poniedziałek, 24 lutego 2014

The experience cz 118

W ciszy szliśmy w stronę lasu. Ciągle zastanawiałam się, co chciałam mu powiedzieć, jak zacząć rozmowę. Zbierałam wszystkie siły, energię, którą miałam w sobie by czasem się nie rozpłakać, czy nie zacząć krzyczeć. Jedno było pewne, powinniśmy dojść do porozumienia, by się już nigdy z taką częstotliwością się nie kłócić. To już było nie do zniesienia, wieczne kłótnie, pretensje, zero porozumienia. Gdy jechaliśmy samochodem do dziadków to zastanawiałam się nad tym, czemu ludzie mówią, iż przeciwieństwa się przyciągają, musiało coś w tym być. My z pozoru, czyli z wyglądu zewnętrznego byliśmy całkiem różni, ale jeżeli chodzi o charakter to byliśmy bardzo podobni i może to w tym, tkwiła tajemnica. Na pewno nie chciałam się poddać i od razu stwierdzać, że byliśmy skazani na niepowodzenie. Chciałam walczyć i udowodnić, że przecież od każdej reguły są wyjątki i może my nim byliśmy?
Usiedliśmy na ławce patrząc na rozpościerające się przed nami gospodarstwo. W milczeniu zajęłam miejsce i chwilę poczekałam, myślałam, że może On zbierze się na odwagę i zacznie mówić, ale to było niedoczekanie. Nurtowało mnie to, czy myślał nad tym samym, co ja, a może w ogóle nie myślał o mnie, o Nas.
- Nad czym tak dzisiaj rozmyślasz? – nie patrzyłam się na Niego a wręcz skutecznie uciekałam od Niego wzrokiem. Chciałam być herkulesem a zachowywałam się jak tchórz. Może poniekąd też czułam się winna, że nie spasowałam wczoraj tylko dalej, zacięcie, szłam w swoje zdanie. W takich momentach jak tamten, najprościej byłoby, gdyby człowiek posiadał umiejętność czytania w myślach, ale przecież w życiu nie chodzi o to, by iść na łatwiznę.
- Myślę nad tym, czyja to jest wina i dlaczego tak się dzieje. – głos miał bardzo mocny i stanowczy, On sam był poważny, co trochę mnie przerażało. Wypowiedziane przez Niego zdanie brzmiało trochę lakonicznie i tajemniczo. Postanowiłam rozłożyć je w głowie na czynniki pierwsze. On szukał winnego zamiast myśleć nad tym jak to wszystko naprawić, ale czy to było najważniejsze?
- Wiesz, w czym się różnimy? – po zadaniu pytania spojrzałam na chłopaka, który niby patrzył w moim kierunku, ale swojego wzorku nie zatrzymywał na mojej osobie. Czułam się niepewnie i trochę jakbym była zagubiona pośród swoich uczuć i myśli, lecz to był dobry moment na rozmowę, lepszego nie będzie.
- W czym? – Bartek nie wysilił się w swoich rozmyślaniach. Poszedł na łatwiznę i zamiast trochę pomyśleć. to od razu zadał pytanie, by dostać odpowiedź.
- Ja się zastanawiam jak to naprawić a Ty szukasz winnego – z udawaną odwagą wypowiedziałam te słowa w Jego kierunku. Nie brzmiały one jak oskarżenie, lecz jako stwierdzenie zaistniałego faktu. Niby zgodnie z moim wcześniejszym myśleniem, iż przeciwieństwa się przyciągają, ową sytuację można doskonale było pod to podpiąć i być zadowolonym, ale to było naciąganie na siłę.
- A czy to złe? Po prostu wydaje mi się, że jak zobaczymy gdzie leży błąd, to będzie nam łatwiej to naprawić– Bartek bronił się, ale przecież nie miał przed czym. Chronił swoje zdanie, co było zrozumiałe, ale to nie był czas na ponowne kłótnie czy wyszukiwanie błędów
- Nic takiego nie powiedziałam. Tylko powinniśmy działać w jednej drużynie a nie w przeciwnych. Zastanawiam się czy w ogóle chcesz coś naprawiać? Czy wolałbyś inne wyjście – jak na razie nie widziałam żadnych działań z Jego strony by naprawić nasz związek. Może ja też tak naprawdę nic nie robiłam, tylko mi się tak wydawało? Miałam tyle pytań w głowie a część nadal pozostawała bez odpowiedzi.
- O czym Ty mówisz? – może faktycznie nie zrozumiał moich słów, a może nie mógł uwierzyć w to, co mówiłam? Postanowiłam wyjaśnić mu, do czego dążyłam swoim pytaniem.
