Wczoraj zasnęłam bardzo szybko i nie miałam możliwości by porozmawiać z rodzicami jak i z Marcinem. Bartka również u mnie nie było, może nie wiedział, że byłam w szpitalu i dlatego nie przyszedł? Nawet nie miałam przy sobie telefonu by Go zawiadomić. Czekałam na przyjście rodziców by z nimi porozmawiać. Zastanawiałam się nad tym, czy byli źli na mnie za to co się stało. Leżałam bezczynnie w łóżku a pielęgniarka akurat przyszła z kroplówką.
- Chciałabym do
toalety – zwróciłam się do kobiety, która zaczęła odpinać
mi rurki z dłoni.
- Proszę poczekać,
zaraz przyniosę wózek – miło uśmiechnęła się do mnie i
wyszła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Nie rozumiałam po
co wózek, przecież mogłam iść o własnych nogach. Gdy znowu się
pojawiła zawiozła mnie do toalety, gdzie mogłam załatwić
potrzeby fizjologiczne. Jak spojrzałam na swoje odbicie w lustrze,
to się przeraziłam. W pierwszej chwili nie poznałam siebie. Byłam
strasznie podpuchnięta i całkiem do siebie nie podobna. Szybko
odwróciłam wzrok, by już się bardziej nie dołować i wyszłam z
toalety. Gdy wróciłyśmy do sali, czekali już tam na mnie rodzice
wraz z Marcinem. Ucieszyłam się na ich widok i oni również
uśmiechali się w moją stronę.
- Dziękuję –
powiedziałam do pielęgniarki, która zmieniła mi kroplówkę i
poszła.
- Jak się czujesz?
- tato złapał mnie za rękę i patrzył na mnie czułym wzrokiem.
Był zmartwiony moim stanem i to było widać. Miałam wyrzuty
sumienia za to co się stało, czułam się okropnie z tym, że
stwarzałam im kłopoty. Niedawno w tym szpitalu żegnali syna, a
teraz ja tam się znalazłam.
- Dobrze, o wiele
lepiej. Przepraszam Was, nie chciałam Was zranić i dokładać Wam
zmartwień. - w głosie miałam ból i żal z powodu zaistniałej
sytuacji. Czułam się winna i było mi z tym strasznie. Zawiodłam
tatę, który mnie bronił i zawsze stawał po mojej stronie, nawet
jeżeli oznaczało to przeciwstawienie się mamie.
- Nie masz za co
przepraszać. To my zbagatelizowaliśmy Twoje zachowanie, ale teraz
odpoczywaj. - tato uśmiechał się w moją stronę a mama cały
czas milczała. Zastanawiałam się, co miałabym jej powiedzieć po
naszej kłótni, ale nie znalazłam odpowiednich słów więc i ja
milczałam. - Tu masz swoje rzeczy. Nie pogniewasz się jak Marcin z
Tobą posiedzi, a my pojedziemy do pracy?
- Nie, skąd. Bez
sensu, żebyście tu wszyscy byli. - spojrzałam na mamę, która od
razu zaczęła się zbierać i po chwili wraz z tatą pożegnała
mnie buziakiem w czoło. Nie wiedziałam jak miałam interpretować
jej zachowanie, czy czuła się winna czy wręcz przeciwnie. Marcin
zajął miejsc obok łóżka i wpatrywał się we mnie, a ja nie
wiedziałam czego miałam się spodziewać. Bardzo chciałam by mnie
wspierał ale nie oceniał.
- Martyna dzwoniła
wczoraj do Ciebie, przyjedzie dzisiaj z Filipem – Marcin wyciągnął
z torby mój telefon i położył na stoliku. Czułam, że uciekał
od tematu, jakby bał się czegoś albo szargały nim wyrzuty
sumienia z niewiadomego powodu.
