Już
wracaliśmy z tego dziwnego obiadu. Nie czułam się tam dobrze i chyba
odstawałam. To pomieszczenie, elegancka zastawa, wystawny obiad, Jacek z
narzeczoną, która była kierownikiem banku i ja, zwykła dziewczyna w jeansach. Już
wiedziałam czemu Bartek nie wytrzymał tam nawet roku i dlaczego odreagowywał w
ten a nie inny sposób. Oczywiście nie pochwalałam Jego zachowania, ale byłam w
stanie je zrozumieć. On wtedy, jako młody chłopak, nie znający innych,
alternatywnych sposobów na odreagowanie, bił się czy zażywał narkotyki. Miał
wspaniałego brata, który mu pomógł i wyrwał z tego wszystkiego. Ja sama
miałam inne wyobrażenie o domu ojca Bartka jak i o tym obiedzie. Już nieskromnie
muszę przyznać, że gdy Bartek kilka miesięcy był temu u mnie w domu na obiedzie,
było lepiej. Chłopak niespodziewanie zatrzymał się przed wjazdem do miasta i
zszedł z motoru pomagając mi ściągnąć kask. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił a
przecież spieszyłam się do pracy, natomiast wiedziałam, że musiał mieć ważny powód. On nie był znieczulony na tamtych ludzi i dom,
wciąż przeżywał to, tak samo jak ja, a nawet bardziej. Nie dało się zupełnie od
tego odciąć i udawać, że nic się nie działo.
- Przejdziemy
się? – patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, którym nie sposób było
odmówić. Świadomość, że mogłam spóźnić się do pracy odeszła gdzieś na bok i
stała mi się zupełnie obojętna.
- Jasne – po
moim słowie zgody, Bartek ruszył trzymając mnie za rękę. Z początku nic nie
mówił tylko patrzył gdzieś w oddal. Nie chciałam na Niego naciskać, ponieważ
znałam Go i wiedziałam, że musiał zebrać się w sobie i gdy tylko będzie chciał,
to zacznie mówić. On nie lubił mówić o sobie i swoich problemach ani uczuciach,
ale jakoś zawsze udawało mi się nakłonić Go do tego. Może to wiązało się z
zaufaniem i tym, że byłam mu bliska i wiele razy udowodniłam, że może ze mną
rozmawiać na wszystkie tematy.
- To chyba
nie były nasze klimaty, co ? – to pytanie, które padło z Jego strony było
retoryczne i na szczęście nie musiałam na nie odpowiadać. Oboje nie czuliśmy
się tam dobrze i to z wielu powodów.
- Słuchaj,
ja mam nadzieję, że nie masz do siebie żalu, ani nic w tym stylu – przystanęłam
naprzeciwko Niego i spojrzałam mu głęboko w oczy by znać odpowiedź. W żadnym
stopniu to nie on zawinił i nie mógł brać tego osobiście. Nie wiem, czy to była
porażka, bo tak bym tego nie nazwała, a nawet byłam wierna teorii, że w życiu
nie ma porażek, a kolejne doświadczenia. Ta próba jakiej doznaliśmy tego dnia,
była doskonałą lekcją na przyszłość. Mogliśmy zasmakować czegoś innego, co
dawało nam spojrzenie na przyszłość. Cały czas byłam pewna tego, że to właśnie
z Bartkiem chciałam założyć swoją rodzinę i pogląd na dom taty Bartka i atmosferę
tam panującą, mógł nam pokazać, a raczej nakłonić do zastanowienia się, czy
chcielibyśmy by tak wyglądał nasz dom.
Ja, czułam się tam skrępowana i niepewnie, więc od razu wiedziałam, że
musieliśmy się tego wystrzegać. Przecież chodzi o to, by goście, ludzie
odwiedzający nasz dom, czuli się w nim dobrze i komfortowo.
- Wiem, ale
myślałem, że coś się zmieniło od tamtego czasu, a wychodzi na to, że tylko ja
zrobiłem krok na przód – nie patrzył na mnie lecz w głąb lasu, metaforycznie
można rzec, że spoglądał w głąb siebie. Dotykał swoich najgłębszych uczuć i
wspomnień, przez co chcąc nie chcąc, wracał do przeszłości, która była bolesna.
Poniekąd nauczył się z tym żyć, ale nie można było się znieczulić.
- I możesz
być z siebie dumny – cały czas stałam naprzeciwko chłopaka i Jego twarz wzięłam
w swoje dłonie. Powierzchnia Jego twarzy nie była nieskazitelnie gładka, ale
siłą rzeczy przypominała mi Jego życie, które też nie było proste. Przecież to,
co przeżywamy poniekąd ma odzwierciedlenie w naszym wyglądzie, twarzy,
dłoniach… Jak ktoś ma dużo stresów, nerwów to automatycznie znajduje to wyraz
na twarzy w postaci zmarszczek. – Kocham tą prawdziwość i szczerość w Tobie.
Kocham Cię za Ciebie a nie za atmosferę w Twoim domu. Nikt z nas nie jest
idealny i nie będzie – zrobiłam ten pierwszy krok i pocałowałam Go w usta,
głęboko się w nich zanurzyłam i nie chciałam się odrywać. Z zachowania Bartka
wywnioskowałam, że Jemu też było dobrze, przytulił mnie mocno do siebie i
całował. W takim miejscu, jak tamto w którym się znajdowaliśmy, pocałunek
smakował o niebo lepiej. Czyste, niczym nie skażone powietrze, słonce
przebijające się przez drzewa i My. Ta chwila mogła trwać i trwać, a życie
mogło się zatrzymać. W takich momentach pęd ludzi i czasu przestaje mieć jakiekolwiek
znaczenie i liczysz się Ty i Twoja druga połowa, a razem stanowicie pełnie.
