niedziela, 29 czerwca 2014

The experience cz 156

Dzisiejszy dzień był dla mnie niezłym sprawdzianem. Mogłam się przekonać czy byłam tchórzem, czy może nie brakowało mi odwagi, by się zmierzyć z tym, co siedziało mi w głowie. Była sobota i tego też dnia, czyli 8 września, On miał urodziny. Nie chciałam iść w Jego ślady i zapomnieć, a w sumie wyprzeć to ze swojej świadomości, bo pamiętałam o tym, że kończył dzisiaj 19 lat…. To, że był starszy ode mnie, nigdy mnie do Niego nie zniechęcało, tak samo jak to, że kiedyś powtarzał rok. Takie rzeczy po prostu się zdarzają i tak też było w Jego przypadku, ale wracając do sedna. Nie utrzymywaliśmy kontaktu, więc nie chciałam nagle zjawiać się z prezentem, czułam, że byłoby by głupie. Nawet nie wiedziałam, co miałabym mu kupić. No, więc nie wiedziałam jak mu złożyć życzenia.  Wysłanie sms‘a było czymś strasznie dziecinnym i nie potrafiłam tak zrobić, tak samo jak wysłać wiadomość na facebooku. Był dla mnie ważnym człowiekiem i nie mogłam w tak obojętny sposób życzyć mu wszystkiego dobrego, lecz czy było stać mnie na coś więcej? Głowiłam się już nad tym ponad godzinę i ciągle nie wiedziałam, co zrobić. Boże, czemu to wszystko było tak skomplikowane? W mojej głowie odbywały się krzyki i dzika kłótnia, a moje serce miało do mnie straszny żal o to, że odrzuciłam Bartka, bo ostatecznie tak było. Najpierw On mnie nie chciał a teraz ja Jego odprawiłam. Pomimo, że pewnych myśli nie dopuszczałam do siebie, że udawałam, że jestem silna i tak naprawdę obeszło mnie to bez jakiś większych uczuć, to tak nie było. Każdego dnia myślałam o Nim, tęskniłam, odczuwałam żal i teraz nadal tak jest. Czułam się skrzywdzona, zostawiona, zapomniana… Tak naprawdę dopiero podczas naszej ostatniej rozmowy, zdałam sobie sprawę z tego, że miałam powody by się na Niego wściekać. Może wtedy, gdy mnie odepchnął, to wcale nie było żadne takie nic, jak próbowałam przekonywać wszystkich dookoła siebie? Pamiętam, ten ból, który mi wtedy towarzyszył, zarówno fizyczny jak i psychiczny. To chyba było najgorsze wydarzenie w ciągu tych ostatnich dni, nie tyle co wyrzucenie mnie z domu, czy powiedzenie przed klubem, że chce się tymczasowo rozstać, ale właśnie to odrzucenie. Kiedyś obiecałam sobie, że jak mnie facet uderzy, to odejdę od Niego a teraz byłam w kropce. Niby Bartek mnie nie uderzył, ale czy była duża granica pomiędzy uderzeniem a odepchnięciem? Czy w ogóle była jakaś granica? Nie wiedziałam gdzie znaleźć odpowiedź. Tak naprawdę czułam się w kropce i miałam serdecznie dość tego wszystkiego. Miejsca, ludzi, sytuacji, rzeczy. Wszystko dookoła mnie, przypominało mi ostatni rok. Marzyłam o tym by wyjechać, zmienić miejsce zamieszkania i to na stałe. Niestety, to były tylko marzenia i w tej sferze musiały pozostać. Mogły się one spełnić dopiero po maturze, kiedy stanę przed wyborem miasta, do którego chciałabym się przenieść, dlatego wiedziałam jedno, musiałam się przyłożyć do tego, by osiągnąć jak najlepsze wyniki z tego testu i móc spokojnie wybrać miejsce, gdzie chciałam mieszkać. Nie rozważałam opcji zostania w rodzinnym mieście. Tu wszystko było trudniejsze. Pragnęłam zacząć życie gdzieś indziej, z nową kartką.
