Cześć!
Na początku przepraszam Was wszystkich, że tak długo mnie
nie było i nawet nie uprzedziłam, że taka sytuacja będzie miała miejsce, ale
uwierzcie mi, że nie planowałam tego. Ostatni tydzień był dla mnie bardzo
ciężki, obfitował w wiele łez, negatywnych emocji, a przede wszystkich o dużo
za dużo nerwów. Przez to, że od kilkunastu dni rzeczywistość okazała się być
straszna i taka pełna beznadziei, straciłam swoje wszelkie pokłady cierpliwości
i spokoju. Jedna z Was, pod ostatnim postem napisała taki o to komentarz: "Bezradność to najgorsze co może nas spotkać. To tak
jakby czekanie na wyrok nie wiedząc jaki będzie i jak się bronić ,aby sędzia
właśnie nam uwierzył,gdy dowody mówią co innego. " Dziewczyno, trafiłaś w sedno! W pierwszej chwili
trochę się przestraszyłam, bo to było wejście w moje życie prywatne i dokładnie
opisanie stanu w którym się znalazłam. W moim życiu panuje ogromna BEZRADNOŚĆ. Do pewnego momentu
żyłam w przekonaniu, że moja przyszłość leży tylko i wyłącznie w moich rękach i
to ode mnie zależy co będzie dalej - co będę robić, gdzie będę mieszkać...
Jednak spotykają Nas takie sytuacje, w których nie możemy nic zrobić, wszystko
dzieje się wbrew Naszej woli. To nie my decydujemy gdzie i co będziemy robić,
ale inni ludzie. Ktoś z Was może napisać, że to nieprawda i gadam głupoty, ale
uwierzcie mi, że czasem dzieje się tak, że my nic nie możemy poradzić. Całe
trzy lata działałam z jednym celem, robiłam wszystko by go osiągnąć, a teraz...
Nie mogę nic zrobić, bo wszystko co mogłam zrobić - zrobiłam, a cel i tak,
minie mi koło nosa i będę musiała żyć w taki sposób w jaki nie chcę, a jeśli
tego nie zrobię, to stracę jeszcze więcej. Nie mam poczucia, że to nie moja
wina i nigdy nie będę zdania, że nie powinnam mieć do siebie pretensji. Jest mi
okropnie źle z tym, że nic nie mogę zrobić, że nie mam żadnej władzy by
zatrzymać tą machinę. Mam w sobie dużo złych emocji - złość, rozżalenie,
bezradność, słabość, smutek, zawód... Nie umiem się tego wyzbyć, codziennie
mogłabym płakać, chociaż największe rozżalenie już wypłakałam i jest mi
odrobinę lżej, to i tak mam dosyć życia. Wiem, muszę znaleźć nowy cel i powód
do działania, ale w tej chwili jest mi z tym ciężko. I najgorsze nie jest to,
że mój cel się nie spełni, tylko to, że ktoś, kto jest mi całkowicie obojętny i
nie siedzi w moim sercu, decyduje o mojej przyszłości, sprawia, że ja nie mogę
być szczęśliwa. I tu nie chodzi o użalanie się nad sobą i myślenie „O
Boże, jaka ja jestem nieszczęśliwa”, chodzi o to, że teraz czuję się skołowana
i bardzo niepewna, a nie lubię jak nie wiem co będzie dalej. Jestem typem
osoby, która planuje, dużo myśli i rozkłada pewne rzeczy na czynniki pierwsze,
a teraz, wśród tych złych wyjść awaryjnych, które tworzą się w mojej głowie
średnio co dwie godziny, muszę wybrać jeden, który będzie tym definitywnym.
Żaden mnie nie satysfakcjonuje, a na dodatek każdy sprawia, że mam
wrażenie, że co nie zrobię to i tak będzie to odwrotne z pierwotnym założeniem.
Bo miałam się rozwijać, a teraz co nie uczynię, to i tak będę stać w miejscu, a
cel który odszedł, już nigdy nie będzie miał możliwości się spełnić.
Wiem jedno, muszę wyjechać bo zwariuję.
Potrzebuję się zrelaksować i rozjaśnić umysł. O dziwo, dzieje się to w momencie
w którym wyjechała Gosia.
Jadę do Zakopanego a później na dwa dni do
przyjaciółki, do Krakowa. Tym razem nie zostawię Was bez opowiadania, postaram
się byście mieli co robić, a ja czekam na Wasze opinie odnośnie części.
Wyjeżdżam w środę a wracam w poniedziałek, natomiast niech Was to nie zgubi i
nie zapomnicie zostawiać komentarze, bo dzięki Nim tu wróciłam i mam nadzieję,
że z początkiem przyszłego tygodnia, będzie podobnie.
Po tak długim wstępie, który definitywnie
Wam się należał, zapraszam na część!
