środa, 16 kwietnia 2014

The experience cz 135

Od razu po pracy umówiłam się z Martyną, że przyjadę po nią i pojedziemy do mojego „dawnego” domu, chyba tak to miejsce mogłam nazwać. Nie wiedziałam czy kogoś w nim zastanę oraz czego mogłam się spodziewać, ale chyba byłam przygotowana na każdą ewentualność, albo tak mi się po prostu wydawało. Od rana byłam poddenerwowana i niespokojna, myślami błądziłam gdzieś indziej. To chyba była oznaka tego, że się stresowałam i wejście do tego domu było emocjonalnym przeżyciem. Wiązałam z tym miejscem dużo wspomnień, dobrych i złych, ale przede wszystkim tam znajdował się mój upragniony i wymarzony przez lata pokój, za którym tęskniłam. W ogóle wydawało mi się, że byłam pełna sprzeczności ponieważ z jednej strony chciałam żeby nikogo w tym domu nie było, a z drugiej gdyby byli rodzice to mogłabym mieć już za sobą pewne rzeczy. Dodatkowo było mi przykro, że rodzice nie próbowali mnie jakoś przekonać do siebie czy zawalczyć w jakiś sposób o mnie, wydawało mi się, że odpuścili sobie mnie i moje życie, co było bolesne. Ja też nie byłam bez winy, bo to ja od nich uciekłam, ale chyba najbardziej bolało mnie to, że nie walczyli. Co prawda raz tata próbował, ale jakoś szybko udało mi się go zniechęcić. Może przyjęli taktykę, że dadzą mi czas i w końcu sama „pójdę po rozum do głowy”. Czułam, że jak na osiemnastolatkę za dużo wzięłam na siebie i za szybko dorosłam, ale takie już było życie. Trochę mi się ostatnio priorytety poprzestawiały i kompletnie zmieniłam punkt widokowy na życie, ale byłam szczęśliwa, bo miałam Bartka. Brakowało mi rodziców do szczęścia i nie chciałam się od nich odwracać, ale nie dali mi wyboru. Poniekąd oni zachowywali się tak jak ja, ja wybrałam Bartka a oni siebie. Kiedyś myślałam, że miłość rodzica do dziecka była bezwarunkowa i najsilniejsza na świecie i żyłam cholernie długo w takim przekonaniu, ale moi rodzice pokazali mi, że chyba tak nie było, ale to w cale nie znaczy, że tak będzie i w moim przypadku.
Moje wszelkie zawiłe rozważania przerwała Martyna, która wsiadła do samochodu i przywitała mnie uśmiechem. Wtedy poczułam, że miałam łzy w oczach, to była doskonała oznaka tego, jak to wszystko się na mnie obijało i co dla mnie znaczyło. W końcu tylko jednych ma się rodziców i ich nawet taka strata boli.
- Hej, co jest? Jak nie chcesz to nie musimy tam jechać – Martyna popatrzyła na mnie z dozą litości i współczucia. Stwierdziłam, że już tak daleko zaszłam, że nie mogłam się wycofać. To był sprawdzian dla mnie i tego, jak silna byłam, a wiedziałam, że wiele potrafiłam znieść.
- Wszystko jest w porządku, po prostu… - nie wiedziałam jak jej to powiedzieć i urwałam swoją wypowiedź. Zastanawiałam się jak jej miałam to powiedzieć, ale chyba tego nie dało się tak przekazać. To siedziało w mojej głowie i sercu przez dłuższy czas i przez te wszystkie dni, kiedy byłam poza domem to uciekałam od tego, wzbraniałam się przed tymi myślami i uczuciami i w tamtym momencie to wszystko mnie dopadło.
- Wiem, że jest Co ciężko, że masz żal do nich, ale jestem z Tobą. Nie jesteś sama, masz przecież Bartka, to dla Niego to zrobiłaś. To Twoje życie i nikt nie będzie Ci mówił co dla Ciebie jest najlepsze. Masz niezależność i to pokazuje, jak silna jesteś. Poradziłaś sobie z tym i dasz sobie radę już ze wszystkim. – słowa Martyny były jakimś przewodnikiem, jakby drogowskazem, dzięki któremu zrozumiałam, że nie popełniłam błędu. A jakbym miała go popełnić wyprowadzając się z domu, to przekonałabym się o tym na własnej skórze i sama doświadczyła tego. Gdyby nie Ona, to chyba bym stchórzyła, albo odwlekła to na inny dzień.
- Dziękuję Ci – przytuliłam się mocno do przyjaciółki a kiedy rozluźniłam uścisk to wytarłam łzy jakie pojawiły się na mojej twarzy. Nic więcej nie mówiąc ani nie czekając na inne słowa wsparcia ruszyłam i starając się wyciszyć i zebrać w środku pojechałam pod swój dom. Gdy byłyśmy na miejscu czułam się jakbym wróciła z dalekiej podróży. Stałam i patrzyłam na coś, co wydawało mi się jakby z innego życia. Nie mogłam zrozumieć, że ten dom poniekąd należał do mnie a ja go opuściłam ze względu na kłótnie. Na podjeździe stał tylko samochód Marcina co dało mi do zrozumienia, że tylko On znajdował się w domu. Po naszej ostatniej rozmowie telefonicznej nie miałam mu nic więcej do powiedzenia, ale byłam przygotowana na spotkanie z bratem.
