiś stres połączony z niepokojem. Może nie znałam go jakoś wybitnie długo, ale przeczuwałam problemy.
- Nie, akurat mam przerwę. Stało się coś? – odeszłam trochę na bok, by dobrze słyszeć Kamila. Z racji przerwy, na korytarzu panował niesamowity hałas. A oczywiście odchodząc na bok, musiałam natknąć się na Bartka, co starałam się zlekceważyć.
- O której kończysz lekcje? – Kamil nadal nie mówił o co chodziło, a ja nie wiedziałam co myśleć.
- O 14, powiesz mi co się dzieje? – to nie była zwyczajna rozmowa. Czułam, że coś musiało się za tym kryć i jego zachowanie, coraz bardziej mnie niepokoiło.
- Byłbym wdzięczny gdybyś zechciała mi pomóc. Dzisiaj wszystko idzie nie po mojej myśli – po tych słowach uświadomiłam sobie, że był smutny, a jednocześnie zdenerwowany i nie przekonany do proszenia mnie o pomoc.
- Kamil spokojnie, jasne, że ci pomogę, tylko powiedz co mogę zrobić – nie umiałam mu odmówić i nawet nie chciałam tego robić. To, że chciał poprosić mnie o pomoc, było dla mnie wyróżnieniem.
- Miałem odebrać Kacpra z przedszkola bo Natalia jest na szkoleniu, a jeden z kierowców w firmie miał wypadek i z dziadkiem musimy jechać na policję….
- Spokojnie, odbiorę go – rozumiałam w jak trudnej sytuacji znalazł się Kamil. Po Jego głosie wiedziałam, że miał wątpliwości, natomiast bardzo chciałam mu pomóc.
- Serio, mogłabyś? – chłopak nie mógł uwierzyć w to, że tak od razu wyszłam z tą propozycją, co było dla mnie ogromnym szczęściem.
- Jasne, żaden problem. Tylko powiedz mi, oni tak normalnie bez niczego  mi go dają? – nigdy nie odbierałam dzieci z przedszkola, więc nie wiedziałam jak to się odbywało. Przecież obcej osobie by go nie wydali.
- Musisz wysłać mi swój nr dowodu osobistego  i na tej podstawie go odbierzesz. O 15 Kacper będzie czekał na Ciebie – fajnie było móc usłyszeć choć cień radości w jego głosie. Byłam szczęśliwa, że mogłam się do tego przyczynić. Lubiłam pomagać ludziom a odebranie Kacpra nie było niczym skomplikowanym.
- Ok, to na 15 będę. Kamil a tobie nic nie grozi? – martwiłam się o chłopaka i nie wiedziałam po co tak naprawdę jechał na policję.
- Skąd, musimy jechać z dokumentami i złożyć wyjaśnienia. Gosiu, ja muszę już kończyć, wyślij mi ten numer dowodu. A Kacpra odbiorę jak najszybciej będę mógł, dobrze? – ton głosu Kamila był już odrobinę spokojniejszy i mnie też to trochę uspokoiło. Nie wiem czemu, ale miałam poczucie, że coraz bardziej tworzyliśmy zgraną drużynę. Gdy jednemu coś się działo, zawsze drugie było w  pogotowiu.
- Jasne, tylko nie rób nic na wariackich papierach, dobrze? Załatw co masz załatwić, a nami się nie przejmuj – zależało mi na tym, by Kamil nie robił niczego jak poparzony. Wiedziałam, że dam sobie radę z Kacprem,  nie chciałam by jeszcze się nami martwił. Miał poważniejsze rzeczy na głowie.
- Dziękuję, jesteś kochana. Pa – na te słowa poczułam jak się czerwieniłam. To niby ja mu pomagałam, a tak naprawdę to on wyświadczył mi przysługę. Mogłam się zrewanżować za dwa miesiące pomagania mojej osobie i za to jakim ciepłem mnie obdarzał. Warto było tyle przejść, by poczuć, że ktoś uznał mnie za kochaną osobę.
Zaraz po tym telefonie wykonałam kolejny do Marcina. Dzisiaj była środa i była również próba do poloneza, która miała zacząć się o 15:30. Tak, więc nie miałam zbyt dużo czasu od odebrania Kacpra z przedszkola i na dodatek jeszcze ta próba…
- Halo? – usłyszałam głos brata w słuchawce. Już nie miałam czasu na wyjaśnienia i zbędne rozmowy gdyż kątem oka zauważyłam, że już jakiś czas temu nauczycielka weszła do klasy.
