poniedziałek, 22 grudnia 2014

The experience cz 193

Z samego rana zadzwoniłam do Marcela i umówiłam Kamila na ścięcie. Fryzjerowi wszystko wytłumaczyłam, oraz przekazałam swoją wizję i zastrzegłam, by niezależnie od tego, co by mówił Kamil, trzymał się planu oraz własnego przekonania. Wiedziałam, że Kamil może być delikatnie zły na mnie, bo jakby nie patrzeć rządziłam się jego włosami, lecz ja tylko chciałam by wyglądał modnie i świeżo. Bardzo podobała mi się u mężczyzn fryzura al’a Justin Timberlake czy David Beckham. Generalnie chodziło o to, by boki były podgolone a grzywka zaczesana do tyłu. Prawda była taka, że grzywki u mężczyzn niesamowicie mnie pociągały. Nie miałam pojęcia czy chłopakowi przypadnie do gustu ten image, natomiast postanowiłam zaryzykować i w razie czego zastosować swój urok osobisty. Ubrałam się w biały T-shit i granatową rozkloszowaną spódnicę, oczywiście przed kolano, tak jak lubił Kamil. Ubrałam botki na obcasie i byłam gotowa. Nie wiedziałam z czego to wynikało, ale na każdym kroku chciałam mu się podobać, chciało mi się również dla siebie samej o siebie dbać, co w porównaniu do poprzednich miesięcy było dla wszystkich zaskoczeniem. Odkąd znałam się z Kamilem, ani razu nie miałam na sobie dresu, bluz i innych tego typu ubrań, oczywiście nie licząc sytuacji kiedy biegaliśmy, albo siedziałam przy książkach. Komuś to się mogło wydawać dziwne, ale przez kilka miesięcy przed poznaniem chłopaka, w ogóle nie chodziłam w sukienkach, spódnicach i ładnych, eleganckich ubraniach. Wiem, że to tylko ciuchy, ale właśnie dzięki nim czułam się atrakcyjniejsza, dostawałam komplementy i po prostu chciało mi się żyć, dbać o siebie, szukać nowych rozwiązań.
Do szkoły pojechałam już nowym samochodem, tata przez weekend wszystkim się zajął i o to w taki sposób już byłam samodzielna. To był kolejny element, który wpływał na moją tożsamość. Uwielbiałam być niezależna i  moment mojego życia, w którym akurat byłam, bardzo mnie zadowalał. Dzięki Kamilowi przełamałam wszelkie bariery i wiedziałam, że muszę iść na przód i chociażbym miała się sparzyć, to będzie to dla mnie kolejne doświadczenie. Miałam świadomość swojej siły, że niezależnie od tego co mnie spotka, podniosę się z tego i poradzę sobie, niekoniecznie sama, bo nauczyłam się prosić o pomoc i ją przyjmować.  Życie w ciągłym strachu było straszną męczarnią, jakby zaczynało brakować tlenu i po jakimś czasie to zabijało.
A teraz, powietrze dochodzące do moich płuc było takie czyste, przyjemne, niemal słodkie. Przede mną  była długa droga a związek z Kamilem, chociaż był na początkowym stadium to czułam, że był silny jak te kilkunastoletnie. Wczoraj porównałam to uczucie do swojej więzi z Maćkiem i naprawdę coś w tym było. Byłam wdzięczna losowi za tego chłopaka, czułam, że ktoś nie bez powodu mi go zesłał. Filip miał rację, ktoś zesłał mi następcę mojego Maćka. Nie chciałam się zastanawiać czy było to zdrowe, poprawne a może wieczne, chciałam po prostu z tego korzystać, cieszyć się chwilą i na szczęście nie odczuwałam żadnej presji, żadnego piętna, ciśnienia, nic… Po prostu panowała wolność, szczera relacja, która była bardzo cenna. Uśmiechałam się na myśl o Kamilu, o naszych wspólnych wspomnieniach, ale także o tym, że przyszłość miała być naszą wspólną przyszłością. Bezpieczeństwo, które akurat panowało w moim życiu powodowało, że zaczęłam kochać swoje życie, już nie byłam zła, że musiałam żyć na tym świecie i co rusz godzić się z zasadami w nim panującymi, głównie ze śmiercią. Coś było po coś. Teraz czułam, że śmierć Maćka nie poszła na marne, ktoś miał pewien plan. Oczywiście, że wolałam aby Maciek żył, tylko, że w tej sferze nie można było mieć  żadnych życzeń czy zachcianek. Maciek umarł, ale pojawił się Kamil, który był tak zaskakująco podobny, zabawny, szczery i opiekuńczy. Teraz radziłam sobie ze wspomnieniami, pielęgnowałam je, ale nie cierpiałam, wiedziałam, że ta historia ma kontynuację i to dzięki Kamilowi. On nie tylko budził we mnie tamte uczucia, ale wprowadzał w nowe, był podobny do brata, ale z drugiej strony inny. Był ciekawy, nieprzeciętny i mój.