- Gotowa? – Martyna patrzyła na mnie kiedy ja patrzyłam na dom. Spojrzałam na przyjaciółkę i kiwnęłam twierdząco głową, po czym wysiadłyśmy z samochodu i czując na sobie wsparcie dziewczyny ruszyłyśmy do drzwi. Po naciśnięciu na klamkę drzwi się otworzyły, więc nie było potrzeby bym użyła swoich kluczy, które nadal miałam. Było pusto, cicho i tak, jakby nikt w tym domu nie mieszkał. Niby było schludnie, ale tylko z wierzchu, widziałam kurz na meblach czy odciski palców na szklanym stoliku. Ewidentnie brakowało kogoś, kto by dbał o to wszystko. Rozglądałam się dookoła i myślałam, że więcej rzeczy się zmieni a tu wszystko było takie same, a ja ciągle miałam wrażenie, że cholernie długo mnie tam nie było. Martyna trzymała się dwa kroki za mną, jakby chciała kontrolować moje zachowanie, jak i to czy dawałam radę.
- Chodźmy do mnie – powiedziałam do przyjaciółki i wolno kroczyłam schodami do swojego pokoju. Nagle przede mną zjawił się Marcin, który zaskoczył mnie tym, że prawie wyrósł przede mną. Patrzyłam na Niego jak zaczarowana. W pierwszej chwili miałam ochotę rzucić się mu w ramiona i wtulić się mocno, lecz po chwili od razu poczułam wewnętrzną blokadę.
- Wróciłaś – to nie było pytanie, lecz stwierdzenie z Jego strony. Na twarzy miał wymalowany lekki uśmiech pomieszany z zaskoczeniem. Nie spodziewał się tam mnie, a ja nie spodziewałam się tam zobaczyć obcej dziewczyny, która siedziała w salonie na górze. Moje zaskoczenie było większe niż być powinno, ponieważ wygląd dziewczyny, kompletnie mnie zaskoczył. Blondynka w kusej spódniczce w szpileczkach, do tego sporo makijażu na twarzy.
- Tylko po kilka swoich rzeczy – założyłam ręce na piersi i patrzyłam się na Niego tak pusto i bez jakiś emocji we mnie. Może gdybyśmy byli sami to odważyłabym się przed Nim otworzyć, ale szczególnie krępowała mnie obecność obcej dziewczyny.
- Gośka, nie wygłupiaj się. To jest dziecinne – Marcin miał pogodny ton głosu, który mnie zaskakiwał. Ja nie potrafiłam tak jak On ominąć czegoś, czy udawać, że relacje pomiędzy nami były chociaż dobre.
- Ja nie widzę w tym nic zabawnego – nie umiałam z nim rozmawiać tak jak kiedyś. Niby był moim bratem a tak naprawdę był mi obcy. Oddaliliśmy się od siebie i to było widać na pierwszy rzut oka.
- Po co to robisz? Co chcesz sobie udowodnić? – On też już zmienił ton i już nie był uradowany moim widokiem jak przed chwilą. Nasza rozmowa wchodziła na poważny grunt i chyba wszyscy to poczuli. Jeżeli ktoś myślał, że nagle rzucimy się sobie w objęcia, to był w błędzie.
- Myślisz, że robię to na pokaz? Czy może tak dla rozrywki, bo mam nudne życie? – Jego postawa, ton głosu potęgowały moją złość i sprawiały, że jeszcze bardziej się nakręcałam. Moim zamiarem nie było się z nim jeszcze bardziej kłócić, ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie potrafiłam inaczej.
- Wiesz co ja myślę? Że masz problem ze sobą a świat nie kręci się tylko wokół Ciebie. Każdy ma swoje sprawy i problemy, a Ty wiecznie nie będziesz w centrum zainteresowania. – Marcin był ostry w swojej wypowiedzi a ja kompletnie nie rozumiałam sensu Jego słów. To tylko dodatkowo dało mi do zrozumienia, że on tak naprawdę nie wiedział o co chodziło.
- Właśnie dążę od tego, byście dali mi spokój. Rodzice skończyli z wyrzutami i przestali kierować moim życiem, a Ty byś zajął się sobą i swoim zachowaniem. Nagle Cię interesuję ja i moje problemy, super, ale chyba trochę za późno – byłam silna i nie dałam się tak po prostu obrażać. Byłam silniejsza niż wcześniej, więc na nic szły Jego próby dowalenia mi.
- Nie, po prostu Ty masz problem z tym, że nie jestem taki jak Maciek. Nie jestem nim i nigdy nie będę taki jak on. I pogódź się z tym, a nie wymagaj bym biegał za Tobą, tak jak On – słowa Marcina były dla mnie wielkim zaskoczeniem i nie wiedziałam, dlaczego tak uważał. I chociaż w głowie pojawił mi się znak zapytania to i tak to olałam i postanowiłam bronić swojego honoru.
