Siedzieliśmy razem na kanapie. Atmosfera była bardzo napięta, przed chwilą Bartek był świadkiem mojego gorzkiego zwycięstwa a jeszcze wcześniej pokłóciliśmy się. Fajnie, że przyszedł, powiedział „przepraszam” i dał kwiaty, ale to nie załatwiało sprawy. Było mi przykro, że uważał iż miałam obsesję i moje zachowanie było nienormalne. Czułam, że on nie wiedział jak miał zacząć tą rozmowę a cisza mnie męczyła.
- Fajnie, że przyszedłeś, ale bardzo zabolało mnie to co powiedziałeś. - bez sensu było grać kogoś innego czy wypierać się tego, co we mnie siedziało.
- Wiem, poniosło mnie. Przepraszam, cię. Nie chciałem tego powiedzieć a już na pewno tak nie uważam. - trzymał mnie za rękę i patrzył w oczy. Może i mówił prawdę, ale bolało mnie to co wtedy powiedział. - Gosia, kocham cię. Tym bardziej mi przykro, że cię to boli, nie chciałem cię skrzywdzić. - nic już teraz nie mógł zrobić, nie dało się cofnąć czasu. Nie miałam innego wyjścia jak tylko darować mu to i czekać aż samo trochę mi przejdzie.
-
Dobrze, zostawmy to. Jestem przemęczona, nie mam siły się tym
zajmować. Chciałabym odpocząć. - niemalże z bólem to
powiedziałam. Miałam dosyć tego dnia i marzyłam o wyciszeniu
się, pobyciu w samotności. Nie chciałam go wypraszać ale
pragnęłam spokoju.
-
To zostawię cię już samą. Zobaczymy się jutro w szkole? - wstał
i nadal spoglądał na mnie opiekuńczym wzrokiem. Widziałam, że
sam się też męczył i miał żal do siebie, ale musiał się
nauczyć panować nad nerwami i liczyć się z moim zdaniem.
-
Możesz zostać. - było mi głupio, miałam wrażenie, iż wyczuł,
że chciałam być sama. Natomiast potrzebowałam samotności, ale
mimo wszystko starałam się zachować gościnnie, by nie poczuł
się urażony ani wyproszony.
-
Pójdę już. To jak, będziesz jutro? - nadal patrzył na mnie a
rękę trzymał już na klamce.
-
Chyba tak – wstałam i podeszłam do niego. Bartek otworzył drzwi
i od razu zszedł po schodach, ja podążałam za nim z wielkimi
wyrzutami sumienia. Ubrał buty i bez wahania otworzył drzwi,
zatrzymał się na chwilę.
-
Trzymaj się. - uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w
policzek. Nic już nie zdążyłam powiedzieć bo odszedł. Od razu
poszłam z powrotem do siebie. Byłam przygnieciona ciężarem tego
dnia. Tyle emocji, różnych doznań. Za dużo jak na jeden dzień i
zdecydowanie za dużo jak na mnie, strasznego wrażliwca.
Przebrałam
się w dres i dopiero wtedy spojrzałam na zegarek, była 21. Nie
wiedziałam co ze sobą począć, najchętniej poszłabym spać
natomiast w ogóle nie byłam śpiąca. Poszłam do pokoju Maćka,
tam wszystko wydawało się być jaśniejsze. Położyłam się w
Jego łóżku i starałam się przestać myśleć, przestać czuć,
choć na chwilę zapomnieć, zapomnieć o wszystkich i o wszystkim.
Lubiłam to miejsce, ten stan jaki tam się znajdował, niby bałagan,
wszystko porozrzucane, ale była tam jakaś magia. Przekraczając próg
miałam wrażenie, że wchodziłam do innego wymiaru, świata gdzie
czas stanął w miejscu, świata, który nie był niczym
przesiąknięty, było tam całkiem inaczej. Nie umiem tego do końca
wyjaśnić, ale gdyby ktoś zadał mi pytanie, jakie było moje
ulubione miejsce na ziemi to powiedziałabym, że ten pokój. Ciężko
było chociaż przez chwilę nie myśleć, nie czuć, ale tam mi się
to udawało. To nie było puste, ale pomagało mi się zebrać do
kupy i żyć dalej, nie rozłożyć się na części, które ciężko
było później poskładać. Może naciągałam fakty, za bardzo je
dopasowywałam do rzeczywistości, ale ciągle miałam wrażenie, że
Maciek był obok mnie, że czuwał nade mną, to dzięki niemu
udawało mi się osiągnąć spokój w tym miejscu. Dotąd ono
należało tylko do Niego, wielką radością było dla mnie to, że
mogłam dzielić to miejsce, że działało na mnie.
Nawet nie wiem kiedy wczoraj zasnęłam, to miejsce było uspokajające i wyciszające. Wstałam rano, gdy spojrzałam na zegarek była 10. Jakoś zbytnio się tym nie przejęłam, do szkoły miałam na 8, ale ostatnimi czasy szkoła była na dalszym planie, kiedyś była ważna a teraz? Teraz nie wiedziałam co było najważniejsze. Świat mi się przewrócił do góry nogami i jakoś ciężko było mi się na nowo ogarnąć. Nie umiałam się zmobilizować by chodzić do szkoły a tym bardziej się uczyć. Nie wiedziałam też co począć ze swoją przyszłością, teoretycznie miałam jeszcze czas ponieważ dopiero za rok miałam maturę, więc nie byłam w najgorszej sytuacji. Rozmyślałam o prawie lecz to były ambicje taty, ale poniekąd kręciło mnie to, tylko by się dostać trzeba było dobrze się uczyć. Jak dotąd z ocenami nie miałam problemu, ale teraz się znacznie opuściłam w nauce. Marzyłam by dokończyć ten rok i mieć spokój. Całą nadzieję pokładałam w wakacjach.
Moje rozmyślania przerwało mi burczenie w brzuchu. Przez chwilę starałam się przypomnieć sobie kiedy ostatni raz jadłam jakiś posiłek, ale bezskutecznie. Zeszłam do kuchni, w domu panowała cisza, nikogo nie było. Stałam przed lodówką dobre dziesięć minut. Dzisiaj o dziwo miałam ochotę na wszystko, jadłam oczami. Postanowiłam zrobić sałatkę, tosty i sok warzywny. Krzątałam się po kuchni przygotowując sobie śniadanie. Za oknem była cudna pogoda więc od razu przeniosłam się na taras. Zanim zaczęłam jeść z pokoju wzięłam telefon i okulary przeciwsłoneczne. Na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od Bartka „Czemu nie ma Cię w szkole?”. Czułam, że będzie się złościł na mnie, że tak olewam naukę ale to, że zaspałam to poniekąd nie było zależne ode mnie. „Zaspałam, właśnie jem śniadanie” odpisałam mu. Siedziałam sobie beztrosko na tarasie jedząc posiłek. Było mi dobrze, tak bez obowiązków, spięć. Uśmiechałam się do siebie, ciesząc się z spokoju. Mimo chodem spojrzałam na krzesło stojące naprzeciwko, od razu odwróciłam głowę. Spojrzałam jeszcze raz, już nikogo tam nie było. On był ze mną, przez ułamek sekundy zobaczyłam tam Maćka. Nie przeraziło mnie to a wręcz przeciwnie, ucieszyłam się, że był przy mnie i towarzyszył mi w tym epickim śniadaniu. Zastanawiałam się tylko, czy to było normalne, że go „widziałam” czy czasem już nie zaczęłam świrować, ale nie uważałam tego za złe. Miałam nazbyt rozwiniętą wyobraźnię i to, że zobaczyłam Maćka było jej wytworem. Ale skoro to dodało mi tyle radości to nie było czym się martwić.
Później pojechałam na terapię. Gdy wyszłam była 18. Moje odczucia były dosyć pozytywne. Na pewno nie zaszkodziło mi tam chodzić. Gdy już miałam odjeżdżać zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu zobaczyłam „Mama”. Trochę mnie zaskoczyła swoim telefonem.
-
Cześć mamo – przywitałam się z nią i czekałam na jej słowa.
-
Cześć córciu, gdzie jesteś? - w jej głosie było coś dziwnego,
nie potrafiłam tego określić ale była niespokojna.
-
Właśnie wyszłam z przychodni, a coś się stało? - byłam
zaniepokojona jej zachowaniem i telefonem. Powinna była już
kończyć pracę i jechać do domu.
-
Spotkajmy się na ulicy Ogrodowej. Ja już wyjeżdżam z gabinetu. -
czułam, że mama nie była w dobrym humorze, nie wiedziałam czego
miałam się spodziewać i dlaczego miałam tam jechać.
