piątek, 27 czerwca 2014

The experience cz 155

Tak bardzo nie chciałam iść do szkoły, traktowałam to, jako karę. Już wczoraj wiedziałam, że ciężko będzie mi się tam chodziło. Poważnie zastanawiałam się nad zmianą szkoły, ale wiedziałam, że to będzie już kompletny powód do nazwania mnie tchórzem. Poza tym, naprawdę lubiłam swoją szkołę, uważałam, że była na wysokim poziomie, co zresztą mnie satysfakcjonowało. Musiałam wytrzymać, albo chociaż cierpliwie czekać momentu, w którym będzie mi lżej, a Bartek stanie się bardziej obojętny. Ale czy to w ogóle było możliwe?
Ubrałam się w czarną sukienkę, do tego założyłam balerinki, wzięłam kurtkę jeansową i zeszłam do kuchni, gdzie tradycyjnie zastałam tatę.
- Ładnie wyglądasz – tato podniósł głowę znad gazety i miło się do mnie uśmiechnął.
- Dziękuję. – nie było mnie stać na nic więcej. Miałam dosyć średni humor i nie potrafiłam się go wyzbyć. Zachowywałam się tak, jakby to, że musiałam iść do szkoły było karą nałożoną przez wszystkich dookoła.
- Coś nie w humorze jesteś? – tato oczywiście musiał od razu wyczuć moje samopoczucie. Nie warto było Go okłamywać, bo i tak za dobrze mnie znał.
- Trochę – lakonicznie odpowiedziałam na zadane mi pytanie. Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć i jak z tego wybrnąć, a też nie chciałam jakoś rozczulać się nad swoim losem. Już dosyć miałam litości i wszelkiego żalu odnośnie mojej sytuacji. Nie było mi łatwo się z tym uporać, a jeszcze potrzebowałam dużo sił, bo przecież każdego dnia miałam to wszystko znosić.
- Dasz radę – uśmiechnął się do mnie, po czym oddał – Słuchaj, zjedz obiad w szkole. Dopóki nie znajdziemy kogoś do pomocy to będziesz musiała tam jeść. – wiedziałam, o co mu chodziło. Nie było z nami Ireny, bo przeprowadziła się do swojej córki, by jej trochę pomóc, dlatego też, my zostaliśmy bez pomocy. Tata wiecznie był zapracowany i nawet nie miał czasu zakupów zrobić.
- Po szkole zrobię zakupy i coś ugotuję, będzie na dwa dni. Następnym razem zrobi to Marcin i tak będziemy się dzielić, więc się nie martw – czułam, że powinnam była odciążyć trochę tatę. Musieliśmy dać sobie jakoś radę i wiedziałam, że podołamy.
- Dobra, to tu masz pieniądze. Ja już muszę lecieć, więc do wieczora – kiedy zostawił na stole pieniądze od razu wyszedł z domu i takim oto sposobem zostałam sama. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie iść na wagary, ale w pierwszy dzień szkoły kompletnie nie wypadało. Jak już zjadłam śniadanie pojechałam do szkoły. Nie byłam przyzwyczajona do widoku tylu ludzi w tym budynku. Odzwyczaiłam się przez te dwa miesiące i naprawdę dziwnie było mi tam wrócić. Miałam wrażenie, że tyle się wydarzyło przez te dwa miesiące, że teraz wchodziłam do tego budynku jako kompletnie inna osoba. Prosto poszłam na pierwsze lekcje, na których każdy z nauczycieli straszył maturą. Przerażał mnie fakt, że nadal nie wiedziałam, na jakie studia chciałam iść. Cały czas oszukiwałam siebie, że miałam jeszcze czas. Na trzeciej lekcji poszłam na angielski i tego najbardziej się obawiałam - lekcja z Bartkiem w jednej klasie, ale na szczęście od razu przed salą zauważyłam Martynę.
- Hej – przywitałam się z dziewczyną buziakiem w policzek a kątem oka spojrzałam na Bartka, który przyglądał się nam, próbowałam go ignorować i zachowywać się tak, jakby go tam nie było – Jak tam nowa klasa? – byłam ciekawa jak mijały jej pierwsze godziny z nowymi ludźmi w całkiem nowym budynku i czy się zaaklimatyzowała w nowym miejscu.
- A dobrze, wszyscy są mili, Bartek stara mi się pomagać, bo jak na razie marnie ogarniam gdzie co jest – doskonale wiedziałam, o co jej chodziło, nasza szkoła była trzypiętrowa a sale niezbyt po kolei ponumerowane.
- To dobrze – dosyć niechętnie jej odpowiedziałam. Nie byłam zła, że On jej pomagał, nawet powinnam była być mu za to wdzięczna, ale kolejne wspomnienie ekschłopaku było bolesne.
- Nadal Ci zależy, prawda? – Martyna próbowała wywęszyć czy nic nie dało się zrobić, żebyśmy się zeszli, ale niestety nie działały tu żadne czary mary, ani też to wszystko nie było takie łatwe jak jej się wydawało.
- Marcin był u Niego ostatnio i zastał w mieszkaniu jakąś dziewczynę – powiedziałam te słowa bez większego wyrazu i charakteru. Sama nie wiedziałam czy to był ten czynnik, który tak ważył na moim humorze.
- No coś Ty? Myślisz, że …
- Może tak, może nie – nie dałam jej dokończyć, bo wiedziałam, o co chciała zapytać a ja nie znałam odpowiedzi. Wyglądała na bardzo zaskoczoną tym, co jej powiedziałam, ale nie było, czego ukrywać.
- Nie no, ale serio myślisz, że miałby już kogoś? – Martyna nie dawała za wygraną i dalej ciągnęła ten temat. Czasem wydawało mi się, że miała za miało taktu i samo wyczucia. Trochę sprawiała mi przykrość, bo ja sama nie wiedziałam, czy Jego byłoby na to stać a wiedziałam też, że on nigdy nie miał jakiś koleżanek.
- Martyna, wróżką nie jestem. Mówię Ci co widział Marcin. Ja zresztą też widziałam Bartka z tą dziewczyną jak kupowali garnitur – mój głos był taki zwykły, pozbawiony emocji i uczuć. Chyba już byłam oziębła na tą całą sytuację. Po chwili do klasy weszła nauczycielka a my w milczeniu podążyłyśmy za nią. Ludzie dziwnie się przyglądali a to mi a to Bartkowi, łatwo było rozpoznać, co myśleli. Na szczęście miałam Martynę, która ze mną siedziała w ławce. Bartek siedział w rzędzie obok, ale trochę przed nami, tak, że całą lekcję wpatrywałam się w Niego jak w obrazek.
Po skończonej lekcji poszłyśmy na stołówkę, gdzie znowu wpatrywałam się w Bartka, który siedział niedaleko nas. Nie wiem, czemu, ale wydawało mi się, że Jemu było jakoś łatwiej, swobodniej. A ja głupia przeżywałam wszystko ze dwojoną siłą, za siebie i za Niego. Naprawdę miałam tego dosyć. Miałam dosyć swojej miłości do Niego i tego, że on w ogóle nie walczył, poddał się na pierwszej prostej. Jasne, przyszedł raz, ale zmuszony przez Marcina i Filipa, czyli to się nie liczy. Tak cholernie byłam zawiedziona Jego postępowaniem, że zaczynałam wierzyć, iż już kogoś miał.
- Gosia, ocknij się – Martyna machała mi ręką przed twarzą a wtedy moje i Bartka oczy się spotkały. Nie wytrzymałam długo i odwróciłam wzrok na przyjaciółkę.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś? – musiałam wrócić do świata żywych i zacząć żyć a nie cierpieć jak cierpiętnica. Moją chyba rolą życiową była rola płaczki, czas więc  było skończyć to przedstawienie.
- Że chyba musimy iść się przebrać na wf – przyjaciółka była trochę poirytowana, ale musiała zrozumieć, że nie było mi łatwo to wszystko znosić. To też był ten jeden z pechowych dni, kiedy dwie lekcje miałam wspólnie z Bartkiem, nie dość, że angielski to jeszcze wf, ale dzisiaj nie miałam ochoty na ćwiczenia i zmagania fizyczne, zacznijmy od tego, że w ogóle na nic nie miałam ochoty.
- Tak – wstałyśmy od stolika i szłyśmy w stronę sali gimnastycznej – Ja chyba sobie dzisiaj odpuszczę, nie chce mi się pocić – naprawdę, nie miałam ani grama ochoty na ćwiczenia. W ogóle nie lubiłam wf i planowałam się jakoś wymigać, tylko musiałam iść do lekarza.
- Oj Gośka – widziałam, że Martynie nie bardzo się to podobało a w szczególności to, że nie miałam humoru i byłam pozbawiona energii, ale żyłam nadzieją, że następnego dnia będzie lepiej. Kiedy Martyna się przebierała ja już siedziałam na ławce i przypatrywałam się osobom wchodzącym na salę. Oczywiście podświadomie wyszukiwałam Bartka, ale go nie było. Z jednej strony cieszyłam się, że będę mogła patrzeć na Niego całe 45 minut a z drugiej strony to było katowanie samej siebie.
Na wf nic takiego się nie działo, chłopaki grali w siatkówkę a dziewczyny w hokeja. Postanowiłam się nie męczyć i rysowałam sobie jakieś gryzmoły w zeszycie, obiecałam sobie, że nie będę się tępo wpatrywać w chłopaka, który miał mnie gdzieś.
Po skończonych lekcjach pojechałam do domu gdzie bezwiednie leżałam na tarasie i zastanawiałam się jak silna byłam, ile mogłam wytrzymać. Naprawdę to nie było łatwe.

