niedziela, 18 maja 2014

The experience cz 145

Cześć!
Na początku przepraszam Was wszystkich, że tak długo mnie nie było i nawet nie uprzedziłam, że taka sytuacja będzie miała miejsce, ale uwierzcie mi, że nie planowałam tego. Ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, obfitował w wiele łez, negatywnych emocji, a przede wszystkich o dużo za dużo nerwów. Przez to, że od kilkunastu dni rzeczywistość okazała się być straszna i taka pełna beznadziei, straciłam swoje wszelkie pokłady cierpliwości i spokoju. Jedna z Was, pod ostatnim postem napisała taki o to komentarz: "Bezradność to najgorsze co może nas spotkać. To tak jakby czekanie na wyrok nie wiedząc jaki będzie i jak się bronić ,aby sędzia właśnie nam uwierzył,gdy dowody mówią co innego. " Dziewczyno, trafiłaś w sedno! W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam, bo to było wejście w moje życie prywatne i dokładnie opisanie stanu w którym się znalazłam. W moim życiu panuje ogromna BEZRADNOŚĆ. Do pewnego momentu żyłam w przekonaniu, że moja przyszłość leży tylko i wyłącznie w moich rękach i to ode mnie zależy co będzie dalej - co będę robić, gdzie będę mieszkać... Jednak spotykają Nas takie sytuacje, w których nie możemy nic zrobić, wszystko dzieje się wbrew Naszej woli. To nie my decydujemy gdzie i co będziemy robić, ale inni ludzie. Ktoś z Was może napisać, że to nieprawda i gadam głupoty, ale uwierzcie mi, że czasem dzieje się tak, że my nic nie możemy poradzić. Całe trzy lata działałam z jednym celem, robiłam wszystko by go osiągnąć, a teraz... Nie mogę nic zrobić, bo wszystko co mogłam zrobić - zrobiłam, a cel i tak, minie mi koło nosa i będę musiała żyć w taki sposób w jaki nie chcę, a jeśli tego nie zrobię, to stracę jeszcze więcej. Nie mam poczucia, że to nie moja wina i nigdy nie będę zdania, że nie powinnam mieć do siebie pretensji. Jest mi okropnie źle z tym, że nic nie mogę zrobić, że nie mam żadnej władzy by zatrzymać tą machinę. Mam w sobie dużo złych emocji - złość, rozżalenie, bezradność, słabość, smutek, zawód... Nie umiem się tego wyzbyć, codziennie mogłabym płakać, chociaż największe rozżalenie już wypłakałam i jest mi odrobinę lżej, to i tak mam dosyć życia. Wiem, muszę znaleźć nowy cel i powód do działania, ale w tej chwili jest mi z tym ciężko. I najgorsze nie jest to, że mój cel się nie spełni, tylko to, że ktoś, kto jest mi całkowicie obojętny i nie siedzi w moim sercu, decyduje o mojej przyszłości, sprawia, że ja nie mogę być szczęśliwa. I tu nie chodzi o użalanie się nad sobą i myślenie „O Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa”, chodzi o to, że teraz czuję się skołowana i bardzo niepewna, a nie lubię jak nie wiem co będzie dalej. Jestem typem osoby, która planuje, dużo myśli i rozkłada pewne rzeczy na czynniki pierwsze, a teraz, wśród tych złych wyjść awaryjnych, które tworzą się w mojej głowie średnio co dwie godziny, muszę wybrać jeden, który będzie tym definitywnym. Żaden mnie nie satysfakcjonuje, a  na dodatek każdy sprawia, że mam wrażenie, że co nie zrobię to i tak będzie to odwrotne z pierwotnym założeniem. Bo miałam się rozwijać, a teraz co nie uczynię, to i tak będę stać w miejscu, a cel który odszedł, już nigdy nie będzie miał możliwości się spełnić.
Wiem jedno, muszę wyjechać bo zwariuję. Potrzebuję się zrelaksować i rozjaśnić umysł. O dziwo, dzieje się to w momencie w którym wyjechała Gosia.
Jadę do Zakopanego a później na dwa dni do przyjaciółki, do Krakowa. Tym razem nie zostawię Was bez opowiadania, postaram się byście mieli co robić, a ja czekam na Wasze opinie odnośnie części. Wyjeżdżam w środę a wracam w poniedziałek, natomiast niech Was to nie zgubi i nie zapomnicie zostawiać komentarze, bo dzięki Nim tu wróciłam i mam nadzieję, że z początkiem przyszłego tygodnia, będzie podobnie.
Po tak długim wstępie, który definitywnie Wam się należał, zapraszam na część!