- No widzisz, nie mamy o czym rozmawiać. Jak pójdziesz po rozum do głowy, to wtedy przyjdź do mnie bo jak na razie to co mówisz jest głupie, aż boję się pomyśleć co masz w tej głowie. Chodź – odwróciłam się za siebie dając znać Martynie, żebyśmy już weszły do mojego pokoju. Nie czekałam na Nią jak i na jakieś słowa od Marcina. Po prostu weszłam do pokoju i oparłam się o ścianę. Słowa Marcina odnośnie Maćka bardzo mnie zabolały i to było krzywdzące, trafił w mój czuły punkt.
- Idiota – Martyna weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi, spojrzała na mnie i od razu widziałam, że była zła na Marcina, co można było dostrzec po jej słowach. – Hej, mała. Nie martw się tym. Głupi jest – dziewczyna położyła swoje ręce na moich ramionach i patrzyła mi intensywnie w oczy. Widziałam w nich troskę o mnie.
- Po prostu nie wiem jak mu to w ogóle mogło przejść przez gardło. Wiesz co? Jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie mam co tu szukać – moja mała nadzieja, że po tej całej wizycie w domu będzie lepiej, albo nabiorę odrobinę chęci by tam wrócić legła w gruzach. Poczułam, że to już nie było moje miejsce i straciło magię, chociaż gdy weszłam do swojego pokoju poczułam w nim tą energię, która mnie zawsze do Niego ciągnęła. To było moje miejsce, ze zdjęciami, rzeczami, ubraniami itp. Poszłam do garderoby i po kolei przeglądałam sukienki jakie nadawały się na wesele a dodatkowo na ziemię rzucałam ubrania, które chciałam zabrać ze sobą. Brakowało mi u dziadków niektórych moich ubrań a korzystając z okazji bycia w domu postanowiłam wziąć ich sporo, by nie musieć w bliskim czasie znowu tam wrócić.
- I co o nich sądzisz? – przyglądałam się Martynie, która z kolei przeglądała sukienki. Zza wieszaków wyciągnęłam kilka reklamówek i ostatnią torbę jaką miałam.
- Są bardzo ładne, naprawdę. Chyba wezmę te dwie, bo tutaj się nie zdecyduję – widziałam takie świetliki w jej oczach, które sprawiły że i ja się uśmiechnęłam.
- Nie ma sprawy, pomożesz mi? – wskazałam ręką na stertę ubrań jakie wywaliłam na ziemię oraz na torby. Zależało mi by wziąć jak najwięcej a wrzucając je przypadkowo to torby to zajęłyby więcej miejsca, więc chociaż prowizorycznie, ale trzeba było je poskładać.
- Jasne. Gosia a jesteś pewna? – to pytanie, które padło z jej ust było dziwne, ponieważ chyba ona sama do końca nie była do Niego przekonana. Wydawało mi się, że nie musiałam nic więcej mówić bo odpowiedź była jasna, szczególnie po przebiegu rozmowy z Marcinem.
- Bierzmy się do roboty – nie wiem czym to było spowodowane i co wpływało na to, że poczułam jakąś radość w sobie albo szczęście z tego, że się pakowałam. Zapomniałam o tym co miało miejsce jeszcze nie dawno. Ponowne dotykanie ubrań, butów, kosmetyków czy innych rzeczy i pamiątek i myśl, że one znowu będą ze mną, sprawiało, że życie nabierało barw. Tliła się we mnie nadzieja na to, że jakoś to będzie i wcale nie przejdę przez to boleśnie. Pierwszy krok miałam za sobą, wyprowadzka a tego dnia nastał drugi, zabranie swoich rzeczy. Oczywiście nie byłam w stanie wziąć wszystkich, bo potrzebowałabym do tego tira, ale starałam się jak najwięcej napchać i brać to, co najbardziej lubiłam, chociaż oczywiście wzięłam rzeczy, których nie nosiłam, ale miały jakieś sentymentalne znaczenie. Trochę tego było, cała wielka walizka i 4 porządne reklamówki.
- Słyszysz? – Martyna na chwilę zamarła i spojrzała się na mnie a później na drzwi do pokoju. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nie zwracałam uwagi na to, co działo się dookoła. Podeszłam do okna i zobaczyłam samochód taty. Już wiedziałam, co takiego zwróciło uwagę Martyny.
- Tata – zdążyłam tylko tyle powiedzieć ponieważ przekonałam się o Jego obecności w domu. Martyna wstała z podłogi i podeszła do mnie, jakbyśmy miały przygotować się na walkę. Za drzwiami usłyszałam głos taty, który się pytał „ Gdzie ona jest?”. Co dziwne to usłyszałam też buty na wysokim obcasie, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to był gość Marcina. Długo nie czekając do pokoju, bez pytania wszedł tato a za nim była mama. Zastanawiałam się czy przyjechali, bo już wrócili do domu czy czasem Marcin ich nie poinformował o mojej wizycie w domu. Tato gdy ujrzał torby to trochę jakby podupadł i na Jego twarzy nie było już optymizmu jak przed chwilą, gdy wchodził do pokoju. Chyba miał nadzieję, że wróciłam – na stałe.
- Dzień dobry – Martyna przerwała ciszę jaka panowała w pokoju. Było niezręcznie i to bardzo.
- Gosia porozmawiajmy – tato ominął słowa Martyny, jakby ich nie usłyszał bo raczej był skupiony na mnie i tym co miało miejsce. Mama za to była taka jak zawsze, twarz bez jakiś większych emocji, tylko wzrok miała wbity we mnie.