-
Dobrze – rozłączyłam się, przez chwilę bezczynnie siedziałam
przed kierownicą starając przypomnieć sobie co znajduje się na
podanej przez mamę ulicy. Czułam się omotana a w głowie miałam
tysiąc myśli na minutę a nadal nie wiedziałam o co chodziło.
Potrząsnęłam głową i pojechałam w umówione miejsce. Mama już
na mnie czekała, stała przed samochodem. Zatrzymałam się obok i
podeszłam do niej.
-
Co tutaj robimy? - spojrzałam na nią. Miała dziwny wyraz twarzy,
nie umiem go określić ale był inny niż zwykle. Ewidentnie
stresowała się czymś.
-
Tutaj mieszka Pan, w sumie żaden Pan, to tutaj mieszka Wojtek. Ma 23
lata, pracuje w warsztacie samochodowym. Mieszka tutaj z rodzicami i
młodszą siostrą. Nie wiem co jeszcze mam ci powiedzieć. -
patrzyłyśmy na dom przed którym stałyśmy. Patrzyłam i nie
wierzyłam, to wszystko wydawało się być takie nierealne. Zwykły
dom, dzielnica jak każda inna a w środku chłopak, który pozbawił
życia mojego kochanego Braciszka. Uroniłam łzy, zamknęłam oczy
w nadziei, że nie będę czuć tego bólu. Miałam wrażenie, że
przeżywałam to wszystko od nowa, że to wszystko działo się od
początku. Wtuliłam się w mamę i zaczęłam płakać, wylewałam
łzy z którymi płynął ból i cierpienie. Mama trzymała mnie
mocno w swoich ramionach głaszcząc mnie po plecach. Oderwałam się
od niej na moment i spojrzałam na dom, wytarłam łzy.
-
Jak on wygląda? - starałam się uspokoić ale marnie mi to
wychodziło.
-
Wysoki, szczupły. Ostatnio jak widziałam go na policji miał
krótkie włosy, prawie zgolone. Niczym się nie wyróżnia. -
trzymała mnie za rękę. Widziałam, że się martwiła o mnie i że
jej też było ciężko.
-
Czemu to tak boli? Mamo kiedy będzie lepiej? - spojrzałam na nią
w łzami w oczach. Nadal leciały ciurkiem z moich oczu a ja miałam ochotę upaść
i zapaść się pod ziemię. Moje ciało było jak z galarety,
trzęsłam się niesamowicie.
-
Czas leczy rany. Gdyby to ode mnie zależało, to ten twój cały
ból wzięłabym na siebie. - była bezradna i gdyby tylko mogła
wzięłaby to brzemię na siebie. Jej też było ciężko i nie
potrafiłam zrozumieć w jaki sposób sobie z tym radziła.
-
A ciebie nie boli? - patrzyłam znacząco na nią i chciałam poznać
jej sekret, patent cokolwiek co mogłoby mi pomóc.
-
Boli, oczywiście córeczko, że boli. Ale musimy żyć dalej,
minęły już 3 miesiące i blizny powoli się wybielają. - czułam,
że łzy cisnęły się do jej oczu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam
chłopaka który szedł chodnikiem. Był wysoki i prawie łysy. Gdy
nasze oczy się spotkały on stanął w miejscu. To był On.
Patrzyłam chwilę na niego nie wiedząc co zrobić, skupiłam się
na tym by powstrzymać złość, która we mnie narastała. Moje
ciśnienie rosło a ciało zalała fala potu. Mama wzmocniła
uścisk, też musiała go zauważyć. Stała za mną i obie
patrzyłyśmy się na niego. Miałam straszne myśli w tamtym
momencie, aż wstydziłam się ich. Moje ciało pragnęło ruszyć w jego kierunku lecz wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić.
-
Gosia – mama trzymała mnie za ramiona, a ja stałam jak słup.
Patrzyłam na niego a on na mnie. Wyglądaliśmy jak dwa lwy stojące
naprzeciwko siebie i każdy czekał na ruch przeciwnika, ruch, który
rozpocznie walkę. W mojej głowie pojawił się obraz tego jak to
wygląda, pokręciłam głową by odgonić swoje myśli. Na pewno
nie tego chciałby Maciek i musiałam zachować zdrowy rozsądek.