Odbiegłam od tematu i tak robiłam, co chwilę. Odchodziłam od meritum sprawy a czas nieubłaganie mijał. Była godzina 14 a ja nadal nie wiedziałam, co począć. Jechać do Niego? Ale jak ja miałabym spojrzeć mu w oczy? To było zdecydowanie za trudne. Iść do Niego bez prezentu? Kompletnie głupie. Czułam się strasznie. Boże, czemu doprowadziłeś do takiej sytuacji?! Krzyczałam w duszy mając nadzieję, że odpowiedź nadejdzie. Cisza. Ciągle ta sama pustka.
No dobra, jakbym miała mu coś kupić to, co by to było? Nie byliśmy w związku, więc jakieś wiążące, osobiste prezenty odpadały. Więc jak ma to być coś niezobowiązującego, to co? Czułam, że siedząc w domu nic nie wymyślę, a tylko marnowałam czas. Gdy spojrzałam na pogodę, jaka panowała na dworze, było tak strasznie szaro i ponuro. Niemalże jak mój nastrój, jedynie brakowało deszczu i mojego płaczu. No nic, musiałam się ogarnąć. Założyłam pierwsze lepsze jeansy, czarną nierozpinaną bluzę. Nawet nie robiłam makijażu, bo nie chciałam ryzykować, żeby nie spłynął. Włosy nie wymagały jakiś poświęceń, przeprostowałam końcówki i byłam gotowa. Wsiadłam w samochód i pojechałam do galerii handlowej, która znajdowała się niedaleko Jego mieszkania, więc jakbym mu coś kupiła, to miałam blisko, żeby mu to podarować.
Na miejscu nic mi się specjalnie nie rzucało w oczy. Oczywiście sprawa byłaby prostsza gdybym wiedziała co chciałam kupić. Kiedy przechodziłam obok sportowego sklepu, przypomniało mi się coś. Bartka torba na treningi była w kiepskim stanie, on sam mówił, że nie lubił chodzić na zakupy a jak już był w centrum handlowym, to nic mu się nie podobało. Tak więc postanowiłam poszukać czegoś, co byłoby odpowiednie. I tak, już po dwudziestu minutach miałam wybraną torbę. Sprzedawca trochę mi pomógł i jak twierdził to był odpowiedni model dla typowego sportowca, a także nowość, więc Bartek nie mógł jej nigdzie wcześniej widzieć. Dowiedziałam się też, że torba była wzorowana na modelach noszonych przez prawdziwych sportowców, więc miałam nadzieję, że Bartkowi się spodoba. Prezent został ładnie spakowany i tak naprawdę mogłam już iść do chłopaka.
Nie wiedziałam jak mnie potraktuje i czy w ogóle przyjmie prezent, ponieważ ja mu swój oddałam. Odwlekałam tą chwilę jak tylko mogłam, ale po czterdziestu minutach siedzenia w samochodzie uznałam, że zachowuję się naprawdę dziecinnie. W końcu byłam silna i musiałam stawić temu czoła. Miałam stchórzyć? Chyba nie darowałabym tego sobie do końca życia. Patrzyłam się na prezent, który znajdował się na siedzeniu obok i gdy już chciałam wysiadać, ktoś zapukał w moją szybę, przez co bardzo się przestraszyłam bo w samochodzie panowała idealna cisza a ja siedziałam tam jak na szpilkach. Kiedy odwróciłam głowę w lewą stronę, ujrzałam Bartka. Poczułam jak się czerwieniłam i naprawdę, chciałam zapaść się pod ziemię, odjechać, zrobić cokolwiek, ale wiedziałam, że już mleko się rozlało. Sięgnęłam za klamkę i niechętnie opuściłam samochód, cały czas patrząc na równie zaskoczoną minę Bartka, co moją.
- Długo tu tak siedzisz? – po tych Jego słowach już wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa. Od samego początku robiło się nieprzyjemnie i nie mogłam się łudzić, że przebiegnie to bezboleśnie, wręcz przeciwnie. Wszystko było nie tak.
- Chwilę – skłamałam. Ale co niby miałam mu powiedzieć? Zresztą to było bez znaczenia.
- Co Ty tu w ogóle robisz? – nie wiem czemu, ale spodziewałam się innego przywitania, coś w stylu „cześć”, „siema”. Czułam niechęć w Jego głosie, a z Jego twarzy niczego nie potrafiłam wyczytać. Maskował się przede mną, chcąc wszystko doszczętnie ukryć, ta sytuacja była dla mnie naprawdę nowa i nie umiałam sobie z nią poradzić.
