środa, 30 lipca 2014

The experience cz 163

Zanim przejdziecie do przeczytania kolejnej części, chcę abyście wiedzieli, że nie zapomniałam o tym opowiadaniu i nieustannie jest ono dla mnie priorytetem. Swoją niską częstotliwość w dodawaniu postów wyjaśniłam w poprzednim wpisie i to wszystko związane jest z tym, że przez ostatnie tygodnie byłam w rozjazdach i nie brałam ze sobą laptopa, bo jest on dodatkowym bagażem, ale także nie miałabym czasu by usiąść i popracować. Na szczęście gorący okres związany z szukaniem mieszkania, zmianą uczelni itp. jest już za mną, co prawda mam jeszcze kilka spraw do zamknięcia w Opolu, ale powiedzmy, że to już sprawy kosmetyczne. Obecnie oddaję się lenistwu w domu rodzinnym i zabieram się za pisanie! A Wam życzę miłego czytania i przede wszystkim większego zrozumienia drugiego człowieka :)

 The experience cz 163!

Nie potrafiłam powiedzieć jak się czułam. Z racji takiej, że prowadziłam samochód, starałam się zachować zimną krew, natomiast czułam, że mimo wszystko myślami byłam gdzieś indziej, a dokładniej przy Bartku i ciągle w głowie dźwięczały mi Jego słowa „spałem z Agnieszką…”  to one sprawiały, że zamierało mi serce, a twarz była morka od płaczu. Jak On mógł?! Ja się upokarzałam, żebrałam o Jego uczucie a On spał z inną. Czułam się upodlona i brudna, a przecież to On powinien się tak czuć. W ogóle w jednej rozmowie powiedział, że jestem najważniejsza, że mnie kocha i że mnie zdradził. Nonsens. Czemu to musiało tak boleć? Chciałam wyzbyć się tego uczucia, przestać czuć, kochać… Może gdybym Go znienawidziła byłoby mi łatwiej? Ale nie mogłam tego zrobić, bo nie potrafiłam. Zależało mi na tym chłopaku najbardziej na świecie, czułam się za Niego odpowiedzialna, dbałam o Niego jakby był częścią mnie, a On okazał się być taki jak wszyscy. Zniszczył wszystkie Nasze plany, marzenia. Zostałam z niczym, byłam pusta i samotna. Odebrał mi nadzieję na szczęśliwą przyszłość. I pomyśleć, że chciałam się dla Niego faszerować tabletkami antykoncepcyjnymi, że nawet myślałam o tym, że chciałabym z Nim zamieszkać, dzielić się każdym uczuciem, każdą chwilą życia. Jak ja mogłam mu tak zaufać? Wpuścić Go do każdego zakątka swojej duszy? On wiedział o mnie prawie wszystko, na pewno najwięcej spośród wszystkich ludzi dookoła. Ufałam mu w takim stopniu, w jakim nawet sama sobie nie ufałam. A On to zburzył. To przez Niego mój świat się załamał a ja znowu znalazłam się w roli cierpiętnicy. Chyba już wolałam czuć się winna niż stać po tej drugiej stronie. Nie rozumiałam Jego zachowania, nie mogłam odnaleźć logiki i sensu w tym wszystkim. Co On miał w głowie śpiąc z ledwo poznaną dziewczyną? Czy tak naprawdę przez tą sytuację nie dowiedziałam się jaki był naprawdę? Ile dla Niego znaczyły czyjeś uczucia? Nie lubiłam facetów, którzy traktowali dziewczyny przedmiotowo a On właśnie tak się zachował. W ciągu trzech tygodni poznał dziewczynę i przespał się z Nią. A co najgorsze, byłam pewna, że to nie było jeden raz. Już rozumiałam dlaczego Ona nazywała siebie Jego dziewczyną. Nie wiem czy Ona traktowała to tak przedmiotowo jak Bartek, ale nie powinno mnie to obchodzić i nawet nie obchodziło. Najgorsza była tylko ta świadomość, że On tak szybko mnie zdradził, że w ogóle był w stanie coś takiego zrobić. Zachował się jak egoista myśląc tylko o swoich uczuciach, bo nikt mi nie powie, że wtedy zastanawiał się nad tym, co ja mogę czuć. A co ja później robiłam? A walczyłam o Niego, przychodziłam, rozmawiałam, prosiłam… Robiło mi się żal samej siebie. Naiwna dziewczyna myśląca, że to prawdziwa miłość i to jeszcze na całe życie. Do samego końca wierzyłam, że Nam się uda, że ta miłość pokona wszystko. Nawet jak dzisiaj do Niego jechałam, byłam przekonana, że razem wrócimy do domu. Straszne było też to, że towarzyszyło mi wcześniej przeświadczenie, że Bartek zawiódł mnie jako chłopak, ale nie jako przyjaciel a teraz? Okazało się, że zawiódł mnie jako ważna dla mnie osoba. Zdradził jako chłopak i przyjaciel, pokazał kim dla Niego byłam. Szybko zaczął żyć innym życiem. A ja wcześniej myślałam, że Go znam, że ten chłopak nie ma już w sobie tajemnic, przynajmniej tych negatywnych. A tu okazało się, że dobrze mnie oszukał, a ja, jak ta idiotka dałam mu się nabrać.
Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły mi coraz mocniej lecieć po policzku, a z moich ust wylewał się głośny żal. Moje serce płakało a każda część mojego ciała, chciała się oderwać, przeszywał mnie okropny ból, tak jakby ktoś powoli łamał mi kości i przypalał skórę. Próbowałam się jakoś ogarnąć, ale za nic mi to nie wychodziło. Nie miałam już na to siły, czułam się potwornie nie mając kontroli nad swoim ciałem a co dopiero nad życiem. W pewnym momencie straciłam świadomość tego, co działo się dookoła. Tak jakby na kilka minut urwał mi się film, a ja miałam wrażenie, że trwało to przez ułamek sekundy. Ocknęłam się gdy coś mocno uderzyło mnie w twarz a dookoła rozległ się dźwięk klaksona od samochodu. Wokół było ciemno, padał mocno deszcz, a w oddali miałam wrażenie, że była burza, ale mogło mi się wydawać. Nie byłam w stanie niczego dostrzec i tak naprawdę nie wiedziałam co się działo. Delikatnie starałam się odchylić głowę do tyłu, ale poczułam tylko straszny ból, nawet najmniejszy ruch powodował przeraźliwy ból, jakby raził mnie prąd. Chcąc odgarnąć włosy z twarzy sięgnęłam ręką do czoła i wtedy na mojej ręce poczułam coś obcego, to była krew, która chyba płynęła z brwi. Przeraziłam się tym widokiem, bo po chwili poczułam ją wszędzie. Byłam w takim szoku, że zaczęły mi się trząś ręce i powoli zyskiwałam świadomość tego, do czego doprowadziłam. Starałam się wysiąść z samochodu by zobaczyć, czy nikomu dookoła nic się nie stało. Byłam roztrzęsiona, przerażona i z towarzyszącej mi bezsilności zaczęłam płakać. Jedna sekunda a mogłam zabić nie tylko siebie, ale kogoś innego. Będąc już na zewnątrz w panującej dookoła ciemności zobaczyłam, że zderzyłam się z czarnym samochodem, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Przez przeszywający moje ciało ból, nie byłam w stanie szybko pokonać tej odległości, ale powoli kroczyłam przed siebie. Zmaganie się z tym bólem było okropne.
- Nie masz oczu?! Chciałaś Nas zabić? – jeden z nich zaczął na mnie wrzeszczeć co jeszcze bardziej wzmogło mój płacz. Jedyne co sprawiło, że odetchnęłam, było to, że nikomu nic się nie stało.
- Ja… przepraszam, nie wiem… – próbowałam się bronić, wytłumaczyć z swojego zachowania ale marnie mi to wychodziło. Nie umiałam powstrzymać łez i uspokoić drżenia rąk, byłam w amoku i do końca nie nadążałam za tym, co się działo.
- Czego nie wiesz?! Normalna jesteś?!
- Przestań! Nie wrzeszcz na nią – odezwał się drugi mężczyzna, który podszedł znacznie bliżej mnie i złapał mnie za ramię – Uspokój się, nic się nie stało – Jego ton głosu nie był jakoś super anielsko spokojny, ale na pewno lepszy niż Jego znajomego. Pomimo zapewnień jakie usłyszałam, nadal ryczałam jak wariatka. Miałam żal do siebie za zaistniałą sytuację, mogłam już wcześniej zjechać na pobocze i nie zagrażać czyjemuś życiu, a tak mogłam doprowadzić do katastrofy. To było straszne, nie da się opisać tego, co czułam w tamtym momencie.
- Trzeba wezwać policję – znowu niezbyt opanowanym głosem odezwał się mężczyzna, który wtedy na mnie wrzasnął. Kiedy wytarłam łzy, zobaczyłam, że nie był jakoś znacznie starszy ode mnie, tak samo jak Jego kolega. Oboje byli gdzieś w wieku dwudziestu paru lat.
- Może uda się… – spojrzałam na szkody na samochodzie tych mężczyzn i były delikatne, najbardziej ucierpiał mój samochód, ale tym to się akurat nie przejmowałam. Bardziej martwiłam się policją, i tym, że ofiary mojej nieodpowiedzialności poniosły szkodę z powodu mojej głupoty.
- Dziewczyno! Ty chyba jesteś pijana! Powinni Ci odebrać prawo jazdy! – strasznie dotknęły mnie te słowa i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Czułam się fatalnie, nie dość, że przed chwilą Bartek powiedział mi, że mnie zdradził to jeszcze teraz jakiś obcy facet mieszał mnie z błotem. To był mój koniec, żałowałam, że nie zginęłam w tym wypadku, że nadal musiałam zmagać się z przeciwnościami losu.
- Wsiadaj do samochodu i się nie odzywaj! – stojący bliżej mnie chłopak, znowu skierował swe słowa do towarzysza i już nie był tak spokojny jak przed chwilą. Po chwili z  troską spojrzał mi w oczy – Nie płacz. Nic Ci nie jest? Może powinniśmy wezwać pogotowie? – przypomniałam sobie o tym, że mi leciała krew i bolała mnie głowa, natomiast nie chciałam nigdzie jechać, tylko wrócić do domu i położyć się w swoim łóżku. Ta sytuacja  i życie, znacznie mnie przerastało.
- Nie, nic mi nie jest. Zaraz zadzwonię po tatę, przyjedzie i dogadacie się – chciałam wrócić do samochodu by wykonać telefon do taty, bo ja nie wiedziałam co robić. Nie myślałam nad tym czy tato będzie zły, to jakoś byłam w stanie przeżyć. Chciałam jak najszybciej zniknąć z tamtego miejsca, to było moje jedyne pragnienie. Pospiesznie chciałam wrócić do auta.
- Spokojnie, najważniejsze, że nic Ci się nie stało. Podaj mi adres i Cię odwiozę do domu, dobrze? – chłopak zatrzymał mnie, a ja nie wiedziałam czemu On był taki miły dla mnie, przecież powinien być wściekły, prawie rozwaliłam mu samochód a On bardziej martwił się o mnie. Z początku mu nie ufałam, nie czułam się pewnie co do Jego intencji.
- Nie chcę Ci robić kłopotu – próbowałam się jakoś wywinąć, ale miałam taką pustkę w głowie, że nie było mnie stać na nic lepszego, zresztą ciągle nie przestawałam płakać, trzęsłam się jak galareta, więc gdyby moje zachowanie było trzeźwe i logiczne, to naprawdę bym się zdziwiła.
- Podasz mi adres, a ja Cię podrzucę i tam dogadam się z Twoim ojcem, ok? Tak będzie szybciej, a Daniel pojedzie moim samochodem za nami – Jego głos sprawiał, że całe ciśnienie spadało ze mnie, że nagle poczułam jakby był aniołem. Może to durne, ale było w Nim coś takiego, że swoim tonem powodował, że nabierałam spokoju i nawet łzy nie płynęły z taką częstotliwością, jak przed chwilą. Biło od Niego ciepło i takie światełko, nie umiem tego określić, ale Jego oczy błyszczały, hipnotyzowały. Coś mi to przypominało, czułam, że gdzieś już kiedyś widziałam ten wzrok, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć szczegółów.
- Dobrze – z kamienną miną wsiadłam do auta a On najpierw podszedł do swojego samochodu a po chwili usiadł obok mnie.
- Proszę, nie płacz już, naprawdę nic się nie stało – chłopak był przejęty moim stanem a ja czułam jakby to wszystko nie działo się naprawdę, to był jakiś koszmar, najgorszy sen. Przemilczałam to, a powiedziałam mu tylko swój adres i odwróciłam głowę opierając ją o zagłówek i patrząc na spływające krople deszczu po szybie. Czułam, że na świecie panował taki sam nastrój jak w mojej duszy.
- Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam – ciągle nie patrzyłam na Niego tylko skupiałam się na kroplach deszczu. Śledziłam każdy ich ruch, jakby był jakiś znaczący, ale po prostu uspokajało mnie to.
- Nie przejmuj się, każdemu się zdarza. Poza tym, jest ciemno i ta pogoda. Naprawdę nie masz się czym martwić. Szkody nie są jakieś duże, Ty bardziej ucierpiałaś niż ja i mój samochód – miałam szczęście, że to On był właścicielem owego samochodu, bo gdyby auto należało do Jego kolegi to miałabym przesrane i to dosłownie. Policja, mandat itp. A tak mogłam zaoszczędzić dodatkowego stresu i szybciej znaleźć się w domu, w którym byliśmy po jakiś niecałych dwudziestu minutach, lecz zanim wysiadłam z samochodu chłopak odezwał się jeszcze do mnie.
- Podasz mi swój numer telefonu? Chciałbym zadzwonić jutro, czy kiedyś, by sprawdzić czy nic Ci nie jest – towarzyszyła mu dziwna niepewność, ale mówiąc to miał lekki uśmiech na twarzy. Nie zastanawiałam się długo nad swoimi słowami i decyzją, jaką podjęłam.
- Ok – po tej odpowiedzi podyktowałam mu swój numer i wyszliśmy z samochodu, po czym skierowaliśmy się do mojego domu. Od razu w salonie zwróciłam uwagę taty i Marcina, którzy zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć poderwali się z kanapy i podbiegli do nas.
- Gośka? Co Ci się stało?  Nic Ci nie jest?- tata był tak zmartwiony, że automatycznie zrobił się blady na mój widok. Po chwili zrozumiałam, że to przez tą krew, która leciała mi z łuku brwiowego, a nie znajdowała się ona jedynie na mojej twarzy, ale także na ubraniu, rękach, w ogóle miałam wrażenie, że była wszędzie.  
- Tak, a w sumie nie… Tato zajmiesz się tym? – robiłam się słaba i potrzebowałam się położyć. Wszystko zaczynało mnie boleć i znowu czułam narastające nerwy w środku, miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.
- Mieliśmy małą stłuczkę, chciałem ją zawieźć do szpitala, ale powiedziała, że nic jej nie jest – chłopak wyjaśnił tacie co zaszło, ale mój opiekun chyba do końca nie nadążał za tym co się działo.
- To moja wina – wstydząc  się swojego zachowania, wyjaśniłam tacie, dlaczego doszło do tego wypadku. Tata miał kamienną minę, był strasznie przejęty moim stanem.
- Marcin weź ją do pokoju a ja się wszystkim zajmę – tato wydał nam polecenia i od razu postąpiłam zgodnie z Jego słowami. Już nic się nie odezwałam do nieznanego chłopaka, tylko pozwoliłam Marcinowi zaprowadzić się do pokoju. Brat patrzył na mnie z wielką troską i starał się mnie podtrzymywać, bym czasem nie wymsknęła mu się z ramion.
- Na pewno nie chcesz jechać do szpitala? Trochę kiepsko to wygląda – Marcin delikatnie obmywał mi twarz watą, zmywał całą krew jaka się na niej znajdowała. Trochę bolały mnie wykonywane przez Niego czynności i co rusz jęczałam, chociaż starałam się powstrzymywać i grać twardzielkę.
- To nic takiego. Jestem tak wykończona, że marzę tylko o tym, by się położyć  – taka była prawda, była noc a ja nie miałam ochoty na tułaczkę po szpitalach. Nic mi nie było, to normalne, że bolała mnie głowa bo w końcu się w nią uderzyłam. Trochę też pobolewała mnie ręka, ale mogłam nią ruszać, więc spodziewałam się jedynie siniaka.
- I tak powinien zobaczyć Cię lekarz… Gdzieś Ty w ogóle była tak późno? – Marcin zaczynał przesłuchiwanie a ja nie chciałam Go okłamywać tylko z drugiej strony, On nie mógł dowiedzieć się prawdy, bo miałabym kazanie na temat Bartka.
- U Martyny, zasiedziałam się i nawet nie wiem kiedy się tak rozpadało – całą winę zwaliłam na deszcz, bo przecież głupio było mi się przyznać, że myślami byłam gdzieś indziej i nie zwracałam uwagi na otaczającą rzeczywistość.
- Mniej więcej Ci to obmyłem, a teraz chodź, pomogę Ci się położyć – Marcin posprzątał po czynności, którą wykonywał a ja przebrałam się w pidżamę i z Jego pomocą znalazłam się w łóżku. Byłam bardzo słaba, nie potrafiłam samodzielnie pokonać nawet niewielkiej odległości. Nogi mi się uginały a głowa strasznie mnie bolała. Wzięłam tabletki przeciwbólowe i zasnęłam przy Marcinie. Brat czuwał nade mną, był bardzo zmartwiony moim wyglądem i stanem psychicznym. Na szczęście sen przyszedł od razu i wreszcie mogłam przestać czuć cokolwiek.  