- O tym, czy nadal chcesz byśmy byli razem- prosto z mostu z zadziwiającą mnie siłą to powiedziałam. Bartek patrzył na mnie wymownie, chyba był zły za to pytanie, ale na to już nie miałam wpływu. Chciałam mieć jasną odpowiedź i tylko wtedy wiedziałabym jak dalej postępować, bo nie warto było robić coś na siłę. Pytanie to nie było jakieś skomplikowane, dla mnie było banalne.
- Jak w ogóle możesz o to pytać – Bartek marszczył czoło i lekko kręcił głową. Był poirytowany i ewidentnie niezadowolony. To nie było tak, że podejrzewałam Go o coś innego, ale chciałam mieć klarowną sytuację i tylko tyle. Odwrócił wzrok ode mnie, lecz to też nie było żadnym wyjściem. Ciągle nie dostawałam odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.
- Ja Cię nie osądzam, ale chcę wiedzieć czy czasem się coś nie zmieniło – byłam spokojna i opanowana. Czułam się jakbym na moment była pozbawiona uczuć i lekko zimna. Nie wiem czego to było wynikiem, ale nawet w środku nie czułam stresu czy nerwów, jakby Anioł Stróż nade mną czuwał i tym samym dawał mi znać, że nie mam się czym martwić i mam być spokojna o swoją przyszłość z Bartkiem.
- Gosia, nic się nie zmieniło. Myślisz, że nasze kłótnie są wynikiem tego, że nie chcę być z Tobą i nie znam lepszego sposobu na rozstanie?- Bartek nie był tak spokojny jak ja. Denerwował się i chyba nie mógł znieść stylu, w jakim toczyła się nasza rozmowa. Brakowało mu cierpliwości i to był minus, nie pomagał ani sobie, ani mnie, a tym bardziej Nam.
- Ty tylko o jednym mówisz. Chciałam być pewna, że jest co ratować, bo ja tego bardzo chcę, Kocham Cię i chcę walczyć o nasz związek, bo zależy mi na Tobie, ale muszę znać Twoje stanowisko. – najprościej było wszystko od razu wykładać na „stół” i rozmawiać.
- To głupie – Bartek nagle poderwał się z ławki i poszedł kilka kroków dalej delikatnie kopiąc ziemię, jakby w ten sposób chciał wyładować tkwiącą w nim złość. Jego reakcja była bardzo spontaniczna, ale nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Jeżeli ratowanie naszego związku według Ciebie jest głupie, to nie mamy o czym rozmawiać – również wstałam i szłam w kierunku dziadków. Traktowałam to wszystko poważnie i całą sobą chciałam by jak najlepiej wszystko się udało i żebyśmy znowu byli szczęśliwi.
- Nie przeinaczaj moich słów! – usłyszałam głos zza pleców. Nie byłam jakoś daleko od Niego i nie musiał krzyczeć abym Go usłyszała, ale chyba w dobitny sposób pragnął zaznaczyć niezadowolenie z moich słów.
- Ja? To Ty słuchaj, co ja do Ciebie mówię – obróciłam się i z założonymi rękoma stałam, patrząc się na chłopaka, który trochę bliżej podszedł do mnie, ale ciągle trzymał się na dystans. Cieszyłam się, że pomiędzy nami była znaczna odległość, ponieważ inaczej mogłabym tego nie wytrzymać a tak, ułatwiał mi sprawę.
- Cały czas słucham i nie mogę uwierzyć, że wątpisz w moją miłość. Rozmawiasz ze mną w tak dziwny sposób, że nie poznaję Ciebie. Przecież wiesz, że Cię kocham i gdyby mi na Tobie nie zależało to bym się tak o Ciebie nie martwił i nie wściekał. A Ty mówisz do mnie jakbym był przedszkolakiem – wreszcie jakieś konkretne słowa padły z Jego ust, chociaż przydałoby mu się trochę mniej nerwów w całej tej wypowiedzi, ale byłam w stanie to znieść, przynajmniej jak na razie.
- Bo tyle się ostatnio kłócimy, że nie wiem czy nadal chcesz tego co ja.  Zadałam Ci proste pytanie a Ty nie potrafiłeś na nie prosto odpowiedzieć, tylko doszukiwałeś się jakieś podstępu. Ciągle ostatnio szukasz dziury w całym. – mimo ostrej wypowiedzi, ciśnienie w krwi było niezmienne. Nie chciałam Go za nic winić, bo oby dwoje popełnialiśmy błędy i oboje zawaliliśmy.
- A Ty jesteś czysta? Nic nie zrobiłaś by doprowadzić do takiej sytuacji? Wszyscy się o Ciebie martwią i chcą Ci pomóc, a Ty nie szanujesz tego, co inni dla Ciebie robią! Stałaś się bardzo lekkomyślna. – nie lubiłam jak ktoś prawił mi kazania i tym Bartek nagiął moją cierpliwość i sprawił, że już nie byłam tak powściągliwa, jak przed chwilą.