Wczorajszy wieczór minął w bardzo miłej atmosferze. Wspólnie siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy o przyjemnych sprawach, a przy tym wygłupialiśmy się jak małe dzieci, goniliśmy się wokół ogniska, tańczyliśmy, piliśmy, jedliśmy… Tak naprawdę dopiero wtedy poczułam, że były wakacje, które de facto już się kończyły. Bawiliśmy się beztrosko, jak na nastolatków przystało. Przynajmniej chociaż na tamten moment, przestałam zadręczać się sprawą z Bartkiem i notorycznie nie sprawdzałam telefonu, czy sprawdzić czasem nie dzwonił.

Obecnie siedziałam sobie nad jeziorem, było wcześnie rano i wszyscy jeszcze spali. Siedziałam a obok mnie leżał telefon, na który co chwilę zerkałam. Zastanawiałam się czy aby znowu pierwsza nie odezwać się do Bartka, ale w sumie nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Już tyle razy to ja pierwsza wyciągałam rękę, tylko ja zabiegałam o nasz kontakt, a On w ogóle tego nie doceniał.
Najgorsze były wspomnienia, w jednych sytuacjach cieszymy się, że je mamy a w innych są udręką. Pamiętam jak pierwszy raz Go zobaczyłam – o mało mnie nie zrzucił ze schodów. Pamiętam też, jak zaraz po tym wszedł do sali z języka angielskiego, jak kilka razy siedzieliśmy wspólnie na korytarzu i rozmawialiśmy, jak odprowadzał mnie do domu itp. Naprawdę tęskniłam za tamtym czasem, wtedy wszystko było prostsze i takie weselsze. Pamiętam te dreszcze adrenaliny przy Bartku a teraz wszystko się zmieniło - ja, On i Nasze życie. Już nie mogłam mówić – My, teraz byłam ja i  był On. Każdy w osobnym miejscu, z dala od siebie. To wszystko działo się tak szybko, że czułam iż nie nadążałam za tym. Jeszcze niedawno zakochani do szaleństwa a dzisiaj zupełnie sobie obcy.
Pomimo, że to było kolejne wydarzenie w moim życiu, kiedy cierpiałam, to nie zamierzałam się poddawać i upaść tak nisko jak po poprzednich tego typu wydarzeniach. Musiałam być silna i stawiać czoła rzeczywistości. Miałam przecież dla kogo żyć. Mój tato mnie potrzebował, Marcin, dziadkowie, mama, przyjaciele. Może Bartek wcale mi nie był pisany? Może ktoś inny miał się zjawić w moim życiu i rozkochać mnie do szaleństwa? Byłam bardzo ciekawa co przyniesie przyszłość i jak to wszystko się ułoży. Marzyłam o tym by zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy zagmatwane aspekty mojego życia się wyprostują.
Zostały dwa tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego, a ja sobie w ogóle nie wyobrażałam jak miałam tam wrócić. Przede mną klasa maturalna –  nie wiedziałam co chciałam zdawać i na jakie iść studia, do tego studniówka. Pojawiła się panika – z kim pójdzie Bartek a z km ja?
Tak bardzo mnie to wszystko przerażało i jak tylko o tym myślałam, zalewała mnie fala potu. Już wiedziałam, że to będzie ciężki rok.
- Hej, co tak sama siedzisz? – głos Martyny bardzo mnie przestraszył. Byłam zamyślona i zajęta swoimi myślami i nawet nie słyszałam jak się zbliżała. Patrzyła na mnie doszukując się łez, ale na marne jej się to zdało.
- Układam swoje życie – lekko uśmiechnęłam się do Niej a Ona ciągle stała nade mną.
- Mogę się przysiąść ? – nawet cieszyłam się, że przyszła i że chciała mi potowarzyszyć. Czas było zakończyć swoją alienację od społeczeństwa. Nie mogłam się wiecznie zachowywać jak dzikus. Fakt, przez ostatni czas sama dla siebie byłam najlepszym towarzystwem, ale jeszcze trochę i bym zwariowała albo straciła bliskie mi osoby.
- Jasne -  uśmiechnęłam się do przyjaciółki a Ona podała mi kubek z ciepłą herbatą. Na dworze nie było jakoś zimno, ale miło było się trochę ogrzać, zanim jeszcze wyszło słońce.
- Zapisałam się do szkoły, niestety nie chcieli mnie przypisać do Twojej klasy – Martyna poinformowała mnie o swoich działaniach. Zapomniałam o tym, że przecież Ona przeniosła się z Niemiec. Przez ostatni czas bardzo mało ze sobą rozmawiałyśmy i dopiero wtedy odczułam tego skutki.
- No coś Ty? Byłam pewna, że będziemy razem w klasie – wydawało mi się to naturalne i oczywiste, ale mój dyrektor sprowadził mnie na ziemię zanim jeszcze szkoła się zaczęła. Byłam zła na Niego i żałowałam, że nie mogłam iść do szkoły i poprosić o przepisanie Martyny do mojej klasy.
- Ja też, ale Was jest za dużo a poza tym, dyrektor oznajmił mi, że to nie jest koncert życzeń – gdyby wszystko poszło po naszej myśli, to byłoby zdecydowanie za dobrze. Zawsze coś musiało stać na przeszkodzie, ale przecież to nie było najważniejsze. Byłyśmy w tym samym mieście i szkole, to i tak było dużo.