Wczorajszy wieczór minął w bardzo miłej atmosferze.
Wspólnie siedzieliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy o przyjemnych sprawach, a
przy tym wygłupialiśmy się jak małe dzieci, goniliśmy się wokół ogniska,
tańczyliśmy, piliśmy, jedliśmy… Tak naprawdę dopiero wtedy poczułam, że były
wakacje, które de facto już się kończyły. Bawiliśmy się beztrosko, jak na
nastolatków przystało. Przynajmniej chociaż na tamten moment, przestałam
zadręczać się sprawą z Bartkiem i notorycznie nie sprawdzałam telefonu, czy
sprawdzić czasem nie dzwonił.
Obecnie siedziałam sobie nad jeziorem, było wcześnie rano i
wszyscy jeszcze spali. Siedziałam a obok mnie leżał telefon, na który co chwilę
zerkałam. Zastanawiałam się czy aby znowu pierwsza nie odezwać się do Bartka,
ale w sumie nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Już tyle razy to ja
pierwsza wyciągałam rękę, tylko ja zabiegałam o nasz kontakt, a On w ogóle tego
nie doceniał.
Najgorsze były wspomnienia, w jednych sytuacjach cieszymy
się, że je mamy a w innych są udręką. Pamiętam jak pierwszy raz Go zobaczyłam –
o mało mnie nie zrzucił ze schodów. Pamiętam też, jak zaraz po tym wszedł do
sali z języka angielskiego, jak kilka razy siedzieliśmy wspólnie na korytarzu i
rozmawialiśmy, jak odprowadzał mnie do domu itp. Naprawdę tęskniłam za tamtym
czasem, wtedy wszystko było prostsze i takie weselsze. Pamiętam te dreszcze
adrenaliny przy Bartku a teraz wszystko się zmieniło - ja, On i Nasze życie.
Już nie mogłam mówić – My, teraz byłam ja i był On. Każdy w osobnym
miejscu, z dala od siebie. To wszystko działo się tak szybko, że czułam iż nie
nadążałam za tym. Jeszcze niedawno zakochani do szaleństwa a dzisiaj zupełnie
sobie obcy.
Pomimo, że to było kolejne wydarzenie w moim życiu, kiedy
cierpiałam, to nie zamierzałam się poddawać i upaść tak nisko jak po
poprzednich tego typu wydarzeniach. Musiałam być silna i stawiać czoła
rzeczywistości. Miałam przecież dla kogo żyć. Mój tato mnie potrzebował,
Marcin, dziadkowie, mama, przyjaciele. Może Bartek wcale mi nie był pisany?
Może ktoś inny miał się zjawić w moim życiu i rozkochać mnie do szaleństwa?
Byłam bardzo ciekawa co przyniesie przyszłość i jak to wszystko się ułoży.
Marzyłam o tym by zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, gdy zagmatwane aspekty
mojego życia się wyprostują.
Zostały dwa tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego, a ja
sobie w ogóle nie wyobrażałam jak miałam tam wrócić. Przede mną klasa maturalna
– nie wiedziałam co chciałam zdawać i na jakie iść studia, do tego
studniówka. Pojawiła się panika – z kim pójdzie Bartek a z km ja?
Tak bardzo mnie to wszystko przerażało i jak tylko o tym
myślałam, zalewała mnie fala potu. Już wiedziałam, że to będzie ciężki rok.
- Hej, co tak sama siedzisz? – głos Martyny bardzo mnie
przestraszył. Byłam zamyślona i zajęta swoimi myślami i nawet nie słyszałam jak
się zbliżała. Patrzyła na mnie doszukując się łez, ale na marne jej się to
zdało.
- Układam swoje życie – lekko uśmiechnęłam się do Niej a
Ona ciągle stała nade mną.
- Mogę się przysiąść ? – nawet cieszyłam się, że przyszła i
że chciała mi potowarzyszyć. Czas było zakończyć swoją alienację od
społeczeństwa. Nie mogłam się wiecznie zachowywać jak dzikus. Fakt, przez
ostatni czas sama dla siebie byłam najlepszym towarzystwem, ale jeszcze trochę
i bym zwariowała albo straciła bliskie mi osoby.
- Jasne - uśmiechnęłam się do przyjaciółki a Ona
podała mi kubek z ciepłą herbatą. Na dworze nie było jakoś zimno, ale miło było
się trochę ogrzać, zanim jeszcze wyszło słońce.
- Zapisałam się do szkoły, niestety nie chcieli mnie
przypisać do Twojej klasy – Martyna poinformowała mnie o swoich działaniach.
Zapomniałam o tym, że przecież Ona przeniosła się z Niemiec. Przez ostatni czas
bardzo mało ze sobą rozmawiałyśmy i dopiero wtedy odczułam tego skutki.