- I widzisz, znowu to robimy. Przerzucamy odpowiedzialność z jednej osoby na drugą. Nie chcę się wybielać przed Tobą. Tylko postaw się w mojej sytuacji, może ja nie chcę by każdy obchodził się ze mną jak z jajkiem? Może nie chcę by z każdej strony, ktoś mi mówił, co mogę a czego mi nie wolno?! Zrzucasz mi lekkomyślność, ale do licha, mam 18 lat i czy nie mogę sobie na nią pozwolić? Czy zawsze muszę zachowywać się nad wyraz dorośle? – teraz ja zaczynałam się bronić. Nie byłam osobą, która mogła pozwolić sobie na to, żeby ktoś mnie obrażał a nie widziałam by miał do tego powody. Teraz ja walczyłam o siebie jak lwica, już niekoniecznie o związek, chociaż to on miał być przedmiotem naszej rozmowy, ale chciałam zachować własne poczucie wartości, by nikt go nie zaniżał.
- Jeżeli nie stać Cię na poważny związek to czemu chcesz o niego walczyć? – Nagle usłyszałam pytanie, które mnie zbiło z pantałyku i poczułam się, jakbym dostała w policzek, to bolało i trochę mi tym ubliżył.
- Ty chyba nie rozróżniasz podstawowych rzeczy. Bartek ogarnij się i słuchaj co ja mówię. – moja irytacja sięgnęła zenitu. W pierwszym momencie miałam wrażenie, że mówiliśmy dwoma różnymi językami.  Zaczęłam gestykulować i swoją postawą dawać mu do zrozumienia, że się mylił a tym samym wygadywał bzdury – Czy Ty zauważyłeś, bym była pozbawiona rozsądku? Bo ja nie. Mówię o tym, że czasem mogę sobie pozwolić na jakieś nie wiem, szaleństwo czy tą lekkomyślność. Jak cały czas będę śmiertelnie poważna i brała życie tylko na poważnie, to jak mam zachować poczucie humoru, radość życia? Biorę Ciebie na poważnie, kocham Cię i z Tobą chcę układać przyszłość i dla mnie jest to dowód, że to, co tworzymy nie jest czymś ulotnym ani mało ważnym. Nie przedstawiałabym Cię rodzicom, nie zabierała do dziadków i tak dalej. Jak Ty w ogóle możesz tak myśleć? Jak możesz we mnie wątpić? Wszystkie problemy w związku sprowadzasz do mnie i szukasz we mnie winy. Może pomyśl o sobie, o tym, że nie tylko ja tu zawaliłam. Ile razy starałam się zacząć rozmowę spokojnie, poprowadzić ją w kulturalny sposób to Ty zawsze kierujesz nią tak, że nie potrafię być spokojna i tak jest za każdym razem – trochę się rozgadałam, ale mój temperament, natłok myśli i słów nie pozwolił mi na to, bym potulnie siedziała i przysłuchiwała się Jego słowom. Myślałam, że się znamy i obędzie się bez takich tekstów.
- Tak to nie dojdziemy do porozumienia. – Bartek kręcił głową i chyba pogubił się w moich słowach i już nie wiedział co powiedzieć i jak się bronić. Przerwał to przerzucanie odpowiedzialności.
- Przecież szukałeś winnego to teraz się poddajesz? Ciąg to do końca i wydaj wyrok – zirytował mnie i zaczęłam mówić sarkastycznie. Cała siła, którą miałam w sobie właśnie w tamtym momencie się ulotniła i miałam ochotę skończyć tą farsę i już wracać do domu. Przed nami była długa droga do porozumienia.
- Nie bądź taka – Bartek aż lekko odwrócił się ode mnie a tym samym widziałam, że był zły na mnie, za moje zachowanie. Nie lubił jak byłam sarkastyczna, ale sam do tego doprowadził.
- Jaka? Szczera? Prawdziwa? Jak Ci przyznam rację, że to wszystko moja wina, to będzie Ci lżej? – spojrzałam na Niego a On nawet nie drgnął, milczał. - Nic Ci nie pasuje – traciłam siły do Niego, traciłam wiarę w naszą rozmowę, w Nas. Jeszcze przed chwilą widziałam nas za kilka lat, a obecnie nic już nie widziałam, poza pustką, ciemnością. Pojawiły mi się łzy w oczach gdyż poczułam, że straciłam naprawdę wiele. – To nie ma sensu, przepraszam – zaczęłam biec z dala od Niego. Czułam się zraniona i poniżona. Biegłam jak najszybciej potrafiłam. Moim celem była babcia, w którą bardzo chciałam się wtulić. Nagle poczułam jak ktoś mnie złapał i mocno zacisnął swoje dłonie na moich ramionach. Chciałam się wyrwać, ale nie miałam na tyle sił w sobie by to zrobić. – Zostaw mnie!

