sobota, 26 kwietnia 2014

The experience cz 140

Od razu po pracy pojechałam do dziadków by spakować swoje rzeczy. Tego popołudnia miał po mnie przyjechać tata i tegoż dnia, miałam wrócić do domu i bardzo cieszyłam się z tego powodu, natomiast nie była to czysta radość, lecz otoczona gorzkim smakiem wydarzeń z ostatnich dni. Z Bartkiem nie widziałam się od chwili ostatniego zajścia, wczoraj nie miałam czasu by do Niego pojechać, a dzisiaj musiałam się pakować. Tylko, że sprawa z Bartkiem to nie było wszystko, była jeszcze mama z którą mój kontakt był znikomy, a wręcz wcale go nie było. Miałam jedno założenie, że gdy sytuacja w domu się unormuje, tak samo jak i ta  z Bartkiem, to chciałam się z Nią spotkać i porozmawiać, by wiedziała, że nadal miała córkę. Nie chciałam by wyglądało to tak, że kiedy rozstała się z tatą, to ja nagle sobie o niej przypomniałam, ale uznałam, że powinna była czuć moje wsparcie, dla Niej to pewnie też było trudne, w końcu była z tatą 20 lat.
Po godzinie czasu wszystko już było gotowe do znoszenia do samochodu. Czekałam tylko na tatę i myślałam o tym jak rozwiązać sytuację z Bartkiem. Sama byłam zdziwiona tym, że nie leżałam zrozpaczona w łóżku i nie zalewałam się łzami, może to przez to, że nie czułam, że mógł to być definitywny koniec, albo dlatego, że tata był moją motywacją. Miał dużo swoich zmartwień. więc nie chciałam zaprzątać mu głowy swoimi problemami. Nie chciałam pokazywać swoich słabości by Go dodatkowo nie przygnębiać.
- Gosia! – moje rozmyślania przerwał głos taty. Pełna radości i tęsknoty, od razu zbiegłam na dół i przywitałam się z  nim. Bardzo mocno mnie do siebie przytulił, jakby chciał wyrazić całą miłość do mnie w tym uścisku. Po chwili przywitał się też ze swoimi rodzicami i czule na mnie patrzył. Miał tyle radości w swoich oczach, że zazdrościłam mu tego uczucia. Ja też się cieszyłam, ale ciągle z tyłu głowy miałam świadomość tego, co spędzało mi sen z powiek.
- Spakowana? – nagle zobaczyłam jak do domu wszedł Marcin. Ucieszyłam się na Jego widok, tęskniłam za nim, a nasze kłótnie pragnęłam odłożyć w zapomnienie, bez sensu było rozdrapywać stare rany. Zamiast odpowiedzieć na zadane mi pytanie, skupiłam się na obecności brata. Podeszłam do Niego i wtuliłam się w Jego klatkę piersiową, w moich oczach znowu pojawiły się łzy.
- Przepraszam – spojrzałam mu w oczy a On, objął mnie jeszcze mocniej. Było mi wstyd za nasze zachowanie i to, że gdzieś się pogubiliśmy. Byliśmy rodzeństwem i musieliśmy się razem trzymać, a ostatnimi czasy zapomnieliśmy o tym.
- Ja też przepraszam – Marcin nie pozostawał dłużny i to mnie ucieszyło. Oboje zauważyliśmy nasze błędy i teraz mogło być tylko lepiej. To, że przyjechał razem z tatą świadczyło tylko o tym, że chciał pojednania.
- To Wy znoście rzeczy a ja porozmawiam z dziadkami – tato dał nam polecenie, a my z chęcią je wypełniliśmy. To było oczywiste, że chciał porozmawiać z rodzicami, w końcu było o czym. Pewnie nie było mu łatwo przekazać im informację o rozstaniu z moją mamą.
- Fajnie, że tata Cię przekonał – Marcin wydawał się szczerze uradowany moim powrotem, jakby nie patrząc sporo czasu mnie tam nie było, sporo czasu też się nie widzieliśmy. Już porządnie zdążyłam się stęsknić za domem i tamtym otoczeniem, choć u dziadków wcale nie było mi źle.
- Nie mogłam Go zostawić samego, teraz to On nas potrzebuje – do domu wracałam głównie dla taty i nie widziałam powodu by to ukrywać, chociaż na moją decyzję wpłynęło wiele czynników, między innymi moja rozłąka z Bartkiem, czy też dojrzałość jaką zyskałam przez ostatnie miesiące.
- To prawda, powinniśmy mu ułatwić życie a nie jeszcze dokładać zmartwień – Marcin popatrzył na mnie dość znacząco, ale wiedziałam co miał na myśli. Przez ostatni czas to głównie ja spędzałam tacie sen z powiek i czułam się z tym naprawdę źle. Miałam chyba jakieś klepki na oczach, nie zauważyłam tego co szargało tatą, że podjął aż tak drastyczną decyzję. Po tej krótkiej wymianie zdań z Marcinem zapakowaliśmy wszystkie moje rzeczy do samochodu i wraz z tatą pojechaliśmy do domu. Natomiast zanim udaliśmy się do domu postanowiliśmy, że zajedziemy jeszcze na cmentarz. Każde z nas w ciszy odmówiło modlitwę, a ja poprosiłam Maćka o jakieś wskazówki, drogowskazy co dalej robić. Byłam w kropce i to ze wszystkim. Został tydzień do mojego wyjazdu z Bartkiem w Bieszczady, ale nie wiedziałam czy coś z tego będzie, skoro Bartek się ode mnie odsunął. Nie wiedziałam też, jak zachowywać się wobec mamy i czy to ja pierwsza powinnam wyrazić chęć do rozmowy.

Kiedy wnieśliśmy wszystkie moje rzeczy do pokoju i gdy je wszystkie porozkładałam na dawne miejsca, stanęłam przed dylematem. Z jednej strony chciałam jechać do Bartka i z nim porozmawiać bo tęskniłam za nim i źle się czułam z zaistniałą sytuacją. Wczoraj cały dzień się nie odzywaliśmy i tego dnia również. Nie wiedziałam co robił, jak to znosił, a z drugiej strony czułam, że powinnam była zostać w domu, zrobić dla Nas kolację i spędzić ten wieczór z najbliższymi. Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co wybrać. Uznałam jednak, że to tata powinien coś zyskać. Straciliśmy strasznie dużo czasu na kłótnie i nieodzywanie się do siebie, więc ten wieczór należał się Jemu. Przebrałam się w jakieś wyciągnięte dresy po Maćku i zeszłam do kuchni. Po drodze minęłam gabinet taty i zobaczyłam, że pracował. On chyba miał coś w sobie z pracoholika. Dla mnie niesamowitym było to, że ciągle prawo było Jego pasją, nieustannie lubił to co robił i czerpał z tego satysfakcję.
- Zrobię kolację – wychyliłam się zza drzwi i uśmiechnęłam do taty. On tylko podniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się do mnie akceptując moje słowa. Prosto z Jego pokoju udałam się do kuchni, gdzie poddałam się ferworze myśli. Jakoś specjalnie nie lubiłam gotować, natomiast tego dnia poczułam masę inspiracji i po wejściu do kuchni moja głowa była pełna pomysłów. Zrobiłam sałatkę z serem pleśniowym i bagietką, do tego makaron z warzywami i sosem. Ładnie nakryłam stół i zadbałam o każdy detal. Zawołałam Marcina i tatę i razem, można nawet powiedzieć, że w rodzinnym gronie, zasiedliśmy do stołu.
- Słuchajcie, dziękuję Wam za to, że jesteście ze mną. Wiem, że przez ostatni raz bywało różnie, natomiast musicie wiedzieć, że Was kocham i to Wy jesteście dla mnie najważniejsi – tato patrzył to na mnie, to na Marcina. Doskonale wiedziałam o czy mówił i dlaczego to było dla Niego takie ważne.
- To my dziękujemy Ci, że jesteś z nami. – Marcina słowa były szczerą prawdą płynącą prosto z serca. Złapaliśmy tatę za ręce i spoglądaliśmy w Jego oczy, które były pełne miłości, ale też i bólu. Nie ukrywajmy, że rozstanie z mamą kosztowało Go wiele mało przyjemnych uczuć. Nie można było tego pominąć czy wyrzucić do kosza.
Później wspólnie obejrzeliśmy film na dvd i każde z nas poszło spać. To był ciężki dzień, ale i ważny dla nas wszystkich. Jutro czekał mnie ostatni dzień w pracy i porządnie musiałam się zastanowić co robić dalej. Dawno się też nie widziałam z Martyną i Filipem, czułam trochę żal do przyjaciół, że się nie odzywali, ale w końcu byli zakochani w sobie, więc podejrzewałam, że każdą wolną chwilę wspólnie spędzali. Musiałam się też wziąć za pomoc Piotrkowi, czas nas gonił a my nadal byliśmy w lesie. No i co najważniejsze - Bartek. Bałam się przyszłości i tego, że naprawdę mogłam Go stracić. Byłam świadoma, że dużo straciłam w Jego oczach, ale to co było najgorsze to, to, że ja naprawdę nic złego nie zrobiłam i nie wiedziałam jak miałam Go do tego przekonać. Był uparty i zawzięty, co wcale nie pomagało. W chwili kiedy naprawdę Jego potrzebowałam, traciłam Go. Dla mnie to też było ciężkie, że moi rodzice po tylu wspólnie spędzonych latach, byli w separacji. Mimo tego, co się działo, tliłam w sobie nadzieję, że się wszystko ułoży. Chciałam by byli razem, tak samo jak ja, chciałam być z Bartkiem.


Następnego dnia obudziłam się tak wypoczęta, jak nigdy. Nie spałam może jakoś strasznie długo, natomiast spałam w swoim łóżku i to było najważniejsze. Chyba sama nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak kochałam to miejsce i jak fajnie było móc otworzyć oczy i zobaczyć swój pokój, znajome ściany, zdjęcia na półkach, przedzierające się słońce, które rzucało promienie na centralną część pokoju. Leżałam i nie mogłam się napatrzeć na widok jaki zastałam po przebudzeniu. To wszystko było moje i było dla mnie bardzo ważne, a przez uczucia jakie w ostatnim czasie zawładnęły moim życiem, nie byłam tego wszystkiego świadoma. Czułam, że przeszłam bardzo długą drogę, ale powrót był pewnego rodzaju wynagrodzeniem. Mogłam tak leżeć jeszcze co najmniej z godzinę, ale mój organizm spłatał mi figla i domagał się jedzenia. Zeszłam do kuchni by coś zjeść, a na dole zastałam tatę.
- Hej – uśmiechnęłam się do Niego i dałam mu buziaka w policzek. Usiadłam sobie naprzeciwko Niego i zajęłam się jedzeniem.
- Jak się spało? – z tego co widziałam, tato również miał dobry humor. Mój powrót do domu, obojgu nam wychodził na dobre. Tęskniłam za wspólnymi śniadaniami i takimi zwyczajnymi rozmowami.
- Cudownie – z wielkim uśmiechem na ustach i dumna niemal jak paw, odpowiedziałam mu na pytanie. Rozśmieszyłam tatę swoimi słowami, ale taka była prawda.
- Co dzisiaj będziesz robić? – mimo, że tata co rusz zadawał mi kolejne pytania, to nie czułam się jak na przesłuchaniu, po prostu interesował się mną i chciał wiedzieć jak spędzę dzień. Był moim tatą i miał do tego prawo, a mnie nawet to pasowało. Czułam się ważna dla Niego i niczego więcej na tamten moment nie potrzebowałam, no może Bartka…
- Dzisiaj mam ostatni dzień w pracy, a później chciałam jechać do Bartka - trochę ściszyłam głos i sama nie wiedziałam dlaczego, jakiś taki głupi odruch bezwarunkowy.
- Tylko nie wróć za późno – tato wstał od stołu i pocałował mnie w policzek, po czym poszedł się ubierać. Zdawało mi się, że wyczuł iż coś nie było w porządku, ale cieszyłam się, że nie dopytywał. Zastanawiałam się, czy czasem dziadkowie nic mu nie powiedzieli, co w sumie wydawało mi się bardzo prawdopodobne. Jak tylko zjadłam, posprzątałam po stole i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i zaczęłam się ogarniać. Czas mijał mi bardzo szybko, ale i przyjemnie. Po wszystkich czynnościach pora już było się zbierać do pracy.
Trochę robiło mi się przykro na myśl, że ostatni dzień pracowałam w tym miejscu, że czas było się rozstać. Sporą sympatią obdarzyłam nie tylko samo miejsce, ale i ludzi, jakich tam poznałam, oczywiście oprócz Patrycji. To było kolejne ważne doświadczenie w moim życiu i odchodziłam z przekonaniem, że zaczerpnęłam tyle, ile tylko mogłam. Wykorzystałam je maksymalnie.
Ostatni raz też szłam korytarzem do gabinetu pani menager by wziąć papiery i pożegnać się z nią. Kiedy zapukałam do drzwi usłyszałam słowa zachęcające do wejścia.
- Dzień dobry – przywitałam się z kobietą i uśmiechnęłam się miło. Pani Kasia również była w dobrym humorze, co znacznie ułatwiło mi to sprawę.
- Siadaj. – wskazała ręką na wolne miejsce po drugiej stronie biurka i sama usiadła na swoim fotelu. – To już pewne? Chciałam Ci zaproponować pracę w weekendy – kobieta chciała zatrzymać mnie w hotelu, byłam świadoma, że zależało jej na tym, bym została, ponieważ wiązała ze mną duże nadzieje, natomiast wolałam to miejsce zostawić dla kogoś innego, komu było bardziej potrzebne.
- Naprawdę dziękuję i gdyby nie pokomplikowało się życie prywatne to na pewno bym skorzystała. – nie chciałam wchodzić w szczegóły, bo to nie powinno było nikogo interesować, natomiast uznałam, że drobne słowa wytłumaczenia należą się kobiecie, która obdarzyła mnie swoim zaufaniem i sympatią.
- No dobrze, szanuję Twoje zdanie. Jeżeli kiedyś będziesz szukała pracy czy dorywczego zajęcia, to przychodź, pytaj się i może akurat coś dla Ciebie będę miała – moja rozmówczyni cały czas była dla mnie miła i wyrozumiała.
- Dziękuję – wyciągnęłam dłoń do kobiety po czym podpisałam niezbędne dokumenty i wyszłam z gabinetu. Czułam, że traciłam bardzo wiele i świadomość, że teraz będę miała więcej czasu, była odrobinę przerażająca, ponieważ nie wiedziałam co  zrobię z tym wolnym czasem, szczególnie teraz, kiedy straciłam Bartka. Pęd życia i brak wolnej chwili, napędzało mnie do życia i czułam, że maksymalnie wykorzystywałam czas jaki Bóg mi dał.

