Hej!
Wiem, że wszyscy z niecierpliwością czekaliście na The new life, dlatego dzisiaj przygotowałam dla Was małą niespodziankę! Wiem, że ta część będzie "zwyczajna" i może nie ma w niej nic odkrywczego a tym bardziej porywczego, ale chciałam byście mogli lepiej poznać Sylwię i to jak przeżywa zmianę miejsca i reaguje na poznawanie nowych ludzi. Mam nadzieję, że teraz większą uwagę zwrócicie na jej emocje i percepcję otoczenia jej oczami.
Zapraszam do czytania, a nowy post już niebawem!
Gdy w środę po zajęciach wróciłam do mieszkania, od
razu zaczęłam się szykować na pierwszy dzień pracy. Nie
wiedziałam w co miałam się ubrać, przecież przez cały czas miałam być na
zmywaku, ale zależało mi na tym, aby zrobić dobre wrażenie na pracodawcy by finalnie
dostać tą pracę. Zdawałam sobie sprawę, że zmywanie naczyń nie wymagało jakichś
większych umiejętności, szczególnie, że już to kiedyś robiłam, ale i tak czułam
się niepewnie.
Krzątałam się po pokoju przebierając się
co chwilę, wciąż nie mogąc się na nic zdecydować… Czułam, że potrzebowałam
nowych ubrań i byłam zła na siebie za to, że wcześniej o tym nie pomyślałam.
Postanowiłam przymknąć oczy i po prostu ubrać zwykłe spodnie i czarny T-shirt.
Włosy związałam w kucyk i powiedzmy, że byłam gotowa.
Nie sądziłam, że aż tak bardzo będę się
denerwowała. Na chwiejnych nogach wyszłam z pokoju i natknęłam się na Gosię,
która akurat znajdowała się w kuchni.
- Hej – delikatnie się do niej
uśmiechnęłam i udałam się do przedpokoju.
- Hej, wychodzisz? – dziewczyna jedząc
jabłko, stała oparta o ścianę i przyglądała się moim poczynaniom.
- Tak, idę na dzień próbny do pracy…
Powiedz, jak wyglądam? Tylko szczerze – wyprostowałam się i wpatrywałam się w
dziewczynę chcąc jak najwięcej wyczytać z jej twarzy.
- Jakbyś miała żałobę – widziałam
konsternację w jej oczach, jakby bała się mojej reakcji na swoje słowa.
- Wiedziałam… - usiadłam na szafce z
butami i już całkowicie zwątpiłam czy dobrze robiłam idąc tam.
- Hej, nie poddawaj się, wstawaj –
dziewczyna podeszła do mnie z wyciągniętymi dłońmi – zaraz sobie z tym
poradzimy – jej uśmiech był uspokajający, ponieważ ona miała w sobie coś
takiego, że szybko wzbudzała zaufanie. Pierwszy raz w życiu byłam w stanie
komuś zaufać. Gdy weszłyśmy do jej pokoju, Gosia podeszła do szafy i wyciągnęła
zwykły biały T-shirt z jakimiś nadrukami oraz malinowy rozpinany sweterek –
Ubierz to.
- Ale ja nie mogę, pobrudzę ci – patrząc
na ubrania, które trzymałam w dłoni i dotykając ich materiału, byłam pewna, że
koszt tych rzeczy przewyższał wartość wszystkich moich ubrań. Nie było mnie
stać na ich odkupienie w razie gdybym niechcący je pobrudziła, a praca na
zmywaku rodziła duże prawdopodobieństwo, że właśnie tak będzie.
- Sylwia, to tylko ubrania, rzeczy, nie
jestem do nich przywiązana – nadal byłam rozdarta i naprawdę czułam, że nie powinnam
była ich pożyczać – Przebieraj się, bo inaczej się spóźnisz – biorąc głęboki oddech
udałam się do łazienki, gdzie pokornie ubrałam otrzymane ubrania. Patrząc w
lustro czułam się dziwnie. Wyglądałam lekko, świeżo i nawet odrobinę dziewczęco.
Nigdy nic nie ubrałam w takich kolorach, zazwyczaj miałam na sobie czerń,
szarość i zieleń. A teraz… Moje rozmyślanie przerwało mi pukanie do drzwi.