Mimo mojej prośby nie chciał mnie puścić tylko trzymał przed sobą patrząc mi głęboko w oczy. Moje oczy były zaszklone a na twarzy nie było widać już nadziei. Czułam, że przegrałam walkę o wiele, o to, co ostatnimi miesiącami było najważniejsze w moim życiu. Wywiesiłam białą flagę i chciałam zejść z pola bitwy by w samotności pogodzić się z porażką.
- Chyba nie mówisz poważnie? Ja bez Ciebie nie potrafię żyć – Bartek jedną ręką delikatnie głaskał mnie po twarzy a drugą mocno zaciskał na mojej ręce. Był roztargniony, trząsł mu się głos i było widać narastający w nim niepokój. Czułam, że zaczynał trochę panikować i powoli zdawał sobie sprawę z tego, jak wyglądała rzeczywistość. Nie wiedziałam jak miałam patrząc mu prosto w oczy, powiedzieć, że to się nie uda. Nie było sensu tworzyć czegoś na siłę.
- Skończ z tymi słodkimi słówkami, sam widzisz jak to wszystko wygląda – odwróciłam głowę by łatwiej było mi z nim rozmawiać. Kochałam Go i czułam, że rozstanie będzie bardzo bolesne, ale przynajmniej na jakiś czas wydawało mi się, że tego potrzebowaliśmy.
- Ale rozmawiamy i chyba nam zależy by być razem Przecież wiem, że mnie kochasz, więc po to wszystko? Pogódźmy się i będzie dobrze – Jego wypowiedzi miały inny ton niż przed chwilą. Wcześniej był suchy i taki zimny a teraz zebrał w sobie uczucia i był wylewny. Miał rację z tym, że zależało nam na tym, by wszystko było w porządku, ale nie potrafiliśmy podjąć stosownych działań. Błądziliśmy jak ślepcy.
- Ale to w cale nie załatwi sprawy. Ja nie umiem udawać, że nic się nie stało. Nie widzisz tego, co się z nami dzieje? – denerwowałam się Jego podejściem. Ostatnio zostawialiśmy kłótnie i żyliśmy dalej, ale wiecznie nie dało się tak robić. Musieliśmy znaleźć złoty środek by czerpać przyjemność z tego, co mieliśmy tworzyć w przyszłości.
- Proszę Cię, nie podejmuj pochopnych decyzji. Kocham Cię i nie pozwolę Ci odejść, rozumiesz? Jesteś dla mnie wszystkim i bez Ciebie moje życie nie będzie miało sensu – Bartek stawał się coraz bardziej czuły i próbował oddziaływać na moje współczucie, bym była litościwa dla Niego, ale przecież nie można było być z kimś tylko dla litości. W naszym przypadku była jeszcze bardzo silna miłość, lecz czułam, że tylko ja racjonalnie do tego podchodziłam. Chciałam być szczęśliwa w związku, a nie przechodzić przez masę kłótni i to tydzień w tydzień.
- Szantażujesz mnie? –czułam się strasznie podbudowana i coś we mnie nie pozwalało mi bardziej okazywać mu uczuć. Nie wiem czego, ale bałam się i ten strach wykluczał moje emocje.
- Nie. Gosia, chcę dać Ci do zrozumienia, że to nie jest wyjście, a ucieczka. Proszę Cię, wracajmy do Julii i spokojnie w mieszkaniu o tym porozmawiamy. – poniekąd miał rację, że znowu chciałam uciec, wcześniej tego nie zauważyłam, ale tak było. Chwilę myślałam nad Jego słowami, ponieważ nie wiedziałam co począć i jak się zachować i czy miał rację.
- Niech będzie – niechętnie zgodziłam się na Jego propozycję, ponieważ uznałam, że nic mi to nie zaszkodzi. Najwyżej znowu polecą mi łzy czy zacznę krzyczeć, ale to w porównaniu do tego, co miałam stracić było niczym.
Szliśmy obok siebie, nawet nie trzymając się za ręce, na co nie miałam ochoty. Jego znaczna bliskość utrudniałaby mi już i tak ciężką sytuację. Julia jeździła na kucyku i była rozanielona. Zazdrościłam jej błogiej radości, bez zmartwień czy trosk.
Babcia patrzyła na mnie podejrzliwie chcąc się czegoś dowiedzieć, lecz ze względu na fakt, iż Bartek stał obok nie chciałam jej nic mówić tylko pokręciłam głową, tym samym dając jej znać, że w cale nie było lepiej.
Później Julia pooglądała zwierzątka i o godzinie 18 zbieraliśmy się do mieszkania gdyż rodzice mieli się po nią zjawić.