- Przyjedziesz po mnie do szkoły? Tak na 14? Bardzo cię proszę, to ważne – jak najszybciej chciałam mu przekazać to, co najistotniejsze.
- Tak 10 po mogę być, a coś się stało? – brat trochę mozolnie mi odpowiedział a ja już czułam, że nie miałam sposobności by mu to tłumaczyć.
- To bądź jak najszybciej będziesz mógł, później ci wszystko wyjaśnię. A, i nic nie planuj na popołudnie, a teraz musze kończyć, pa – szybko rozłączyłam się z Marcinem i chowając telefon do torebki, weszłam do klasy. Byłam spóźniona może z 5 minut, a nauczycielka patrzyła na mnie, jakbym co najmniej weszła w połowie lekcji.
- A panienka zegarka nie ma? – kobieta ostrym tonem zwróciła się do mnie zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć.
- Przepraszam za spóźnienie – ze spokojem zatrzymałam się i spojrzałam na nią. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam to, wyrzuty z jej strony.
- A czas na rozmowy telefoniczne to Pani ma? – ku mojemu zaskoczeniu, moja rozmówczyni wstała od biurka i przystanęła naprzeciwko mnie. Już wiedziałam skąd to nagłe zdenerwowanie i co ją tak poirytowało. Poczułam przypływ złości i chęć bronienia się.
- Z tego co wiem, to przysługuje kwadrans uczniowski – ameryki nie odkryłam, zawsze nauczyciel bądź uczeń mógł spóźnić się maksymalnie piętnaście minut. Ja miałam tylko pięć, więc nie rozumiałam tych chorych wyrzutów. W normalnej sytuacji zamknęłabym się i przestała odzywać, ale tamtego dnia, jakoś nie mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie i o dziwo, byłam dumna z siebie.
- Ale to ode mnie zależy, czy zostaniesz na tej lekcji czy nie – trochę nie rozumiałam tej przepychanki. Czułam, że chodziło jej o to, by mnie poniżyć, tylko co by jej to dało? Wzięłam głęboki oddech i lekko uśmiechnęłam się do niej.
- Już nie – zawróciłam i wyszłam z klasy. Musiałam postawić na swoim i pokazać jej, że nie pozwalałam sobą pomiatać. Już nie byłam tą słabą Gosią, budowałam swoją siłę i o wiele lepiej się z tym czułam. Oczywiście, że przewidywałam kłopoty, ale nie były mi one straszne. Jedna nieusprawiedliwiona godzina nie była niczym strasznym.
- Gośka, zaczekaj – o dziwo, ku mojemu zaskoczeniu z klasy wyszedł za mną Bartek. On?! Krzyczałam w duszy, bo nie wiedziałam czego on ode mnie chciał. – Wróć tam – chłopak dogonił mnie i zastawił mi drogę. Nie rozumiałam jaki miał w tym interes, przecież jeszcze nie dawno poniżał mnie i obrażał.
- Tobie nic do tego. Nagle zacząłeś się o mnie martwić? – założyłam ręce na piersi i z wyższością spojrzałam na niego. Ciągle w pamięci miałam jego ostatnie słowa, że łatwo mnie kupić, że szybko się pocieszyłam…
- Ona powiedziała, że jak za pięć minut nie wrócisz, to już nigdy masz się nie pojawić na jej lekcji – to, co powiedział nie zaskoczyło mnie zbytnio, chociaż nie powiem, w mojej głowie pojawił się mały strach. Szybko analizowałam zaistniałą sytuację, gdybym wróciła, pokazałbym wszystkim, że przyznałam się do błędu i każdy uważałby mnie za tchórza.
- Możesz wrócić i powiedzieć jej, że wyświadczyła mi przysługę – szybko zawróciłam i szłam w wcześniejszym kierunku. Nie zamierzałam wracać na lekcję, a w głowie miałam inny plan.
- Gośka zastanów się, narobisz sobie tylko kłopotów – Bartek nie rezygnował, walczył o mnie tak, jak kiedyś ja o niego. Zastanawiałam się dlaczego to on za mną wyszedł a nie np. Martyna, to ona była moją przyjaciółką, a on wrogiem.