Kiedy pożegnałam się ze wszystkimi osobami i zabrałam swoje rzeczy, pojechałam do Bartka. Byłam zestresowana i kompletnie niepewna siebie jak i Bartka. Nie wiedziałam czego miałam się spodziewać, ani nie umiałam przewidzieć Jego humoru. Niby minęły 3 dni od naszej kłótni i chłopak powinien był ochłonąć, ale to były tylko domysły. Bartek należał do osób, których w żaden sposób nie można było przewidzieć. Gdy tylko byłam na miejscu, coś w wewnątrz,  powstrzymywało mnie przed wejściem do bloku w którym Bartek wynajmował mieszkanie. Siedziałam w samochodzie i brakowało mi odwagi by otworzyć drzwi, lecz wiedziałam, że nie mogłam przed tym uciekać, a wręcz przeciwnie musiałam się z tym zmierzyć. Kochałam Go i nie mogłam mu pozwolić ot tak, po prostu odejść. Po jakiś dziesięciu minutach, kiedy się w końcu zebrałam, wyszłam z auta i weszłam do budynku. Gdy stanęłam przed drzwiami prowadzącymi do Jego mieszkania, wzięłam głęboki oddech i kilka razy zapukałam. Denerwowałam się, bo przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał. Wydawało mi się, że słyszałam muzykę dochodzącą z mieszkania, ale już sama nie byłam pewna. Z minuty na minutę narastało we mnie coraz więcej wątpliwości, które połączone były z strachem przed spotkaniem z ukochanym. Bałam się odrzucenia z Jego strony oraz tego, że będzie dla mnie oschły. Gdy już miałam odchodzić usłyszałam jak ktoś złapał za klamkę, momentalnie się odwróciłam i zobaczyłam wychylającego się Bartka. Stan, w jakim Go zastałam, bardzo mnie zaskoczył. Nie wyglądał jakoś przyjaźnie, miał na sobie tylko i wyłącznie spodnie dresowe, on sam był nieogolony oraz pijany. Jeszcze nigdy nie widziałam Go w takim stanie, zawsze zachowywał umiar, natomiast tym razem było inaczej. Nie spodziewałam się tego, że pójdzie w tą stronę, że będzie szukał ukojenia w alkoholu.
- To Ty – powiedział to z obrzydliwą niechęcią i gdy tylko mnie zobaczył, zawrócił pozostawiając otwarte drzwi. Zastanawiałam się, czy wejść, czy raczej sobie pójść bo wyraźnego zaproszenia do środka nie było, natomiast uznałam, że otwarte drzwi były swego rodzaju zachętą. W środku panował wielki rozgardiasz, było pełno pustych talerzy, jakieś opakowania po pizzy, butelki, pełna popielniczka, a przecież On nigdy nie palił. Czułam się okropnie, że to wszystko było przeze mnie, że to ja sprawiłam, że tak się zachowywał. – Czego chcesz? – Bartek ani trochę nie był dla mnie miły, a na dodatek bardzo opryskliwy. Rozglądałam się dookoła, nie mogąc uwierzyć, w to co widziałam i w to, jak się zachowywał.
- Naprawdę, tylko na to Cię stać? – nie ukrywałam swojego zaskoczenia i rozżalenia Jego zachowaniem jak i stanem, w jakim znajdowało się mieszkanie. Od razu wiedziałam, że nasza rozmowa nie będzie należała do przyjemnych, bo gdyby On, był jeszcze trzeźwy, to mogłam mieć nadzieję, że coś uda się ustalić, natomiast obecnie, wiedziałam, że poniosę porażkę, tylko jakoś nie umiałam wyjść…
- A co, mam iść zacząć się przytulać z jakąś dziewczyną? – siedział na kanapie i bezczelnie palił papierosa patrząc mi prosto w twarz. Na twarzy miał wymalowaną pogardę i to sprawiało, że ciśnienie krwi w moim organizmie wzrastało.
- Przytulać?! Serio? siedzenie naprzeciwko siebie nazywasz przytulaniem? – Bartek na wyrost interpretował to, co wtedy zobaczył. Trudno było mi się z tym pogodzić, bo wiedziałam, że naprawdę nic złego nie zrobiłam, nie zdradziłam Go i nawet o tym nie myślałam.
- Nie próbuj mi wmówić, że to było nic takiego! Gośka, siedziałaś na łóżku z byłym chłopakiem, trzymaliście się za ręce i piliście wino. To mało?! – Bartek wstał i stał bardzo blisko mnie, czułam na sobie Jego ciepło jak i ten smród jaki od Niego odchodził. Dym jaki wypuścił z ust niemalże trafił mi w twarz, a w Jego oczach było dużo bólu i żalu, dopiero wtedy zobaczyłam, jak Go zraniłam.  
- Bartek, oderwij od tego swoje domysły. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o Jego sprawie, chciałam mu pomóc, by nie poszedł do więzienia. Naprawdę aż tak bardzo wątpisz w moją miłość? Myślisz, że byłabym w stanie Cię zdradzić? – jeszcze bardziej się do Niego zbliżyłam mając nadzieję, że gdy i On poczuje moją bliskość, złamie się i zmieni nastawienie, tylko, że On wyminął mnie i odwrócił się do mnie. Może źle interpretowałam Jego zachowanie, ale chyba naprawdę podejrzewał mnie o zdradę. – Kocham Cię i nie przychodziłabym tutaj gdyby było inaczej. Do cholery, zrozum to! – mówiłam podniesionym głosem, ponieważ chciałam zaakcentować to, że prawda była jedna i leżała po mojej stronie. Nie wybielałam się, ale on musiał mnie wysłuchać, zrozumieć.
- Skończyłaś? To teraz wyjdź – nonszalancko trzymając papierosa w ręce wskazał mi kierunek w którym powinnam była podążyć. To było jak wymierzony policzek i ewidentne odrzucenie z Jego strony. Z jednej strony miałam ochotę opuścić Jego mieszkanie a z drugiej nie chciałam odchodzić.
- Wyrzucasz mnie? – wolałam się upewnić czy dobrze słyszałam i interpretowałam Jego słowa. Ten Jego bełkot był straszny a on ledwo co trzymał się na nogach. Znałam Go prawie rok czasu i nigdy nie widziałam Go pijanego, nawet lekko wciętego.
- Proszę byś wyszła, nawet tyle nie możesz dla mnie zrobić?- irytowała mnie ta Jego pewność siebie i bezczelność. Nie spodziewałam się tego po nim, myślałam, że jesteśmy dorośli i w taki sposób załatwimy nasz problem,
- Wiesz co, może faktycznie dzisiaj nie ma sensu z Tobą rozmawiać. Powinieneś się położyć bo za dużo masz alkoholu we krwi – chyba całą tą zaistniałą sytuację oraz słowa, które od Niego usłyszałam przypisywałam temu, że miał sporo promili alkoholu we krwi, chociaż ludzie w tym stanie raczej byli skłonni mówić, to co naprawdę myśleli i czuli.
- Zachowaj te kazania dla siebie i Piotrka, my już skończyliśmy. – wstał z kanapy i otworzył mi drzwi wyjściowe i czekał na to, aż opuszczę mieszkanie. Gdy spojrzałam mu w oczy, odwrócił wzrok jakby bał się, że zmięknie czy zechce mnie powstrzymać, natomiast były to tylko moje domysły. Trochę z podkulonym ogonem wyszłam od  Bartka i pojechałam do domu, marzyłam o tym, by odpocząć i trochę się zrelaksować. Zachowanie chłopaka bardzo mnie zabolało i było mi przykro, że mnie tak potraktował, natomiast wiedziałam jedno, że tak szybko z Niego nie zrezygnuję. 

Dzisiaj znowu długa część, ale mam nadzieję, że się podoba. Jak zwykle, czekam na Wasze opinie :)

piątek, 25 kwietnia 2014

The experience cz 139

Obudziłam się gdzieś około 10, kiedy to ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Z wielką nadzieją spojrzałam na telefon, że to może Bartek, ale to był tylko tata. Zastanawiałam się czy już dziadkowie poinformowali Go o tym, co  wydarzyło się poprzedniego dnia.
- Tak słucham? – lekko zaspana powiedziałam do słuchawki. Nie będę ukrywać, że byłam pełna obaw i zdziwienia dlaczego do mnie dzwonił. Od dawna nie kontaktował się ze mną, więc było jasne, że musiał mieć jakiś powód.
- Obudziłem Cię? – odniosłam wrażenie, że był trochę zmartwiony moim głosem, ale nie chciałam mu mówić, że to wcale nie było to, o czym myślał. Czułam się przybita i kompletnie pozbawiona energii.
- I tak powinnam już wstać, coś się stało? – postanowiłam od razu przejść do meritum sprawy by zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, co kryło się za tym telefonem.
- Chciałbym się z Tobą spotkać – tata nadal był bardzo tajemniczy i chyba tak samo jak ja, nie był w dobrym humorze.
- Za jakąś godzinę mogę być w kancelarii – wolałam zająć się tym od razu i mieć to z głowy. Do pracy miałam na 14, więc śmiało mogłam się z Nim spotkać. Godzina powinna była mi wystarczyć na zatuszowanie mojego paskudnego humoru a w szczególności na ukrycie oznak płaczu i dotarcie na miejsce.
- To będę czekał, do zobaczenia – tato pożegnał się ze mną, a ja od razu zwlekłam się z łóżka i założyłam pierwsze lepsze spodnie i bluzkę. Lekko się umalowałam, rozczesałam włosy i zeszłam na dół gdzie siedzieli dziadkowie. Od razu gdy mnie zobaczyli to ucichli, tak jakby nie chcieli bym usłyszała o czym rozmawiali, lecz nie trudno było się domyślić, że tematem rozmowy było wczorajsze wieczorne zajście.
- Nie musicie milczeć – dosiadłam się do stołu i spojrzałam na dziadków, którzy mieli nietęgie miny, przez co dało się wyczuć co myśleli na temat tego, co się wydarzyło. Było mi głupio, że poniekąd w tym uczestniczyli.
- Gosia nie chcemy się wtrącać, ale ten Bartek nie jest dla Ciebie – dziadek powoli zaczął swój wywód, a ja już po tym zdaniu musiałam mu przerwać i stanowczo zaprotestować. Byłam w paskudnym humorze i towarzyszyła mi złość i wrogość do innych, nawet do nich.
- Masz rację, nie powinniście się wtrącać. – było mi wstyd za swoje słowa i od razu w geście pokory, spuściłam głowę. Nie powinnam była tak z nimi rozmawiać, należał im się szacunek a na dodatek bardzo mi wczoraj pomogli, a ja jak zwykle zapomniałam pomyśleć nad swoimi słowami. – Przepraszam, ale to nie jest tak jak myślicie. On był zdenerwowany – starałam się wytłumaczyć im dlaczego to wszystko wyglądało tak jak wyglądało,  tylko miałam wrażenie, że na nic się to zdało, oni już mieli wyrobione zdanie.
- I dlatego Cię uderzył? – babcia cały czas milczała natomiast to dziadek cały czas wyrażał swoje zdanie. To on kierował tą rozmową i niemal zachowywał się jakby był moim rodzicem. To była umoralniająca rozmowa i byłam zła, że przybierał rolę takiej osoby, ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że miał do tego prawo.
- Tylko, że On mnie nie uderzył, a odepchnął. To moja wina, rzuciłam się na Niego, a On automatycznie to zrobił. Przecież On by nigdy mnie nie uderzył – nie wiedziałam dlaczego tego nie rozumieli, przecież to było jasne. Bartek tylko z pozoru wyglądał na chłopaka o wielkiej posturze, ale taki nie był. On nie był groźny i wiedziałam, że nigdy by mnie nie uderzył.
- Jeszcze siebie winisz?! Gosia nie usprawiedliwiaj Go. Nie powinien był tego zrobić i sama dobrze o tym wiesz i nie wypieraj się tego. – tym razem babcia się odezwała co sprawiło, że wiedziałam iż oboje nie dadzą się przekonać, bolało mnie ich zachowanie, ale mieli do tego prawo.
- Ale to nieporozumienie, On mnie kocha – czułam się jak desperatka i mogło to wyglądać jakbym sama siebie o tym przekonywała, ale tak nie było. Ufałam Bartkowi, znałam Go i wiedziałam, że na pewno nie chodziło mu o to, by mnie uderzył. Dalsza rozmowa o tym nie miała sensu i tak nie zdołałabym ich przekonać do swoich racji a poza tym musiałam jechać do taty. – Rozmawialiście z tatą na ten temat? – chciałam wiedzieć czego miałam się spodziewać, tata był tajemniczy a do głowy przychodziło mi tylko to.
- Nie, skąd w ogóle taki pomysł ? – babcia wydawała się być zaskoczona moim pytaniem, co sprawiło, że miałam jeszcze większy mętlik w głowie.
- Zadzwonił do mnie i chce się spotkać, myślałam, że chce o tym porozmawiać, ale widocznie jest jeszcze coś. Zbieram się, będę jakoś przed 23 – wstałam od stołu zabierając bułkę i pożegnałam się z dziadkami. Nie byłam zła na nich, mieli swoje zdanie i rozumiałam to. Martwili się o mnie i ich obawy tylko z tego wynikały.

Później pojechałam do kancelarii i gdy w wchodziłam środka czułam stres i zdenerwowanie. Miałam jakieś dziwne obawy i złe przeczucia, gdy znalazłam się w środku przywitał mnie asystent taty, który na mój widok od razu się uśmiechnął i wstał z miejsca.
- Tata już czeka na Ciebie – ton głosu miał pogodny, ale zaskoczyła mnie Jego bezpośredniość, no ale w końcu był starszy tylko o kilka lat. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa, tylko od razu weszłam do gabinetu. Tato już czekał na mnie, stał przy oknie wpatrując się w obraz zza oknem.
- Jestem – starając się schować swój czarny humor, uśmiechnęłam się miło do taty powodując, że dopiero wtedy mnie zauważył. Patrzył na mnie tak dziwnie, że naprawdę zaczynałam się bać. Znałam ten wyraz twarzy, oznaczał coś poważnego, zauważyłam też, że był pełen rozterek jakby do ostatniej chwili zwlekał z decyzją. Kompletnie nie wiedziałam co się kroiło.
- Cześć, usiądź – tata wskazał ręką na kanapę, a kiedy usiadłam, zajął miejsce obok mnie i bez słowa wziął w swoje dłonie moją dłoń. Wyglądało mi to na pożegnanie albo coś w ten deseń. Ta niepewność powodowała, że mój niepokój narastał, bałam się, że i Jego stracę.
- Co się dzieje? Chodzi o Piotrka? Proszę, nie trzymaj mnie dłużej w tej niepewności – przybrałam błagalny ton głosu i patrzyłam mu głęboko w oczy, ale nic w nich nie odnajdywałam.
- Nie, nie o Piotrka. – zamilkł i chyba szukał odpowiednich słów. Nie chciałam Go ponaglać, musiałam być cierpliwa - Po naszej ostatniej rozmowie, zdałem sobie sprawę, że miałaś rację. Dużo myślałem nad swoimi uczuciami i przepraszam Cię, że się w nich pogubiłem. Ty i Marcin jesteście dla mnie najważniejsi i nikt nie może z Wami konkurować. Moja miłość do Twojej mamy wcale nie jest silniejsza. Wydawało mi się, że to Ona miała rację, ale nie mogę pozwolić na to, by Ciebie stracić. Nie powinienem był jej popierać kiedy mówiła o Bartku, to Twoja miłość i masz prawo jej bronić, tak jak ja broniłem mamę, ale moja miłość do Ciebie jest silniejsza i chcę Cię prosić byś mi wybaczyła i wróciła do domu. – tata miał łzy w oczach a ja zareagowałam dosłownie tak samo jak On. Kiedy poruszył temat Bartka, jeszcze bardziej chciało mi się płakać, ale to nie było wtedy najważniejsze. Cieszyłam się, że usłyszałam te słowa, to oznaczało, że mnie kochał i chciał, bym nadal była Jego córką. Nie spodziewałam się, że akurat w tamtym momencie, wyciągnie do mnie pomocną dłoń. Byłabym idiotką gdybym nie doceniła Jego starań. Kiedy tak naprawdę spadałam na samo dno, to On jako pierwszy ciągnął mnie ku górze i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim momencie swojego życia się znajdowałam.
- A co z mamą? Ja się z nią chyba nigdy nie dogadam – to była ważna kwestia, ale byłam gotowa wrócić do domu tylko i wyłącznie ze względu na tatę. Byłam w stanie się poświęcić i zaryzykować.
- Mama już nie mieszka w domu, wyprowadziła się. –  te słowa wbiły mnie w kanapę. Nigdy bym się tego nie spodziewała, to był ogromny szok dla mnie. Czułam się z tym źle, bo wychodziło na to, że to wszystko przeze mnie, a ja naprawdę nie chciałam rozbijać naszej rodziny –  My już się nie potrafiliśmy dogadać, oddaliliśmy się od siebie i uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Razem z Marcinem zasługujecie na normalny dom i taki Wam postaram się stworzyć, tylko musicie mi w tym pomóc. Twoje miejsce jest w domu i proszę Cię byś wróciła. Potrzebuję Ciebie i obiecuję, że tym razem Cię nie zawiodę – było tyle czułości w Jego głosie, że miałam wrażenie, iż otulał mnie nią. To nie były chwytające gadki adwokata, ale kochającego ojca, który robił wszystko by Jego dzieciom żyło się dobrze. Musiałam Go wspierać, bo to na pewno nie było łatwe by rozstać się z żoną po 20 latach małżeństwa.  Oczywiście nic nie było przesądzone, miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zejdą i będą mądrzejsi o to doświadczenie.
- Ja też już nigdy Cię nie zawiodę i przepraszam za moje zachowanie – wtuliłam się w Niego i pragnęłam już na zawsze zostać w Jego ramionach. Pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia i rozpłakałam się. Czułam się bardzo bezpieczna kiedy mnie obejmował, szkoda tylko, że nie miał pojęcia o tym, co przeżyłam poprzedniego dnia, ale nie chciałam Go tym obarczać, miał większe problemy z którymi chciałam pomóc mu się uporać. Myśl, że wracałam do domu, do swojego i Maćka pokoju, dała mi nadzieję na to, że może w cale nie byłam w tak beznadziejnej sytuacji. 
- To jutro przyjadę po Twoje rzeczy, dobrze? – z wielką troską i zadowoleniem to powiedział, jakby chciał się upewnić, że to była prawda, tak samo jak ja nie mógł się doczekać tego momentu.
- Jutro o 14 kończę pracę więc zacznę się pakować i będę czekała na Ciebie – dałam mu buziaka w policzek chcąc sprawić, żeby chociaż na chwilę uśmiech zagościł na Jego twarzy i udało mi się to. Tata był dla mnie najważniejszy i był wzorem do naśladowania, wziął na siebie dużą odpowiedzialność. To nic, że byliśmy z Marcinem prawie dorośli, ale okres wychowywania dzieci nie ma końca, to się robi do końca życia. Mój tato był silnym facetem i byłam pewna, że da sobie radę, przecież miał mnie a ja już nie miałam zamiaru nigdy się od Niego odwracać. Zastanawiałam się czy podczas naszej poprzedniej rozmowy z mamą w domu, nie miał racji odnośnie Bartka. Może on wcale nie był mi pisany… Nie chciałam przyjąć tego do świadomości, a to, że wracałam do domu, wcale nie oznaczało, że przyznałam się iż Bartek i ja to nie ta bajka. Postanowiłam walczyć o Niego, kochałam Go i zamierzałam mu to udowodnić.
- Zjemy razem obiad? – propozycja, którą rzucił tata od razu mnie zainteresowała  i bardzo chciałam nadrobić stracony czas. Przynajmniej mogłam nie skupiać swoich myśli wokół Bartka i wydarzeń z poprzedniego dnia.
- Jasne – wytarłam łzy i starałam się trochę wziąć w garść po sentymentalnej rozmowie. Tata wstał z kanapy i wziął swoje rzeczy z biurka i wyciągnął do mnie dłoń. Z wielkim uśmiechem na twarzy złapałam Go i wyszliśmy z gabinetu.
- Ładnie Ci w tych włosach, zmiana na lepsze – komplement jaki usłyszałam od taty był szczery i wprowadził mnie w lepszy nastrój. Chciałam odłożyć na bok ból i negatywne uczucia, które cały czas mi towarzyszyły. To była chwila kiedy mogłam nacieszyć się tatą i ten czas Jemu poświęcić. 

