- Widzę, że już lepiej z Bartkiem? - Martyna
zwróciła się do mnie gdy grałyśmy w karty. Nie umknął jej ani mój dobry humor,
ani czułe pożegnanie z Bartkiem.
- Tak – z wielkim i szczerym uśmiechem na
twarzy odpowiedziałam jej na zadane pytanie. Nie ukrywałam swojej radości i
tego, że moje życie w końcu zmierzało we właściwym kierunku. To była tak wielka
radość, że nie chciałam jej ukrywać. - A jak z Filipem? Coś postanowiłaś? - tym
razem, to ja zamierzałam dowiedzieć się czegoś więcej o niej, czy już podjęła jakąś
decyzję i jakie miała plany na przyszłość.
- W przyszły weekend jadę do Niemiec.
Porozmawiam z Chrisem a raczej z nim zerwę. Powiem mu, że nie widzę dla nas
przyszłości, jak i nie jestem zadowolona z kierunku w jakim zmierza nasz
związek. Chcę się przeprowadzić do Polski. Rozmawiałam z Moniką i zgodziła się bym z nią zamieszkała, rodzice
też już wiedzą. W weekend chcę to załatwić i wrócić tu, na stałe – była poważna
lecz w jej oczach dostrzegałam ekscytację zmianą życia. Niesamowicie cieszyłam się
z jej planów, to oznaczało, że będziemy bliżej siebie, że Martyna spróbuje
znowu być z Filipem i będziemy tworzyć zgraną paczkę. Moja radość była
przeogromna. Marzyłam o tym, by mieć przy sobie przyjaciółkę i teraz to
marzenie miało się to spełnić.
- Tak się cieszę – przytuliłam się do
dziewczyny, która uraczyła mnie szczerym uśmiechem. To z pewnością nie była dla
niej ława decyzja ale zamierzałam ją wspierać i dołożyć wszelkich starań, by
nigdy tego nie żałowała. - A jak z Filipem? - ponownie zadałam pytanie Martynie
by dowiedzieć się jak miały się sprawy między nią a moim przyjacielem.
- Dobrze – w jej głosie było dużo radości i
szczęścia a ona cała była rozanielona – Nie jesteśmy razem, jeszcze.
Zdecydowaliśmy, że jak wszystko załatwię w Niemczech to zrobimy wszystko by nam
się udało. Pierwszy krok należy do mnie, zerwanie z Chrisem i przeprowadzka do
Polski. Gdyby zaszła konieczność to Filip zamieszkałby tam ale wiadomo, mnie
jest łatwiej. Zresztą, bardzo chcę znowu tutaj być – było mi trudno w to
wszystko uwierzyć, to było jak najlepszy sen, dlatego chciałam zachować dystans
by całkowicie się tym nie cieszyć, tylko dopiero jak już Martyna będzie na
stałe w Polsce. Do sali weszła pielęgniarka, która od razu stanęła przy moim
łóżku.
- Zabieram Panią do psychologa –
pielęgniarka dosyć obcasowo powiedziała do mnie i podstawiła wózek koło łóżka.
- Leć, zobaczymy się jutro – Martyna
pożegnała się ze mną a ja, pojechałam na zwierzenia.
Tego dnia było również bardzo
emocjonująco, rozmawiałyśmy o mamie ale też i o Maćku. Powoli naprawdę godziłam
się z tą stratą i z każdym słowem, byłam silniejsza. Już nie udawałam, nie
zakładałam maski silnej dziewczyny, a po prostu się nią stawałam.
Przez ostatnie
dwa dni bardzo dużo czasu spędzałam z Bartkiem, Filipem, Martyną i Marcinem.
Nadal byłam w szpitalu ale to nie przeszkadzało nam by się dobrze bawić.