- Może, ale to będą tylko i wyłącznie moje problemy. – ponownie odwróciłam się twarzą do niego i cały czas pewna siebie toczyłam z nim rozmowę.
- Tu nie chodzi o mnie, o nas,  ale o ciebie. Schowaj tą całą złość na mnie i wróć tam, zrób to dla siebie – chłopak niecierpliwił się trochę, tylko, że nie zamierzałam rezygnować. Już podjęłam decyzję.
- Właśnie to robię, i chyba 5 minut już minęło, więc wracaj – starałam się go zlekceważyć, ale Bartek był twardym przeciwnikiem.
- To przeze mnie tak? Teraz unosisz się swoją dumą – Bartek błędne interpretował moje zachowanie, jakby wszystko co robiłam, robiłam przeciwko niemu.
- Nie jesteś pępkiem świata i już wystarczająco wyraziłeś swoje zdanie o mnie, więc odczep się ode mnie ile razy mam jeszcze to powtórzyć? – zacięcie patrzyłam mu w oczy i już nie czułam bólu, tęsknoty, ale potworną złość i ostatecznie odeszłam od chłopaka i zniknęłam za zakrętem. Nie wiedziałam skąd we mnie było tyle siły i odwagi, ale czułam, że dobrze robiłam. Moim zamiarem było dopiec tej nauczycielce i pokazać jej, że to ona popełniła błąd a nie ja. Rozważałam w głowie kilka scenariuszy, tylko żadnego do końca nie byłam pewna.
Tą lekcję przesiedziałam w bibliotece czytając spokojnie książkę, a zaraz po dzwonku udałam się pod klasę by iść na ostatnią lekcję, która miała odbyć się tego dnia. Bez stresu weszłam do sali i zajęłam swoje miejsce. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy po 10 minutach do środka wszedł dyrektor.
- Przepraszam, chciałbym prosić Małgorzatę Pilarz – ostrym tonem zwrócił się w stronę nauczycielki a ja wiedziałam co się święciło. Na pewno pani Skoczylas, od angielskiego, naskarżyła mu na mnie, co naprawdę było dla mnie śmieszne, ale cóż, i temu musiałam stawić czoła. – Zabierz proszę swoje rzeczy – po tych kolejnych słowach mężczyzny, zdałam sobie sprawę, że czekała nas dłuższa rozmowa. Zrobiłam to, co chciał i wraz z nim wyszłam z klasy. Milczałam, czekałam aż on sam zacznie rozmowę, ale ewidentnie najpierw chciał dotrzeć do swojego gabinetu. Po znalezieniu się w danym miejscu i zajęciu fotela, zaczęło się…
- Możesz mi wyjaśnić co miało miejsce na angielskim? – mężczyzna w ogóle nie kwapił się by być sympatyczny, albo chociaż uprzejmy. Miałam ochotę równie „uprzejmie” mu odpowiedzieć, ale czas było wziąć głęboki oddech i ze spokojem się bronić.
- Spóźniłam się pięć minut a pani Skoczylas zrobiła z tego wielką aferę, więc nie chcąc jej denerwować, po jej słowach, że to od niej zależy czy zostanę na lekcji, wyszłam – całkiem naturalnie zrelacjonowałam wydarzenie sprzed godziny, nie byłam zestresowana ani spięta.
- Podobno byłaś opryskliwa- miałam wrażenie, że on już i tak wszystko wiedział, a moje przesłuchanie było czysto formalne.
- Przeprosiłam za swoje zachowanie i powiedziałam, że istnieje kwadrans uczniowski, bo tak chyba jest, prawda? Czy to naprawdę jest akt opryskliwości? – ironizowałam i miałam dość tego przesłuchania. W ogóle ta cała sytuacja była beznadziejna i tak błaha, że szkoda było robić z tego takie zamieszanie.
- Z tego co wiem, to rozmawiałaś przez telefon i dlatego się spóźniłaś – na słowa dyrektora już brakowało mi sił i miałam dość tego czepiania się o wszystko. Zachowywali się tak, jakbym naprawdę zrobiła coś okropnie złego
- Tak, rozmawiałam, więc chyba musiałam mieć ważny powód. – traciłam cierpliwość i sympatię do tego człowieka. Wiedziałam, że ręka rękę myła…
- Gosia skąd u ciebie takie zachowanie? Przecież nigdy z tobą nie było problemów, a teraz jesteś taka strasznie zawzięta  – dyrektor trochę złagodniał, chociaż i tak miałam wrażenie, że to właśnie mnie obarczał całą winą, co ewidentnie mi się nie podobało.