sobota, 26 lipca 2014

Studia - "Trudna rozłąka cz 4"

Miałam wczoraj się do Was odezwać, ale już kompletnie nie miałam siły. W moim życiu trwa naprawdę bardzo intensywny okres,  dużo się dzieje, ciągle coś mam na głowie i tak naprawdę nie wiem kiedy minęły ostatnie dwa tygodnie oraz jak je zdołałam przeżyć. Ciągle jestem w rozjazdach i niestety jeszcze przez chwilę muszę w nich pozostać, ale to już prawie finisz i zaczynam w końcu wakacje. W ciągu tych dwóch tygodniu spędziłam ok 20 godzin w samochodzie/autobusie i przemierzyłam  ponad tysiąc kilometrów, ale jak już wspominałam to jeszcze nie koniec, czeka mnie jeszcze jedna wizyta w Krakowie.
Teraz może Wam wyjaśnię co i jak, bo trochę trzymałam to w tajemnicy. Kiedy tydzień temu byłam w Opolu i pracowałam codziennie od 9 do 17, po nocach uczyłam się na rozmowę kwalifikacyjną na studia magisterskie w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim.  Później w sobotę po południu wróciłam do domu, pojechałam ze znajomymi do pobliskiego miasta na koncert mojego ulubionego Kamila Bednarka, wróciłam jakoś o 3 w nocy, przepakowałam walizkę i w niedzielę o 11 pojechałam do Krakowa, by w poniedziałek móc iść na rozmowę. Stresowałam się jak przed egzaminem na prawo jazdy i myślałam, że pójdzie mi znacznie lepiej, natomiast wystąpiły pewne komplikacje w komunikacji i koniec końców dostałam 90%, więc byłam zszokowana bo myślałam, że poszło mi o wiele gorzej. We wtorek o 21 wróciłam do rodzinnego miasta, a w środę o 6 pojechałam do Opola by iść do pracy. Tak sobie pracowałam przez 3 dni, załatwiałam jeszcze pewne sprawy, uprzedziłam znajomych o moim ewentualnym wyjeździe, wciąż nie wiedząc czy się dostałam czy nie, ponieważ był jeszcze konkurs średnich. Przechodziłam przez różne stany stresogenne, np. w piątek do 15 był termin składania dokumentów na Uniwersytecie Opolskim (gdzie w rekrutacji byłam na 1 miejscu) a w Krakowie wyniki miały być również w piątek… ale wieczorem! Na szczęście wczoraj z samego rana, już o 7 były wyniki w Krakowie i … DOSTAŁAM SIĘ! Kamień spadł mi z serca i wszystko stało się jasne, zaczynam swoją historię w całkiem nowym miejscu, które było moim marzeniem i celem życiowym, który postawiłam sobie od niechcenia dwa lata temu i dokonałam tego. Wciąż jest to dla mnie czymś nierealnym, bo słuchajcie ja nigdy nie byłam orłem. Był okres kiedy miałam zagrożenie z matematyki i historii, kiedy ledwo co sprawdziany w szkole pisałam na 2, a moja matura z matematyki to jakaś porażka. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę studiowała na Uniwersytecie z taką rangą i wysoką poprzeczką. Gdyby ktoś mi powiedział, że pewnego dnia będę studentką tejże uczelni to bym go porządnie wyśmiała. Moi niektórzy „znajomi” są w takim szoku, że wydaje im się to nierealne. Pamiętam, że przed wyborem liceum, mama prosiła mnie, żebym zastanowiła się czy nie chcę iść do zawodówki! A teraz proszę bardzo, przeciętna uczennica, która w liceum była miała problemy w nauce, obecnie będzie studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Żart? Otóż nie. Bo chcieć to móc. Na swoim przykładzie chcę pokazać Wam, że wszystko jest w Waszych rękach. Nawet jak nie dostaniecie się do wymarzonej szkoły, albo nie zdacie matury tak jak chcecie, to wszystko możecie zmienić, po prostu nic się samo nie zrobi. Podejmując studia 3 lata temu, nawet nie marzyłam o Krakowie ani o jakimś innym mieście, wybrałam Opole ot tak i nie żałuję. Poznałam cudownych ludzi, te trzy lata były okresem różnych doświadczeń i jestem wdzięczna, że mogłam tyle doświadczyć, spełnić marzenia, pracować w cudownym miejscu. A teraz, czas na zmiany. Wczoraj po powrocie z pracy, spakowałam swoje 3 lata i wróciłam do domu. Miałam to szczęście, że 3 lata spędziłam w jednym mieszkaniu, ale tyle tych rzeczy  mi się nagromadziło, że wracałam jak wielbłąd. Moja przygoda z Opolem jeszcze się nie kończy, muszę pozamykać pewne sprawy, mieszkaniowe, uczelniane czy pracownicze, ale to już prawie finisz. Obecnie mam dwa dni wolnego a w poniedziałek ruszam do Krakowa zawieźć dokumenty, szukać mieszkania i potem oficjalnie mam już wakacje!
Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Podjęcie pewnych decyzji nie jest proste, wymaga od nas sporo odwagi i zaryzykowania. Ja do końca nie wiedziałam co zrobić, czy opuścić Opole, znajomych, pracę czy rzucić się na głęboką wodę. Miałam mętlik w głowie a bliskie mi osoby mówiły, żebym została w Opolu, bo tam mam dobre życie, bezpieczne i nie muszę się o nic martwić, a ja… Wiedziałam, że jak nie spróbuję to będę żałować i naprawdę niewiele brakowało bym odpuściła. Po koncercie Kamila Bednarka byłam już pewna co zrobię, On mnie tak nakręcił, że wiedziałam, że zrobię wszystko by spełnić swoje marzenia, że nit nie będzie mi mówił co mam robić. Marzenia same się nie spełnią! To My musimy walczyć, pokonywać wszelkie przeszkody, zmagać się z przeciwnościami. Nie mam pewności czy sobie poradzę w Krakowie, czy nie wylecę po pierwszej sesji, ale mam w sobie dużo odwagi i wiem, że tak szybko nie odpuszczę. Będę walczyć do ostatniego tchu o siebie i swoją przyszłość.
Pamiętajcie, że Wasz los jest tylko w Waszych rękach i nie pozwólcie by ktoś decydował za Was, bo tylko Wy wiecie co dla Was jest najlepsze. Ważne by doświadczać różnych rzeczy i mieć marzenia i cele, bo to nakręca do życia. Pamiętajcie też o Waszych pasjach i róbcie to co kochacie!


