Wstałam w bardzo złym humorze i nawet nie potrafiłam tego
wytłumaczyć. Rzadko mi się zdarzało wstać aż tak złą na otaczającą
rzeczywistość. Miałam tragiczne samopoczucie, być może było to związane z
sprawami iście kobiecymi, ale fakt faktem czułam się fatalnie. Nawet pogoda
wpasowała się w mój nastrój, ponieważ było szaro i ponuro. Zaczynał się
czerwiec a po lecie nie było ani śladu, można by rzec, że panowała jesień. Z
garderoby wyciągnęłam kalosze, czarną bluzę i czarne rurki. Czułam się na tyle
źle, że aż nie miałam ochoty patrzeć na siebie w lustrze. Kiedyś starałam się
pokonać swój czarny nastrój ładnie się ubierając, malując ale nie wtedy, tego
dnia kompletnie poddałam się swojej nostalgii. Włosy niedbale związałam w kucyk
i zeszłam na dół, gdzie ku mojemu zaskoczeniu nikogo nie zastałam. Nie miałam
ochoty by cokolwiek jeść więc od razu wyszłam z domu i pojechałam do szkoły. Na
parkingu oglądałam się za Bartkiem ale nigdzie go nie widziałam więc od razu
poszłam do szatni i jak tylko zostawiłam kurtkę w szafce udałam się na lekcje.
Podczas zajęć siedziałam prawie nie żywa, za żadne skarby świata nie potrafiłam
się skupić. Starałam się ogarnąć swoją głowę, odgadnąć co mnie tak trapiło ale
nic w niej nie byłam w stanie odnaleźć. Miałam ochotę schować się w jakimś
nieznanym nikomu miejscu i pobyć sama ze sobą.
Po dwóch kolejnych lekcjach poszłam na stołówkę gdzie w
końcu ujrzałam Bartka. Siedział przy stoliku z kolegami i nie wahając się ani
chwili podeszłam do nich. Bartek gdy mnie zobaczył od razu się uśmiechnął w
moją stronę i wstał by się ze mną przywitać, natomiast ja bez żadnego słowa
zamknęłam oczy i wtuliłam się w ukochanego.
- Coś się stało? - nadal stałam wtulona w chłopaka, miałam
nadzieję, że Jego bliskość oddali wszystkie moje utrapienia, których nawet nie
potrafiłam zdefiniować.
- Nic, tylko fatalnie się dzisiaj czuję i chciałam po
prostu przytulić się do Ciebie – nie odrywałam się od Niego nawet na moment.
Bartek chyba wyczuł mój podły nastrój bo przytulił mnie mocniej. Chciało mi się
płakać ze swojej bezsilności i takiej towarzyszącej mi beznadziejności, którą
odczuwałam.
- Później pogadamy – Bartek zwrócił się do kolegów po czym
wziął plecak i wyszliśmy ze stołówki. Nic się nie odzywałam bo nawet nie
wiedziałam co miałam mu powiedzieć, po prostu każdy mógł mieć czasem gorszy
dzień. - Gosia, a Ty czasem nie jesteś w ciąży? - Bartek swoim głosem przerwał
panującą ciszę a tym samym spowodował, że spojrzałam na Niego jak na idiotę,
który nic nie rozumiał a na dodatek wysuwał głupkowate teorie. Jego słowa
dodatkowo połechtały mój gniew i ogarniająca mnie złość. Nie wiedziałam jaka
głupota w Jego głowie podsunęła to pytanie.
- Nie, przecież okres mam – powiedziałam to jakby było to
oczywiste ale później jak nad tym myślałam to doszłam do wniosku, że skąd on
niby miałby to wiedzieć a tym samym zrobiłam z siebie kretynkę.
- To już wszystko wiadomo...- Bartek nie dokończył tylko
spojrzał w bok a mnie to jeszcze bardziej zdenerwowało, bo co to niby miało
znaczyć? Nie wiem dlaczego, ale wszystko mnie drażniło. Czułam jakby każdy
specjalnie chciał mi dopiec i jeszcze bardziej podkręcić moją złość.