- I jak? – słysząc słowa Gosi, niepewnie
wyszłam z łazienki i ujrzałam jej uśmiech. – No teraz jest dobrze, jeszcze
zajmiemy się włosami – dziewczyna stanęła za mną i rozpuściła moją lichą kitkę
i zawiązała mi ją wysoko, zbierając wszystkie włosy z twarzy. Przeglądając się
w lustrze widziałam inną dziewczynę, niby za wiele się nie zmieniło, ale już
czułam się inaczej. Nie wiem czy dobrze, czy źle, było mi po prostu dziwnie. –
No uśmiechnij się, wyglądasz jakbyś szła na skazanie, a wtedy nikt ci pracy nie
da – dziewczyna złapała mnie za ramiona i raczyła szczerym uśmiechem. Patrząc
na nią, zazdrościłam jej tego jaka była, jak i tego co miała. Jej było tak
łatwo. Miała pieniądze, własne mieszkanie, super ubrania, była ładna, więc
nieważne czy miała na sobie dresy czy sukienkę i tak wyglądała modnie. Miała także
przystojnego chłopaka, który świata poza nią nie widział. Otaczało ją grono ludzi,
którzy troszczyli się o nią, jakby była centrum ich świata. A ja byłam sama. Spontanicznie przytuliłam się
do niej tłumiąc westchnienie, które chciało mi się wyrwać z ust. Przez całe
moje życie, najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała, to było właśnie poznanie Gosi.
Dała mi więcej niż ktokolwiek inny.
- Dziękuję – szybko oderwałam się od
niej, bojąc się, że może nie chciała mnie do siebie przytulić. Byłam dla niej
obca.
- Nie ma za co, pierś do przodu i powal
ich wszystkich – nie mogłam się nie roześmiać na jej słowa, więc tylko skinęłam
głową i wyszłam z mieszkania udając się do baru.
Naprawdę mocno się denerwowałam, ale
dzięki ubraniu czułam się odrobinę pewniej. Przed wejściem do lokalu wzięłam
głęboki wdech i starając się uspokoić nerwy weszłam do środka, gdzie było
naprawdę sporo osób. Siedzieli przy stolikach, raczyli się alkoholem, gdzie nie
gdzie ktoś coś jadł. Na scenie ktoś zmagał się z jakąś piosenką disco. Czułam
się dziwnie w tym miejscu, jakbym odkryła inny świat. Oczywiście wiedziałam, że
takie miejsca istniały, ale trudno było mi to wszystko ogarnąć. Ludzie sobie tam
siedzieli spokojnie, relaksowali się, bawili, wydawali pieniądze, jakby nie
mieli żadnych zmartwień i trosk. Zazdrościłam im takiego luzu, bo sama nigdy
nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus.
Podeszłam do baru, gdzie chłopak
skierował mnie na zaplecze, a zaraz po tym, do gabinetu menagera. Mężczyzna był
bardzo młody jak na takie stanowisko i szczerze powiedziawszy, spodziewałam się
kogoś znacznie starszego. Wyjaśnił mi wszystkie zasady, pokazał regulamin,
zapoznał z specyfiką miejsca i oprowadził po lokalu. Początkowo czułam się niepewnie,
bałam się, że nie będę pasowała do tego otoczenia, natomiast nikt nie dał mi
tego odczuć. Kiedy już wiedziałam co i jak, zabrałam się do pracy. Ludzie z
którymi pracowałam na kuchni, byli przyjaźni i szybko złapaliśmy kontakt i nić
porozumienia. Wszyscy byliśmy w podobnym wieku, a to, co zdecydowanie nas
łączyło to to, że byliśmy studentami. Wiem, że to były moje pierwsze godziny w
tym miejscu, ale szybko polubiłam tą pracę. A to za sprawą miłej atmosfery,
luźnego podejścia i zgranej ekipy, gdzie nikt nie dał mi odczuć, że byłam nowa,
czyli gorsza, a wręcz przeciwnie każdy się troszczył, pomagał, dawał wskazówki.
Miałam wrażenie, że oni wszyscy byli jedną wielką rodziną. Smakołyki, które
wychodziły spod rąk Huberta, czyli kucharza, były czystą poezją. Nigdy nie
jadłam niczego smaczniejszego, no chyba, że smakołyki, które Gosia przywoziła z
domu.
W ogóle miałam wrażenie, że z każdą
chwilą odkrywałam nowy świat. Moje dziewiętnaście lat życia było prawie niczym
w porównaniu z tym, co teraz spotykałam.
Przede wszystkim od czasu wyprowadzki,
poznałam ludzi, którzy byli dla mnie mili, a w przeszłości nie zdarzało
się to zbyt często, a w sumie prawie nigdy, bo nawet moi rodzice nie odnosili
sie do mnie z życzliwością.
- O matko, mówię wam co za szczyle –
moje rozmyślania nad obecną sytuacją przerwały słowa Moniki, czyli kelnerki,
która weszła do kuchnię ze zwróconym daniem. Po jej minie widziałam, że była
mocno zdenerwowana.
- Co się dzieje? – Hubert natychmiast do
niej podszedł, ponieważ to on odpowiadał za całą ekipę i to jego wszyscy na
kuchni mieliśmy się słuchać.
- Chłopak powiedział, że to śmierdzi
tłuszczem i nie będzie tego jadł. Chce mięso na normalnym tłuszczu a nie
trzydniowym oleju – dziewczyna była bardzo zła, ale od razu wyczułam, że nie na
kucharza, ale na chłopaka, który zwrócił owe danie.