- Do jakiej klasy Cię przypisał ? – byłam ciekawa z kim będzie chodziła do klasy, czy może była szansa, że będziemy mogły chociaż wspólnie siedzieć na angielskim. Martyna patrzyła na mnie niepewnie, jakby za bardzo nie chciała o tym mówić. Na początku nie rozumiałam tego, ale po czasie zdałam sobie sprawę dlaczego tak się zachowywała. Już nie musiała nic mówić, domyśliłam się odpowiedzi. – Serio? – na mojej twarzy malowało się zaskoczenie i rozżalenie z zaistniałej sytuacji.
- Tak – Martyna miała być w tej samej klasie co Bartek. Jedyny plus był taki, że miałyśmy wspólnie angielski. Przynajmniej nie musiałam sama siedzieć w ławce, bo do tej pory moim kompanem był Bartek i spodziewałam się, że teraz będziemy siedzieć osobno – Gosia, a co z weselem? Ja mam z nim iść? – kilka miesięcy temu,  nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie wiedziałam co miałam jej odpowiedzieć.
- Nie wiem. Na pewno nie chcę by nasze rozstanie Was skłóciło. Jak dla mnie nie ma problemu, żebyś z Nim poszła, ja Ci nie zabronię. To tylko od Ciebie zależy, no chyba, że Bartek podjął inną decyzję, ale to musicie się ze sobą dogadać. Ja nie chcę się wtrącać – nie mogłam nakazać jej, by szła z Bartkiem. W sumie, to nawet wolałam żeby to z nią poszedł a nie z inną dziewczyną, ale nie mogłam nic zrobić, to nie ja decydowałam a Bartek. Po minie Martyny widziałam, że była niepewnie nastawiona do tego pomysłu. Nie wiem jak ja bym się zachowała, gdybym była na jej miejscu, byłyśmy przyjaciółkami a Bartek moim byłym chłopakiem.
- Sama nie wiem co robić. Chyba to nie byłoby w porządku wobec Ciebie, w końcu to Ty jesteś moją przyjaciółką – rozumiałam rozterki Martyny i nie wiedziałam co jej doradzić. Stawiała mnie też w dosyć niezręcznej sytuacji, bo ja nie mogłam nic jej powiedzieć. Musiała rozmawiać o tym z Bartkiem a nie ze mną. 
- Nie patrz tak na mnie. Ja nie mam nic przeciwko, zrób co uważasz za słuszne. Musicie załatwić to beze mnie, mnie już to nie dotyczy – może to było bolesne, ale taka była prawda.  Nie patrzyłam na przyjaciółkę lecz przed siebie, chciałam uniknąć jej wzroku i spojrzeń z jej strony.
- To już na serio koniec? Przecież jeszcze niedawno mówiłaś, że macie przerwę? – Martyna była zaskoczona moim słowami, ale chyba nie była świadoma tego, że nie ułatwiała mi sprawy. I pomimo, że nie chciało mi się jej tego tłumaczyć, to czułam że należało jej się kilka słów wyjaśnienia.
- A to przedszkole czy podstawówka? Martyna pomyśl, czy jak będziemy małżeństwem to też będziemy sobie robić przerwę? Jak ludzie się kochają to powinni być ze sobą bez względu na wszystko. Poza tym, walczyłam o Niego a on kazał mi się wynosić, nie odzywa się do mnie, to co ja mogę? Czekać wiecznie na księcia? – chyba za ostro wypowiedziałam te słowa, ale nagle poczułam jak wzrastało mi ciśnienie. Nie powinnam była mówić do niej takim tonem, tylko już nie miałam sił by spokojnie mówić o rozpadzie mojego związku. To ciągle bolało.
- Ale nic straconego, może jeszcze się ułoży, przecież tak się kochaliście – Martyna była pełna wsparcia i zrozumienia, ale czasem mogła ugryźć się w język. Dlatego przez ostatni czas lubiłam samotność. Nikt mi nie przypominał jak bardzo kochaliśmy się z Bartkiem i jak dobrze było nam razem. Czemu ona tego nie rozumiała? Przecież powinno jej zależeć na tym, bym ruszyła w przyszłość, a ona tylko sprawiała, iż miałam ochotę się rozpłakać.
- Nie chcę o tym mówić. Zgłodniałam, idę coś zjeść – zdenerwowałam się trochę na nią, chociaż rozumiałam, że miała dobre intencje, ale już nie mogłam dłużej siedzieć i słuchać jej wypowiedzi. Nie potrzebowałam wracania do przeszłości i zapewniania, że wszystko się ułoży. Ileż można było się oszukiwać? Rozumiem bycie optymistą, ale trzeba też być realistą. W moim przypadku optymizm polegał na tym, że wiedziałam, że jeszcze się zakocham i będę szczęśliwa. Zostawiłam samą Martynę na brzegu jeziora i poszłam do domku coś zjeść. Przy stole akurat siedział Filip z Marcinem, przysiadłam się do nich i zabrałam się za jedzenie.
- Wszystko w porządku? Czemu Martyna siedzi sama? – Filip patrzył na mnie dosyć dziwnie a po chwili spojrzał w okno wskazując na swoją dziewczynę. Nie chciałam Go okłamywać a z drugiej strony nie chciałam tłumaczyć tego, co zaszło. W końcu nic złego się nie stało. To było normalne, że miałyśmy różnicę zdań. My się nie pokłóciłyśmy i daleko nam było do tego.
- Tak, zgłodniałam a Martyna chciała jeszcze posiedzieć – gdyby Martyna chciała, to by za mną przyszła a tak uznałam, że czuła potrzebę posiedzieć sama. Filip chyba mi do końca nie uwierzył, ale nadal z nami siedział co chwilę przypatrując się Martynie.