- Przyjechałam, bo chciałam złożyć Ci życzenia – nie byłam pewna siebie ani swojego zachowania. Gdyby On choć trochę mi pomógł, byłoby mi lżej, a tak z minuty na minutę ciężar rósł. Chyba miałam talent do pakowania się w ciężkie sytuacje.
- To jakaś forma katuszy z Twojej strony, tak? – Bartek zachowywał się jak pewny siebie gnojek. Jakim prawem kpił ze mnie? On nigdy się tak nie zachowywał, a nagle grał cwaniaka. W tamtym momencie, pożałowałam, że tam się pojawiłam. Mogłam sobie dać spokój albo wysłać sms’a, a ja jak głupia zawlekłam tam swoje nieproszone dupsko.
- Co Ty bredzisz?  - zastanawiałam się dlaczego myślał, że to była jakaś gra z mojej strony, w przeciwieństwie do Jego osoby byłam sobą, niczego nie udawałam, a na dodatek naprawdę miałam czyste intencje. Natomiast nie mogłam pozwalać się obrażać.
- Chcesz mi przypomnieć, że zapomniałem o Twoich urodzinach i dlatego się tu pojawiłaś? Bo skoro nie chcesz już ze mną być, to czemu niby masz składać mi życzenia? – dobrze, że ten dupek nie słyszał moich myśli, wyzywałam Go na czym świat stał. Jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć? Nie miał za grama szacunku do mnie a ja ciągle o nim myślałam, wybielałam Jego zachowanie. Jeszcze kilka godzin temu, miałam żal do siebie za to, że Go odtrąciłam, lecz w tamtym momencie Bartek przypomniał mi, dlaczego to robiłam...
- Ale to nie znaczy, że jesteś mi obojętny. Mam zachowywać się tak samo jak Ty? Gardzić Tobą, poniżać, szydzić? Tego chcesz? Tylko, że ja tak nie umiem. – nagle wezbrały się we mnie silne emocje, jakiś żal i nieokreślona gorycz w stosunku do chłopaka. Nie umiałam być taka jak On i nawet nie chciałam taka być. Miałam swoje zasady, uczucia i nie potrafiłam się przemóc. Chciałam dodać coś jeszcze, ale przerwał mi dochodzący z oddali kobiecy głos.
- Bartek! – to była ta sama dziewczyna, która wtedy była z nim w galerii. To z Nią kupował garnitur i to musiała być ta dziewczyna, którą  Marcin widział w Jego mieszkaniu. Zastanawiałam się co Ona tam robiła, ale jej pojawienie się pomogło mi się ulotnić.
- Wszystkiego najlepszego, szczerze – miałam spokojny ton głosu i zanim On zdążył cokolwiek powiedzieć, wręczyłam mu prezent i wsiadłam do samochodu i jak najszybciej odjechałam. Widziałam zakłopotanie na Jego twarzy, które pojawiło się wraz z nadejściem owej dziewczyny. To na nią przeniósł swoją uwagę, a ja tylko dobrze wykorzystałam moment nieuwagi. Czułam, że inaczej nie wziąłby ode mnie tego prezentu. To wszystko działo się tak szybko, że sama ledwo co nadążałam. Na początku naszej rozmowy, kiedy powiedział, że to ja nie chcę być z nim, chciałam mu to wytłumaczyć, zaprzeczyć, powiedzieć, że Go kocham i nigdy nie będę gotowa na rozstanie, ale nie zdążyłam, a może tak miało być? Cieszyłam się, że w miarę szybko opuściłam tamto miejsce i nie musiałam dalej przeciągać szali z Bartkiem. Po policzku spłynęły mi łzy, które starałam się szybko wytrzeć, ale mój organizm miał inne zamiary. Moja dusza cierpiała. Jego zachowanie było tak cholernie krzywdzące, że paliło mnie od środka. Nie rozumiałam dlaczego tak mnie traktował. Jeszcze kilka dni temu był u mnie w domu, przepraszał, a teraz obrażał.
Gdy tylko dotarłam do domu, biegiem popędziłam do swojego pokoju. W salonie mignęła mi tylko postać taty, który coś powiedział w moją stronę, ale nawet nie rozumiałam co. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju i wyć w poduszkę. Musiałam dać upust swoim emocjom. Kawał czasu to wszystko dusiłam w sobie i w końcu nie wytrzymałam. Łudziłam się, że ten moment nigdy nie nadejdzie, że wytrzymam, będę silna, ale los spłatał mi figla.
- Gośka, co się dzieje?! – tato pobiegł za mną i dorwał mnie w pokoju jak już leżałam na łóżku i głośno płakałam. Poduszka tłumiła mój głos, ale to nie wystarczało. Ja sama nie umiałam się opanować, uspokoić, to było silniejsze ode mnie. – Córeczko, co się stało? –  jego głos stał się maksymalnie czuły i troskliwy, czułam jak usiadł obok mnie, a po chwili Jego ręka znalazła się na moich plecach. On też cierpiał, razem ze mną. Nie potrafiłam się odezwać, wytłumaczyć o co chodziło. Paliło mnie od  środka, bolało mnie całe ciało. To uczucie było naprawdę straszne. Podobnie czułam się jak traciłam Maćka. – Gośka, skrzywdził się ktoś?- czułam niepokój  w głosie taty i on naprawdę bał się, że ktoś zrobił mi coś złego, ale tak było. Ból psychiczny był o sto razy gorszy od fizycznego. Usiadłam i zamiast w poduszkę, głośno płakałam w Jego koszulkę. Wtuliłam się w Niego jak tylko potrafiłam i płakałam. On nic nie mówił, tylko mocno trzymał mnie przy sobie. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, już byłam tak zmęczona płaczem, tą sytuacją, emocjami, że zasnęłam w taty ramionach.
Nawet nie pamiętałam, kiedy wczoraj zasnęłam, musiałam to zrobić w taty ramionach. Czułam się wczoraj tak potwornie źle, że pękłam. Musiałam się wypłakać i dzisiaj już mi było trochę lepiej, ale wiedziałam, że do szkoły nie zamierzam iść. Miałam to głęboko w dupie, przynajmniej tego dnia. Kiedy zeszłam do kuchni by wziąć coś do picia, już z schodów usłyszałam rozmowę taty z Marcinem.
- Widziałeś ją wczoraj? Ja się boję, że ona znowu przestanie jeść, że znowu znajdzie się w szpitalu. Tak bardzo martwię się o nią – to był głos taty a ja poczułam ukłucie w sercu. Przykro mi było, że sprawiłam mu cierpienie. W Jego głosie było tyle troski, ale też i strachu i przygnębienia.  
- Wiem, ale może to jednorazowa sytuacja? – Marcin starał się uspokoić obawy taty, ale wiedziałam, że to było za mało. Nie chciałam by znowu ich życie kręciło się wokół mnie, każdy z nich miał swoje sprawy i na nich powinien się skupić.
- Boję się o nią, nie wiem, może Bartek coś zaradzi? – po tych słowach taty, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie mogłam pozwolić na to, by ktoś z nich powiedział Bartkowi, w jakim stanie wczoraj wróciłam. On nie mógł wiedzieć, jak bardzo mnie to zabolało. Musiałam być silna a nie dawać mu satysfakcji, że kolejny raz mnie zranił..
- Wątpię, to chyba właśnie było przez niego – Marcin nie chciał tacie za wiele powiedzieć, ale prawda jest też taka, że Marcin dużo też nie wiedział. Wtedy poczułam, że musiałam wkroczyć w rozmowę i zabrać osobiście głos, nie chciałam się przyznać do podsłuchiwania.
- Hej – lekko uśmiechnęłam się do domowników i zajęłam wolne miejsce przy stole. Może nie byłam jakoś specjalnie głodna, ale wzięłam się za robienie sobie kanapki, by pokazać im, że czułam się dobrze.