Osiągacie jakiś poziom szczęścia, który masz wrażenie, że zbliża Was do
maksymalnego. Udaje Ci się zaspokoić większość potrzeb i to, co dostajesz od
drugiej osoby jest motorem do życia jak i największą wartością. Wtedy zdajesz
sobie sprawę z tego, że po to te wszystkie nieporozumienia i kłótnie, by
walczyć właśnie dla takich chwil. Przecież, gdyby ciągle było tak wspaniale to,
czy umielibyśmy to w należyty sposób docenić? Zawsze gdy coś tracisz,
uświadamiasz sobie jakie to było wartościowe dla Ciebie. Są chwile gdy wady
drugiej osoby biorą górę i już nie wytrzymujesz, a sens tego, co tworzycie
gdzieś zanika. To wszystko przypomina wschód słońca, który wielu ludzi nie
docenia i skupia się na zachodzie. Ale dla mnie piękniejszy jest wschód, kiedy
słońce, symbolizujące zalety, przedziera się przez chmury, traktujące jako
wady. Dobra, pozytywna masa odgania to, co złe i przynoszące smutek. I czy tak
nie jest z nami i naszym życiem, w którym na zmianę pojawiają się wschody i
zachody słońca? Oczywiście, nie z tą samą częstotliwością i regularnością, ale
z przyjętą symboliką. Życie jest pełne porażek, smutków, bólu, ale zawsze
wychodzi słońce, nie ma możliwości, że nie przedrze się przez chmury.
Wschody słońca powinny być dla Nas największą nadzieją na lepsze jutro. Ta
przyjęta teoria jest optymistyczna i chyba takie nastawienie do życia
najbardziej mi pasuje. Człowiek przeżywa wiele upadków, doświadcza wielu ran,
ale gdyby nie to, nie mielibyśmy doświadczeń i nie tworzylibyśmy
hierarchii wartości. Gdy jedno tracimy,
zyskujemy drugie, czasem zmiany są gorsze a czasem lepsze, ale przez to
nabieramy doświadczenia. To właśnie one są naszą historią i wyniesione z nich
nauki świadczą o naszej mądrości. Tylko głupiec boi się żyć i korzystać z tego,
co daje świat. Nawet jak napotykamy na kłody, to zawsze są one po coś. Wierzę,
że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bartek tak jak ja, można się wydawać, że
doświadczył prawie najgorszego, ale może to nie jest najbardziej optymistyczne,
ale zawsze może być gorzej. Ta myśl, chociaż o wydźwięku negatywnym powinna być
drogowskazem, by walczyć do dobro i o siebie, o te dobre chwile. Łatwiej jest
iść przez życie we dwoje, wtedy masz oparcie i nawet gdy zwątpisz, to druga
osoba przypomni Ci o tym, co było Twoją filozofią. Wymieniacie się energią i
tworzycie coś dobrego. Gdy czujesz dobro od drugiej osoby, to momentalnie
zaczynasz myśleć o przyszłości i o tym, co razem dobrego i fajnego możecie
stworzyć. Wiadomo, że od razu całego świata nie zbawicie, ale jesteście w
stanie chociaż jego najmniejszy fragment uczynić lepszym. Wielu jest
frustrowanych ludzi, którzy niszczą to, co zbudowali inni, ale nie można się poddawać,
trzeba walczyć i wierzyć. Gdy już dokonasz rzeczy, o której myślałeś, że jest
niemożliwa, stawiasz sobie nowe cele i czujesz zadowolenie z siebie. A
samozadowolenie i dowartościowanie siebie i bliskich, jest podstawowym
elementem życia. Gdy uwierzysz, że jesteś dobry i pokochasz samego siebie to i
ktoś pokocha Ciebie.
Ta część jest trochę inna i nie wiem czemu, ale jestem z niej naprawdę dumna. Kiedy tylko mam chwilę zwątpienia, czegoś mi się nie chce, albo mam przysłowiowego "doła", to ona sprawia zawsze, że się uśmiecham. Trudno mi powiedzieć co jest w niej takiego, ale ta część pokazała mi, że czasem spod moich rąk wychodzi coś naprawdę dobrego. A co Wy myślicie?
Bozee jakieew swietne kocham <3
OdpowiedzUsuńDroga autorko, również się z Tobą zgadzam. Ta część ma to coś. Coś bardzo dobrego. To opowiadanie jest jak lekarstwo. Wytrwalosci!
OdpowiedzUsuńtak też się zgadzam z poprzedniczkami :) ta część jest inna ale nie znaczy że gorsza :) jest wyjątkowa :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńI powinnaś być dumna. Ten rozdział skłania do wielu przemyśleń. Ma to coś. :-) Jest po prostu cudny i dziękuję Ci za niego. Jesteś wielka.
OdpowiedzUsuńMam takie pytanko : masz już zaplnowaną ilość rozdziałów do końca? Jakos nie wyobrażam sb końca tej historii . :-)
Jeszcze raz dziekuje. Czekam nn .
Życzę dużo,dużo,bardzo dużo pomysłów.
/Eli..
Dziękuję Ci bardzo :* Naprawdę z całego serca, dziękuję!
UsuńWłaśnie ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy nie zakończyć na 200 części.... Natomiast jeszcze nic nie jest postanowione.
Ojeku za Ty mi dziękujesz? Ja nic takiego nie zrobiłam(napisałam) to ja Ci dziękuję. Jesteś naprawdę dobra w pisaniu. Cieszę się,że znalazłam Twojego bloga. Powinnaś książkę kiedyś wydać. Pierwsza bym kupiła ;-)
Usuń200 części ... to będzie najdłuższe opowiadanie jakie czytałam .
/Eli..