- Niby co? - zatrzymałam się i spojrzałam na Niego jak się
odwracał i patrzył w moją stronę. Moje zirytowanie wzrosło gdy zobaczyłam, że
Bartek uśmiechał się sam do siebie a mnie wcale nie było do śmiechu.
- Nie nic, po prostu wy kobiety tak macie. - podszedł
bliżej mnie i ponownie chciał mnie objąć
ale swoimi rękami zatrzymałam Jego dłonie.
- Czyli jak? - patrzyłam na Niego oczekując jakiejś
racjonalnej odpowiedzi na moje pytanie a On znowu odwrócił głowę nie przestając
się uśmiechać, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Chyba to specjalnie
robił, znęcał się nade mną a to było nie do wytrzymania. Może problem tkwił we
mnie ale on zamiast mi pomóc, złagodzić moje zdenerwowanie to robił wszystko
bym była jeszcze bardziej rozzłoszczona.
- Nie każ mi proszę tego mówić na głos bo życie mi jeszcze
miłe. Zabieram Cię na lody po szkole – denerwowało mnie to, że śmiał się z
mojego nastroju ponieważ wcale nie miałam wrażenia, że był on spowodowany
sprawami biologicznymi, może ja po prostu tego nie zauważałam. Nie wiem o co
chodził, nie umiałam tego zdefiniować. Czułam, że tego dnia w ogóle nie znałam
swojego ciała.
- Nie mam na nic ochoty. Jak myślisz, że mnie utuczysz to
jesteś w błędzie a tak poza tym to planowałam po szkole skoczyć do galerii na
zakupy kosmetyczne, muszę sobie kupić jakiś krem, podkład, tusz do rzęs i inne
pierdoły o których pewnie nie masz zielonego pojęcia i nie wiesz do czego
służą. Może chcesz się ze mną wybrać i mi doradzić ? - spojrzałam na Niego
wymownie teraz ja mogłam sobie trochę z niego pożartować. Nawet mi się to udało
bo Bartek miał w oczach przerażenie.
- Wiesz co bardzo chętnie ale mam jutro sprawdzian z
matematyki, muszę się przygotować – zabawne było to, że na lody miał czas a na
zakupy już nie, lecz nie chciało mi się dalej z nim przekomarzać bo
nauczycielka akurat otwierała salę. Już nic nie mówiąc weszliśmy do klasy i ku
naszemu zaskoczeniu mieliśmy wyciągnąć kartki i pisaliśmy kartkówkę a to spowodowało,
że mój humor jeszcze się pogorszył bo całkowicie nie byłam przygotowana. Moje
niezadowolenie sięgnęło zenitu ponieważ nie miałam jak ściągać bo w zeszycie
prawie nie miałam notatek a Bartek został przesadzony do innej ławki.
- Jak poszło? - chłopak powiedział do mnie kiedy
wychodziliśmy z sali.
- Oby było 3. A Tobie? - spojrzałam na Niego i odnosiłam
wrażenie, że nawet był zadowolony.
- Nie najgorzej. To na zakupy jedziesz po lekcjach? -
odprowadzał mnie pod salę do języka polskiego a u mnie zdenerwowanie nadal się
utrzymywało po niezapowiedzianej kartkówce.
- Tak, muszę sobie zrekompensować ten paskudny dzień.
Zadzwonię do Ciebie wieczorem i porozmawiamy co? - Zatrzymałam się naprzeciwko
Niego i czekałam na jakąś Jego reakcję.
- Dobra, to do usłyszenia – pożegnał mnie buziakiem w
policzek i poszedł na swoje lekcje. Odprowadzałam go wzorkiem i dziękowałam
miłości, że dał mi taką ukochaną osobę. To było takie niesamowite,
nieuzasadnione, że można tak mocno pokochać obcą osobę, chociaż denerwował mnie
i to bardzo, ale było coś w tym uroczego.
Pozostałe lekcje minęły już spokojnie i z wielką ulgą
opuszczałam budynek szkoły. Od razu udałam się do pobliskiej galerii a w niej
do apteki po jakiś krem do twarzy. Podczas gdy stałam przed ogromnym regałem i
szukałam odpowiedniego mazidła do swojej twarzy znajomy głos wyrwał mnie z
zamyślenia.
