niedziela, 15 grudnia 2013

The experience cz 95

- Widzę, że już lepiej z Bartkiem? - Martyna zwróciła się do mnie gdy grałyśmy w karty. Nie umknął jej ani mój dobry humor, ani czułe pożegnanie z Bartkiem.
- Tak – z wielkim i szczerym uśmiechem na twarzy odpowiedziałam jej na zadane pytanie. Nie ukrywałam swojej radości i tego, że moje życie w końcu zmierzało we właściwym kierunku. To była tak wielka radość, że nie chciałam jej ukrywać. - A jak z Filipem? Coś postanowiłaś? - tym razem, to ja zamierzałam dowiedzieć się czegoś więcej o niej, czy już podjęła jakąś decyzję i jakie miała plany na przyszłość.
- W przyszły weekend jadę do Niemiec. Porozmawiam z Chrisem a raczej z nim zerwę. Powiem mu, że nie widzę dla nas przyszłości, jak i nie jestem zadowolona z kierunku w jakim zmierza nasz związek. Chcę się przeprowadzić do Polski. Rozmawiałam z Moniką i  zgodziła się bym z nią zamieszkała, rodzice też już wiedzą. W weekend chcę to załatwić i wrócić tu, na stałe – była poważna lecz w jej oczach dostrzegałam ekscytację zmianą życia. Niesamowicie cieszyłam się z jej planów, to oznaczało, że będziemy bliżej siebie, że Martyna spróbuje znowu być z Filipem i będziemy tworzyć zgraną paczkę. Moja radość była przeogromna. Marzyłam o tym, by mieć przy sobie przyjaciółkę i teraz to marzenie miało się to spełnić.
- Tak się cieszę – przytuliłam się do dziewczyny, która uraczyła mnie szczerym uśmiechem. To z pewnością nie była dla niej ława decyzja ale zamierzałam ją wspierać i dołożyć wszelkich starań, by nigdy tego nie żałowała. - A jak z Filipem? - ponownie zadałam pytanie Martynie by dowiedzieć się jak miały się sprawy między nią a moim przyjacielem.
- Dobrze – w jej głosie było dużo radości i szczęścia a ona cała była rozanielona – Nie jesteśmy razem, jeszcze. Zdecydowaliśmy, że jak wszystko załatwię w Niemczech to zrobimy wszystko by nam się udało. Pierwszy krok należy do mnie, zerwanie z Chrisem i przeprowadzka do Polski. Gdyby zaszła konieczność to Filip zamieszkałby tam ale wiadomo, mnie jest łatwiej. Zresztą, bardzo chcę znowu tutaj być – było mi trudno w to wszystko uwierzyć, to było jak najlepszy sen, dlatego chciałam zachować dystans by całkowicie się tym nie cieszyć, tylko dopiero jak już Martyna będzie na stałe w Polsce. Do sali weszła pielęgniarka, która od razu stanęła przy moim łóżku.
- Zabieram Panią do psychologa – pielęgniarka dosyć obcasowo powiedziała do mnie i podstawiła wózek koło łóżka.
- Leć, zobaczymy się jutro – Martyna pożegnała się ze mną a ja, pojechałam na zwierzenia.
Tego dnia było również bardzo emocjonująco, rozmawiałyśmy o mamie ale też i o Maćku. Powoli naprawdę godziłam się z tą stratą i z każdym słowem, byłam silniejsza. Już nie udawałam, nie zakładałam maski silnej dziewczyny, a po prostu się nią stawałam.


