sobota, 3 sierpnia 2013

The experience cz 63 2/2


Kiedy się budziłam to Jego nie było obok. Na zegarku dochodziła 11.

- No to pospałam – powiedziałam sama do siebie i zwlekłam się z łóżka. Zaspana poszłam do kuchni ale nikogo nie było. Przez okno zobaczyłam, że Bartek siedział na tarasie, a na stole było naszykowane śniadanie. Kąciki moich ust uniosły się do góry. Nie przebierając się, nie malując, nie czesząc wyszłam do mojego chłopaka.
- Dzień dobry – stanęłam w drzwiach z miłym uśmiechem na ustach.
- Wstałaś, zapraszam – wskazał ręką na wolne miejsce naprzeciwko Niego. Dałam mu buziaka w policzek i usiadłam na wskazanym miejscu. Nie czekając na żadne pozwolenie zabrałam się za jedzenie.
- To co dzisiaj robimy ? - na chwilę podniosłam wzrok znad talerza. Bartek chyba był już po śniadaniu bo na talerzu miał resztki.
- To zależy od tego jak szybko się ogarniesz. - łobuzersko się uśmiechał. Nie patrzył na mnie. Siedział wygodnie na fotelu, prawie w nim leżał. Miał założone okulary przeciwsłoneczne i spoglądał przed siebie. W tym wydaniu był bardzo przystojny a szczególnie, że miał na sobie białą koszulkę, która rozświetlała mu twarz.
- No zjem śniadanie i potrzebuje z 15 minut. - Bartek już nic nie odpowiedział, nawet nie spojrzał na mnie. Dokończyłam śniadanie i poszłam się przebrać. Wybrałam czarną bokserkę, jeansowe spodenki i trampki. Bez sensu było robić makijaż więc nałożyłam tylko krem z filtrem a włosy związałam w wysoki kok.
- Jestem gotowa – stałam w drzwiach, a Bartek ciągle był w tym samym miejscu. Zerknął na mnie jakby chciał stwierdzić, czy byłam odpowiednio ubrana.
- To ruszamy w drogę. - złapał mnie za rękę i szliśmy w las. W ciszy przemierzaliśmy niewielką odległość. Byliśmy nad jeziorem, było nawet sporo ludzi ale Bartek ciągle się nie zatrzymywał. Weszliśmy na niewielki pomost przy którym było sporo łódek.
- Próbowałaś już ? - stanął naprzeciwko mnie, a ja dopiero zrozumiałam o co mu chodziło. Mieliśmy żaglować.
- Nigdy – rozejrzałam się dookoła. To była duża niespodzianka i trochę się bałam ale sama do końca nie wiedziałam czego. Nie miałam lęku przed wodą ale to było coś innego, może podekscytowanie.
- Zaskoczona ? - spodziewał się tego, albo przynajmniej miał nadzieję, że mnie zaskoczy. I mu się udało.
- No, nie spodziewałam się tego. - stałam i jakby osłupiałam. Bałam się ruszyć z miejsca.
- Nie bój się, jestem z Tobą – złapał mnie za rękę. Poniekąd miałam wrażenie, że bawiło go to. Po raz pierwszy odkąd go poznałam żadne szaleństwo nie urodziło we mnie strachu.
- Nie boję się, tylko to jest nowe dla mnie, ale ufam Ci i nie mam się czego bać. Tylko nie zostawiaj mnie – złapałam go mocniej za rękę. Moje słowa były czymś co raczej skierowałam do siebie a nie do Niego. To siebie chciałam przekonać, że nie miałam się czego bać bo on był obok.
- Nawet na moment nie zostaniesz sama. - przytulił mnie do siebie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach po czym weszliśmy na jedną z łodzi. Ostrożnie stawiałam kroki nawet nie puszczając Jego dłoni, wręcz przeciwnie wzmacniałam uścisk.
- Sami płyniemy? - byłam zdziwiona. Myślałam, że jakiś instruktor albo jakiś dorosły, doświadczony mężczyzna z nami popłynie. Z niepewności zrobiłam krok w tył.
- Nie ufasz mi ?
- Ufam – cicho powiedziałam jakbym znowu chciałam przekonać samą siebie. To była walka ze sobą i swoim strachem. Nie wiem czego się bałam, bo nie odbierałam tego jako strachu, Bartek złapał mnie za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Zrobiłam kok w przód.
- Powoli i spokojnie. - próbował mnie uspokoić, zapanować nad moim lękiem. Dla mnie woda to jeden z najbardziej nieprzewidywalnych żywiołów. Powodowała niesamowite spustoszenie, ogień można było ugasić ale nic człowiek nie poradził na sztorm czy jakąś potężną burzę i to mnie paraliżowało. Usiadłam na ławce a Bartek ruszył. Kurczowo trzymałam się barierki, Bartek podał mi kamizelkę, którą od razu, bez wahania założyłam. Płynęliśmy na początku bardzo powoli z czasem przyspieszaliśmy.