Dzisiaj część jest taka prosta i zwykła, ponieważ chciałam skupić się na uczuciach Gosi, byście przed następną częścią mogli poznać jej emocje i bardziej wczuć się w sytuację, w której znalazła się główna bohaterka. Jak wszystko dobrze pójdzie, to kolejna część już jutro :) 
Dziękuję za wszystkie gratulacje i miłe wiadomości jak i komentarze. Z całego serca dziękuję i wszystkim Wam życzę udanych wakacji. 
Jak wyniki z matur? Jesteście zadowoleni?  

5 komentarzy:

  1. Prosta i bardzo interesująca ;) maturka zdana, i to nie najgorzej :D
    i resocjalizacja, wiec już chyba mnie poznajesz :D
    BUZIAKI ;* czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  2. na jakie studia poszłaś? ile one trwają? jesteś zadowolona z nauczania? było trudno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem na pedagogice, specjalność resocjalizacja :) Teraz skończyłam 3 lata licencjatu, a teraz będę szła na dwuletnie studia drugiego stopnia, czyli magisterkę. Ogółem trwają 5 lat. Z nauczania tak średnio jestem zadowolona, mam wrażenie, że niewielkim wysiłkiem skończyłam te studia, chociaż tylko momentami było ciężko. Jakbym miała możliwość to jedynie zmieniłabym miasto w którym się uczyłam, a z samego kierunku jestem zadowolona, chociaż jest bardzo dużo niepotrzebnej historii i teorii.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa część. Dawno mnie tu nie było. Gratuluję wyników! Wiedziałam,że Ci bardzo dobrze pójdzie. Zdolna z Ciebie osóbka jest. :-)
    Buziaki :-*
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń