poniedziałek, 31 marca 2014

The experience cz 129

Już wracaliśmy z tego dziwnego obiadu. Nie czułam się tam dobrze i chyba odstawałam. To pomieszczenie, elegancka zastawa, wystawny obiad, Jacek z narzeczoną, która była kierownikiem banku i ja, zwykła dziewczyna w jeansach. Już wiedziałam czemu Bartek  nie wytrzymał tam nawet roku i dlaczego odreagowywał w ten a nie inny sposób. Oczywiście nie pochwalałam Jego zachowania, ale byłam w stanie je zrozumieć. On wtedy, jako młody chłopak, nie znający innych, alternatywnych sposobów na odreagowanie, bił się czy zażywał narkotyki. Miał wspaniałego brata, który mu pomógł i wyrwał z tego wszystkiego. Ja sama miałam inne wyobrażenie o domu ojca Bartka jak i o tym obiedzie. Już nieskromnie muszę przyznać, że gdy Bartek kilka miesięcy był temu u mnie w domu na obiedzie, było lepiej. Chłopak niespodziewanie zatrzymał się przed wjazdem do miasta i zszedł z motoru pomagając mi ściągnąć kask. Nie wiedziałam dlaczego to zrobił a przecież spieszyłam się do pracy, natomiast wiedziałam, że musiał mieć ważny powód. On  nie był znieczulony na tamtych ludzi i dom, wciąż przeżywał to, tak samo jak ja, a nawet bardziej. Nie dało się zupełnie od tego odciąć i udawać, że nic się nie działo.
- Przejdziemy się? – patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, którym nie sposób było odmówić. Świadomość, że mogłam spóźnić się do pracy odeszła gdzieś na bok i stała mi się zupełnie obojętna.
- Jasne – po moim słowie zgody, Bartek ruszył trzymając mnie za rękę. Z początku nic nie mówił tylko patrzył gdzieś w oddal. Nie chciałam na Niego naciskać, ponieważ znałam Go i wiedziałam, że musiał zebrać się w sobie i gdy tylko będzie chciał, to zacznie mówić. On nie lubił mówić o sobie i swoich problemach ani uczuciach, ale jakoś zawsze udawało mi się nakłonić Go do tego. Może to wiązało się z zaufaniem i tym, że byłam mu bliska i wiele razy udowodniłam, że może ze mną rozmawiać na wszystkie tematy.
- To chyba nie były nasze klimaty, co ? – to pytanie, które padło z Jego strony było retoryczne i na szczęście nie musiałam na nie odpowiadać. Oboje nie czuliśmy się tam dobrze i to z wielu powodów.
- Słuchaj, ja mam nadzieję, że nie masz do siebie żalu, ani nic w tym stylu – przystanęłam naprzeciwko Niego i spojrzałam mu głęboko w oczy by znać odpowiedź. W żadnym stopniu to nie on zawinił i nie mógł brać tego osobiście. Nie wiem, czy to była porażka, bo tak bym tego nie nazwała, a nawet byłam wierna teorii, że w życiu nie ma porażek, a kolejne doświadczenia. Ta próba jakiej doznaliśmy tego dnia, była doskonałą lekcją na przyszłość. Mogliśmy zasmakować czegoś innego, co dawało nam spojrzenie na przyszłość. Cały czas byłam pewna tego, że to właśnie z Bartkiem chciałam założyć swoją rodzinę i pogląd na dom taty Bartka i atmosferę tam panującą, mógł nam pokazać, a raczej nakłonić do zastanowienia się, czy chcielibyśmy by  tak wyglądał nasz dom. Ja, czułam się tam skrępowana i niepewnie, więc od razu wiedziałam, że musieliśmy się tego wystrzegać. Przecież chodzi o to, by goście, ludzie odwiedzający nasz dom, czuli się w nim dobrze i komfortowo.
- Wiem, ale myślałem, że coś się zmieniło od tamtego czasu, a wychodzi na to, że tylko ja zrobiłem krok na przód – nie patrzył na mnie lecz w głąb lasu, metaforycznie można rzec, że spoglądał w głąb siebie. Dotykał swoich najgłębszych uczuć i wspomnień, przez co chcąc nie chcąc, wracał do przeszłości, która była bolesna. Poniekąd nauczył się z tym żyć, ale nie można było się znieczulić.
- I możesz być z siebie dumny – cały czas stałam naprzeciwko chłopaka i Jego twarz wzięłam w swoje dłonie. Powierzchnia Jego twarzy nie była nieskazitelnie gładka, ale siłą rzeczy przypominała mi Jego życie, które też nie było proste. Przecież to, co przeżywamy poniekąd ma odzwierciedlenie w naszym wyglądzie, twarzy, dłoniach… Jak ktoś ma dużo stresów, nerwów to automatycznie znajduje to wyraz na twarzy w postaci zmarszczek. – Kocham tą prawdziwość i szczerość w Tobie. Kocham Cię za Ciebie a nie za atmosferę w Twoim domu. Nikt z nas nie jest idealny i nie będzie – zrobiłam ten pierwszy krok i pocałowałam Go w usta, głęboko się w nich zanurzyłam i nie chciałam się odrywać. Z zachowania Bartka wywnioskowałam, że Jemu też było dobrze, przytulił mnie mocno do siebie i całował. W takim miejscu, jak tamto w którym się znajdowaliśmy, pocałunek smakował o niebo lepiej. Czyste, niczym nie skażone powietrze, słonce przebijające się przez drzewa i My. Ta chwila mogła trwać i trwać, a życie mogło się zatrzymać. W takich momentach pęd ludzi i czasu przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie i liczysz się Ty i Twoja druga połowa, a razem stanowicie pełnie. Osiągacie jakiś poziom szczęścia, który masz wrażenie, że zbliża Was do maksymalnego. Udaje Ci się zaspokoić większość potrzeb i to, co dostajesz od drugiej osoby jest motorem do życia jak i największą wartością. Wtedy zdajesz sobie sprawę z tego, że po to te wszystkie nieporozumienia i kłótnie, by walczyć właśnie dla takich chwil. Przecież, gdyby ciągle było tak wspaniale to, czy umielibyśmy to w należyty sposób docenić? Zawsze gdy coś tracisz, uświadamiasz sobie jakie to było wartościowe dla Ciebie. Są chwile gdy wady drugiej osoby biorą górę i już nie wytrzymujesz, a sens tego, co tworzycie gdzieś zanika. To wszystko przypomina wschód słońca, który wielu ludzi nie docenia i skupia się na zachodzie. Ale dla mnie piękniejszy jest wschód, kiedy słońce, symbolizujące zalety, przedziera się przez chmury, traktujące jako wady. Dobra, pozytywna masa odgania to, co złe i przynoszące smutek. I czy tak nie jest z nami i naszym życiem, w którym na zmianę pojawiają się wschody i zachody słońca? Oczywiście, nie z tą samą częstotliwością i regularnością, ale z przyjętą symboliką. Życie jest pełne porażek, smutków, bólu, ale zawsze wychodzi słońce, nie ma możliwości, że nie przedrze się  przez chmury. Wschody słońca powinny być dla Nas największą nadzieją na lepsze jutro. Ta przyjęta teoria jest optymistyczna i chyba takie nastawienie do życia najbardziej mi pasuje. Człowiek przeżywa wiele upadków, doświadcza wielu ran, ale gdyby nie to, nie mielibyśmy doświadczeń i nie tworzylibyśmy hierarchii  wartości. Gdy jedno tracimy, zyskujemy drugie, czasem zmiany są gorsze a czasem lepsze, ale przez to nabieramy doświadczenia. To właśnie one są naszą historią i wyniesione z nich nauki świadczą o naszej mądrości. Tylko głupiec boi się żyć i korzystać z tego, co daje świat. Nawet jak napotykamy na kłody, to zawsze są one po coś. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bartek tak jak ja, można się wydawać, że doświadczył prawie najgorszego, ale może to nie jest najbardziej optymistyczne, ale zawsze może być gorzej. Ta myśl, chociaż o wydźwięku negatywnym powinna być drogowskazem, by walczyć do dobro i o siebie, o te dobre chwile. Łatwiej jest iść przez życie we dwoje, wtedy masz oparcie i nawet gdy zwątpisz, to druga osoba przypomni Ci o tym, co było Twoją filozofią. Wymieniacie się energią i tworzycie coś dobrego. Gdy czujesz dobro od drugiej osoby, to momentalnie zaczynasz myśleć o przyszłości i o tym, co razem dobrego i fajnego możecie stworzyć. Wiadomo, że od razu całego świata nie zbawicie, ale jesteście w stanie chociaż jego najmniejszy fragment uczynić lepszym. Wielu jest frustrowanych ludzi, którzy niszczą to, co  zbudowali inni, ale nie można się poddawać, trzeba walczyć i wierzyć. Gdy już dokonasz rzeczy, o której myślałeś, że jest niemożliwa, stawiasz sobie nowe cele i czujesz zadowolenie z siebie. A samozadowolenie i dowartościowanie siebie i bliskich, jest podstawowym elementem życia. Gdy uwierzysz, że jesteś dobry i pokochasz samego siebie to i ktoś pokocha Ciebie.


Ta część jest trochę inna i nie wiem czemu, ale jestem z niej naprawdę dumna. Kiedy tylko mam chwilę zwątpienia, czegoś mi się nie chce, albo mam przysłowiowego "doła", to ona sprawia zawsze, że się uśmiecham. Trudno mi powiedzieć co jest w niej takiego, ale ta część pokazała mi, że czasem spod moich rąk wychodzi coś naprawdę dobrego. A co Wy myślicie?  

6 komentarzy:

  1. Bozee jakieew swietne kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga autorko, również się z Tobą zgadzam. Ta część ma to coś. Coś bardzo dobrego. To opowiadanie jest jak lekarstwo. Wytrwalosci!

    OdpowiedzUsuń
  3. tak też się zgadzam z poprzedniczkami :) ta część jest inna ale nie znaczy że gorsza :) jest wyjątkowa :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. I powinnaś być dumna. Ten rozdział skłania do wielu przemyśleń. Ma to coś. :-) Jest po prostu cudny i dziękuję Ci za niego. Jesteś wielka.
    Mam takie pytanko : masz już zaplnowaną ilość rozdziałów do końca? Jakos nie wyobrażam sb końca tej historii . :-)
    Jeszcze raz dziekuje. Czekam nn .
    Życzę dużo,dużo,bardzo dużo pomysłów.
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :* Naprawdę z całego serca, dziękuję!
      Właśnie ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy nie zakończyć na 200 części.... Natomiast jeszcze nic nie jest postanowione.

      Usuń
    2. Ojeku za Ty mi dziękujesz? Ja nic takiego nie zrobiłam(napisałam) to ja Ci dziękuję. Jesteś naprawdę dobra w pisaniu. Cieszę się,że znalazłam Twojego bloga. Powinnaś książkę kiedyś wydać. Pierwsza bym kupiła ;-)
      200 części ... to będzie najdłuższe opowiadanie jakie czytałam .
      /Eli..

      Usuń