- Co się dzieje? -
złapałam go za rękę by zdecydował się otworzyć przede mną,
On nawet nie chciał spojrzeć na mnie, tylko patrzył się tępo w
przestrzeń.
- To moja wina, nie
zadbałem o Ciebie. Kiedy żył Maciek to dbał o Ciebie i nigdy nie
byłaś w takim stanie. Zawaliłem – nie wierzyłam Jego słowom.
To co on mówił, było wręcz nienormalne. W jego głosie było
bardzo dużo złości, która nie była skierowana do mnie, ale
przeciwko niemu samemu, co było niedorzeczne. Musiałam
zaprotestować.
- Co Ty w ogóle
mówisz? Nie możesz tak myśleć. Jestem już dorosła i
odpowiedzialna za siebie. To jest tylko moja wina i jak ktoś tu
zwalił to wyłącznie ja. - jego zachowanie i tok myślenia
powodował, że czułam się jeszcze gorzej z tym, co się
wydarzyło. Poczułam się beznadziejna i nic nie warta. - Proszę
skończmy ten temat bo narastają we mnie wyrzuty sumienia za to, na
co Was naraziłam. Przepraszam – spojrzałam na niego błagalnym
wzrokiem, chcąc odegnać jego błędne myśli.
- Nie przepraszaj bo
nie masz za co – Marcin czule spojrzał na mnie, swoją ręką
głaskał mnie po policzku a ja zamknęłam oczy ponieważ nie
potrafiłam spojrzeć w Jego. Poczułam się słaba, miałam ochotę
płakać.
- Mam. Marcin
niemożliwym jest, by na każdym kroku wszyscy mnie pilnowali
ponieważ nie jestem małą dziewczynką. To ja muszę coś ze sobą
zrobić – zamyśliłam się na chwilę, uzmysłowiłam sobie, że
jeśli dłużej tak będzie, to zmarnuję sobie życie i jak
przyjdzie już na mnie czas, to będę czuła żal do siebie, że
nie wykorzystałam czasu jaki dał mi Bóg. Nie chciałam już dłużej
ciągnąć tego tematu. - Bartek nie dzwonił? - zdecydowałam się
na szybką zmianę tematu, by czasem się nie rozpłakać.
- Nie, słuchaj może
zadzwonić do Niego i powiedzieć mu, że jesteś w szpitalu?
Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłem ale nie było czasu,
by do kogokolwiek dzwonić. - Marcin widział mój zawód z powodu
braku Bartka. Myślałam, że chłopak sam zadzwoni, napisze, a on
nic. Zastanawiałam się, czy jeżeli nie szukał ze mną kontaktu,
to warto było go zawiadamiać, że byłam w szpitalu, lecz
wiedziałam, że po czasie będzie miał sporo żalu, że nikt do
Niego nie zadzwonił. Ja chciałabym wiedzieć o tym, jakby znalazł
się w szpitalu. Próbowałam postawić się w Jego sytuacji i nie
zasłaniać się dumą czy ambicją.
- Mógłbyś?
Powinien wiedzieć ale nie wiem czy jestem w stanie z Nim
porozmawiać – nadal nie przeszła mi złość po ostatniej
sprzeczce z Bartkiem. Byłam pełna nadziei, że od tego momentu
wszystko się zmieni, moje wahania nastrojów wiązałam tylko i
wyłącznie z brakiem jedzenia.
- Jasne – Marcin
od razu sięgnął po mój telefon i przy mnie dzwonił do mojego
chłopaka. Patrzyłam na brata dosyć niepewnie ponieważ do końca
nie byłam pewna, co zamierzał mu powiedzieć.
- Hej, tu Marcin –
słyszałam, że Marcin przedstawiał się Bartkowi, chciał mu
wyjaśnić, że to nie ja byłam rozmówcą. Z wielką
niecierpliwością czekałam na rozwój akcji - Gosia jest w
szpitalu. - po tych słowach odłożył telefon. Nie wiedziałam co
było grane. Byłam bardzo zaskoczona, że tak szybko zakończyła
się ta rozmowa, czekałam na jakieś rozwinięcie akcji a tu nagle
nastał koniec.