- To ja nie rozumiem tej sytuacji. Nigdy na żadną lekcję się nie  spóźniałam, zrobiłam to pierwszy raz w życiu i od razu takie problemy? Może to był bardzo pilny telefon i musiałam go odebrać? Może faktycznie lepiej było przenieść się do innej szkoły – żałowałam, że tam zostałam, chociaż nie lubiłam uciekać od problemów. Absurdalność tej sytuacji była powalająca i szczerze miałam dosyć takiego traktowania.  
- Gosia nikt nie chce źle dla ciebie – nagle mężczyzna zaczął mnie bronić, udawać, że wszyscy mieli dobre intencje. Szkoda, że to były tylko pozory.
- Czyżby? Przecież już nigdy mam się nie pojawiać na lekcji pani Skoczylas i to mnie Pan obwinia o tą sytuację nie rozważając, że to właśnie ja mogę mieć rację. – denerwowałam się i broniłam jak tylko mogłam. Dyrektor zamilknął, a przy tym nie przestawał wpatrywać się we mnie. – No właśnie… Nie sądzi Pan, że to chore robić aferę o pięć minut spóźnienia? To, że jestem młodsza od Pani Skoczylas, nie daje jej przyzwolenia na poniżanie mnie przed całą klasą. – z dyrektorem mieliśmy inne kontakty, on zawsze darzył mnie sympatią, nie wiedziałam, czy to ze względu na mojego tatę, który pomagał szkole, czy może przez jego zaangażowanie w pracę, ale tylko dlatego byłam z nim tak szczera.
- Nikt cię nie poniża, a jeśli tak to odebrałaś to przepraszam – nie rozumiałam nagłej zmiany frontu i sympatii do mojej osoby. Nie chciałam dać się nabrać na jakieś sztuczne gierki.
- Niech mi Pan już da tą naganę, uwagę czy cokolwiek chce Pan dać, mogę już iść? – nie chciałam dłużej tam siedzieć i kontemplować na temat mojego zachowania.
- Gosia… - mężczyzna chciał coś dodać, ale nie pozwoliłam mu na to, to było zdecydowanie za dużo jak na mnie.
- Przepraszam – wyszłam z jego gabinetu i udałam się przed szkołę. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem bo inaczej bym zwariowała. Usiadłam na ławce i tak poczekałam do godziny 14, kiedy to zjawił się Marcin i wspólnie pojechaliśmy do przedszkola.
- Co ty taka zdenerwowana? – Marcin musiał zauważyć moje roztargnienie, chociaż starałam się niczego nie dać po sobie poznać.
- Ta szkoła mnie dobija, ale proszę nie pytaj o nic więcej – nie chciałam zajmować się tą sprawą, lecz zgonić ją na dalszy tor w mojej głowie, miałam ważniejsze rzeczy, które wymagały nieustannego rozważania. Musiałam Marcinowi wyjaśnić powód jazdy do przedszkola, ale najgorsze było to, że on nic nie wiedział o tym, iż Kamil miał dziecko. No cóż, było to trochę krępujące, ponieważ brat na początku był w szoku, zastanawiał się czy nie grałam zbyt odważnie pakując się w związek z mężczyzną, który już miał dziecko, ale nie lubiłam stygmatyzowania ludzi. Zresztą, jeszcze w nic z Kamilem nie wchodziłam i nie chciałam by Marcin zmieniał nastawienie tylko dlatego, że był Kacper. To nie była wielka przeszkoda, przecież takie sytuacje  po prostu się zdarzały.
Trochę zestresowana odbierałam Kacpra z przedszkola, mimo iż wiedziałam, że mały mnie polubił to przecież widział mnie tylko raz w życiu. Na całe szczęście malec ucieszył się kiedy mnie zobaczył, od razu pytał się gdzie jest tata i kiedy przyjedzie. Wszystko mu wytłumaczyłam i pospiesznie wróciliśmy do szkoły, gdzie miałam próbę do poloneza. Marcin był cudownym bratem i zdecydował się mi pomóc. Mnie zostawili pod szkołą, bym mogła iść na wspomnianą próbę, a sami pojechali do sklepu z zabawkami, by kupić jakąś grę byśmy mieli co robić po powrocie do domu.