Intensywne graliśmy w gry planszowe i to znacznie umiliło mi czas spędzony w
szpitalu. Pozwoliło mi to zbliżyć się do
bliskich mi osób. Cieszyłam się, że pomimo wakacji przychodzili do mnie i
urozmaicali mi leżenie w łóżku. Czułam się już lepiej jak i fizycznie tak i
psychicznie, byłam gotowa wyjść już ze szpitala, czekały mnie tylko formalności
z tym związane. Czekałam jeszcze na tatę, który miał mnie odebrać, ale już nie
mogłam się doczekać momentu, kiedy się pojawi. Z tatą dogadywałam się bez
problemu, moja kłótnia z mamą nie wpłynęła na nasze relacje i było bez zmian, a
nawet można było powiedzieć, że bardziej Go doceniałam i zauważałam dobro,
którym mnie otaczał. Jeżeli chodzi o mamę to również nie było zmian ale to akurat
nie było powodem do radości. Od naszej ostatniej kłótni nie pojawiła się w
szpitalu ani nie zadzwoniła, ewidentnie była obrażona na mnie, lecz ja tylko
powiedziałam jej słowa prawdy, a raczej przypomniałam co myślała o mnie. Nie
wiem czemu ale za bardzo się tym nie przejmowałam, może działo się tak za
sprawą rozmów z Panią Agnieszką, a może to już ocierało się o bezradność z
mojej strony, nie wiem, ale nie skupiałam się na tym. Miałam inne sprawy na
głowie, trudno ocenić czy były one ważniejsze czy nie, ale po prostu były i
mogłam się na nich skupić bo stanowiły mój priorytet na najbliższe dni. Na
pewno czekały mnie dwie rozmowy kwalifikacyjne, jedna już jutro a druga w
piątek. Zależało mi na znalezieniu pracy, więc musiałam się przyłożyć i dołożyć
wszelkich starań by te misje, albo chociaż jedna z nich, zakończyła się powodzeniem.
Natomiast jeżeli
chodzi o Bartka to było wszystko dobrze, wreszcie. Wszelkie nieporozumienia
zostały wyjaśnione i mogliśmy skupić się na sobie i budowaniu silniejszej
relacji. Kochałam Go bardzo mocno więc zamierzałam każdego dnia walczyć o Niego,
nie straszne były nam kłody jakie życie rzucało nam pod nogi, oboje mieliśmy
siłę w sobie, która była motorem do działania. Obiecaliśmy sobie, że nigdy na
polu walki nie wywiesimy białej flagi lecz będziemy walczyć o siebie, do
ostatniej kropli krwi. Byłam pewna tego co czułam i wiedziałam, że w swoim życiu do nikogo nie
czułam czegoś takiego. To nie było tak, że Maćka kochałam słabiej, tylko po prostu
inaczej. Czas było pogodzić się z tym, że On odszedł i nie wróci, bardzo to
bolało ale już dłużej nie mogłam się oszukiwać, łudzić, że prawda była inna.
Nigdy nie przestanę kochać Maćka i nigdy Go nie zapomnę i kto by nie pojawił
się w moim życiu i tak by tego nie zmienił.
- Gotowa? - z zamyślenia wyrwał mnie głos taty. Czekał na
mnie wraz z Marcinem a ja nawet nie zauważyłam kiedy przyszli, odpłynęłam
gdzieś daleko w swoich rozmyślaniach.
- Tak,
tak – zerwałam się z łóżka i poprawiłam swoje ubranie. Tak się nie mogłam
doczekać wyjścia, że już z samego rana przebrałam się w normalne ubranie i
czekałam. - Dużo zdrowia, trzymaj się – zwróciłam się do mojej współlokatorki,
która jeszcze zostawała w szpitalu.
- Dziękuję,
Ty też dbaj o siebie – pożegnałyśmy się buziakiem w policzek i w objęciach taty
opuściłam szpital. Już wczoraj od lekarza prowadzącego dostałam wszelkie
wskazówki dotyczące żywienia i tego jak miałam dbać o siebie. Zostałam również
obdarowana czarną gumową bransoletką, która miała mi przypominać o posiłkach. Z
daleka wyglądała jak zwykła czarna bransoletka odmierzająca czas, więc nic co
mogło budzić zainteresowanie innych osób.
- Tato
pojedziemy na chwilę na cmentarz? - niepewnie spojrzałam na tatę kiedy
wyjeżdżaliśmy z szpitalnego parkingu. Tata popatrzył na mnie z lekkim
przerażeniem, jakby bał się, że wracałam do punktu wyjścia, lecz było inaczej.