-
Chodźmy stąd – spojrzałam na mamę z łzami w oczach. Nie
chciałam już dłużej na niego patrzeć, brzydziłam się nim i
wprawiał mnie w wymioty. Odwróciłyśmy i każda wsiadła do
swojego samochodu i odjechałyśmy. On tam cały czas stał i
patrzył na nas, odprowadził nas wzrokiem.
W domu bez słowa poszłam
do swojego pokoju i położyłam się w swoim łóżku lecz długi
czas nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok w
nadziei, że zaraz przyjdzie sen. Byłam bardzo niespokojna i czułam
jak krew pulsowała mi w żyłach. Tą noc postanowiłam również
spędzić w pokoju Maćka. Czułam się tam tak dobrze, jak dziecko
czuło się w brzuchu mamy.
Może
problem tkwił w mojej psychice, w tym, że za każdym razem
powracałam do tego. Wiedziałam, że jak będę cały czas to
rozdrapywać, to się nie pozbieram, ale to nie było takie łatwe
jak mogło się wydawać, lecz mimo wszystko postanowiłam robić
wszystko by mój kochany Maciek był ze mnie dumny a nie patrzył na
mnie i cierpiał.
ciekawy rozdział:)
OdpowiedzUsuńz tego co mogłam zauważyć po zachowaniu jej mamy(nerwach) to wydaje mi się że tato Gosi nic nie wie o tym spotkaniu ze sprawcą wypadku
pozdrawiam Ania
cudowne *.*
OdpowiedzUsuńcałkiem fajny , ale dlatego że jej rodzina rtak to ukrywała myślałam że to będzie ktoś dla Gosi znany , no ale się pomylilam. . ;d
OdpowiedzUsuńMoże to i lepiej, że nie jest to nikt znajomy dla Gosi. Oby tylko wszystko ułożyło się między Gośką i Bartkiem i, żeby znów było jak na początku ich wspólnej znajomości. Niecierpliwie czekam na kolejną część, która mam nadzieję pojawi się już jutro :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle boskie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam a kolejny rozdział .
Pozdrawiam ; )
na początku myślałam że to Wojtek, były chłopak Gosi ale jak widać się pomyliłam ale też mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńjeezu, dziewczyno
OdpowiedzUsuńto jest coraz gorsze.. chyba tracisz wenę ;)
Karina Mu, nie mam żadnych problemów. nie wszystkim musi się podobać to samo.. a krytykę trzeba umieć przyjmować tak samo jak komplementy, a Ty chyba tego nie potrafisz skoro zaraz obrażasz ludzi.
Usuńa co do tego co mi się nie podoba, to np zachowanie Gosi. zmieniła się i to nie potrzebnie, po za tym jakoś kilka części wcześniej bardziej mnie ciągnęło do opowiadania niż teraz. może się poprawi, czekam na następną ;)
A dla czego tak sadzisz? Bo troche nie rozumiem po czym to stwierdzilas poniewaz ja jestem zadowolona z tej czesci i nie odczuwam braku weny.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko przykro mi, ze Cie zawiodlam.
Przestań, ta dziewczyna, która tak pisze musi mieć jakieś kompleksy/problemy, nie wiem co. Opowiadanie jest ŚWIETNE!!
UsuńJak się komuś nie podoba opowiadanie niech nie czyta, proste. Pewnie jakiś zazdrośnik:) Paulinko zerwałam przez Ciebie pół nocy, musiałam przeczytać wszystkie części:) Uważam jak zresztą wielu, że masz talent do pisania. Czekam na wydanie książkowe tej wspaniałej opowieści. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńEj, ale serio. Książka z tego byłaby niezła. Na pewno bym ją kupiła :D
UsuńŚwietne jak zawsze.:) A kiedy będzie niedzielny obiad bo chyba pisałaś wcześniej że w 60 Części? ;)
OdpowiedzUsuńNiedzielny obiad no właśnie ?! opowiadanie jest w miarę , ale nie takie jak w pierwszych częściach , rozwiń trochę wątek z jej przyjaciółką !
OdpowiedzUsuńNiedzielny obiad miał być w 61 części, więc już niedługo dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńP.S.
Paulina, nie masz nic przeciwko , żebym dała link do Twojego bloga na swoim blogu, jestem tak zachwycona Twoim opowiadaniem, że muszę dać innym dostęp do tego cuda :)
Tu link do mojego bloga ---> http://karifashio.blogspot.com/ , jak masz coś przeciwko to pisz.