sobota, 30 listopada 2013

The experience cz 91


Wczoraj zasnęłam bardzo szybko i nie miałam możliwości by porozmawiać z rodzicami jak i z Marcinem. Bartka również u mnie nie było, może nie wiedział, że byłam w szpitalu i dlatego nie przyszedł? Nawet nie miałam przy sobie telefonu by Go zawiadomić. Czekałam na przyjście rodziców by z nimi porozmawiać. Zastanawiałam się nad tym, czy byli źli na mnie za to co się stało. Leżałam bezczynnie w łóżku a pielęgniarka akurat przyszła z kroplówką.
- Chciałabym do toalety – zwróciłam się do kobiety, która zaczęła odpinać mi rurki z dłoni.
- Proszę poczekać, zaraz przyniosę wózek – miło uśmiechnęła się do mnie i wyszła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Nie rozumiałam po co wózek, przecież mogłam iść o własnych nogach. Gdy znowu się pojawiła zawiozła mnie do toalety, gdzie mogłam załatwić potrzeby fizjologiczne. Jak spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, to się przeraziłam. W pierwszej chwili nie poznałam siebie. Byłam strasznie podpuchnięta i całkiem do siebie nie podobna. Szybko odwróciłam wzrok, by już się bardziej nie dołować i wyszłam z toalety. Gdy wróciłyśmy do sali, czekali już tam na mnie rodzice wraz z Marcinem. Ucieszyłam się na ich widok i oni również uśmiechali się w moją stronę.
- Dziękuję – powiedziałam do pielęgniarki, która zmieniła mi kroplówkę i poszła.
- Jak się czujesz? - tato złapał mnie za rękę i patrzył na mnie czułym wzrokiem. Był zmartwiony moim stanem i to było widać. Miałam wyrzuty sumienia za to co się stało, czułam się okropnie z tym, że stwarzałam im kłopoty. Niedawno w tym szpitalu żegnali syna, a teraz ja tam się znalazłam.
- Dobrze, o wiele lepiej. Przepraszam Was, nie chciałam Was zranić i dokładać Wam zmartwień. - w głosie miałam ból i żal z powodu zaistniałej sytuacji. Czułam się winna i było mi z tym strasznie. Zawiodłam tatę, który mnie bronił i zawsze stawał po mojej stronie, nawet jeżeli oznaczało to przeciwstawienie się mamie.
- Nie masz za co przepraszać. To my zbagatelizowaliśmy Twoje zachowanie, ale teraz odpoczywaj. - tato uśmiechał się w moją stronę a mama cały czas milczała. Zastanawiałam się, co miałabym jej powiedzieć po naszej kłótni, ale nie znalazłam odpowiednich słów więc i ja milczałam. - Tu masz swoje rzeczy. Nie pogniewasz się jak Marcin z Tobą posiedzi, a my pojedziemy do pracy?
- Nie, skąd. Bez sensu, żebyście tu wszyscy byli. - spojrzałam na mamę, która od razu zaczęła się zbierać i po chwili wraz z tatą pożegnała mnie buziakiem w czoło. Nie wiedziałam jak miałam interpretować jej zachowanie, czy czuła się winna czy wręcz przeciwnie. Marcin zajął miejsc obok łóżka i wpatrywał się we mnie, a ja nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Bardzo chciałam by mnie wspierał ale nie oceniał.
- Martyna dzwoniła wczoraj do Ciebie, przyjedzie dzisiaj z Filipem – Marcin wyciągnął z torby mój telefon i położył na stoliku. Czułam, że uciekał od tematu, jakby bał się czegoś albo szargały nim wyrzuty sumienia z niewiadomego powodu.
- Co się dzieje? - złapałam go za rękę by zdecydował się otworzyć przede mną, On nawet nie chciał spojrzeć na mnie, tylko patrzył się tępo w przestrzeń.
- To moja wina, nie zadbałem o Ciebie. Kiedy żył Maciek to dbał o Ciebie i nigdy nie byłaś w takim stanie. Zawaliłem – nie wierzyłam Jego słowom. To co on mówił, było wręcz nienormalne. W jego głosie było bardzo dużo złości, która nie była skierowana do mnie, ale przeciwko niemu samemu, co było niedorzeczne. Musiałam zaprotestować.
- Co Ty w ogóle mówisz? Nie możesz tak myśleć. Jestem już dorosła i odpowiedzialna za siebie. To jest tylko moja wina i jak ktoś tu zwalił to wyłącznie ja. - jego zachowanie i tok myślenia powodował, że czułam się jeszcze gorzej z tym, co się wydarzyło. Poczułam się beznadziejna i nic nie warta. - Proszę skończmy ten temat bo narastają we mnie wyrzuty sumienia za to, na co Was naraziłam. Przepraszam – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, chcąc odegnać jego błędne myśli.
- Nie przepraszaj bo nie masz za co – Marcin czule spojrzał na mnie, swoją ręką głaskał mnie po policzku a ja zamknęłam oczy ponieważ nie potrafiłam spojrzeć w Jego. Poczułam się słaba, miałam ochotę płakać.
- Mam. Marcin niemożliwym jest, by na każdym kroku wszyscy mnie pilnowali ponieważ nie jestem małą dziewczynką. To ja muszę coś ze sobą zrobić – zamyśliłam się na chwilę, uzmysłowiłam sobie, że jeśli dłużej tak będzie, to zmarnuję sobie życie i jak przyjdzie już na mnie czas, to będę czuła żal do siebie, że nie wykorzystałam czasu jaki dał mi Bóg. Nie chciałam już dłużej ciągnąć tego tematu. - Bartek nie dzwonił? - zdecydowałam się na szybką zmianę tematu, by czasem się nie rozpłakać.
- Nie, słuchaj może zadzwonić do Niego i powiedzieć mu, że jesteś w szpitalu? Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłem ale nie było czasu, by do kogokolwiek dzwonić. - Marcin widział mój zawód z powodu braku Bartka. Myślałam, że chłopak sam zadzwoni, napisze, a on nic. Zastanawiałam się, czy jeżeli nie szukał ze mną kontaktu, to warto było go zawiadamiać, że byłam w szpitalu, lecz wiedziałam, że po czasie będzie miał sporo żalu, że nikt do Niego nie zadzwonił. Ja chciałabym wiedzieć o tym, jakby znalazł się w szpitalu. Próbowałam postawić się w Jego sytuacji i nie zasłaniać się dumą czy ambicją.
- Mógłbyś? Powinien wiedzieć ale nie wiem czy jestem w stanie z Nim porozmawiać – nadal nie przeszła mi złość po ostatniej sprzeczce z Bartkiem. Byłam pełna nadziei, że od tego momentu wszystko się zmieni, moje wahania nastrojów wiązałam tylko i wyłącznie z brakiem jedzenia.
- Jasne – Marcin od razu sięgnął po mój telefon i przy mnie dzwonił do mojego chłopaka. Patrzyłam na brata dosyć niepewnie ponieważ do końca nie byłam pewna, co zamierzał mu powiedzieć.
- Hej, tu Marcin – słyszałam, że Marcin przedstawiał się Bartkowi, chciał mu wyjaśnić, że to nie ja byłam rozmówcą. Z wielką niecierpliwością czekałam na rozwój akcji - Gosia jest w szpitalu. - po tych słowach odłożył telefon. Nie wiedziałam co było grane. Byłam bardzo zaskoczona, że tak szybko zakończyła się ta rozmowa, czekałam na jakieś rozwinięcie akcji a tu nagle nastał koniec.
- Co się stało? - pytająco spojrzałam na brata oczekując wyjaśnienia tego co zaszło i czemu, nic więcej nie zdążył powiedzieć.
- Rozłączył się. Chyba zaraz tu będzie – posłał mi uśmiech i już nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa, ponieważ do sali wszedł lekarz w asyście innego pana ubranego w biały fartuch.
- Proszę wyjść, czas na obchód – mój lekarz prowadzący zwrócił się do Marcina który dał mi całusa w czoło i posyłając mi szczery uśmiech, pospiesznie wyszedł na korytarz. - Jak się czujesz? - doktor zwrócił się do mnie przeglądając kartę, która była zawieszona na łóżku, które zajmowałam.
- Dobrze. Panie doktorze, co mi jest? - chciałam wiedzieć czy znalazł jakieś medyczne określenie na mój stan. Gdy z powrotem założył kartę na brzeg łóżka, usiadł na krzesełku i patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, który spowodował, że byłam nieco bardziej opanowana.
- Najprościej można by rzec, że anoreksję lecz Ty nie odchudzasz się, nie masz zaburzonego postrzegania siebie, zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś szczupła. Jest takie nieokreślone zaburzenie odżywiania jak psychogenna utrata łaknienia. Nie leczy się tego żadnymi środkami farmakologicznymi. My natomiast będziemy Ci podawać kroplówki i wartościowe jedzenie by poprawić Twoje parametry. Pielęgniarka niedługo zabierze Cię na pobranie krwi. Zostaniesz u nas kilka dni, dopóki nie będziemy mieli pewności, że wszystko z Tobą w porządku. Natomiast proponowałbym rozmowę z psychologiem, tutaj w szpitalu mamy świetną panią psycholog. Twój stan najprawdopodobniej spowodowany był stresem i nagromadzeniem emocji. Potrzebujesz pomocy, zastanów się nad tym – uścisnął moją dłoń i poszedł do dziewczyny leżącej ze mną w sali. Był bardzo delikatny w swojej wypowiedzi, starał się mnie nie urazić. Nie potrzebowałam czasu na zastanowienie się, jeżeli uważał, że potrzebowałam psychologa to musiał mieć rację. Nie chciałam się przed tym bronić, zaprzeczać czy czegokolwiek wyrzekać. Czułam się świadoma powagi sytuacji i tego do czego to wszystko zaszło, a zaszło o wiele za daleko.
- Panie doktorze?- zwróciłam się do Niego gdy już wychodził z sali na której leżałam,.
- Tak? - obrócił się w moją stronę i spoglądał na mnie jakby bał się, że gorzej się poczułam.
- Zgadzam się – z uśmiechem na twarzy powiedziałam te słowa. On odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł. Od razu po nim do sali wszedł Marcin, który opiekuńczo patrzył na mnie. Nie wiem dlaczego, ale wizyta lekarza bardzo pozytywnie podziałała na moje samopoczucie. Poczułam, że nie oceniał mnie a przede wszystkim próbował zrozumieć i to było bardzo cenne.
- Co Ci powiedział lekarz? - był ciekaw tego, co usłyszałam od lekarza. Martwił się o mnie i każda informacja była dla Niego cenna.
- To wina stresu i ostatnich wydarzeń – chciałam żeby tyle wiedział, chociaż przewidywałam, że rodzice dowiedzą się reszty od lekarza, ale nie chciałam się tym przejmować.
- Mówił, kiedy Cię wypiszą ?
- Będę tu jeszcze przez kilka dni. Marcin przywiózłbyś mi kilka kosmetyków i jakąś książkę? Zanudzę się tutaj – nie lubiłam siedzieć bezczynnie, czułam, że nic nie robiąc marnowałam czas.
- Jasne, tylko powiedz jakie kosmetyki i co za książkę – wiedziałam, że Marcin nie znał się na kosmetykach więc dokładnie opisałam mu produkty, których potrzebowałam, nie było tego dużo, żel do mycia twarzy, krem, resztę rzeczy rodzice mi przynieśli. Poprosiłam Marcina też o ipoda. Gdy już wszystko mu wytłumaczyłam do sali weszła Martyna z Filipem.
- Hej – przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie miło i od razu podeszła do łóżka, a za nią podążył Filip. Od razu przytuliła się do mnie, tym samym chcąc przesłać mi dużo wsparcia i przyjacielskiej miłości.
- Posiedzicie z nią trochę a ja pojadę do domu po kilka rzeczy? - Marcin zwrócił się do dwójki przyjaciół. Bardzo się przejmował moim stanem, dbał o każde moje uczucie, bym nie była sama i ani przez chwilę, nie poczuła się źle.
- Jasne – Filip zapewnił mojego brata, że będę mieć fachową opiekę, co w cale nie było mi potrzebne bo nie byłam obłożnie chora, ale mimo wszystko cieszyłam się, że przyszli. To było bardzo urocze, że od razu zjawili się by sprawdzić, jak się czułam.
- To ja niedługo będę – Marcin dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Czułam na sobie wtórujące spojrzenia Martyny i Filipa.
- Mama zrobiła dla Ciebie rosół, jest jeszcze gorący więc zaraz sobie zjesz – Filip był bardzo opiekuńczy i było mi niezmiernie miło, że starał się mi pomóc. Chciał zadbać o mnie i przyczynić się do poprawy stanu mojego zdrowia.
- Bardzo chętnie lecz... – spojrzałam się na drzwi, którymi właśnie weszła pielęgniarka wraz z wózkiem. Moi goście obrócili się w stronę drzwi by zobaczyć na co się patrzyłam.
- Czas na badania – zwróciła się do mnie miła kobieta w szpitalnym uniformie, po czym zaczęła odpinać rurki od mojej ręki i podstawiła wózek pod łóżko. Nadal nie pozwalali mi chodzić o własnych nogach więc czy chciałam czy nie, musiałam się dostosować.
- Poczekamy tutaj na Ciebie – Martyna uśmiechnęła się do mnie i pielęgniarka zwiozła mnie do laboratorium. Pobrała dzienną dawkę krwi, zrobiła EKG i jakieś inne badania.