- Proszę – wskazałam ręką na sofę, która znajdowała się w moim pokoju. Ucieczka od rozmowy nie była wyjściem a ja przecież jechałam z założeniem, że jak rodzice będą to z nimi porozmawiam, przynajmniej spróbuję.
- Możemy na osobności ? – o dziwo mama wtrąciła się do rozmowy, chociaż jej słowa nie były jakimś zaskoczeniem. Przeszkadzała jej obecność Martyny, bo nie chciała zaminusować w jej oczach. Natomiast ja nie chciałam by Martyna wychodziła z bardzo prostego powodu, stosunek 2 do 1 na polu bitwy już na wstępie informował o przegranej. Lecz z drugiej strony, nie chciałam stawiać przyjaciółki w krępującej sytuacji.
- Poczekam w salonie – Martyna uścisnęła moją dłoń i wyszła z pokoju. Poczułam się osamotniona, ale musiałam dać radę. To był ten moment kiedy zostałam sama ze swoimi myślami i siłą, jaką zdobyłam przez 18 lat swojego życia.

Po wyjściu przyjaciółki nie wiedziałam co ze sobą począć i jak się zachować. Nie wiedziałam też kto powinien zacząć rozmowę, ale uznałam, że rodzice nie powinni odnieść wrażenia, że byłam obojętna wobec tego co się działo. Usiadłam na parapecie a rodzice na łóżku. Znajdowaliśmy się naprzeciwko siebie, a nasze oczy co chwilę się spotykały. Rodzice trzymali się za ręce, nie trudno było to zdefiniować jako koalicję, ale nie mogłam się poddać. Przecież w tym wszystkim co się działo, chodziło o mnie i nikt za mnie nie wygra życia.
- To może ja zacznę. – zaczęłam pewnie chociaż ta pewność siebie była tylko pozorna, wewnątrz byłam słaba i sama nie wiedziałam skąd we mnie były te pozory. Panowała pewna sprzeczność ale musiałam jej stawić czoła.
- Poczekaj, daj nam coś powiedzieć – tato wszedł mi w zdanie i jego zachowanie zaburzyło całą moją koncepcję. Jako typowy nerwus i ekscentryk, napuszyłam się. W momencie, gdy byłam gotowa z nimi porozmawiać i powiedzieć o swoich uczuciach, to tato przerywa myśląc, że nie wiadomo czemu ma pierwszeństwo.
- Nie, to ja chcę Wam coś powiedzieć – nie spuszczałam wzroku z mamy i taty, a wręcz przeciwnie, twardo patrzyłam w ich oczy. Lubiłam stawiać na swoim i tak też było w tym przypadku, po prostu to była walka o mnie i to ja powinnam zacząć – Przemyślałam to wszystko i wyciągnęłam pewne wnioski. Nie zrezygnuję z Bartka, kocham Go i to, że Go nie akceptujecie z powodu jakiś chorych uprzedzeń, nie wpłynie na to, że z Nim zerwę. Pomiędzy nami jest miłość i nie macie takiej siły by ją zburzyć. Tak samo jest z Wami. Wasza miłość jest silniejsza od tej, jaką do mnie czujecie, inaczej nie zrezygnowalibyście ze mnie tak szybko. Nie przerywaj mi, tylko daj dokończyć- widziałam jak tata otwierał usta, by coś powiedzieć a mama uciekała gdzieś wzrokiem. Chciałam wszystko wyrzucić z siebie, zmierzyć się z emocjami, jakie tkwiły we mnie. -  Dwa tygodnie bez ani krzty walki dały mi jasne wnioski. Ja nie będę rozdzielać Waszej miłości, chociaż mam na jej temat własne zdanie. Trzymacie się razem i ja to szanuję, więc proszę Was o uszanowanie moich decyzji. Kiedyś, myślałam, że rodzice kochają swoje dzieci bezwarunkowo i chyba tak jest, ale gdzieś w naszym domu to zginęło. Najpierw chcecie dla nas, jako swoich dzieci, wszystkiego co najlepsze a później wypominacie, że nie zapracowaliśmy na to, że nie szanujemy tego, co nam dajecie. To, że uważacie iż jestem rozpieszczona, to jeśli to prawda, to już jest Wasza wina a nie moja, to Wy popełniliście błąd w wychowaniu. Już tego, że pracowałam kilka lat z rzędu w wakacje nie pamiętacie, albo, że na większość rzeczy zbierałam pieniądze, imałam się różnych prac. Żeby była jasność, szanuję to co mam i nigdy przez to ile macie pieniędzy na kontach, nie czułam się od nikogo lepsza. Nasze kłótnie zaczęły się od jednego nie pójścia do szkoły, jak zwykle zaczyna się od błahostek. Nie wiecie jak się wtedy okropnie czułam i nawet nie jesteście sobie w stanie tego wyobrazić. Gdy był Maciek, miałam w nim oparcie takiego jakiego w Was nie miałam. Nie był tylko moim bratem, ale i rodzicem. To nic, że był tylko o rok starszy, On miał w sobie tą miłość do mnie jakiej w Was nie było i nie ma. Zawsze gdy było mi źle, gdy miałam problem, ktoś mi dokuczał, to zawsze Maciek pomagał mi to rozwiązać. To on wyjeżdżał ze mną gdy czułam się fatalnie i