- A co to za książę? Poza tym nikt nie
będzie obrażał mojego jedzenia – Hubert wziął talerz od Moniki i wyrzucił jego zawartość do kosza. Był nie tyle co
wściekły, ale poirytowany tą całą sytuacją, która wydawała mi się odrobinę śmieszna,
ponieważ chłopak, który zażądał dania beztłuszczowego, powinien chyba sobie
zamówić sałatkę, a nie smażonego kurczaka.
- Daj spokój, wielki panicz się znalazł.
Jak ja nienawidzę tych bogatych dzieciaków! – dziewczyna usiadła na krześle,
które stało obok miejsca w którym ja miałam swoje stanowisko. – Mówię ci
Sylwia, oni są sto razy gorsi od pijaków – po tych słowach, skierowanych do
mojej osoby spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Wierzę ci – nie wiedziałam co więcej
dodać. Jak nikt inny rozumiałam jej
złość, bo sama miałam styczność z takimi ludźmi na uczelni, zresztą przez całe
życie się z tym spotykałam.
- Zaraz mu zrobię takiego kurczaka, że
już nigdy tu nie przyjdzie – Hubert puścił nam oczko i zajął się gotowaniem.
Czułam, że ten gość, źle zrobił zadzierając z Hubertem, ponieważ gdybym była na
jego miejscu i gdyby coś nie pasowało mi w jedzeniu, to chyba wolałabym
pozostawić pełny talerz niż zwrócić uwagę kucharzowi, który po chwili miałby
znowu dać mi coś do zjedzenia.
- A co jeśli znowu odda mi talerz?
Hubert, ja już mam dosyć tego kpiarskiego spojrzenia i wysłuchiwania obelg – po
minie dziewczyny wnioskowałam, że prawdopodobnie miała już dosyć tej pracy. Na
jej miejscu, sama pewnie podobnie bym się czuła.
- Nie martw się, ja do niego wyjdę – nie
wiem czemu, ale ta cała sytuacja śmieszyła Huberta. Zaimponował mi tym, że wziął
na siebie to całe zdarzenie i jeszcze wyręczył dziewczynę. Podejrzewałam, że
gdyby coś podobnego spotkało każdą inną osobę z tej ekipy, to zrobiłby to samo.
Niesamowicie urósł w moich oczach i chyba wtedy tak naprawdę poczułam, że byłam
w odpowiednim miejscu. Oderwałam się od pracy i razem z Moniką zaglądałyśmy
przez drzwi, dokładnie podążając wzrokiem za Hubertem, który szedł do stolika z
owym kurczakiem. Szokiem było dla mnie to, że przy tamtym stoliku siedział
Igor, Iza, Ola i Emil. To była elita z mojej grupy ze studiów, a tym księciem
okazał się być Igor. Nie przyznałam się, że znałam tych ludzi, najzwyczajniej w
świecie było mi wstyd, że miałam styczność z tymi osobami. Po chwili
widziałyśmy jak Hubert wracał zadowolony, a jego uśmiech był wart miliona
dolarów. Obie z Moniką z wielką ciekawością patrzyłyśmy na chłopaka.
- I co? – to Monika jako pierwsza odezwała
się do kucharza, któremu uśmieszek nie schodził z ust.
- Przeprosiłem go za tamto i życzyłem
smacznego – coś mi nie grało, bo przecież Igor miał dostać „specjalnego”
kurczaka. Gdzieś tu musiał być jakiś haczyk.
- Ale przecież… - wtrąciłam się do
rozmowy, bo chyba tylko ja nie rozumiałam zaistniałej sytuacji.
- Dostanie lekkiego przeczyszczenia,
więc dzisiaj nie będzie ruchanka – na te słowa, wszyscy, jak jeden mąż,
wybuchliśmy śmiechem. Naprawdę, nie spodziewałam się aż takiego zagrania, ale
to znacznie poprawiło mi humor. Na dodatek, znałam Igora i tą całą jego świtę,
więc tym bardziej się cieszyłam, że dostał za swoje. Nie musiałam nawet tego
widzieć, wystarczyła mi świadomość, że „książę”
będzie zmagał się z gównianą sprawą,
Dalsza część pracy nadal przebiegała w
przyjaznej atmosferze, a ja pomimo bólu nóg i ogólnego wyczerpania, byłam zadowolona.
Hubert dbał o to, żebym robiła sobie przerwy, jadła, piła i w ogóle, wykazywał
się wielką serdecznością i zrozumieniem.
Największym zaskoczeniem było to, że na
koniec, chłopak wszystkim podziękował za pomoc i uścisnął każdemu dłoń. Wtedy to
po raz kolejny zrozumiałam, że byłam w odpowiednim miejscu a los nie bez powodu
postawił przede mną te wszystkie wyzwania.