Drogę powrotną Julia cały czas opowiadała, jakie zwierzątka widziała i co robiła jak Nas przy niej nie było. Buzia jej się nie zamykała, a ona sama była bardzo szczęśliwa. Cieszyłam się, że chociaż Ona była radosna i uśmiechnięta. Ja natomiast milczałam i co chwilę tylko jej przytakiwałam. Nie miałam humoru do śmiechu, ale nie mogłam też przelewać swojej złości na nikomu nic nie winną dziewczynkę. Bartek również milczał i skupiał się na prowadzeniu samochodu. Zastanawiałam się jak będzie wyglądała nasza dalsza rozmowa i czy uda nam się w końcu porozumieć. Chciałam tego, ale nie chciałam dokonywać tego za wszelką cenę.
- Jesteśmy – głos Bartka wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. Chłopak otworzył mi drzwi i gdy wysiadłam, On odpiął Julię z fotelika i wszyscy razem szliśmy do mieszkania. Tam tylko zdążyliśmy się rozebrać i już usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Coraz bliżej było do opuszczenia Julii mieszkania a tym samym zbliżała się godzina zero.
- Proszę – Bartek otworzył drzwi swojemu ojcu i macosze. Po chwili ujrzałam Naszych gości, który weszli do salonu a Julia od razu podbiegła do mamy i wtuliła się w nią. Niby mała nie okazywała tęsknoty to i tak wiedziałam, że odczuwała brak rodziców.
- Dzień dobry – przywitałam się z Panią Justyną i Panem Grzegorzem. Oboje byli szczęśliwi, że ich córka była przy nich. Ten weekend minął bardzo szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy. Trochę było mi żal, że czas było się rozstać.
- Była grzeczna? – mężczyzna zwrócił się w naszą stronę chcąc poznać jak zachowywała się Jego córka. Bartek przez te dwa dni kilkakrotnie rozmawiał z ojcem przez telefon i na bieżąco byli informowani o tym, co robiliśmy i jak się Julia zachowywała.
- Bardzo, Ona jest naprawdę urocza. Nie mieliśmy z nią żadnych problemów – z uśmiechem odpowiedziałam na zadane pytanie. – Polecamy się na przyszłość – trochę udawałam, że wszystko było w porządku, ale nie chciałam by wszyscy byli powiadomieni o naszych problemach. Miałam nadzieję, że one były przejściowe, lecz zaczynałam się o to poważnie martwić.
- W ramach wdzięczności chcieliśmy Was zaprosić w niedzielę na obiad. – Justyna zwróciła się do Nas. Jej propozycja bardzo mnie zaskoczyła i na chwilę zamarłam jak usłyszałam Jej słowa. Nie wiedziałam, co będzie z nami za tydzień i nie chciałam niczego obiecywać. Milczałam, mając nadzieję, że Bartek się wypowie.
- Naprawdę niepotrzebnie – Bartek miło zwrócił się do macochy, co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło. Chyba sam nie wiedział co odpowiedzieć więc starał się odeprzeć napór.
- Nalegamy, proszę – Justyna nie dawała za wygraną i wiedziałam, że jeżeli odmówimy to będzie to z naszej strony bardzo niegrzeczne. Plułam sobie w brodę, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji i że akurat w tamtym momencie kobieta wyszła z zaproszeniem. 
- Dobrze, ale jeszcze będziemy w kontakcie – wiedziałam, że Bartek nie umiał odpowiednio dobrać słów, więc tym razem to ja odpowiedziałam. Uznałam, że taka odpowiedź będzie najlepsza i da do zrozumienia, że jeszcze potwierdzimy Naszą obecność w następną niedzielę.
- W takim razie, do zobaczenia – wraz z Bartkiem pożegnaliśmy się z naszymi gośćmi i Bartek odprowadził ich do drzwi a ja usiadłam na kanapie myśląc co dalej. Miałam pustkę w głowie i kompletnie nie widziałam co począć. Chciałam odpocząć i zebrać siły na kolejny dzień, w którym miałam spędzić 16 godzin w pracy. Zastanawiałam się też nad tym, jak delikatnie odłożyć tą rozmowę na inny dzień. Chyba ochłonięcie i przemyślenie wszystkiego w samotności było najlepszym wyjściem.
- Porozmawiamy? – Bartek ukucnął przede mną patrząc mi głęboko w oczy. Głos miał bardzo aksamitny i miękki, że miałam wrażenie, iż otulał mnie nim. On sam miał ciepły i spokojny wyraz twarzy, że wiedziałam, iż tym razem nasza rozmowa potoczy się w inną stronę.
