sobota, 30 listopada 2013

The experience cz 91


Wczoraj zasnęłam bardzo szybko i nie miałam możliwości by porozmawiać z rodzicami jak i z Marcinem. Bartka również u mnie nie było, może nie wiedział, że byłam w szpitalu i dlatego nie przyszedł? Nawet nie miałam przy sobie telefonu by Go zawiadomić. Czekałam na przyjście rodziców by z nimi porozmawiać. Zastanawiałam się nad tym, czy byli źli na mnie za to co się stało. Leżałam bezczynnie w łóżku a pielęgniarka akurat przyszła z kroplówką.
- Chciałabym do toalety – zwróciłam się do kobiety, która zaczęła odpinać mi rurki z dłoni.
- Proszę poczekać, zaraz przyniosę wózek – miło uśmiechnęła się do mnie i wyszła zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Nie rozumiałam po co wózek, przecież mogłam iść o własnych nogach. Gdy znowu się pojawiła zawiozła mnie do toalety, gdzie mogłam załatwić potrzeby fizjologiczne. Jak spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, to się przeraziłam. W pierwszej chwili nie poznałam siebie. Byłam strasznie podpuchnięta i całkiem do siebie nie podobna. Szybko odwróciłam wzrok, by już się bardziej nie dołować i wyszłam z toalety. Gdy wróciłyśmy do sali, czekali już tam na mnie rodzice wraz z Marcinem. Ucieszyłam się na ich widok i oni również uśmiechali się w moją stronę.
- Dziękuję – powiedziałam do pielęgniarki, która zmieniła mi kroplówkę i poszła.
- Jak się czujesz? - tato złapał mnie za rękę i patrzył na mnie czułym wzrokiem. Był zmartwiony moim stanem i to było widać. Miałam wyrzuty sumienia za to co się stało, czułam się okropnie z tym, że stwarzałam im kłopoty. Niedawno w tym szpitalu żegnali syna, a teraz ja tam się znalazłam.
- Dobrze, o wiele lepiej. Przepraszam Was, nie chciałam Was zranić i dokładać Wam zmartwień. - w głosie miałam ból i żal z powodu zaistniałej sytuacji. Czułam się winna i było mi z tym strasznie. Zawiodłam tatę, który mnie bronił i zawsze stawał po mojej stronie, nawet jeżeli oznaczało to przeciwstawienie się mamie.
- Nie masz za co przepraszać. To my zbagatelizowaliśmy Twoje zachowanie, ale teraz odpoczywaj. - tato uśmiechał się w moją stronę a mama cały czas milczała. Zastanawiałam się, co miałabym jej powiedzieć po naszej kłótni, ale nie znalazłam odpowiednich słów więc i ja milczałam. - Tu masz swoje rzeczy. Nie pogniewasz się jak Marcin z Tobą posiedzi, a my pojedziemy do pracy?
- Nie, skąd. Bez sensu, żebyście tu wszyscy byli. - spojrzałam na mamę, która od razu zaczęła się zbierać i po chwili wraz z tatą pożegnała mnie buziakiem w czoło. Nie wiedziałam jak miałam interpretować jej zachowanie, czy czuła się winna czy wręcz przeciwnie. Marcin zajął miejsc obok łóżka i wpatrywał się we mnie, a ja nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Bardzo chciałam by mnie wspierał ale nie oceniał.
- Martyna dzwoniła wczoraj do Ciebie, przyjedzie dzisiaj z Filipem – Marcin wyciągnął z torby mój telefon i położył na stoliku. Czułam, że uciekał od tematu, jakby bał się czegoś albo szargały nim wyrzuty sumienia z niewiadomego powodu.
- Co się dzieje? - złapałam go za rękę by zdecydował się otworzyć przede mną, On nawet nie chciał spojrzeć na mnie, tylko patrzył się tępo w przestrzeń.
- To moja wina, nie zadbałem o Ciebie. Kiedy żył Maciek to dbał o Ciebie i nigdy nie byłaś w takim stanie. Zawaliłem – nie wierzyłam Jego słowom. To co on mówił, było wręcz nienormalne. W jego głosie było bardzo dużo złości, która nie była skierowana do mnie, ale przeciwko niemu samemu, co było niedorzeczne. Musiałam zaprotestować.
- Co Ty w ogóle mówisz? Nie możesz tak myśleć. Jestem już dorosła i odpowiedzialna za siebie. To jest tylko moja wina i jak ktoś tu zwalił to wyłącznie ja. - jego zachowanie i tok myślenia powodował, że czułam się jeszcze gorzej z tym, co się wydarzyło. Poczułam się beznadziejna i nic nie warta. - Proszę skończmy ten temat bo narastają we mnie wyrzuty sumienia za to, na co Was naraziłam. Przepraszam – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, chcąc odegnać jego błędne myśli.