- Gosia? - w tonie tego głosu było dużo zdziwienia i
niedowierzania. Niepewnie odwróciłam głowę w prawą stronę gdzie ujrzałam
dziewczynę będącą w moim wieku i wydawała mi się taka znajoma ale na pierwszy
rzut oka nie rozpoznałam stojącej przede mną osoby, dopiero po chwili
przypomniałam sobie skąd znałam ową dziewczynę.
- Martyna? - powiedziałam to z wielkim zaskoczeniem. Nie
wierzyłam własnym oczom. Martyna była kiedyś moją sąsiadką jak jeszcze
mieszkaliśmy w bloku. To moja rówieśniczka, uczęszczałyśmy do tego samego
przedszkola, byłyśmy w tej samej klasie w szkole podstawowej i gimnazjum. Pod
koniec 3 klasy przeprowadziła się z rodzicami do Niemiec i od tamtej pory nie miałyśmy
ze sobą kontaktu. Śmiało mogłam rzec, że byłyśmy przyjaciółkami ale Martyna z
Asią nigdy się nie lubiły i był czas kiedy lepiej rozumiałam się z Asią więc
naturalnie moje więzi z Martyną osłabły co w efekcie spowodowało, że
oddalałyśmy się od siebie. Ogromnie ucieszyłam się gdy ją zobaczyłam i od razu rzuciłyśmy się sobie
w ramiona.
- Z trudem Cię poznałam! Sorry ale nie wyglądasz najlepiej,
schudłaś, jesteś podpuchnięta i jeszcze to ubranie. Gdzie się podziała dawna
Gosia i Twój styl? - zmierzyła mnie wzorkiem od góry do dołu a ja się
zaczerwieniłam. Przy niej czułam się strasznym niechlujem. Moja koleżanka
wyglądała olśniewająco, perfekcyjnie ułożone włosy, makijaż i modne ubranie,
wyglądała schludnie i promiennie.
- Nie jestem w najlepszym momencie w swoim życiu. Ale Ty za
to wyglądasz kwitnąco. - nie mogłam się na nią napatrzeć. Była piękna,
filigranowa. Zazdrościłam Jej tego jak wyglądała.
- Byłam u Ciebie w mieszkaniu ale dowiedziałam się, że
wyprowadziliście się kilka miesięcy temu. Tak się cieszę, że Cię spotkałam.
Musimy się umówić i pogadać. Masz czas teraz? - spojrzałam na zegarek ale nawet
nie wiem po co, bo z nikim nie byłam umówiona.
- W sumie mam, tylko chciałam kupić krem i kilka rzeczy
kosmetycznych. Podejdziesz ze mną do drogerii? - uśmiechnęłam się do znajomej. Nie
wiem jak to się stało, ale mój podły nastrój z czarnym humorem gdzieś się
ulotnił. Czułam się znacznie lepiej gdy zobaczyłam znajomą twarz. Czułam, że
czekało mnie kilka fajnym dni, które chciałam spędzić z dawną przyjaciółką.
- Jasne, choć Tobie bardziej przydałby się wypad do spa.
Moja siostra otworzyła zakład w centrum miasta. Zapraszam Cię jutro,
zrelaksujesz się bo już na pierwszy rzut oka widać, że tego potrzebujesz.
- Martyna od zawsze była szczera i to w
niej najbardziej lubiłam. Nigdy nie poddawała się wpływom innych osób i nie
zmieniała swojego zdania pod naciskiem innych.
- Dzięki za zaproszenie ale nie wiem czy mogę Cię tak
naciągać – niepewnie spojrzałam na dziewczynę, która patrzyła na mnie jak na
przybysza z kosmosu.
- Przestań, chodź lepiej do tej drogerii. - zaśmiała się w
moją stronę i od razu poszłam do kasy zapłacić za wybrany krem i poszłyśmy do
pobliskiej świątyni rozpusty gdzie zrobiłam zakupy i później od razu udałyśmy
się na obiad. Dopiero wtedy gdy poczułam dochodzące zewsząd zapachy
przypomniałam sobie, że od rana nic nie jadłam a była już godzina 16.