- Ty nie idziesz dzisiaj do szkoły? – brat spojrzał to na zegarek to na mnie, znajdującą się w kompletnej rozsypce, w wczorajszych ubraniach, niezmytym makijażu…
- Chciałam zrobić sobie wolne dzisiaj i jechać do szpitala na badania. Przez te ostatnie wyjazdy zaniedbałam to trochę a tabletki mi się kończą – wyjaśniłam im moje plany na tamten dzień, chcąc jednocześnie uspokoić ich, a raczej zapewnić, że pamiętałam o jedzeniu i lekach, nie robiłam tego dla siebie, ani z troski o swój stan, ale to miało pokazać im, że nic się złego nie działo, takie moje małe alibi, stające się przykrywką faktycznego stanu, gdyż fizycznie czułam się naprawdę nieźle, ale psychicznie się rozsypałam.
- Dobrze, to później napisze Ci usprawiedliwienie. Gosia, a to wczoraj …- tato podsumował moją wypowiedź i zaczął wracać do dnia wczorajszego.
- A to wczoraj już się nie wydarzy. Ja wiem, że się martwiłeś i przepraszam, już jest wszystko w porządku – starałam się uśmiechać, ale słabo mi to wychodziło. Kłamać też za dobrze nie umiałam, ale miałam nadzieję, że mój rozsądek przekona Go do wierzenia mi.
- Nikt Ci nie zrobił krzywdy, nie okradł itp.? – przypomniałam sobie wczoraj mnie jak wpadłam zapłakana do domu i rzuciłam się na łóżko głośno płacząc. Można to było odebrać jako reakcję na napad, gwałt itp.
- Nie. Byłam u Bartka i znowu się pokłóciliśmy a w sumie to nawet się nie pokłóciliśmy. On już chyba ma kogoś, zresztą nie ważne. Może nic nie będę jadła, bo badania będą mi robić. – na początku za bardzo się rozgadałam i szybko chciałam zmienić temat i już nie mówić o Bartku i nie wracać do tego, co miało miejsce dnia poprzedniego. Widziałam, że zarówno tata jak i Marcin nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Wiem, że nasza miłość nie zastąpi Ci Jego, ale pamiętaj, że kochamy Cię bardzo mocno i dla nas jesteś najważniejsza – tata podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. To, co powiedział było piękne, i chciałam zapamiętać to do końca życia, te słowa powinnam pamiętać jak modlitwę.
- A Wy dla mnie jesteście najważniejsi– cicho powiedziałam przytulając się do taty, po czym On poszedł się szykować do pracy a ja wróciłam do swojego pokoju. Szybko ubrałam się w przypadkowe ubrania i pojechałam do przychodni do swojego lekarza.
„Miła” Pani recepcjonistka poinformowała mnie, że nie byłam umówiona, więc lekarz mnie nie przyjmie a już wolnego miejsca na tamten dzień nie ma. Byłam zła, ale nie zamierzałam się poddać.
- Proszę powiedzieć Panu Kamińskiemu, że przyszła Małgorzata Pilarz, proszę – próbowałam jakoś wpłynąć na kobietę, by chociaż zapytała się lekarza, czy na pewno mnie nie przyjmie. Ona patrzyła na mnie z wyższością i jakbym już na wstępie była na przegranej pozycji.
- Ale Pani nie rozumie, że jest teraz u Niego pacjentka? Wolny termin jest za dwa dni o godzinie 11:30- znowu iście uprzejmie zostałam powiadomiona o tym, kiedy miałam się zjawić, ale ja wiedziałam, że kolejnego dnia w szkole nie mogłam opuścić, chociaż w sumie mogłam, ale nie chciałam dać tej recepcjonistce za wygraną. Nie czułam się od nikogo lepsza, tylko wiedziałam, że gdy tylko doktor dowie się, że przyszłam to mnie przyjmie, co mi zresztą zawsze powtarzał, a moja dzisiejsza obecność w tamtym miejscu nie pójdzie na marne.
