Zanim
przejdziecie do przeczytania kolejnej części, chcę abyście wiedzieli, że nie
zapomniałam o tym opowiadaniu i nieustannie jest ono dla mnie priorytetem.
Swoją niską częstotliwość w dodawaniu postów wyjaśniłam w poprzednim wpisie i
to wszystko związane jest z tym, że przez ostatnie tygodnie byłam w rozjazdach
i nie brałam ze sobą laptopa, bo jest on dodatkowym bagażem, ale także nie
miałabym czasu by usiąść i popracować. Na szczęście gorący okres związany z
szukaniem mieszkania, zmianą uczelni itp. jest już za mną, co prawda mam
jeszcze kilka spraw do zamknięcia w Opolu, ale powiedzmy, że to już sprawy
kosmetyczne. Obecnie oddaję się lenistwu w domu rodzinnym i zabieram się za
pisanie! A Wam życzę miłego czytania i przede wszystkim większego zrozumienia
drugiego człowieka :)
Nie potrafiłam
powiedzieć jak się czułam. Z racji takiej, że prowadziłam samochód, starałam
się zachować zimną krew, natomiast czułam, że mimo wszystko myślami byłam
gdzieś indziej, a dokładniej przy Bartku i ciągle w głowie dźwięczały mi Jego
słowa „spałem z Agnieszką…” to one sprawiały,
że zamierało mi serce, a twarz była morka od płaczu. Jak On mógł?! Ja się
upokarzałam, żebrałam o Jego uczucie a On spał z inną. Czułam się upodlona i
brudna, a przecież to On powinien się tak czuć. W ogóle w jednej rozmowie
powiedział, że jestem najważniejsza, że mnie kocha i że mnie zdradził. Nonsens.
Czemu to musiało tak boleć? Chciałam wyzbyć się tego uczucia, przestać czuć,
kochać… Może gdybym Go znienawidziła byłoby mi łatwiej? Ale nie mogłam tego
zrobić, bo nie potrafiłam. Zależało mi na tym chłopaku najbardziej na świecie,
czułam się za Niego odpowiedzialna, dbałam o Niego jakby był częścią mnie, a On
okazał się być taki jak wszyscy. Zniszczył wszystkie Nasze plany, marzenia.
Zostałam z niczym, byłam pusta i samotna. Odebrał mi nadzieję na szczęśliwą
przyszłość. I pomyśleć, że chciałam się dla Niego faszerować tabletkami
antykoncepcyjnymi, że nawet myślałam o tym, że chciałabym z Nim zamieszkać,
dzielić się każdym uczuciem, każdą chwilą życia. Jak ja mogłam mu tak zaufać?
Wpuścić Go do każdego zakątka swojej duszy? On wiedział o mnie prawie wszystko,
na pewno najwięcej spośród wszystkich ludzi dookoła. Ufałam mu w takim stopniu,
w jakim nawet sama sobie nie ufałam. A On to zburzył. To przez Niego mój świat
się załamał a ja znowu znalazłam się w roli cierpiętnicy. Chyba już wolałam
czuć się winna niż stać po tej drugiej stronie. Nie rozumiałam Jego zachowania,
nie mogłam odnaleźć logiki i sensu w tym wszystkim. Co On miał w głowie śpiąc z
ledwo poznaną dziewczyną? Czy tak naprawdę przez tą sytuację nie dowiedziałam
się jaki był naprawdę? Ile dla Niego znaczyły czyjeś uczucia? Nie lubiłam
facetów, którzy traktowali dziewczyny przedmiotowo a On właśnie tak się zachował.
W ciągu trzech tygodni poznał dziewczynę i przespał się z Nią. A co najgorsze,
byłam pewna, że to nie było jeden raz. Już rozumiałam dlaczego Ona nazywała
siebie Jego dziewczyną. Nie wiem czy Ona traktowała to tak przedmiotowo jak
Bartek, ale nie powinno mnie to obchodzić i nawet nie obchodziło. Najgorsza
była tylko ta świadomość, że On tak szybko mnie zdradził, że w ogóle był w
stanie coś takiego zrobić. Zachował się jak egoista myśląc tylko o swoich
uczuciach, bo nikt mi nie powie, że wtedy zastanawiał się nad tym, co ja mogę
czuć. A co ja później robiłam? A walczyłam o Niego, przychodziłam, rozmawiałam,
prosiłam… Robiło mi się żal samej siebie. Naiwna dziewczyna myśląca, że to
prawdziwa miłość i to jeszcze na całe życie. Do samego końca wierzyłam, że Nam
się uda, że ta miłość pokona wszystko. Nawet jak dzisiaj do Niego jechałam,
byłam przekonana, że razem wrócimy do domu. Straszne było też to, że
towarzyszyło mi wcześniej przeświadczenie, że Bartek zawiódł mnie jako chłopak,
ale nie jako przyjaciel a teraz? Okazało się, że zawiódł mnie jako ważna dla mnie
osoba. Zdradził jako chłopak i przyjaciel, pokazał kim dla Niego byłam. Szybko
zaczął żyć innym życiem. A ja wcześniej myślałam, że Go znam, że ten chłopak
nie ma już w sobie tajemnic, przynajmniej tych negatywnych. A tu okazało się,
że dobrze mnie oszukał, a ja, jak ta idiotka dałam mu się nabrać.
Nawet nie wiem
kiedy łzy zaczęły mi coraz mocniej lecieć po policzku, a z moich ust wylewał
się głośny żal. Moje serce płakało a każda część mojego ciała, chciała się
oderwać, przeszywał mnie okropny ból, tak jakby ktoś powoli łamał mi kości i
przypalał skórę. Próbowałam się jakoś ogarnąć, ale za nic mi to nie wychodziło.
Nie miałam już na to siły, czułam się potwornie nie mając kontroli nad swoim
ciałem a co dopiero nad życiem. W pewnym momencie straciłam świadomość tego, co
działo się dookoła. Tak jakby na kilka minut urwał mi się film, a ja miałam
wrażenie, że trwało to przez ułamek sekundy. Ocknęłam się gdy coś mocno
uderzyło mnie w twarz a dookoła rozległ się dźwięk klaksona od samochodu. Wokół
było ciemno, padał mocno deszcz, a w oddali miałam wrażenie, że była burza, ale
mogło mi się wydawać. Nie byłam w stanie niczego dostrzec i tak naprawdę nie
wiedziałam co się działo. Delikatnie starałam się odchylić głowę do tyłu, ale
poczułam tylko straszny ból, nawet najmniejszy ruch powodował przeraźliwy ból,
jakby raził mnie prąd. Chcąc odgarnąć włosy z twarzy sięgnęłam ręką do czoła i
wtedy na mojej ręce poczułam coś obcego, to była krew, która chyba płynęła z
brwi. Przeraziłam się tym widokiem, bo po chwili poczułam ją wszędzie. Byłam w
takim szoku, że zaczęły mi się trząś ręce i powoli zyskiwałam świadomość tego, do
czego doprowadziłam. Starałam się wysiąść z samochodu by zobaczyć, czy nikomu
dookoła nic się nie stało. Byłam roztrzęsiona, przerażona i z towarzyszącej mi
bezsilności zaczęłam płakać. Jedna sekunda a mogłam zabić nie tylko siebie, ale
kogoś innego. Będąc już na zewnątrz w panującej dookoła ciemności zobaczyłam,
że zderzyłam się z czarnym samochodem, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. Przez
przeszywający moje ciało ból, nie byłam w stanie szybko pokonać tej odległości,
ale powoli kroczyłam przed siebie. Zmaganie się z tym bólem było okropne.
- Nie masz oczu?!
Chciałaś Nas zabić? – jeden z nich zaczął na mnie wrzeszczeć co jeszcze
bardziej wzmogło mój płacz. Jedyne co sprawiło, że odetchnęłam, było to, że
nikomu nic się nie stało.
- Ja… przepraszam,
nie wiem… – próbowałam się bronić, wytłumaczyć z swojego zachowania ale marnie
mi to wychodziło. Nie umiałam powstrzymać łez i uspokoić drżenia rąk, byłam w
amoku i do końca nie nadążałam za tym, co się działo.
- Czego nie
wiesz?! Normalna jesteś?!
- Przestań! Nie
wrzeszcz na nią – odezwał się drugi mężczyzna, który podszedł znacznie bliżej
mnie i złapał mnie za ramię – Uspokój się, nic się nie stało – Jego ton głosu
nie był jakoś super anielsko spokojny, ale na pewno lepszy niż Jego znajomego.
Pomimo zapewnień jakie usłyszałam, nadal ryczałam jak wariatka. Miałam żal do
siebie za zaistniałą sytuację, mogłam już wcześniej zjechać na pobocze i nie
zagrażać czyjemuś życiu, a tak mogłam doprowadzić do katastrofy. To było
straszne, nie da się opisać tego, co czułam w tamtym momencie.
- Trzeba wezwać
policję – znowu niezbyt opanowanym głosem odezwał się mężczyzna, który wtedy na
mnie wrzasnął. Kiedy wytarłam łzy, zobaczyłam, że nie był jakoś znacznie
starszy ode mnie, tak samo jak Jego kolega. Oboje byli gdzieś w wieku
dwudziestu paru lat.
- Może uda się… –
spojrzałam na szkody na samochodzie tych mężczyzn i były delikatne, najbardziej
ucierpiał mój samochód, ale tym to się akurat nie przejmowałam. Bardziej
martwiłam się policją, i tym, że ofiary mojej nieodpowiedzialności poniosły
szkodę z powodu mojej głupoty.
- Dziewczyno! Ty
chyba jesteś pijana! Powinni Ci odebrać prawo jazdy! – strasznie dotknęły mnie
te słowa i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Czułam się fatalnie, nie dość, że
przed chwilą Bartek powiedział mi, że mnie zdradził to jeszcze teraz jakiś obcy
facet mieszał mnie z błotem. To był mój koniec, żałowałam, że nie zginęłam w
tym wypadku, że nadal musiałam zmagać się z przeciwnościami losu.
- Wsiadaj do
samochodu i się nie odzywaj! – stojący bliżej mnie chłopak, znowu skierował swe
słowa do towarzysza i już nie był tak spokojny jak przed chwilą. Po chwili z troską spojrzał mi w oczy – Nie płacz. Nic Ci
nie jest? Może powinniśmy wezwać pogotowie? – przypomniałam sobie o tym, że mi
leciała krew i bolała mnie głowa, natomiast nie chciałam nigdzie jechać, tylko
wrócić do domu i położyć się w swoim łóżku. Ta sytuacja i życie, znacznie mnie przerastało.
- Nie, nic mi nie
jest. Zaraz zadzwonię po tatę, przyjedzie i dogadacie się – chciałam wrócić do
samochodu by wykonać telefon do taty, bo ja nie wiedziałam co robić. Nie
myślałam nad tym czy tato będzie zły, to jakoś byłam w stanie przeżyć. Chciałam
jak najszybciej zniknąć z tamtego miejsca, to było moje jedyne pragnienie. Pospiesznie
chciałam wrócić do auta.
- Spokojnie,
najważniejsze, że nic Ci się nie stało. Podaj mi adres i Cię odwiozę do domu,
dobrze? – chłopak zatrzymał mnie, a ja nie wiedziałam czemu On był taki miły
dla mnie, przecież powinien być wściekły, prawie rozwaliłam mu samochód a On
bardziej martwił się o mnie. Z początku mu nie ufałam, nie czułam się pewnie co
do Jego intencji.
- Nie chcę Ci
robić kłopotu – próbowałam się jakoś wywinąć, ale miałam taką pustkę w głowie,
że nie było mnie stać na nic lepszego, zresztą ciągle nie przestawałam płakać,
trzęsłam się jak galareta, więc gdyby moje zachowanie było trzeźwe i logiczne,
to naprawdę bym się zdziwiła.
- Podasz mi adres,
a ja Cię podrzucę i tam dogadam się z Twoim ojcem, ok? Tak będzie szybciej, a Daniel
pojedzie moim samochodem za nami – Jego głos sprawiał, że całe ciśnienie
spadało ze mnie, że nagle poczułam jakby był aniołem. Może to durne, ale było w
Nim coś takiego, że swoim tonem powodował, że nabierałam spokoju i nawet łzy
nie płynęły z taką częstotliwością, jak przed chwilą. Biło od Niego ciepło i
takie światełko, nie umiem tego określić, ale Jego oczy błyszczały,
hipnotyzowały. Coś mi to przypominało, czułam, że gdzieś już kiedyś widziałam
ten wzrok, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć szczegółów.
- Dobrze – z
kamienną miną wsiadłam do auta a On najpierw podszedł do swojego samochodu a po
chwili usiadł obok mnie.
- Proszę, nie
płacz już, naprawdę nic się nie stało – chłopak był przejęty moim stanem a ja
czułam jakby to wszystko nie działo się naprawdę, to był jakiś koszmar,
najgorszy sen. Przemilczałam to, a powiedziałam mu tylko swój adres i
odwróciłam głowę opierając ją o zagłówek i patrząc na spływające krople deszczu
po szybie. Czułam, że na świecie panował taki sam nastrój jak w mojej duszy.
- Przepraszam, ja
naprawdę nie chciałam – ciągle nie patrzyłam na Niego tylko skupiałam się na
kroplach deszczu. Śledziłam każdy ich ruch, jakby był jakiś znaczący, ale po
prostu uspokajało mnie to.
- Nie przejmuj
się, każdemu się zdarza. Poza tym, jest ciemno i ta pogoda. Naprawdę nie masz
się czym martwić. Szkody nie są jakieś duże, Ty bardziej ucierpiałaś niż ja i
mój samochód – miałam szczęście, że to On był właścicielem owego samochodu, bo
gdyby auto należało do Jego kolegi to miałabym przesrane i to dosłownie.
Policja, mandat itp. A tak mogłam zaoszczędzić dodatkowego stresu i szybciej
znaleźć się w domu, w którym byliśmy po jakiś niecałych dwudziestu minutach,
lecz zanim wysiadłam z samochodu chłopak odezwał się jeszcze do mnie.
- Podasz mi swój
numer telefonu? Chciałbym zadzwonić jutro, czy kiedyś, by sprawdzić czy nic Ci
nie jest – towarzyszyła mu dziwna niepewność, ale mówiąc to miał lekki uśmiech
na twarzy. Nie zastanawiałam się długo nad swoimi słowami i decyzją, jaką
podjęłam.
- Ok – po tej
odpowiedzi podyktowałam mu swój numer i wyszliśmy z samochodu, po czym
skierowaliśmy się do mojego domu. Od razu w salonie zwróciłam uwagę taty i
Marcina, którzy zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć poderwali się z kanapy i
podbiegli do nas.
- Gośka? Co Ci się
stało? Nic Ci nie jest?- tata był tak
zmartwiony, że automatycznie zrobił się blady na mój widok. Po chwili
zrozumiałam, że to przez tą krew, która leciała mi z łuku brwiowego, a nie znajdowała
się ona jedynie na mojej twarzy, ale także na ubraniu, rękach, w ogóle miałam
wrażenie, że była wszędzie.
- Tak, a w sumie
nie… Tato zajmiesz się tym? – robiłam się słaba i potrzebowałam się położyć.
Wszystko zaczynało mnie boleć i znowu czułam narastające nerwy w środku, miałam
wrażenie, że zaraz zemdleję.
- Mieliśmy małą
stłuczkę, chciałem ją zawieźć do szpitala, ale powiedziała, że nic jej nie jest
– chłopak wyjaśnił tacie co zaszło, ale mój opiekun chyba do końca nie nadążał
za tym co się działo.
- To moja wina –
wstydząc się swojego zachowania,
wyjaśniłam tacie, dlaczego doszło do tego wypadku. Tata miał kamienną minę, był
strasznie przejęty moim stanem.
- Marcin weź ją do
pokoju a ja się wszystkim zajmę – tato wydał nam polecenia i od razu postąpiłam
zgodnie z Jego słowami. Już nic się nie odezwałam do nieznanego chłopaka, tylko
pozwoliłam Marcinowi zaprowadzić się do pokoju. Brat patrzył na mnie z wielką
troską i starał się mnie podtrzymywać, bym czasem nie wymsknęła mu się z
ramion.
- Na pewno nie
chcesz jechać do szpitala? Trochę kiepsko to wygląda – Marcin delikatnie
obmywał mi twarz watą, zmywał całą krew jaka się na niej znajdowała. Trochę
bolały mnie wykonywane przez Niego czynności i co rusz jęczałam, chociaż starałam
się powstrzymywać i grać twardzielkę.
- To nic takiego.
Jestem tak wykończona, że marzę tylko o tym, by się położyć – taka była prawda, była noc a ja nie miałam
ochoty na tułaczkę po szpitalach. Nic mi nie było, to normalne, że bolała mnie
głowa bo w końcu się w nią uderzyłam. Trochę też pobolewała mnie ręka, ale
mogłam nią ruszać, więc spodziewałam się jedynie siniaka.
- I tak powinien
zobaczyć Cię lekarz… Gdzieś Ty w ogóle była tak późno? – Marcin zaczynał
przesłuchiwanie a ja nie chciałam Go okłamywać tylko z drugiej strony, On nie
mógł dowiedzieć się prawdy, bo miałabym kazanie na temat Bartka.
- U Martyny,
zasiedziałam się i nawet nie wiem kiedy się tak rozpadało – całą winę zwaliłam
na deszcz, bo przecież głupio było mi się przyznać, że myślami byłam gdzieś indziej
i nie zwracałam uwagi na otaczającą rzeczywistość.
- Mniej więcej Ci
to obmyłem, a teraz chodź, pomogę Ci się położyć – Marcin posprzątał po
czynności, którą wykonywał a ja przebrałam się w pidżamę i z Jego pomocą
znalazłam się w łóżku. Byłam bardzo słaba, nie potrafiłam samodzielnie pokonać
nawet niewielkiej odległości. Nogi mi się uginały a głowa strasznie mnie
bolała. Wzięłam tabletki przeciwbólowe i zasnęłam przy Marcinie. Brat czuwał
nade mną, był bardzo zmartwiony moim wyglądem i stanem psychicznym. Na
szczęście sen przyszedł od razu i wreszcie mogłam przestać czuć cokolwiek.
Czy to niebo? :)) świetnie! ;)
OdpowiedzUsuńFajnie by było, jakby byli razem :) Bartek już poazał na co go stać ...
OdpowiedzUsuńOjj , swietne ;))
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? ;)) :D
nareszcie coś się dzieje! kiedy kolejny rozdział? byłoby fajnie gdyby Małgosia bliżej poznała się z tym chłopakiem
OdpowiedzUsuńfajna czesc. dobrze ze gosi nic sie nie stało. i ten chlopak fajnie sie zachowal. moze poznaja sie lepiej. Ola
OdpowiedzUsuńDodaj już 3 raz i nie mogę dodać. Dawno mnie nie było, ale wszystko nadrobiłam. Mam ochotę kopnąć tego Bartka w nie powiem co. Szkoda mi Gośki, że tyle czasu straciła na kogoś pokroju Bartka. Może ten chłopak od wypadku coś zmieni w jej życiu.
OdpowiedzUsuńP.S. Gratuluje dostania się do Krakowa :)