I jak sie podoba?

poniedziałek, 25 listopada 2013

The experience cz 90

-  Co powiesz na przejażdżkę rowerową? - spytałam się Martyny, kiedy skończyłam opowiadać jej o tym co działo się u mnie przez ostatnie dni. Miałam wolny dzień bo rano było zakończenie roku więc miałyśmy sporo czasu.
-  Ale ja nie mam roweru i nie jestem odpowiednio ubrana – Martyna traktowała moją propozycję jako coś szalonego i abstrakcyjnego, lecz ja miałam ogromną ochotę by pojeździć na rowerze. Pogoda była idealna i aż żal było siedzieć tylko na balkonie. Chciałam się odstresować i nabrać powietrza w płuca. Lubiłam czuć wiatr we włosach i odczuwałam nieposkromioną potrzebę aktywności fizycznej.
-  Ciuchy Ci dam, a rowerów u nas nie brakuje, chodź – ponagliłam przyjaciółkę i udałyśmy się do mojej garderoby. Ubrałyśmy się podobnie, założyłyśmy jeansowe szorty i ja czarną bokserkę a Martyna białą. Pożyczyłam jej również trampki i zeszłyśmy na dół gdzie siedział Marcin.
-  A wy gdzie ? – brat spojrzał się na nas gdy zabierałam z kuchni wodę.
-  Idziemy na rowery – uśmiechnęłam się do Niego i poszłyśmy z Martyną do garażu. Ja wzięłam rower Maćka a Martyna mój i pojechałyśmy, najpierw do parku a później do lasku koło stadionu. Czułam się niesamowicie rześko jeżdżąc po świeżym powietrzu. Powoli czułam się wolną osobą, która była uwolniona od przyziemnych spraw i obowiązków. Byłam zwierzęciem wypuszczonym z klatki. Miałyśmy z Martyną przy tym dużo śmiechu i zabawy, byłyśmy jak dzieci i dobrze nam tak było. Około godziny 17 postanowiłyśmy wracać. Jako, że po drodze miałyśmy do domu Martyny, to przyjaciółka nie wracała się do mnie tylko umówiłyśmy się, że kiedy indziej odprowadzi rower, a ja spokojnie pojechałam do domu. Gdy byłam na miejscu czułam się pozytywnie zmęczona, po prostu tego mi brakowało. W domu od razu wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka, w którym od razu zasnęłam.


-  Gosia! Gosia – czułam, że ktoś mocno szarpał moje ciało i próbował obudzić lecz byłam strasznie zmęczona oraz jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem. Nie mogłam otworzyć oczu ponieważ powieki miałam strasznie ciężkie. Słyszałam głosy dookoła, lecz nie byłam w stanie na nie odpowiedzieć. To wszystko było bardzo dziwne. Czułam się odłączona od ciała, nie miałam nad nim żadnej kontroli. Nigdy jeszcze czegoś tak dziwnego nie przeżyłam. Rozpoznałam głos osoby, która mnie budziła, to był tata. Jego głos brzmiał tak, jakby był bardzo daleko ode mnie. - Ona ma gorączkę, jedziemy do szpitala – był bardzo zmartwiony a ja nie wiedziałam o co chodziło. Od razu do szpitala? Przecież wystarczyło żebym się wyspała. Później już nic nie pamiętałam, straciłam świadomość tego co się działo. Miałam wrażenie, że byłam w innej krainie, dotąd mi nieznanej.