Dawno mnie tam nie było i pragnęłam to naprawić, jak i coś przekazać Maćkowi a
miałam wrażenie, że stamtąd najszybciej to do Niego dotrze. - Nie bój się, chcę
się chwilę pomodlić a później od razu
pojedziemy do domu – uśmiechnęłam się do Niego by rozwiać wszystkie wątpliwości,
które się w nim nagromadziły.
- Ale
tylko na 5 minut – mimo namalowanego strachu zgodził się, co mnie bardzo
ucieszyło. Cmentarz znajdował się blisko szpitala więc po dosłownie 3 minutach
staliśmy na parkingu znajdującym się przy cmentarzu.
- Zaraz będę – nie czekałam aż tata z Marcinem
wysiądą z samochodu ponieważ chciałam iść tam sama. Miałam nadzieję, że
zrozumieją moje zachowanie i dają mi chwilę na załatwienie tego co chciałam
zrobić.
- Cześć braciszku – usiadłam na ławce, która
stała przy grobie Maćka. Przez chwilę było mi trudno zacząć mówić ponieważ
miałam niemiłosierne poczucie winy i zawodu wobec Maćka. Miałam ściśnięte
gardło i strasznie drżał mi głos. Nawet sobie nie zdawałam sprawy z tego, jak
trudne to dla mnie było - Przepraszam, że złamałam obietnicę. Mam nadzieję, że kiedyś
mi wybaczysz. Wiedz, że bardzo Cię kocham, nigdy nie było inaczej i nigdy nie
będzie. Ktokolwiek pojawi się w moim życiu, nigdy nie zajmie Twojego
miejsca. Nie wiem czy kiedyś będziesz w
stanie mi wybaczyć to co zrobiłam ale wiedz, że nie zrobiłam tego specjalnie. Przysięgam,
że już do końca życia będę dbać o
siebie. Naprawdę żałuję, że Cię zawiodłam ale dostałam niezłą nauczkę i już
wyciągnęłam wnioski. Mciuś Kocham Cię – ukucnęłam przed grobem i położyłam na
nim rękę, zamknęłam też oczy wciągając głęboko powietrze do płuc. Chciałam z
powrotem zebrać siłę i oddać należyty szacunek Maćkowi. Miałam żal do siebie za
to co zrobiłam, mimo że to było nieświadome, to cały czas ciążyło mi na sercu.
Przed śmiercią obiecałam mu, że będę dbała o siebie i nie spełniłam tej prośby,
miałam nadzieję, że teraz uda mi się to naprawić i on to dostrzeże. Nie było mi
łatwo z świadomością, że w nawet ostatniej Jego prośby nie potrafiłam spełnić
ale nie mogłam cofnąć czasu. Zamierzałam robić wszystko by wiedział, że się
staram i wreszcie poszłam po rozum do głowy. Człowiek najlepiej uczy się na
swoich błędach i ja odebrałam niezłą lekcję od życia. Czasami musi stać się coś
złego byśmy zrozumieli pewne rzeczy, to tak jakby ktoś wylał na nas kubeł
zimnej wody, wtedy trzeźwiejemy i zaczynamy racjonalnie myśleć, jak i zauważać
otaczającą nas rzeczywistość.
- Jedziemy
– uśmiechnęłam się do taty gdy wsiadłam do samochodu. Tata dziwnie na mnie
popatrzył, jakby doszukiwał się śladów łez na mojej twarzy ale na marne mu się
to zdało. Nic się nie odezwał, Marcin również milczał. Cieszyłam się, że
wracałam do domu, do swojego łóżka i pokoju. Tam najłatwiej było mi odpoczywać,
ponieważ kochałam to miejsce.
- Jak
dobrze być w domu – uśmiechnęłam się sama do siebie gdy już byliśmy w domu. To
było dziwne, ale szukałam czegoś co by się zmieniło ponieważ miałam wrażenie,
że wieki mnie tam nie było, to tylko 5 dni a człowiek miał wrażenie, że minęła cała wieczność.
- Muszę
jechać do kancelarii, jak coś to będę pod telefonem. Poradzisz sobie ?- tato
stanął przede mną łapiąc mnie za ramiona. Był opiekuńczy i bardzo troskliwy,
niesamowicie kochałam Go za to. Wiedziałam, że gdyby mógł, to zostałby ze mną w
domu i osobiście dopilnował by mi niczego nie brakowało.