- Co się stało? -
pytająco spojrzałam na brata oczekując wyjaśnienia tego co
zaszło i czemu, nic więcej nie zdążył powiedzieć.
- Rozłączył się.
Chyba zaraz tu będzie – posłał mi uśmiech i już nie zdążyłam
wypowiedzieć ani słowa, ponieważ do sali wszedł lekarz w asyście
innego pana ubranego w biały fartuch.
- Proszę wyjść,
czas na obchód – mój lekarz prowadzący zwrócił się do
Marcina który dał mi całusa w czoło i posyłając mi szczery
uśmiech, pospiesznie wyszedł na korytarz. - Jak się czujesz? -
doktor zwrócił się do mnie przeglądając kartę, która była
zawieszona na łóżku, które zajmowałam.
- Dobrze. Panie
doktorze, co mi jest? - chciałam wiedzieć czy znalazł jakieś
medyczne określenie na mój stan. Gdy z powrotem założył kartę
na brzeg łóżka, usiadł na krzesełku i patrzył na mnie
spokojnym wzrokiem, który spowodował, że byłam nieco bardziej
opanowana.
- Najprościej można
by rzec, że anoreksję lecz Ty nie odchudzasz się, nie masz
zaburzonego postrzegania siebie, zdajesz sobie sprawę z tego, że
jesteś szczupła. Jest takie nieokreślone zaburzenie odżywiania
jak psychogenna utrata łaknienia. Nie leczy się tego żadnymi
środkami farmakologicznymi. My natomiast będziemy Ci podawać
kroplówki i wartościowe jedzenie by poprawić Twoje parametry.
Pielęgniarka niedługo zabierze Cię na pobranie krwi. Zostaniesz u
nas kilka dni, dopóki nie będziemy mieli pewności, że wszystko z
Tobą w porządku. Natomiast proponowałbym rozmowę z psychologiem,
tutaj w szpitalu mamy świetną panią psycholog. Twój stan
najprawdopodobniej spowodowany był stresem i nagromadzeniem emocji.
Potrzebujesz pomocy, zastanów się nad tym – uścisnął moją
dłoń i poszedł do dziewczyny leżącej ze mną w sali. Był
bardzo delikatny w swojej wypowiedzi, starał się mnie nie urazić.
Nie potrzebowałam czasu na zastanowienie się, jeżeli uważał, że
potrzebowałam psychologa to musiał mieć rację. Nie chciałam się
przed tym bronić, zaprzeczać czy czegokolwiek wyrzekać. Czułam
się świadoma powagi sytuacji i tego do czego to wszystko zaszło,
a zaszło o wiele za daleko.
- Panie doktorze?-
zwróciłam się do Niego gdy już wychodził z sali na której
leżałam,.
- Tak? - obrócił
się w moją stronę i spoglądał na mnie jakby bał się, że
gorzej się poczułam.
- Zgadzam się – z
uśmiechem na twarzy powiedziałam te słowa. On odwzajemnił mój
uśmiech i wyszedł. Od razu po nim do sali wszedł Marcin, który
opiekuńczo patrzył na mnie. Nie wiem dlaczego, ale wizyta lekarza
bardzo pozytywnie podziałała na moje samopoczucie. Poczułam, że
nie oceniał mnie a przede wszystkim próbował zrozumieć i to było
bardzo cenne.
- Co Ci powiedział
lekarz? - był ciekaw tego, co usłyszałam od lekarza. Martwił się
o mnie i każda informacja była dla Niego cenna.
- To wina stresu i
ostatnich wydarzeń – chciałam żeby tyle wiedział, chociaż
przewidywałam, że rodzice dowiedzą się reszty od lekarza, ale
nie chciałam się tym przejmować.