- A możemy to odłożyć? – cicho zwróciłam się w Jego stronę prawie się wstydząc swoich słów. Bartek nadal kucał przede mną, a ja miałam ochotę przytulić się do Niego i już zostać w Jego ramionach, ale coś mnie powstrzymywało.
- Chcesz odpocząć? – byłam zdziwiona, że doskonale czytał w moich myślach. Czemu nie mogło być tak zawsze? Bartek nadal był opanowany i czuły, że zastanawiałam się gdzie podział się ten Bartek sprzed kilku godzin, kiedy na mnie krzyczał.
- Chciałabym się położyć – powiedziałam mu o swoich odczuciach i o tym, co uznałam za najlepsze wyjście. Nie chciałam by odebrał to za kolejną ucieczkę bo tak nie było.
- To przyjedziesz jutro do mnie po pracy? – Bartek nadal spokojnie zadawał pytania, co w ogóle mnie nie denerwowało. Chciał dopiąć szczegóły i ustalić datę naszego kolejnego spotkania, co oznaczało, że chciał rozmawiać, że pragnął wyjaśnić narastające nieporozumienia.
- Nie chciałabym żeby rodzice uznali, że zamieszkałam u Ciebie. Przyjedziesz do mnie we wtorek po południu? – tym razem to ja postanowiłam wyjść z inicjatywą. Wiedziałam, że nasza rozmowa jest odroczona o spory czas, ale prawda była taka, że w poniedziałek nie miałabym czasu się zastanawiać nad tym, co dalej począć, więc wtorek był odpowiedniejszy.
- Chciałbym swobodnie z Tobą porozmawiać, więc może u mnie – wiedziałam co Bartek miał na myśli. Chodziło mu o to, by nikt nie przysłuchiwał się naszej rozmowie oraz by nic nas nie krępowało. Jego obawy były bezpodstawne i chciałam mu to przedstawić.
- Rodzice będą do późna w pracy a Marcin wyjechał, ale jak masz czuć się skrępowany to mogę przyjechać – cały czas spokojnie, trzymając nerwy na wodzy rozmawiałam z chłopakiem. Bartek nie przestawał się na mnie patrzeć, co trochę było przeszywające.
- W takim razie będę we wtorek – Bartek powtórował mój pomysł i ustaliliśmy, że omówimy wszystko za dwa dni, do tego czasu zawiesiliśmy broń i daliśmy sobie na wstrzymanie.
- Dobranoc – dałam mu buziaka w policzek i wstałam z kanapy i poszłam do sypialni. Zostawiłam Go tam samego i zastanawiałam się czy czasem nie powinnam była poczekać na Jego reakcję, ale tak spontanicznie wstałam, że sama tego nie przemyślałam.
Przebrałam się w pidżamę i położyłam na łóżka. Przez długi czas miałam straszny natłok myśli i wszystko kłębiło się w mojej głowie, a tym samym nie pozwalało mi spokojnie zasnąć. Czas nieubłagalnie mijał a ja ciągle byłam świadoma rzeczywistości. Bartek długo nie pojawiał się w sypialni co mnie bardzo zastanawiało. Może czekał aż na pewno zasnę i wtedy chciał przyjść? A może oglądał jakiś film? Nie wiedziałam co myśleć.
Po dwóch godzinach kręcenia się na łóżku wybrałam się do toalety. Po drodze chciałam też sprawdzić co robił Bartek i co było powodem nie pojawiania się Jego w łóżku. Gdy tylko wyszłam na korytarz zobaczyłam jak ścielił sobie posłanie na sofie. Byłam zaskoczona tym co robił.
- Co robisz? Przecież jesteś u siebie. – na moje słowa Bartek odwrócił się w moją stronę, chyba wcześniej mnie nie zauważył. – Chyba jesteśmy jeszcze na tyle dorośli, że wytrzymamy ze sobą w jednym łóżku, co? – w moim głosie nie było żalu, a wręcz mówiłam szeptem, jakby męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie rozumiałam, co przyszło mu do głowy, że planował spędzić noc na kanapie. Może swoim zachowaniem dałam mu do zrozumienia, że lepiej byłoby gdybyśmy spali oddzielnie?
- Myślałem, że nie chcesz spać ze mną – Bartek patrzył na mnie jakby nie dowierzał moim słowom. Miał rację, mógł odnieść takie wrażenie i miał do tego prawo. Zachowałam się głupio i było mi przykro z tego powodu.
- Przepraszam, chodź do sypialni – długo nie czekałam na Jego reakcję, ponieważ poszłam do toalety a później gdy wyszłam to Bartka już nigdzie nie było. Znalazłam Go w sypialni i gdy weszłam do łóżka to zgasił światło.