Gdy otworzyłam oczy ujrzałam biało niebieską salę  a obok leżała jakaś młoda dziewczyna. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam i co tam w ogóle robiłam, przecież zasnęłam w swoim pokoju. Jak ja się tam znalazłam? I po co?
Nie było nikogo znajomego a ja zaczęłam się bać. Rozglądałam się dookoła by rozpoznać miejsce. Bałam się, że byłam w psychiatryku, panicznie się tego bałam. Przecież Filip obiecał mi, że nie powoli im tego zrobić. Czemu mnie zostawił? Byłam skołowana i strasznie zmęczona.
-  Obudziłaś się – spojrzałam na dziewczynę, która leżała na łóżku po mojej prawej stronie. Jej głos był aksamitny i przyjemny dla uszu. Jej słowa były dziwne, obudziłam się? Ale dlaczego tutaj a nie w swoim pokoju.
-  Co tutaj robię? –  chciałam się dowiedzieć gdzie byłam. Obawiałam się, że czarny scenariusz, jaki tworzył się w mojej głowie, mógł się sprawdzić. Przeczuwałam, że mogła to być sprawka mojej mamy ale dlaczego tato i Marcin na to pozwolili? W głowie kłębiło mi się strasznie dużo pytań, na które jak najszybciej chciałam uzyskać odpowiedź.
-  Spokojnie, zaraz zawołam lekarza – dziewczyna była bardzo uprzejma i zatroskana. Spokojnie czekałam na przyjście lekarza ale nie rozumiałam dlaczego nie było przy mnie rodziców i Marcina, już o Bartku nie wspominając. Było mi przykro, że leżałam tam sama jak palec i po obudzeniu nie było nikogo znajomego. Czułam się samotna i opuszczona.
Gdy do sali weszła dziewczyna zaraz za nią zobaczyłam młodego lekarza, był około 40, wysoki, dobrze zbudowany. Budził zaufanie i wydawał się sympatyczny. Za nim weszli rodzice i Marcin, czyli jednak byli. Niby na ich twarzach malował się uśmiech ale i tak nie wyglądali na szczęśliwych, nie wiedziałam co było grane, dlaczego tak się zachowywali.
-  Jak się czujesz? - lekarz zwrócił się do mnie a tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Przeniosłam wzrok na Niego, mając nadzieję, że coś wyczytam z Jego twarzy.
-  Dobrze, ale co ja tutaj robię? Jak długo tu jestem? - niepokoiłam się z powodu niewiedzy jaka mi towarzyszyła. Czułam się dziwnie nic nie wiedząc o sobie, będąc nieświadoma siebie.
-  Rodzice przywieźli Cię w nocy. - lekarz uśmiechnął się w moją stronę – Powiedz jak masz na imię?
-  Gosia – denerwowałam się bo nadal nie wiedziałam co tam robiłam. Już nie wytrzymywałam tej niepewności - To jest zwykły szpital ? - chciałam się upewnić, że rodzice nigdzie mnie nie wywieźli. Miałam świadomość, że Marcin nie pozwoliłby im mnie zamknąć ale w starciu z rodzicami nie miałby szans. Wydawało mi się, że tata też nie pozbyłby się mnie.
-  Tak. Miałaś wysoką gorączkę i jesteś odwodniona. Jesteś podłączona do kroplówki, chcemy uzupełnić braki w Twoim organizmie. Masz słabe wyniki badań, powiedz odchudzasz się? - to pytanie wbiło mnie w łóżko. Lekarz patrzył na mnie dziwnym wzorkiem a ja czułam się upokorzona. Rodzice też patrzyli na mnie jak na ufo. Nie wiem dlaczego ale po twarzach rodziców było widać, że znali odpowiedź na to pytanie ale była ona inna od tej, którą ja sama udzieliłam.
-  Nie, przecież jestem chuda. Skąd taki pomysł? - zbuntowałam się słowom wypowiedzianym przez lekarza. Uważał mnie za anorektyczkę? Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam szczupła i to na pograniczu niedowagi, ale nigdy nie wpadłabym na pomysł by się odchudzać.
-  Kiedy jadłaś ostatni posiłek? - lekarz ominął moje pytanie i zadał swoje, po to bym uzyskała odpowiedź zadane wcześniej przeze mnie pytanie. Myślałam intensywnie nad odpowiedzią, analizowałam dni i szukałam odpowiedzi. Wiedziałam jaka była odpowiedź, 3 dni temu, gdy jadłam z tatą obiad. Oczywiście, że nie odwodniłam się w 3 dni, przez ostatnie dni jadłam tyle co kot napłakał a wczoraj jeszcze te rowery więc byłam wyczerpana. Nie chciałam by lekarz uznał mnie za niepoważną. Musiałam się bronić.
-  Możemy zostać sami? - zwróciłam się do doktora ponieważ chciałam zostać z nim sama. Rodzice patrzyli na siebie nie rozumiejąc tego o co mi chodziło, nigdy przecież nie mieliśmy przed sobą tajemnic lecz potrzebowałam intymnej rozmowy z panem, który w tamtej chwili się mną zajmował.
-  Proszę wyjść – lekarz uprzejmie zwrócił się do członków mojej rodziny. Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie postanowiłam zagrać w otwarte karty.
-  Ja wiem jaka jest odpowiedź ale nie zrobiłam tego świadomie. Nie jestem głupia by się odchudzać i popaść w anoreksję. Przecież zdaję sobie sprawę z tego że moja waga mieści się w normach ale przy tej niskiej granicy. Po prostu nie odczuwałam głodu, może to wydawać się dziwne ale tak było. Umówiłam się do lekarza na poniedziałek ale widocznie za późno – tłumaczyłam się przed nim by mnie zrozumiał a nie oceniał. Bardzo zależało mi na tym by mi uwierzył. Potrzebowałam wiedzieć, że mi ufał i nie brał mnie za wariatkę, bardzo się przed tym broniłam. Musiałam Go przekonać, że  ciągle miałam zdrowe zmysły.
-  Czemu umówiłaś się na wizytę? - doktor usiadł na krześle obok łóżka i patrzył się na mnie chcąc dowiedzieć się więcej o  mnie i moim stanie.
-  Ostatnio byłam senna – zaczęłam wymieniać towarzyszące mi dolegliwości. Chciałam być z nim szczera i by brał mnie na poważnie. Nie zamierzałam niczego przed Nim ukrywać, zależało mi żebym szybko wyzdrowiała i mogła opuścić budynek w którym przebywałam.
-  Mówili mi rodzice – lekarz potwierdził moje słowa. Byłam pewna, że rodzice nieźle mu na mnie naskarżyli.
-  No tak, poza tym byłam rozdrażniona, miałam straszne wahania nastrojów. Widziałam, że działo się ze mną coś niedobrego. Na przykład gdy piłam coś zimnego to miałam strasznie zaciśnięte gardło, ale miałam tak też z gorącymi rzeczami. Nigdy nie odczuwałam takich rzeczy. Z trudem przychodziło mi jedzenie. A co do tej senności, ja mogłam cały czas spać, a ciągle czułam się niewyspana, zmęczona. - miałam nadzieję, że po tym co mu powiedziałam będzie w stanie określić co mi dolegało.
-  Długo tak miałaś ? - intensywnie nad czymś myślał co spowodowało, że chciałam dokładniej nakreślić mu swój stan.
-  Od tygodnia, może dwóch czułam się już tak strasznie. Ale od lutego miałam problem właśnie z jedzeniem, z tym gardłem. Ale wszystko nasiliło się jakoś w ciągu ostatnich dwóch tygodni. - gdy tak to wszystko wypowiedziałam na głos zdałam sobie sprawę z tego co się ze mną działo, wydawało mi się, że odkryłam przyczynę. - Panie doktorze, ale czy traumatyczne wydarzenie mogło mieć na to wpływ? - starałam powiązać ze sobą fakty.
-  O czym mówisz? - lekarz był zdziwiony i nie bardzo wiedział o co mi chodziło. Po jego minie widziałam, że to miało znaczenie i do duże. Myślałam, że rodzice już mu o tym powiedzieli ale widocznie przeoczyli ten fakt.
-  Mój brat zmarł w lutym. Był mi bardzo bliski – zdawkowo opowiedziałam mu o prawdopodobnej przyczynie. Wtedy przypomniało mi się również jak ostatniej nocy Maciek mi się śnił. Chciał mnie przed czymś ostrzec, już wiedziałam, że przed wylądowaniem w szpitalu. Poczułam się gorzej z tym, że go zawiodłam, że złamałam złożoną mu obietnicę.
-   Wszystko w porządku ? - doktor musiał zauważyć moje zmartwienie. Czułam się okropnie z tym co się stało. Nienawidziłam siebie za to.
-  Mogę zostać sama? - oczy napełniły mi się łzami. Potrzebowałam chwili samotności. Musiałam ułożyć sobie to wszystko w głowie.
-  Tak. Dziękuję, że mi to powiedziałaś, odpoczywaj. - lekarz opuścił salę a po chwili weszła moja „współlokatorka”. Nie miałam ochoty na rozmowę więc odwróciłam się do niej plecami co może i było niegrzeczne lecz w tamtej chwili nie dbałam o to.



W tej części dużo Waszych przypuszczeń się wyjaśniło. Wiele z Was obstawiało, że Gosia będzie w ciąży, ale ja już wcześniej gdzieś pisałam, że ciąża to strasznie oklepany wątek w opowiadaniach, wtedy już opowiadanie jest takie same. Bardzo mi zależy na naturalności tego opowiadania, by nigdzie nie było przerysowanie i ciągle się tego trzymam. Mam nadzieję, że Wam się podoba. 
Cieszę się, że otwieracie się przede mną, że piszecie o swoich uczuciach, zmartwieniach. Jeżeli ktoś ma ochotę na prywatną rozmowę to  piszcie na paulina.opowiadania@gmail.com

P.S.
Natalio, która zostawiłaś komentarz pod postem o moim powrocie, odezwij się do mnie, jeżeli będziesz chciała porozmawiać. :*