gubiłam się w swoim życiu. Był rodzicem, przyjacielem, bratem… Można być kimś więcej? Gdyby nie to, że Bartek obdarzył mnie swoją miłością, to nie chciałabym żyć na tym świecie, bo byłabym tu sama. Wasze zachowanie dało mi tylko tego potwierdzenie. Nie traktujcie tego jako wyrzuty, bo nie chcę Was zranić, ale chyba czas na taką szczerą rozmowę. Jak w każdym domu, nie jest idealnie, wiem, że staraliście się nam dać wszystko co najlepsze i dbaliście o to by niczego nam nie brakowało, ale w tym wszystkim zapomnieliście o miłości. Jedno przytulenie niczego nie czyni. Wy macie siebie, wyjeżdżacie razem na konferencje, chodzicie razem na zakupy, śpicie razem, uprawiacie seks. To Was zbliża do sobie. A co ze mną? Maciek z Marcinem nie zwracali na to uwagi bo są facetami. Jak miałam gorszy dzień czy było mi źle, to zamiast iść przytulić się do Was bo Was nie było, chodziłam do Maćka a później nawet jak byliście to wolałam iść do Niego, bo wiedziałam, że On lepiej mnie zrozumie. I Gdy Maciek odszedł, poczułam się sama i nie widziałam swojej przyszłości. Pojawił się Bartek. Może to zabrzmi nierealnie, ale czułam w tym ingerencję Maćka. Jak w każdym związku, nigdy nie jest idealnie, ale walczymy o siebie. On jest moją przyszłością, którą opuścił Maciek. Kocham Bartka jedną z miłości jaką obdarzałam Maćka i nie zostawię Go bo Wy tak chcecie. To on dba o mnie, pilnuje, troszczy, a ja odwdzięczam mu się tym samym. Jak za dobro jakim mnie obdarza mogłabym Go zostawić? Dzięki niemu mam sens życia i będę się tego trzymać. Mój tatuaż o który poszła awantura, miał związek z Maćkiem. M, to sobie chciałam wytatuować, by  mieć Go nie tylko w sercu, ale też i w miejscu na jakie co chwilę będę mogła spoglądać i się uśmiechać. To, że Bartek ma tatuaże nie ma znaczenia, to był Jego wybór i on mnie do tego nie namawiał. Chcę żebyście wiedzieli, że Was kocham i to bardzo mocno. Nie jest mi dobrze z tym, że nie rozmawiamy ze sobą i chyba nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o swoich uczuciach, relacjach. – miałam łzy w oczach i były momenty kiedy głos mi się chwiał. Powiedzenie tego wszystkiego kosztowało mnie siły i wejrzenia w głąb siebie. Nazbierało nam się przez lata i jak nadarzyła się okazja, by to nadrobić albo chociaż dać zalążek, postanowiłam to wykorzystać. Rodzice patrzyli to na siebie albo uciekali wzrokiem, nie chciałam ich wszystkim obarczać, bo wina zawsze leżała po obu stronach i ja też byłam winna. Wycofałam się bo miałam Maćka i to On mi wynagradzał to wszystko, wcześniej nie przyjmowałam myśli, że mogłoby Go zabraknąć. Panowała cisza i nie wiedziałam co dalej zrobić, powiedzieć. Wpatrywałam się w swoje dłonie jakbym chciała w nich znaleźć odpowiedź.
- Gosia wróć do domu, spróbujmy to naprawić, zacznijmy od początku – Tato przybliżył się do mnie i złapał mnie za dłonie, które miętoliłam. Jego słowa były dla mnie zaskoczeniem, ponieważ myślałam, że wyjdzie z kontr atakiem a tu takie zaskoczenie.
- Przykro mi, ale nie mogę. Muszę wiedzieć, że oboje tego chcecie oraz, że sama chcę. To nie jest proste po tylu przykrych słowach na mój i Bartka temat,  wrócić tutaj i zaczynać od nowa. Muszę Wam od nowa zaufać i to też działa w drugą stronę. Będę u dziadków, kocham Was – wstałam z parapetu i dałam buziaka w policzek tacie, który przyciągnął mnie do siebie i wtedy zauważyłam łzy w Jego oczach. Ten widok był przykry i sprawił, że kolana mi się ugięły. Ostatni raz widziałam Go płaczącego na pogrzebie Maćka. Gdy wymsknęłam się z Jego ramion podeszłam do mamy i dałam jej pożegnalnego buziaka. Na mojej twarzy nie było uśmiechu a raczej była ona bez wyrazu. Zmierzenie się z taką bliskością względem mamy, kosztowało mnie pokonania sporej bariery, ale udało się. Miałam spakowane dwie torby i 3 reklamówki. Gdy za jedną złapałam to podszedł do mnie tato i patrzył na mnie, jakby chciał jeszcze przekonać mnie swoim wzrokiem.
- Jesteś pewna ? – to pytanie było pełne bólu i rozterek z Jego strony, ale wiedziałam, że klamka zapadła a konsekwencje pomimo, że były bolesne, były nam wszystkim potrzebne. Nie myślałam tylko o sobie, ale też o rodzicach. Ja też ich zawiodłam i chciałam by to co im powiedziałam, poukładali sobie w głowie.