- Mówił, kiedy Cię
wypiszą ?
- Będę tu jeszcze
przez kilka dni. Marcin przywiózłbyś mi kilka kosmetyków i jakąś
książkę? Zanudzę się tutaj – nie lubiłam siedzieć
bezczynnie, czułam, że nic nie robiąc marnowałam czas.
- Jasne, tylko
powiedz jakie kosmetyki i co za książkę – wiedziałam, że
Marcin nie znał się na kosmetykach więc dokładnie opisałam mu
produkty, których potrzebowałam, nie było tego dużo, żel do
mycia twarzy, krem, resztę rzeczy rodzice mi przynieśli.
Poprosiłam Marcina też o ipoda. Gdy już wszystko mu wytłumaczyłam
do sali weszła Martyna z Filipem.
- Hej –
przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie miło i od razu podeszła
do łóżka, a za nią podążył Filip. Od razu przytuliła się do
mnie, tym samym chcąc przesłać mi dużo wsparcia i
przyjacielskiej miłości.
- Posiedzicie z nią
trochę a ja pojadę do domu po kilka rzeczy? - Marcin zwrócił się
do dwójki przyjaciół. Bardzo się przejmował moim stanem, dbał
o każde moje uczucie, bym nie była sama i ani przez chwilę, nie
poczuła się źle.
- Jasne – Filip
zapewnił mojego brata, że będę mieć fachową opiekę, co w cale
nie było mi potrzebne bo nie byłam obłożnie chora, ale mimo
wszystko cieszyłam się, że przyszli. To było bardzo urocze, że
od razu zjawili się by sprawdzić, jak się czułam.
- To ja niedługo
będę – Marcin dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Czułam na
sobie wtórujące spojrzenia Martyny i Filipa.
- Mama zrobiła dla
Ciebie rosół, jest jeszcze gorący więc zaraz sobie zjesz –
Filip był bardzo opiekuńczy i było mi niezmiernie miło, że
starał się mi pomóc. Chciał zadbać o mnie i przyczynić się do
poprawy stanu mojego zdrowia.
- Bardzo chętnie
lecz... – spojrzałam się na drzwi, którymi właśnie weszła
pielęgniarka wraz z wózkiem. Moi goście obrócili się w stronę
drzwi by zobaczyć na co się patrzyłam.
- Czas na badania –
zwróciła się do mnie miła kobieta w szpitalnym uniformie, po
czym zaczęła odpinać rurki od mojej ręki i podstawiła wózek
pod łóżko. Nadal nie pozwalali mi chodzić o własnych nogach
więc czy chciałam czy nie, musiałam się dostosować.
- Poczekamy tutaj na
Ciebie – Martyna uśmiechnęła się do mnie i pielęgniarka
zwiozła mnie do laboratorium. Pobrała dzienną dawkę krwi,
zrobiła EKG i jakieś inne badania.
I jak sie podoba?
Jasne świetne ^^
OdpowiedzUsuńpisz pisz dalej nie moge sie nastepnej czesci doczekac! :)
OdpowiedzUsuń<3 - mika
OdpowiedzUsuńŚwietne... Trzyma w napięciu. :)
OdpowiedzUsuńBardzo się podoba;) Z niecierpliwością czekam na kolejny... :)
OdpowiedzUsuńniech sie ogarnie i nie uzala wszystko obwinia na smierc macka musi dalej zyc !!! a po za tym swietne
OdpowiedzUsuńniestety, też uważam, że Gosia użala się nad sobą. Opowiadanie jest dobre, ale wątek śmierci Maćka i obwinianie całego świata jest już nudne. Mam nadzieję, że terapia, która Gosia ma odbyć pomoże jej i znowu zacznie żyć tak jak przed śmiercia brata.
OdpowiedzUsuńkiedy następna część ?
OdpowiedzUsuńej czemu nie dodajesz ?
OdpowiedzUsuń