Przez ostatnie dwa dni bardzo dużo czasu spędzałam z Bartkiem, Filipem, Martyną i Marcinem. Nadal byłam w szpitalu ale to nie przeszkadzało nam by się dobrze bawić. Intensywne graliśmy w gry planszowe i to znacznie umiliło mi czas spędzony w szpitalu. Pozwoliło mi to  zbliżyć się do bliskich mi osób. Cieszyłam się, że pomimo wakacji przychodzili do mnie i urozmaicali mi leżenie w łóżku. Czułam się już lepiej jak i fizycznie tak i psychicznie, byłam gotowa wyjść już ze szpitala, czekały mnie tylko formalności z tym związane. Czekałam jeszcze na tatę, który miał mnie odebrać, ale już nie mogłam się doczekać momentu, kiedy się pojawi. Z tatą dogadywałam się bez problemu, moja kłótnia z mamą nie wpłynęła na nasze relacje i było bez zmian, a nawet można było powiedzieć, że bardziej Go doceniałam i zauważałam dobro, którym mnie otaczał. Jeżeli chodzi o mamę to również nie było zmian ale to akurat nie było powodem do radości. Od naszej ostatniej kłótni nie pojawiła się w szpitalu ani nie zadzwoniła, ewidentnie była obrażona na mnie, lecz ja tylko powiedziałam jej słowa prawdy, a raczej przypomniałam co myślała o mnie. Nie wiem czemu ale za bardzo się tym nie przejmowałam, może działo się tak za sprawą rozmów z Panią Agnieszką, a może to już ocierało się o bezradność z mojej strony, nie wiem, ale nie skupiałam się na tym. Miałam inne sprawy na głowie, trudno ocenić czy były one ważniejsze czy nie, ale po prostu były i mogłam się na nich skupić bo stanowiły mój priorytet na najbliższe dni. Na pewno czekały mnie dwie rozmowy kwalifikacyjne, jedna już jutro a druga w piątek. Zależało mi na znalezieniu pracy, więc musiałam się przyłożyć i dołożyć wszelkich starań by te misje, albo chociaż jedna z nich, zakończyła się powodzeniem.
Natomiast jeżeli chodzi o Bartka to było wszystko dobrze, wreszcie. Wszelkie nieporozumienia zostały wyjaśnione i mogliśmy skupić się na sobie i budowaniu silniejszej relacji. Kochałam Go bardzo mocno więc zamierzałam każdego dnia walczyć o Niego, nie straszne były nam kłody jakie życie rzucało nam pod nogi, oboje mieliśmy siłę w sobie, która była motorem do działania. Obiecaliśmy sobie, że nigdy na polu walki nie wywiesimy białej flagi lecz będziemy walczyć o siebie, do ostatniej kropli krwi. Byłam pewna tego co czułam  i wiedziałam, że w swoim życiu do nikogo nie czułam czegoś takiego. To nie było tak, że Maćka kochałam słabiej, tylko po prostu inaczej. Czas było pogodzić się z tym, że On odszedł i nie wróci, bardzo to bolało ale już dłużej nie mogłam się oszukiwać, łudzić, że prawda była inna. Nigdy nie przestanę kochać Maćka i nigdy Go nie zapomnę i kto by nie pojawił się w moim życiu i tak by tego nie zmienił.