- A czy Pani nie rozumie, o co ja proszę? Czy to za dużo jak na Pani możliwości? – stałam się obcasowa i powoli traciłam cierpliwość, inni pacjenci przyglądali się mojej rozmowie z kobietą siedzącą za biurkiem, czułam, zawistne wzroki na mej osobie, ale miałam to głęboko gdzieś. Kobieta oburzyła się i sięgnęła za telefon, natomiast minę miała wymowną, ona od razu mnie skreśliła.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Pani Małgorzata Pilarz jest tutaj i chce by Pan ją dzisiaj przyjął a już jest komplet - po tym jak przedstawiła mu zaistniałą sytuację, podejrzewałam, że nic z tego nie będzie. Oczywiście ona musiała dodać, że był komplet. Naprawdę byłam zła, że mnie traktowała jak wroga czy intruza. Rozumiałam, że nie byłam umówiona, ale wiedziałam też, że jak lekarz dowie się, że to ja się do Niego dobijam to zrobi wyjątek. – Tak jej też powiedziałam – nie słyszałam słów jej rozmówcy, ale łatwo było się domyślić, na jakie słowa odpowiadała – Małgorzata Pilarz – kobieta jeszcze raz powtórzyła moje imię i nazwisko, co dało mi iskierkę nadziei – Dobrze. – po tych słowach odłożyła słuchawkę a ja wpatrywałam się w nią oczekując dalszych instrukcji – Proszę usiąść i poczekać – to nie było po jej myśli, a ja się tylko lekko uśmiechnęłam do siebie i usiadłam w poczekalni. Czułam na sobie wymowne wzroki innych czekających, ale musiałam to znieść. Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł lekarz wraz z pacjentem, który znajdował się w środku. Podszedł do swojej podwładnej a ona wskazała mu ręką na mnie.
- Dzień dobry – mężczyzna uśmiechnął się do mnie miło. Szczerze ulżyło mi jak zobaczyłam wyraz Jego twarzy, który nota bene  zwiastował dobre wieści.
- Dzień dobry, ja przepraszam za to zamieszanie, ale dzisiaj nie poszłam do szkoły i nie chcę zawalić kolejnego dnia – wytłumaczyłam się ze swojego zachowania, ale i tak wiedziałam, że mogłam wcześniej zadzwonić czy uprzedzić.
- Nie ma sprawy, chodź – lekarz przepuścił mnie w drzwiach i weszliśmy do gabinetu. – Wszystko w porządku? – rozumiałam, że mogłam trochę Go przestraszyć swoją nagłą wizytą, ale cieszyłam się, że mogłam Go rozczarować.
- Tak, nic złego się nie dzieje. Kończą mi się lekarstwa a ostatnio zawaliłam kilka wizyt, bo byłam na wakacjach – w ostatnim czasie odpuściłam sobie trzy wizyty i czułam się z tym źle. Tydzień temu dr Kamiński wysłał mi maila z zapytaniem, czy wszystko z moim zdrowiem w porządku, może, dlatego też przyjął mnie bez problemu?
- Już się martwiłem o Ciebie, ale ostatnio był u mnie Twój tata i uspokoił mnie – słowa lekarza bardzo mnie zaskoczyły, tata był u Niego? Nic mi na ten temat nie mówił. Od razu się zaniepokoiłam i postanowiłam dopytać się o szczegóły.
- Mój tata? Jest chory? – zalała mnie fala potu i ogromny strach o mojego opiekuna. Przecież On nie wyglądał na chorego a ostatnio był w dobrym humorze. Naprawdę nie wiedziałam, co miało to znaczyć.
- Nie, spokojnie. Chodzi o sprawy prywatne, Twój tata jest moim prawnikiem. Wróćmy do Ciebie. Jesz? – nie wiedziałam, czy to była zwykła gadka, by mnie uspokoić, czy mówił prawdę, ale jak na tamten momentu musiałam odpuścić ten temat, w szczególności, że lekarza obowiązywała tajemnica zawodowa.
- Tak, ostatnimi czasy uwielbiam jeść. Czuję się dobrze, więc nie ma, na co narzekać – uśmiechnęłam się do mężczyzny a z tyłu głowy nadal miałam zmartwienia odnośnie taty, Bartka i tego całego galimatiasu panującego w mojej głowie.
- To dobrze, zrobimy Ci badania, tu masz skierowanie. Pielęgniarka zaprowadzi Cię do zabiegowego a wyniki będą na szybko to wrócisz z nimi do mnie. Kiedy się ostatnio ważyłaś? 
- Jak byłam na ostatniej wizycie – niepewnie odpowiedziałam na zadane pytanie, ale prawda była taka, że nie miałam ochoty się ważyć, nie czułam takiej potrzeby a nie uznawałam tego za konieczność.