- Nie przepraszaj bo nie masz za co – Marcin czule spojrzał na mnie, swoją ręką głaskał mnie po policzku a ja zamknęłam oczy ponieważ nie potrafiłam spojrzeć w Jego. Poczułam się słaba, miałam ochotę płakać.
- Mam. Marcin niemożliwym jest, by na każdym kroku wszyscy mnie pilnowali ponieważ nie jestem małą dziewczynką. To ja muszę coś ze sobą zrobić – zamyśliłam się na chwilę, uzmysłowiłam sobie, że jeśli dłużej tak będzie, to zmarnuję sobie życie i jak przyjdzie już na mnie czas, to będę czuła żal do siebie, że nie wykorzystałam czasu jaki dał mi Bóg. Nie chciałam już dłużej ciągnąć tego tematu. - Bartek nie dzwonił? - zdecydowałam się na szybką zmianę tematu, by czasem się nie rozpłakać.
- Nie, słuchaj może zadzwonić do Niego i powiedzieć mu, że jesteś w szpitalu? Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłem ale nie było czasu, by do kogokolwiek dzwonić. - Marcin widział mój zawód z powodu braku Bartka. Myślałam, że chłopak sam zadzwoni, napisze, a on nic. Zastanawiałam się, czy jeżeli nie szukał ze mną kontaktu, to warto było go zawiadamiać, że byłam w szpitalu, lecz wiedziałam, że po czasie będzie miał sporo żalu, że nikt do Niego nie zadzwonił. Ja chciałabym wiedzieć o tym, jakby znalazł się w szpitalu. Próbowałam postawić się w Jego sytuacji i nie zasłaniać się dumą czy ambicją.
- Mógłbyś? Powinien wiedzieć ale nie wiem czy jestem w stanie z Nim porozmawiać – nadal nie przeszła mi złość po ostatniej sprzeczce z Bartkiem. Byłam pełna nadziei, że od tego momentu wszystko się zmieni, moje wahania nastrojów wiązałam tylko i wyłącznie z brakiem jedzenia.
- Jasne – Marcin od razu sięgnął po mój telefon i przy mnie dzwonił do mojego chłopaka. Patrzyłam na brata dosyć niepewnie ponieważ do końca nie byłam pewna, co zamierzał mu powiedzieć.
- Hej, tu Marcin – słyszałam, że Marcin przedstawiał się Bartkowi, chciał mu wyjaśnić, że to nie ja byłam rozmówcą. Z wielką niecierpliwością czekałam na rozwój akcji - Gosia jest w szpitalu. - po tych słowach odłożył telefon. Nie wiedziałam co było grane. Byłam bardzo zaskoczona, że tak szybko zakończyła się ta rozmowa, czekałam na jakieś rozwinięcie akcji a tu nagle nastał koniec.
- Co się stało? - pytająco spojrzałam na brata oczekując wyjaśnienia tego co zaszło i czemu, nic więcej nie zdążył powiedzieć.
- Rozłączył się. Chyba zaraz tu będzie – posłał mi uśmiech i już nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa, ponieważ do sali wszedł lekarz w asyście innego pana ubranego w biały fartuch.
- Proszę wyjść, czas na obchód – mój lekarz prowadzący zwrócił się do Marcina który dał mi całusa w czoło i posyłając mi szczery uśmiech, pospiesznie wyszedł na korytarz. - Jak się czujesz? - doktor zwrócił się do mnie przeglądając kartę, która była zawieszona na łóżku, które zajmowałam.
- Dobrze. Panie doktorze, co mi jest? - chciałam wiedzieć czy znalazł jakieś medyczne określenie na mój stan. Gdy z powrotem założył kartę na brzeg łóżka, usiadł na krzesełku i patrzył na mnie spokojnym wzrokiem, który spowodował, że byłam nieco bardziej opanowana.
- Najprościej można by rzec, że anoreksję lecz Ty nie odchudzasz się, nie masz zaburzonego postrzegania siebie, zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś szczupła. Jest takie nieokreślone zaburzenie odżywiania jak psychogenna utrata łaknienia. Nie leczy się tego żadnymi środkami farmakologicznymi. My natomiast będziemy Ci podawać kroplówki i wartościowe jedzenie by poprawić Twoje parametry. Pielęgniarka niedługo zabierze Cię na pobranie krwi. Zostaniesz u nas kilka dni, dopóki nie będziemy mieli pewności, że wszystko z Tobą w porządku. Natomiast proponowałbym rozmowę z psychologiem, tutaj w szpitalu mamy świetną panią psycholog. Twój stan najprawdopodobniej spowodowany był stresem i nagromadzeniem emocji. Potrzebujesz pomocy, zastanów się nad tym – uścisnął moją dłoń i poszedł do dziewczyny leżącej ze mną w sali. Był bardzo delikatny w swojej wypowiedzi, starał się mnie nie urazić. Nie potrzebowałam czasu na zastanowienie się, jeżeli uważał, że potrzebowałam psychologa to musiał mieć rację. Nie chciałam się przed tym bronić, zaprzeczać czy czegokolwiek wyrzekać. Czułam się świadoma powagi sytuacji i tego do czego to wszystko zaszło, a zaszło o wiele za daleko.