- Tak – moja odpowiedź była jednoznaczna i nie było żadnych niedomówień. Po cichu liczyłam, że tato stanie przede mną i twardo poprosi bym została , a to była tylko nadzieja. Może sama nie wiedziałam czego chciałam, mówiłam jedno a pragnęłam drugiego. Chociaż wewnątrz siebie wiedziałam o co mi chodziło, o to by kategorycznie pokazał mi, że kocha i chce bym została. Ale była jeszcze mama, która ciągle milczała.
- Pomogę Ci – tato sięgnął po torby, a ja za reklamówki i zanim podążyłam za nim, spojrzałam na mamę, która patrzyła w naszą stronę. Nie mogłam nic wyczytać z jej twarzy bo dobrze się maskowała, ale miałam nadzieję, że moje słowa spowodują iż przemyśli pewne kwestie.
- Na razie – może było to głupie pożegnanie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Szłam po schodach za tatą i czułam, jakbym żegnałam się z tym miejscem na zawsze. Przypatrywałam się wszystkiemu dookoła jakbym już nigdy miała tego nie zobaczyć. To było ciężkie pożegnanie, ale chyba nam wszystkim potrzebne. Tym razem było inaczej, nie rozstawaliśmy się w atmosferze kłótni, tylko właśnie było spokojnie i chyba tak nijako. Większe emocje gdzieś odeszły, przynajmniej u rodziców. Jedyną większą emocją jaką wyczułam u taty, były łzy. Na dole spotkałam Martynę, która siedziała w salonie i jak Nas zobaczyła, poderwała się z kanapy i znacząco na mnie spojrzała. Chyba na początku nie zdawała sobie sprawy z tego co się działo i o co w tym chodziło. Na pewno musiało to dziwnie wyglądać, jaka tato niósł moje torby.
- Wszystko w porządku? – przyjaciółka przystanęła obok mnie i złapała mnie za rękę, jednocześnie biorąc ode mnie jedną z reklamówek jakie trzymałam w ręce. Tato się nie zatrzymywał a nawet już wyszedł przed dom.
- Tak, chodźmy stąd – czułam potrzebę by jak najszybciej opuścić dom i rozluźnić się. Ten wieczór pragnęłam spędzić z przyjaciółmi i trochę się rozerwać. Tego brakowało w moim życiu, pozytywnej rozrywki i radości z życia. Ogrom problemów tak mnie obciążył, że zapomniałam o swoim młodym wieku i o tym, że żyje się tylko raz i nie odnajdzie nas ta sama chwila. Po otworzeniu bagażnika i zapakowaniu bagaży spojrzałam tacie w oczy, które były smutne. Ten widok bolał i ranił, ale cały czas miałam nadzieję, że dobrze robiłam i to nam pomoże.
- Dbaj o siebie – tato przytulił mnie do siebie i czułam się jak kruszynka w Jego objęciach. Był dobrym człowiekiem jak i ojcem, ale gdzieś wszyscy się w tym pogubiliśmy.
- A Ty o siebie – to ja pierwsza wyswobodziłam się z Jego objęć. Nie chciałam by to wyglądało tak, że chciałam się odsunąć od Niego, albo, że nie było mi tak dobrze, tylko to bolało i chciałam uciec od tego strasznego uczucia. Wsiadłam do samochodu i odjechałam nie patrząc za siebie. Musiałam patrzeć w przyszłość i ją poukładać, bo za dużo w niej było znaków zapytania.

- Jak było? – Martyna zwróciła się do mnie gdy siedziałyśmy w parku przy fontannie. Jadłyśmy niezdrowe jedzenie i korzystałyśmy z letniej pogody. Całą drogę, z domu do parku milczałam, ponieważ nie chciałam się rozpraszać prowadząc samochód. Martyna była moja przyjaciółką i mogłam być z nią szczera. Żałowałam, że nie było z nami Filipa, ale musiała mi wystarczyć  ona.
- Dziwnie. Nasza rozmowa polegała na tym, że tylko ja mówiłam. Powiedziałam im o tym co czułam, sięgnęłam do dzieciństwa, do Maćka, Bartka. Nigdy nie rozmawialiśmy o naszych uczuciach i dzisiaj chciałam to zmienić. Otworzyłam się przed nimi a miałam wrażenie, że byli głusi na moje słowa. Oczekiwałam, sama nie wiem czego. Jakiejś kontry z ich strony, jakiegoś wyjaśnienia, przeciwstawienia czy nawet przyznania się do tego. Mama klasycznie milczała a tato powiedział tylko tyle, bym wróciła do domu. Nie tego oczekiwałam. Poza tym, ja im dwa razy powiedziałam, że ich kocham a z ich strony takiej deklaracji nie usłyszałam, chociaż szczerze przyznam, że tego oczekiwałam. Może muszą sobie to przemyśleć, poukładać. Nie wiem, ale rozczarowałam się. Chociaż lżej mi z tym, że im wszystko w końcu powiedziałam. – nie zagłębiałam się w szczegóły bo nie były one ważne. Nie traktowałam swojej rozmowy z rodzicami jako porażki bo na pewno nią była, bo w pewien sposób się oczyściłam. Chodzi mi o to, że moje oczekiwania czy nadzieje, zostały tylko w sferze myśli, nie było zero fizyczności w tym wszystkim. Nie każdy musi umieć i lubić mówić o swoich uczuciach czy problemach, ale czym jest życie bez tego, skoro ciągle to wszystko tlimy w sobie? Mamy rodziców, rodzeństwo, przyjaciół i to z nimi powinniśmy się dzielić naszym wnętrzem by poprawić sobie jakość życia. Powinniśmy dążyć do lepszego jutra, nie tylko dla nas, ale i naszym bliskich, a uczucia i emocje to niepodważalny element naszego życia.
