Całą noc nie spałam, siedziałam
otumaniona na łóżku i myślałam nad tym co się wydarzyło. Muzyka dobiegająca z
komputera skutecznie zagłuszyła prośby mamy, abym z nią porozmawiała, ale dla
mnie było jasne, że nie miałyśmy o czym rozmawiać. Mój główny żal dotyczył
tego, że odważyła się mnie uderzyć i to w twarz. Ten wymierzony policzek, był
gestem, który sprawił, że straciłam wiarę w to, co było dobre, a co złe. Przez
wszystkie lata mojego życia, nikt mnie nigdy nie uderzył, a tu nagle dostałam w
twarz, co było dla mnie szczególnym upokorzeniem. Zdawałam sobie sprawę, że swoimi
słowami mogłam mamę sprowokować, ale tak naprawdę, w końcu powiedziałam to, co
czułam. Przez tyle lat mama unikała rozmowy na temat mojego taty, nigdy nie powiedziała
kim był, co robił, dlaczego nie ma go z nami. Widząc jaki ból sprawiały jej rozmowy
na ten temat, odpuszczałam, wierzyłam, że zrobiła to dbając o moje dobro,
naprawdę przekonywałam siebie, że tak właśnie było lepiej, zarówno dla niej jak
i dla mnie. Myślałam, że się z tym pogodziłam, ale rzeczywistość okazała się
inna. Długo skrywałam w sobie pragnienie poznania prawy, tłumiłam je, nie zdając
sobie sprawy z tego jak silne było. Pierwszy raz w życiu zaczęłam myśleć o
moich dziadkach, może mój tato miał jakieś rodzeństwo, więc może miałam kuzynostwo?
Może wcale nie byłam taka samotna, jak mi się wydawało?
Moja mama była jedynaczką, jej tata
umarł jak miałam 5 lat, a babcia z mamą nie miały dobrych kontaktów, przez co
ja także nie miałam z nią zażyłych relacji. Widywałyśmy się raz do roku, a
oprócz tego dzwoniłam do niej na dzień babci, a ona do mnie w dzień moich
urodzin. Czułam, że była ciepłą osobą, lecz brakowało nam czasu i możliwości by
się zaprzyjaźnić.
Całą noc rozmyślałam nad tym jak
wyglądało moje życie i szczerze? Kompletnie nie byłam z niego zadowolona. Pragnęłam
mieć ojca, do którego mogłabym uciec. Albo dziadków u których mogłabym znaleźć
schronienie. Byłam pozostawiona sama sobie. Niemal boleśnie odczuwałam potrzebę
planu b. Musiałam coś zrobić by móc pojechać na turniej z chłopakami, musiałam
znaleźć sposób na poradzenie sobie z trudnościami, jakie los postawił mi na
drodze.
Nad ranem słyszałam jak mama szykowała
się do pracy, najpierw udała się do łazienki, później zrobiła sobie kawę -
uważnie nasłuchiwałam jej ruchów. Byłam też niemal pewna, że przystanęła przy
moich drzwiach, a zaraz po tym usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wyjściowych
i przekręcenie zamka w drzwiach. Odetchnęłam z ulgą, że zostałam sama, a by się
upewnić, podeszłam do okna i zauważyłam mamę oddalającą się w stronę przystanku
autobusowego.
Przez dłuższą chwilę siedziałam w
pokoju, jakby odczuwając strach przed opuszczeniem swojej twierdzy. Potem
szybko zebrałam się do wyjścia, zdecydowanie nie w głowie było mi pójście do
szkoły. Pierwotnie chciałam powłóczyć się po mieście, lecz później
stwierdziłam, że nie tego potrzebowałam. W przypływie jakiejś wyimaginowanej
potrzeby, postanowiłam zatelefonować do Przemka.
- Hej dziecino - kiedy radosny głos
Przemka dobiegł do moich uszu, zapragnęłam
by z nim pobyć, wiedziałam, że on coś poradzi na moje problemy, da
ujście moim emocjom.
- Hej, nie przeszkadzam ci?
- Nie, właśnie jestem w drodze do
szkoły. Stało się coś? - przez chwilę zastanawiałam się czy aby mój ton głosu
od razu nie alarmował, że coś złego się stało, ale bez sensu było ukrywać i
udawać, że wszystko było ok.
- Możemy się spotkać? Nie chcę namawiać cię na wagary, może być
nawet po szkole, po prostu...
- Gdzie teraz jesteś? - nawet nie
zdążyłam dokończyć swojej wypowiedzi, kiedy Przemek sprawił, że aż przystanęłam
w miejscu i rozejrzałam się dookoła.
- W okolicach parku.
- To kieruj się w stronę mojego domu,
ok? Spotkamy się po drodze.
- Dobra - kiedy się rozłączyłam,
niewiele myśląc udałam się w stronę osiedla Przemka. Starałam się wyrzucić z
głowy wszystkie dręczące mnie myśli, abym chociaż przez chwilę mogła odpocząć i
zachować jasny stan umysłu.
Mniej więcej w połowie drogi,
spotkaliśmy się z Przemkiem i od razu widząc jego sylwetkę, rzuciłam mu się w
ramiona. W reakcji na moje zachowanie, chłopak mocno mnie objął, jakby
wyczuwając, że tego właśnie potrzebowałam. Przez dłuższą chwilę staliśmy
obejmując się niemal jak zakochani, ale oboje dobrze wiedzieliśmy, że pomiędzy nami
była niewiarygodnie silna nić przyjaźni, pomimo, że była ona krótka, bo znaliśmy
się jakieś dwa miesiące, to była bardzo masywna.
- Wszystko ok? - kiedy spojrzałam w oczy
Przemka, poczułam troskę i chęć wypowiedzenia wszystkiego co leżało mi na
sercu.
- Nie... - czułam jak łzy zbierały mi
się w oczach. Nie chciałam tłumić w sobie tych uczuć. Musiałam w końcu uwolnić
się od tego, co leżało mi na sercu.
- Cii.. - Przemek wziął mnie za rękę i
zawróciliśmy w stronę jego domu. Droga minęła nam w kompletnej ciszy, chociaż
tak naprawdę nie była ona krępująca. Ta cisza sprawiła, że poczułam się
bezpieczna.
Kiedy dotarliśmy do domu Przemka,
udaliśmy się do jego pokoju, a później chłopak przyszedł z herbatami,
zamówiliśmy pizzę i usiedliśmy sobie na miękkim dywanie.
- Wyrzuć to z siebie, bo tylko
niepotrzebnie się męczysz - Przemek podał mi kawałek pizzy i rozłożył się na
dywanie, uważnie mnie obserwując. Wziąwszy głęboki oddech, wyrzuciłam z siebie
wszystko co leżało mi na sercu. Opowiedziałam mu o całej kłótni z mamą, jej
policzku, o tacie, braku pieniędzy, dziadków, miłości, braku wsparcia. Mówią to, czułam się żałośnie, bo mówiłam to
wszystko chłopakowi, który miał wszystko czego ja nie miałam, a co strasznie
chciałam mieć. W pewnym momencie nawet obawiałam się, że on potraktuje to jako
wyrzut w swoją stronę, ale on cierpliwie mnie słuchał. Pokazywał szczere zainteresowanie,
chęć wsparcia i na całe szczęście jego wzrok był pozbawiony litości. Jeszcze nigdy
przedtem nikt nie był mi tak bliski jak Przemek w tamtym momencie. Jasne, że
Paweł był mi bliższy niż Przemek, ale potrzebowałam by ktoś mnie słuchał
patrząc na mnie, by okazał mi stu procentowe zainteresowanie, a to, co Paweł
mógł mi zaoferować to tylko słuchanie.
- Cieszę się, że mi to wszystko
powiedziałaś, wiesz? Nie jesteś sama a ja chcę ci pomóc, zobaczysz, ze razem
coś wymyślimy i poradzimy sobie. Jesteśmy przyjaciółmi - chłopak położył się
obok mnie i złapani za ręce wpatrywaliśmy się w swoje twarze.
- Czuję się tak beznadziejnie, a z
drugiej strony chciałabym być silna, mieć w sobie tyle zaangażowania i
motywacji by poradzić sobie z tym wszystkim. Pieniądze to tylko jeden z
problemów. Czuję, że po wczorajszej kłótni z mamą nasze stosunki już nigdy nie
będą takie same. Ona nie chce rozmawiać o tacie, a w tym momencie brakuje mi go
najbardziej na świecie. Chciałabym mieć tatę, dziadków, jakieś rodzeństwo, nie
chciałabym się czuć taka samotna - gdyby nie Paweł i Przemek moje życie byłoby
całkiem pozbawione jakiś więzi i szczerych relacji z ludźmi. Miałam tylko ich,
dwóch facetów, którzy byli skrajnie różni, a mimo to dawali mi to, czego
potrzebowałam.
- Nie jesteś sama, masz Pawła, masz
naszą ekipę, masz dziewczyny... Uwierz mi, że będzie dobrze, ok? Trzeba tylko
zrobić plan działania. Najważniejszy teraz jest ten wyjazd... Ja oczywiście chętnie dam
ci te pieniądze....
- Nie, nie mogę, to zdecydowanie za dużo
- chciałam jechać na ten turniej, ale nie chciałam jałmużny. Potrzebowałam sama
sobie z tym poradzić, musiałam stawić czoła problemom, a nie uciekać się do
najprostszych rozwiązań.
- Wiem, dlatego zrobimy to inaczej. -
Przemek przysiadł i uważnie na mnie spoglądał - Na początek pogadam z
rodzicami, myślę, że znalazłaby się dla nas jakaś praca w biurze, może
weekendami, albo wieczorami moglibyśmy tam chodzić i...
- Czekaj, czekaj... My?
- No, a co ty myślisz, że zostawię
ciebie samą? Mnie też się dodatkowa kasa przyda - siedzieliśmy na przeciwko
siebie i pomimo, że dookoła było dużo wolnej przestrzeni, miałam wrażenie, że
powietrze w pokoju wyraźnie zgęstniało, a ja odczuwałam znaczne ciepło w
środku.
- Przemek, ale ty nie musisz....
- Iza, powiedziałem już, że razem to
załatwimy, ok? I nie kłóć się ze mną - twardy ton Przemka wyraźnie informował o
tym, że nie znosi sprzeciwu i chcąc nie chcąc musiałam ustąpić.
- Wiesz, że to zdecydowanie za dużo?
Chodzi mi o twoje poświęcenie dla mnie - byłam wzruszona jego zachowaniem i
dobrocią jaką miał w sobie. Nie zasłużyłam na to.
- To żadne poświęcenie, tylko przyjaźń,
na dobre i na złe. Wiem, że kiedy ja będę potrzebował pomocy to ty też mi jej
udzielisz - uśmiech na jego twarzy był światełkiem w tunelu, moim drogowskazem.
Nigdy nie wierzyłam w aniołów stróżów, przynajmniej do teraz.
- Zawsze ci pomogę, ale to nie jest
handel wymienny. Nie możesz tego traktować jako swojego zabezpieczenia, że
najpierw ty musisz mi pomóc, żebym ja mogła pomóc tobie. I bez tego to zrobię -
nie chciałam by Przemek odczuwał dług wdzięczności, albo był zobowiązany do
tego by mi pomagać. Nie chciałam by traktował naszą przyjaźń jak interes.
- Nie szukaj problemu tam gdzie go nie
ma, ok? Nie traktuję tego jak cholernego zabezpieczenia, chcę ci pomóc i chcę
cię widzieć szczęśliwą, dawać ci radość, być z tobą. Tak po prostu i
zwyczajnie.
- Dziękuję - w przypływie radości
wyciągnęłam ręce ku Przemkowi, a po chwili oboje tuliliśmy się do siebie. Byłam
wdzięczna wszelkim niebiosom za tamten dzień w parku kiedy się poznaliśmy. Nie
spodziewałam się, że dzięki przypadkowemu robieniu zdjęć poznam jedną z
najważniejszych osób w moim życiu.