- To co u Ciebie słychać, opowiadaj po kolei – uśmiechnęłam
się do znajomej kiedy już siedziałyśmy w knajpie i czekałyśmy na zamówione
jedzenie. Byłam ciekawa jak ułożyło się jej życie po wyjechaniu z kraju,
chociaż widać było, że życie ją rozpieszczało i była bardzo szczęśliwa.
- Przyjechałam na kilka dni do siostry. Monika
przeprowadziła się tutaj jakieś pół roku temu i otworzyła salon spa, wiesz
rodzice trochę jej pomogli, wzięła kredyt i dobrze sobie tutaj żyje. A ja nadal
mieszkam z rodzicami w Niemczech i czuję się tam nawet dobrze, chociaż na
początku nienawidziłam tego miejsca, ale teraz jest okej. Rodzice pracują, są
zadowoleni i dobrze nam się tam żyje. -
miło było jej słuchać, mówiła z takim szczęściem i pasją w głosie. -
Uczę się w szkole artystycznej, chodzę na zajęcia teatralne, śpiewu i gry na
instrumentach i uwierz mi, że to jest niesamowite. - zazdrościłam jej tego
zadowolenia i radości. Nie mogłam nadziwić się jej energii.
- Jestem pod wielkim wrażeniem, skąd Ty bierzesz tą siłę? -
przy niej czułam się jak stara babcia, już zapomniałam jak to było być radosną nastolatką,
która po prostu żyła i cieszyła się z tego co miała.
- Z życia. Poza tym to właśnie Ty mnie kiedyś tego
nauczyłaś, że nie należy się poddawać. Zawsze mama mi powtarzała, żebym brała z
Ciebie przykład. Co się z Tobą stało? Gdzie jest ta Gosia sprzed dwóch lat? -
głupio się czułam jak tak na mnie patrzyła a nie wiedziałam jak miałam jej
opowiedzieć te dwa lata. Zamilkłam na chwilę i wpatrywałam się w swoje dłonie.
Po chwili przyszedł kelner podając nam zamówione dania.
- Życie nie jest takie kolorowe jak nam się kiedyś
wydawało. - grzebałam widelcem w jedzeniu i poczułam chęć płaczu i blisko mi
było do niego. Chciałam choć na chwilę zamienić się miejscem z Martyną. Pobyć w
jej ciele i czerpać radość z jej pokładów energii.
- Coś czuję, że zbiera nam się na poważną rozmowę. Może
wpadniesz dzisiaj do Moniki, pogadamy?
- Oj nie, zapraszam Cię do siebie. Mama ucieszy się jak
Ciebie zobaczy. - uśmiechnęłam się do niej jak tylko najżyczliwiej potrafiłam.
- Dobra, przyjmuję to zaproszenie. Jedz bo wystygnie. -
Martyna mnie popędziła i już zaczęłyśmy jeść obiad. Gdy już opróżniłyśmy
talerze odwiozłam Ją do domu i umówiłyśmy się, że wpadnie do mnie około 19
ponieważ ja chciałam się jeszcze przygotować na jutrzejszy dzień w szkole a
Martyna była umówiona z siostrą.
- Mamo będziemy mieli gościa. - zwróciłam się
do mamy kiedy weszłam do domu. Kobieta siedziała przy stole i przeglądała różne
katalogi.
- Kogo masz na myśli? - odwróciła się w moją
stronę i czekała aż jej zdradzę, kto do nas wpadnie. Ja spokojnie, nie spiesząc
się podeszłam do lodówki wyciągając z niej sok.
- Martynę, spotkałam ją dzisiaj w galerii i
zaprosiłam ją do nas na noc. - z wielką radością przekazałam jej radosną
nowinę. Wiedziałam, że to ucieszy moją mamę ponieważ w dzieciństwie Martyna
była stałym gościem w naszym domu i każdy darzył ją nieposkromioną sympatią,
traktowaliśmy ją jak członka naszej rodziny.
- O matko, tyle czasu jej nie widziałam. - mama
cieszyła się równie bardzo jak ja.