- Dobranoc – powiedział w moją stronę, nic nie odpowiedziałam bo uznałam, że znał odpowiedź. Trudnym było tak leżeć obok i wcale się do Niego nie przytulać. Ignorowaliśmy się co nie było łatwe. 

22 komentarze:

  1. Genialny i taki dlugi... swietny czekam na nastepny. Prosze aby sie pogodzili i choc przez 4 rozdzialy sie nie klocili. Chociaz bedzie to trudne.. pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie potrafię wyrazić tego, jaki ten rozdzial jest świetny.
    Gratuluję i czekam na następny ♥
    Twoja wierna czytelniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :))
    Bardzo podoba mi się to jak piszesz.
    Wszystko idzie w dobrym kierunku aby miedzy nimi było lepiej, żeby mniej się kłócili. Wiec miejmy nadzieję że tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie przeraża forma gramatyczna ;_;

    OdpowiedzUsuń
  5. Ujmijmy w jednym fleksję, interpunkcję, stylistykę i gramatykę. Na przyszlość: nie zaczyna się zdania od słów takich jak gdy, kiedy itp. Interpunkcja! Cały czas rzucają mi się w oczy podstawowe błędy i na prawdę nie jestem w stanie zrozumieć jak można je przegapić, skoro podobno sprawdzasz tekst kilkakrotnie przed dodaniem go na bloga. Zauważyłam też, że pisząc różne zaimki, robisz to z wielkiej litery, a to nie jest list tylko opowiadanie i tak się nie robi, ponieważ nie zwracasz się do konkretnej osoby. To są takie główne rzeczy, które mnie kłują w oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ty nie masz z tym problemu :)