A teraz kolejna część drugiego opowiadania, a The experience już niedługo!

Trudna rozłąka cz 4
W nocy męczyły mnie różne sny i rano nie czułam się wypoczęta. Moment podniesienia się z łóżka zwlekałam do ostatniej chwili. Było jakoś po 10 a ja chodziłam po domu w pidżamie i nie miałam ochoty gdziekolwiek się wybierać. Gdyby nie to, że umówiłam się z Przemkiem na 11, to pewnie jeszcze bym gniła w łóżku. Czułam się trochę struta i moje samopoczucie było naprawdę marne. Głównym powodem był Paweł i myśl, że tego poranka mogłam obudzić się koło niego naprawdę mnie zabijała. Nie radziłam sobie z tęsknotą, odległością i tą głupią złością. Chciałam po prostu przy nim być a nienawidziłam jak coś mi w tym przeszkadzało. Nim zdążyłam się ubrać i cokolwiek zrobić innego, usłyszałam dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu widniało imię Przemka.
- Tak, słucham? – trochę w panice odezwałam się w słuchawce i jednocześnie szukałam jakiś ubrań w szafie bo coś czułam, że nie miałam za wiele czasu.
- No hej, ja już czekam na dole.
- Nie jestem jeszcze gotowa, więc wejdź na górę. Mieszkam pod 8 – do godziny 11 było jeszcze 10 minut, więc to nie jest tak, że się spóźniałam, po prostu to on przyszedł wcześniej.
- Ok – kiedy usłyszałam odpowiedź chłopaka pospiesznie zaczęłam się przebierać. Założyłam szare, długie spodnie dresowe i zwykłą czarną bokserkę i  wtedy już usłyszałam pukanie do drzwi.
- Hej, wejdź – po otwarciu drzwi wpuściłam Przemka do środka i ujrzałam Jego promienny uśmiech. Czułam, że zapowiadał nam się bardzo fajny dzień i w sumie dzięki temu mogłam nie myśleć o swoim zranionym sercu.
- Gotowa? – chłopak stanął naprzeciwko mnie i w ręce trzymał deskorolkę, a na plecach miał plecak.
- Daj mi jeszcze chwilkę, ok? Chcesz coś do picia? – wpuściłam Przemka do kuchni i uśmiechałam się lekko do niego chcąc ukryć swoje zmieszanie zaistniałą sytuacją.
- Nie dziękuję. Zbieraj się i lecimy – on chyba był najbardziej wyluzowanym chłopakiem jakiegokolwiek w życiu spotkałam. Nie krępował się a w każdej sytuacji potrafił się odnaleźć. Zostawiając go w kuchni poszłam do łazienki umyć zęby i związałam włosy w kucyk. Po założeniu butów i wzięciu kluczy od domu ruszyliśmy do parku. Stresowałam się jak diabli, ale Przemek zapewniał mnie, że początki  zawsze są trudne, natomiast on będzie czuwał nade mną.
- Teraz załóż to – kiedy byliśmy na miejscu Przemek podał mi z plecaka ochraniacze, dzięki którym mój strach trochę się zmniejszył i stałam się nieco odważniejsza. Jak już stanęłam na nogach, a raczej na desce, to Przemek cały czas był przy mnie, trzymał mnie za ręce i nie pozwalał, żebym upadła lub cokolwiek innego sobie zrobiła. Oboje bawiliśmy się świetnie i śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci. Poczułam namiastkę tego, co On czuł jeżdżąc na desce - wolność. Pogoda nam również dopisała, więc nie było żadnych powodów do zmartwień. Później dołączyli do nas znajomi Przemka i tak w dużej grupie z pozoru nieznajomych mi osób spędziłam całe popołudnie.
- Dzisiaj organizujemy u mnie ognisko, mam nadzieję, że wpadniesz – akurat poszliśmy do pobliskiego sklepu po coś do picia, bo oboje byliśmy odrobinę zmęczeni. Jego propozycja wydawała mi się być wspaniałą kontynuacją tego popołudnia i nie miałam zamiaru sobie tego odmawiać.
- A wiesz, że chętnie wpadnę, tylko muszę uprzedzić mamę – w tym momencie sięgnęłam po telefon do kieszeni i zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam go z domu. Na dodatek miałam zgadać się z dziewczynami co do naszego wspólnego wyjścia do kina.
- Coś się stało? – Przemek musiał zauważył moje zmieszanie i lekkie przerażenie, które pojawiło się na mojej twarzy i stąd też wzięło się jego pytanie.
- Nie wzięłam telefonu. Możemy umówić się tak, że przyślesz mi swój adres smsem? Ja i tak muszę jeszcze wrócić do domu – chciałam się też przebrać, ale przede wszystkim skontaktować z dziewczynami, by czasem nie były mnie złe, bo coś czułam, że właśnie w tamtym momencie telefonicznie się do mnie dobijały.
- Ale już chcesz iść?
- Tak, mam jeszcze coś do załatwienia. Będziemy w kontakcie, pa – uśmiechnęłam się do chłopaka i nie czekając na żadne słowa z Jego strony ruszyłam do domu. Będąc na miejscu od razu rzuciłam się na telefon i panował w nim istny armagedon. Było kilka połączeń od mamy, Moniki, Karoliny no i od Pawła. Na początku skontaktowałam się z przyjaciółkami, które tak jak przewidywałam, były na mnie złe, że je wystawiłam i na dodatek nie odbierałam telefonu. Powiedziały mi, że są właśnie przed kinem, także spóźniłam się. Do mamy nie dzwoniłam, bo i tak wiedziałam, że za niecałą godzinę przyjdzie z pracy, a co do Pawła… Postanowiłam odwlec to na trochę później i poszłam wziąć prysznic. Cały czas myślałam, czy moje zachowanie mieściło się w granicach moralności, przecież miałam chłopaka a szłam z innym na ognisko. Nota bene Przemek nie wiedział, że miałam chłopaka, więc z jego strony mogło to trochę inaczej wyglądać, ale ja miałam wielką ochotę iść na to ognisko, pić piwo, bawić się w gronie naprawdę wyluzowanych ludzi. Poznając znajomych Przemka miałam wrażenie, że zyskałam nową jakość, powiew świeżości w moim życiu. Tak, wiem, że moje zachowanie ociera się o egoizm, ale ja taka jestem. Lubię dostawać to co chcę, lubię mieć to co chcę, A przede wszystkim lubiłam jak wszystko szło po mojej myśli.
- Mamo wychodzę dzisiaj ze znajomymi na ognisko – zwróciłam się do mamy, która akurat odpoczywała po dniu pracy. Na szczęście była już sobota i mama pracowała krócej niż zazwyczaj.
- Ognisko? O te porze? – te słowa były jedynie dowodem na to, że moja mama była taka sama jak każda inna, czyli bardzo troskliwa.
- Jest ciepło jeszcze, a poza tym od ognia robi się ciepło. – wiedziałam, że nic mi nie uniemożliwi uczestnictwa w tej imprezie. Bardzo chciałam tam być i zżyć się bardziej z tymi ludźmi.
- A gdzie to ognisko? – troskę jeszcze byłam w stanie przyjąć, ale nie lubiłam wywiadów, dopytywania się o wszystko. Chciałam by mama mi ufała a nie nadmiernie kontrolowała.
- U kolegi, napiszę Ci później jego adres, ok? I proszę o nic więcej nie pytaj, dobrze? – lekko uśmiechnęłam się w jej stronę i wróciłam do pokoju. Na telefonie miałam już adres do Przemka i kojarzyłam tą dzielnicę. Było to osiedle domów jednorodzinnych niedaleko centrum miasta. Wiedziałam, że Przemek chodził do prywatnej szkoły także spodziewałam się, że nie miał takiego samego statusu materialnego co ja. Różniło nas to, natomiast nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z tego powodu, bo ta różnica naprawdę nie była odczuwalna. To prawda, że Przemek był pewny siebie, otwarty, wyluzowany i miał może nawet lekko podwyższoną samoocenę, lecz właśnie to mnie do niego przyciągało. Wiem, że niektórych takie cechy odrzucają, wcześniej pewnie bym należała do tej grupy ludzi, ale teraz coś się we mnie zmieniło i w tym aspekcie ta zmiana była odczuwalna. Ubrałam się stosunkowo ciepło, ponieważ miałam zwykłe rurki, bluzkę na krótki rękaw i czarną wciąganą bluzę no i trampki. Przed wyjściem postanowiłam jeszcze zadzwonić do Pawła i sprawdzić, co wcześniej chciał ode mnie.
- Halo? – słysząc głos chłopaka w telefonie nie był to jedyny dochodzący dźwięk. W oddali słyszałam jakiś głos kobiecy no i męski, po czym poznałam, że nie był sam.
- Cześć, dzwoniłeś do mnie – byłam trochę obojętna na ten telefon i czułam, że to, czego chciał ode mnie Paweł, niczym mnie nie zaskoczy.
- Tak, próbowałem się do Ciebie dodzwonić przez kilka godzin, gdzie byłaś ? – mój trzeci zmysł podpowiadał mi, że Paweł nie był do końca trzeźwy. Nie wiem, może mi się wydawało, ale znałam go na tyle dobrze, śmiało umiałam to wyczuć.
- W parku ze znajomymi. Tylko po to dzwoniłeś? – nie chciałam mu się spowiadać gdzie, z kim po co i dlaczego. Tak samo jak on mi się nie tłumaczył, gdzie właśnie przebywał, bo szczerze wątpiłam, że był w swoim domu i pracował nad ważnym projektem.
- Nie, chciałem z Tobą porozmawiać, sprawdzić czy nadal jesteś zła na mnie. – słowa chłopaka coraz bardziej wprawiały mnie w zakłopotanie, bo po pierwsze, z każdym kolejnym słowem wyczuwałam stan nietrzeźwości, a po drugie kiedy ja się dobrze bawiłam to on starał się mnie ułaskawić.
- Słyszę, że tworzenie projektu idzie Ci w zaskakująco miłej atmosferze – zmieniłam temat, by nie być tylko atakowaną i żeby trochę zmniejszyć swoje wyrzuty sumienia. Głosy w oddali się nasiliły a po chwili całkowicie ucichły i było tylko słychać trzaśnięcie drzwiami, a Paweł nadal milczał – Jeśli to wszystko, to muszę kończyć, ja również jestem umówiona – specjalnie to powiedziałam by wzbudzić w nim zazdrość.
- Iza, to nie tak. My naprawdę robimy ten projekt, ale teraz akurat zrobiliśmy sobie przerwę – tłumaczenia Pawła mnie nie przekonywały i co więcej, chciałam jeszcze bardziej go docisnąć.
- I pijecie sobie alkohol na lepszą percepcję mózgu…
- Iza ja nie…
- Daruj sobie. Znam Cię i wiem jaki jesteś po alkoholu. Przepraszam, ale już dłużej nie mogę z Tobą rozmawiać, ja również idę się dobrze bawić, na razie – byłam wściekła, potwornie zła i zdenerwowana. Mój dobry humor prysł jak bańka mydlana, ale o dziwo chęć dobrej zabawy nigdzie się nie ulotniła. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej nabrałam chęci na to, by sobie nie odmawiać szaleństwa i radości tylko dlatego, że mój chłopak zachowywał się jak skończony dupek. 