- Musisz dać im czas, może w końcu zobaczą swoje zachowanie. Powiem Ci, że zatkało mnie jak zobaczyłam gdy Twój tato zniósł Ci torby. Z jednej strony może to być oznaka dojrzałości a z drugiej poddania się. Wiem, że Ci ciężko i wszystkiego nie dajesz po sobie poznać, ale pamiętaj, że nie jesteś sama. – Martyna przytuliła mnie do siebie i w tym uścisku czułam jej miłość jaką mnie obdarzała. Przebrnęła mi jedna myśl, czemu obca mi osoba, z którą nie wiązały mnie żadne więzi krwi, potrafiła mnie tak kochać i to pokazać, a właśni rodzice, brat od tego stronili. Szukałam winy w sobie, że to może ja byłam winna temu. Ale próbowałam, prowokowałam ich do wyznania miłości a oni słuchali lecz tak naprawdę nie słyszeli. – Kocham Cię – te słowa dziewczyna wypowiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy i taką prawdziwością w głosie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, że dało się mnie kochać, to dało mi nadzieję, że może nie byłam taka straszna i beznadziejna.
- Ja Ciebie też – obie się głośno roześmiałyśmy, tak, że ludzi się na nas patrzyli, ale ewidentnie miałam to gdzieś. Przestałam się martwić o to co inni powiedzą, miałam to w wielkim poważaniu. Wychodziłam z założenia, że niech gadają i mówią co chcą, miałam swoją armię, która trzymała mnie mocno na ziemi.
- Słuchaj a może wieczorem spotkamy się wszyscy u mnie, co? Przyjdziesz z Bartkiem, posiedzimy w czwórkę, pogramy w jakieś planszówki, czy coś obejrzymy ? – na słowa dziewczyny ponownie się roześmiałam ponieważ wcześniej myślałam o tym samym, tylko uciekło mi to z głowy. – Czemu się śmiejesz? – Martyna nie wiedziała o co mi chodziło i nic dziwnego, ponieważ to było tylko w mojej głowie.
- Bo jak wychodziłam z domu, to też o tym pomyślałam – uśmiechnęłam się do Niej po czym i na jej twarzy znowu pojawiła się oznaka radości.
- To super, że się zgadzasz. – musiałyśmy wszystko obmyślić, ponieważ nie miałyśmy dużo czasu a ja byłam w kropce. Zmęczona i spocona po całym dniu i różnych wrażeniach, chciałam się chociaż przebrać.
- Zadzwonię do Bartka i zapytam się Go, co o tym myśli i najwyżej zrobimy wspólnie jakieś zakupy no i chłopaki dojadą, co Ty na to ? – bez sensu było żebym jechała do dziadków zostawiać torby, bo za chwilę i musiałabym wrócić do miasta. Musiałam ich naturalnie uprzedzić, że będę u Martyny i że raczej zostanę na noc u Bartka. Tęskniłam za objęciami chłopaka i bardzo chciałam się w nich znaleźć.
- Nie chcesz jechać do dziadków najpierw? – Martyna prawie czytała mi w myślach, ale mniej realnie myślała ode mnie. Wstałam z kamienia, na którym siedziałam i poszłyśmy w stronę samochodu by nie tracić czasu na pierdoły.
- Nie, bo stracę tylko czas. Zadzwonię do nich i wszystko im powiem. Dzwoń do Filipa a ja zadzwonię do Bartka. – wydałam nam komendy i zorganizowałam czas. Odeszłam trochę na bok, by spokojnie móc pogadać z chłopakiem
- Tak słucham? – usłyszałam głos chłopaka i od razu poczułam ukłucie w sercu, które było przyjemne. To było jak uderzenie z rzeczywistością i zdanie sobie sprawy z tego, że kochałam Go a moje ciało pomimo iż byliśmy ze sobą kilka miesięcy, nadal na Niego reagowało.
- Hej, co robisz? – starałam się być radosna choć wewnątrz byłam przytłoczona. Brakowało nam czasu na szczere rozmowy i rozprawianie o tym, co się działo wtedy gdy się nie widzieliśmy, ale o dzisiejszej rozmowie w domu, musiałam mu powiedzieć, ale wtedy, gdy już znajdziemy się tylko we dwoje.
- Jestem u Jacka bo chciał ustalić kilka szczegółów przed weselem. A Ty gdzie jesteś? – słyszałam jakiś niepokój w Jego głosie. Bartek wiedział, że miałam jechać do domu i może ten dziwny ton wynikał z tego, że się martwił o mnie. Nasz związek był dojrzały i trochę może za poważny jak na nasz krótki staż i młody wiek, ale było w nim dużo troski. Każde z nas przez coś ciężkiego przeszło a nie od dziś wiadomo, że nasze przeżycia, doświadczenia kształtują nasze podejście do życia. On był silny i opiekował się mną jak i dbał o moje dobro, a ja otaczałam Go miłością, jakiej zawsze mu brakowało.
- W parku, zaraz jadę do Martyny bo jest ze mną. Nie masz czasem ochoty by posiedzieć trochę u Niej? Filip też będzie, posiedzimy razem, trochę się rozluźnimy? – nie chciałam od razu wyskakiwać z tym, że później pojedziemy do Niego. Bardziej zależało mi, by się rozerwać a w szczególności oderwać od problemów i myśli kłębiących się w głowie.
- Jeśli tego chcesz, to mogę wpaść. – to lubiłam w Bartku, że mnie słuchał i przywiązywał uwagę do tego, czego chciałam. On wiedział, że przyjaciele byli dla mnie ważni a w sumie tylko oni mi zostali, no i jeszcze On i dziadkowie, a poza tym byłam sama. Musiałam dbać o relacje jakie zostały w moim życiu i dzielić swój czas pomiędzy tych, których kochałam.
- No to super. My teraz pojedziemy coś kupić, więc jak już obgadasz wszystko z Jackiem to wpadaj. – byłam bardzo energiczna i działam impulsywnie. Cieszyłam się, że on był takim facetem jakiego potrzebowałam przy sobie. Nie zniosłabym wiecznego poklaskiwania ani podporządkowania, ale równego towarzysza, który czasem przystanie na moją propozycję a czasem tupnie nogą i się przeciwstawi i zaproponuje coś od siebie. To, że się kłóciliśmy i były nieporozumienia pomiędzy nami, dbało o odpowiednią temperaturę w związku i podkręcało naszą miłość. Nie było związków idealnych i my takim też nie byliśmy, mogłabym wymieniać wady Bartka, które mnie denerwowały, ale wolałam skupiać się na pozytywach.
- Gosia poczekaj, wszystko w porządku? Byłaś w domu? – to było to, o czym mówiłam. Były dla Niego rzeczy ważne i ważniejsze. Nie mogłam trzymać go w niepewności i czekać aż się spotkamy.
- Byłam i nawet rozmawiałam z rodzicami. Tym razem było spokojnie, ale zabrałam większość swoich rzeczy. Opowiedziałam im o swoich uczuciach a oni mają sobie to przemyśleć, bo dzisiaj nie potrafili nic powiedzieć – w skrócie i to wielkim, powiedziałam mu o tym co zaszło, na więcej nie było czasu a to też nie była rozmowa na telefon. Kątem oka widziałam jak Martyna już skończyłam rozmawiać z Filipem, tylko ja nie potrafiłam szybko oderwać się od słuchawki.
- Dobra to pogadamy później. Do zobaczenia – Bartek dostał to czego chciał i chyba zrozumiał, że przez telefon nie byłam w stanie mu wszystkiego przekazać.

- Pa – pożegnałam się z chłopakiem i wsiadłam do samochodu. Od Martyny dowiedziałam się, że Filip będzie za jakąś godzinę, więc ruszyłyśmy w stronę sklepu. Kupiłyśmy kilka słodyczy i owoców bo nadal musiałam dbać o swoją dietę i brać tabletki, chociaż już to weszło mi w nawyk i nie miałam w tym problemu. Później pojechałyśmy do domu przyjaciółki i wszystko naszykowałyśmy. 

Mam nadzieję, że nie przesadziłam z długością :) Czekam na Wasze opinie :)

6 komentarzy:

  1. To co piszesz jest naprawdę dobre!
    Zaskoczyłaś mnie kolejną, genialną częścią :)
    Na marginesie pisząc, nie ma być w pewnym momencie *pomoże, a nie *pomorze ?:)
    Pozdrawiam Cię cieplutko :)
    Nieś.

    OdpowiedzUsuń
  2. super. fajny rodzial super ze byla rozmowa z rodzicami tylko szkoda ze marcin tak sie zachowal jak debil.ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przesadziłaś z obszernym rozdziałem bardzo szybko się z nim uporałam i zachwycił mnie był taki inny jak dotychczasowe. Stwierdzam że Gosia naprawdę straciła bardzo wiele z racji śmierci Macka dobrze że ma przy sobie Barta i wiernych przyjaciół. Czekam z niecierpliwością na kolejną częśc pozdrawiam AGA

    OdpowiedzUsuń
  4. No raczej, że nie przesadziłaś z długością.
    W sumie to zgadzam się z Gosią i z jej postępowaniem, na pierwszym miejscu stawia siebie i to jest ważne. Wiem, ze to egoistyczne , ale kto zadba o nas jak nie my sami ?
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  5. super część ;)
    Bardzo emocjonalna i wgl. Kiedy czytałam monolog Gosi do rodziców (szczególnie na temat Maćka) to w oczach pojawiły mi się łzy. Lubie takie części ;)
    Pozdrawiam Monia :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzoo lubię takie długie części :D tylko niech Gosia się pogodzi że swoją rodziną, bo aż mi smutno. Czekam na następną część :* Ewa

    OdpowiedzUsuń