środa, 23 kwietnia 2014

The experience cz 138

Razem z Piotrkiem udaliśmy do moich dziadków, Piotrek na początku był trochę skrępowany, ale później się rozluźnił. Babcia uraczyła nas pysznym domowym obiadem a później ciastem. Gdy już nasze brzuchy były pełne siedzieliśmy sobie „u mnie” w pokoju na łóżku wraz z laptopem i winem. Musieliśmy sobie jakoś umilić to późne popołudnie. Przeglądaliśmy facebooka w poszukiwaniu przypadkowego chłopaka z naszego miasta, który nie będzie znajomym dziewczyny, wokół której kręciła się cała ta akcja. Ją również znaleźliśmy na portalu, ma na imię Kasia i była w ostatniej klasie liceum, czyli w moim wieku. Z Piotrkiem wybraliśmy chłopaka, który wyglądał całkiem normalnie, ale był przystojny, miałam nadzieję, że spodoba się Kasi jak i przystanie na nasz układ. Zdecydowaliśmy z Piotrkiem, że jeszcze to przemyślimy, że damy sobie jeden dzień i jak nic lepszego nie przyjdzie nam do głowy, to zrealizujemy ten plan. Gdy już to mieliśmy ustalone, siedziałam z Piotrkiem naprzeciwko siebie i rozmawialiśmy sobie o życiu.
- Nie myślałaś by wrócić do domu? Twój ojciec tęskni za Tobą – Piotrek poruszył bardzo delikatny temat, ale wiedziałam, że mogłam z nim o tym porozmawiać. Ostatnimi dniami, nie znalazłam osoby, z którą mogłabym podzielić się swoimi uczuciami. Filip ciągle był zajęty Martyną, co starałam się zrozumieć, ale czułam się przez Niego trochę opuszczona. Było jasne, że Piotrek będzie stał po mojej stronie, ale też i chciał zrobić coś dla mojego taty, chyba jako wyraz wdzięczności za to, co On robił dla Piotrka.
- Ja wiem, że On tęskni, ale jest jeszcze mama i Marcin. Uwierz mi, że śmierć Maćka bardzo nas zmieniła i wszyscy oddaliliśmy się od siebie. Dobrze mi tutaj i jakoś nie myślę o powrocie. Jest tyle spraw w mojej głowie, że chyba zapominam o tym, że mieszkam tutaj a nie tam – kończyliśmy pić pierwszą butelkę wina i chyba dlatego było mi łatwiej mówić. Zastanawiałam się kiedy w swoim życiu osiągnę spokój i upragnioną stateczność, ale jak na razie nic tego nie zwiastowało.
- A co się takiego dzieje? – Piotrek ciągnął mnie za język, co w cale mi nie przeszkadzało. Czułam się jak na wizycie u Pani psycholog u której zresztą dawno nie byłam. Promile alkoholu we krwi sprawiały, że nie czułam bariery i pozwalałam wejść Piotrkowi w głąb mojej duszy.
- Złożyłam wymówienie z pracy. Było to konieczne ze względu na zbliżający się rok szkolny, ale już czuję, że będzie mi brakowało tego miejsca, ludzi. Szybko się tam zaaklimatyzowałam i polubiłam tamto miejsce.– mówiłam powoli, ale szczerze sięgałam do swojej duszy, co rusz odkrywając nowe karty. -  Ponad to Bartek spędza mi sen z powiek. Te krótkie włosy, to głownie wynik chęci zmiany z Jego powodu, chciałam się poczuć lżej i o dziwo lepiej mi. Coś się posypało między nami i nie wiem jak to poskładać. Wiadomo, zaczyna się od bzdur ale my to już bijemy rekordy. On tęskni za dawną mną, a ja mam wrażenie, że już wróciłam z tej wycieczki i powoli zbliżam się do tamtej Gosi. – może za bardzo siebie usprawiedliwiałam i oczyszczałam, może to była zasłona dymna, by czasem się nie przyznać, że ja też sporo zawiniłam – Wiesz czego mi brakuje? Takich rozmów wprost. On mówi coś, ale ja kompletnie nie wiem o co mu chodzi, a on do czegoś zmierza. Chciałabym móc z Nim, tak jak z Tobą, wprost powiedzieć pewne rzeczy, a on się kryje.
- Gosia jesteś naprawdę fajną dziewczyną. Jesteś pełna ciepła i wrażliwości, masz uczucia i nie możesz się ich wyrzekać. Z dnia na dzień jesteśmy innymi osobami, wzbogaconymi o doświadczenia, uczucia jakie doświadczamy każdego dnia. To nie jest tak, że te pół roku rzucisz w niepamięć i pozbędziesz się uczuć jakie Ci towarzyszyły, tak się nie da. Nikogo na siłę nie uszczęśliwisz, może potrzebujecie czasu by zatęsknić znowu za sobą. Ale pamiętaj, musisz być sobą, bez względu na to co inni oczekują – Piotrek trzymał mnie za rękę a swoimi oczami filtrował moją twarz. On doskonale mnie rozumiał i czułam, że Jego słowa odnosiły się nie tylko do mojej osoby, ale także i do Niego. Oboje mieliśmy ciężki czas za sobą jak i obecnie. Fajne było to, że mogliśmy się wspierać i razem przez to przejść. On był przy mnie a ja przy nim. Każde z bagażem doświadczeń i sporą masą negatywnych uczuć a mimo to, znajdowaliśmy siłę by być przy sobie, pocieszać i wspierać. Gdy usłyszałam, że ktoś złapał za klamkę to obróciłam się za siebie. Byłam przekonana, że to była babcia albo dziadek, ale moim oczom ukazał się ktoś inny. To był Bartek. Czułam jak robiłam się czerwona na twarzy i szybko puściłam dłoń Piotrka. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie, był wściekły a w dłoniach trzymał bukiet moich ulubionych, białych róż. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już Go nie było.
- Bartek!- krzyknęłam za chłopakiem i nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegłam za nim. O mały włos nie przewróciłam się na schodach, ale miałam to gdzieś. Za wszelką cenę musiałam Go dogonić, wybiegłam za nim boso przed dom i złapałam dopiero gdy był przy samochodzie – Poczekaj!- wrzasnęłam sile sił w sobie miałam. Miałam wrażenie, że cała wieś słyszała mój głos. Byłam pod wrażeniem swojej siły, bo po chwili Bartek przystanął i gardzącym wzrokiem patrzył na mnie. To było strasznie uczucie. W Jego oczach widziałam odrazę i cholerny zawód. Z oddali też widziałam Piotrka, stał w sporej odległości od nas, ale przypatrywał się całemu zajściu. Miałam niepokój w sobie, byłam pełna obaw, stresu i złości na siebie i na Bartka.
- Szybko się pocieszyłaś –  mówiąc te słowa wskazał ręką na Piotrka. Chłopak ewidentnie czuł pogardę dla mojej osoby, dał temu wyraz w głosie jak i w swoim zachowaniu. Zranił mnie tym, ale miałam świadomość, że to co przed chwilą zobaczył, mogło Go również zaboleć. To nie było tak, że byliśmy kwita, bo tak to nie działało. Pomiędzy naszymi zachowaniami nie było równowagi.
- O czym Ty mówisz!? Nie dopowiadaj niczego sobie. Po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy – niczego się nie wypierałam, tylko starałam się realnie na to spojrzeć. To była głupia sytuacja i bardzo niezręczna, ale nic złego się nie działo. Nie wiedziałam jak miałam mu to wytłumaczyć.
- Żartujesz sobie ze mnie?! Siedzieliście na łóżku, trzymając się za ręce i spokojnie piliście sobie wino, to mało?! Miałem Was zobaczyć jak się kochacie?! Gośka nie wal ściemy, kogo chcesz oszukać, siebie czy mnie? Nie wmówisz mi, że rozmawialiście o mnie! - Bartek zrobił krok do przodu czym zmniejszył dystans pomiędzy nami. W ogóle mi nie pomagał, a kiedy przybliżył się do mnie, to tak naprawdę miałam wrażenie, że się oddalał.
- Tak właśnie było! Odrzuć swoje domysły czy zazdrość. Kocham Cię i myślisz, że mogłabym Ciebie zdradzić?! Naprawdę tak uważasz?! Aż tak bardzo mi nie ufasz? – pomimo, że to było trudne i bardzo bolało, to byłam silna, chociaż zbierało mi się na płacz. Skutecznie się powstrzymywałam, natomiast chyba w tamtym momencie  płacz byłby wskazany, może wzbudziłby w nim litość.
- Jestem wprost wzruszony. – szydził ze mnie i z mojej szczerości. To tak cholernie bolało, jakby ktoś przypalał mi skórę wokół serca i próbował wyrwać Jego kawałek.
- My naprawdę nic nie robiliśmy i nie zamierzaliśmy robić – Piotrek podszedł bliżej stając obok mnie.
- Podziwiam Twój takt, ale weź się nawet nie odzywaj, ok? – Bartek dość ostro i bezpretensjonalnie odezwał się do Piotrka. On nie tylko gardził mną ale i Piotrkiem, czego w ogóle nie krył. Nie lubiłam Go takiego. Za wszelką cenę starał się dwa razy mocniej nas potraktować niż na to zasłużyliśmy. Zaciskałam wargę by tylko się nie rozpłakać, by nie wyjść na histeryczkę.
- Bartek daj spokój, porozmawiaj ze mną normalnie, proszę – gdy to mówiłam powoli traciłam nadzieję, że da się to jeszcze odkręcić. Stałam tam boso na piasku, wyglądałam jak ofiara losu i tak się zaczynałam czuć. To było nieporozumienie i jak najszybciej należało to wytłumaczyć.
- Nie będę Wam przeszkadzał bo ewidentnie Wam przerwałem, miłej nocy – Bartek rzucił kwiaty w ręce Piotrka i zawrócił do samochodu. Nie mogłam mu tak pozwolić odejść, bo to oznaczałoby koniec, zaczęłam panikować. Bałam się i ten strach złamał mnie na pół, ale musiałam walczyć.
- Bartek, nie zostawiaj mnie tak! – podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się na plecy, chciałam Go zatrzymać chociaż na chwilę, poczuć Jego ciepło, smak Jego ust. To, co po chwili zrobił, jeszcze bardzo mnie zabolało, odepchnął mnie tak mocno, że upadłam na ziemię, dookoła było dużo kamieni i moje lądowanie nie było przyjemne. Miałam wrażenie, że odrzucił mnie z całej swojej siły. Próbowałam sobie tłumaczyć, że On mnie nie uderzył, tylko mnie popchnął. Zaczęłam płakać nie z bólu fizycznego, który też mi towarzyszył ale z wewnętrznego. Kątem oka zobaczyłam jak Piotrek podbiegł do Bartka i rzucił się na Niego z pięściami. Z domu wybiegł dziadek i omijając mnie próbował rozdzielić chłopaków.
- Przestańcie, rozejść się! – dziadek mocno krzyknął na nich a ja, szybko otrzepując się z piachu podbiegłam do Bartka starając się Go odciągnąć od Piotrka.
- Proszę, przestań – cichym głosem powiedziałam do Bartka. On spojrzał na mnie i poprawiając ubranie puścił Piotrka. Dziadek mocno trzymał Piotrka i zabrał Go na bok, zdążyłam zauważyć, że krwawił z nosa. Bartek miał ogromną siłę uderzenia, wyćwiczone ciosy i naprawdę mógł mu zrobić sporą krzywdę.
- Żegnaj – chłopak cicho pożegnał się ze mną i nie czekając ani chwili wsiadł do samochodu i pozostawiając za sobą kurz odjechał. Czułam, że Go straciłam i Jego ostatnie słowo oznaczało rozstanie. Nie byłam na to przygotowania, nie spodziewałam się, że Go stracę i to z takiego powodu. Dusiłam z płaczu, kurzu jaki pozostał po Bartku.  To było straszne uczucie. W filmach rozstania wydawały się prostsze, czemu w rzeczywistości tak bardzo bolało?