niedziela, 20 lipca 2014

The experience cz 162

Postanowiłam Go odnaleźć. Niby w głowie miałam kompletną pustkę odnośnie tego, gdzie On mógł być, ale miałam pewien pomysł. Kiedy mówił mi o zbieraniu myśli to kojarzyło mi się z tym tylko jedno miejsce. Pamiętam, jak na początku naszej znajomości zabrał mnie do swojej rodzinnej miejscowości. Poszliśmy nad grób Jego mamy, spacerowaliśmy po Jego dawnym osiedlu. Bartek zdecydował się wyjechać, kiedy przypomniałam mu o tym, jaki był kiedyś. Czułam, że musiał tam być. Bo jak nie tam, to gdzie?
Dlatego z samego rana zebrałam się i nikomu nic nie mówiąc, zostawiłam tylko kartkę na stole „Pojechałam na zakupy a później będę u Martyny”. Miałam nadzieję, że nikogo zaniepokoi moje zachowanie, w końcu był dzień wolny i nie musiałam się uczyć.
Jadąc zastanawiałam się co zrobię jak nigdzie Go nie spotkam… Naprawdę liczyłam na to, że jednak tak nie będzie, przecież znałam Go, moje serce biło w Jego kierunku i nie mogło się mylić. A co jeśli to było tylko złudzenie? No nic, musiałabym wrócić i czekać na Niego, jak kopciuszek na księcia. Dwugodzinna podroż minęła mi nawet szybko i bez większych przeszkód. Będąc już na miejscu najpierw pojechałam na cmentarz. Doskonale pamiętałam gdzie był pochówek Jego mamy, natomiast będąc już w zamierzonym miejscu, nie spotkałam Bartka. Było tam czysto a grób odgarnięty z liści, co oznaczało, że ktoś musiał tam być. Była jesień i groby dookoła były przykryte liśćmi a tu znajdowały się tylko dwa. W wazonie były też świeże kwiaty a dookoła stały prawie nowe znicze. Odmówiłam pacierz i ruszyłam w dalsze poszukiwania. Poszłam do parku, do którego zaprowadził mnie wtedy Bartek. To tutaj opowiadał mi o sobie i o tym, przez co przeszedł. To miejsce tak bardzo mi się z Nim kojarzyło. To był wspaniały czas, miłość się rodziła i tylko my się liczyliśmy. Czemu ten stan nie mógł trwać wiecznie? Najgorsze było to, że tam również nie było chłopaka. Może siedział w jakimś hotelu? Ale to było szukanie nadaremno. Nigdzie by mi przecież nie udzielili takich informacji.
Zrezygnowana poszłam na obiad i po godzinie znowu ruszyłam już w ostatnie miejsce, które przyszło mi do głowy. Kiedy weszłam w osiedle to na trzepaku pomiędzy blokami, zobaczyłam chłopaka, który tak bardzo przypominał mi Bartka, a gdy podeszłam bliżej, miałam już pewność, że to był On.
- Posuniesz się? – zwróciłam się do chłopaka, który siedział plecami do mnie. Z wrażenia niemal nie spadł z siedziska. Uśmiechnęłam się do Niego promiennie, byłam z siebie dumna, że dokonałam czegoś z pozoru niemożliwego.
- Jak mnie znalazłaś? – był tak zaskoczony, że oczy miał wielkie jak pięciozłotówki. Słyszałam w Jego głosie nutkę przerażenia, chyba musiał mieć mnie za jakąś czarownicę. Śmiać mi się chciało, bo byłam szczęśliwa, że mogłam Go zobaczyć, spojrzeć w te oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Moje serce mnie tu przyprowadziło – może nie powinnam być aż tak szczera, ale samo mi się to wymsknęło. Chciałam mu powiedzieć, że nawet gdyby uciekł na koniec świata, to i tak bym Go znalazła, ale wolałam już to zostawić dla siebie. Bartek zrobił to, o co Go poprosiłam i usiadłszy obok Niego wpatrywałam się w to co działo się dookoła. – O czym myślisz? – chciałam poznać temat Jego rozważań, jak i by wpuścił mnie do swojego wnętrza. Już miałam dosyć trzymania się z dala, obserwowania z boku stanu w którym się obecnie znajdował.
- Ile zmarnowałem czasu. Piłem trzy tygodnie, jak nie piłem to byłem na kacu… Tyle straciłem, zaniedbałem a teraz już nie mogę cofnąć czasu – chłopak nie patrzył na mnie, ale przed siebie, czułam, że to była ucieczka od spojrzenia mi w oczy. Z Jego ust, wraz z wypowiedzianymi słowami, wylało się sporo żalu i niechęci do własnej osoby.
- Ale możesz to naprawić- próbowałam zaszczepić w nim choć odrobinę optymizmu. Chciałam sprawić, by poczuł się lepiej, znalazł jakąś iskierkę, że przecież nic jeszcze tak bardzo nie zawalił.
- Myślisz, że wszystko da się naprawić? – wtedy spojrzał na mnie a na Jego twarzy panował wielki znak zapytania. To pytanie nie było łatwe, a ja czułam, że On chciał w ten sposób uzyskać ode mnie jakąś deklarację.
- Jeśli się bardzo chce to tak- byłam głęboko przekonana o tym, że to co wydarzyło się między nami dało się jeszcze naprawić, sprostować. Na pewno nie byłoby to łatwe, ale warto było chociaż spróbować.  Bartek przez chwilę milczał, a ja chciałam dać mu czas na przemyślenie tego, co powiedziałam.
- Miałaś rację z tym, że jestem słaby i gdyby nie Ty, to byłbym taki jak moja matka. Kochałem Ją i to bardzo mocno, ale ona pijąc zmarnowała swoje życie. Jestem za słaby by to wszystko naprawić- nie wiem czy to było tylko złudzenie, ale On chyba czuł pogardę do siebie, a mnie ciężko było to znosić. Nie wiedziałam jak miałam mu pomóc, ulżyć… Za bardzo cierpiał, a ja nie mogłam tak spokojnie na to patrzeć. 
- Nie jesteś słaby, po prostu się zgubiłeś, ale już jest dobrze – złapałam Go za rękę a On ponownie na mnie spojrzał, natomiast na Jego twarzy nie było nawet krzty radości. On się załamał a ja byłam bierna, nie umiałam znaleźć sposobu, by ściągnąć z Niego ten ciężar.
- Zgubiłem Ciebie. Zachowywałem się jak dupek i na dodatek Cię uderzyłem, a Ty mimo wszystko jesteś, przyjechałaś tutaj, dla mnie – nie sądziłam, że Bartek do tego dojdzie, że przyjmie mój punkt widzenia. Powoli rozumiałam dlaczego się tak zachowywał, zawiódł samego siebie a ja starając się mu pomóc, tak naprawdę uświadamiałam mu, co stracił.
- Proszę, nie wracajmy do tego. Każdy popełnia jakieś błędy, najważniejsze jest by je dostrzec – dotknęłam dłonią policzka Jego twarzy by sprawić by chociaż o odrobinę zmniejszyły się u Niego wyrzuty sumienia, lecz to nie poskutkowało. Nie dało się od razu tego pozbyć.
- Tylko ja wiem, że ja nie dam rady tego naprawić, za dużo złych rzeczy zrobiłem – Bartek zawsze był silny i pewny siebie, a w tamtej chwili był zupełnie inny. On nigdy  nie rozczulał się nad swoim losem, więc wiedziałam, że to, co mówił, to nie było z powodu wzbudzenia litości, ale to były Jego uczucia.
- Nie mów tak, poradzisz sobie, razem sobie z tym poradzimy – oczywiście, że tliła się we mnie iskierka nadziei, że wrócimy do siebie i razem stawimy czoła wszelkim przeciwnościom. Tylko ja, pewnych rzeczy nie mogłam zrobić sama, potrzebowałam Jego.
- Jesteś taka dobra, wspaniała a ja…Słaby idiota, który stracił swój sens życia – chłopak puścił moją dłoń i odwrócił głowę i drugim kierunku i schował ją w swoich dłoniach. Zabolało mnie to, ale rozumiałam Jego zachowanie. Natomiast to, że miał wyrzuty sumienia utwierdzało mnie w przekonaniu, że czuł, kochał.
- Hej, spójrz na mnie – zeszłam z trzepaka i stanęłam naprzeciwko chłopaka- jestem przy Tobie i nigdzie się nie wybieram, ok? Nie mów tak o sobie, jesteś silnym chłopakiem, który w tych murach doznał sporego zła. Wyszedłeś z tego, poradziłeś sobie i to powinno Ci pokazać jak silny jesteś. Nie wszyscy mieli tyle odwagi co Ty – mimowolnie wskazałam ręką na przechodzącego „dresa”, który szedł dosyć chwiejnym krokiem. To powinno mu pokazać, że On był lepszy, że dał radę.
- Ja nie chcę byś uznała, że użalam się nad sobą… Ja czuję, że jestem słaby, okazałem się dupkiem, który rani wszystkich dookoła – najgorsza była dla mnie świadomość, że czułam, iż mu nie pomagałam. On traktował to jako manifest dobra z mojej strony, ale tak nie było. To moja miłość do Niego nie pozwalała mi Go zostawić. Czułam potrzebę tkwienia przy Nim. 
- Spójrz mi w oczy… Nie byłabym z kimś, kto jest zły. Masz w sobie piękno i musisz je w sobie dostrzec, ja je zobaczyłam – uważałam Go za wspaniałego chłopaka, który pomimo swoich 20 lat, przeszedł znacznie za dużo, doznał wielkiej krzywdy, ale pozbierał się z tego. Każdy ma jakieś swoje wady, ale tak naprawdę Bartek był wzorem dla mnie, przykładem siły. Nie wiem czemu nie potrafiłam mu tego powiedzieć…
- Przejdziemy się? – ta propozycja wydała mi się posunięciem na przód, nadzieją, że razem wrócimy do domu i wszystko sobie wyjaśnimy.
- Jasne – uśmiechnęłam się do chłopaka i po opuszczeniu osiedla poszliśmy do parku. Spacerowaliśmy a dookoła Nas nie było za dużo ludzi. Chciałam złapać Go za rękę, lecz On swoje dłonie trzymał w kieszeni. Wydawało mi się, że On specjalnie trzymał dystans pomiędzy nami, że bał się złamać barierę.

- Przepraszam Cię za to wszystko, że Cię wtedy uderzyłem, krzyczałem, wyrzuciłem z domu, byłem nieprzyjemny, za moje zachowanie w klubie. Przepraszam, że zapomniałem o Twoich urodzinach, że byłem oschły kiedy do mnie przychodziłaś… - kiedy byliśmy na końcu alejki, Bartek zatrzymał się i patrząc mi prosto w oczy zaczął mówić, wylewać z siebie to, co w Nim tkwiło, czym mnie bardzo zaskoczył, bo widziałam, ile go to kosztowało. Był bardzo poważny, ale także skupiony nad swoimi słowami. On nigdy nie był zbyt wylewny, rzadko mówił o swoich uczuciach, a jak już to robił to nie było byle co.
- Bartek… - nie chciałam dłużej tego słuchać i przypominać sobie tego, co działo się w przeszłości. Pragnęłam mu przerwać, zapomnieć i już nigdy do tego nie wracać.
- Proszę pozwól mi skończyć – Bartek z ogromnym smutkiem w oczach spojrzał na mnie i widziałam, że miał jakiś plan, że rozpoczynając tą rozmowę miał określony cel, a mnie, dało to nadzieję na wskrzeszenie naszego związku - Chciałbym abyś wiedziała, że to Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Nie ma nikogo ponad Tobą. Nawet w momencie, gdy Cię raniłem, nie przestawałaś walczyć o mnie, martwiłaś się… A ja zamiast to docenić, wynagrodzić, raniłem Cię jeszcze bardziej… - Jego głos powoli się załamywał i stawał się cieńszy. Czułam, że powoli traciłam kontekst i nie bardzo rozumiałam do czego zmierzał.
- Bartek, ja…
- Już dłużej nie mogłem patrzeć Ci  w oczy z świadomością, że zrobiłem…. – Bartkiem rządziła niepewność, tak jakby pewne słowa nie chciały przejść mu przez gardło, co rusz przerywał swoją wypowiedź kompletnie zmieniając kontekst, co powodowało, że jeszcze bardziej się gubiłam - Te oczy… one tak mnie kochają a ja stchórzyłem… Z każdym dniem, kiedy nie poddawałaś się, wiedziałem, że stałem się dla Ciebie najgorszym chłopakiem, że nie jestem Ciebie wart… Że nie zasłużyłem na tą miłość - delikatnie gładził moją twarz swoją dłonią a przy tym nie spuszczał wzroku z moich oczu, tylko, że ja byłam skołowana, nie umiałam tych wszystkich słów połączyć w jedną całość.
- O co chodzi? – On trzymał mnie w niepewności a ja już wariowałam. Czym mnie tak skrzywdził, że nie mógł patrzeć mi w oczy? Bałam się tego, co chciał powiedzieć, tak naprawdę nie chciałam tego wiedzieć. Przez chwilę myślałam, żeby powstrzymać Go od powiedzenia kolejnego słowa, ale chyba nie umiałabym żyć wiedząc, że On coś skrywał. Mieliśmy być wobec siebie szczery i to była ta chwila.
- Po tym jak się rozstaliśmy, ja… Nie wiem jak to się stało, ale …. Spałem z Agnieszką… Ja wiem, że to, że wtedy nie byliśmy razem to nie jest żadnym wytłumaczeniem, to, że byłem pijany też nie… - Bartek tłumaczył swoje zachowanie, ale do mnie nic nie docierało. Nie wierzyłam Jego słowom, to musiał być sen. Przecież On by mi tego nigdy nie zrobił! Nigdy!  Miałam ochotę krzyczeć, uderzyć Go, uciec… Tylko co mnie powstrzymywało? Czemu nawet w takiej chwili moja miłość do Niego była silniejsza?!
- Masz rację, to nie jest wytłumaczenie… - te słowa były tak bardzo obojętne, że sama siebie nie poznawałam. Rozglądałam się dookoła, chcąc znaleźć jakiś punkt zaczepienia, świat mi się rozpadał, wszystko dookoła wirowało, a ja byłam w samym centrum tego piekła. Ironizowałam i całą swoją siłę przekierowałam na swoje oczy, starałam się powstrzymać łzy, wyswobodzić swoje ciało z szoku w którym aktualnie się znajdowało.
- Gosia, przepraszam… Kocham Cię. Rozumiesz? To Ciebie kocham. Proszę, powiedz coś… - Bartek zrobił krok do przodu a ja szybko się odsunęłam, zrobiłam to mechanicznie, nawet nie myślałam nad swoim zachowaniem. Najgorszy był widok  Jego łez, pomimo, że zasłużył na to, by cierpieć, nie umiałam tego znieść.
- Co chcesz usłyszeć? Nie wierzę, że tak szybko w Nas zwątpiłeś, nie wierzę… – chciałam krzyczeć, ale nie potrafiłam. Swoje emocje pokazywałam jedynie przez łzy… Czułam się zawiedziona, zdradzona. Jak kretynka walczyłam o Niego  a On w tym czasie spał z inną. Czym sobie na to zasłużyłam?! Czy ja naprawdę na to wszystko zasługiwałam?! To było okropne. Stałam tam nie wiedząc co dalej, jak miałam żyć? To wszystko było bez sensu. Moje życie było bez sensu.
- Nie zwątpiłem nawet na moment- wytarł łzę spływającą mu po policzku a ja przestałam mu wierzyć. W tamtym momencie całe zaufanie, jakim Go obdarzałam, legło w gruzach. Pomimo, że moje serce ciągnęło do Niego niczym ryba do wody, to stawał mi się obcy i taki cholernie daleki. Brzydziłam się nim, nie chciałam nigdy więcej dotknąć Jego ciała.
- To o czym myślałeś, jak z nią spałeś?! Może o tym jak bardzo mnie kochasz?! Nie wierzę, że cały czas robiłeś mi wyrzuty o Piotrka a później…. To jest chore…– byłam rozżalona i taka naiwna. To On powinien czuć się obrzydliwie, czuć wstręt do siebie a tymczasem to ja to odczuwałam. Nienawidziłam siebie. Musiałam być nikim skoro zrobił mi coś takiego. Tylko czemu musiał być dla mnie tak ważny?! Po cholerę mówił mi, że mnie kocha? Łzy coraz silniej leciały mi po policzkach a ja chciałam upaść na ziemię i już się nie podnieść.
- Gosia to nie tak…
- To niby czemu ona u Ciebie mieszka?! Szybko mnie wymieniłeś a ja łudziłam się, że to tylko znajoma, że mnie kochasz, że będziemy razem! Martwiłam się o Ciebie, przyjechałam tutaj z nadzieją, że… Boże jaka ja byłam naiwna…  – byłam jak słodka idiotka, zakochana, zdradzona, porzucona… Czułam się brudna, a najgorsze było to, że nie mogłam zedrzeć z siebie tego brudu. Paliło mnie od środka, a ja czułam, że nie dam rady stawiać oporów, że tym razem sobie nie poradzę, to było za dużo jak na mnie.
- Jest u mnie tymczasowo, dopóki nie znajdzie sobie jakiegoś miejsca do mieszkania. Ja naprawdę Ciebie kocham – może i mówił prawdę, ale już mu nie umiałam wierzyć. Za dużo było kłamstw z Jego strony, a ja nie wiedziałam w co wierzyć. Jak można kogoś kochać i od razu o Nim zapomnieć? Spać z kimś innym podczas gdy ta osoba walczy?
- I postanowiłeś to wykorzystać, śpiąc z nią?! To jakiś rodzaj zemsty? – szukałam logicznego wytłumaczenia Jego zachowania, ale na nic nie mogłam wpaść. Czy w ogóle istniało coś takiego jak logiczne wytłumaczenie zdrady?
- Nie, ja naprawdę żałuję – po tych słowach, spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam łzy. On cierpiał, może nie mniej niż ja, ale…
- I dobrze! Przynajmniej wiem, że masz wyrzuty sumienia i to niech one Cię dręczą – pomimo swojej oschłości i złości, te słowa nie były prawdą. Nie chciałam by tak samo jak ja cierpiał i to było najgorsze. Zasługiwał na to by czuć się tak jak ja, ale nie życzyłam mu tego. Bardzo chciałam by był szczęśliwy, radosny…
- Proszę, zaufaj mi, daj mi szansę. – Jego błagalny głos nawet mnie nie wzruszył, nie miałam wątpliwości odnośnie tego, jak powinnam się zachować.
- Mam do Ciebie tylko jedną prośbę… Wróć do domu. Jacek się o Ciebie martwi, Agnieszka również- zamiast martwić się o siebie, ciągle to on stał na pierwszym miejscu. Myślałam nie o tym jak ja się czuję, ale o tym żeby nie zawalił sobie życia, by nie stracił szkoły. Byłam niczym Matka Teresa, która pomimo doświadczonego cierpienia nie umiała wyzbyć się siania dobra.
- Ale to Ty jesteś dla mnie najważniejsza! – podszedł do mnie bardzo blisko i nawet nie wiem kiedy, ale nasze usta się złączyły w pocałunek. Czułam, że to było na pożegnanie, tylko, że z jego strony wyglądało to całkiem inaczej. Na początku odwzajemniłam pocałunek, ale już po chwili, po prostu nie mogłam, to obrzydzenie nie dawało mi spokoju.
- Wróć… Przepraszam  - z płynącymi łzami biegłam ile tylko sił miałam w nogach, chciałam być jak najdalej od niego, chciałam uciec i już nigdy Go nie zobaczyć. Słyszałam jak Bartek wpadł na jakiegoś przechodnia, więc postanowiłam wykorzystać ten moment przewagi i wsiadłam do samochodu i z piskiem opon odjechałam. Widziałam go jeszcze w lusterku, jak chowając twarz w dłonie usiadł na krawężniku i tak siedział, kiedy ja już straciłam Go z oczu. Łzy nie przestawały mi płynąć po twarzy, wręcz było ich coraz więcej, a ja chciałam być jak najdalej od Niego.



Kochani! Jutro przede mną bardzo, ale to bardzo ważna rozmowa, od której zależy moja przyszłość, spełnienie marzeń i realizacja już dawno postawionych celów. Jestem bardzo zestresowana i przerażona, ale wiem, że jak nie spróbuję to będę tego  żałować. Właśnie wyruszam w pięciogodzinną podróż do Krakowa, więc przez kilka dni będę dostępna tylko na instagramie - instagram/paulina.opowiadania konto będzie odblokowane na te kilka dni więc zapraszam :)

środa, 16 lipca 2014

The experience cz 161

I tak prawie dobiegł tydzień, kiedy Jego nie było. Codziennie kserowałam notatki od Martyny, skanowałam je w domu i wysyłałam Bartkowi. Od ostatniej rozmowy, rozmawialiśmy ze sobą tylko raz, ale to była zwykła rozmowa. Ja pytałam się, czy rozczytywał notatki, czy je czytał a on dziękował, pytał, co u mnie i zawsze po chwili musiał kończyć.
Moje życie ciągle miało ten sam schemat szkoła – dom. Nawet nie miałam czasu spotkać się z Martyną czy Filipem, bo po szkole szybko wracałam do domu by się uczyć. Nie myślałam, że wszyscy nauczyciele będą się tak gorączkować i oprócz przerobienia normalnych tematów, zaczynaliśmy już powtórki do matury. Nie wiem od czego to zależało, ale szybko się męczyłam i już o godzinie 22 leżałam w łóżku, bo nie miałam sił do dalszej nauki.
Dzisiaj był piątek i postanowiłam dać sobie spokój z nauką i wszelkimi obowiązkami. Gdy wróciłam do domu, od razu rzuciłam się na kanapę i zaległam na niej z czekoladkami. Moje błogie leżenie przerwał dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu ujrzałam imię brata Bartka. Byłam zaskoczona, że do mnie dzwonił szczególnie, że Bartka nie było w mieście. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to, to, że musiało się coś stać.
- Tak słucham? – powiedziałam do słuchawki chcąc od razu dowiedzieć się, czemu Jacek do mnie dzwonił. Miałam złe przeczucia i nie mogłam już znieść tej niepewności.
- Cześć Gosia, słuchaj dasz radę przyjechać do mieszkania Bartka? – Jacek miał trochę niespokojny głos i nie wiedziałam jak miałam Go rozumieć. Czy Bartek wrócił i Jacek chciał mnie ściągnąć do mieszkania? Ale przecież Bartek sam mógł do mnie zadzwonić. Od razu wiedziałam, że musiało stać się coś złego.
- Stało się coś? – byłam zaniepokojona i zdezorientowana. Nie lubiłam niespodzianek i przeciągania rozmów. To zdecydowanie nie było na moje nerwy.
- Mam nadzieję, że nie. Proszę przyjedź – nic nie rozumiałam i co najgorsze nie miałam już żadnego pomysłu. Musiałam tam jechać by się czegoś dowiedzieć, bo inaczej, chyba byśmy nie doszli do porozumienia.
- Dobrze, zaraz będę – zebrałam się jak najszybciej potrafiłam i od razu pojechałam do mieszkania Bartka. Stresowałam się i czułam wewnętrzny niepokój. O co mogło chodzić? Czy Bartek się w coś wpakował? Już miałam dość tych wszystkich pytań i braku jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie byłam z kamienia i nie byłam w stanie wszystkiego znieść.
Na szczęście nie było korków i w miarę szybko dotarłam do mieszkania Bartka. Jacek od razu otworzył mi drzwi od klatki schodowej i czym prędzej pobiegłam na właściwe piętro.
- Hej – uśmiechnęłam się lekko do chłopaka i nieśmiało weszłam do środka. To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiedziałam, po co Jacek mnie tam ściągnął i dlaczego akurat tam musieliśmy się spotkać.
- Gosia, wiesz co się dzieje z Bartkiem? – Jacek stał i proszącym wzrokiem patrzył się na mnie, a obok niego stała ta nadal nieznajoma mi dziewczyna. To jej widok zwalił mnie z nóg i nie potrafiłam się odezwać. Przysięgam, gdyby wzrok mógł zabijać to ona właśnie wtedy by mnie uśmierciła.
- Nie rozumiem – taka była prawda, nie wiedziałam co Oni wiedzieli, a czego Bartek im nie powiedział. Nie mogłam Go zdradzić, ale też za dużo nie wiedziałam. Czułam się niepewnie i tak jakby wymagali ode mnie niemożliwych rzeczy.
- Nie ma Go już od tygodnia – do rozmowy wtrąciła się ona- nieznajoma, a ja poczułam najszczerszą ochotę ignorowania nie tylko jej słów, ale także i jej obecności. Nie rozumiałam skąd u niej taka troska o chłopaka.
- To On nic Ci nie powiedział? – swoje słowa skierowałam tylko do Jacka i byłam szczerze zaskoczona tym, że Oni nic nie wiedzieli. Jak to było możliwe, że Bartek o swoim wyjeździe uprzedził mnie, a nie Jacka? Przecież byli sobie bliscy i to wręcz nie mieściło się w głowie. Albo byłam nazbyt tępa żeby to zrozumieć, albo faktycznie to wszystko było strasznie pokręcone.
- O czym Ty mówisz? – teraz odezwał się Jacek i patrzył na mnie dosyć wymownie. Poczułam się strasznie głupio z tym, że dla Bartka byłam ważniejsza niż Jego własny brat. Dlaczego Jemu nic nie powiedział? O co cholera tu chodziło.
- Bartek wyjechał – powiedziałam to, jakby to było oczywiste, ale właściwie tak nie było. Bartek swój wyjazd otoczył wielką tajemnicą, tylko nie rozumiałam, po co to robił. Gdzie był w tym sens? Czy On przeczuwał, że jakby Jacek się o tym dowiedział to by Go nie puścił?
- Skąd Ty to niby wiesz? – dziewczyna miała mnie za wroga i to jeszcze bardziej spotęgowało moją złość do Niej. Nie chciałam się przed nią tłumaczyć, tak naprawdę wiedziałam, że była nikim dla Bartka. Tylko czemu w takim razie mieszkała w Jego mieszkaniu?
- Gośka proszę, powiedz wszystko co wiesz – Jacek zauważył to, że milczałam i nie odpowiadałam na pytania zadawane przez dziewczynę. Nie miałam ochoty składać wszelkich wyjaśnień w jej obecności.
- Możemy porozmawiać na osobności, bez świadków? – mówiłam to do Jacka, ale kątem oka patrzyłam na brunetkę. Na jej twarzy pojawiła się ogromna złość i niechęć do mnie. Bez sensu było ukrywać, że ja również nie darzyłam jej sympatią.
- Ja mam prawo wiedzieć, co się dzieje z moim chłopakiem! Martwię się o Niego – złość, z jaką wybuchła współlokatorka Bartka sprawiła, że zaczęłam się śmiać z jej słów. Naprawdę uważała się za Jego dziewczynę? Dla mnie to było żałośnie śmieszne.
- Jak jesteś Jego dziewczyną to, czemu nic Ci nie powiedział? Może zadzwoń do Niego i się wszystkiego dowiesz – nagle wezbrała we mnie pewność siebie i doznałam przypływu siły. Może i byłam arogancka i nie powinnam była jej tak traktować, ale nie wierzyłam, że była w związku z Bartkiem. Nie pasowało mi to do Niego, szczególnie biorąc pod uwagę Jego obecne zachowanie.
- Próbowałam! – dziewczyna na każde moje słowo reagowała z jeszcze większą złością a to akurat sprawiało mi przyjemność. Według tego co mówiła, to Bartek nie odbierał telefonów od Niej. Czułam się wyróżniona, bo ja akurat z tym problemu nie miałam.
- To widocznie nie chce z Tobą rozmawiać…
- Gosia martwię się o Niego, mówił Ci coś? – Jacek przerwał moją dziecinną wymianę zdań z mniemaną wybranką serca Bartka. Nie chciałam się dalej z nią przekomarzać, bo to do niczego nie prowadziło. Jacek szczerze martwił się o Brata i musiałam mu pomóc.
- Za wiele nie wiem. Powiedział mi w poniedziałek, że musi wyjechać i nie wie kiedy wróci. Ja naprawdę nie spodziewałam się tego, że Ty nic nie wiesz, inaczej bym Ci powiedziała – patrzyłam przepraszającym wzrokiem na brata mojego ukochanego. Wiedziałam, że poczuł się zawiedziony, ale ja naprawdę nie miałam na to wpływu.
- Mówił dokąd jedzie? Kontaktował się z Tobą od tego czasu? – Jacek starał się czegoś więcej dopytać, ale z każdym dalszym słowem czułam, że będę musiała jeszcze bardziej Go rozczarować. Nie mogłam skłamać, że nie dzwonił do mnie, bo Jacek martwiłby się czy z Bartkiem wszystko w porządku. Czułam, że jak tylko Bartek wróci, to urwę mu za to głowę.
- Nic nie chciał mi powiedzieć, tylko tyle, że musi wyjechać, poskładać myśli. Rozmawiałam z nim wczoraj i wszystko jest w porządku, żyje i ma się dobrze – lekko uśmiechnęłam się mając nadzieję, że to zmniejszy ciężar, jaki tkwił w Jacku, ale na marne mi się to zdało. Rozumiałam, że musiało mu być ciężko, sama bym wariowała na Jego miejscu. Wstydziłam się za Bartka, że nic mu nie powiedział. Było mi głupio, że to de facto ja byłam ważniejsza niż Jego brat.
- Ode mnie nawet telefonu nie chce odebrać…
- Jacek nie bądź na Niego zły. On pewnie obawia się morałów z Twojej strony a podejrzewam, że jakby Ci powiedział to unieskuteczniłbyś mu ten wyjazd – powiedziałam mu o swoich przypuszczeniach i starałam się jakoś wytłumaczyć Bartka, ale nie mogłam mu tego darować. Postawił mnie w naprawdę nieręcznej sytuacji.
- Zapewne tak…
- Chętnie dałabym Ci mój telefon, żebyś zadzwonił do Niego, ale wtedy już ode mnie nie odbierze i może nam to wyjść na gorsze. Przekażę mu, że się martwisz – położyłam swoją dłoń na ramieniu chłopaka, a On lekko się uśmiechnął.
- Dziękuję – ulżyło mi, gdy Jacek się uspokoił i miałam nadzieję, że wcale nie będzie aż tak zły na brata. Bartek był taką osobą, która lubiła czuć się wolna i niezależna, tak właśnie było w tym przypadku. Musieliśmy uszanować Jego decyzję i cierpliwie czekać na powrót.

- Ja będę się już zbierać – kątem oka rzuciłam na dziewczynę, która była odwrócona do mnie tyłem, wpatrywała się w widok za oknem. Nie wiedziałam, co łączyło ją z Bartkiem, ale żal mi się jej trochę zrobiło. Może się w nim zakochała a On traktował ją w taki sposób? Pomimo całej miłości do Bartka, wiedziałam, że nie postępował słusznie, że jak chciał wyjechać, to mógł powiadomić o tym nie tylko mnie, ale i najbliższych.


Jednak bez bloga wytrzymać nie mogę :) Pomimo zmęczenia i strasznej senności jeszcze musiałam zamieścić tą część. Radzę wziąć głęboki wdech i przygotować się na kolejną część :) 

wtorek, 15 lipca 2014

The experience cz 160

Minęły już dwa dni odkąd On wyjechał, było mi przykro, że się nie odezwał do tego czasu. Nie wiem na co liczyłam… Myślałam, że w końcu pokaże mi, że jestem dla Niego ważna, bo inaczej, dlaczego prosiłby abym poczekała? Miałam masę różnych dziwnych myśli w głowie. Wszystkie skupiały się wokół Niego i szukały wytłumaczenia tego, co się działo. Za każdym razem dochodziłam do tego samego wniosku, podejrzewałam, że mógł być na coś chory i dlatego wyjechał, bym nie musiała patrzeć jak cierpi, a miałam czekać aż wyzdrowieje. Ciągle ta myśl siedziała mi w głowie i nie umiałam się jej pozbyć. Aż w końcu postanowiłam, że to ja do Niego zadzwonię i dowiem się, co się działo, czy wszystko było w porządku, jak się czuł itp. Przecież obiecał mi, że będzie odbierał ode mnie telefony.
- Tak słucham? – słysząc ten głos, poczułam jak bardzo za Nim tęskniłam. Było mi łatwiej z świadomością, że On był blisko, że w każdej chwili mogłam Go spotkać, a teraz nie wiedziałam w którym kierunku podążyć, by Go zobaczyć.
- Hej, co tam robisz?- pomimo, że zbierało mi się na płacz a w sercu czułam ogromne ukłucie, to starałam się być miła i nie dać po sobie poznać, że tak ciężkie było to dla mnie.
- Właśnie jem kolację, a Ty? – Jego głos był normalny i rozmawiał ze mną w sposób, do którego ostatnio było nam daleko. Brakowało mi takich słów, rozmów. Najbardziej brakowało mi Jego.
- Skończyłam się uczyć i niedługo będę się kłaść spać. Jak się czujesz? – dochodziłam do sedna sprawy, a więc do poznania czy dolegało mu coś, czy błędnie odbierałam Jego zachowanie. W słuchawce chwilę panowała cisza, ale już po chwili znowu się do mnie odezwał.
- Dobrze – lakoniczna wypowiedź chłopaka w cale mnie nie uspokoiła a wręcz przeciwnie, wzmogła moją ciekawość. Nie mogłam usiedzieć na miejscu, więc jak głupia krążyłam po pokoju.
- Bartek, mogę zadać Ci jedno pytanie? – niemal ugryzłam się w wargę z niepewności jaka mi towarzyszyła. Nie wiedziałam, czy nie przekraczałam swoich kompetencji, czy za bardzo nie ingerowałam w Jego życie, bo w końcu nie byliśmy już razem.
- Jasne – wydawało mu się to oczywiste, ale w Jego głosie też wyczułam niepewność. Chwilę zbierałam myśli, by odpowiednio dobrać słowa, ale po dłuższej chwili stwierdziłam, że  nie warto owijać w bawełnę.
- Jesteś chory? Chodzi mi o to, czy teraz nie leżysz gdzieś w szpitalu – tak bardzo bałam się, że scenariusz właściwy dla filmów, w moim przypadku okaże się scenariuszem mojego życia. Nie chciałam by mnie oszukiwał, coś zatajał, a w szczególności stanu swojego zdrowia.
- Nie, Gosia ze mną jest wszystko w porządku, mam się dobrze – uwierzyłam mu. Nie wiem czy powinnam, ale zabrzmiało to naprawdę przekonująco. – Posłuchaj, ja muszę zebrać swoje myśli i dlatego wyjechałem. – czułam, że chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymał się. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie chciał być ze mną maksymalnie szczery i otwarty, tylko coś skrywał.
- Martwię się o Ciebie – powoli upadałam, załamywałam się. Miałam żal, że dopuściłam do tego by wyjechał, że wcześniej Go tak potraktowałam. Nagle to, co On mi zrobił przestało mieć znaczenie, przeszłość przestała się liczyć. Najważniejsze było to, bym znowu mogła się do Niego przytulić.
- Niepotrzebnie, ale to miłe – mogłabym się założyć, że właśnie w tamtym momencie się uśmiechnął.
- Bartek, ale wrócisz? – domyślałam się odpowiedzi, ale wolałam mieć stuprocentową pewność, że znowu się niedługo spotkamy.
- Oczywiście, że tak – dla Niego to było oczywiste, a dla mnie nie do końca, to przez te wszystkie tajemnice, niedopowiedziane słowa…
- A co ze szkołą? – nie mogłam mu pozwolić by znowu zawalił rok, musiałam Go pchać do przodu, motywować, być zewnętrznym głosem sumienia.
- Nadrobię później wszystko – od razu wyczułam, że szkoła nie byłam dla Niego najważniejsza, przynajmniej w tamtym momencie, ale przecież ja nie mogłam mu na to pozwolić. Przystałam na to by wyjechał, nie powiedział gdzie i na ile, ale w tym aspekcie, to On musiał mnie posłuchać.
- Nie, zrobimy inaczej. Masz dostęp do internetu? – szybko wpadłam na genialny plan, tylko musiał on zadziałać z pomocą internetu.
- Tak, ale Gosia… - Bartek źle mnie zrozumiał. On chyba myślał, że ja chciałam z nim w ten sposób utrzymywać kontakt, ale mylił się, a ja musiałam postawić na swoim.
- Codziennie będę Ci skanować Martyny notatki i wysyłać na maila. Masz teraz dużo czasu, więc godzinę dziennie poświęcisz na przeczytanie tego – mój głos był stanowczy i silny, a w tej kwestii byłam nieugięta. Klasa maturalna do czegoś zobowiązywała, tu nie było miejsca na jakieś wakacje. Każda nieobecność to była stracona godzina i oboje o tym wiedzieliśmy. Nasze liceum trzymało rygor, nie można było sobie pozwolić na opuszczanie lekcji i to bez powodu.
- Ale nie rób sobie kłopotu…
- Dla mnie to nie problem, ale muszę wiedzieć, że nie będę  robiła tego na marne – mogłam się zobowiązać tylko wtedy, gdy będę miała pewność, że nie będzie to marnowanie czasu. Wymagałam od Niego jasnej deklaracji.
- Nie będziesz, dziękuję – lubiłam pomagać ludziom, a w szczególności tym, do których biło moje serce. Bartek się zgodził a ja cieszyłam się, że przyjął pomocną dłoń. Czy On musiał gdzieś wyjechać, żebyśmy normalnie ze sobą rozmawiali? Naprawdę, aż do tego musiało dojść?
- Chciałabym żebyś wiedział, że.. Może to głupio zabrzmi ale to, że nie jesteśmy już razem nie ma znaczenia. Zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze będę obok i Ci pomogę. Nie traktuj mnie jako byłą, ale jak przyjaciółkę – tak, najgorsze co można powiedzieć drugiej osobie to, zostańmy przyjaciółmi. Natomiast uważałam, że oboje z Bartkiem zawiedliśmy siebie jako partner/partnerka, natomiast On był też moim przyjacielem, bardzo bliską mi osobą i chciałam, żeby tak zostało.
- Najbardziej bałem się tego, że Cię dokumentnie stracę – Jego słowa nie były optymistyczne, ale ucieszyłam się, że czuł to samo co ja. On też się bał, że już nie będziemy potrafili ze sobą rozmawiać, patrzeć na siebie…
- To już się o to nie martw, tylko wracaj – nie przemyślałam tego co powiedziałam, ale naprawdę chciałam by wrócił. Ja przez ostatnie dni o niczym innym nie myślałam i nie marzyłam. Nie mogłam się doczekać by znowu spojrzeć mu w oczy, a najgorsze było to, że nie miałam punktu odniesienia.
- Muszę kończyć, dziękuję, że zadzwoniłaś – Bartek uciekał od rozmowy a ja nie wiem czego się spodziewałam. Głupia liczyłam na to, że już do końca będzie ze mną szczery i posłucha mojej prośby.
- Teraz kolej na Ciebie – nie chciałam być nachalna, zakłócać mu spokoju. Potrzebowałam wiedzieć, że On też chciał ze mną rozmawiać, że też czuł taką potrzebę.
- Dobrze, na razie – szybko się ze mną rozłączył a ja znowu zostałam sama ze sobą. Z tymi samymi myślami i uczuciami, ale o dziwo miałam lepszy humor niż przed tą rozmową. Niby nic takiego w niej nie powiedział, ale w końcu nie chciał mnie stracić. I tyle mi wystarczyło… 

Cześć! Przepraszam, że tak mnie tu mało, ale ten tydzień będzie dla mnie naprawdę ciężki. Jestem w Opolu, codziennie, od rana do wieczora będę chodziła do pracy i jeszcze czeka mnie dużo nauki, przez co moje noce będą w połowie zarwane. Proszę Was o wyrozumiałość i wsparcie, bo teraz naprawdę będę Was potrzebować. Tyle się dzieje i tyle dziać się będzie w moim życiu, że na samą myśl jestem przerażona i zaczynam blednąć ze strachu. W miarę sił i możliwości posty będą się pojawiać. 

sobota, 12 lipca 2014

The experience cz 159

Trochę bałam się dzisiaj iść do szkoły, w sumie to już było normalne. Każdego poranka odczuwałam stres i niepewność przed tym, co miało mnie spotkać. Do tej pory nic strasznego się nie wydarzyło, a ja mimo to nie potrafiłam iść do szkoły ze spokojem. Byłam prawie pewna, że dzisiejszy stres był związany z moją wczorajszą rozmową z Bartkiem. Tak naprawdę nie wiedziałam czy on będzie na mnie zły, czy weźmie sobie do serca moje słowa.
Założyłam spódniczkę i zwykłą bluzkę a do tego marynarkę i bez jakiegoś większego starania się by wyglądać dobrze wyszłam z pokoju i poszłam zjeść śniadanie. W kuchni tradycyjnie krzątał się tato.
- Hej – podeszłam do Niego i uraczyłam Go całusem w policzek. Wydawał mi się być w dobrym humorze co od razu sprawiło, że i ja lepiej się poczułam.
- Co tam? – Jego spokój na twarzy trochę mnie zadziwiał. Chciałam umieć tak kontrolować emocje jak On. Przecież byłam tak do Niego podobna, to czemu akurat tego nie mogłam odziedziczyć?
- Mogę zadać Ci pytanie? – w mojej głowie zrodziła się inna myśl niż te, które dotychczas zaprzątały moje szare komórki. Tato odłożył gazetę i takim czułym wzrokiem na mnie patrzył.
- Jasne – zastanawiałam się czy to, o co planowałam spytać chociaż w minimalny sposób zmieni Jego mimikę twarzy. Przyglądałam się mu z wielką dokładnością i uwagą, by czasem nic mi nie umknęło.
- Jak byłam ostatnio u lekarza, to doktor Kamiński powiedział mi, że byłeś u Niego. Czy Tobie coś dolega? – nie chciałam  by miał przede mną jakieś tajemnice, a dodatkowo bałam się, że z Jego zdrowiem było coś nie tak. Niby medyk zapewnił mnie, że nic się nie działo, że to była prywatna sprawa, ale mimo wszystko wolałam się upewnić i zapytać. To tato był dla mnie najważniejszy i nie wyobrażałam sobie go stracić. Mężczyzna chwilę milczał ale na Jego twarzy nic się nie zmieniło, więc nie wiedziałam jak to miałam rozumieć.
- Byłem u Niego prywatnie, ale robiłem też rutynowe badania, ale nic złego w nich nie ma. A Twoje jak? – czyli wszystko się zgadzało, kamień spadł mi z serca i już mogłam spokojniej spać. Tak naprawdę miałam tylko Jego i Marcina, mama prawie o nas zapomniała a ja widząc, że ona nie szukała kontaktu nie umiałam zabiegać o Jej uwagę.
- Też dobrze, nawet udało mi się przytyć – byłam dumna z swojego osiągnięcia co rozweseliło tatę. To musiało śmiesznie zabrzmieć i samej mi się śmiać z tego chciało.
- Jedyna dziewczyna na świecie, która cieszy się z tego, że przytyła – tata kręcił głową, ale oboje wiedzieliśmy w jakiej sytuacji byłam. U mnie to wręcz wskazane było przytyć i w końcu, po dwóch miesiącach udało mi się to. Dokonałam czegoś, co wydawało mi się niemożliwe, szczególnie w moim przypadku.
- Jestem wyjątkowa – zachowywałam się jak paw, ale nawet nieźle się w tej roli czułam, przynajmniej w tej kwestii. Ta rozmowa podziałała na mnie rozluźniająco i sprawiła, że polepszył mi się humor.
- I to jeszcze jak bardzo – mój rozmówca podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło, ale tym razem dłużej mnie przy sobie przytrzymał. – Muszę lecieć a Ty jedz śniadanie, do wieczora – po tym pożegnaniu tata wyszedł z domu a ja jeszcze chwilę pokręciłam się po kuchni i również wyszłam, by pojechać do szkoły. Już chciałam zrezygnować, zawrócić, ale najgorsze było poczucie, że byłam tchórzem. Czułam niepohamowaną  potrzebę udowodnienia całemu światu, że byłam odważna, silna… To było męczące, czułam się jak w gonitwie, albo jakbym musiała przyodziewać maskę. Tylko wtedy, kiedy byłam sam na sam ze sobą, mogłam poczuć się wolna. Kiedyś czułam się tak przy Bartku, a teraz przez Niego musiałam się tak zachowywać.
W szkole przez pierwsze lekcje nic się nie działo, standardowe schematy i nic szczególnego nie zasługiwało na uwagę. Po trzech lekcjach szłam z Martyną na wf, opowiedziałam jej o swojej wizycie u Bartka i o tym co działo się u mnie przez weekend. Ona za to była z Filipem u Jego dziadków.
- Gosia – gdy weszłyśmy na korytarz prowadzący do szatni, usłyszałam męski głos, który wołał moje imię. Nie pomyliłam się, to był Bartek. Byłam zdziwiona, że mnie wołał, ale w sumie po naszej wczorajszej rozmowie to mogło być nawet normalne. – Możemy porozmawiać? – stanął obok mnie i Martyny i wpatrywał się we mnie bardzo dziwnym wzrokiem, niby spokojnym ale było w nim coś, co sprawiało, że kuło mnie w środku, nie umiałam być opanowana.
- To ja Was zostawię – Martyna czym prędzej zostawiła Nas samych i poszła do szatni. Nie wiem czemu, ale na początku nie umiałam spojrzeć mu w oczy, unikałam tego.
- Chodź, odejdziemy na bok – posłuchałam Jego prośby bo ja też nie chciałam by ktoś nam przeszkadzał. Odeszliśmy w sam koniec korytarza, gdzie nikt nie uczęszczał, więc zostaliśmy tylko My, Ja i On. Sam na sam. Może otoczenie nie było sprzyjające ale przynajmniej pojawiła się możliwość porozmawiania, na spokojnie. Czekałam aż On zacznie mówić, bo nie wiedziałam co miał mi do zakomunikowania, bo skoro chciał rozmawiać to musiało mu coś siedzieć w głowie.
- Gosia, muszę wiedzieć, że zaczekasz na mnie – mówił powoli, ale Jego głos był miękki jak aksamit. Uwielbiałam zatracać się w tej barwie, ale w tamtym momencie musiałam trzymać się rzeczywistości. Trochę nie rozumiałam kontekstu i sensu tych słów, ale On ucichł, czekał na moją reakcję.
- Co się dzieje? – przeczuwałam, że coś kryło się za Jego słowami, gdzieś było wytłumaczenie, tylko nie wiedziałam w którym miejscu miałam go szukać. Bartek patrzył na mnie jakby starał się zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy. Bałam się tego, co miały przynieść Jego kolejne słowa.
- Muszę wyjechać – albo chłopak dobrze maskował swoje uczucia albo nie wywierało to na nim większego znaczenia. Jak On mógł być tak spokojny? Jeszcze wczoraj kłóciliśmy się, krzyczeliśmy na siebie jak najwięksi wrogowie, a dzisiaj czułam, jakby pomiędzy nami w ogóle nie było uczuć.
- O czym Ty mówisz? – nie rozumiałam tego, co mówił, a raczej nie chciałam przyjąć tych słów do siebie. Wolałam je wyprzeć i udawać, że naprawdę nic nie rozumiałam.
- Muszę wyjechać, poukładać sobie pewne sprawy – był tajemniczy i ciągle nie chciał zdradzić prawdy. Czułam, że coś ukrywał, że nie chciał za dużo powiedzieć, tylko, że ja chyba zasłużyłam na słowa wyjaśnienia. Natomiast ciągle byłam spokojna, cała ta rozmowa przebiegała w taki stonowany sposób, było w niej dużo cierpienia, troski i bólu, z powodu rozstania.
- Ale ktoś Cię do tego zmusza? – cały czas powtarzał, że musi, nie rozumiałam dlaczego, co Go do tego zmuszało. Przecież mógł zostać, nie musiał wyjeżdżać bym na Niego czekała. Byłam zagubiona, nie umiałam tego konstruktywnie połączyć w jedną całość.
- Moje sumienie – te dwa tajemnicze słowa spowodowały, że ja nadal nic nie wiedziałam. Czemu On musiał mówić ogólnikami? Nie lubiłam niedomówień i ukrywania swoich uczuć. Nasze głosy były ciche, ledwie słyszalne, na dodatek bardzo trzęsące się, zarówno Jego, jak i mój.
- Gdzie chcesz jechać? – chciałam poznać jak najwięcej szczegółów dotyczących tej tajemniczej wyprawy. Chłopak milczał a ja bałam się, że to był wynik straty zaufania co do mojej osoby. Czemu to było owiane tak wielką tajemnicą? – Na długo? – bardziej interesowało mnie to, jak długo nie będzie Go w mieście, ile czasu miałam na Niego czekać.
- Nie wiem – Jego głos cichł a mnie chciało się płakać tylko o dziwo miałam suche oczy. Nie rozumiałam dlaczego byłam tak uczuciowa w stosunku do Niego. Powinnam być wściekła za to, jak mnie traktował, jak mną pomiatał przez ostatni czas, a ja nadal walczyłam o Niego.
- Bartek, poradzimy sobie – chciałam Go zapewnić, że mógł zostać, że ja cały czas będę na Niego czekać, że nie odwrócę się od Niego w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebował. Bałam się tego, że wyjedzie, nie wiem czemu, ale coś nie pozwalało mi się na to zgodzić.
- Zraniłem Cię, miałem się Tobą opiekować … - kto by pomyślał, że chłopak z Jego muskułami będzie tak niepewny siebie. Nagle ta cała Jego siła prysnęła, czułam, że był inny, że coś w Nim pękło.
- Teraz kolej na mnie, teraz ja się Tobą zaopiekuję – dotknęłam Jego policzka a On nawet nie drgnął. Stał tak jak przed chwilą, nawet Jego wzrok nie powędrował w inną stronę. Upadałam trochę pod ciężarem Jego słów. Gdzie była ta wczorajsza siła i kumulacja?
- Zaczekasz na mnie? – Bartek podniósł wzrok na wysokość mojej twarzy i ominął moje słowa, a ja poczułam jakbym zderzała się z górą lodową, tylko, że nie umiałam się złościć. Decyzja zapadła a ja czułam się słaba. Nie mogłam nic zrobić, to było straszne.
- Ale ja Cię nigdzie nie puszczę – najchętniej przywiązałabym Go do siebie, by móc ciągle się nim cieszyć. Szukałam jakiegoś sposobu, by Go zatrzymać. Jak miałam się nim opiekować, skoro nawet nie wiedziałam gdzie będzie? Złapałam Go za rękę by chociaż w ten sposób zademonstrować mu, że Jego miejsce było w naszym mieście, przy mnie – Nie chcę żebyś błąkał się po świecie, Twoje miejsce jest tutaj – zrobiłam krok do przodu a On ciągle stał w taki sam sposób jak przed chwilą. Naprawdę byłam w stanie zaryzykować, spróbować z nim jeszcze raz. Myśl, że mogłam Go stracić i nawet nie móc na Niego patrzeć była przerażająca. On był częścią mojego życia, musiał być blisko, inaczej nie mogłabym raczyć swoich oczu Jego widokiem, uszu Jego głosem… Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, a ja czułam, jakby ktoś odebrał mi kawałek siebie, jakbym nagle coś straciła, była taka pusta i samotna.
- Przepraszam – to słowo było znakiem tego, że nie mogłam nic wskórać, decyzja zapadła a ja nie miałam nic do powiedzenia. Musiałam przystać na Jego słowa, nic innego mi nie pozostało, szybko pozbyłam się wilgoci na mojej twarzy dodatkowo wyswobadzając rękę z Jego uścisku.
- Rozumiem. Obiecuję, że będę czekać, ale Ty też musisz mi coś obiecać – patrzyłam mu w oczy a on błądził gdzieś, chyba zachodził w głowę, czego ja mogłam od Niego wymagać. Natomiast jak musiałam żyć z świadomością, że był gdzieś daleko, to musiałam chociaż uspokoić swoje obawy.
- Co takiego?
- Dwie rzeczy. Po pierwsze, będziesz odbierał ode mnie telefony i sam też będziesz się kontaktował – musiałam mieć pewność, że utrzyma ze mną kontakt.  Potrzebowałam ustnego zapewnienia, że nie zapomni o mnie i nie będzie odrzucał.
- Obiecuję, a druga? – nadal miał ten sam spokój, więc byłam pewna, że mówił prawdę. Uwierzyłam mu i cieszyłam się, że chociaż tak mogłam zatrzymać Go przy sobie. Natomiast z drugą obietnicą był problem, nie wiedziałam czy mogłam wymagać tego od Niego i nie znałam też Jego reakcji, a obawiałam się jej.
- Że nie będziesz pił – najbardziej się bałam tego, że pojedzie w niewiadome miejsce i wpadnie w wir picia. Nie znając miejsca Jego pobytu nie mogłabym mu pomóc, przywołać Go do porządku.
- Obiecuję Ci na moją miłość do mamy, że już nie tknę alkoholu – nie spodziewałam się takiej deklaracji, ale po tych słowach miałam pewność, że mówił prawdę. Byłam świadoma, że mama była dla Niego najważniejsza, to On był przy niej jak żyła. Tęsknił za nią i mocno ją kochał pomimo, że zrobiła wiele złego w swoim życiu.
- Dziękuję – co więcej miałam mu powiedzieć? Czemu musiałam mieć taką pustkę w głowie? To było straszne uczucie, nie lubiłam pożegnań a ta rozmowa właśnie tak wyglądała. Kiedy Bartek chciał odejść musiałam jeszcze raz spojrzeć w Jego oczy – Kiedy jedziesz?
- Dzisiaj wieczorem – nie wiem czemu, ale myślałam, że jakoś później to nadejdzie, że pojedzie dopiero w weekend a On już teraz chciał zniknąć.
- Uważaj na siebie – brzmiało to banalnie i naiwnie, ale coś wewnątrz powstrzymywało mnie przed tym, by powiedzieć mu, że Go kocham. Może gdybym uwierzyła, że mogło to Go zatrzymać to zebrałabym się na odwagę? Po tych słowach lekko się uśmiechnął i odszedł. Najgorsze było to, że widziałam, że coś było nie tak, że potrzebował pomocy, ale nie umiałam mu pomóc, nie wiedziałam jak.