W szkole tak naprawdę było tak jak zawsze, chodząc tam odczuwałam po prostu zwykłość, to miejsce już tak bardzo mnie nie denerwowało jak kilka miesięcy temu, uodporniłam się na widok Bartka, radziłam sobie z jego wzrokiem, ciągle też miałam poczucie, że był ktoś ważniejszy. Może to wydać się głupie, ale nawet na wzmiankę czy myśl o Kamilu, usta wykrzywiały mi się w uśmiech. Obojętnie jaką sytuację przywoływałam na myśl, to ciągle towarzyszyła mi radość. Dawno tak nie miałam i dzięki temu czułam się bardzo pogodna i gotowa do życia. Kiedyś będąc w szkole modliłam się o to, by nie spotkać Bartka, a teraz? Chciałam żeby lekcje jak najszybciej się skończyły bym mogła zobaczyć się z Kamilem, ale zanim dzisiaj miało to nastąpić były przede mną jeszcze 2 lekcje, na których musiałam się skupić, a nie dalej bujać w obłokach. Kiedy poszłam na wf, to z Martyną siedziałyśmy na ławce i chciałyśmy ze sobą pogadać. Dawno nie było do tego okazji, ja ciągle przebywałam z Kamilem, a Martyna z Filipem, chociaż los sprawił, że ich życie w przeciągu kilku miesięcy diametralnie się zmieni.
- Jak ty się w ogóle czujesz? – z uśmiechem spojrzałam na Martynę, która była nieco smutna, a może przestraszona, czy lekko przybita tym wszystkim. W końcu ciąża to była sytuacja, która ciągnęła za sobą konsekwencje już do końca życia.
- Szczerze? Obecnie nie umiem poskładać myśli, wiesz to jest takie nowe dla mnie, lekko nierealne, chociaż wiem skąd się biorą dzieci, po prostu jak na razie nie umiem sobie wyobrazić jak to będzie, to wszystko jest jak abstrakcja – widziałam w niej zagubienie i lekką konsternację nad dalszym życiem. W końcu w przeciągu kilku miesięcy wszystko miało się kompletnie zmienić.
- To jasne, że czujesz się zagubiona, kto z nas by nie był, nie? Ale masz Filipa, który jest tak szczęśliwy, że nigdy nie widziałam, by ktokolwiek bardziej cieszył się na dziecko. Będziesz miała w nim ogromne wsparcie i powinnaś mieć świadomość, że będzie cudownym ojcem. – starałam się trochę uspokoić jej obawy i sprawić, żeby trochę inaczej spojrzała na tą sytuację. Chciałam żeby też zaczęła się tym cieszyć, a nie tylko zamartwiać.
- Tak, Filip aż kipi radością, ale to nie on ma przed sobą maturę – w tej wypowiedzi dziewczyny wyczułam gorycz, widać było, że ona wcale nie cieszyła się na przyjście potomka. Miała trochę racji, jej sytuacja była znacznie trudniejsza, przecież Filip mógł normalnie chodzić na uczelnię, a ona była w bardziej skomplikowanej sytuacji.