Babcia mocno mnie do siebie przytuliła i pozwoliła wypłakać się w Jej ramię, później zabrała mnie do domu, gdzie okryta kocem siedziałam w kuchni patrząc, jak opatrywała Piotrka. Nie spodziewałam się, że tak mocno dostał od Bartka, czułam się winna a to było okropne uczucie. Nie tylko zraniłam Bartka ale i Piotrka. Zrozumiałam, że krzywdziłam każdego, kto znajdował się przy mnie.
- Powinniśmy jechać do szpitala, lekarz powinien to zobaczyć – babcia zwróciła się ni to do mnie ni to do Piotrka. Moje myśli błądziły gdzieś daleko, wokół Bartka, który mnie zostawił.
- Nic mi nie jest. – Piotrek mówił to patrząc na mnie, jakby chciał złagodzić moje poczucie winy, ale i tak widziałam, że Go to bolało. Znałam Bartka możliwości, poznałam je kiedyś podczas walki, na której byłam, żeby Go odzyskać. Poznałam je także dzisiaj, jak mnie pchnął.
- Zostawicie nas samych? – starając opanować swój płacz, zwróciłam się do dziadków, kiedy Piotrek już miał opatrzony nos. Chciałam zostać z nim sam na sam. Należało mu się kilka słów wyjaśnienia, a godzina była już na tyle późna, że dziadkowie powinni byli się położyć. Ich postanowiłam przeprosić następnego dnia.
- Tylko nie siedźcie zbyt długo – dziadek dał mi całusa w czoło, jak zwykle czynił to tato. Babcia pogłaskała mnie po plecach dając do zrozumienia, że wspierała mnie.
- Dobrze, dobranoc – pożegnałam się z nimi i wzrok zwróciłam na Piotrka. Widać było, że ciosy Bartka sprawiły mu ból i to jeszcze bardziej potęgowało moje poczucie winy.
- Przepraszam Cię, to nie powinno się stać. Nie powinnam była Go prowokować, to moja wina.– siedziałam w sporej odległości od Niego i nie potrafiłam złamać tego dystansu. Moje oczy powoli znowu zapełniały się łzami a w środku czułam okropny ból.
- Gośka przestań, co Ty w ogóle mówisz – Piotrek usiadł bliżej mnie, swoją rękę położył na moim kolanie a drugą obejmował mnie za plecy. Schowałam swoją twarz w Jego klatce piersiowej i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam się zebrać w sobie i być silną. Zwiodłam Bartka i siebie i to kosztem Piotrka, a co najgorsze ja naprawdę nie zrobiłam nic, za co powinnam była się wstydzić. Nie całowałam się z Piotrkiem, nie obejmowałam Go, tylko trzymałam za rękę, to naprawdę nic nie znaczyło i nie oszukiwałam siebie, tylko tak po prostu było. Nie wiedziałam jak to udowodnić i sprawić by Bartek zrozumiał. – Mała, głowa do góry. To on powinien się wstydzić, uderzył Cię. Zachował się jak palant i to nie Ty powinnaś się przejmować. Nie powinnaś Go także bronić – Piotrek poniekąd miał rację a mnie trudno było to przyjąć do świadomości. To odepchnięcie przez Bartka bardzo bolało, nie sądziłam, że było Go na to stać. To, że Piotrek ujął to jako uderzenie nie było do końca adekwatne, ponieważ On tylko mnie odepchnął bo się rzuciłam na Niego, ale wiedziałam, że z boku mogło to tak wyglądać. On się tylko bronił, to był mechanizm. A może ja tylko sobie tak wmawiałam?
-  Nie mów tak, on tylko się bronił – podniosłam głowę na wysokość Jego oczu, by spojrzeć na Niego i przekonać do swojej racji.
- Bronił? Przed kim? Przed kimś kogo kocha? Gośka…
- Wyolbrzymiasz, on tylko mnie odepchnął – odwróciłam głowę bo nie chciałam i z Nim się kłócić.
- Uderzył Cię i dobrze o tym wiesz – chłopak złapał mnie ręką za brodę i skierował tak, bym spojrzała mu w oczy.
- Kocham Go i nie chcę Go stracić – załzawionymi oczami przekonywałam Go by to on mi uwierzył. By stanął po mojej stronie, zrozumiał.
- Za wszelką cenę? Jak zrobił to raz, to zrobi kolejny – uważałam to za bzdurę, nie chciałam dłużej tego słuchać. Bartek, On nigdy by mnie nie uderzył, nigdy.
- Boli?– postanowiłam jak najszybciej zmienić temat i delikatnie przejechałam dłonią po Jego policzku, robiłam to bardzo delikatnie, prawie Go muskałam a miałam wrażenie, że i tak to bolało. Jego ból sprawiał i że ja go czułam. Piotrek lekko się uśmiechnął do mnie, podejrzewam, że miało mnie to rozchmurzyć.
- Nie martw się tym, będę z tym żył. Powinnaś odpocząć, chodź – Piotrek wyciągnął do mnie rękę, którą od razu złapałam i poszliśmy na piętro. Podziwiałam Go za spokój i opanowanie. Czułam się bezpiecznie przy nim i chciałam czerpać z spokoju jaki miał w sobie.
- Pościelę Ci w drugim pokoju –  od razu chciałam udać się do wolnego pokoju, by naszykować mu miejsce do spania, ale Piotrek ponownie złapał mnie za dłoń, co sprawiło że się zatrzymałam.
- Będzie lepiej jak pojadę do siebie, zadzwonię po taksówkę a Ty wyśpij się – Piotrek zaskoczył mnie swoimi słowami i na początku chciałam Go zatrzymać, ale wiedziałam, że miał rację. Poczekałam aż zadzwoni po taksówkę a później pożegnał się ze mną tak jak wcześniej dziadek. Czule mnie przytulił i dał całusa w czoło. Biło od Niego wsparcie. Gdy pojechał, położyłam się do łóżka i próbowałam zasnąć, chociaż na marne mi to wychodziło. Męczyły mnie wyrzuty sumienia i okropne poczucie niesprawiedliwości. Zastanawiałam się jak przekonać Bartka, by mnie nie zostawiał, jak zatrzymać Go przy sobie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie przyszłości bez Niego. Moje życie nabierało kolorytu tylko dzięki Niemu i nie chciałam by zapanowała szarość.
Miałam też poczucie, że bardzo Go zraniłam, że ten widok musiał boleć. On zawsze był zazdrosny, a o Piotrka to już w szczególności. Gdybym wiedziała, że On tak to może zinterpretować to naprawdę nigdy bym się tak nie zachowała. Dla mnie Piotrek był przyjacielem i nie zamierzałam przekraczać tej granicy, a Bartek nie ufał mi. Od razu założył, że będę chciała iść z Nim do łóżka. Byłam wściekła na siebie, miałam ogromne poczucie winy i takie potworne przekonanie, że zawiodłam.


 Jestem ciekawa Waszych opinii :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

The experience cz 137

Wczorajsze zdarzenie było dla mnie czymś, czego kompletnie się nie spodziewałam i tak naprawdę samą mnie zaskoczyło to, co się tam działo. Na początku czułam złość na siebie, że przesadziłam, że za bardzo się uniosłam, próbowałam przekonać siebie, że przecież On nie miał nic złego na myśli, ale gdy ochłonęłam, wszystko stało się jaśniejsze. W uszach dźwięczały mi Jego słowa: „Chciałbym mieć Ciebie taką z powrotem”. Z jednej strony wyrażały one tęsknotę, którą potrafiłam zrozumieć. Kiedyś byłam inna i w ogóle świat w moich oczach wyglądał inaczej, ale z drugiej strony, przecież gdyby było mu ze mną dobrze, to nie tęskniłby za innym obrazem. Nie wystarczałam mu taka jaka byłam, on tęsknił za czymś co nie powróci, co już umarło i nigdy nie odżyje. Jakaś część mnie została pogrzebana wraz z Maćkiem i myślałam, że On to rozumiał. Ja chciałam tylko czuć się kochana, taka jaka byłam, a nie być pociągana do zmian. Nie wiedziałam czego On ode mnie oczekiwał. Myślałam, że chociaż w naszym związku mogłam być sobą, nie kryć się za żadną maską i niczego nie udawać, pragnęłam by był obok, wspierał mnie i po prostu czuwał. Ja Go nie chciałam zmieniać, kochałam Go takim jaki był, chociaż też miał wady, bo przecież nikt z Nas nie jest bez skazy. Z każdej strony czułam się nieakceptowana. Kiedyś najważniejsi byli dla mnie rodzice, z którymi teraz się rozstałam. Poniekąd straciłam też Marcina. Myślałam, że chociaż Bartek będzie mnie kochał mimo wszystko, że przynajmniej On nie będzie mi robił żadnych wyrzutów. Ja naprawdę się starałam i przykro mi było, że tylko ja zauważałam te postępy. Jadłam, pamiętałam o lekach, dbałam o siebie, śmiałam się, nie rozpaczałam nad śmiercią Maćka, tylko po prostu o tym pamiętałam. Nic nie poradziłam na to, że ciągle z tyłu głowy miałam to zdarzenie. Przecież On umierał na moich oczach, trzymałam Go w rękach… Jak miałam o tym zapomnieć?! Nigdy nie działała na mnie metoda w stylu „kubeł zimnej wody”. Jego wybuch odnośnie śmierci Maćka, chyba zabolał mnie najbardziej. Był wtedy taki oschły, rozżalony i zły. Zły na mnie, że cały czas tęskniłam za bratem, poczułam też jakby On był zazdrosny, że moje serce całkowicie nie należało do Niego, ale nadal biło dla Maćka.


Gdy wczoraj wróciłam do domu dziadków, od razu poszłam do swojego pokoju i próbowałam zasnąć. Marnie mi to wychodziło i nawet nie miałam ochoty na spanie. Zrobiłam sobie herbaty, ubrałam bluzę Maćka i siedziałam na parapecie na strychu. Miałam widok na okolicę otaczającą dom dziadków. W sumie za bardzo nic nie było widać, ale kiedy słońce wschodziło rozpościerał się piękny widok. Pomimo tego, co ciążyło mi na sercu, obiecałam sobie nie załamać się. Czułam się przybita i smutna, ale nie przygniotło mnie to na tyle, by siedzieć cały dzień w łóżku i zamartwiać się, albo wałkować wszystko od początku. Biłam się z myślami, czy nie napisać do Niego bądź zadzwonić, ale to nie było łatwe. Chyba było jeszcze za wcześnie na to. Poza tym, już dawno chciałam zrobić pewne rzeczy, ale brakowało mi motywującego impulsu. Miałam tylko poł dnia i chciałam go poświęcić sobie i realizować to, co zrodziło się w mojej głowie. Był ranek, a nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc zaczęłam od kąpieli i zadbania o swoje ciało. Później nabrałam ochoty by się ładnie ubrać, więc założyłam czarną krótką spódniczkę i różową prześwitującą koszulę na ramiączkach. Pamiętałam, że miałam żałobę, ale nie mogłam się powtrzymać przed założeniem różowej bluzki. Lekko się podmalowałam i gdy spojrzałam na zegarek była godzina 9. Pomimo nieprzespanej nocy miałam dużo energii w sobie i nic mnie nie blokowało. Oczywiście, z tyłu głowy ciągle ciążyła mi kłótnia z Bartkiem, ale stwierdziłam, że na razie nie będę o tym myśleć. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do mojego fryzjera, już dawno planowałam ściąć włosy i w końcu byłam zdecydowana. Potrzebowałam zmiany a włosy to najprostsze wyjście.
- Salon fryzjerski, słucham? – telefon odebrała jakaś dziewczyna, po głosie można było poznać, że była młoda. Dziewczyna miała bardzo sympatyczny głos, więc miałam nadzieję, że gdzieś mnie wciśnie i to jeszcze tego dnia.
- Dzień dobry, kiedy jest najbliższy wolny termin do Marcela? – Marcel to był fryzjer, który był przegenialny. Nigdy nie zrobił mi kuku na włosach, zawsze wychodziłam od Niego odmieniona i zadowolona. Tylko i wyłącznie Jemu powierzałam swoje włosy, które były długie, bo sięgały mi prawie do bioder.
- Za dwa tygodnie w piątek – tymi słowami dziewczyna sprowadziła mnie na ziemię. Nie wiem czemu wcześniej myślałam, że uda mi się dostać do Marcela tego samego dnia. Do Niego kolejki były naprawdę długie i dwa tygodnie to tak naprawdę nic w porównaniu z tym, co było kiedyś.
- A jest może teraz w salonie? – postanowiłam szukać innej drogi. Zależało mi na tym by czekać jak najkrócej, by czasem mi się nie odwidziało. Marcel i ja dobrze się dogadywaliśmy i pomimo, że dawno u Niego nie byłam, bo prawie rok roku temu, to miałam nadzieję, że będzie mnie jeszcze kojarzył.
- Tak, ale ma właśnie klientkę. Może ja mogę w czymś pomóc ? – dziewczyna starała się być miła i profesjonalna, ale nie miała takiej mocy jak Marcel. Musiałam z nim pomówić, bez względu na wszystko.
- Mogłaby Go Pani poprosić do telefonu? To naprawdę ważne, proszę mu powiedzieć że dzwoni Gosia Pilarz –nic nie ryzykowałam, więc grałam o wszystko i jak tylko potrafiłam.
- Proszę poczekać – słyszałam, że to nie było po jej myśli, ale nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Liczyłam na to, że Marcel mnie nie zbędzie i zrobi wszystko, by mnie ostrzyc. Nie musiałam długo czekać aż ktoś odezwie się w słuchawce.
- Tak słucham? – usłyszałam męski głos w słuchawce i to był On, mój wybawiciel. Od razu zyskałam nową energię i ucieszyłam się, że zgodził się podejść do telefonu, nie wydawał się być zły, że odciągnęłam Go od pracy.
- Cześć Marcello, tu Gośka – radośnie przywitałam mężczyznę i już od pierwszych słów chciałam Go przeciągnąć na swoją stronę.
- No cześć, czyżbyś bawiła się w córkę marnotrawną? – Marcel miał dobry humor i od razu zaczął ze mną żartować.
- Ktoś musi coś w końcu zrobić z moimi włosami, proszę – wiedziałam, że jak zobaczy stan moich włosów to będzie zły. Półtora roku bez żadnego podcinania, to dla fryzjera grzech. Przybrałam błagalny ton głosu, którym chciałam złagodzić Jego podejście.
- Kiedy? – to pytanie było kluczowe, na samą myśl że miałam odpowiedzieć „dzisiaj” zamknęłam oczy, bo wiedziałam, że Marcel będzie w szoku.
- No jak najszybciej, dzisiaj? – bardzo niepewnie to powiedziałam i zagryzłam wargę. Było mi tak głupio, że nawet się tego po sobie nie spodziewałam. W słuchawce usłyszałam chichot, który należał do rozmówcy. Tego się spodziewałam, wyszydzenia lub zbluzgania.
- Żartujesz? – to pytanie upewniło mnie w myśli, że byłam idiotką, naprawdę. Zaczynałam żałować, że wpadłam na tak głupi pomysł.
- Nie, przepraszam Cię, ale potrzebuję zmiany i nikomu oprócz Ciebie nie pozwolę ściąć mi włosów. Ja idę do pracy na 14 do 22, ale jutro mam po południu czas pojutrze też… - zaczęłam wymieniać kiedy miałam czas, bo jak nie tego dnia to innego, ale ciągle jak najszybciej chciałam pozbyć się włosów.
- Chcesz ściąć włosy a nie podciąć? – od razu Marcel złapał za haczyk. On uwielbiał dokonywać drastycznych zmian i zawsze korzystał z nadarzających się okazji, a ta taką była.
- Tak – uśmiechałam się sama do siebie na samą myśl o tym, co miało się stać z moimi długimi włosami.
- Nie będziesz mnie ograniczać? – chłopak jeszcze upewniał się co do moich zamiarów.
- W ogóle.
- Dobra to wpadnij za godzinę, będę czekać – Marcel szybko zakończył rozmowę, ale jej finał mnie uszczęśliwił. Od razu zaczęłam się zbierać do wyjścia. Na dole spotkałam babcie i dziadka, szybko się z nimi przywitałam, złapałam rogalika i jogurt i pojechałam. Byłam bardzo podekscytowana zmianami. Ale to nie było wszystko, znowu powrócił temat tatuażu. Jeszcze bardziej odczuwałam chęć zrobienia tego i nie mogłam się powstrzymać by nie wejść do studia tatuażu. Mężczyzna tam pracujący był bardzo miły i opowiedział mi co i jak, ale miałam też to jeszcze przemyśleć, czy byłam na pewno zdecydowana i czy tego chciałam. Nie chciałam robić tego pod wpływem impulsu. Tatuaż i ścięcie włosów to nie było to samo i musiałam poważnie się nad tym zastanowić.

Wizyta w salonie fryzjerskim trwała trochę długo, ponieważ trwało to dwie godziny i prosto z salonu jechałam do hotelu. Jeżeli chodzi o zmianę jaka zaszła, to naprawdę była ona drastyczna. Marcel bardzo ucieszył się kiedy wskazałam mu długość jaką chciałam osiągnąć. Chłopak zawsze namawiał mnie na krótkie włosy – do ramion bądź łopatek, ale nigdy nie odważyłam się na to. Tym razem było inaczej, zaufałam mu i poprosiłam by mnie odrodził. Chciałam poczuć się inną osobą, atrakcyjną i świeżą. Przez całe cięcie nie patrzyłam w lustro, ani razu nie korciło mnie by spojrzeć, podejrzeć co Marcel wyprawiał z moimi włosami. Miałam do Niego naprawdę dużo zaufania a poza tym posiadał doświadczenie i znał się na swojej pracy. Kiedy po dwóch godzinach spojrzałam w lustro bardzo się zaskoczyłam, ale na plus. Czułam się inną osobą, na początku prawie siebie nie poznałam. Moje włosy były krótkie, prosto ścięte, ale delikatnie wycieniowane i pokręcone. Długość? Ledwie sięgały ramion, natomiast miałam wrażenie, że było ich mnóstwo. Od razu zyskały na objętości i wyglądały zdrowiej. Kolor niby nie został zmieniony, ale od razu widać było jego piękno. Czułam się bardzo atrakcyjna i szczęśliwa, że to zrobiłam. Było mi lżej, nie tylko na głowie ale też i na sercu.