Próba przebiegała całkiem normalnie, wszystko powoli ćwiczyliśmy, momentami było nawet zabawnie a z Mariuszem dobrze się bawiliśmy. Po jakiś 40 minutach pojawił się Marcin z Kacprem, którzy zajęli miejsce na ławce i przyglądali się naszym poczynaniom. Po zakończonej próbie, wspólnie pojechaliśmy do naszego domu. W drodze, Kacper nie przestawał opowiadać o tym co robił z Marcinem, tzn. jakie cudowne zabawki były w sklepie, co mu się najbardziej podobało itp. Widziałam, że Marcin polubił chłopczyka, który był fenomenalnym dzieckiem, bardzo otwartym i radosnym. Sama byłam w szoku, że tak szybko nam zaufał i nie bał się z nami być, ale mogliśmy się tylko cieszyć z tego.
W domu, całą naszą trójką układaliśmy klocki lego, które jak się dowiedziałam, były ulubioną zabawką chłopca. Ja sama poczułam się jak dziecko i fajnie było wrócić do dawnych lat, poczuć się beztrosko i tak infantylnie.
W międzyczasie wysyłałam smsy Kamilowi, że Kacper odebrany, że nie mamy z nim problemu, że jesteśmy w domu i tak dalej. Nie chciałam by dodatkowo martwił się o syna, bo przecież był w dobrych rękach i nic złego mu się nie działo.  
Kiedy poszliśmy zjeść kolację, czyli tosty, tata wrócił do domu. Widząc małe dziecko był naprawdę zaskoczony.
- Cześć, kto to? – od razu po wejściu do środka zwrócił się w moją i Marcina stronę. On tak samo jak Marcin, nic wcześniej nie wiedział o istnieniu malca.
- Chodź, porozmawiamy – wstałam od stołu i udałam się z tatą do jego gabinetu. Nie chciałam załatwiać tego przy Kacprze, jeszcze niepotrzebnie by coś usłyszał. Tata postąpił zgodnie z moimi słowami i zniknęliśmy za drzwiami pokoju.
- Możesz mi to wyjaśnić? – nie był zadowolony z widoku jaki zastał przed chwilą, a ja wiedziałam, że nie łatwo będzie mi zmienić jego nastawienie, bo pomimo, że był cudownym i wyrozumiałym ojcem, to miał pewne zasady i przekonania, z którymi nie łatwo było polemizować.
- Proszę cię, nie denerwuj się. To syn Kamila… - ucięłam swoją wypowiedź bo nie bardzo wiedziałam co więcej dodać. Widziałam zaskoczenie na jego twarzy i towarzyszące niedowierzanie.
- Gośka, czy ty wiesz w co się pakujesz? – tata nie pałał jakąś sympatią czy nawet nie starał się być miły. On jako ojciec chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze i cały czas starałam się o tym pamiętać, ale już na pewne sprawy nie miałam wpływu.
- Tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę i nie rozumiem skąd u ciebie taka diametralna zmiana. Przecież lubiłeś Kamila – chciałam mu przypomnieć, że jeszcze nie dawno był pod wrażeniem chłopaka i nie miał nic przeciwko temu, bym się z nim spotykała a na dodatek, sam mnie do tego namawiał.
- Nadal tak jest, ale pomyśl, zawsze będziesz na drugim miejscu, nigdy nie będziesz tą najważniejszą.  Myślę, że powinnaś znaleźć sobie normalnego chłopaka, powinnaś się bawić a nie niańczyć dziecko. Gosia, ty masz 19 lat a to znowu idzie w zbyt poważną stronę  – tato podszedł bliżej mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach. Nie umiałam być zła na niego, rozumiałam jego obawy i byłam ich świadoma. On robił to z troski o mnie, chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze, ale czułam, że los nie bez powodu postawił mnie w takiej sytuacji.