- Ale ty masz przyjaciół, masz mnie – wtedy złapałam ją za dłonie i znacząco wpatrywałam się w oczy, musiałam dodać jej otuchy i wiary, że przecież nie była sama – Martyna ja nigdy cię nie zostawię, mam być przecież matką chrzestną. Będę ci pomagać jak tylko będę mogła, nawet jeśli miałabym z tobą zamieszkać, ale jestem pewna, że Filip stanie na wysokości zadania. Do matury jest niecałe 5 miesięcy więc spokojnie dasz radę. Od czego są przyjaciele? Będziesz mamą i to jest cudowne. Urodzisz kogoś, kto będzie z twojej i Filipa krwi, dla kogo będziesz najważniejsza. To ty dajesz mu życie i pomyśl, że już nigdy nie będziesz sama, że to dziecko zawsze będzie przy tobie… Będziesz cudowną mamą – trochę się sama wzruszyłam i widziałam także łzy w oczach Martyny. Rozumiałam jej obawy, ale nie mogły one zasłonić zalet. Trochę może jej zazdrościłam, chociaż ja byłam w bardziej skomplikowanej sytuacji.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Głuptasie – uraczyłam ją ogromnym uśmiechem i wpadłyśmy sobie w objęcia. Czułam jej strach, cała była spięta i taka niespokojna, ale wiedziałam, że z czasem zmieni nastawienie i przekona się, że jej świat się nie zawalił a zaszło tylko przemeblowanie. Później rozmawiałyśmy na temat Kamila, szczerze opowiedziałam jej o tej relacji, w sumie już związku. Dziwne było dla mnie to słowo, chyba nowość sytuacji była nadal krępująca, ale także wprawiała w nieśmiałość.
Po następnej lekcji od razu udałam się do samochodu i ku mojemu zaskoczeniu przed budynkiem czekał na mnie Kamil. Szczerze? Naprawdę się go nie spodziewałam, przecież przyjechałam swoim samochodem, myślałam, że jak będę w domu to się zdzwonimy i może chociaż na chwilę uda nam się spotkać, ale najwidoczniej miał inne plany, które w ogóle mi nie przeszkadzały. Kamil stał przy samochodzie w nowej fryzurze i byłam pod wielkim wrażeniem tego jak wyglądał, a wyglądał naprawdę pociągająco, tak hm… Nie wiem jak to nazwać, po prostu aż zagryzłam wargę na jego widok. Ta zmiana wyszła mu zdecydowanie na dobre, wyglądał na całkiem innego człowieka i cholernie mi się podobał.
- Cześć przystojniaku – czułam jak się czerwieniłam a to nie było typowe dla mnie. Stałam tam naprzeciwko niego i szczerze nie mogłam oderwać wzroku, był taki…. Do tego jeszcze jego lekki zarost... Całkowicie męski i zupełnie nieprzeciętny. Ostatnimi dniami moje pożądanie względem niego ciągle rosło i kompletnie mnie to zaskakiwało, aczkolwiek w tamtym momencie, miałam ochotę rzucić się mu w ramiona i całować każdy skrawek jego twarzy, poczuć ciepło jego rąk na moim ciele…
- Powiesz mi, co to ma być? – Kamil wskazał palcem na swoje włosy i wydawało mi się, że po prostu się zgrywał. Wyglądał naprawdę dobrze i nie miał powodów by się na mnie złościć.
- Twoje cudowne nowe włosy – lekko piszczącym głosem i z wszechogarniającą dumą odpowiedziałam mu na pytanie i zrobiłam krok do przodu i opierałam się  klatką piersiową o jego tors.
- Byłaś w zmowie z tym fryzjerem, prawda? – Kamil zacięcie grał swoja rolę, ale ja byłam pewna, ze to tylko przykrywka, zresztą on nie mógłby się na mnie gniewać, za bardzo mnie lubił.
- Takiej malutkiej – dwoma palcami pokazałam niewielką odległość, a Kamil na to moje zachowanie zaśmiał się kręcąc głową, wiedziałam, że tylko szukał potwierdzenia swoich przypuszczeń.