Następnego dnia, zaraz po pracy byłam umówiona z Piotrkiem, bardzo zależało mi na tym by się z nim spotkać. Od naszego ostatniego spotkania minęło trochę czasu a nie mogłam zostawić Go samego. Obiecałam mu pomoc i nie ograniczała się ona tylko do załatwienia mu prawnika. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że zależało mi na Jego szczęściu i nie chciałam zostawiać Go na pastwę losu. Czułam, że mogłam zrobić więcej i chciałam to przedyskutować z kolegą. Umówiliśmy się w parku, który był połączony z małym lasem. Chciałam zaznać trochę ciszy i spokoju oraz zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy dojechałam na miejsce to Piotrek już na mnie czekał.
- Hej – uśmiechnęłam się do chłopaka, kiedy wysiadłam z samochodu. Od razu do Niego podeszłam i przywitałam Go buziakiem w policzek.
- Hej, nie poznałem Cię. Cóż to za zmiana – wiedziałam o czym mówił, chodziło mu o zmianę długości włosów. Nie dało się tego pominąć, ponieważ ich obcięcie spowodowało, że byłam prawie inną dziewczyną. Każdy był przyzwyczajony do tego, że miałam długie włosy i z tym mnie kojarzył.
- To będę bogata. – ponownie na mojej twarzy zagościł uśmiech, a w sumie nie ponownie, ponieważ cały czas się uśmiechałam. – Chodź, przejdziemy się – popatrzyłam na Niego po czym razem ruszyliśmy ścieżką. Wokół było prawie pusto, tylko gdzie nie gdzie przechadzali się ludzie z psami czy z dziećmi. Brakowało mi takich popołudni z Bartkiem, swobodnie spacerować i po prostu korzystać z pogody.
- Dlaczego chciałaś się spotkać? – Piotrek przerwał ciszę i spojrzał na mnie zza okularów przeciwsłonecznych. Pomimo swoich poważnych problemów zachowywał pogodny nastrój i widać było, że dawał sobie radę. Nie wiedziałam, czy to było naprawdę szczere czy powierzchowne.
- Bo stęskniłam się za Tobą – żartowałam sobie trochę, ale taka też była prawda. Piotrek był osobą z którą z którą się nie kłóciłam, która  była całkowicie neutralna. Cieszyłam się, że mogłam z kimś takim porozmawiać a przede wszystkim jakoś mu pomóc.
- Jasne, jasne – Piotrek odebrał to trochę ironicznie a nie potrzebnie, natomiast nie chciałam mu tego tłumaczyć i dawać mu do zrozumienia, że był kimś ważniejszym niż rzeczywiście był.
- Serio, ale zostawmy to. Wydaje mi się, że musimy coś zrobić by udowodnić iż mówisz prawdę w sądzie. – to był dla mnie priorytet, by coś wspólnie wymyślić aby mu pomóc.
- Ale co chcesz zrobić? Twój ojciec nie będzie zadowolony, że działamy na własną rękę – Piotrek miał swoje zasady i bardzo często się ich trzymał, nigdy nie miałam mu tego za złe, ale czasem warto było odbiec od własnych przekonań, na rzecz innych działań.
- Wiesz co? Mam to gdzieś co on sobie pomyśli, ważne byśmy byli skuteczni i aby udało nam się coś ustalić – taka była prawda, nie dbałam o to, jakie zdanie miał mój tato, chodziło o to by być skutecznym i aby nie zaszkodzić.
- Zadziwiasz mnie – Piotrek uśmiechnął się sam do siebie i w bardzo spontanicznym geście mnie objął. Nie był to jakiś romantyczny czy miłosny uścisk a po prostu przyjacielski.
- Jeszcze nie raz to zrobię – dopiero po czasie uświadomiłam sobie, że mogłam z nim flirtować a to akurat nie powinno było mieć miejsca.
- W to nie wątpię. Wymyśliłaś już coś czy to dopiero jest w fazie tworzenia ? – wracaliśmy do pierwotnego tematu. Spotkaliśmy się w jasnym celu, więc fajnie byłoby iść w tym kierunku i zacząć działać by przed rozprawą mieć już jakieś konkrety.
- Wydaje mi się, że znam drogę jaką powinniśmy iść. Ta córka tego faceta musi znać prawdę, tylko nie wiem czy ktokolwiek będzie w stanie to z niej wyciągnąć. Nie wiem jak to zrobić, ale prawdy możemy się dowiedzieć tylko z ich strony. Nawet, jak uda nam się udowodnić, że ten facet miał kontakt z tymi bandziorami to będzie dobrze – już wtedy, po rozprawie miałam plan by dowiedzieć się prawdy od tej dziewczyny, córki poszkodowanego. Nawet jakbym miała za to odpowiedzieć, nie wiem, ponieść jakieś nieprzyjemne konsekwencje, byłam gotowa zrobić cokolwiek by pomóc Piotrkowi. Nie wiem dlaczego tak poważnie to odbierałam, moje działanie nie było tylko motywowane jakąś wdzięcznością do Niego, ale było coś, czego nie potrafiłam wytłumaczyć.
- Sam nie wiem, to bawienie się w sherlocka holmesa. – Piotrek chyba brał to za dziecinadę albo za wynik naoglądania się filmów kryminalnych bądź o podtekście śledczym. Może to miało taki wydźwięk, ale to był jedyny sposób by udowodnić prawdę.
- Piotrek, zaufaj mi. Nic nie tracimy. Po prostu musimy znaleźć kogoś kto spowoduje, że ona otworzy się przed nim. Może to brutalne, ale takie jest życie. Musimy być bardzo ostrożni i to nie może być osoba którą znamy. Nie może być powiązany z Tobą ani mną. – z minuty na minutę w głowie układał mi się plan. Musieliśmy zadbać o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Nie mogliśmy pozwolić sobie na najmniejszy błąd.
- Jak Ty chcesz kogoś takiego znaleźć ? – Piotrek miał znacznie mniej rozwiniętą wyobraźnię ode mnie. Byłam tzw. mózgiem tej operacji i czułam się jak jakiś detektyw. Niekiedy ta moja wyobraźnia była uciążliwa, ale w tamtym momencie, dziękowałam Bogu, że ją miałam.
- Może w internecie? Musimy to jeszcze przemyśleć. Zdaje mi się, że jak komuś złożymy propozycję, zarobienia kilku groszy to się zgodzi - wydawało mi się to bardzo proste, ale wiedziałam, że to tylko pozory. Przecież kto nagle zaufa nieznajomej osobie, która proponuje mu kasę i to za umawianie się z dziewczyną, ale byłam dobrej myśli. Najgorsze, co mogłam zrobić, to myśleć pesymistycznie. Musiałam podtrzymywać na duchu Piotrka i nie pozwolić mu zwątpić w mój plan.
- Gosia, ale skąd weźmiemy kasę? Przecież ja nie mam nic oprócz dwóch stów a od Ciebie nie mogę wziąć, już mi Twój tata bardzo pomaga – w Piotrku odezwała się męska duma i ja to rozumiałam, zresztą sama czułabym się nieswojo gdybym była na Jego miejscu, ale moja rola polegała na tym, by odeprzeć od Niego poczucie wdzięczności.
- Piotrek, zasługujesz na to. Jesteś fantastycznym chłopakiem i jesteś wart każdego grosza i mojej wolnej chwili. Zrób to dla mnie, dla swojej mamy, siostry. Nie każ nam Ciebie stracić – stałam naprzeciwko chłopaka i patrzyłam mu głęboko w oczy, nawet nie wiedziałam kiedy moja ręka powędrowała na Jego policzek. Przypomniały mi się chwile kiedy byliśmy razem, to było niecały rok temu a przez ten czas tyle się zmieniło. Piotrek milczał a ja też nie wiedziałam co powiedzieć i jak się zachować, chyba byłam nazbyt szczera wobec Niego. Atmosfera robiła się cięższa, ale i bardziej napięta, pomiędzy nami coś się tworzyło i w dziwny sposób nie umiałam się temu oprzeć, natomiast cały czas zachowywałam zdrowy rozsądek. – Chodź, trzeba wziąć się do roboty – wzięłam Go za rękę i szliśmy w stronę samochodu. Robiłam się głodna i chciałam połączyć te dwie rzeczy by nie marnować czasu. – Pojedziemy do moich dziadków, zjemy coś i będziemy działać – przedstawiłam chłopakowi swój plan a on tylko kiwnął twierdząco głową i podporządkował się mojej propozycji. Byłam dumna z siebie, że w porę się wycofałam, byłam pewna, że gdybyśmy jeszcze przynajmniej kilka sekund stali w takich pozycjach, to doprowadziłoby to do pocałunku. Oparłam się temu i z jednej strony czułam się z tym dobrze. To oznaczało, że byłam silna a w sumie miłość do Bartka była silniejsza. A z drugiej strony miałam poczucie zawodu. Sama nie potrafię tego wytłumaczyć.


Co do poprzedniej części, ja nie wiem czy Gosia jest egoistką, ciężko mi to ocenić a w sumie chyba nie jestem obiektywna w tej kwestii. Myślę jednak, że jej wybuch był uzasadniony. Poczuła się niedoceniona i słowa Bartka bardzo ją zabolały. Robiła dla Niego wszystko, rezygnowała z wielu rzeczy, walczyła o miłość a On zrobił jej wyrzut, że nie jest taka jak kiedyś, że chce mieć ją z powrotem. Ona każdego dnia siłowała się ze sobą, z tęsknotą, żałobą, a On nie docenił tego tylko ciągłe było mu mało. Chciał więcej i więcej a nie doceniał tego co już jest. Kiedy On powiedział jej, że pięknie wygląda, albo, że jest z Niej dumny? Tak naprawdę Bartek nie jest bez winy. 