- Tak, przecież już się dobrze czuję, a jak coś
to jest Marcin. Nie martw się tak o mnie. - przytuliłam się do Niego i było mi
w Jego objęciach bardzo dobrze. Tato czule przytulił mnie do siebie,
sprawiając, że poczułam się jak mała dziewczynka. Byłam pewna, że jeżeli by
mógł, to by nieba przychylił abym już nigdy nie musiała cierpieć.
- Tak bardzo Cię kocham – popatrzył na mnie z
ojcowską miłością i dał mi buziaka w czoło. Uśmiechem pożegnałam Go i
spojrzałam na Marcina, który był bardzo milczący.
- Wszystko w porządku ? - dziwiło mnie Jego
zachowanie i nie potrafiłam Go rozszyfrować. W głowie miałam różne myśli, bałam
się, że mógł być na mnie obrażony lecz nie wiedziałam za co, ponieważ jeszcze wczoraj
było wszystko w porządku.
- Tak,
tylko popiliśmy z chłopakami wczoraj i ledwo żyję – że też wcześniej na to nie
wpadłam. Marcin miał kaca i to porządnego. Było mi go szkoda, wyglądał bardzo
biednie, teraz to ja musiałam zadbać o Niego.
- To
idź się połóż, a ja idę wziąć kąpiel – dałam mu buziaka w policzek i poszłam do
swojego pokoju. Widać było, że dawno w nim nikogo nie było, od razu otworzyłam
okna i wyniosłam pościel na balkon. W łazience zapaliłam świecę i wzięłam długą
kąpiel by doprowadzić swe ciało do normalności. Mimowolnie spojrzałam w lustro
ponieważ dawno się w nim nie przeglądałam. Miałam obraz na całą siebie, od stóp
do głowy. To jak wyglądałam, nie było powodem do uśmiechu, sprawiałam wrażenie biednego, zagłodzonego
dziecka. Nie lubiłam siebie takiej, gdy było mi widać żebra, samej wydawało mi
się, że zaraz się rozpadnę. Jakoś nigdy specjalnego problemu z akceptacją
siebie nie miałam, natomiast w tamtym momencie, czułam odrazę do osoby jaka
znajdowała się w lustrze. Nie poznawałam siebie i dlatego też, miałam wrażenie,
że patrzyłam na obcą mi osobę. Nie chciałam dłużej się dołować i psuć sobie
humoru, odwróciłam wzrok i zajęłam się sobą.
Gdy skończyłam
wszystkie czynności w łazience akurat moja bransoletka dała o sobie znać. W
szlafroku zeszłam do kuchni by przygotować sobie coś do jedzenia. Dostosowując
się do zalecenia lekarza, zjadłam zupę pomidorową, która znajdowała się w
lodówce. Z pełnym brzuchem, z powrotem udałam się do swojego pokoju, gdzie w
końcu się ubrałam i usiadłam na balkonie dokańczając książkę, którą zaczęłam
czytać w szpitalu. Ciszę zakłócił mi
dźwięk telefonu, na wyświetlaczu ukazało się imię Bartka. Przyzwyczajona Jego
codziennym widokiem, już byłam stęskniona za Nim.
- Hej
– radośnie przywitałam się z chłopakiem, chciałam tym samym dać mu do zrozumienia,
że miałam dobry humor i że było już ze mną w porządku.
- Cześć,
jesteś już w domu? - na początku Bartek chciał mnie odebrać ze szpitala lecz
mój tato w życiu by mu na to nie pozwolił, ponieważ musiał osobiście zadbać o
to bym znalazła się w domu, a po drugie, chciał zaznaczyć swoje miejsce w moim
życiu. Było w tym coś zabawnego.
- Tak,
już nawet się zdążyłam wykąpać, najeść.
A Ty co robisz? – byłam ciekawa, czym mój ukochany się zajmował oraz jak mijał
mu dzień. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie przez ostatnie dni i teraz naprawdę
interesowało mnie Jego życie, czułam, że miałam w nim swoją część.
- Siedzę
w mieszkaniu. Pomyślałem sobie, że może wpadniesz dzisiaj do mnie na noc – Jego
głos powoli stawał się niepewny, jakby trochę mnie kokietował a trochę bał się
mojej reakcji. Mimo, że propozycja była bardzo kusząca to niestety nie mogłam
się zgodzić.
- To
bardzo miłe z Twojej strony ale niestety muszę odmówić. Jutro z samego rana mam
coś do załatwienia więc muszę być wypoczęta – starałam się Go nie urazić ale na tamten
moment, nie chciałam mu powiedzieć co takiego następnego dnia miałam do zrobienia,
wierzyłam w magię tajemnicy i do końca chciałam tą tajemnicę zachować.
- No
to co za problem, możesz ode mnie jechać załatwić to coś. - Bartek starał się
mnie przekonać do zmiany planów ale nie mogłam ulec, miałam nadzieję, że nie
obrazi się na mnie za to oraz, że będzie wyrozumiały. W Jego głosie czułam
lekką irytację ze względu na to, że ciągle nie wiedział co miałam w planach i
co było otoczone tak wielką tajemnicą.
- Bartek
możemy się umówić na piątek? Proszę – zależało mi na tym, by mieć te dwa dni
poniekąd dla siebie. Jutro miałam rozmowę kwalifikacyjną i w piątek również
więc chciałam się na tym skupić, dobrze przygotować i zrobić dobre pierwsze
wrażenie. Czułam, że gdybym nocowała u Niego nie mogłabym się należycie
przygotować i mogłabym zawalić na tym polu.
- Dopiero?
W piątek idę do pracy w klubie – Jego głos wskazywał na to, że zaczął się
denerwować i jak najszybciej musiałam coś wymyślić bo znając życie, obraziłby
się na mnie. Zależało mi na porozumieniu bo nie potrzebna była irytacja i
złość, wierzyłam, że wszystko dało się pogodzić.
- No
to co. Przyjadę do Ciebie jakoś ok 14. Zjemy obiad, może gdzieś się
przejdziemy. Wieczorem zrobię kolację a później pójdziesz do klubu a ja będę na
Ciebie czekać i sobotę też będziemy mogli spędzić razem - dla mnie to był dobry
plan. Chciałam przebywać z nim jak najwięcej czasu, dopóki nie miałam pracy
ponieważ później to ona będzie zajmowała większą część mojego dnia a nawet
życia. Podejrzewałam również, że propozycja spędzenia ze mną dwóch dni, skusi
Go do przystania na mój pomysł.
- Dobra,
przecież wiem, że już nie mam nic do gadania. Mam zrobić jakieś specjalne
zakupy czy później razem coś wymyślimy? - poddał się moim planom co mnie
niesamowicie ucieszyło. Miłe było również to, że była dopiero środa a on już myślał
co będziemy gotować w piątek, jakby naprawdę nie mógł się doczekać.
- Razem, jak przyjadę do Ciebie to najwyżej
pójdziemy na zakupy i kupimy wszystko co nam będzie potrzebne. - nie chciałam
go naciągać ponieważ oboje mniej więcej byliśmy w tej samej sytuacji, każde z
nas utrzymywało się same, oczywiście, że on miał ciężej ponieważ ja nie
płaciłam za jedzenie, które jadłam w domu.
- Dobra,
to co, do piątku ?
- Tak.
Zadzwonię jutro. Pa – pożegnałam się z chłopakiem i powróciłam do czynności
sprzed rozmowy.
świetna ta część :) odpoczywaj i regeneruj siły na następne części :*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ta część :)
OdpowiedzUsuńuuu, fajnie, dużo się dzieje moim zdaniem, a część jak zwykle dobra! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne. :-)
OdpowiedzUsuńDobra część, jest w niej -> to coś<-.
OdpowiedzUsuńŻyczę i droga autorko, abyś spędziła te święta w gronie najbliższych Ci osób, w domu pełnym ciepła i radości.
MY-czytelnicy... myślę, że uzbroimy się w cierpliwość.
Są rzeczy ważne i ważniejsze i myślę, że dużo osób się tutaj ze mną zgodzi.
Pozdrawiam, Karolina.