- Panie doktorze?- zwróciłam się do Niego gdy już wychodził z sali na której leżałam,.
- Tak? - obrócił się w moją stronę i spoglądał na mnie jakby bał się, że gorzej się poczułam.
- Zgadzam się – z uśmiechem na twarzy powiedziałam te słowa. On odwzajemnił mój uśmiech i wyszedł. Od razu po nim do sali wszedł Marcin, który opiekuńczo patrzył na mnie. Nie wiem dlaczego, ale wizyta lekarza bardzo pozytywnie podziałała na moje samopoczucie. Poczułam, że nie oceniał mnie a przede wszystkim próbował zrozumieć i to było bardzo cenne.
- Co Ci powiedział lekarz? - był ciekaw tego, co usłyszałam od lekarza. Martwił się o mnie i każda informacja była dla Niego cenna.
- To wina stresu i ostatnich wydarzeń – chciałam żeby tyle wiedział, chociaż przewidywałam, że rodzice dowiedzą się reszty od lekarza, ale nie chciałam się tym przejmować.
- Mówił, kiedy Cię wypiszą ?
- Będę tu jeszcze przez kilka dni. Marcin przywiózłbyś mi kilka kosmetyków i jakąś książkę? Zanudzę się tutaj – nie lubiłam siedzieć bezczynnie, czułam, że nic nie robiąc marnowałam czas.
- Jasne, tylko powiedz jakie kosmetyki i co za książkę – wiedziałam, że Marcin nie znał się na kosmetykach więc dokładnie opisałam mu produkty, których potrzebowałam, nie było tego dużo, żel do mycia twarzy, krem, resztę rzeczy rodzice mi przynieśli. Poprosiłam Marcina też o ipoda. Gdy już wszystko mu wytłumaczyłam do sali weszła Martyna z Filipem.
- Hej – przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie miło i od razu podeszła do łóżka, a za nią podążył Filip. Od razu przytuliła się do mnie, tym samym chcąc przesłać mi dużo wsparcia i przyjacielskiej miłości.
- Posiedzicie z nią trochę a ja pojadę do domu po kilka rzeczy? - Marcin zwrócił się do dwójki przyjaciół. Bardzo się przejmował moim stanem, dbał o każde moje uczucie, bym nie była sama i ani przez chwilę, nie poczuła się źle.
- Jasne – Filip zapewnił mojego brata, że będę mieć fachową opiekę, co w cale nie było mi potrzebne bo nie byłam obłożnie chora, ale mimo wszystko cieszyłam się, że przyszli. To było bardzo urocze, że od razu zjawili się by sprawdzić, jak się czułam.
- To ja niedługo będę – Marcin dał mi buziaka w czoło i wyszedł. Czułam na sobie wtórujące spojrzenia Martyny i Filipa.
- Mama zrobiła dla Ciebie rosół, jest jeszcze gorący więc zaraz sobie zjesz – Filip był bardzo opiekuńczy i było mi niezmiernie miło, że starał się mi pomóc. Chciał zadbać o mnie i przyczynić się do poprawy stanu mojego zdrowia.
- Bardzo chętnie lecz... – spojrzałam się na drzwi, którymi właśnie weszła pielęgniarka wraz z wózkiem. Moi goście obrócili się w stronę drzwi by zobaczyć na co się patrzyłam.
- Czas na badania – zwróciła się do mnie miła kobieta w szpitalnym uniformie, po czym zaczęła odpinać rurki od mojej ręki i podstawiła wózek pod łóżko. Nadal nie pozwalali mi chodzić o własnych nogach więc czy chciałam czy nie, musiałam się dostosować.
- Poczekamy tutaj na Ciebie – Martyna uśmiechnęła się do mnie i pielęgniarka zwiozła mnie do laboratorium. Pobrała dzienną dawkę krwi, zrobiła EKG i jakieś inne badania.


I jak sie podoba?

9 komentarzy:

  1. Jasne świetne ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz pisz dalej nie moge sie nastepnej czesci doczekac! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne... Trzyma w napięciu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się podoba;) Z niecierpliwością czekam na kolejny... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. niech sie ogarnie i nie uzala wszystko obwinia na smierc macka musi dalej zyc !!! a po za tym swietne

    OdpowiedzUsuń
  6. niestety, też uważam, że Gosia użala się nad sobą. Opowiadanie jest dobre, ale wątek śmierci Maćka i obwinianie całego świata jest już nudne. Mam nadzieję, że terapia, która Gosia ma odbyć pomoże jej i znowu zacznie żyć tak jak przed śmiercia brata.

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy następna część ?

    OdpowiedzUsuń
  8. ej czemu nie dodajesz ?

    OdpowiedzUsuń