sobota, 19 kwietnia 2014

The experience cz 136

Wracaliśmy od Filipa i Martyny, gdzie spędziliśmy uroczy wieczór. Coraz częściej było tak, że razem z Bartkiem wychodziliśmy do ludzi, a raczej dotyczyło to mojej osoby. Coraz częściej czułam potrzebę kontaktu z innymi i chęć oderwania się od problemów. Miałam to szczęście, że Bartek był przy mnie i zawsze mi towarzyszył. Gdyby nie On, Martyna i Filip, to pewnie  popadłabym w jakąś depresję a tak, jeszcze jakoś funkcjonowałam i nie czułam się nazbyt fatalnie. Ogrom problemów jaki spadł na mnie nie przytłoczył mnie na tyle, żebym znowu przestała jeść o co bardzo martwili się moi przyjaciele. Złożyłam obietnicę Maćkowi, że już nigdy więcej Go nie zawiodę i bardzo chciałam dotrzymać danego słowa, poza tym też nie chciałam ranić bliskich mi osób.
- Czemu milczysz? – Bartek przerwał rozmyślania jakie panowały w mojej głowie. Był wieczór, a my samochodem przemierzaliśmy miasto. Otoczenie było cudowne, że aż miałam ochotę iść pieszo. Bartek miał spokojny głos, który był nieco wycofany.
- Zamyśliłam się. – Bartek znał mnie już naprawdę dobrze, przynajmniej tak mi się wydawało. Powinien już być przyzwyczajony do tego, że ciągle błądziłam gdzieś myślami. Moje myśli prawie nigdy nie ustępowały i non stop walczyły o uwagę.
- Nad czym? – chłopak był dociekliwy czego nie lubiłam, ale zawsze starałam się podchodzić do tego racjonalnie, przecież byliśmy razem i miał prawo wiedzieć, co w trawie piszczy. Czasem wolałam zachować dla siebie swoje rozmyślania, ale wiecznie nie mogłam Go zbywać.
- Nad tym w jakim momencie swojego życia jestem. Każdy ma swoich pomocników i dzięki nim buduje swoją siłę. Tobie pomógł Jacek i Przemek, a mnie pomogłeś Ty, Martyna i Filip. – spojrzałam czule na chłopaka, który patrzył przed siebie co wydawało mi się być nie związane z tym, że prowadził samochód. Może interpretowałam to na wyraz, natomiast było coś co powodowało moje wątpliwości.
- Zmieniłaś się, wiesz? – zaskoczył mnie swoimi słowami i pozostawił niedosyt. Nie wiedziałam czy zmieniłam się na dobre czy na złe, oraz w jakim stopniu. Po chwili zdałam sobie sprawę, że ja faktycznie się zmieniłam, trudno było się nie zmienić po takich przeżyciach.
- W jakim sensie? – źle zadałam mu to pytanie, a raczej powinno być to zdanie twierdzące a nie pytanie, natomiast sens wypowiedzi został zachowany. W trakcie czekania na Jego słowa sama myślałam nad sobą i tym, co przeobraziło się we mnie.
- Pamiętam jak się poznaliśmy, byłaś taka bardziej pewna siebie, zadziorna, niedostępna – na Jego twarzy panowało skupienie i ciągle nie miałam dostępu do Jego oczu. Myślałam nad tym co usłyszałam i to była prawda, nawet sobie z tego nie zdawałam sprawy. Okres kiedy się zdobywaliśmy pamiętałam trochę przez mgłę, mnogość wydarzeń od tamtego czasu sprawiła, że powoli się to zacierało. Ewoluowałam, byłam dojrzalsza, ale chyba nazbyt poważna. – Rzadko miewałaś zły humor, ciągle chodziłaś uśmiechnięta po szkole, powtarzałaś jakie życie jest piękne. Pamiętam jak odprowadzałem Cię do domu, byłaś naprawdę swobodna i taka wyszczekana – w tym, co mówił zauważałam jakąś tęsknotę za tamtą Gosią, sama nie mogłam uwierzyć, że kiedyś taka byłam. Powoli zaczynałam przypominać sobie, niektóre nasze rozmowy i spotkania i aż buzia wykrzywiała się do uśmiechu. Zapomniałam o tych wspomnieniach, bardziej skupiałam się na Maćku i naszych wspomnieniach, pomijając Bartka. – Uśmiechasz się – wtedy dopiero Bartek spojrzał na mnie i mimo, że z Jego ust padło stwierdzenie, to na twarzy malowało się zaskoczenie. Chyba nie tego się spodziewał, ja sama byłam sobą zaskoczona. Jeszcze niedawno bym się broniła, zarzekała, że to bzdury, ale przecież doskonale byłam świadoma tego, jak bardzo czas zmienił moje zachowanie i percepcję świata.
- Przypomniały mi się nasze rozmowy. Poznawanie i zdobywanie siebie nawzajem, chyba zawsze jest najlepszym okresem w związku – patrzyłam na chłopaka, który zatrzymał samochód i uświadomiłam sobie, że byliśmy już pod mieszkaniem. Nie wysiadaliśmy a patrzyliśmy na siebie, ewidentnie żadne z nas nie chciało przerywać tamtej chwili.
- Chciałbym mieć Ciebie taką z powrotem – położył swoją dłoń na moim policzku i głęboko patrzył mi w oczy, jakby tym wzrokiem chciał mnie przekonać do powrotu do dawnej siebie. Gdyby to zależało ode mnie i miałabym taką moc, to na pewno była bym taka jak kiedyś, natomiast bagaż doświadczeń nie pozwalał mi na to. Może to była tania wymówka i usprawiedliwianie siebie, ale na wszystko potrzeba czasu.
- Bardziej kochałeś tamtą Gosię? – zrobiło mi się przykro, poczułam, że Go zawiodłam, ta świadomość bardzo mnie raniła, ja cały czas mocno Go kochałam, a czułam, że On zakochał się z kimś innym.
- Jak w ogóle możesz o coś takiego pytać? Z dnia na dzień kocham Cię jeszcze bardziej – był poirytowany moimi słowami, odsunął się ode mnie, już mnie nie dotykał, a nawet czułam jakiś rodzaj odrazy do mnie - Kocham Cię taką, jaka jesteś – Bartek nadal się burzył a mnie to przypominało dwa żywioły. Czułam Jego siłę, ale nie pokazywałam swojej.
- Ale mówiłeś, że się zmieniłam, że nie jestem taka jaka byłam, że chciałbyś mieć mnie taką z powrotem  –  poczułam się zraniona i dotknięta. Nie umiałam inaczej spojrzeć na Jego słowa niż jako pretensja w moją stronę.
- Gosia, słuchaj co ja mówię do Ciebie. Kocham Cię i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Chodzi mi o Twoją dawną energię. Po tym jak ostatnio wspominaliśmy to jak się poznaliśmy, dużo nad tym myślałem i zobaczyłem, jak wiele się zmieniło, jak dorośliśmy. – czułam, że chciał coś więcej powiedzieć i chyba nawet wiedziałam co cisnęło mu się na usta. Powstrzymywał się przed powiedzeniem, że intrygowałam Go i miał chęć mnie poznawać, a teraz byłam nudna. Oczywiście, to były tylko moje przypuszczenia i co do ich słuszności nie miałam żadnej pewności.
- To jest oczywiste, że dojrzeliśmy. Zapomniałeś, o tym, że mam żałobę i rany jakie pozostawiła po sobie śmierć Maćka, są jeszcze świeże? – nie wiedziałam, czy szłam w dobrym kierunku czy złym, ale już nie byłam tak spokojna jak przed chwilą. Limit mojej cierpliwości jak na tamten dzień został wyczerpany. Gdyby nie to, że w tamtym dniu miała miejsce moja rozmowa z rodzicami, pewnie mój ton byłby bardziej stonowany.
- A Ty ciągle o tym samym. Gośka zrozum, że to jest Twoją wymówką. Do cholery, minęło już 6 miesięcy czy to nie odpowiedni czas by stanąć na nogi i cieszyć się życiem? Nie marnuj więcej czasu na nostalgię, bo to nie pomoże ani Tobie ani Maćkowi – Bartek był ostry w swoich słowach i bardzo stanowczy, jakby coś w nim pękło. To co powiedział zabolało mnie i ukuło w serce. Nigdy nie sądziłam, że powie coś takiego. Może to była Jego taktyka na obudzenie mnie ze snu o Maćku, który de facto toczył się na jawie. Ta sytuacja pokazała mi jak lawirowaliśmy, od skrajnego szczęścia do kłótni.
- Ale o co Ci teraz chodzi, bo nie rozumiem? Przecież się staram, uśmiecham, żyję. Już nie płaczę tak często jak kiedyś, a Ty masz o coś do mnie pretensje? Weź w końcu powiedz po co to wszystko, a nie bawmy się w chowanego – oburzyłam się, zresztą, jak zawsze powiedziałam o kilka słów za dużo, ale wydawało mi się, że On też zabrnął za daleko. W głowie miałam pustkę i nie wiedziałam co dalej.
- Ja nie mam o nic pretensji i wiem, że się starasz i to zauważam. Dobra, nie ważne, chodź – Bartek ewidentnie chciał zmienić temat, a mnie to nie pasowało, Jego wypowiedź  nie była jakoś satysfakcjonująca. Miałam dwa wyjścia albo brnąć w to dalej i starać się to wyjaśnić, albo olać i zapomnieć. Mimo, że bardzo chciałam wybrać drugie wyjście to nie potrafiłam, czułam się urażona i trochę niedoceniona.
- Nie, jeżeli masz jakieś zastrzeżenia co do mojej osoby, to nikt na siłę nie każe Ci być ze mną, po prostu znajdź sobie inną, która będzie spełniała wszystkie Twoje oczekiwania, a nie rozczarowywała tak jak ja. – moje słowa były może za bardzo drastyczne, bądź to wszystko traktowałam na wyrost, natomiast nie mogłam się inaczej zachować. Nie potrafiłam tego zlekceważyć. Nikt na siłę Go nie trzymał, droga była wolna. Nie czekałam na Jego słowa tylko wyszłam z samochodu i szłam na przystanek autobusowy. De facto siedzieliśmy w moim samochodzie, ale było mi głupio powiedzieć mu żeby wyszedł z auta, więc postanowiłam, że ja to zrobię.
- Gosia! – słyszałam głos Bartka za sobą. Spodziewałam się tego, że będzie biegł za mną i ja nawet przed nim nie uciekałam, szłam swoim tempem i w określonym kierunku, nie zważałam na Niego. Po chwili chłopak znalazł się obok mnie i stał przede mną, sukcesywnie Go wyminęłam i szłam dalej. – No przestań, co Ty robisz? – Bartek  starał dotrzymywać się mi kroku, ale moja ignorancja skierowana w Jego stronę zdenerwowała Go na tyle, by złapać mnie za ramiona. Trzymał mnie mocno swoimi rękami tak, że ten uścisk mnie bolał.
- Puść mnie, to boli!- nie miałam ochoty na bawienie się z nim w kotka i myszkę. Tak się nie traktuje kobiet, a on sprawiał mi ból. Może nie kontrolował siły jaką miał w sobie, ale moje ręce były drobne i kurczowe trzymanie się ich powodowało wielki dyskomfort.
- To porozmawiaj ze mną – Bartek już nie był ostoją spokoju i zaczynałam wracać myślami do przeszłości. Był zdenerwowany i być może ten uścisk skierowany w moją stronę był aktem przemocy? Szybko odgoniłam tą myśl, bo to było niedorzeczne.
- Rozmawialiśmy, a teraz daj mi spokój. Zastanów się czy czasem od innych nie wymagasz zbyt wiele, swoje wygórowane wymagania zastosuj do swojej osoby, a nie próbuj kogoś zmieniać – złość, którą miałam w sobie w ogóle nie opadała, była taka sama a nawet z każdym słowem większa. W naszym przypadku zawsze było tak, że kłótnie zaczynały się od drobiazgów i to dosłownie. Wtedy też tak było, niby na pozór spokojna, niczym nie skażona rozmowa, ale zabrnęła za daleko. Było też drugie dno. Poczułam, że nie byłam wystarczająco dobra dla Niego, że odstawałam… nie wiem jak to ująć. Tak jakbym, zaniżała standardy…
- Opatrznie mnie zrozumiałaś, gdzie Ty w ogóle idziesz, no nie wygłupiaj się – kiedy Bartek na chwilę zwolnił uścisk wyminęłam Go i dalej podążałam w kierunku przystanka autobusowego. Może myślał, że będzie tak jak kiedyś, odmieni mi się i ot tak zapomnę.
- Ja się wygłupiam?! Słyszysz co w ogóle mówisz? Wiesz co? Będzie lepiej jak damy sobie spokój – sama siebie zaskoczyłam swoimi słowami. To był doskonały przykład tego, że czasem najpierw coś powiedziałam a później zdałam sobie sprawę z tego, jakie słowa padły z moich ust. Bartek przystanął naprzeciwko mnie i minę miał nietęgą. Był w szoku i zanim coś odpowiedział minęła dłuższa chwila.
- O czym mówisz, jaki spokój?! – Bartek dopytywał się sensu mojej wypowiedzi a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Chyba zagalopowałam się, ale uznałam, że jakaś prawda w tym była. Tak mi podpowiadało serce.
- Myślę, że powinniśmy odpocząć od siebie, przemyśleć wszystko, dać sobie spokój na jakiś czas –  mój głos już nie był tak doniosły jak przed chwilą, co wynikało z mojej niepewności, bo przecież zawsze uważałam, że w związku nie ma czegoś takiego jak pauza, podchodziłam do tego sceptycznie i nie rozumiałam ludzi, którzy tak robili. Życie bywa nieprzewidujące a jeszcze bardziej nasze myśli, które generowane są z minuty na minutę i z tą samą częstotliwością a nawet może i większą, się zmieniają.
- Nie mówisz chyba poważnie, to jakiś żart!? – Bartek parsknął śmiechem na propozycję, jaka padła z moich ust. Początkowo ten uśmiech uznałam jako wyraz niedojrzałości, bo jak dla mnie nie było w tym nic śmiesznego.
- Czy ja wyglądam jakbym żartowała? Możesz oddać mi te cholerne kluczyki ? – wyciągnęłam rękę przed siebie a po zachowaniu Bartka poznałam, że toczył bitwę ze sobą, czy dać mi to, o co poprosiłam, czy może uda mu się jeszcze mnie przekonać. Ja miałam jasno określony cel, chciałam to wszystko przemyśleć i zatęsknić za Bartkiem. Chłopak odwracając głowę i spuszczając wzrok na ziemię, podał mi kluczyki. Milczał, po czym poznałam, że Go zraniłam, ale on też nie był bez winy. Ja również czułam się urażona i było mi przykro z powodu słów jakie tamtego wieczoru usłyszałam. Wyminęłam chłopaka i zawróciłam do samochodu. Przyspieszyłam kroku by jak najszybciej odjechać spod Jego mieszkania. Wsiadając do auta, zauważyłam że chłopak był w tym samym miejscu co przed chwilą, z tą różnicą że nie stał a siedział na krawężniku. Widać było, że targały nim różne uczucia, może był zły na mnie a może na siebie, trudno było mi określić. Bez wahania odjechałam z parkingu i wróciłam do dziadków. Chciałam pobyć sama i przemyśleć to wszystko, na spokojnie do tego podejść.


Z okazji Świąt Wielkanocnych składam Wam najserdeczniejsze życzenia: dużo zdrowia, radosnego, wiosennego nastroju oraz samych słonecznych dni! 
Mam nadzieję, że tą częścią Was trochę zaskoczyłam i udowodniłam, że nie cierpię na nudę! :) 