- Musisz mi za to zapłacić – jeszcze bardziej przysunął się w moją stronę i dotknął mnie ciepłem swoich ust, w których na dobre się zanurzyłam. Nie interesowało mnie to, że byliśmy pod szkołą, czy że ktoś, czyli Bartek, mógł nas zobaczyć. Przy Kamilu nic nie miało znaczenia, a każdy pocałunek robił takie wrażenie jakby był tym pierwszym. Kiedy oderwaliśmy od siebie usta, Kamil obejmował mnie w pasie i nadal nie przestawał mi się przyglądać.– Mógłbym cię całować i całować, masz takie chyba zaczarowane usta – po tym wyznaniu chłopak znowu zasmakował ciepła moich ust i tym razem również się nie wzbraniałam. Oglądając filmy śmieszyło mnie jak kobiety podczas pocałunku zginały jedną z nóg i wiecie co?  W tamtej chwili automatycznie sama to zrobiłam. Czułam, jakby każdy całus wznosił mnie w przestrzeń niedostępną dla przeciętnego człowieka.
- Jesteś jakiś taki nienasycony – w końcu oderwałam swoje usta i stwierdziłam, że czas zaprzestać tym wygłupom.
- Dziwisz mi się? – chłopak pytająco na mnie patrzył i delikatnie głaskał mnie po plecach. Z jego strony czułościom nie było końca i było to bardzo miłe.
- Nie flirtuj tu ze mną. Czemu w ogóle przyjechałeś po mnie skoro wracam swoim samochodem?
- Już wszystko załatwiliście? Przyzwyczaiłem się, że po ciebie przyjeżdżam – na twarzy chłopaka dostrzegłam lekki zawód… On chyba naprawdę to polubił, zresztą ja także. Czułam się wtedy bardzo kochana i ważna dla niego, w żadnym bądź razie nie osaczona, nic z tych rzeczy, po prostu widok jego przy samochodzie, czekającego na mnie był ogromną radością, w sumie od pewnego czasu dla tego widoku lubiłam nawet chodzić do szkoły.
- Ja też to lubiłam, ale nie bój się, od czasu do czasu będę coś wymyślała, żebyś mógł się tym nacieszyć. Jedziemy do mnie? – wiedziałam jedno, nie chciałam pozwolić mu jechać do swojego domu. Chciałam trochę bardziej nasycić się jego obecnością.
- A co z obiadem? Jadłaś już coś? – Kamil był opiekuńczy i widać było, że miał pewne priorytety i może nawet przyzwyczajenia, bo zawsze jak po mnie przyjeżdżał jechaliśmy na wspólny posiłek.
- Nie, ale to zjemy u mnie, co?
- No dobra, to ruszaj  swoją furą, do zobaczenia – chłopak jeszcze raz mnie ucałował a potem ja udałam się na parking, a on odczekał aż odjadę i tak „wspólnie” pokonaliśmy drogę do mojego domu.
Na miejscu zabraliśmy się za przygotowywanie obiadu i naprawdę fajnie nam to wychodziło a w międzyczasie ciągle rozmawialiśmy.
- Byłeś dzisiaj na kontroli z tym zębem? – trochę to umknęło mojej uwadze, bo Kamil ciągle rozpraszał mnie swoimi pocałunkami, ale ciągle z tyłu głowy miałam świadomość, że dzisiejszego dnia miał pojawić się w przychodni mojej mamy.
- Tak, jest już wyleczony także po bólu – chłopak naturalnie na mnie spojrzał jakby nic poza tym się nie wydarzyło, ale ja znałam swoją mamę i wiedziałam, że była po prostu kobietą, a kobiety przeważnie cierpią na przypadłość jaką była ciekawość.
- Mama o coś się ciebie wypytywała? – obawiałam się jak mama będzie się zachowywać  gdy będzie sam na sam z Kamilem, w końcu  nigdy wcześniej nie wiedziała o jego istnieniu, w sumie od kilku miesięcy o niczym nie miała pojęcia, ale to tylko i wyłącznie na własne życzenie.
- Jak to mama, martwi się o ciebie. Obie jesteście takie same, tęsknicie, ale żadna pierwsza się nie odezwie – byłam zaskoczona tym wnioskiem chłopaka i jego bezpośredniością, ale to był Kamil, więc nie wiem czemu jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam.