      Usuń
    2. Mnie też to zadowala. Wyczuwam jednak sarkazm ;) To taka konstruktywna krytyka, nie odbierz tego jako złośliwości itp.

      Usuń
    3. Autorka jest tylko zwykłą dziewczyną, nie żadną polonistką, nie przesadzajmy aż tak z tą gramatyką, czyta się bardzo dobrze rozdziały, więc nie widzę problemu :) Pozdrawiaam :* i czytam non stop ! :)

      Usuń
    4. Podobno studiuje pedagogikę, a to chyba się trochę wiąże ;) Tym bardziej nie rozumiem propozycji wydania książki, skoro jest zwykłą dziewczyną :)

      Usuń
  6. to opowiadanie robi się już nudne..zakończ je może i zacznij pisać nowe

    OdpowiedzUsuń
  7. Śmieszne jest to,że autorka tego opowiadania nie potrafi przyjąć słów krytyki :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę Was... czasami robicie z igły widły. Dobrze, że wy jesteście takimi polonistami, a nie autorka tego opowiadania...
    Kochana, nie przejmuj się. Jesteśmy tylko ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Może nie od razu przejmować, ale sądzę, iż autorka powinna wziąć do siebie to, co piszą inne osoby ( to co im się nie podoba) i starać się pracować nad tym oraz to poprawiać. Z tego co pamiętam, to nie jest pierwszy raz, gdy zwraca jej się uwagę na gramatykę itd. To, że piszę się jakiekolwiek opowiadania itp. Trochę zobowiązuje i nie wyobrażam sobie, aby popełniać podstawowe błędy w tak publicznych tekstach pisanych dla innych ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W opowiadaniu chodzi o historie bohaterow i ich losy a nie o gramatyke! Jezeli macie z tym problem to kurw* nie czytaj ie i z glowy!! NIEPOZDRAWIAM!-magda

      Usuń
    2. Co za dziecinny bulwers. Ośmieszasz się ; )

      Usuń
    3. Nie chciałabym, żebyś obrażała kogoś z moich czytelników.

      Usuń
    4. Autorko, ja nikogo nie obrazilam. tylko okazalam innym ze sa dwa wyjscia.

      Usuń
    5. Te słowa nie kierowałam do Ciebie, tylko do "Kariny Mu" :)

      Usuń
    6. To nie jest koncert życzeń, to po pierwsze ;) Po drugie- nikogo nie obrażam, tylko stwierdzam fakty.

      Usuń
    7. To ja jestem administratorem tego bloga i mam prawo stawiać zasady.

      Usuń