- No coś Ty? Byłam pewna, że będziemy razem w klasie –
wydawało mi się to naturalne i oczywiste, ale mój dyrektor sprowadził mnie na
ziemię zanim jeszcze szkoła się zaczęła. Byłam zła na Niego i żałowałam, że nie
mogłam iść do szkoły i poprosić o przepisanie Martyny do mojej klasy.
- Ja też, ale Was jest za dużo a poza tym, dyrektor
oznajmił mi, że to nie jest koncert życzeń – gdyby wszystko poszło po naszej
myśli, to byłoby zdecydowanie za dobrze. Zawsze coś musiało stać na
przeszkodzie, ale przecież to nie było najważniejsze. Byłyśmy w tym samym
mieście i szkole, to i tak było dużo.
- Do jakiej klasy Cię przypisał ? – byłam ciekawa z kim
będzie chodziła do klasy, czy może była szansa, że będziemy mogły chociaż
wspólnie siedzieć na angielskim. Martyna patrzyła na mnie niepewnie, jakby za
bardzo nie chciała o tym mówić. Na początku nie rozumiałam tego, ale po czasie
zdałam sobie sprawę dlaczego tak się zachowywała. Już nie musiała nic mówić,
domyśliłam się odpowiedzi. – Serio? – na mojej twarzy malowało się zaskoczenie
i rozżalenie z zaistniałej sytuacji.
- Tak – Martyna miała być w tej samej klasie co Bartek.
Jedyny plus był taki, że miałyśmy wspólnie angielski. Przynajmniej nie musiałam
sama siedzieć w ławce, bo do tej pory moim kompanem był Bartek i spodziewałam
się, że teraz będziemy siedzieć osobno – Gosia, a co z weselem? Ja mam z nim
iść? – kilka miesięcy temu, nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu
spraw. Nie wiedziałam co miałam jej odpowiedzieć.
- Nie wiem. Na pewno nie chcę by nasze rozstanie Was
skłóciło. Jak dla mnie nie ma problemu, żebyś z Nim poszła, ja Ci nie zabronię.
To tylko od Ciebie zależy, no chyba, że Bartek podjął inną decyzję, ale to
musicie się ze sobą dogadać. Ja nie chcę się wtrącać – nie mogłam nakazać jej,
by szła z Bartkiem. W sumie, to nawet wolałam żeby to z nią poszedł a nie z
inną dziewczyną, ale nie mogłam nic zrobić, to nie ja decydowałam a Bartek. Po
minie Martyny widziałam, że była niepewnie nastawiona do tego pomysłu. Nie wiem
jak ja bym się zachowała, gdybym była na jej miejscu, byłyśmy przyjaciółkami a
Bartek moim byłym chłopakiem.
- Sama nie wiem co robić. Chyba to nie byłoby w porządku
wobec Ciebie, w końcu to Ty jesteś moją przyjaciółką – rozumiałam rozterki
Martyny i nie wiedziałam co jej doradzić. Stawiała mnie też w dosyć niezręcznej
sytuacji, bo ja nie mogłam nic jej powiedzieć. Musiała rozmawiać o tym z
Bartkiem a nie ze mną.
- Nie patrz tak na mnie. Ja nie mam nic przeciwko, zrób co
uważasz za słuszne. Musicie załatwić to beze mnie, mnie już to nie dotyczy –
może to było bolesne, ale taka była prawda. Nie patrzyłam na przyjaciółkę
lecz przed siebie, chciałam uniknąć jej wzroku i spojrzeń z jej strony.
- To już na serio koniec? Przecież jeszcze niedawno
mówiłaś, że macie przerwę? – Martyna była zaskoczona moim słowami, ale chyba
nie była świadoma tego, że nie ułatwiała mi sprawy. I pomimo, że nie chciało mi
się jej tego tłumaczyć, to czułam że należało jej się kilka słów wyjaśnienia.
- A to przedszkole czy podstawówka? Martyna pomyśl, czy jak
będziemy małżeństwem to też będziemy sobie robić przerwę? Jak ludzie się
kochają to powinni być ze sobą bez względu na wszystko. Poza tym, walczyłam o
Niego a on kazał mi się wynosić, nie odzywa się do mnie, to co ja mogę? Czekać
wiecznie na księcia? – chyba za ostro wypowiedziałam te słowa, ale nagle
poczułam jak wzrastało mi ciśnienie. Nie powinnam była mówić do niej takim
tonem, tylko już nie miałam sił by spokojnie mówić o rozpadzie mojego związku.
To ciągle bolało.
- Ale nic straconego, może jeszcze się ułoży, przecież tak
się kochaliście – Martyna była pełna wsparcia i zrozumienia, ale czasem mogła
ugryźć się w język. Dlatego przez ostatni czas lubiłam samotność. Nikt mi nie
przypominał jak bardzo kochaliśmy się z Bartkiem i jak dobrze było nam razem.