- Tato, spójrz na to inaczej. Gdyby stało się tak, że gdy byłam z Bartkiem, zaszłabym w ciążę i rozstałabym się z nim, to chciałbyś by jakiś chłopak odtrącił mnie tylko dlatego, że miałabym dziecko? Przecież każdy zasługuje na szczęście, a ja jestem niesamowicie szczęśliwa przy Kamilu, nawet zajmując się Kacprem  – postanowiłam odwrócić sytuację i pokazać mu, że nie było nic złego w tym, że Kamil miał dziecko. Jasne, że nie było to łatwe, ale chciałam się z tym zmierzyć, spróbować.
- Masz rację…Ja tylko… Po prostu chcę byś wreszcie zachowywała się jak dziewczyna w twoim wieku, a nie zajmowała się wychowywaniem czyjegoś dziecka, chciałbym żebyś skupiła się na sobie, a nie znowu podporządkowywała się komuś – pomimo, że były to ostre słowa, to czułam, że ktoś wobec mnie miał inne plany i postanowiłam je realizować.
- Nie martw się o to, dobrze? Nie robię nic wbrew sobie. – przytuliłam się do taty, chcąc pokazać mu, że nie miałam problemu z tym, że zajmowałam się Kacprem. Ta sytuacja była jednorazowa i nawet gdyby częściej się powtarzała, to nie przeszkadzałoby mi to. Polubiłam tego chłopczyka i wiedziałam jak bardzo ważny był dla Kamila, a tym samym ważny był i dla mnie. Bo gdyby on nie był szczęśliwy, to ja również.
Później z tatą wróciliśmy do chłopaków, ja dołączyłam się do układania klocków, a tata niby oglądał telewizję, ale widziałam, że co chwilę zerkał w naszym kierunku.



Około godziny 18 zjawił się Kamil, który miał ze sobą ogromny, piękny bukiet kwiatów, a w jego oczach widziałam lekkie przytłoczenie, jakby chciał mnie przeprosić, że tak długo to trwało.
- Hej, wchodź – uśmiechnęłam się do chłopaka i wpuściłam go do środka.
- Cześć. Najmocniej cię przepraszam, naprawdę nie wiedziałem, że aż tyle mi to zajmie – chłopak podał mi pęk róż i patrzył z oczami ala kot ze shreka.
- Możesz przestać? – zganiłam chłopaka za jego wyrzuty sumienia i znowu rzuciłam promienny uśmiech.
- Tata, tata, zobacz co zbudowaliśmy! – Kacper był tak szczęśliwy jak zobaczył Kamila, że nie widziałam chyba większej radości. Wszyscy obecni w salonie, wraz z moim tatą się zaśmialiśmy. Kamil od razu wziął malca na ręce i obdarował całusem.
- Czaderskie. Byłeś grzeczny? – chłopak trochę spoważniał i wpatrywał się w syna jak w obrazek. To był naprawdę uroczy widok, biła od nich taka prawdziwa miłość i może im trochę zazdrościłam.
- Jak aniołek – Kacper z wielką pewnością odpowiedział tacie na pytanie, niemal jak żołnierz. Mogłabym godzinami się w nich wpatrywać
- Z pewnością – Kamil chyba nie do końca wierzył w anielskie zachowanie chłopca, czego nie rozumiałam. Fakt, niektóre dzieci były nieznośne, ale Kacper do nich nie należał, przynajmniej nie w naszej obecności.
- Serio, masz fajnego syna – te słowa Marcina bardzo mnie zaskoczyły. Brat wstał od stołu i przystanął obok mnie, po czym objął w pasie. Widziałam małe skrępowanie na twarzy kolegi, które nie powinno w ogóle mieć miejsca, ale od razu łatwo było zauważyć, że to on wolał mnie obejmować.
- Przepraszam was za kłopot i serdecznie dziękuję za pomoc, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się odwdzięczyć  – Kamil postawił syna na podłodze i czułam, że chcieli już wychodzić.
- Żaden problem – cieszyłam się, że Marcin wyraził sympatię do tego co miało miejsce. Dzięki temu, Kamil musiał nam uwierzyć, że była to dla nas czysta przyjemność.
- Marcin zajmiesz się Kacprem jeszcze przez chwilę? – chciałam zamienić kilka słów z Kamilem, dowiedzieć się czy wszystko było w porządku i w ogóle na chwilę zostać z nim sam na sam.
- Jasne – po tych słowach brata, dałam znać Kamilowi, by poszedł za mną. Chłopak na szczęście nie stawiał oporu i ruszył za mną. Zamknęliśmy się w gabinecie taty.
