Obudził mnie cudowny śpiew ptaków i ciepłe powietrze jakie
wpadało przez otwarte okno. Dookoła oprócz śpiewu ptaków, nie było nic słychać,
jakbym została sama w otaczającym mnie miejscu. Byłam niesamowicie wypoczęta i
nawet miałam dobry humor. Uśmiechałam się z niewiadomego powodu i było mi z tym
bardzo dobrze. Martwiło mnie jedynie to, dlaczego w łóżku obok nie było
Marcina, ani z dołu nie dochodziły żadne odgłosy. W pidżamie zeszłam na dół w
poszukiwaniu przyjaciół. Na pierwszy rzut oka, nikogo nie było, lecz gdy
wyszłam na taras, zobaczyłam powód dla którego moi towarzysze się tam
znajdowali. Moim oczom ukazał się pięknie zastawiony stół z przygotowanym
śniadaniem, które śmiało można było nazwać królewskim.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam... - Filip,
Martyna i Marcin zaczęli głośno śpiewać na mój widok. Uśmiechałam się od ucha
do ucha szczerze nie mogąc uwierzyć w niespodziankę, jaką mi przygotowali.
Najzwyczajniej w świecie zapomniałam o tym, że tego dnia były moje urodziny.
Cieszyłam się, że przynajmniej oni pamiętali oraz, że to z nimi mogłam spędzić
ten dzień i na dodatek w takich okolicznościach. Miałam łzy w oczach i ledwo
się powstrzymywałam by ich nie uronić.
- Wszystkiego najlepszego siostra – Marcin podszedł bliżej
mnie i szeroko się uśmiechnął. Po chwili to samo zrobił Filip a za nim Martyna.
Byłam w szoku i nie wiedziałam co miałam powiedzieć, brakowało mi słów by
wyrazić wdzięczność i radość jaką czułam z przygotowanej mi niespodzianki. Gdyby
nie Oni, to zapomniałabym o swoich własnych urodzinach. To nie był nie wiadomo
jak szczególny dzień, natomiast fajnie było wiedzieć, że jest się starszym i
jakoś uczcić ten dzień dokonując chociażby refleksji.
- Dziękuję Wam bardzo, jesteście kochani – przytuliłam ich
wszystkich do siebie i niestety już dłużej nie mogłam się powstrzymywać,
poleciały mi łzy, na szczęście były one łzami szczęścia.
- Ma się rozumieć, a teraz zapraszamy do stołu – Filip
sobie ze mnie żartował a ja mówiłam poważnie. Uśmiech nie chciał mi zejść z
twarzy i rozanielona zajęłam miejsce przy stole, przypatrując się
pysznościom, które się na nim znajdowały, aż nie miałam sumienia burzyć tej
pięknej kompozycji. Wszystko było tak ładnie podane i zachęcało swoim widokiem,
że nie mogłam się napatrzeć. Marcin nalał mi świeżego soku z mojego ulubionego
owocu – pomarańczy, Martyna z Filipem wymieniali między sobą uśmiechy.
- To jest nasz prezent dla Ciebie. Mamy nadzieję, że Ci się
spodoba – przyjaciele podali mi ładnie zapakowaną paczkę z cudowną, białą
kokardą. Byłam niesamowicie ciekawa co znajdowało się w środku, ale
przeczuwałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Miałyśmy z Martyną
podobny gust i wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Oczywiście nawet jeśliby
prezent by mi nie podpasował, to i tak udawałabym, że jest cudowny. Bo liczy
się gest.
- Uwaga – wzięłam głęboki oddech i jednym pociągnięciem
rozwiązałam kokardę i zabrałam się za rozrywanie papieru. W środku znajdowało
się pudełko a po Jego otworzeniu, w końcu zobaczyłam rzecz, którą mnie
obdarowano. Oczy wyszły mi na wierzch, bo to, co dostałam to było moje
marzenie. Z prezentami bywało różnie i pomimo że doceniałam każdy, to
uwielbiałam dostawać prezenty, które bym sama sobie nie kupiła, bo szkoda było
mi pieniędzy, bo kiedy akurat chciałam zakupić dany produkt, to był on
niedostępny i z wielu innych nieznanych mi powodów. Dostałam moją wymierzoną
paletkę cieni, która była niedostępna w Polsce a jej cena w zagranicznych
sklepach internetowych była zdecydowanie za duża jak na dwanaście małych cieni.
Zapiszczałam z radości i rozpłakałam się jeszcze bardziej. To był cudowny
prezent i czułam, że zdecydowanie za drogi. - Matko, dziękuję Wam. -
przytuliłam się do przyjaciół i uraczyłam ich całusami w policzki. - Naprawdę
nie trzeba było – czułam się dosyć niezręcznie z tym, że dostałam tak drogi
prezent. Ale fakt faktem, moje jedno z kosmetycznych marzeń zostało spełnione.
- Cieszymy się, że się podoba – Martyna była
zadowolona z tego, że sprawiła mi tak ogromną radość. Ona doskonale wiedziała,
że to był strzał w dziesiątkę i każdemu kolejnemu podarunkowi będzie trudno
przebić to co dostałam od Niej i od Jej chłopaka.
- Żartujesz sobie?! - Martyna pogrywała sobie ze mną i
bardzo nas to bawiło, a chyba jeszcze bardziej chłopaków. Oni ewidentnie nie
rozumieli naszego a w szczególności mojego zachowania. Bo jak można było wydać
ok 250 złotych na jakieś cienie do powiek? Wiem, to nienormalne, ale co
poradzić, czasem kobiety mają różne zachcianki.
- Dobra to teraz czas na mnie. Proszę udawaj, że chociaż w
połowie spodoba Ci się tak bardzo, jak prezent tych dwojga – Marcin niepewnie
podał mi torebkę prezentową, która była średniej wielkości. Byłam cholernie
ciekawa tego, co z kolei on wymyślił i czym chciał mnie obdarować. Ponownie
wzięłam głęboki oddech i zajrzałam do środka. Znalazłam tam dwa pudełeczka.
Jako pierwsze wyciągnęłam zapakowane w czarny papier. Moja ciekawość wzrastała
z minuty na minutę, na szczęście szybko dostałam się do środka. Były to moje
ukochane perfumy, które ubóstwiałam ponad wszystko a zawsze szkoda mi było
wydać na nie tyle pieniędzy. Kojarzyły mi się z kobiecością ale i niewinnością.
Cieszyłam się, że nie musiałam sama ich sobie kupić. Zachowywałam się jak małe
dziecko, które dostawało wszystko o czym marzyło, To nic, że to były tylko
rzeczy materialne, jeżeli nie mogłam mieć zapełnionej sfery emocjonalnej
to chociaż tą materialną mogłam mieć bogatą. Zresztą kto z nas nie lubi być
czasem rozpieszczany? A urodziny były do tego doskonałym powodem.
- Oszaleliście chyba z tymi niespodziankami – śmiałam się
przez łzy i nie mogłam się tym wszystkim nacieszyć a wiedziałam, że to nie było
wszystko. Czekało mnie jeszcze jedno pudełeczko i cały dzień wrażeń
przygotowanych przez najbliższych. Sięgnęłam po drugą część prezentu by dowiedzieć
co jeszcze miało uraczyć moją osobę. Z kolei w drugim kartoniku znalazłam
przecudowną bransoletkę lilou ze złotym serduszkiem na którym była
wygrawerowana litera M. To był bardzo spersonalizowany prezent, który poruszył
moje serce. Już nie mogłam powstrzymywać łez i bronić się przed
uczuciami, które w tamtym momencie mi towarzyszyły. W tym prezencie znajdowała
się wielka część mojego życia, był w Nim Maciek i Marcin i wiele innych słów,
które zaczynały się na moja ulubioną literkę. Rzuciłam się Marcinowi w objęcia
i bez ogródek płakałam. To czym mnie obdarował to tak, jakby dał mi część tego,
co odeszło, a co miało mi towarzyszyć przez resztę życia. Nie chciałam nawet na
moment rozstawać się z tym prezentem, on już był nieodłączną częścią mnie.
- Dziękuję – wyszeptałam do brata i zanurzyłam się w Jego
ramionach. Tak bardzo Go kochałam i cieszyłam się, że miałam Go przy sobie. Te
prezenty były naprawdę cudowne i moje wymarzone. Czułam, że przyjaciele wraz z
moim bratem, chcieli sprawić mi jak największą radość by choć trochę
wynagrodzić mi ból jaki pozostał po Bartku. Tak, to były tylko rzeczy
materialne, ale to była część moich marzeń i pragnień.
- Już nie becz, tylko jedz bo musisz mieć dużo siły –
Martyna ukucnęła przy mnie i wycierała mi łzy. Jej uśmiech sprawił, że i ja
zaczęłam się głośno śmiać. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale byłam
szczęśliwa, pierwszy raz nie wiem od kiedy, śmiałam się całą sobą i widziałam
życie w kolorowych barwach.
- Siły na co? - byłam bardzo ciekawa tego, co miało mnie w
tym dniu spotkać, ale w sumie najważniejsze było to, że miałam go spędzić z
bliskimi osobami. Pustka, jaką pozostawił po sobie Bartek, chociaż trochę była
wypełniona i mniej odczuwalna.
- Na dobrą zabawę, a teraz smacznego – Marcin ukrócił naszą
rozmowę i dał znać Martynie, że to co wymyślili ma być dla mnie niespodzianką.
Ciekawość mnie zżerała, ale wiedziałam, że dowiem się wszystkiego w swoim
czasie. Tymczasem, delektowałam się pysznym jedzeniem i cudownym powietrzem.
Pod względem wrażeń, ten dzień był niesamowity. Moi
przyjaciele jak i Marcin wiedzieli, że jedną z rzeczy jakie w życiu
uwielbiałam, to była adrenalina. Zawsze to zagadnienie było dla mnie magią i
lubiłam je czuć. Dlatego też wszyscy razem wybraliśmy się do Parku Linowego. To
co się tam działo, jest niedopisania. Ostatni raz tak wolna czułam się
podczas skoku na boungee.
Zjeżdżaliśmy na linach nad domami, przepaściami, rzekami.
Piszczałam z zachwytu co najmniej jakbym odczuwała setny orgazm tej samej nocy.
To było lepsze niż sex z Bartkiem. Brzmi niemożliwie? A jednak. Jeszcze
do tego ta przyroda, piękne widoki, czyste powietrze. Zakochałam się w tamtym
miejscu i gdy tylko zostałam odpięta od lin, to chciałam spróbować jeszcze raz
i znowu poczuć to wspaniałe uczucie. Uwielbiałam mierzyć się ze swoim strachem
i wszelkimi towarzyszącymi mi obawami. Czułam się przez to silniejsza,
pewniejsza i z większą świadomością samej siebie. Przez wrzaski jakie
wydobywały się z moich ust, poniekąd oczyściłam się z towarzyszących mi złych
emocji i myśli. Byłam lżejsza o kilka kilo i chyba z nową energią na kolejne
dni i zmagania się z przeciwnościami losu. Umocniłam swoje przekonania i
postanowiłam walczyć o swoje szczęście i nie odpuszczać.
Wszyscy zmęczeni, ale i szczęśliwi wracaliśmy do naszego
domku letniskowego. Marcin z Filipem byli typowymi twardzielami i w ogóle nie
okazywali strachu, każde przeszkody na torze pokonywali z uśmiechem, a jak już
krzyczeli to tylko i wyłącznie z podniecenia. Martyna już nie była tak odważna
jak my, ale też dała z siebie wszystko, pokonała swoje bariery i fajnie było
widzieć, jak sprawiało jej to radość. Natomiast to nie był jeszcze koniec.
Byliśmy trochę wyczerpani, ale już miałam zapowiedziane, że to nie był koniec
niespodzianek. Mieliśmy wziąć szybki prysznic i ruszać dalej. Oczywiście plany
na resztę dnia a w sumie już wieczora, nie były mi znane, bo to miała być
kolejna niespodzianka. Wiedziałam, że już lepiej być nie mogło, ale to nie było
ważne, ważne było to, że miałam spędzić ten czas z bliskimi mi osobami. Gdy byliśmy
w domku to dopiero wtedy spojrzałam na telefon, miałam kilka wiadomości
tekstowych i nieodebranych połączeń – od rodziców, dziadków, Damiana, Piotrka,
nawet Asi... Nie było nic od Bartka. Zabolało mnie to, ale co ja mogłam na to
poradzić? Szczerze, to myślałam, że się odezwie, że moje urodziny będą
czynnikiem zapalnym by ze sobą porozmawiać, że to jest dobry pretekst by
naprawić to, co było zepsute ale cóż, spotkałam się z wielkim rozczarowaniem.
Nie chciałam psuć sobie tym swojego święta, dłuższe myślenie o tym, że
zapomniał o mnie do niczego dobrego by nie prowadziło. Moi przyjaciele i brat,
starali się bym była w dobrym humorze i jak najlepiej wspominała ten dzień,
więc nie chciałam zmarnować ich pracy.
- Gosia za godzinę wychodzimy – Marcin wyszedł z łazienki
owinięty ręcznikiem i zastał mnie siedzącą na łóżku. Wpatrywałam się w telefon
i odpisywałam na życzenia, jakie przysłali mi znajomi.
- Jasne, już się szykuję – wymusiłam uśmiech na swoich
ustach i wymijając brata poszłam do łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic i
patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nie zamierzałam się poddawać. Ten dzień
należał do mnie i chciałam wyglądać jak milion dolarów, by poczuć się dobrze
sama ze sobą, by sprawić radość nie tylko moim bliskich, którzy wtedy ze mną
byli, ale też samej sobie. Wzięłam się za suszenie włosów a zaraz po tym
zawinięta w ręcznik wyszłam do pokoju. Marcin akurat kończył się ubierać i
dokonywał ostatnich poprawek swojego wyglądu. Na dobrą sprawę, nie wiedziałam
jak miałam się ubrać, czy bardziej elegancko czy sportowo. Marcin miał na sobie
jeansy, biały T-shir i szarą, dresową marynarkę. - Słuchaj jak ubiorę czarną
sukienkę i założę szpilki to wpasuję się w otoczenie ? - strój na wieczór już
miałam mniej więcej zaplanowany, ale nie wiedziałam czy się nada, a nie
chciałam wyglądać jak Filip z konopi.
- Będzie idealnie – brat puścił mi oczko i dał mi buziaka w
policzek. Zostawił mnie samą, żebym spokojnie mogła się przygotować. Wykonałam
mocny makijaż oka i ubrałam czarną, krótką i obcisłą sukienkę, do tego czarne
sandałki na obcasie. Zostało mi jedynie dobrać biżuterię i byłam gotowa na
wieczorne świętowanie. Przed wyjściem spojrzałam jeszcze w lustro i to co
zobaczyłam, w pełni mnie usatysfakcjonowało. O taki efekt mi chodziło,
uśmiechnęłam się sama do siebie i po cichu złożyłam sobie życzenia.
- Wszystkiego najlepszego, Gosiu – posłałam sobie buziaka i
wyszłam dołączając do przyjaciół, którzy siedzieli w salonie i oczekiwani na
mnie.
- Wow – Filip wyraził zachwyt kiedy mnie zobaczył czym mnie
onieśmielił. Nie mogłam się przestać uśmiechać i to było cudowne. Już mnie
nawet policzki bolały od tej radości. Ten dzień był pełen dobrych wibracji i to
nie był jeszcze koniec. Martyna skarciła trochę Filipa za Jego zachowanie, ale
to nie było potrzebne. Dla niej nie byłam żadnym zagrożeniem.
- Jedziemy, bo się spóźnimy – Marcin popędził nas
wszystkich i niemalże wypchnął z domku. Wszyscy śmiejąc się z Jego zachowania
postąpiliśmy zgodnie z Jego prośbą. Nikt mi nie chciał powiedzieć dokąd
jechaliśmy i w pewnym momencie przestałam naciskać, bo i tak byłam na
przegranej pozycji. W samochodzie się wygłupialiśmy i głośno śpiewaliśmy
piosenki, które akurat leciały w radio. Nie jechaliśmy jakoś długo, bo już po
pół godzinie zatrzymaliśmy się przed budynkiem, którego nazwa nic mi nie
mówiła, ale czułam, że będzie przyjemnie. Brat otworzył mi drzwi i wyciągnął ku
mnie dłoń. Przez chwilę naszła mnie myśl, że szkoda iż to nie był Bartek, ale
nie mogłam mieć wszystkiego.
- Pozwól – Marcin wyciągał ku mnie dłoń i gdy ją złapałam
szliśmy pod ramię do wnętrza tajemniczego budynku. Martyna z Filipem szli za
nami. Gdy się obróciłam by zobaczyć ich miny to mieli fantastyczne uśmiechy na
twarzy. Ta knajpa przypominała mi amerykańskie lokale, nie ze względu na
wystrój, bo ten był trochę elegancki ale przełamany zwyczajnością. Całość
sprawiała wrażenie bardzo przytulne i ciepłe. Lokal miał trzy strefy, po bokach
rozciągały się stoliki, które były ładnie nakryte, pośrodku był parkiet a pod
jedną ze ścian istniała scena, gdzie muzyka była grana na żywo. Można było
tańczyć ,ale i słuchać młodych, debiutujących wykonawców. Cała nasza czwórka
zajęła stolik po lewej stronie sceny i od razu podszedł do nas kelner
przynosząc menu i białe wino, które od razu zostało nam nalane do lampek. Marcin
z racji iż był kierowcą wznosił toast wodą mineralną.
- Żebyś zawsze miała taki piękny uśmiech jak dzisiaj –
Filip zaczął przemawiać i pomimo, że wcale nie trwało to długo, ale było
szczere i prawdziwe. Niby to były proste słowa, ale pod nimi kryło się znacznie
więcej.
- Zawsze tak pięknie wyglądała i cudownie się śmiała –
Martyna kontynuowała wywód zaczęty przez jej życiowego partnera. Z każdym ich
słowem utwierdziłam się w przekonaniu, że czuli satysfakcję z wykonanego planu.
Dokonali czegoś co było prawie niemożliwe, ciężar rozstania się z Bartkiem
zszedł ze mnie i czułam się wolna i przede wszystkim szczęśliwa.
- Byś pozostała sobą, bo taką Cię najbardziej kochamy. Sto
lat! - na te słowa Marcina, wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy zawarty
w nich napój.
- To ja Wam dziękuję za ten dzień, tyle niespodzianek,
prezentów i wspaniałych wrażeń. Kocham Was najbardziej na świecie i dziękuję,
że mi o tym przypomnieliście – mówiąc to miałam cienki, załamujący się głos.
Byłam cholernym wrażliwcem i bardzo szybko i łatwo się wzruszałam. Przez długi
czas to Bartek był dla mnie najważniejszy na świecie, ale życie
zweryfikowało, kto powinien był zająć to miejsce. Nie czułam porażki i złości
do siebie za to, że popełniłam błąd, bo niczego nie żałowałam. Przeżyłam z
Bartkiem wspaniałą przygodę, zdobyłam spore doświadczenie i doznałam nowych
wrażeń, ale niestety nie wszystkie bajki kończą się happy endem. To na pewno
nie był koniec, na tym moje życie się nie kończyło. Miałam dopiero 19 lat i
jeszcze tyle przygód było przede mną, a ten dzień tylko mi o tym przypomniał.
Kiedy zamówiliśmy jedzenie to wsłuchiwaliśmy się w
wspaniałych ludzi stojących na scenie. Uwielbiałam słuchać muzyki na żywo i to
był taki mini koncert, a ja byłam wielką miłośniczką koncertów. Po niedługim
czasie kelner przyniósł nam nasze dania i uśmiechając się wszyscy do siebie
zajęliśmy się opróżnianiem talerzy.
- Czuję się jak w niebie – moje wszystkie zmysły tego dnia
zostały zaspokojone a ostatnimi czasy uwielbiałam jeść i miejsce w którym
byliśmy, serwowało przepyszne dania. Gdyby nie to, że czekał nas jeszcze deser
to wzięłabym podwójną porcje.
- I o to chodziło – Martyna śmiała się do mnie, ale
wiedziałam, że jej też podobało się miejsce, które raczyliśmy swoją obecnością.
To były fajne urodziny, nie świętowałam sama, ale z przyjaciółmi, bratem.
- To co, zatańczymy? - Filip zwrócił się do Martyny a Ona
uśmiechając się do Niego wyraziła aprobatę dla Jego propozycji i ruszyła z nim
na parkiet. My z Marcinem mieliśmy żałobę i to ona, nie pozwalała nam dołączyć
do ludzi, którzy gościli na parkiecie. Nawet nie miałam ochoty tańczyć,
cieszyłam się z płynących dźwięków i mogłam spokojnie się w nie wsłuchać.
- Marcin, dziękuję Ci. Ten dzień nie mógł być lepszy –
złapałam brata za rękę i wpatrywałam się w Jego oczy. Czułam niesamowitą
wdzięczność, za to co wymyślił i zorganizował. Pokazał mi jak bardzo mnie znał
i kochał.
- To się cieszę. To w końcu Twoje święto i to Ty, jesteś
dzisiaj najważniejsza – zrobiło się bardzo słodko i wzruszająco a nie chciałam
psuć makijażu. Razem byliśmy najsilniejsi i tak powinna była wyglądać relacja
siostra-brat. Oboje zrobilibyśmy dla siebie wszystko i nie było dla Nas rzeczy
niemożliwych. W ciszy, lecz z uśmiechami na ustach wsłuchiwaliśmy się w grający
zespół. Na scenie pojawił się młody chłopak, miał może z 24 lata. Kiedy zaczął
śpiewać to pierwsze wersy piosenki jakie wydobyły się z Jego ust wcisnęły mnie
w krzesło. Nie wierzę w przypadki i to na pewno nie było przypadkowe zrządzenie
losu. Nie śmiałam też twierdzić, że to było zaaranżowane przez moich
przyjaciół. Traktowałam to jako przestrogę i wskazówkę od życia. To był cover,
ale wykonany w całkiem inny sposób niż wersja oryginalna. Było bardziej
lirycznie i emocjonalnie, ale ten tekst był kluczowy.
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te,
Które są na nie,
Bo chcę
Nie myśleć o tym już,
Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia,
Niczym zaległy kurz,
Tak już
Po prostu nie pamiętać,
Sytuacji, w której serce klęka,
Wiem, nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wiesz i Ty.
Znowu widzę Ciebie,
przed swoimi oczami,
Znowu zasnąć nie mogę,
Owładnięty marzeniami,
Wszystko poświęcam myśli,
Że byłaś kiedyś blisko,
Kiedy czułem Ciebie obok,
Wtedy czułem ze mam wszystko,
Tyle zostało po Mnie,
Tylko Ty i setki wspomnień,
Ile dałbym za to,
By móc o tym już zapomnieć,
Teraz nie ma Nas
I nie chce być tam,
Gdzie Ty jesteś,
Znowu staniesz przede mną,
zawsze robisz mi to we śnie,
Będę patrzył jak odchodzisz,
Chociaż chciałbym się odwrócić,
Będę myślał ile dałbym komuś,
Kto by czas zawrócił,
Kto by zatrzymał wskazówki,
Tylko na ten jeden moment,
W chwili, w której cię poznałem,
Poszedłbym już w drugą stronę.
Ref:
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te (...)
To był sen na jawie,
Gdy marzenia się spełniały,
Wszystko takie realne,
Chwile szybko tak mijały,
Tylko My, zamknięci w czterech ścianach,
A tak wolni,
A ważne ty byłaś obok,
A ja czułem się spokojny,
Pamiętasz jeszcze?
Te dni, całe miesiące,
Pamiętasz? Chcesz zapomnieć?
Ja nie mogę, wiem, że błądzę,
Snute kiedyś opowiastki,
Ja, Ty i srebrna taca,
Kiedyś to nie przerażało,
Już do tego nie chcę wracać,
Aura zepsucia w powietrzu,
Tracisz te 50% !
Chce zapomnieć o Tobie,
Zatrzeć w pamięci te noce,
By odeszły w nie pamięć,
Chwile, które zwałem złotem,
Tamte chwile to tombak,
Bo już wiem co było potem.
Ref:
Ile dałbym, by zapomnieć Cię,
Wszystkie chwile te (...)
Moje myśli spiętrzone,
wokół jednej chwili,
Kiedyś ta krótka,
potrafiła czas umilić,
Teraz stojąc jakby obok,
wciąż się przyglądam,
Już nie cieszy jak kiedyś,
wspominam, myślę dokąd zdążam,
Inne cele w życiu,
inne plany i pragnienia,
muszę wszystko pozmieniać,
Tak jak czas wszystko zmienia,
To co było nie wróci,
Wiem, choć czasem mam nadzieję,
Po co mam więc pamiętać,
ktoś by powiedział stare dzieje,
Wiem to, nie mogę zapomnieć,
jak było dobrze,
Wiem to, skończyło się,
mój własny pogrzeb,
Wiem to, i proszę Boga,
Nigdy więcej, niech nie pozwoli na to,
By ktoś trafił w moje serce !
Nawet nie dopasowywałam tych słów do swojej sytuacji.
Czułam po prostu, że to było o mnie i do mnie. To była również wskazówka jak
żyć i dalej postępować, to była nadzieja na to, że byłam w stanie żyć dalej nie
rozpamiętując tego co się wydarzyło.
- Gosia wszystko w porządku? - Marcin musiał zauważyć, że
intensywnie wsłuchiwałam się w piosenkę i wewnętrznie ją przeżywałam. Nie
trudno było dostrzec, że wywarła na mnie duże wrażenie i miała zastosowanie w
moim życiu. Uśmiechnęłam się do brata i o dziwo nie chciało mi się płakać, może
trochę piekły mnie oczy, ale nieznacznie, było to do przezwyciężenia.
- Tak, nie martw się tak o mnie – dałam mu buziaka w
policzek chcąc uspokoić nużące Go obawy. Nie byłam już tą małą, kruchą
dziewczynką sprzed kilku miesięcy. Wiedziałam, że tym razem nie mogłam
się załamać i poddać. Moja praca nad sobą i swoją siła nie mogła iść na marne.
Nie chciałam by historia się powtórzyła i znowu straciłabym kawałek swojego
życia. To nie było łatwe, kiedy ponownie straciłam ważną osobę w moim życiu. Po
śmierci Maćka załamałam się i co się stało? Szereg złych sytuacji, niemalże
pasmo nieszczęść. Nie jadłam i znalazłam się w szpitalu, kłóciłam się z mamą,
tatą i Marcinem, wyprowadziłam się z domu, rozstanie rodziców. Nie było mi mało
i porządnie doświadczyłam tego wszystkiego na własnej skórze. Nie chciałam by
historia się powtórzyła a ja tym samym popełniłabym kolejną masę błędów. Czas
było być silnym i odpowiedzialnym. Nic się jeszcze nie skończyło, a wręcz
przeciwnie tak dużo było przede mną. Może jeszcze istniała szansa by być z
Bartkiem, ale uznałam, że skoro nie zadzwonił, nie napisał to nawet nie chce
mieć ze mną najmniejszego kontaktu. Jedyne co mi pozostało to uszanować Jego
decyzję.
Dzisiaj bardzo długa część, ale myślę, że nie warto było
jej rozdzielać. Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu i czekam na komentarze.
Pozdrawiam!