- Dobrze się czujesz? - spojrzał na mnie, cały czas kontrolował moje zachowanie i samopoczucie.
- Tak – rozglądałam się dookoła by zyskać harmonię w swoim organizmie co jednak nie było łatwe. Widoki były piękne i warto było, zmierzyć się ze swoim strachem by zobaczyć piękno Mazur.
- Gosia, jestem z Tobą – uśmiechnął się do mnie po czym zatrzymał łódkę.
- Co Ty robisz?! - byłam lekko przerażona, nie wiedziałam co się działo. Nie znałam się na żeglowaniu ani poruszaniu się łódką po wodzie. Nie wiedziałam czego miałam się spodziewać.
- Hej, spokojnie. - przytulił mnie mocno. Trzęsłam się jak galareta. Sama siebie nie poznawałam. - Przepraszam, nie powinienem Cię na to narażać. - Bartek posmutniał trochę a we mnie wezbrały się wyrzuty sumienia. Czułam, że zepsułam tą chwilę. Byłam beznadziejna, on się starał a ja urządzałam histerię.
- Nie masz za co przepraszać. Należy przełamywać swoje słabości. W końcu mogłeś zobaczyć, że nie jestem taka idealna i odważna. Nie boję się szybkiej jazdy, jazdy na motorze, skoku z boungee, nie boję się latać ale woda to żywioł, nie da się przewidzieć tego co ze sobą niesie. - starałam jakoś usprawiedliwić swoje dosyć histeryczne zachowanie. Jak zawsze w stresującej sytuacji dostałam słowotoku. W Jego ramionach wszystko odeszło, wszystkie złe emocje poszły w dal, niemal jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Chciał zrobić mi niespodziankę, przyjemność a wyszło jak wyszło.
- Wracamy – rozluźnił uścisk. - Może chcesz spróbować? - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł jak chcemy przeżyć. - zachowywał się jak wariat. Widział mnie w postaci trzęsącej się galarety a proponował mi przejęcie steru.
- Chodź. Zobaczysz, że to proste. - wahałam się przez chwilę ale kochałam tego wariata i na pewno wiedział co robił. Wstałam i podeszłam do Niego. Bartek odpalił łódkę i postawił mnie przed sobą, swoje ręce położył na moich i na kierownicę. Adrenalina pulsowała w moich żyłach, uwielbiałam ją, była moc. Powoli zbliżaliśmy się do brzegu.
- Wow, to było niesamowite – byłam prze szczęśliwa, wskoczyłam w Jego ramiona a on okręcił mnie wokół swojej osi. Z tej radości pocałowałam go bardzo namiętnie.
- No powiedzmy, ze taka nagroda może być – złapał mnie za rękę i pobiegliśmy na plażę.
- Co Ty robisz?! - śmiałam się z całych sił. Byłam ak nowo narodzona. Wbiegliśmy do wody, która de facto nie była najcieplejsza ale dało radę. Zaczęliśmy się chlapać i bawić jak małe dzieci. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów, ale miłość to wariactwo, miłość jest szalona. Nie można tego tłumić w sobie. Człowiek aż ma ochotę krzyczeć aby cały świat usłyszał jak brzmi szczęście.



10 komentarzy:

  1. Nie mogłam się doczekać tej części.:D
    Szczerze mówiąc to trochę się na niej zawiodłam, ale całość, jako opowiadanie jest oczywiście świetne. Proszę, pisz jak najszybciej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam cierpliwie na następny rozdział i jak zwykle boskie ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. mi też ta część zbytnio do gustu nie przypadła. :(
    ale czekam na następną, bo opowiadanie ogólnie jest świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta cześć wydaje mi się taka jakby wymuszona. Jest poprostu cienka, zrobiona bo trzeba. Wolałabym poczekać dłużej, a przeczytać jakieś cudeńko.:C

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem zadowolona z tej części i nie wiem z czego wynika, iż sądzicie, że wieje nudą. Obiecuję, że na przyszłość będę starać się bardziej chociaż robię co mogę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle boskie ; )

    Zapraszam do mnie http://truskawka-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział ;)
    Zapraszam do mnie http://biglove-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy kolejna? :)

    OdpowiedzUsuń