- Gotowa? - z zamyślenia wyrwał mnie głos taty. Czekał na mnie wraz z Marcinem a ja nawet nie zauważyłam kiedy przyszli, odpłynęłam gdzieś daleko w swoich rozmyślaniach.
- Tak, tak – zerwałam się z łóżka i poprawiłam swoje ubranie. Tak się nie mogłam doczekać wyjścia, że już z samego rana przebrałam się w normalne ubranie i czekałam. - Dużo zdrowia, trzymaj się – zwróciłam się do mojej współlokatorki, która jeszcze zostawała w szpitalu.
- Dziękuję, Ty też dbaj o siebie – pożegnałyśmy się buziakiem w policzek i w objęciach taty opuściłam szpital. Już wczoraj od lekarza prowadzącego dostałam wszelkie wskazówki dotyczące żywienia i tego jak miałam dbać o siebie. Zostałam również obdarowana czarną gumową bransoletką, która miała mi przypominać o posiłkach. Z daleka wyglądała jak zwykła czarna bransoletka odmierzająca czas, więc nic co mogło budzić zainteresowanie innych osób.
- Tato pojedziemy na chwilę na cmentarz? - niepewnie spojrzałam na tatę kiedy wyjeżdżaliśmy z szpitalnego parkingu. Tata popatrzył na mnie z lekkim przerażeniem, jakby bał się, że wracałam do punktu wyjścia, lecz było inaczej. Dawno mnie tam nie było i pragnęłam to naprawić, jak i coś przekazać Maćkowi a miałam wrażenie, że stamtąd najszybciej to do Niego dotrze. - Nie bój się, chcę się chwilę pomodlić  a później od razu pojedziemy do domu – uśmiechnęłam się do Niego by rozwiać wszystkie wątpliwości, które się w nim nagromadziły.
- Ale tylko na 5 minut – mimo namalowanego strachu zgodził się, co mnie bardzo ucieszyło. Cmentarz znajdował się blisko szpitala więc po dosłownie 3 minutach staliśmy na parkingu znajdującym się przy cmentarzu.
-  Zaraz będę – nie czekałam aż tata z Marcinem wysiądą z samochodu ponieważ chciałam iść tam sama. Miałam nadzieję, że zrozumieją moje zachowanie i dają mi chwilę na załatwienie tego co chciałam zrobić.
-  Cześć braciszku – usiadłam na ławce, która stała przy grobie Maćka. Przez chwilę było mi trudno zacząć mówić ponieważ miałam niemiłosierne poczucie winy i zawodu wobec Maćka. Miałam ściśnięte gardło i strasznie drżał mi głos. Nawet sobie nie zdawałam sprawy z tego, jak trudne to dla mnie było - Przepraszam, że złamałam obietnicę. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Wiedz, że bardzo Cię kocham, nigdy nie było inaczej i nigdy nie będzie. Ktokolwiek pojawi się w moim życiu, nigdy nie zajmie Twojego miejsca.  Nie wiem czy kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć to co zrobiłam ale wiedz, że nie zrobiłam tego specjalnie. Przysięgam, że już do  końca życia będę dbać o siebie. Naprawdę żałuję, że Cię zawiodłam ale dostałam niezłą nauczkę i już wyciągnęłam wnioski. Mciuś Kocham Cię – ukucnęłam przed grobem i położyłam na nim rękę, zamknęłam też oczy wciągając głęboko powietrze do płuc. Chciałam z powrotem zebrać siłę i oddać należyty szacunek Maćkowi. Miałam żal do siebie za to co zrobiłam, mimo że to było nieświadome, to cały czas ciążyło mi na sercu. Przed śmiercią obiecałam mu, że będę dbała o siebie i nie spełniłam tej prośby, miałam nadzieję, że teraz uda mi się to naprawić i on to dostrzeże. Nie było mi łatwo z świadomością, że w nawet ostatniej Jego prośby nie potrafiłam spełnić ale nie mogłam cofnąć czasu. Zamierzałam robić wszystko by wiedział, że się staram i wreszcie poszłam po rozum do głowy. Człowiek najlepiej uczy się na swoich błędach i ja odebrałam niezłą lekcję od życia. Czasami musi stać się coś złego byśmy zrozumieli pewne rzeczy, to tak jakby ktoś wylał na nas kubeł zimnej wody, wtedy trzeźwiejemy i zaczynamy racjonalnie myśleć, jak i zauważać otaczającą nas rzeczywistość.
- Jedziemy – uśmiechnęłam się do taty gdy wsiadłam do samochodu. Tata dziwnie na mnie popatrzył, jakby doszukiwał się śladów łez na mojej twarzy ale na marne mu się to zdało. Nic się nie odezwał, Marcin również milczał. Cieszyłam się, że wracałam do domu, do swojego łóżka i pokoju. Tam najłatwiej było mi odpoczywać, ponieważ kochałam to miejsce.