środa, 16 kwietnia 2014

The experience cz 135

Od razu po pracy umówiłam się z Martyną, że przyjadę po nią i pojedziemy do mojego „dawnego” domu, chyba tak to miejsce mogłam nazwać. Nie wiedziałam czy kogoś w nim zastanę oraz czego mogłam się spodziewać, ale chyba byłam przygotowana na każdą ewentualność, albo tak mi się po prostu wydawało. Od rana byłam poddenerwowana i niespokojna, myślami błądziłam gdzieś indziej. To chyba była oznaka tego, że się stresowałam i wejście do tego domu było emocjonalnym przeżyciem. Wiązałam z tym miejscem dużo wspomnień, dobrych i złych, ale przede wszystkim tam znajdował się mój upragniony i wymarzony przez lata pokój, za którym tęskniłam. W ogóle wydawało mi się, że byłam pełna sprzeczności ponieważ z jednej strony chciałam żeby nikogo w tym domu nie było, a z drugiej gdyby byli rodzice to mogłabym mieć już za sobą pewne rzeczy. Dodatkowo było mi przykro, że rodzice nie próbowali mnie jakoś przekonać do siebie czy zawalczyć w jakiś sposób o mnie, wydawało mi się, że odpuścili sobie mnie i moje życie, co było bolesne. Ja też nie byłam bez winy, bo to ja od nich uciekłam, ale chyba najbardziej bolało mnie to, że nie walczyli. Co prawda raz tata próbował, ale jakoś szybko udało mi się go zniechęcić. Może przyjęli taktykę, że dadzą mi czas i w końcu sama „pójdę po rozum do głowy”. Czułam, że jak na osiemnastolatkę za dużo wzięłam na siebie i za szybko dorosłam, ale takie już było życie. Trochę mi się ostatnio priorytety poprzestawiały i kompletnie zmieniłam punkt widokowy na życie, ale byłam szczęśliwa, bo miałam Bartka. Brakowało mi rodziców do szczęścia i nie chciałam się od nich odwracać, ale nie dali mi wyboru. Poniekąd oni zachowywali się tak jak ja, ja wybrałam Bartka a oni siebie. Kiedyś myślałam, że miłość rodzica do dziecka była bezwarunkowa i najsilniejsza na świecie i żyłam cholernie długo w takim przekonaniu, ale moi rodzice pokazali mi, że chyba tak nie było, ale to w cale nie znaczy, że tak będzie i w moim przypadku.
Moje wszelkie zawiłe rozważania przerwała Martyna, która wsiadła do samochodu i przywitała mnie uśmiechem. Wtedy poczułam, że miałam łzy w oczach, to była doskonała oznaka tego, jak to wszystko się na mnie obijało i co dla mnie znaczyło. W końcu tylko jednych ma się rodziców i ich nawet taka strata boli.
- Hej, co jest? Jak nie chcesz to nie musimy tam jechać – Martyna popatrzyła na mnie z dozą litości i współczucia. Stwierdziłam, że już tak daleko zaszłam, że nie mogłam się wycofać. To był sprawdzian dla mnie i tego, jak silna byłam, a wiedziałam, że wiele potrafiłam znieść.
- Wszystko jest w porządku, po prostu… - nie wiedziałam jak jej to powiedzieć i urwałam swoją wypowiedź. Zastanawiałam się jak jej miałam to powiedzieć, ale chyba tego nie dało się tak przekazać. To siedziało w mojej głowie i sercu przez dłuższy czas i przez te wszystkie dni, kiedy byłam poza domem to uciekałam od tego, wzbraniałam się przed tymi myślami i uczuciami i w tamtym momencie to wszystko mnie dopadło.
- Wiem, że jest Co ciężko, że masz żal do nich, ale jestem z Tobą. Nie jesteś sama, masz przecież Bartka, to dla Niego to zrobiłaś. To Twoje życie i nikt nie będzie Ci mówił co dla Ciebie jest najlepsze. Masz niezależność i to pokazuje, jak silna jesteś. Poradziłaś sobie z tym i dasz sobie radę już ze wszystkim. – słowa Martyny były jakimś przewodnikiem, jakby drogowskazem, dzięki któremu zrozumiałam, że nie popełniłam błędu. A jakbym miała go popełnić wyprowadzając się z domu, to przekonałabym się o tym na własnej skórze i sama doświadczyła tego. Gdyby nie Ona, to chyba bym stchórzyła, albo odwlekła to na inny dzień.
- Dziękuję Ci – przytuliłam się mocno do przyjaciółki a kiedy rozluźniłam uścisk to wytarłam łzy jakie pojawiły się na mojej twarzy. Nic więcej nie mówiąc ani nie czekając na inne słowa wsparcia ruszyłam i starając się wyciszyć i zebrać w środku pojechałam pod swój dom. Gdy byłyśmy na miejscu czułam się jakbym wróciła z dalekiej podróży. Stałam i patrzyłam na coś, co wydawało mi się jakby z innego życia. Nie mogłam zrozumieć, że ten dom poniekąd należał do mnie a ja go opuściłam ze względu na kłótnie. Na podjeździe stał tylko samochód Marcina co dało mi do zrozumienia, że tylko On znajdował się w domu. Po naszej ostatniej rozmowie telefonicznej nie miałam mu nic więcej do powiedzenia, ale byłam przygotowana na spotkanie z bratem.
- Gotowa? – Martyna patrzyła na mnie kiedy ja patrzyłam na dom. Spojrzałam na przyjaciółkę i kiwnęłam twierdząco głową, po czym wysiadłyśmy z samochodu i czując na sobie wsparcie dziewczyny ruszyłyśmy do drzwi. Po naciśnięciu na klamkę drzwi się otworzyły, więc nie było potrzeby bym użyła swoich kluczy, które nadal miałam. Było pusto, cicho i tak, jakby nikt w tym domu nie mieszkał. Niby było schludnie, ale tylko z wierzchu, widziałam kurz na meblach czy odciski palców na szklanym stoliku. Ewidentnie brakowało kogoś, kto by dbał o to wszystko. Rozglądałam się dookoła i myślałam, że więcej rzeczy się zmieni a tu wszystko było takie same, a ja ciągle miałam wrażenie, że cholernie długo mnie tam nie było. Martyna trzymała się dwa kroki za mną, jakby chciała kontrolować moje zachowanie, jak i to czy dawałam radę.
- Chodźmy do mnie – powiedziałam do przyjaciółki i wolno kroczyłam schodami do swojego pokoju. Nagle przede mną zjawił się Marcin, który zaskoczył mnie tym, że prawie wyrósł przede mną. Patrzyłam na Niego jak zaczarowana. W pierwszej chwili miałam ochotę rzucić się mu w ramiona i wtulić się mocno, lecz po chwili od razu poczułam wewnętrzną blokadę.
- Wróciłaś – to nie było pytanie, lecz stwierdzenie z Jego strony. Na twarzy miał wymalowany lekki uśmiech pomieszany z zaskoczeniem. Nie spodziewał się tam mnie, a ja nie spodziewałam się tam zobaczyć obcej dziewczyny, która siedziała w salonie na górze. Moje zaskoczenie było większe niż być powinno, ponieważ wygląd dziewczyny, kompletnie mnie zaskoczył. Blondynka w kusej spódniczce w szpileczkach, do tego sporo makijażu na twarzy.
- Tylko po kilka swoich rzeczy – założyłam ręce na piersi i patrzyłam się na Niego tak pusto i bez jakiś emocji we mnie. Może gdybyśmy byli sami to odważyłabym się przed Nim otworzyć, ale szczególnie krępowała mnie obecność obcej dziewczyny.
- Gośka, nie wygłupiaj się. To jest dziecinne – Marcin miał pogodny ton głosu, który mnie zaskakiwał. Ja nie potrafiłam tak jak On ominąć czegoś, czy udawać, że relacje pomiędzy nami były chociaż dobre.
- Ja nie widzę w tym nic zabawnego – nie umiałam z nim rozmawiać tak jak kiedyś. Niby był moim bratem a tak naprawdę był mi obcy. Oddaliliśmy się od siebie i to było widać na pierwszy rzut oka.
- Po co to robisz? Co chcesz sobie udowodnić? – On też już zmienił ton i już nie był uradowany moim widokiem jak przed chwilą. Nasza rozmowa wchodziła na poważny grunt i chyba wszyscy to poczuli. Jeżeli ktoś myślał, że nagle rzucimy się sobie w objęcia, to był w błędzie.
- Myślisz, że robię to na pokaz? Czy może tak dla rozrywki, bo mam nudne życie? – Jego postawa, ton głosu potęgowały moją złość i sprawiały, że jeszcze bardziej się nakręcałam. Moim zamiarem nie było się z nim jeszcze bardziej kłócić, ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie potrafiłam inaczej.
- Wiesz co ja myślę? Że masz problem ze sobą a świat nie kręci się tylko wokół Ciebie. Każdy ma swoje sprawy i problemy, a Ty wiecznie nie będziesz w centrum zainteresowania. – Marcin był ostry w swojej wypowiedzi a ja kompletnie nie rozumiałam sensu Jego słów. To tylko dodatkowo dało mi do zrozumienia, że on tak naprawdę nie wiedział o co chodziło.
- Właśnie dążę od tego, byście dali mi spokój. Rodzice skończyli z wyrzutami i przestali kierować moim życiem, a Ty byś zajął się sobą i swoim zachowaniem. Nagle Cię interesuję ja i moje problemy, super, ale chyba trochę za późno – byłam silna i nie dałam się tak po prostu obrażać. Byłam silniejsza niż wcześniej, więc na nic szły Jego próby dowalenia mi.
- Nie, po prostu Ty masz problem z tym, że nie jestem taki jak Maciek. Nie jestem nim i nigdy nie będę taki jak on. I pogódź się z tym, a nie wymagaj bym biegał za Tobą, tak jak On – słowa Marcina były dla mnie wielkim zaskoczeniem i nie wiedziałam, dlaczego tak uważał. I chociaż w głowie pojawił mi się znak zapytania to i tak to olałam i postanowiłam bronić swojego honoru.
- No widzisz, nie mamy o czym rozmawiać. Jak pójdziesz po rozum do głowy, to wtedy przyjdź do mnie bo jak na razie to co mówisz jest głupie, aż boję się pomyśleć co masz w tej głowie. Chodź – odwróciłam się za siebie dając znać Martynie, żebyśmy już weszły do mojego pokoju. Nie czekałam na Nią jak i na jakieś słowa od Marcina. Po prostu weszłam do pokoju i oparłam się o ścianę. Słowa Marcina odnośnie Maćka bardzo mnie zabolały i to było krzywdzące, trafił w mój czuły punkt.
- Idiota – Martyna weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi, spojrzała na mnie i od razu widziałam, że była zła na Marcina, co można było dostrzec po jej słowach. – Hej, mała. Nie martw się tym. Głupi jest – dziewczyna położyła swoje ręce na moich ramionach i patrzyła mi intensywnie w oczy. Widziałam w nich troskę o mnie.
- Po prostu nie wiem jak mu to w ogóle mogło przejść przez gardło. Wiesz co? Jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie mam co tu szukać – moja mała nadzieja, że po tej całej wizycie w domu będzie lepiej, albo nabiorę odrobinę chęci by tam wrócić legła w gruzach. Poczułam, że to już nie było moje miejsce i straciło magię, chociaż gdy weszłam do swojego pokoju poczułam w nim tą energię, która mnie zawsze do Niego ciągnęła. To było moje miejsce, ze zdjęciami, rzeczami, ubraniami itp. Poszłam do garderoby i po kolei przeglądałam sukienki jakie nadawały się na wesele a dodatkowo na ziemię rzucałam ubrania, które chciałam zabrać ze sobą. Brakowało mi u dziadków niektórych moich ubrań a korzystając z okazji bycia w domu postanowiłam wziąć ich sporo, by nie musieć w bliskim czasie znowu tam wrócić.
- I co o nich sądzisz? – przyglądałam się Martynie, która z kolei przeglądała sukienki. Zza wieszaków wyciągnęłam kilka reklamówek i ostatnią torbę jaką miałam.
- Są bardzo ładne, naprawdę. Chyba wezmę te dwie, bo tutaj się nie zdecyduję – widziałam takie świetliki w jej oczach, które sprawiły że i ja się uśmiechnęłam.
- Nie ma sprawy, pomożesz mi? – wskazałam ręką na stertę ubrań jakie wywaliłam na ziemię oraz na torby. Zależało mi by wziąć jak najwięcej a wrzucając je przypadkowo to torby to zajęłyby więcej miejsca, więc chociaż prowizorycznie, ale trzeba było je poskładać.
- Jasne. Gosia a jesteś pewna? – to pytanie, które padło z jej ust było dziwne, ponieważ chyba ona sama do końca nie była do Niego przekonana. Wydawało mi się, że nie musiałam nic więcej mówić bo odpowiedź była jasna, szczególnie po przebiegu rozmowy z Marcinem.
- Bierzmy się do roboty – nie wiem czym to było spowodowane i co wpływało na to, że poczułam jakąś radość w sobie albo szczęście z tego, że się pakowałam. Zapomniałam o tym co miało miejsce jeszcze nie dawno. Ponowne dotykanie ubrań, butów, kosmetyków czy innych rzeczy i pamiątek i myśl, że one znowu będą ze mną, sprawiało, że życie nabierało barw. Tliła się we mnie nadzieja na to, że jakoś to będzie i wcale nie przejdę przez to boleśnie. Pierwszy krok miałam za sobą, wyprowadzka a tego dnia nastał drugi, zabranie swoich rzeczy. Oczywiście nie byłam w stanie wziąć wszystkich, bo potrzebowałabym do tego tira, ale starałam się jak najwięcej napchać i brać to, co najbardziej lubiłam, chociaż oczywiście wzięłam rzeczy, których nie nosiłam, ale miały jakieś sentymentalne znaczenie. Trochę tego było, cała wielka walizka i 4 porządne reklamówki.
- Słyszysz? – Martyna na chwilę zamarła i spojrzała się na mnie a później na drzwi do pokoju. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nie zwracałam uwagi na to, co działo się dookoła. Podeszłam do okna i zobaczyłam samochód taty. Już wiedziałam, co takiego zwróciło uwagę Martyny.
- Tata – zdążyłam tylko tyle powiedzieć ponieważ przekonałam się o Jego obecności w domu. Martyna wstała z podłogi i podeszła do mnie, jakbyśmy miały przygotować się na walkę. Za drzwiami usłyszałam głos taty, który się pytał „ Gdzie ona jest?”. Co dziwne to usłyszałam też buty na wysokim obcasie, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to był gość Marcina. Długo nie czekając do pokoju, bez pytania wszedł tato a za nim była mama. Zastanawiałam się czy przyjechali, bo już wrócili do domu czy czasem Marcin ich nie poinformował o mojej wizycie w domu. Tato gdy ujrzał torby to trochę jakby podupadł i na Jego twarzy nie było już optymizmu jak przed chwilą, gdy wchodził do pokoju. Chyba miał nadzieję, że wróciłam – na stałe.
- Dzień dobry – Martyna przerwała ciszę jaka panowała w pokoju. Było niezręcznie i to bardzo.
- Gosia porozmawiajmy – tato ominął słowa Martyny, jakby ich nie usłyszał bo raczej był skupiony na mnie i tym co miało miejsce. Mama za to była taka jak zawsze, twarz bez jakiś większych emocji, tylko wzrok miała wbity we mnie.
- Proszę – wskazałam ręką na sofę, która znajdowała się w moim pokoju. Ucieczka od rozmowy nie była wyjściem a ja przecież jechałam z założeniem, że jak rodzice będą to z nimi porozmawiam, przynajmniej spróbuję.
- Możemy na osobności ? – o dziwo mama wtrąciła się do rozmowy, chociaż jej słowa nie były jakimś zaskoczeniem. Przeszkadzała jej obecność Martyny, bo nie chciała zaminusować w jej oczach. Natomiast ja nie chciałam by Martyna wychodziła z bardzo prostego powodu, stosunek 2 do 1 na polu bitwy już na wstępie informował o przegranej. Lecz z drugiej strony, nie chciałam stawiać przyjaciółki w krępującej sytuacji.
- Poczekam w salonie – Martyna uścisnęła moją dłoń i wyszła z pokoju. Poczułam się osamotniona, ale musiałam dać radę. To był ten moment kiedy zostałam sama ze swoimi myślami i siłą, jaką zdobyłam przez 18 lat swojego życia.

Po wyjściu przyjaciółki nie wiedziałam co ze sobą począć i jak się zachować. Nie wiedziałam też kto powinien zacząć rozmowę, ale uznałam, że rodzice nie powinni odnieść wrażenia, że byłam obojętna wobec tego co się działo. Usiadłam na parapecie a rodzice na łóżku. Znajdowaliśmy się naprzeciwko siebie, a nasze oczy co chwilę się spotykały. Rodzice trzymali się za ręce, nie trudno było to zdefiniować jako koalicję, ale nie mogłam się poddać. Przecież w tym wszystkim co się działo, chodziło o mnie i nikt za mnie nie wygra życia.
- To może ja zacznę. – zaczęłam pewnie chociaż ta pewność siebie była tylko pozorna, wewnątrz byłam słaba i sama nie wiedziałam skąd we mnie były te pozory. Panowała pewna sprzeczność ale musiałam jej stawić czoła.
- Poczekaj, daj nam coś powiedzieć – tato wszedł mi w zdanie i jego zachowanie zaburzyło całą moją koncepcję. Jako typowy nerwus i ekscentryk, napuszyłam się. W momencie, gdy byłam gotowa z nimi porozmawiać i powiedzieć o swoich uczuciach, to tato przerywa myśląc, że nie wiadomo czemu ma pierwszeństwo.
- Nie, to ja chcę Wam coś powiedzieć – nie spuszczałam wzroku z mamy i taty, a wręcz przeciwnie, twardo patrzyłam w ich oczy. Lubiłam stawiać na swoim i tak też było w tym przypadku, po prostu to była walka o mnie i to ja powinnam zacząć – Przemyślałam to wszystko i wyciągnęłam pewne wnioski. Nie zrezygnuję z Bartka, kocham Go i to, że Go nie akceptujecie z powodu jakiś chorych uprzedzeń, nie wpłynie na to, że z Nim zerwę. Pomiędzy nami jest miłość i nie macie takiej siły by ją zburzyć. Tak samo jest z Wami. Wasza miłość jest silniejsza od tej, jaką do mnie czujecie, inaczej nie zrezygnowalibyście ze mnie tak szybko. Nie przerywaj mi, tylko daj dokończyć- widziałam jak tata otwierał usta, by coś powiedzieć a mama uciekała gdzieś wzrokiem. Chciałam wszystko wyrzucić z siebie, zmierzyć się z emocjami, jakie tkwiły we mnie. -  Dwa tygodnie bez ani krzty walki dały mi jasne wnioski. Ja nie będę rozdzielać Waszej miłości, chociaż mam na jej temat własne zdanie. Trzymacie się razem i ja to szanuję, więc proszę Was o uszanowanie moich decyzji. Kiedyś, myślałam, że rodzice kochają swoje dzieci bezwarunkowo i chyba tak jest, ale gdzieś w naszym domu to zginęło. Najpierw chcecie dla nas, jako swoich dzieci, wszystkiego co najlepsze a później wypominacie, że nie zapracowaliśmy na to, że nie szanujemy tego, co nam dajecie. To, że uważacie iż jestem rozpieszczona, to jeśli to prawda, to już jest Wasza wina a nie moja, to Wy popełniliście błąd w wychowaniu. Już tego, że pracowałam kilka lat z rzędu w wakacje nie pamiętacie, albo, że na większość rzeczy zbierałam pieniądze, imałam się różnych prac. Żeby była jasność, szanuję to co mam i nigdy przez to ile macie pieniędzy na kontach, nie czułam się od nikogo lepsza. Nasze kłótnie zaczęły się od jednego nie pójścia do szkoły, jak zwykle zaczyna się od błahostek. Nie wiecie jak się wtedy okropnie czułam i nawet nie jesteście sobie w stanie tego wyobrazić. Gdy był Maciek, miałam w nim oparcie takiego jakiego w Was nie miałam. Nie był tylko moim bratem, ale i rodzicem. To nic, że był tylko o rok starszy, On miał w sobie tą miłość do mnie jakiej w Was nie było i nie ma. Zawsze gdy było mi źle, gdy miałam problem, ktoś mi dokuczał, to zawsze Maciek pomagał mi to rozwiązać. To on wyjeżdżał ze mną gdy czułam się fatalnie i gubiłam się w swoim życiu. Był rodzicem, przyjacielem, bratem… Można być kimś więcej? Gdyby nie to, że Bartek obdarzył mnie swoją miłością, to nie chciałabym żyć na tym świecie, bo byłabym tu sama. Wasze zachowanie dało mi tylko tego potwierdzenie. Nie traktujcie tego jako wyrzuty, bo nie chcę Was zranić, ale chyba czas na taką szczerą rozmowę. Jak w każdym domu, nie jest idealnie, wiem, że staraliście się nam dać wszystko co najlepsze i dbaliście o to by niczego nam nie brakowało, ale w tym wszystkim zapomnieliście o miłości. Jedno przytulenie niczego nie czyni. Wy macie siebie, wyjeżdżacie razem na konferencje, chodzicie razem na zakupy, śpicie razem, uprawiacie seks. To Was zbliża do sobie. A co ze mną? Maciek z Marcinem nie zwracali na to uwagi bo są facetami. Jak miałam gorszy dzień czy było mi źle, to zamiast iść przytulić się do Was bo Was nie było, chodziłam do Maćka a później nawet jak byliście to wolałam iść do Niego, bo wiedziałam, że On lepiej mnie zrozumie. I Gdy Maciek odszedł, poczułam się sama i nie widziałam swojej przyszłości. Pojawił się Bartek. Może to zabrzmi nierealnie, ale czułam w tym ingerencję Maćka. Jak w każdym związku, nigdy nie jest idealnie, ale walczymy o siebie. On jest moją przyszłością, którą opuścił Maciek. Kocham Bartka jedną z miłości jaką obdarzałam Maćka i nie zostawię Go bo Wy tak chcecie. To on dba o mnie, pilnuje, troszczy, a ja odwdzięczam mu się tym samym. Jak za dobro jakim mnie obdarza mogłabym Go zostawić? Dzięki niemu mam sens życia i będę się tego trzymać. Mój tatuaż o który poszła awantura, miał związek z Maćkiem. M, to sobie chciałam wytatuować, by  mieć Go nie tylko w sercu, ale też i w miejscu na jakie co chwilę będę mogła spoglądać i się uśmiechać. To, że Bartek ma tatuaże nie ma znaczenia, to był Jego wybór i on mnie do tego nie namawiał. Chcę żebyście wiedzieli, że Was kocham i to bardzo mocno. Nie jest mi dobrze z tym, że nie rozmawiamy ze sobą i chyba nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o swoich uczuciach, relacjach. – miałam łzy w oczach i były momenty kiedy głos mi się chwiał. Powiedzenie tego wszystkiego kosztowało mnie siły i wejrzenia w głąb siebie. Nazbierało nam się przez lata i jak nadarzyła się okazja, by to nadrobić albo chociaż dać zalążek, postanowiłam to wykorzystać. Rodzice patrzyli to na siebie albo uciekali wzrokiem, nie chciałam ich wszystkim obarczać, bo wina zawsze leżała po obu stronach i ja też byłam winna. Wycofałam się bo miałam Maćka i to On mi wynagradzał to wszystko, wcześniej nie przyjmowałam myśli, że mogłoby Go zabraknąć. Panowała cisza i nie wiedziałam co dalej zrobić, powiedzieć. Wpatrywałam się w swoje dłonie jakbym chciała w nich znaleźć odpowiedź.
- Gosia wróć do domu, spróbujmy to naprawić, zacznijmy od początku – Tato przybliżył się do mnie i złapał mnie za dłonie, które miętoliłam. Jego słowa były dla mnie zaskoczeniem, ponieważ myślałam, że wyjdzie z kontr atakiem a tu takie zaskoczenie.
- Przykro mi, ale nie mogę. Muszę wiedzieć, że oboje tego chcecie oraz, że sama chcę. To nie jest proste po tylu przykrych słowach na mój i Bartka temat,  wrócić tutaj i zaczynać od nowa. Muszę Wam od nowa zaufać i to też działa w drugą stronę. Będę u dziadków, kocham Was – wstałam z parapetu i dałam buziaka w policzek tacie, który przyciągnął mnie do siebie i wtedy zauważyłam łzy w Jego oczach. Ten widok był przykry i sprawił, że kolana mi się ugięły. Ostatni raz widziałam Go płaczącego na pogrzebie Maćka. Gdy wymsknęłam się z Jego ramion podeszłam do mamy i dałam jej pożegnalnego buziaka. Na mojej twarzy nie było uśmiechu a raczej była ona bez wyrazu. Zmierzenie się z taką bliskością względem mamy, kosztowało mnie pokonania sporej bariery, ale udało się. Miałam spakowane dwie torby i 3 reklamówki. Gdy za jedną złapałam to podszedł do mnie tato i patrzył na mnie, jakby chciał jeszcze przekonać mnie swoim wzrokiem.
- Jesteś pewna ? – to pytanie było pełne bólu i rozterek z Jego strony, ale wiedziałam, że klamka zapadła a konsekwencje pomimo, że były bolesne, były nam wszystkim potrzebne. Nie myślałam tylko o sobie, ale też o rodzicach. Ja też ich zawiodłam i chciałam by to co im powiedziałam, poukładali sobie w głowie.
- Tak – moja odpowiedź była jednoznaczna i nie było żadnych niedomówień. Po cichu liczyłam, że tato stanie przede mną i twardo poprosi bym została , a to była tylko nadzieja. Może sama nie wiedziałam czego chciałam, mówiłam jedno a pragnęłam drugiego. Chociaż wewnątrz siebie wiedziałam o co mi chodziło, o to by kategorycznie pokazał mi, że kocha i chce bym została. Ale była jeszcze mama, która ciągle milczała.
- Pomogę Ci – tato sięgnął po torby, a ja za reklamówki i zanim podążyłam za nim, spojrzałam na mamę, która patrzyła w naszą stronę. Nie mogłam nic wyczytać z jej twarzy bo dobrze się maskowała, ale miałam nadzieję, że moje słowa spowodują iż przemyśli pewne kwestie.
- Na razie – może było to głupie pożegnanie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Szłam po schodach za tatą i czułam, jakbym żegnałam się z tym miejscem na zawsze. Przypatrywałam się wszystkiemu dookoła jakbym już nigdy miała tego nie zobaczyć. To było ciężkie pożegnanie, ale chyba nam wszystkim potrzebne. Tym razem było inaczej, nie rozstawaliśmy się w atmosferze kłótni, tylko właśnie było spokojnie i chyba tak nijako. Większe emocje gdzieś odeszły, przynajmniej u rodziców. Jedyną większą emocją jaką wyczułam u taty, były łzy. Na dole spotkałam Martynę, która siedziała w salonie i jak Nas zobaczyła, poderwała się z kanapy i znacząco na mnie spojrzała. Chyba na początku nie zdawała sobie sprawy z tego co się działo i o co w tym chodziło. Na pewno musiało to dziwnie wyglądać, jaka tato niósł moje torby.
- Wszystko w porządku? – przyjaciółka przystanęła obok mnie i złapała mnie za rękę, jednocześnie biorąc ode mnie jedną z reklamówek jakie trzymałam w ręce. Tato się nie zatrzymywał a nawet już wyszedł przed dom.
- Tak, chodźmy stąd – czułam potrzebę by jak najszybciej opuścić dom i rozluźnić się. Ten wieczór pragnęłam spędzić z przyjaciółmi i trochę się rozerwać. Tego brakowało w moim życiu, pozytywnej rozrywki i radości z życia. Ogrom problemów tak mnie obciążył, że zapomniałam o swoim młodym wieku i o tym, że żyje się tylko raz i nie odnajdzie nas ta sama chwila. Po otworzeniu bagażnika i zapakowaniu bagaży spojrzałam tacie w oczy, które były smutne. Ten widok bolał i ranił, ale cały czas miałam nadzieję, że dobrze robiłam i to nam pomoże.
- Dbaj o siebie – tato przytulił mnie do siebie i czułam się jak kruszynka w Jego objęciach. Był dobrym człowiekiem jak i ojcem, ale gdzieś wszyscy się w tym pogubiliśmy.
- A Ty o siebie – to ja pierwsza wyswobodziłam się z Jego objęć. Nie chciałam by to wyglądało tak, że chciałam się odsunąć od Niego, albo, że nie było mi tak dobrze, tylko to bolało i chciałam uciec od tego strasznego uczucia. Wsiadłam do samochodu i odjechałam nie patrząc za siebie. Musiałam patrzeć w przyszłość i ją poukładać, bo za dużo w niej było znaków zapytania.