czwartek, 21 listopada 2013

The experience cz 89

Dzisiaj nikt mnie nie musiał budzić ponieważ bardzo kiepsko spałam. Z deszczu pod rynnę, jednego dnia spałam jak zabita a drugiego w ogóle. Miałam przeróżne sny, lecz wszystkie sprowadzały się do jednego. W każdym z nich był Maciek i chciał mi coś przekazać tak jakby chciał mnie ustrzec, przed czymś bądź kimś. Nie potrafiłam sobie przypomnieć co do mnie mówił, co spowodowało, że byłam niespokojna. Bałam się, że wydarzy się coś złego, że będę cierpieć a to była straszna perspektywa. Nie miałam czasu by dłużej nad tym myśleć ponieważ tego dnia miało odbyć się zakończenie roku szkolnego i jeżeli nie chciałam się spóźnić, musiałam się zbierać. Ubrałam się w czarną obcisłą sukienkę przed kolano, do tego założyłam nude szpilki i byłam gotowa. Do ręki wzięłam kopertówkę i po zrobieniu lekkiego makijażu zeszłam na dół. W kuchni był tata z Marcinem, za to nigdzie nie widziałam mamy.
-  Zjedz z nami śniadanie – tato miło spojrzał na mnie. Nie miałam ochoty by cokolwiek jeść. Miałam zły humor, bolała mnie głowa i w ogóle nie czułam się najlepiej.
-  Pojadę już do szkoły – starałam się być uprzejma w stosunku do taty. Tak naprawdę to on mnie bronił przed mamą więc byłam mu z całego serca wdzięczna.
-  Gosia zjedz coś, marnie wyglądasz – gdy już wychodziłam z kuchni tata wypowiedział słowa, które spowodowały, że krew zaczęła mi szybciej pulsować w żyłach. Starałam się opanować, co w cale nie przychodziło mi tak łatwo. Był zatroskany o mnie i usiłowałam to zrozumieć i docenić, ale nie wychodziło mi to.
-  Dajcie mi już spokój, na okrągło tylko mówicie mi, że źle wyglądam – byłam zła, że każdy zwracał na to uwagę, chociaż ja uważałam, że nie wyglądałam źle, przecież chodziłam schludnie ubrana, uczesana i pomalowana. Może i miałam trochę podpuchnięte oczy ale to z takiego powodu, że źle spałam, każdemu mogło się to zdarzyć. Może też i schudłam, ale też nie wyglądałam jak anorektyczka bo nią nie byłam.  Uniosłam się swoim honorem i to za bardzo, lecz dla dziewczyny nie było to miłe, jak na każdym kroku słyszała, że nie wyglądała atrakcyjnie. Wyszłam z domu nie chcąc usłyszeć odpowiedzi taty  by z nim się pokłócić. Miałam żal do siebie, że tak brzydko się do niego odezwałam lecz to było silniejsze ode mnie. Nie ociągając się pojechałam do szkoły gdzie zastałam pełno ubranych w eleganckie, galowe stroje ludzi. Normalnie oczopląsu można było dostać. Oglądałam się za Bartkiem lecz nigdzie go nie widziałam więc poszłam na aulę gdzie miało odbyć się zakończenie. Po całych uroczystościach rozeszliśmy się do klas i tam dostaliśmy swoje świadectwa.
-  Gosia idziesz z nami na piwo ? - Magda zwróciła się do mnie kiedy  wszyscy wychodziliśmy z sali.
-  Jestem samochodem – uśmiechnęłam się do koleżanki, z którą dawno nie rozmawiałam. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że od śmierci Maćka rzadko z kimś z klasy rozmawiałam. Kiedyś chodziłyśmy razem na imprezy a obecnie wszystko było inne.
-  No to co, coli się napijesz – Magda objęła mnie ręką za plecy i szłyśmy razem uśmiechając się do siebie. Dołączyłyśmy do większej grupy osób z naszej klasy i zgodnie z planem zamierzaliśmy iść do pobliskiej knajpy.
-  Gosia! - kiedy wyszliśmy ze szkoły usłyszałam, że jakaś dziewczyna krzyczała moje imię. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam Martynę, zdziwiłam się, że na mnie czekała.
-  Przepraszam Cię – zwróciłam się do Magdy i podeszłam do przyjaciółki, która nie wyglądała najlepiej.-  Hej – przywitałam się z nią. Byłam zaskoczona jej obecnością i to w takim miejscu.
-  Możemy porozmawiać? - była niespokojna i miała zapuchnięte oczy, wydawało mi się, że płakała. Nie mogłam jej tam samej zostawić.
-  Jasne, poczekaj chwilę – postanowiłam poświęcić czas Martynie zamiast iść z ludźmi z klasy na piwo. Zostawiłam na chwilę Martynę i z powrotem  dołączyłam do Magdy.
-  Przepraszam Cię, ale nie mogę iść z Wami. Muszę porozmawiać z przyjaciółką. Udanych wakacji – swoim uśmiechem chciałam zrekompensować Magdzie to, że nie mogłam iść z nimi, po jej minie widziałam, że rozumiała. Zresztą Magda zawsze była wyrozumiałą dziewczyną.
-  Nic się nie stało, trzymaj się – po tym jak dała mi buziaka w policzek poszłam do Martyny, która nieopodal czekała na mnie. Nie wiedziałam, co mogło się stać, że była w takim stanie.
-  Chodź, tam mam samochód. Pojedziemy do mnie – objęłam ją i udałyśmy się na parking. Przez całą drogę była nieobecna i zamyślona. Nie chciałam jej przeszkadzać i dopytywać  co spowodowało, że była taka smutna, Gdy byłyśmy na miejscu od razu poszłyśmy do mojego pokoju. Nalałam Martynie soku i poszłam się przebrać w wygodniejsze ciuchy.
-  Pójdziemy na balkon? - zwróciłam się do dziewczyny, która nic nie odpowiedziawszy poszła na świeże powietrze. Wystawiłam kanapę wiklinową na balkon i usiadłam obok przyjaciółki. Nie ponaglałam jej, ewidentnie się z czymś zmagała i nie wiedziała jak miała mi coś powiedzieć.
-  Przespałam się z Filipem – słowa, które nagle wypowiedziała w moją stronę, niesamowicie mnie zaskoczyły. Byłam w szoku ponieważ nie spodziewałam się tego co przed chwilą mi oznajmiła. Osłupiałam i nie wiedziałam co miałam jej powiedzieć. Z jednej strony chciało mi się śmiać, gdyż cieszyłam się z tego co się pomiędzy Martyną a Filipem wydarzyło, ale wiedziałam, że nie mogłam jej tego pokazać. Ona miała chłopaka, którego właśnie zdradziła, na dodatek z byłym chłopakiem. Panowała cisza, odnosiłam wrażenie iż Martyna oczekiwała aż coś powiem lecz nie bardzo wiedziałam co miałam jej powiedzieć. Przytuliłam ją a ona się rozpłakała. Było jej ciężko z tym co się stało i musiałam ją wspierać w dalszym postępowaniu. Nie mogłam jej tak zostawić i kazać radzić sobie samej. Nie zawsze zdrada była popełniana z braku miłości ale czasami działo się to pod wpływem chwili, emocji. Nie można było Martyny osądzać za to co się stało.
-  Co zamierzasz zrobić ? - szeptem zadałam pytanie przyjaciółce. Nie wiedziałam czy miała już jakiś plan czy całkowicie była w kropce.
-  Gosia nie wiem. Ja nie wiem jak spojrzę w oczy Chrisowi! Boże taka głupia jestem. - było mi jej  żal. Była w rozterce a ja nie umiałam jej pomóc. Bo co jej niby miałam powiedzieć? To ona musiała zdecydować, którego chłopaka chciała i co podpowiadało jej serce.
-  Martyna nie mów tak. Powiedz, żałujesz tego co się stało? - chciałam ją naprowadzić na jakąś drogę by mogła zastanowić się nad tym co ma robić.
-  Jeszcze się pytasz? Nie powinnam była iść do łóżka z Filipem! Ja mam chłopaka – mimo iż wiedziałam co nieco to nie odpuszczałam. Martyna musiała na głos odpowiedzieć na moje pytanie, a nie omijać je i myśleć, że na nie odpowiedziała.