Czemu ona tego nie rozumiała? Przecież powinno jej zależeć na tym, bym ruszyła
w przyszłość, a ona tylko sprawiała, iż miałam ochotę się rozpłakać.
- Nie chcę o tym mówić. Zgłodniałam, idę coś zjeść –
zdenerwowałam się trochę na nią, chociaż rozumiałam, że miała dobre intencje,
ale już nie mogłam dłużej siedzieć i słuchać jej wypowiedzi. Nie potrzebowałam
wracania do przeszłości i zapewniania, że wszystko się ułoży. Ileż można było
się oszukiwać? Rozumiem bycie optymistą, ale trzeba też być realistą. W moim
przypadku optymizm polegał na tym, że wiedziałam, że jeszcze się zakocham i
będę szczęśliwa. Zostawiłam samą Martynę na brzegu jeziora i poszłam do domku
coś zjeść. Przy stole akurat siedział Filip z Marcinem, przysiadłam się do nich
i zabrałam się za jedzenie.
- Wszystko w porządku? Czemu Martyna siedzi sama? – Filip
patrzył na mnie dosyć dziwnie a po chwili spojrzał w okno wskazując na swoją
dziewczynę. Nie chciałam Go okłamywać a z drugiej strony nie chciałam tłumaczyć
tego, co zaszło. W końcu nic złego się nie stało. To było normalne, że miałyśmy
różnicę zdań. My się nie pokłóciłyśmy i daleko nam było do tego.
- Tak, zgłodniałam a Martyna chciała jeszcze posiedzieć –
gdyby Martyna chciała, to by za mną przyszła a tak uznałam, że czuła potrzebę
posiedzieć sama. Filip chyba mi do końca nie uwierzył, ale nadal z nami
siedział co chwilę przypatrując się Martynie.
- Po śniadaniu jedziemy nad duże jezioro. – Marcin patrzył
się na mnie pokazując swoje białe zęby i nie potrafiłam nie odwzajemnić Jego
uśmiechu. Pokiwałam twierdząco na Jego słowa i gdy tylko skończyliśmy jeść,
zajęliśmy się sprzątaniem po stole i robieniem prowiantu na leżakowanie.
Później spakowaliśmy torby i ruszyliśmy nad Solinę. Filip z Martyną również nam
towarzyszyli, chociaż dziewczyna trzymała się ode mnie na dystans i stroniła od
rozmowy. Nie chciałam jej przepraszać czy przekonywać, iż nic złego nie miałam
na myśli. Po prostu, musiała zrozumieć, że popełniła małą gafę a ja nie
potrzebowałam litowania się nade mną ani mydlenia oczu.
Trzymam kciuki za Ciebie,aby wszystkie twoje prywatne sprawy sie ulozyly. Nie martw sie o opowiadanie twoi wierni czytelnicy napewno poczekaja. Zalezy mi abys miala zycie bez klopotow i abys byla szczesliwa oraz jestem pewna ze kiedys dojdziesz do CELU. Pozdrawiam. :) !
OdpowiedzUsuńCześć kochana!
OdpowiedzUsuńMoże nie przeszłam tyle co Ty, nie potrafię wejść w twoją skórę i poczuć to, co Ty czujesz, ale wiem jedno.
Żyjemy w takim, a nie innym świecie. Życie bywa okrutne, cholernie bardzo. W najmniej odpowiednim momencie nasz dotychczasowy byt odwraca się o 360 stopni. Kto mówił, że będzie łatwo? Nikt. Żyć warto. WSZYSTKO DZIEJE SIĘ PO COŚ! Uwierz mi. Czasami potrzebny nam jest mocny cios, abyśmy zrozumieli. Nie wiem, czy jesteś wierząca, czy nie, ale pomyśl, może jest nam pisane tak a nie inaczej? Może sam Bóg chce Tobie/Nam dać znać, że mamy pójść inną drogą. Kochana BĘDZIE DOBRZE! Dasz radę, walcz o swoje, nie poddawaj się.
Nabierz do tego dystansu, wypłacz, niech Ci się zrobi trochę lżej, jesteśmy z Tobą ♥
Pozdrawiam Cię z całego serca ♥ / Nieś.
:)
OdpowiedzUsuńNie moglam sie doczekac, kiedy dodasz nowa czesc i codziennie po kilka razy dziennie wchodzilam i sprawdzałam czy jest! Bedziemy czekac ile trzeba bo na takie opowiadanie warto! Jestem z Toba od poczatku i bede do konca, który mam nadzieje,ze nie nastapi szybko albo i wgl. Madzia :*
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze wszystko sie ulozyl w twoim zyciu prywatnym.trzymam za ciebie kciuki. opowiadanie swietnie.bede czekac ile trzeba na opowiadanie ola
OdpowiedzUsuń