- Jak było? – Martyna zwróciła się do mnie gdy siedziałyśmy w parku przy fontannie. Jadłyśmy niezdrowe jedzenie i korzystałyśmy z letniej pogody. Całą drogę, z domu do parku milczałam, ponieważ nie chciałam się rozpraszać prowadząc samochód. Martyna była moja przyjaciółką i mogłam być z nią szczera. Żałowałam, że nie było z nami Filipa, ale musiała mi wystarczyć  ona.
- Dziwnie. Nasza rozmowa polegała na tym, że tylko ja mówiłam. Powiedziałam im o tym co czułam, sięgnęłam do dzieciństwa, do Maćka, Bartka. Nigdy nie rozmawialiśmy o naszych uczuciach i dzisiaj chciałam to zmienić. Otworzyłam się przed nimi a miałam wrażenie, że byli głusi na moje słowa. Oczekiwałam, sama nie wiem czego. Jakiejś kontry z ich strony, jakiegoś wyjaśnienia, przeciwstawienia czy nawet przyznania się do tego. Mama klasycznie milczała a tato powiedział tylko tyle, bym wróciła do domu. Nie tego oczekiwałam. Poza tym, ja im dwa razy powiedziałam, że ich kocham a z ich strony takiej deklaracji nie usłyszałam, chociaż szczerze przyznam, że tego oczekiwałam. Może muszą sobie to przemyśleć, poukładać. Nie wiem, ale rozczarowałam się. Chociaż lżej mi z tym, że im wszystko w końcu powiedziałam. – nie zagłębiałam się w szczegóły bo nie były one ważne. Nie traktowałam swojej rozmowy z rodzicami jako porażki bo na pewno nią była, bo w pewien sposób się oczyściłam. Chodzi mi o to, że moje oczekiwania czy nadzieje, zostały tylko w sferze myśli, nie było zero fizyczności w tym wszystkim. Nie każdy musi umieć i lubić mówić o swoich uczuciach czy problemach, ale czym jest życie bez tego, skoro ciągle to wszystko tlimy w sobie? Mamy rodziców, rodzeństwo, przyjaciół i to z nimi powinniśmy się dzielić naszym wnętrzem by poprawić sobie jakość życia. Powinniśmy dążyć do lepszego jutra, nie tylko dla nas, ale i naszym bliskich, a uczucia i emocje to niepodważalny element naszego życia.
- Musisz dać im czas, może w końcu zobaczą swoje zachowanie. Powiem Ci, że zatkało mnie jak zobaczyłam gdy Twój tato zniósł Ci torby. Z jednej strony może to być oznaka dojrzałości a z drugiej poddania się. Wiem, że Ci ciężko i wszystkiego nie dajesz po sobie poznać, ale pamiętaj, że nie jesteś sama. – Martyna przytuliła mnie do siebie i w tym uścisku czułam jej miłość jaką mnie obdarzała. Przebrnęła mi jedna myśl, czemu obca mi osoba, z którą nie wiązały mnie żadne więzi krwi, potrafiła mnie tak kochać i to pokazać, a właśni rodzice, brat od tego stronili. Szukałam winy w sobie, że to może ja byłam winna temu. Ale próbowałam, prowokowałam ich do wyznania miłości a oni słuchali lecz tak naprawdę nie słyszeli. – Kocham Cię – te słowa dziewczyna wypowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy i taką prawdziwością w głosie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, że dało się mnie kochać, to dało mi nadzieję, że może nie byłam taka straszna i beznadziejna.
- Ja Ciebie też – obie się głośno roześmiałyśmy, tak, że ludzi się na nas patrzyli, ale ewidentnie miałam to gdzieś. Przestałam się martwić o to co inni powiedzą, miałam to w wielkim poważaniu. Wychodziłam z założenia, że niech gadają i mówią co chcą, miałam swoją armię, która trzymała mnie mocno na ziemi.
- Słuchaj a może wieczorem spotkamy się wszyscy u mnie, co? Przyjdziesz z Bartkiem, posiedzimy w czwórkę, pogramy w jakieś planszówki, czy coś obejrzymy ? – na słowa dziewczyny ponownie się roześmiałam ponieważ wcześniej myślałam o tym samym, tylko uciekło mi to z głowy. – Czemu się śmiejesz? – Martyna nie wiedziała o co mi chodziło i nic dziwnego, ponieważ to było tylko w mojej głowie.
- Bo jak wychodziłam z domu, to też o tym pomyślałam – uśmiechnęłam się do Niej po czym i na jej twarzy znowu pojawiła się oznaka radości.
- To super, że się zgadzasz. – musiałyśmy wszystko obmyślić, ponieważ nie miałyśmy dużo czasu a ja byłam w kropce. Zmęczona i spocona po całym dniu i różnych wrażeniach, chciałam się chociaż przebrać.
- Zadzwonię do Bartka i zapytam się Go, co o tym myśli i najwyżej zrobimy wspólnie jakieś zakupy no i chłopaki dojadą, co Ty na to ? – bez sensu było żebym jechała do dziadków zostawiać torby, bo za chwilę i musiałabym wrócić do miasta. Musiałam ich naturalnie uprzedzić, że będę u Martyny i że raczej zostanę na noc u Bartka. Tęskniłam za objęciami chłopaka i bardzo chciałam się w nich znaleźć.
- Nie chcesz jechać do dziadków najpierw? – Martyna prawie czytała mi w myślach, ale mniej realnie myślała ode mnie. Wstałam z kamienia, na którym siedziałam i poszłyśmy w stronę samochodu by nie tracić czasu na pierdoły.
- Nie, bo stracę tylko czas. Zadzwonię do nich i wszystko im powiem. Dzwoń do Filipa a ja zadzwonię do Bartka. – wydałam nam komendy i zorganizowałam czas. Odeszłam trochę na bok, by spokojnie móc pogadać z chłopakiem
- Tak słucham? – usłyszałam głos chłopaka i od razu poczułam ukłucie w sercu, które było przyjemne. To było jak uderzenie z rzeczywistością i zdanie sobie sprawy z tego, że kochałam Go a moje ciało pomimo iż byliśmy ze sobą kilka miesięcy, nadal na Niego reagowało.
- Hej, co robisz? – starałam się być radosna choć wewnątrz byłam przytłoczona. Brakowało nam czasu na szczere rozmowy i rozprawianie o tym, co się działo wtedy gdy się nie widzieliśmy, ale o dzisiejszej rozmowie w domu, musiałam mu powiedzieć, ale wtedy, gdy już znajdziemy się tylko we dwoje.
- Jestem u Jacka bo chciał ustalić kilka szczegółów przed weselem. A Ty gdzie jesteś? – słyszałam jakiś niepokój w Jego głosie. Bartek wiedział, że miałam jechać do domu i może ten dziwny ton wynikał z tego, że się martwił o mnie. Nasz związek był dojrzały i trochę może za poważny jak na nasz krótki staż i młody wiek, ale było w nim dużo troski. Każde z nas przez coś ciężkiego przeszło a nie od dziś wiadomo, że nasze przeżycia, doświadczenia kształtują nasze podejście do życia. On był silny i opiekował się mną jak i dbał o moje dobro, a ja otaczałam Go miłością, jakiej zawsze mu brakowało.
- W parku, zaraz jadę do Martyny bo jest ze mną. Nie masz czasem ochoty by posiedzieć trochę u Niej? Filip też będzie, posiedzimy razem, trochę się rozluźnimy? – nie chciałam od razu wyskakiwać z tym, że później pojedziemy do Niego. Bardziej zależało mi, by się rozerwać a w szczególności oderwać od problemów i myśli kłębiących się w głowie.
- Jeśli tego chcesz, to mogę wpaść. – to lubiłam w Bartku, że mnie słuchał i przywiązywał uwagę do tego, czego chciałam. On wiedział, że przyjaciele byli dla mnie ważni a w sumie tylko oni mi zostali, no i jeszcze On i dziadkowie, a poza tym byłam sama. Musiałam dbać o relacje jakie zostały w moim życiu i dzielić swój czas pomiędzy tych, których kochałam.
- No to super. My teraz pojedziemy coś kupić, więc jak już obgadasz wszystko z Jackiem to wpadaj. – byłam bardzo energiczna i działam impulsywnie. Cieszyłam się, że on był takim facetem jakiego potrzebowałam przy sobie. Nie zniosłabym wiecznego poklaskiwania ani podporządkowania, ale równego towarzysza, który czasem przystanie na moją propozycję a czasem tupnie nogą i się przeciwstawi i zaproponuje coś od siebie. To, że się kłóciliśmy i były nieporozumienia pomiędzy nami, dbało o odpowiednią temperaturę w związku i podkręcało naszą miłość. Nie było związków idealnych i my takim też nie byliśmy, mogłabym wymieniać wady Bartka, które mnie denerwowały, ale wolałam skupiać się na pozytywach.
- Gosia poczekaj, wszystko w porządku? Byłaś w domu? – to było to, o czym mówiłam. Były dla Niego rzeczy ważne i ważniejsze. Nie mogłam trzymać go w niepewności i czekać aż się spotkamy.
- Byłam i nawet rozmawiałam z rodzicami. Tym razem było spokojnie, ale zabrałam większość swoich rzeczy. Opowiedziałam im o swoich uczuciach a oni mają sobie to przemyśleć, bo dzisiaj nie potrafili nic powiedzieć – w skrócie i to wielkim, powiedziałam mu o tym co zaszło, na więcej nie było czasu a to też nie była rozmowa na telefon. Kątem oka widziałam jak Martyna już skończyłam rozmawiać z Filipem, tylko ja nie potrafiłam szybko oderwać się od słuchawki.
- Dobra to pogadamy później. Do zobaczenia – Bartek dostał to czego chciał i chyba zrozumiał, że przez telefon nie byłam w stanie mu wszystkiego przekazać.

- Pa – pożegnałam się z chłopakiem i wsiadłam do samochodu. Od Martyny dowiedziałam się, że Filip będzie za jakąś godzinę, więc ruszyłyśmy w stronę sklepu. Kupiłyśmy kilka słodyczy i owoców bo nadal musiałam dbać o swoją dietę i brać tabletki, chociaż już to weszło mi w nawyk i nie miałam w tym problemu. Później pojechałyśmy do domu przyjaciółki i wszystko naszykowałyśmy. 

Mam nadzieję, że nie przesadziłam z długością :) Czekam na Wasze opinie :)