-  Ja się nie pytam co powinnaś, tylko czy żałujesz? - Martyna stała naprzeciwko mnie i wpatrywała się w oddal. Chyba dotarło do niej o czym mówiłam. Ona nic nie odpowiedziała tylko obróciła się do mnie tyłem chcąc ukryć przede mną uczucia. - Idź za głosem serca. - wstałam i podeszłam do niej. Nie trzeba było być jasnowidzem by wiedzieć, że miała żal do siebie za to się stało, zresztą kto by nie miał. Skrzywdziła Chrisa i to wcale nie było łatwe, ale musiała to pokonać.
-  To nie jest takie proste. Gosia ja mam chłopaka, którego kocham, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. - Martyną szargały silne emocje, była wzburzona i musiałam uważać na to co mówiłam by jej nie urazić.
-  Tylko to Cię martwi? Że już próbowałaś z Filipem i Wam nie wyszło? Pomyśl po ile lat mieliście, jacy niedojrzali byliście. Nie da się tego porównać do tego co jest teraz. Nie chcę byś pomyślała, że chodzi mi tylko o to byś była z Filipem bo to mój przyjaciel, to nie ma tutaj znaczenia. Chodzi mi o Ciebie i Twoje szczęście. I mówiłabym to samo gdyby chodziło o każdego innego chłopaka – jasno powiedziałam jej o swojej obiektywności, którą starałam się zachować.
-  Boję się, że nam nie wyjdzie – wreszcie jasno określiła swoje obawy. Martyna z powrotem usiadła na kanapie i próbowała nie patrzeć się na mnie.
-  Nie dowiesz się póki nie spróbujesz. Martyna nie bój się zaryzykować. Powiesz mi jak było ? - moja ciekawość była niemożliwa, ale musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. Martyna długo milczała i patrzyła się w przeciwną stronę. Nie pospieszałam jej i wcale nie zmuszałam by odpowiedziała na zadane pytanie.
-  Cudownie, bardzo namiętnie i tak niesamowicie. Gosia ja już dawno czegoś takiego nie przeżyłam. Nie da się tego żałować bo to było jak ulubiony film porno – zdziwiła mnie swoja wypowiedzią i po jej ostatnich słowach obie wybuchłyśmy śmiechem. Nie spodziewałam się aż takiej szczerości ale upewniło mnie to w tym, że ta dwójka była w sobie zakochana i musieli być razem. - Filip był taki, no wiesz męski i zmysłowy. Nigdy się tak dobrze w łóżku nie czułam i to jest w tym wszystkim najgorsze. Mam chłopaka, który jest w Niemczech i tęskni za mną,  a ja w tym czasie kochałam się z innym facetem i przykro mi jest z tego powodu tylko dlatego, że czułam z tego niepohamowaną przyjemność a tym samym zraniłam go . Nie zdołam mu spojrzeć w oczy, czuję tak okropnie, jak jakaś dziwka – jej słowa były ostre i nazbyt surowo siebie oceniała. Musiałam sprawić by nie czuła do siebie wstrętu. Nie mogła siebie potępiać za to co czuła.
-  Co Ty w ogóle mówisz. Nie wolno Ci tak o sobie myśleć! Gdybyś naprawdę kochała Chrisa i byłoby Ci z nim dobrze to byś tego nie zrobiła. Taka jest prawda. Ja wiem, że czujesz się z tym okropnie bo to co zrobiłaś było nieetyczne ale nie można tego oceniać. Musisz jak najszybciej porozmawiać z Chrisem. - to była jedyna rada jakiej mogłam jej udzielić. Chciałam dodać jej siły by się z tym zmierzyła.
-  Nie dam rady. Co ja mam mu powiedzieć? Że co? Że go zdradziłam i nie chcę być z nim bo to jego wina?
-  Oczywiście, że dasz radę. Hej, masz mnie, pomogę Ci. - przytuliłam ją mocno do siebie. Była sfrustrowana i to wszystko było świeże, zdecydowanie za świeże.
-  Muszę jeszcze porozmawiać o tym z Filipem – Martyna wzięła łyk soku i popatrzyła na mnie znacząco. Na mojej twarzy malowało się zdziwienie. - No nie patrz tak na mnie. Przyszedł wczoraj do mnie i powiedział co do mnie czuje i że chce spróbować, zaryzykować, walczyć o mnie po czym delikatnie mnie pocałował a później już oboje się nie powstrzymywaliśmy no i nie było czasu na rozmowę. Zresztą byliśmy zajęci czymś innym. - powoli rozchmurzała się. Widać było, że powrót myślami do poprzedniego wieczora sprawiał jej wiele radości.
-  Aha, przynajmniej Ty sobie używasz – nie wiem czemu to powiedziałam, było to nie na miejscu lecz dopiero po chwili to zrozumiałam.
-  Wy nic z tych rzeczy? - Martyna próbowała dociekać moim słowom, nie chciałam jej oszukiwać czy kończyć tego tematu. Ona się otworzyła przede mną więc nie miałam się z czym kryć.
-  Nie o to chodzi. Wczoraj mieliśmy małą sprzeczkę o to, że rozmawiałam z jakimś nieznanym mi chłopakiem o meczu, bo Bartek brał udział w zawodach. Zdenerwował się i się nie odzywamy. W ogóle ostatnio nam się nie układa. - ze spokojem mówiłam o swoich problemach w związku. Nie wiedziałam co robić, czy to ja powinnam była się pierwsza odezwać do Bartka czy czekać na Jego ruch.
-  To on aż tak jest zazdrosny? - Martyna była zdumiona zachowaniem Bartka.
-  Ostatnio mam dziwne humory i zmiany nastrojów i to go denerwowało. Myślę, że ta wczorajsza sytuacja była właśnie z tym związana. Nie wiem o co chodzi, ale nie najlepiej się ostatnio czuję. Jestem rozdrażniona, śpiąca i zmęczona. Sama zauważam, że dzieje się ze mną coś dziwnego – starałam się nie zrzucać wszystkiego na Bartka, nie kategoryzować winy.
-  Na pewno? Odnoszę wrażenie, że nie chcesz się przyznać, że to po jego stronie leży problem – Martyna nie chciała jednoznacznie stwierdzić, że to ze mną było coś nie tak, chciała dla mnie jak najlepiej więc oddalała poczucie winy jakie miałam wobec samej siebie. Ale nie miała racji, oboje byliśmy winni.
-  Tak, Martyna ja już sama ze sobą nie wytrzymuję. Ostatnio codziennie ktoś musiał mnie budzić bo inaczej spałabym cały dzień mimo, że nie kładłam się późno. Chyba nie powiesz mi, że normalne było to, że położyłam się o 22 a następnego dnia Bartek dzwonił do mnie o 12 nie mogąc mnie obudzić, a ja myślałam, że był środek nocy – denerwowałam się ponieważ nie lubiłam się tłumaczyć i to niezależnie przed kim. Gdy wypowiedziałam to na głos to jakbym oprzytomniała, uzmysłowiłam sobie, że naprawdę coś się działo.
-  Ta sytuacja się powtarzała? - Martyna była zaniepokojona moimi słowami. Miałam wrażenie, że szukała w głowie rozwiązania zaistniałej sytuacji.
-  Tak
-  Gośka powinnaś iść do lekarza, nie czekaj aż coś złego się stanie. Umów się na wizytę, zrób badania. Przecież nie zaszkodzi się zbadać.  Nie zostawiaj tego tak, bo w końcu coś złego się stanie. To mogą być niepozorne objawy czegoś poważnego. Mogę iść z Tobą jeśli zechcesz. - złapała mnie za rękę i patrzyła na mnie z wielkim współczuciem ale musiałam przyznać, że miała rację.
-  Umówię się w poniedziałek. - wymusiłam uśmiech na swojej twarzy a Martyna nie przestawała patrzeć na mnie filtrującym wzorkiem.- Co?
-  Teraz – ponagliła mnie, chyba chciała mieć pewność, że nie zlekceważę tego i pójdę do lekarza. - No nie patrz tak, tylko bierz telefon i dzwoń się umówić – wzięłam sobie słowa Martyny do serca i zrobiłam tak jak kazała. Umówiłam się na prywatną wizytę do lekarza rodzinnego co spowodowało, że Martyna była bardzo zadowolona.