- Nie zmieniaj tematu, o co się pytała? – miałam do wyboru, albo wyjaśniać mu dlaczego tak się dzieje, że nie kontaktuję się z mamą, albo dowiedzieć się jak przebiegła wizyta chłopaka.
- Czy jesteśmy razem, powiedziała też, że jak byliśmy wtedy razem w przychodni to widziała troskę w twoich oczach i że wyglądasz na naprawdę szczęśliwą. A poza tym, nic więcej nie mówiła, a ja stwierdziłem, że jak zdecydujesz, że chcesz by coś więcej wiedziała, to po prostu jej to powiesz  – chłopak objął mnie w pasie i delikatnie się uśmiechał. Wydawało mi się, że słowa mojej mamy sprawiły mu ogromną radość, tak jakby był dumny, że dzięki niemu jestem szczęśliwa i miał do tego święte prawo.
- Jesteś kochany, wiesz? – patrząc w jego błękitne oczy czułam, że te oczy były wpatrzone we mnie jak w obrazek. Może to była magia zakochania, może to nadal była początkowa faza związku, ale odczuwałam ją bardzo intensywnie.
- Dlatego za mną jesteś – chłopak znowu nachylił się w moją stronę i bardzo delikatnie musnął moje usta, jakby chciał zostawić coś na później i nie dawać mi wszystkiego od razu. Uśmiechnęłam się na to zachowanie, bo czułam, że to dozowanie miłości i czułości tylko nakręcało do działania.
Zaraz po tym wróciliśmy do dalszego przygotowywania obiadu, na który to robiliśmy zapiekankę makaronową. Kiedy nasze danie znalazło się w piekarniku usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakieś bajki w telewizji. Co rusz się śmialiśmy i przedrzeźnialiśmy.
- Gosia, jutro są mikołajki i już rok temu obiecałem Kacprowi, że zabiorę go do centrum bo jest tam jakaś kraina świętego Mikołaja czy coś takiego. Nie będzie ci przykro, jak jutro się nie zobaczymy? Chyba, że chcesz iść z nami to będzie nam naprawdę miło – widok zestresowanego Kamila naprawdę nie był codziennością, on zawsze był wyluzowany i bardzo swobodny, a w tamtym momencie, odczuwałam, że czuł się niezręcznie, jakby bał się mnie zawieść.  Nie patrzył na mnie, ale tępo wbijał wzrok w moje oczy i nie trudno było zauważyć, że nie mógł doczekać się odpowiedzi z mojej strony.
- No przestań, to tylko mikołajki. Zresztą, wyjaśnimy sobie coś. – poprawiłam się na kanapie by wygodnie usiąść naprzeciwko niego, jakbym chciała podkreślić wagę swoich słów -  Ja wiem, że masz dziecko, akceptuję to i nigdy nawet na myśl mi nie przyszło by oburzać się z tego powodu. Jak mogłabym być zła, że chcesz spędzić ten dzień z dzieckiem, które tak bardzo tego pragnie? My mamy siebie na co dzień, a Kacper ma ciebie tylko od czasu do czasu i wtedy to jemu powinieneś poświęcić maksimum uwagi. -  wiedziałam jak  bardzo każde dziecko potrzebuje rodziców  i nie miałabym sumienia zabierać Kacprowi możliwości spędzania z tatą kilku godzin, nawet jeśli miałabym odejść na bok.
- Niech cię przytulę – Kamil wydawał się być zaskoczony, ale również ucieszony moimi słowami, na które ewidentnie nie znalazł odpowiedzi. Gesty mówiły wszystko.
- Głupi jesteś, wiesz? – śmiać mi się chciało z jego zachowania i strachu o moją reakcję, przecież to były tylko mikołajki i nie ważne nawet jakie by to święto nie było, nigdy nie zamierzałam robić Kamilowi problemów z tego tytułu, że spotyka się z dzieckiem, nie miałabym chyba sumienia się o to złościć. Miałam nadzieję, że nigdy w przyszłości nie zdarzy się tak, że poczuję się zła z tego powodu.
- Po prostu jeszcze nie umiem się przyzwyczaić do tego, że spotkałem anioła – chłopak na te słowa przybrał ogromny, radosny uśmiech i pokazywał swój niemal prosty zgryz.
- Dobra, to teraz ja bym chciała z tobą o czymś porozmawiać.
- Zamieniam się w słuch – siedzieliśmy sobie przytuleni na kanapie i wpatrywaliśmy się sobie w oczy i takie proste sytuacje sprawiały, że czułam się jakbym w tym domu mieszkała z Kamilem i już sami tworzyliśmy swój własny dom. To uczucie było nowe i od razu mi się spodobało, ale wiedziałam, że nie było po co się spieszyć i od razu mega poważnie do tego podchodzić.  
- Zbliżają się święta, twoje urodziny, walentynki i inne święta i tak sobie ostatnio myślałam, że fajnie byłoby zrezygnować z prezentów materialnych. Chodzi mi o to, że nie chcę się skupiać na rzeczach, ale bardziej na wspomnieniach, uczuciach, bo to pozostaje na zawsze. Zamiast kolejnej koszuli czy kompletu biżuterii fajnie jest iść do kina, na kolację, czy inną randkę a nie zachodzić w głowę co kupić i ile pieniędzy wydać, żeby nie okazało się czasem za ubogo – byłam ciekawa jak chłopak zareaguje na te słowa, ale ja już od dłuższego czasu stwierdziłam, że kolejne prezenty są zbędne, że potem tak naprawdę nie wiadomo co z nimi zrobić a tylko się gromadzą. Wolałam zamienić je na rzeczy o wartości uczuciowej, emocjonalnej.
- Wiesz, że to nawet ciekawsze? Podoba mi się – na twarzy chłopaka widziałam radość i taką szczerą, prawdziwą reakcję. Ucieszyłam się z tego, że nasze spojrzenie na świat było podobne i nie kłóciło się to z jego przekonaniami. Kiedy dawałam całusa Kamilowi, to akurat w domu pojawił się Marcin.
- Hej zakochańce – Marcin od razu do nas podszedł co spowodowało, że lekko z Kamilem odsunęliśmy się od siebie i brat dał mi całusa w policzek a Kamilowi uścisnął dłoń.
- Hej, obiad będzie za 10 minut – spojrzałam przez ramię na piekarnik i znowu skierowałam wzrok na brata.
- Dobra, to ja idę się przebrać i zaraz wracam – Marcin wracał z jakiegoś treningu co poniekąd mnie zaskoczyło, ale najwidoczniej zaczął dbać o formę.
Później tak naprawdę niewiele się działo, z Kamilem nakryliśmy do stołu, całą trójką zjedliśmy obiad a chłopaki prawie cały czas ze sobą rozmawiali o samochodach, wyścigach, sportach i innych takich. Patrząc na nich nie mogłam uwierzyć jak dobrze się dogadywali, niemal jak bracia. To była dla mnie nowość, bo z jednej strony Bartek nigdy tak nie był traktowany, a z drugiej strony to utwierdziło mnie w przekonaniu, że Kamil był podobny do Maćka. Naprawdę coś musiało w tym być, bo za dużo było tych podobieństw, okoliczności i sytuacji.

Nie składam Wam jeszcze życzeń, ponieważ mam nadzieję, że przed świętami uda mi się jeszcze do Was napisać, szczególnie teraz, gdy jestem uziemiona w łóżku.... Także piszcie jakie macie wrażenie po nowym poście, jak zwykle widzimy się na instagramie! (instagram/paulina.opowiadania)


6 komentarzy:

  1. Nie da się opisać mojej miny gdy zobaczyłem to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam tutaj 3 dni temu - w trzy dni przeczytałam całość i teraz jakoś dziwnie jest czekać na kolejną część. Ale może to dobrze bo inaczej Świąt by chyba u mnie nie było w tym roku ;-)
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne części

    OdpowiedzUsuń
  3. I znowu odplynelam gdy czytalam to opowiadanie, nawet nie zorientowalam sie kiedy sie skonczylo ;c Wesolych Świat, Madzia zyczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejną część i Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń