Nie wiem jak to się stało, ale gdy obudziłam się to była
godzina 13. Bardzo rzadko zdarzało mi się tak długo spać a w szczególności do
13. Co było jeszcze bardziej zadziwiające to to, że Bartek jeszcze spał. Chyba
było mu bardzo dobrze, gdyż słodko pochrapywał a ja jeszcze nigdy nie miałam
okazji usłyszeć Jego charpiącego. Ze względu na godzinę i lenistwo jakie nas
ogarnęło to nie zwlekając dłużej poszłam wziąć prysznic zostawiając Bartka
samego. Gdy cicho wyszłam z pokoju nikogo w domku nie było, byłam ciekawa gdzie
znajdowali się pozostali. Zostawiając swoje ubrania w łazience podeszłam do
okna w kuchni i zauważyłam to o czym mówił Bartek – sielanka. Idealna rodzina.
Mnie bolał ten widok a co dopiero musiał czuć Bartek. Było mi przykro, że
bawili się w najlepsze a Bartek był rozdarty i poniekąd cierpiał. Jak był w
wieku Julii nie miał takiego dzieciństwa, nie przeżywał takiej radości co ona.
Julia nie była tu niczemu winna. Nawet nie byłam pewna czy Justyna ponosiła
jakaś winę za sytuację jaka była pomiędzy Bartkiem a Jego ojcem. Nigdy nie
chciałabym takiego losu dla siebie czy dla swoich dzieci.
Nie chciałam dłużej na to patrzeć więc postanowiłam iść
wziąć prysznic, który choć na chwilę pozwolił mi zmyć z siebie problemy i
utrapienia, jakie zajmowały moją głowę. Nie wiem ile czasu spędziłam w łazience
ale przestało się to dla mnie liczyć. Zrobiłam sobie takie mini mini spa,
dzięki któremu nabrałam chociaż trochę energii na nowy dzień. Gdy wróciłam do
pokoju to Bartek właśnie się ubierał i gdy mnie zobaczył, od razu uśmiechnął
się w moją stronę. Ten uśmiech był wart miliona dolarów. Miałam wrażenie, że
już wieki minęły odkąd ostatni raz tak pięknie się do mnie uśmiechnął.
- Co się tak uśmiechasz? – zwróciłam się do chłopaka, który
szedł w moim kierunku. Wydawało mi się, że nie tylko ja nabrałam nowej energii
ale On też.
- Bo Cię bardzo kocham – gdy był już znacznie blisko mnie to
zbliżył swoje usta do mich i zatracił się w nich. Całował mnie długo i
namiętnie lecz bardzo powoli, jakby chciał się rozkoszować smakiem moim ust.
Było to bardzo przyjemne i strasznie mi się podobało. Moje ciało nie protestowało
a nawet wręcz przeciwnie, chciało więcej i gdy to trwało dłużej, tym bardziej
czuło niedosyt. Może to dziwne ale w trakcie tego pocałunku zadałam sobie
pytanie, czy kiedykolwiek będę zaspokojona? Czy kiedyś będę miała dość Jego
pocałunków? Bo jak na tą chwilę to było niemożliwe.
- Wow – tylko na tyle było mnie stać gdy zmienił obiekt
skoncentrowania z moich ust na moje oczy, w które zaglądał bardzo intensywnie.
Po moim westchnieniu na Jego twarzy pojawił się już nie uśmiech ale śmiech,
powodujący na Jego twarzy bardzo przystojne i pociągające za moje zmysły zmarszczki,
wokół oczu szczególnie. Nie chciałam psuć tej chwili i pytać o to co zamierzał
zrobić.
- Pójdziemy na spacer i coś zjemy ? – Bartek powiedział w
moją stronę i po chwili obrócił się by dokończyć ubieranie się. Chwilę
zastanawiałam się nad Jego słowami ponieważ nie wiedziałam co mu chodziło po
głowie, ale tak jak postanowiłam, pytać wprost nie zamierzałam. Myślałam
głównie nad tym czy do końca wyjazdu zamierzał unikać ojca.
- Jasne – z uśmiechem odpowiedziałam na Jego propozycję i
ubrałam się w czarną sukienkę i włożyłam japonki. Byłam gotowa by iść a po
chwili Bartek również był wyszykowany więc trzymając się za ręce wyszliśmy z
domku.
- Chodźcie do nas – Justyna spojrzała w naszą stronę i
przyjaźnie się uśmiechnęła. Nie znałam jej długo i nie wiedziałam czy to były
pozory czy faktycznie była sympatyczną
kobietą. Zastanawiałam się czemu nie próbowała wyprostować tej kłótni, a może
próbowała ale nie dało to żadnego skutku i jeżeli tak było to ta sytuacja była
bardziej pokręcona niż mi się wydawało. Spojrzałam na Bartka a on wydawał się
być głuchy na słowa Justyny.
- Idziemy na spacer. -
odpowiedziałam za Niego. Starałam się być miła i ratować tą atmosferę. Mieliśmy
spędzić tutaj kilka następnych dni.
- Zostańcie z nami, właśnie
robimy grilla – Justyna nadal nie dawała za wygraną i próbowała przekonać nas
do zmiany planów. Ja nie mogłam podjąć decyzji i byłam zdana na Bartka. To on
musiał postanowić co robimy.
- Chodź na chwilę do domku –
zdziwiły mnie słowa chłopaka. Pełna obaw i zdezorientowana nic więcej nie
mówiąc, weszłam do domku i wtedy
zatrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech i już chciałam coś powiedzieć ale
Bartek zaczął.
- Przecież ja się rzucę na
Niego z pięściami – nie mógł ustać w miejscu, toczył wewnętrzną bitwę ze sobą.
Dużo go to kosztowało, strasznie się męczył.
- Hej, dasz radę. Nic na
siłę. Chłopaku, tyle przeszedłeś, tyle wytrzymałeś to z tym sobie poradzisz.
Pomyśl o tym jaki jesteś silny. Nic nie jest w stanie Cię załamać. Wierzę w to
– patrzyłam mu głęboko w oczy. Gdyby to było możliwe to załatwiłabym to za
Niego by nie musiał się tak dręczyć. Pierwszy raz od 8 miesięcy widziałam Go w
takim stanie. Bał się o to, że straci nad sobą kontrolę, nie mogłam dopuścić by
w to uwierzył bo to wszystko było w Jego głowie.
- Możesz poprosić by tutaj
przyszedł? - niepewnie na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się miło do Niego.
- Chcesz żebym była przy
Tobie? - zanim poszłam chciałam się upewnić czy będzie mnie potrzebował.
- Jeśli możesz to zajmij się
Justyną i Julią. Nie będziesz zła? - nawet w takiej chwili najpierw myślał o
mnie a później o sobie.
- Nie ma problemu. Kocham
Cię. Jak coś to jestem na zewnątrz. - pocałowałam Go w policzek i wyszłam.
Czułam, że da sobie radę, nie było innej opcji. Podeszłam do Jego taty, który
siedział na huśtawce ze swoją rodziną.
- Bartek prosił by Pan
poszedł do Niego – starałam się jak najmilej przekazać mu wiadomość ale nie
było to takie łatwe. Bardzo chciałam odrzucić swoje uprzedzenia do tego
człowieka, ale nie było to łatwe.
- Coś się stało? - zmarszczył
czoło jakby nie rozumiał moich słów. Może to było dla Niego dużym zaskoczeniem
a może uznał mnie za wariatkę, nie wiem, ale czułam się jak przybysz z kosmosu.
- Czeka w środku na Pana –
zrobiłam krok w bok. Obok stało krzesło więc na nim usiadłam, nigdzie indziej
nie było dla mnie miejsca. Nie chciałam mu wiercić dziury w brzuchu czy
pospieszać. Sam musiał zdecydować czego chciał.
- Grzegorz idź – Justyna
spojrzała na mężczyznę, który bardzo niechętnie podniósł się i poszedł w
kierunku domu. Zamknęłam oczy prosząc Boga o szczęśliwe zakończenie.
- Chyba się nie pozabijają –
Justyna skierowała wzrok na mnie jakby oczekiwała odpowiedzi ode mnie. Miałam
mieszane odczucia co do niej. Ale nie chciałam jej tego okazywać.
- Mam taką nadzieję. -
uśmiechnęłam się i na jej ustach pojawił się uśmiech. Julia siedziała i
wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem, nie rozumiałam dlaczego tak na mnie
patrzyła. Poniekąd jak na wroga a z drugiej strony przyjaźnie.
- Julia idź pobaw się w
piaskownicy – Justyna zwróciła się do córki. Zdziwiło mnie to, że chciała
zostać ze mną sam na sam. Dziewczynka od razu poszła się bawić a Justyna
przysunęła się w moją stronę. Przez chwilę nasłuchiwałam dźwięków dochodzących
z domu ale nic nie było słychać, miałam nadzieję, że to dobrze. Justyna musiała
zauważyć moje zachowanie.
- Czas żeby się pogodzili
- kobieta spoglądała na dom,
spoglądałyśmy w tym samym kierunku.
- Nie próbowali wcześniej? -
starałam się jak najwięcej odczytać z Jej twarzy ale nie mogłam z niej nic
wyczytać.
- To jest bardziej
skomplikowane niż Ci się wydaje. Bartek dał mu popalić a Grzegorz jest
rygorystyczny i wymagający. On kocha Bartka. Pewnie już zauważyłaś, że oboje
mają silne charaktery i żadne nie chce ustąpić. Ich spotkania zawsze kończyły
się dziką kłótnią. Dzisiaj rano tak nie było. Dzięki Tobie nie rzucili się
sobie do gardeł. Jak mieszkaliśmy razem to żyliśmy obok siebie, Bartek nie
lubił z nami rozmawiać, spędzać czasu z Julią. Ja nie chciałam go wychowywać i
umoralniać. Kiedyś jak spróbowałam to skończyło się to kolejną kłótnią po
której Bartek zdecydował się wyprowadzić do Jacka. Bartek mnie nie akceptował.
Grzegorz odszedł od matki Bartka do mnie a ja później od razu zaszłam w ciążę.
Skupiliśmy się na naszej rodzinie. Ja nie chcę wydawać wyroku i osądzać,
usprawiedliwiać siebie i Grzegorza, ale chcieliśmy stworzyć Juli szczęśliwą
rodzinę.
- A Bartek? On nie należał do
waszego szczęśliwego obrazka? - oburzyłam się
na Jej słowa. Po chwili zrobiło mi się głupio za to, że dałam upust
mojej złości i irytacji. Może nie byłam obiektywna tak samo jak Justyna.
- Chcieliśmy, żeby był z nami
ale on się buntował. Trudno było mu znieść tą sytuację. Nie chciał iść na żaden
kompromis. Ciągłe bójki w szkole, wezwania do dyrektora, to wszystko burzyło
naszą rodzinę. Staraliśmy się wniknąć w Bartka, Grzegorz z nim rozmawiał ale
nigdy nie potrafili dojść do porozumienia. Już od roku nie rozmawiali, nie
widzieli się. Kilka razy prosiłam Grzegorza by zadzwonił, odwiedził Bartka ,
lecz nie chciał ze mną na ten temat rozmawiać. Wiem, że kilka razy dzwonił do
Jacka i pytał o Niego. Wysyłał też chłopakom pieniądze. - poniekąd ją
rozumiałam ale tu chodziło o mojego chłopaka. Bartka też rozumiałam, nie mógł
patrzeć na coś, czego nigdy mu nie dano. Nie lubił Julii za to, że żyła jak w
bajce, miała wszystko co najważniejsze. Bartek był pozbawiony wszelkiej opieki.
Mógł liczyć tylko na siebie. Prawdopodobnie Julia nigdy nie wyląduje w
policyjnej izbie dziecka czy w samym domu dziecka. Bartek to przeszedł. Miałam
wrażenie, że o to toczyła się cała kłótnia, że to właśnie o to Bartek miał
największy żal do ojca. Później tata zabrał go stamtąd ale to nie zmieniało
faktu, że Bartek był tam przez jakiś czas. Justyna wiedziała, że wraz z
mężemteż byli winni tej sytuacji, ona walczyła o szczęście dla córki i nie
można było mieć jej tego za złe.
- Nad czym myślisz? -
skierowała się w moją stronę i tym samym wyrwała mnie zza myślenia.
- Nad tym ile Bartek
przeszedł. Najpierw kłótnie w domu, rozwód rodziców, obcy mężczyźni w domu,
spanie po piwnicach, dom dziecka, denerwująca Go sielanka u was w domu. Ile
musiał przejść w tak młodym wieku. Nie sądzisz, że to Pan Grzegorz ponosi winę?
To on nie zapewnił synowi odpowiedniego losu. Okej Bartek nie był aniołem ale
tak został wychowany i ukierunkowany. I teraz to on pierwszy wyciąga dłoń do
ojca. Bartek się do tego nie przyzna, ale tęsknił za nim, ojcem a nie facetem,
który ma nową rodzinę i z poczucia jakiejś tam odpowiedzialności wziął go z
domu dziecka do swojej krainy szczęścia do której Bartek nie umiał się
dopasować. - poleciały mi łzy. Wyrzuciłam z siebie tą złość i żal do tych
ludzi, że takie zgotowali mu życie. Bolało mnie to, że On musiał sam o wszystko
walczyć, że miał wsparcie tylko w Jacku, dopiero po 17 latach życia. Wstałam i
poszłam za dom. Chciałam być sama. Oparłam się o ścianę i ukucnęłam. Wzięłam
twarz w dłonie i starałam się przestać płakać. Wiedziałam, że nazbyt wybuchłam
złością i swoje słowa bardziej powinnam skierować do ojca Bartka a nie do
Justyny ale stało się. Dałam jej do myślenia i miałam nadzieję, że przemyśli to
co jej powiedziałam.
- Boli Cię coś?- usłyszałam
dziecięcy głos. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam Julię. Patrzyła na mnie tak
niewinnie swoimi oczami.
- Nie. - pospiesznie wytarłam
łzy i patrzyłam na nią. Przypominała mi mnie jak byłam mała, słodka niewinna
dziewczynka. W takim wieku nie zdajemy sobie sprawy z tego co nas czeka w
przyszłości, ile będziemy musieli wycierpieć by znowu beztrosko żyć.
- To czemu płaczesz? - głos
dziewczynki znowu wyrwał mnie z zamyślenia. Była za mała by zrozumieć ludzkie
emocje i problemy.
- Źle się poczułam. -
podniosłam się i wytrzepałam ubranie z pyłu. Chciałam jak najszybciej zostać
sama lecz Julia nie dawała za wygraną i nie miała zamiaru zostawić mnie samej.
- Chcesz mleka? Mama mówi, że
mleko jest najlepszym lekarstwem na smutki- uśmiechnęła się do mnie. Jej słowa
sprawiły, że moje usta wykrzywiły się w uśmiech. Ta dziecięca naiwność była
słodka, chciałabym, żeby mleko załatwiło sprawę.
- Nie lubię mleka. – razem szłyśmy
ku piaskownicy.
- Jak to? Jak można nie lubić
mleka? - na jej twarzy pojawił się grymas. Dla niej chyba było sprawą oczywistą
to, że ludzie lubią mleko. Kolejny dowód dziecięcej ufności ale to nadal było
słodkie i niewinne.
- Po prostu, nie smakuje mi.
Nie jem mleka, kakao, budyniu, kaszy manny i podobnych potraw. Za to lubię
jogurty. - Julia wróciła do zabawy a ja przyglądałam się jej poczynaniom.
- Dlatego jesteś taka chuda?
- nie podnosiła głowy znad piasku. Miała cztery lata a tak swobodnie ze mną
rozmawiała. Gdyby te słowa wypowiedział ktoś inny to na pewno bym się obraziła
i zezłościła ale nie mogłam mieć jej tego za złe, była ciekawa świata jak każde
dziecko.
- Nie wiem, może. Taka już
jestem. - przeniosłam wzrok na Justynę, która nadal siedziała na huśtawce i
bacznie się nam przyglądała. Miałam wrażenie, że z ruchu moich warg chciała
wyczytać o czym rozmawiałyśmy.
- Lubisz jeść ? - Julia zwróciła
się do mnie a ja z powrotem wróciłam do
rozmowy.
- Tak, bardzo. A Ty? - nie
bardzo mnie to interesowało ale jakoś musiałam zabić czas.
- Nie. Mama często mnie karmi
bo nie chce mi się jeść – to było zadziwiające ale miałam wrażenie, że mamy
więcej wspólnego niż mi się wydawało. Lubiłam jeść ale zapominałam o tym,
rzadko czułam głód. Zdarzało się, że nie jadłam nawet dwa czy trzy dni.
- Wiesz ja też tak czasem
mam. Tylko, że później przebywałam w szpitalu. Karmili mnie niesmacznym
jedzeniem. Szczerze? To było okropne. Lubię jeść ale rzadko odczuwam głód.
Wszystko jest w naszej głowie. Od tamtego czasu, staram się pamiętać o jedzeniu
by znowu nie być w szpitalu. - Julia przystanęła i patrzyła na mnie. Właśnie
odebrała lekcję od losu. Jeżeli to wykorzysta to nie będzie musiała nauczyć się
tego na własnych błędach ale na moich, co pozwoli jej oszczędzić dużo stresu.
- Jak się nie je, to idzie
się do szpitala? - była zdziwiona. Nie chciałam jej przestraszyć.
- Tak. Ale Ty nie musisz się
tam znaleźć. Pamiętaj to co Ci powiedziałam, zdrowie jest najważniejsze. Jakbyś
była chora to byś nie mogła się tu bawić bo byś nie miała siły. A tak to możesz
pływać, jeździć na rowerze. - usiadła obok mnie i brała tą lekcję, którą jej
dawałam. Moje serce się radowało, że mogłam kogoś ustrzec przed tym przez co
sama przeszłam kilka razy.
- Ale jedzenie Ci smakuje? -
zbierała informacje o tym jaka jestem i o moim problemie z jedzeniem.
- Tak. Lubię jeść ale jak ma
się dużo spraw na głowie, problemów to często się zapomina, że trzeba coś
zjeść. Skupiasz uwagę na czymś innym a umyka to co utrzymuje Cię przy życiu. A
Tobie smakuje?
- Czasem. Ale niektórych
rzeczy nie lubię jak Ty mleka. - swoimi słodkimi oczkami popatrzyła na mnie.
- Zdradzę Ci mój sekret.
Uwielbiam kiełbasę i mięso. Oczywiście lubię jogurty i przeróżne sałatki ale
mięso to podstawa – na moje słowa obie się zaśmiałyśmy.
- Dziękuję – zaskoczyła mnie
swoim zachowaniem. Przytuliła mnie mocno do siebie. Była rozkosznym dzieckiem.
Miałam nadzieję, że jej jakoś pomogłam. Była bardzo młoda i może do końca nie
zrozumiała powagi sytuacji ale na pewno uchwyciła sens naszej rozmowy,
chociażby mały jej kawałek.
Bawiłyśmy się jeszcze w chwilę już nie rozmawiając na żadne
poważne tematy. Po jakimś czasie zobaczyłam jak Bartek wyszedł z domu i
najpierw podszedł do Justyny, która wskazała ręką na mnie. Nie byłam w stanie
odczytać czegokolwiek z Jego twarzy, doskonale maskował swoje uczucia. Jedyne
co zauważyłam to zaczerwienione oczy, płakał. Gdy był blisko mnie, wstałam i nie
czekając na żadne słowa od razu się przytuliliśmy. Nie było to takie samo
zachowanie jak przed rozmową, może mi się tylko tak wydawało ale odnosiłam
wrażenie, że był lżejszy o kilkanaście kilo. Nic nie mówił tylko trzymał mnie w
swoich ramionach. Nie wiedziałam co się wydarzyło, czy porozumiał się z ojcem,
w tej chwili najważniejszy był on. Jak tylko będzie chciał mi coś powiedzieć to
powie, nie musiałam naciskać, wymuszać.
Bardzo Was proszę o komentowanie, wtedy wiem, że czytacie a przede wszystkim, że jesteście. Chciałabym wiedzieć ile Was tutaj zagląda i czyta to co tworzę :)