- Wszystko w porządku? – stanęłam naprzeciwko chłopaka i z troską wpatrywałam się w niego. Wydawał się być zmęczony i tak jakby trochę zmartwiony.
- Tak, wiesz jak to jest, policja szukała do czego by się doczepić, ale naprawdę nie ma się czym martwić. Dziękuję ci za pomoc, gdyby nie ty, musiałbym zadzwonić do matki Natalii a wtedy na pewno czekałyby mnie niezłe wyrzuty, że nie mam czasu na dziecko i takie tam. – wyjaśnił mi dlaczego akurat mnie zdecydował się prosić o pomoc. Podejrzewałam, że nie przyszło mu to z łatwością, w sumie byłam dla niego niemal obcą osobą, ale tym samym pokazał mi jak bardzo mi ufał.
- Kami, ja naprawdę cieszę się, że to zrobiłeś. Zawsze kiedy będziesz potrzebował pomocy, to dzwoń, dobrze? – podeszłam trochę bliżej chłopaka i swoje dłonie położyłam na jego klatce piersiowej.
- Dziękuję, jesteś moją bohaterką– mało brakowało, aby mnie pocałował. Na szczęście doszło tylko do przytulenia. Nie wiem czemu obawiałam się innego zbliżenia, może nie chciałam robić mu nadziei, ale chyba i tak było za późno…
- To była czysta przyjemność – po tych słowach odkleiliśmy się od siebie i wróciliśmy do pozostałych. Kamil ubrał Kacpra i pożegnał się z moimi domownikami a zaraz po tym ze mną. Kacper niechętnie się z nami rozstawał, ale obiecaliśmy mu, że jeszcze kiedyś się pobawimy razem. Największym zaskoczeniem były dla mnie słowa Marcina, który po opuszczeniu domu przez Kamila, stwierdził, że Kacper to „cudowne dziecko”. Marcin zawsze stronił od małych dzieci, a tu nagle zmienił nastawienie. Tata też uznał, że chłopiec był uroczy, taki zarażający pozytywną energią. 
A ja? Byłam szczęśliwa, że wszystko dobrze się układało. Moi bliscy zaakceptowali to, że Kamil miał pierworodnego, a to było dla mnie ważne.



Ta część jest mega długa i chociaż wiem, że nie da się czytać na zapas, to mam chociaż nikłą nadzieję, że ze względu na długi weekend wybaczycie mi nieobecność na blogu. Wybieram się do domu rodzinnego i chcę po miesiącu nieobecności, wszystkimi się nacieszyć :) Czekam na Wasze komentarze i już się nie mogę doczekać aż przeczytam co myślicie o zachowaniu Gosi :)

9 komentarzy:

  1. Boziuuu....
    Dziewczyno, jak Ty to robisz, że potrafisz coś tak niesamowitego nam przekazać..
    Niesamowity rozdział, właściwie to chyba jeden z najlepszych, a może i najlepszy?! :))
    Na prawdę GRATULACJE. :)


    Ogłaszam protest co do zakończenia tego opowiadania na 200 częściach!
    Chętnych, popierających moje zdanie, zapraszam do komentowana w swoich komentarzach, pamiętajcie W KUPIE SIŁA! Może przekonamy Paulinkę :))
    Pozdrawiam wszystkich gorąco, a przede wszystkim naszą najukochańszą pisarkę ;* // Nieś

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna świetna część. Masz mega talent

    Mam nadzieję że to z tymi 200 częściami to tylko żart. Proszę nie kończ tego opowiadania ;) pozdrawiam Tomek

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, niesamowite. I zgadzam się jak powyżej.

    OdpowiedzUsuń
  4. My chcemy więcej niż 200 części!!!
    Nigdy nie potrafię doczekać się kolejnego rozdziału. JESTEŚ NIESAMOWITA!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. naprawdę fajna część :-) może ci jakoś wybaczymy te wszystkie dni nieobecności. :D szybko zbieraj siły i wstaw jak najszybciej kolejny rozdział nowa :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. genialna cześć i tak jak powyżej mówią tylko 200 części to nic nie chcemy końca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z przedmówcami :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie kiedy kolejna część?:) Już nie mogę się doczekać ;)

      Usuń