- Dobra, to chodź jeszcze Cię zważę a później zrobisz badania - pospiesznie podeszłam do wagi zdejmując buty. Jak się dowiedziałam, przytyłam aż 1 kg, co było naprawdę dobrym wynikiem, to cieszyłam się z tego, zresztą mój lekarz również. Gdy wyszliśmy z gabinetu poszłam do laboratorium a po pół godzinie wróciłam do gabinetu z gotowymi wynikami. Wszystko okazało się w porządku, musiałam jeszcze zażywać witaminy, co oznaczało, że było już ze mną znacznie lepiej niż w ostatnim czasie. Cieszyłam się, że ta historia się tak skończyła się dla mnie. Przez to, że poznałam ciemne strony, że wiedziałam ile wysiłku kosztowało mnie pamiętanie o tabletkach, o jedzeniu to teraz bardziej szanowałam to, do czego doszłam. Miałam wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy mi pomogli. Nie wiedziałam co byłoby ze mną, gdybym spotkała innego, mniej zaangażowanego lekarza.
Prosto ze szpitala pojechałam na cmentarz, po zmówionej modlitwie wróciłam do domu. Odgrzałam sobie obiad i zalegałam na kanapie w salonie. Panowała taka idealna cisza, ale jak zwykle, musiał ktoś ją przerwać.


9 komentarzy:

  1. Stawiam, że to będzie Bartek.
    Czytam Twoje opowiadanie od kilku dobrych miesięcy, ale chyba jeszcze nigdy nie skomentowałam, więc robię to dzisiaj. Masz niesamowity talent, naprawdę.
    Rozdział oczywiście świetny i już czekam na następną część.
    Pozdrawiam
    Mroczna

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne jak zawsze, chcialabym zeby to byl Bartek. Kiedy nastepna czesc?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się by była jak najszybciej, ale to wszystko zależy od czasu i możliwości. Zapraszam na instagrama - instagram/paulina.opowiadania tam na pewno będzie informacja :)

      Usuń
  3. Świetna część, na prawdę ;) Też bym bardzo chciała żeby to był Bartek. I chciałabym żeby doszli jakoś do porozumienia. Poza tym uwielbiam kiedy dodajesz takie długie część i kiedy dzieje się w nich sporo tak jak w tej. Pozdrawiam Monia

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi sie bardzo podoba i fajnie ze taka długo. Mam nadzieję ze to Bartek stanie w drzwiach. I jakas sie dogadaja i moze jej wyjasni co to za dziewczyna. Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Kochanieńka!
    Od czego by tu zacząć? Hmm.. od tego,że KOCHAM,KOCHAM tę historię i Ciebie za nią . Ostatnio doszłam do wniosku,że jest to zdecydowanie najlepsze opowiadanie,które czytam i czytałam. Sama rzeczywistość . Nie pomijając faktu( bardzo oczywistego),że jesteś bardzo,bardzo zdolna. Hmm miałam coś jeszcze napisać ale zapomniałam.
    Aaaa.... dobra już wiem. To,że tą osobą,która zakłóci spokuj Gosi jestem pewna,że mnie zaskoczysz. Wydaje mi się troszkę za oczywiste aby był to Bartek,chociaż jak to się mówi " najciemniej pod latarnią". A czytając jednego się już nauczyłam,że z Tobą to nie można być niczego pewnemu. Potrafisz zaskoczyć i to kocham . Czekam na kolejny wpis,bo jestem taka ciekawa i nie ukrywam,że sama bym chciała aby to był Bartek. :-)
    Buziaki :-*
    /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobnie jak koleżanka Eliza, myślę, że Gosie odwiedzi ktoś inny niż Bartek, ale jednak z Bartkiem związany. Zawsze stałam murem po stronie chłopaka, ale w tej części sama się na niego zdenerwowałam ;p
    Pozdrawiam
    Darka

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam to opowiadanie, nie mogę doczekać się kolejnej części. Mam nadzieję, że to będzie Bartek. Mam jedno pytanie czy Gosia i Bartek będą jeszcze razem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mogę odpowiedzieć Ci na to pytanie, bo sama nie znam odpowiedzi :)

      Usuń