Później opowiedziałam jej o mojej kłótni z mamą oraz o tym, co usłyszałam podczas kłótni rodziców. Poinformowałam ją również o moich planach odnośnie pracy i samodzielnego utrzymywania się. 


Zapraszam do posta niżej, tam ważne informacje dla Was! :) 

sobota, 16 listopada 2013




Zostawiam Was z tym tekstem

Przepraszam, nie jestem w stanie dodać kolejnej części. Odezwę się za kilka dni, jak już się pozbieram.

środa, 13 listopada 2013

The experience cz 88

-  Gosia, wstawaj – to był kolejny dzień kiedy ktoś mnie budził. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Marcina, patrzyłam się na niego wbitym wzrokiem. Byłam bardzo zmęczona i kompletnie nie miałam siły. Czułam się jak zombie, tak samo jak ostatnio.
-  Już – nie wiedziałam co się ze mną działo. Mogłam cały czas spać a wiecznie byłam niewyspana. Był przed ostatni dzień szkoły i mimo, że nie było lekcji a jakiś szkolny dzień sportu, musiałam się tam pojawić. Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam się ubrać. Wzięłam z szafy jeansowe szorty i czarną bokserkę. Założyłam trampki i zeszłam na dół gdzie cała moja rodzina siedziała przy stole jedząc śniadanie.
-  Siadaj, zjedz z nami – tato spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. Nie miałam najmniejszej ochoty by z nimi siedzieć jak i by coś jeść. Nie zniosłabym ani minuty przy stole patrząc na ich uśmiechy.
-  Nie, pojadę do szkoły bo zaraz się spóźnię – próbowałam być miła lecz marnie mi to wychodziło. Chciałam jak najszybciej wyjść z domu i nie patrzeć na panującą w nim sielankę. Może i rodzice wszystko sobie wyjaśnili i doszli do porozumienia, lecz miałam ogromny żal do mamy i nie potrafiłam spojrzeć na nią tak jak kiedyś. Mój stosunek do taty się nie zmienił a wręcz jeszcze bardziej stałam za nim.
Gdy dojechałam do szkoły to najpierw poszłam do klasy na godzinę wychowawczą a później wszyscy poszliśmy na boisko szkole gdzie odbywały się zawody. Kłębiło się tam pełno ludzi i wszędzie się coś działo. Gdzie nie spojrzałam to ludzie się rozgrzewali i szykowali się do zawodów.
- Hej – nagle stanął przede mną Bartek, był w stroju sportowym. Zdziwiłam się gdy go zobaczyłam bo nic wcześniej mi nie mówił, że będzie brał udział w organizowanym turnieju.
- Cześć – odpowiedziałam starając się być najmilsza jak tylko potrafiłam. Mój plan był taki, żeby udawać, że wszystko było w porządku. Miał dosyć moich humorów więc chciałam je przed nim ukryć, żeby się nie męczył. Żyłam nadzieją, że niedługo przejdą mi te zmienne nastroje i nie będę musiała udawać, że wszystko było u mnie w porządku. Wcześniej myślałam, że powinnam była być z nim szczera ale nie mogłam sobie pozwolić by Go utracić - Będziesz brał udział? - wskazałam ręką na Jego strój.
- No tak, będę grał w nogę. Najpierw mamy mecz z dwiema drużynami ze szkoły a jak wygramy to będziemy grali z nauczycielami. - objął mnie ręką i szliśmy w stronę boiska. Bartek miał świetny nastrój więc nie chciałam mu go niczym psuć.
- Super
- Będziesz się przyglądać? - przystanął kiedy byliśmy pod boiskiem i trzymał mnie w swoich ramionach.
- Tak, jasne. Będę tu siedzieć i Ci kibicować – dałam mu buziaka w policzek a Bartek od razu pobiegł grać z chłopakami. Usiadłam sobie na trawie i wpatrywałam się w mojego chłopaka, który z wielką energią walczył o zwycięstwo swojej drużyny. Gdy tak sobie siedziałam to zastanawiałam się nad swoim życiem, jego sensem, celem ale też nad tym po co Bóg zabrał do siebie Maćka. Jaki sens miało Jego tak krótkie życie? Jak wyglądałoby moje  gdybym nigdy Go nie poznała? Wiedziałam, że mimo iż Bóg tak wcześnie zabrał Maćka do siebie, to byłam mu wdzięczna, że miałam tak wspaniałego brata. Moje życia nabrało sensu przez tą więź i to właśnie ona ukształtowała mnie i mój światopogląd. Ciężko mi było pogodzić się z tą stratą i żyć tak jak kiedyś ponieważ nic już nie będzie takie jak dawniej. Może to było zagmatwane ale taka właśnie byłam ja – pokręcona z ogromnym bałaganem w głowie. To był mój główny problem, by pogodzić się z tym co się stało i stanąć twardo na nogi i iść przez życie z podniesioną głową. Inną sprawą, która spędzała mi sen z powiek była kłótnia mamy z tatą, jak i moja z mamą. Przykro mi było, że mama uważała mnie za rozpieszczoną dziewczynę. Zawsze starałam się być skromna i wśród ludzi nie wywyższać się tym co mieli moi rodzice, uważałam, że to było ich bogactwo a nie moje, ponieważ ja na nie nie zapracowałam. Nie chciałam się poddać i pominąć słów mamy, zamierzałam pokazać jej, że wcale nie potrzebowałam by ona z tatą wszystko podsuwali mi pod nos. Od tej pory miałam zamiar żyć na własny rachunek i to dosłownie. Zbliżały się wakacje i to był dobry moment by znaleźć pracę i samej się utrzymywać. Chciałam to wszystko zrobić sama, bez protekcji rodziców. Planowałam nie korzystać z kart kredytowych od rodziców, sama płacić rachunki za telefon, tankować samochód, wszystkie swoje potrzeby opłacać z własnych pieniędzy. Tym samym chciałam udowodnić rodzicom a głównie mamie, że potrafiłam sama zadbać o siebie, niekoniecznie wszystko od nich dostając. Oczywiście, że nie było to łatwe ale chciałam się z tym z zmierzyć ponieważ nic nie miałam do stracenia. W znalezieniu pracy pokładałam nowe nadzieje, nie tylko finansowe ale także śmiałam twierdzić, że nowe zajęcie pozwoliłoby mi się oderwać od kłopotów.
Gdy na trzeźwo spojrzałam na boisko zauważyłam, że mecz dobiegł końca a ja kompletnie nie wiedziałam jaki był wynik i kto strzelał bramki.
- Sorry zamyśliłam się, kto wygrał? - postanowiłam spytać się siedzącego obok chłopaka by udawać przed Bartkiem, że oglądałam mecz. Miałam nadzieję, że przez swój urok osobisty i sympatyczny głos, chłopak nie odbierze mnie za wariatkę.
- W niebieskich koszulkach, 1:0. Chłopak z 4 na plecach strzelił – siedzący obok chłopak okazał się być bardzo miły i wyrozumiały. Musiał zauważyć, że się zamyśliłam.
- Dzięki – uśmiechnęłam się do sąsiada, który nie zdawał sobie sprawy z tego, że uratował moją sytuację.
- Kuba – ku mojemu zdziwieniu wyciągnął do mnie dłoń, był naprawdę uprzejmy. Nigdy wcześniej nie widziałam go w szkole, ale nie mógł być nowy ponieważ był już koniec roku szkolnego.
- Gosia – uścisnęłam Jego dłoń i odwzajemniłam czarujący uśmiech.
- Wiem – zaskoczył mnie swoim słowem, skąd wiedział kim byłam? Nie przypominałam sobie, skąd moglibyśmy się znać, ale  z Jego słów wynikało, że się nie znaliśmy, to raczej on mnie znał.
- Skąd ? - chciałam się dowiedzieć skąd mnie kojarzył. Na moje słowa Kuba zareagował olbrzymim uśmiechem.
- Ze szkoły. Aj dziewczyno nie można nie wiedzieć kim jesteś – odnosiłam wrażenie, że mnie czarował co było miłe ale trochę krępujące.
- Nie rozumiem, co we mnie takiego, że nie można nie wiedzieć? - nie uważałam siebie za popularną osobę także nie rozumiałam jego słów.
- Co ja Ci będę mówił, jesteś ładna to się mówi o Tobie – obróciłam głowę w drugą stronę bo strasznie chciało mi się śmiać. Flirtował ze mną co było dziwne, nawet bardzo. Zobaczyłam jak Bartek szedł w moją stronę i dokładnie przyglądał się mnie i chłopakowi obok.
- Dzięki, lecę bo mój chłopak idzie – pożegnałam się z Kubą i wstałam z trawnika by móc podejść do Bartka. Nie podobała mi się jego mina i sposób w jaki patrzył na mnie.
- Zmęczony ? - starałam się zachować spokój i opanowanie, jak gdyby nic się nie stało.
- Dobrze się bawiłaś? - był taki oschły i szorstki. Nie patrzył na mnie tylko na Kubę.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi – nadal byłam miła dla niego, nie chciałam się kłócić a wręcz przeciwnie, usiłowałam złagodzić jego niezadowolenie.
- O to, że chyba już Ci się znudziłem – ręce mi opadały przez jego zachowanie. Jak na moje oko był zazdrosny ale nie powinien był mnie tak traktować. Nie byłam jego własnością, nie miał mnie na wyłączność. Byłam człowiekiem i miałam prawo do kontaktów z innymi ludźmi.
- Przestań, co Ty w ogóle mówisz? Zazdrosny jesteś? O chłopaka z którym zamieniłam dwa zdania? - moje opanowanie powoli malało. Nie mogłam stać spokojnie i przyjmować słowa jakie padały pod moim adresem.
- To o czym z nim rozmawiałaś? - był dociekliwy co mnie irytowało. Stał z założonymi rękami i patrzył na mnie triumfująco, czego w ogóle nie byłam w stanie zrozumieć. Czułam, że swoimi słowami chciał mi udowodnić, że miał rację.
- O meczu. W ogóle co to za przesłuchanie? Już nie wolno mi z nikim rozmawiać? - zbuntowałam się ponieważ nie chciałam dać się zamknąć w klatce i wykonywać poleceń „pana”. Nie miał prawa mnie ograniczać i wskazywać z kim mogłam rozmawiać a z kim nie. To nie było w porządku. Bartek nic nie odpowiedział tylko poszedł dalej, wyglądało to tak jakby mnie olał. Czułam się upokorzona jego zachowaniem – Bartek! - nie chciałam pozwolić mu tak po prostu odejść, bez słowa.
- Co? - obrócił się w moją stronę ale nie podszedł bliżej. Tym razem to ja  postanowiłam zrobić kilka kroków ku niemu. Nie chciałam się poddać ale też nie zamierzałam łgać o litość.
- Dlaczego się tak zachowujesz ? - usiłowałam dowiedzieć się czym umotywowane było Jego zachowanie. Nigdy się tak nie zachowywał, nigdy taki wobec mnie nie był. Nie wiedziałam co się zmieniło, czym sobie na to zasłużyłam.
- Niby jak? - wychodziłam z siebie gdy tak ze mną rozmawiał. Denerwował mnie sposób w jaki mnie traktował. Niby widział problem ale jednak udawał, że nic się nie działo. Sam nie mógł się zdecydować. Jeżeli się zagalopował w swych poglądach to mógł się po prostu do tego przyznać.
- Nie rób ze mnie idiotki. Może spisz mi listę osób z którymi mogę rozmawiać. Widocznie nie ufasz mi skoro jesteś zły o to, że zamieniłam dosłownie dwa zdania z jakimś chłopakiem. - miałam dość tej bezsensownej rozmowy. Tym razem to ja odeszłam bez słowa a on nawet mnie nie zatrzymał.
Nie miałam ochoty siedzieć w szkole więc najpierw pojechałam na cmentarz gdzie zapaliłam znicz. Posiedziałam chwilę przed grobem Maćka starając się uspokoić i opanować szargające mną nerwy. W drodze do domu zatrzymałam się w kiosku i kupiłam kilka gazet z ogłoszeniami.
W domu panowała cisza, nikogo nie było więc wzięłam sok i od razu poszłam do swojego pokoju i zaczęłam przeglądać ogłoszenia, nawet znalazłam kilka, które mnie zainteresowały. Nie zamierzałam czekać na zbawienie więc napisałam CV i wysłałam do kilku miejsc, między innymi kawiarni, kina, pizzerii, supermarketu. Miałam nadzieję, że coś z tego wyjdzie, że ktoś się odezwie.
Resztę dnia spędziłam siedząc w samotności w pokoju, co niesamowicie pozwoliło mi odetchnąć. Wieczorem dostałam sms'a od Piotrka z podziękowaniem za pomoc. Widocznie był u taty w kancelarii i rozmawiał z nim. Głęboko wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i ułoży się po jego myśli.
Co do Bartka to nie odezwał się a ja czułam się nazbyt urażona żeby pierwsza wyciągnąć dłoń do niego.


 Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać, sama nie spodziewałam się, że tak długo mnie tutaj nie będzie. Przez długi weekend byłam bez dostępu do internetu a teraz mam ciężki tydzień na uczelni, natomiast powoli zaczynam wracać i pisać na nowo. Mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba a już niedługo kolejna :)

wtorek, 5 listopada 2013

The experience cz 87

-  Hej – uśmiechnęłam się do Filipa, który właśnie dochodził pod mój dom. Czekałam tam na Niego ponieważ nie chciałam wchodzić sama do domu.
-  Cześć, a co Ty tutaj robisz? Czekasz na mnie? - Filip był zaskoczony kiedy zobaczył mnie przed domem. Nigdy nie wyczekiwałam Go przed bramą ale zawsze musi być ten pierwszy raz.
-  Czekam. - nie zamierzałam go okłamywać ani ukrywać prawdy, nie po to go tam ściągnęłam. - Chodź, wszystko Ci opowiem ale nie będziemy rozmawiać przed domem – przywitałam się z Filipem dając mu buziaka w policzek i weszliśmy razem do domu. Było mi lżej kiedy był obok mnie, czułam się znacznie pewniej. Gdy weszliśmy do domu mama siedziała w salonie i nawet nie spojrzała w moją stronę.
-  Dzień dobry – Filip przywitał się z moją mamą a ja ani słowem się do niej nie odezwałam. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, chciałam poczekać aż najpierw tata z nią porozmawia.
-  Cześć Filip. Co u Ciebie słychać? – aż zbierało mi się na wymioty kiedy zobaczyłam jak miła była dla mojego przyjaciela. Udawała przed nim, że nic się nie stało. Nie oczekiwałam od Niej, że swoją niechęć do mnie przedłoży na niechęć do Filipa ale zachowywała się jakby naprawdę się nic nie stało. Na jej twarzy gościł taki sam uśmiech co zawsze. Ja nie byłam tak świetną aktorką co ona.
-  Wszystko w porządku – Filip uśmiechnął się do niej miło a ja stałam i czekałam aż ta sielanka się skończy.
-  Kochanie kupiłam ciasto, jest w lodówce, poczęstuj Filipa - Odnosiłam wrażenie, że bardziej dbała o to co ludzie powiedzą niż o to co było w naszej rodzinie. Potrafiła grać przed Filipem, że była wspaniałą matką i że nasza rodzina była idealna. Nie chciałam już dłużej patrzeć na ten teatrzyk więc bez słowa wzięłam go za rękę i poszliśmy do mojego pokoju. Jeszcze to słowo, kochanie, co to w ogóle miało znaczyć? Nie sądziłam, że była zdolna do takich rzeczy w imię stwarzania pozorów.
-  Nie mogę uwierzyć, Boże jaka ona jest zakłamana – nie mogłam nadziwić się zachowaniu mamy. Było mi niedobrze na same wspomnienie jej zachowania. Uważałam ją za idealną mamę a tak naprawdę nie zauważałam jej wad, byłam zaślepiona. Tak, nikt nie był idealny lecz przykro mi było, kiedy odkryłam, że moja własna mama była inna niż mi się wydawało. Jedna sytuacja wystarczyła by moje spojrzenie na nią się zmieniło. Może to zabrzmi nierealnie ale my nigdy się nie kłóciłyśmy, zawsze rozumiałyśmy się bez słów i byłyśmy sobie bliskie. Może to wszystko mi się tylko wydawało, może byłam zdenerwowana i dlatego zaczęłam źle myśleć o własnej mamie? Nie wiem, ale kompletnie jej nie rozumiałam.
-  Nie rozumiem, o mamie mówisz? - Filip był bardzo zdziwiony moimi słowami no ale nie dziwiłam mu się. Zawsze wypowiadałam się o swojej mamie w samym superlatywach lecz tego dnia bańka mydlana pękła i nie wszystko było takie kolorowe, jak do tej pory mi się wydawało.
-  Tak, pokłóciłam się z nią rano. Zrobiła mi wielkie wyrzuty ponieważ nie poszłam do szkoły a ja najzwyczajniej w świecie zaspałam. Ona cały czas mówiła, że ją zawiodłam, że złamałam umowę itp. Kurczę ale nie zrobiłam tego specjalnie.! – byłam zdenerwowana i gdy tylko Filip zamknął drzwi do mojego pokoju zaczęłam mówić jak katarynka. Musiałam się przed nim wygadać. -  Źle się wczoraj czułam i zasnęłam. Bartek zadzwonił do mnie w południe a tym samym mnie obudził i gdyby nie ten jego telefon to spałabym dalej. A co lepsze, kiedy z nim rozmawiałam miałam wrażenie, że był środek nocy, w ogóle się nie wyspałam. - siedziałam obok Filipa i starałam się przedstawić mu tą sytuację. - Mam wrażenie, że wszyscy myślą, że zwariowałam i zaraz wyląduję w psychiatryku. Filip ja już nie wiem co mam robić. Bartek ma już mnie dosyć  jak i moich humorów, powiedział mi dzisiaj, że już nie może tego znieść. Czy ja oszalałam? – byłam w amoku. Gdy to wszystko powiedziałam na głos to wydawało mi się, że faktycznie mogłam zwariować ale nie chciało mi się w to wierzyć. Jeszcze przed wczoraj było inaczej, był ten grill i byłam w bardzo dobrym humorze. Ale może to świadczyło o mojej zmienności i braku stabilizacji emocjonalnej?
-  Gosia spokojnie, nie myśl tak. Ostatnio wiele zrzuciło Ci się na głowę i to jest z przemęczenia, stresu. Pomyśl tylko przez co ostatnio przeszłaś. Niby już minęło 5 miesięcy ale czy to odczułaś? - wiedziałam o co mu chodziło. Filip wszystko wiązał ze śmiercią Maćka.
-  Czuję jakby to wszystko wydarzyło się góra tydzień temu. Pamiętam to wszystko tak dokładnie, każde Jego słowo, gest, ruch. Każdą minutę z tamtych dni. - to wszystko było niemal wyryte w mej pamięci. Nie dało się tego zapomnieć, na pewno nie w te 5 cholernych miesięcy.
-  No widzisz, to wszystko jest nadal świeże i ciągle to przeżywasz. Ja znam Cię bardzo długo i wiem jaka jesteś. Może Twoja mama czy Bartek nie zauważyli tego jak ważny Maciek był dla Ciebie, ale ja wiem kim był w Twoim życiu i wiem, że cierpisz bo Go nie ma. Mimo, że masz Bartka to tego nie da się ot tak przeżyć i dalej funkcjonować. To wcale nie znaczy, że zwariowałaś bo przecież się starasz. Twoja mama też przeżyła śmierć Maćka bo to jej syn, ale ja wiem, że Maciek był dla Ciebie nie tylko bratem. Przede wszystkim  był przyjacielem, towarzyszem, aniołem stróżem, oparciem i tak dalej i tak dalej. Chodzi o to byś znalazła w sobie siłę by żyć dalej. Gosia to, że masz wahania nastrojów to moim zdaniem jest wynikiem stresu. Powinnaś iść do lekarza i powiedzieć mu o swoich sennościach, nastrojach. Może potrzebujesz pomocy, wcale nie psychiatry ale psychologa. Znam Ciebie i wiem, że jesteś silna ale nawet takiego twardziela jak ja, przygniotło by to, przez co przechodzisz. Nie wyobrażam sobie co bym zrobił gdyby któraś z moich sióstr zmarła bo ktoś nie zachował się ostrożnie. Inaczej jest jak ktoś umiera z choroby, starości ale nie tak z dnia na dzień. – Filip robił, mówił wszystko by uspokoić obawy, które się we mnie wezbrały. Zawsze mogłam liczyć na szczerość z Jego strony i gdyby było ze mną źle, na pewno by mi o tym powiedział. -  Wiedz, że masz mnie i choćby nie wiem co się działo będę stał za Tobą murem. Jesteśmy przyjaciółmi i gdyby Tobie się coś stało, gdybyś to Ty umarła to nie poradziłbym sobie bez Ciebie. Jesteś dla mnie cholernie ważna i wiedz, że nie pozwolę Cię zamknąć w psychiatryku – uśmiechnął się do mnie chcąc mnie trochę rozpogodzić, chociaż widziałam łzy w Jego oczach. Przytuliłam się do Niego jak mała dziewczynka, trzymałam się jak rzep. To co przed chwilą powiedział, było bardzo ważne dla mnie. Szczególnie to, że nie pozwoliłby mnie zamknąć w sali ani trzymać w kaftanie bezpieczeństwa.
-  Dziękuję. Kocham Cię bardzo mocno – dobrze było mieć Jego przy sobie. Nie oceniał mnie tylko starał się mi pomóc. Gdyby nie on to poważnie pomyślałabym, że zwariowałam.
-  No, czyli nie jest z Tobą tak źle – starał się mnie rozchmurzyć i powoli jego urok osobisty działał cuda. Wstałam z kanapy i z szafki wyciągnęłam wino. Chciałam z nim przegadać co najmniej kilka godzin.
-  Teraz Ty – popatrzyłam na Niego znacząco oczekując, że teraz on zacznie się zwierzać. Chciałam odejść od mojego tematu, by resztę przemyśleć w samotności.
-  Co ja? - nie wiedział o czym mówiłam ale nie dałam mu za wygraną.
-  Co z Martyną. Opowiadaj – usiadłam wygodnie przyciskając poduszkę do brzucha. Spokojnie czekałam, aż zacznie mówić a w międzyczasie popijałam wino.
-  Ona ma chłopaka – Filip niepewnie zaczął, nie chciałam dać się zwodzić czy oszukiwać.
-  Ale wiesz, że nie ma takiego wagonu, którego nie dałoby się odczepić? - wygłosiłam wielką mądrość, która na pewno nie była najbardziej stosowna ale taka była prawda.
-  Wiesz co Ty mówisz? - Filip się oburzył ale znałam go na tyle długo, że wiedziałam o co mu chodziło. Chciał ukryć to co naprawdę czuł i myślał.
-  Ja byłam szczera z Tobą więc nie udawaj. Wiem, że ją kochasz i chodziło mi o to byś zawalczył. Później będziesz żałował, że czegoś nie zrobiłeś. - swoimi słowami pragnęłam dodać mu odwagi gdyż ewidentnie jej mu brakowało. Był  moim przyjacielem i nie mogłam pozwolić mu siedzieć bezczynnie. Martyna również była moją przyjaciółką i wiedziałam jak jej związek wyglądał oraz, że jej uczucia do Filipa wcale nie były obumarłe.
-  To mam jej rozwalić związek?  Żeby cierpiała i mam ją pocieszać? - Filip wstał z miejsca w którym siedział i spoglądał za okno. Buntował się a wcale niepotrzebnie. Teraz to on się denerwował, ale raczej nie na mnie ale na sytuację w jakiej się znalazł.
-  Nie, pokaż jej, że Ci zależy, póki jest tutaj. Wiem, że ona tęskni za Polską więc daj jej powód by tutaj wróciła bo ona go szuka. Nie mogę Ci więcej powiedzieć bo Martyna nie byłaby zadowolona z tego powodu. Nie wiem czy Wam wyjdzie bo to od Was zależy ale nie siedź bezczynnie. Nie zostawiaj tego tak. - już i tak dużo mu powiedziałam i miałam nadzieję, że nie będę tego żałować. Oczywiście, nie miałam pewności, że Martyna kochała Filipa na tyle mocno by wrócić do Polski i rzucić Chrisa ale chciałam dla niej jak najlepiej.
-  Jak rozmawialiśmy na tym grillu to było nawet normalnie. Czułem, że wiele razy pohamowywała się, pilnowała żeby nic głupiego nie zrobić. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wciąż ją kocham, że tak bardzo tęskniłem. Powiedz mi, wiedziałaś o tym? - podszedł do mnie i ukucnął przede mną. Patrzył w moje oczy jak w wyrocznię.
-  Czułam, że to iż od tamtej pory nikogo nie miałeś było właśnie z tego powodu. - wzięłam Jego twarz w swoje ręce. Klękał przede mną tak bezbronnie i wyglądał na przytłoczonego, nie wiedział co miał robić.
-  Widzisz jak Ty dobrze mnie znasz? - przesiadł się na kanapę i przytulił mnie do siebie.
-  Filip nie bój się, nic nie masz do stracenia. - moje zadanie polegało na tym by poniekąd zmusić go by posłuchał swojego serca, usłyszał rytm w jakim biło. Może, to ja się myliłam ale cała prawda była zawarta właśnie  tam, po jego lewej stronie.
-  Może masz rację – zapatrzył się w widok za oknem, myślał nad czymś i nie chciałam mu przeszkadzać. Potrzebował ciszy na przemyślenie pewnych kwestii. - Będę się zbierał. Dziękuję Ci – Filip wstał z kanapy i gorączkowo chciał już iść. Przeczuwałam, że chciał iść do Martyny. Nie mogłam go zatrzymać chociaż chciałam by został na dłużej, by poleżał ze mną, pogłaskał mnie.
-  Odprowadzę Cię – otworzyłam drzwi i usłyszałam głosy rodziców dochodzące z dołu. To nie była normalna rozmowa ale kłótnia.
-  Co jest? - Filip zwrócił się w moją stronę gdy przystanęłam przy schodach. Starałam się usłyszeć o co się kłócili.
-  Cicho – szepnęłam do przyjaciela i zeszłam dwa schodki niżej by lepiej słyszeć słowa rodziców. Filip poszedł w moje ślady i też przysłuchiwał się głośnej rozmowie.
-  Ania daj spokój, nie rozumiesz, że jest jej ciężko? - to był tata, starał się porozumieć się z mamą lecz marnie mu to wychodziło. Dawno nie był tak zdenerwowany, dodatkowo gorączkowo przechadzał się po pokoju.
-  Uspokój się bo Filip jest do góry, nie chcę by wszyscy wiedzieli o naszych problemach. - mama ściszyła głos chcąc zadbać o to byśmy niczego nie usłyszeli lecz było już za późno.
-  Tylko o to dbasz. Nasza córka cierpi a Ty myślisz tylko o tym, by ludzie się nie dowiedzieli. - tato podzielał moje zdanie. Mimo gorzkiego nastroju cieszyłam się, że miał takie samo zdanie co ja. Nie chciałam przerywać ich kłótni, dalej siedziałam na schodach z towarzyszącą mi ciekawością.
-  Myślisz, że ja nie cierpię? Po prostu źle wychowaliśmy nasze dzieci, przyzwyczailiśmy je, że zawsze dostają to czego chcą. Rozpieściliśmy je i teraz ponosimy za to konsekwencje. - mama była bardzo oburzona a jej słowa mijały się z prawdą, nie rozumiałam o co jej chodziło i do czego dążyła.
-  O czym ty mówisz?! - tata powoli nie wytrzymywał. Tak jak ja był zaskoczony słowami mamy, tylko, że on dał tego głośny wyraz.
-  O tym, że nasze dzieci zawsze wszystko miały podsuwane pod nos i robiły to co chciały. Prezenty, wyjazdy, karty kredytowe, zawsze wszystko co najlepsze. Nigdy ich nie kontrolowaliśmy a teraz do szkoły im się nie chce chodzić. Ciekawe co by było gdyby na to co mają, musieli sami zapracować? - nie podobały mi się słowa mamy, ciężko było mi tego słuchać i jeszcze wiedzieć, że Filip był obok. Przyjaciel chyba wyczuł, że robiło się coraz bardziej gorąco, złapał mnie za rękę a drugą głaskał mnie po ramieniu.
-  Nie przeginaj. Od zawsze chcieliśmy wszystkiego co najlepsze dla naszych dzieci. Uczyliśmy je, że należy cieszyć się z tego co się ma i to szanować. Mamy wspaniałe dzieci, przez 18 lat nigdy nie mieliśmy problemów z Gosią czy Marcinem. To co się z nią teraz dzieje spowodowane jest śmiercią Maćka, nie zauważasz tego? Zamiast odwracać się do niej plecami powinnaś jej pomóc. Ona straciła do Ciebie zaufanie! To do mnie przychodzi kiedy ma problem, była dzisiaj u mnie w kancelarii, chciała porozmawiać bo z Tobą nie mogła! - dziwnie było mi słuchać jak tato mnie bronił i wstawiał się za mną. Przykrość sprawiały mi słowa mamy a taty uzmysławiały mi, że miałam poważny problem, nie wiedziałam co było gorsze.
-  Zaufanie? Po prostu powiedz, że przyszła Ci naskarżyć na mnie bo w końcu jej się postawiłam. Chciała przeciągnąć Cię na swoją stronę i jej się to udało! Jak możesz być tak ślepy. Zrozum to, że ona Tobą manipuluje – już miałam dosyć, nie mogłam już dłużej tego słuchać. Dowiedziałam się co moja mama o mnie myślała i to było straszne. Nie czekałam na reakcję taty tylko zeszłam na dół trzymając Filipa za rękę. Udawałam, że niczego nie słyszałam, nie chciałam się przyznać, że podsłuchiwałam. Mimo wszystko cieszyłam się, że na własne uszy przekonałam się co mama o mnie myślała. Rodzice byli zaskoczeni gdy nas zobaczyli, ewidentnie zastanawiali się, czy coś słyszeliśmy.
-  Filip już się zbiera – wytłumaczyłam im powód naszego zejścia. Starałam się zachowywać normalnie, jakbym przed chwilą niczego nie usłyszała.
-  Już? Może zostaniesz na kolacji? - mama znowu była miła, że prawie miód wylewał się z jej ust. Tata chodził obok trzymając się ręką za czoło. Wyglądał na rozkojarzonego i zdenerwowanego, było mi przykro, że tak go to męczyło. To nie była łatwa sytuacja dla Niego, niby bronił mnie ale występował przeciwko swej żonie z którą spędził dwadzieścia lat swojego życia.
-  Dziękuję, ale mam coś do załatwienia. - Filip też stwarzał pozory jak gdyby nic przed chwilą się nie wydarzyło.
-  Odprowadzę Cię – wyszłam za Filipem z domu by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Bardzo potrzebowałam przewietrzyć płuca. Czułam się struta tym co przed chwilą dotarło do moich uszu.
-  Może chcesz bym został ? Albo możemy iść na spacer? - patrzył na mnie litościwym wzrokiem, chciał mi pomóc ale to było całkowicie zbędne. Spieszył się do Martyny i nie mogłam Go zatrzymywać.
-  Nie, wszystko jest ok. Trzymaj się – dałam mu całusa w policzek i weszłam do domu. Może trochę go spławiłam lecz nie chciałam by się litował nade mną chociaż wiedziałam, że chciał jak najlepiej. Poza tym miał do załatwienia coś ważniejszego. W domu panowała cisza a w salonie nikogo nie było. Nie miałam ochoty na rozmowy z rodzicami więc od razu poszłam do siebie.

Mam nadzieję, że wynagrodziłam Wam to czekanie :) Przepraszam Was bardzo, ale mam tyle spraw na głowie i zero wolnego czasu.