- Jak dobrze być w domu – uśmiechnęłam się sama do siebie gdy już byliśmy w domu. To było dziwne, ale szukałam czegoś co by się zmieniło ponieważ miałam wrażenie, że wieki mnie tam nie było, to tylko 5 dni a człowiek miał wrażenie, że  minęła cała wieczność.
- Muszę jechać do kancelarii, jak coś to będę pod telefonem. Poradzisz sobie ?- tato stanął przede mną łapiąc mnie za ramiona. Był opiekuńczy i bardzo troskliwy, niesamowicie kochałam Go za to. Wiedziałam, że gdyby mógł, to zostałby ze mną w domu i osobiście dopilnował by mi niczego nie brakowało.
-  Tak, przecież już się dobrze czuję, a jak coś to jest Marcin. Nie martw się tak o mnie. - przytuliłam się do Niego i było mi w Jego objęciach bardzo dobrze. Tato czule przytulił mnie do siebie, sprawiając, że poczułam się jak mała dziewczynka. Byłam pewna, że jeżeli by mógł, to by nieba przychylił abym już nigdy nie musiała cierpieć.
-  Tak bardzo Cię kocham – popatrzył na mnie z ojcowską miłością i dał mi buziaka w czoło. Uśmiechem pożegnałam Go i spojrzałam na Marcina, który był bardzo milczący.
-  Wszystko w porządku ? - dziwiło mnie Jego zachowanie i nie potrafiłam Go rozszyfrować. W głowie miałam różne myśli, bałam się, że mógł być na mnie obrażony lecz nie wiedziałam za co, ponieważ jeszcze wczoraj było wszystko w porządku.
- Tak, tylko popiliśmy z chłopakami wczoraj i ledwo żyję – że też wcześniej na to nie wpadłam. Marcin miał kaca i to porządnego. Było mi go szkoda, wyglądał bardzo biednie, teraz to ja musiałam zadbać o Niego.
- To idź się połóż, a ja idę wziąć kąpiel – dałam mu buziaka w policzek i poszłam do swojego pokoju. Widać było, że dawno w nim nikogo nie było, od razu otworzyłam okna i wyniosłam pościel na balkon. W łazience zapaliłam świecę i wzięłam długą kąpiel by doprowadzić swe ciało do normalności. Mimowolnie spojrzałam w lustro ponieważ dawno się w nim nie przeglądałam. Miałam obraz na całą siebie, od stóp do głowy. To jak wyglądałam, nie było powodem do uśmiechu,  sprawiałam wrażenie biednego, zagłodzonego dziecka. Nie lubiłam siebie takiej, gdy było mi widać żebra, samej wydawało mi się, że zaraz się rozpadnę. Jakoś nigdy specjalnego problemu z akceptacją siebie nie miałam, natomiast w tamtym momencie, czułam odrazę do osoby jaka znajdowała się w lustrze. Nie poznawałam siebie i dlatego też, miałam wrażenie, że patrzyłam na obcą mi osobę. Nie chciałam dłużej się dołować i psuć sobie humoru, odwróciłam wzrok i zajęłam się sobą.
Gdy skończyłam wszystkie czynności w łazience akurat moja bransoletka dała o sobie znać. W szlafroku zeszłam do kuchni by przygotować sobie coś do jedzenia. Dostosowując się do zalecenia lekarza, zjadłam zupę pomidorową, która znajdowała się w lodówce. Z pełnym brzuchem, z powrotem udałam się do swojego pokoju, gdzie w końcu się ubrałam i usiadłam na balkonie dokańczając książkę, którą zaczęłam czytać w szpitalu. Ciszę zakłócił  mi dźwięk telefonu, na wyświetlaczu ukazało się imię Bartka. Przyzwyczajona Jego codziennym widokiem, już byłam stęskniona za Nim.
- Hej – radośnie przywitałam się z chłopakiem, chciałam tym samym dać mu do zrozumienia, że miałam dobry humor i że było już ze mną w porządku.
- Cześć, jesteś już w domu? - na początku Bartek chciał mnie odebrać ze szpitala lecz mój tato w życiu by mu na to nie pozwolił, ponieważ musiał osobiście zadbać o to bym znalazła się w domu, a po drugie, chciał zaznaczyć swoje miejsce w moim życiu. Było w tym coś zabawnego.   
- Tak, już nawet się zdążyłam wykąpać,  najeść. A Ty co robisz? – byłam ciekawa, czym mój ukochany się zajmował oraz jak mijał mu dzień. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie przez ostatnie dni i teraz naprawdę interesowało mnie Jego życie, czułam, że miałam w nim swoją część.  
- Siedzę w mieszkaniu. Pomyślałem sobie, że może wpadniesz dzisiaj do mnie na noc – Jego głos powoli stawał się niepewny, jakby trochę mnie kokietował a trochę bał się mojej reakcji. Mimo, że propozycja była bardzo kusząca to niestety nie mogłam się zgodzić.
- To bardzo miłe z Twojej strony ale niestety muszę odmówić. Jutro z samego rana mam coś do załatwienia więc muszę być wypoczęta –  starałam się Go nie urazić ale na tamten moment, nie chciałam mu powiedzieć co takiego następnego dnia miałam do zrobienia, wierzyłam w magię tajemnicy i do końca chciałam tą tajemnicę zachować.
- No to co za problem, możesz ode mnie jechać załatwić to coś. - Bartek starał się mnie przekonać do zmiany planów ale nie mogłam ulec, miałam nadzieję, że nie obrazi się na mnie za to oraz, że będzie wyrozumiały. W Jego głosie czułam lekką irytację ze względu na to, że ciągle nie wiedział co miałam w planach i co było otoczone tak wielką tajemnicą.
- Bartek możemy się umówić na piątek? Proszę – zależało mi na tym, by mieć te dwa dni poniekąd dla siebie. Jutro miałam rozmowę kwalifikacyjną i w piątek również więc chciałam się na tym skupić, dobrze przygotować i zrobić dobre pierwsze wrażenie. Czułam, że gdybym nocowała u Niego nie mogłabym się należycie przygotować i mogłabym zawalić na tym polu.
- Dopiero? W piątek idę do pracy w klubie – Jego głos wskazywał na to, że zaczął się denerwować i jak najszybciej musiałam coś wymyślić bo znając życie, obraziłby się na mnie. Zależało mi na porozumieniu bo nie potrzebna była irytacja i złość, wierzyłam, że wszystko dało się pogodzić.
- No to co. Przyjadę do Ciebie jakoś ok 14. Zjemy obiad, może gdzieś się przejdziemy. Wieczorem zrobię kolację a później pójdziesz do klubu a ja będę na Ciebie czekać i sobotę też będziemy mogli spędzić razem - dla mnie to był dobry plan. Chciałam przebywać z nim jak najwięcej czasu, dopóki nie miałam pracy ponieważ później to ona będzie zajmowała większą część mojego dnia a nawet życia. Podejrzewałam również, że propozycja spędzenia ze mną dwóch dni, skusi Go do przystania na mój pomysł.
- Dobra, przecież wiem, że już nie mam nic do gadania. Mam zrobić jakieś specjalne zakupy czy później razem coś wymyślimy? - poddał się moim planom co mnie niesamowicie ucieszyło. Miłe było również to, że była dopiero środa a on już myślał co będziemy gotować w piątek, jakby naprawdę nie mógł się doczekać.
-  Razem, jak przyjadę do Ciebie to najwyżej pójdziemy na zakupy i kupimy wszystko co nam będzie potrzebne. - nie chciałam go naciągać ponieważ oboje mniej więcej byliśmy w tej samej sytuacji, każde z nas utrzymywało się same, oczywiście, że on miał ciężej ponieważ ja nie płaciłam za jedzenie, które jadłam w domu.
- Dobra, to co, do piątku ?

- Tak. Zadzwonię jutro. Pa – pożegnałam się z chłopakiem i powróciłam do czynności sprzed rozmowy.


5 komentarzy:

  1. świetna ta część :) odpoczywaj i regeneruj siły na następne części :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba ta część :)

    OdpowiedzUsuń
  3. uuu, fajnie, dużo się dzieje moim zdaniem, a część jak zwykle dobra! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra część, jest w niej -> to coś<-.
    Życzę i droga autorko, abyś spędziła te święta w gronie najbliższych Ci osób, w domu pełnym ciepła i radości.
    MY-czytelnicy... myślę, że uzbroimy się w cierpliwość.
    Są rzeczy ważne i ważniejsze i myślę, że dużo osób się tutaj ze mną zgodzi.
    Pozdrawiam, Karolina.

    OdpowiedzUsuń