- Po śniadaniu jedziemy nad duże jezioro. – Marcin patrzył się na mnie pokazując swoje białe zęby i nie potrafiłam nie odwzajemnić Jego uśmiechu. Pokiwałam twierdząco na Jego słowa i gdy tylko skończyliśmy jeść, zajęliśmy się sprzątaniem po stole i robieniem prowiantu na leżakowanie. Później spakowaliśmy torby i ruszyliśmy nad Solinę. Filip z Martyną również nam towarzyszyli, chociaż dziewczyna trzymała się ode mnie na dystans i stroniła od rozmowy. Nie chciałam jej przepraszać czy przekonywać, iż nic złego nie miałam na myśli. Po prostu, musiała zrozumieć, że popełniła małą gafę a ja nie potrzebowałam litowania się nade mną ani mydlenia oczu.

5 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za Ciebie,aby wszystkie twoje prywatne sprawy sie ulozyly. Nie martw sie o opowiadanie twoi wierni czytelnicy napewno poczekaja. Zalezy mi abys miala zycie bez klopotow i abys byla szczesliwa oraz jestem pewna ze kiedys dojdziesz do CELU. Pozdrawiam. :) !

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć kochana!
    Może nie przeszłam tyle co Ty, nie potrafię wejść w twoją skórę i poczuć to, co Ty czujesz, ale wiem jedno.
    Żyjemy w takim, a nie innym świecie. Życie bywa okrutne, cholernie bardzo. W najmniej odpowiednim momencie nasz dotychczasowy byt odwraca się o 360 stopni. Kto mówił, że będzie łatwo? Nikt. Żyć warto. WSZYSTKO DZIEJE SIĘ PO COŚ! Uwierz mi. Czasami potrzebny nam jest mocny cios, abyśmy zrozumieli. Nie wiem, czy jesteś wierząca, czy nie, ale pomyśl, może jest nam pisane tak a nie inaczej? Może sam Bóg chce Tobie/Nam dać znać, że mamy pójść inną drogą. Kochana BĘDZIE DOBRZE! Dasz radę, walcz o swoje, nie poddawaj się.
    Nabierz do tego dystansu, wypłacz, niech Ci się zrobi trochę lżej, jesteśmy z Tobą ♥
    Pozdrawiam Cię z całego serca ♥ / Nieś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moglam sie doczekac, kiedy dodasz nowa czesc i codziennie po kilka razy dziennie wchodzilam i sprawdzałam czy jest! Bedziemy czekac ile trzeba bo na takie opowiadanie warto! Jestem z Toba od poczatku i bede do konca, który mam nadzieje,ze nie nastapi szybko albo i wgl. Madzia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. mam nadzieje ze wszystko sie ulozyl w twoim zyciu prywatnym.trzymam za ciebie kciuki. opowiadanie swietnie.bede czekac ile trzeba na opowiadanie ola

    OdpowiedzUsuń