- Dobra, lecę do siebie, będzie około 19 –
szybko pobiegłam do siebie i od razu wzięłam się za odrabianie lekcji i
przygotowywanie się na jutro.
Postanowiłam, że
zanim przyjdzie Martyna zadzwonię do Bartka, by móc z nim swobodnie
porozmawiać.
- Hej – odezwałam się gdy w słuchawce
usłyszałam Bartka.
- Hej, co robisz? - jego głos był miodem na mój
okropny nastrój.
- Czekam na koleżankę bo przychodzi do mnie na
noc.
- Koleżankę? - Bartek był zdziwiony i wcale mu
się nie dziwiłam. Nie miałam koleżanek, które przychodziłyby do mnie na noc. Od
razu postanowiłam mu to wszystko wytłumaczyć.
- Kiedy byłam w galerii spotkałam dawną
znajomą, nie widziałam się z nią od gimnazjum a ona na co dzień mieszka w
Niemczech więc będzie nocowała u mnie. A Ty już nauczony na jutro? - czułam się
już lepiej ponieważ byłam podekscytowana wizytą Martyny. Z radością opowiadałam
Bartkowi plany, jakie miałam na wieczór.
- Nauczony, lepiej się już czujesz?
- Tak, strasznie się cieszę, że Martyna
przyjedzie ale o tym porozmawiamy jak się zobaczymy. Chciałam z Tobą pogadać o
kwestii mieszkania. Ty masz jakąś rentę po mamie? - chciałam być z nim szczera
chociaż głupio się czułam gdy pytałam go tak wprost o pieniądze ale jeśli
miałam mu pomóc to musiałam być z nim szczera.
- Mam i co dalej? - Bartek zdawał się nie
rozumieć i być trochę znudzonym tym tematem, rozumiałam, że mógł być niewygodny
dla Niego ale nie było na to miejsca.
- A tata daje Ci jakieś pieniądze? - to było
kolejne szczere i otwarte pytanie z mojej strony ale nie miałam wyjścia.
- No tak, do czego zmierzasz?
- Zobacz, masz pieniądze z renty, od taty i za
pracę w klubie, to nie wystarczy byś sam coś wynajął? Mówię o pokoju czy o
kawalerce. Przemyśl to, przelicz koszty i zobacz czy Cię stać na to, a jak nie
to porozmawiaj z tatą czy Ci nie da więcej pieniędzy. Bo nie warto iść do sądu
skoro może sami się dogadacie? Wiedz, że ja Ci zawsze pomogę, pożyczę
pieniądze, wesprę Cię – chciałam by wiedział, że nie mówiłam tego wszystkiego
dlatego, że chciałam go zostawić z tym samego ale by dać mu racjonalne pomysły,
skierować na dobrą drogę by znalazł satysfakcjonujące go rozwiązanie jego
problemu.
- Spokojnie, przemyślę to, dzięki za pomoc i że
pamiętałaś.
- Jak mogłam zapomnieć? Przestań nawet tak
myśleć – zrobiło mi się głupio, że nawet miał taką myśl.
- Dobra, do zobaczenia jutro. - mimo wszystko
odnosiłam wrażenie, że był miły dla mnie i wziął poważnie moją propozycję.
- Do jutra.
- Gosia? - już chciałam się rozłączyć kiedy
usłyszałam swoje imię w słuchawce.
- Tak? - zdziwiłam się, że chciał jeszcze coś
mi powiedzieć.
- Kocham Cię – Jego głos był miękki i taki
miły, przytulny.
- Ja Ciebie też – z wielkim uśmiechem na twarzy
wypowiedziałam te słowa. Sprawiały mi dużo radości i pozytywnych odczuć. Zaraz
po tym rozłączyłam się i zaczęłam się szykować na przyjście Martyny.
Chciałabym, żeby ta część była wynagrodzeniem za Wasze oczekiwania jak i ostatnie krótkie posty. To wszystko wiąże się z brakiem czasu, mnóstwem dodatkowych obowiązków jak i przeprowadzką. Kolejna część będzie już stanowczo po niedzieli, około środy. Mam nadzieję, że zrozumiecie i będziecie oczekiwać :)