Była sobota, jechaliśmy z Marcinem na siłownię, wcześniej
byliśmy na cmentarzu u Maćka.
- Możesz tam
spotkać Bartka. ale proszę nie zwracaj na to uwagi – spojrzałam
na niego gdy byliśmy już w drodze.
- Co jest pomiędzy
wami? - teraz on spojrzał mi w oczy.
- Sama nie wiem.
Wiem, że on nie potrafi mi wybaczyć Piotrka, prosiłam go,
przepraszałam, ale nie przyniosło to żadnego skutku. - spoglądałam
za okno by uniknąć jego wzroku, by nie widział ile mnie to
wszystko kosztowało.
- A ty Chciałabyś
być z Bartkiem? - po tych jego słowach zapadła cisza.
- Tak, chyba go
kocham. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie czułam tego do
Piotrka, z nim to było coś innego, bardziej pożądanie i
zauroczenie. Poniekąd żałuję, że się z nim związałam bo
gdyby nie, być może teraz byłabym z Bartkiem, ale przy Piotrku
doświadczyłam czegoś nowego. Koniec tego paplania i gdybania.
Gotowy na zmierzenie się z własnymi ograniczeniami? - zaśmiałam
się do niego. Właśnie byliśmy już pod siłownią. Cieszyłam
się, że dotarliśmy do celu ponieważ miałam dosyć zwierzeń.
- Już się nie
mogę doczekać. - posłał mi uśmiech i poszliśmy do budynku.
Przedstawiłam Marcina Przemkowi i poszliśmy się przebrać. Ja
wiedziałam co mam robić, więc ćwiczyłam jak zawsze a Przemek
dawał wskazówki Marcinowi. Na ringu zobaczyłam Bartka. Nie mogłam
się skupić na swoich ćwiczeniach, jego obecność mnie
rozpraszała. Cały czas mimowolnie spoglądałam w jego stronę i
nie byłam w stanie nad tym zapanować. Stanęłam dosyć blisko
miejsca w którym walczyli i się przyglądałam. Bartek był
zawzięty i przy tym niesamowicie pociągający, moje zmysły były
jeszcze bardziej podkręcone przez widok jego gołego torsu.
Widziałam z jaką siłą oddawał ciosy i z jakim uporem próbował oddalić te co sam dostawał. Z zamyślenia wyrwał mnie głos
Przemka.
- Niezły jest,
co? Jutro wieczorem ma pierwszą prawdziwą walkę. - na jego słowa
obróciłam się do niego przodem.
- Jak to? Myślałam, że on tylko tak rekreacyjnie ćwiczy. A to na poważnie? -
poczułam niesamowity strach, nawet nie potrafiłam tego określić,
ale to uczucie było przerażające.
- Tak było, ale
on jest za dobry żeby ćwiczyć tylko dla siebie. Jutrzejsza walka
będzie dla niego sprawdzianem czy naprawdę jest dobry czy nam się tylko wydaje. Jeśli chcesz to zobaczyć to przyjdź, jutro o 18. -
uśmiechnął się do mnie, a ja stałam i trawiłam wszystko co
przed chwilą usłyszałam. Nie chciałam, żeby walczył, by brał
to na poważnie. Poniekąd byłam na niego wściekła, że tak
ryzykował swoje życie. Stałam tam i patrzyłam jak dostawał kolejne ciosy od
amatora a co będzie jak stanie przed nim poważny, normalny
zawodnik? Wierzyłam w jego umiejętności, ale miałam świadomość
tego, jaka to była niebezpieczna „rozrywka”. Nie poradziłabym
sobie gdyby jeszcze jemu coś się stało. Nie radziłam sobie z
śmiercią Maćka, pomimo że minął już ponad miesiąc odkąd go
z nami nie było i gdyby jeszcze dołożyć do tego poważne
zagrożenie życia bliskich mi osób to zwiastowało by to mój upadek.
-
Co taka zamyślona jesteś? Hej, Gosia? - po chwili stał przede mną
Bartek. Patrzyłam na niego i nie mogłam wydusić z siebie ani
jednego słowa. Teraz wiedziałam co czuła moja mama gdy dowiedziała
się o moim skoku z boungee, ale to nawet nie było to samo, nie
mogłam się wtedy zranić, istniało znikome prawdopodobieństwo
zrobienia sobie krzywdy. Tutaj Bartek targał się na swoje życie, a
ja bałam się o niego, patrzyłam na niego jakbym ostatni raz go
takiego widziała. Zaczęłam się bać. Stałam i patrzyłam na jego
oczy, nos, usta, nagi tors a w oczach pojawiły się łzy - Gosia, co
jest, wszystko w porządku ? Ej co się dzieje. - złapał mnie za
ramiona. Bał się o mnie a ja martwiłam się o Niego i wciąż nie
potrafiliśmy przyznać, że coś do siebie czujemy.
-
Żyję, wszystko ok, chyba. - zrobiłam krok do przodu, byłam jeszcze bliżej niego. - Czemu to robisz? Nie boisz się? - patrzyłam
mu głęboko w oczy i szeptem zadałam mu pytanie.
-
O czym ty mówisz? - pokręcił głową marszcząc czoło, nie
zrozumiał o czym mówiłam. Nic dziwnego bo nie siedział w mojej
głowie i znał moich obaw.
-
O jutrzejszej walce.
-
Nie powinnaś się tym przejmować. To zabawa, chcę sprawdzić swoje
możliwości. Hej, nie martw się. - posłał mi uśmiech, który
miał mnie uspokoić, ale to nie pomagało. Odeszłam nic nie mówiąc,
weszłam do szatni. Siedziałam na ławce starając się wyrzucić ze
swojej głowy strach. Przecież on wiedział co robi, nie pozwolą mu
przecież umrzeć. Będzie tam Przemek, a on nie da mu zrobić krzywdy. Przekonywałam sama siebie. Po chwili Marcin wszedł do
szatni.
-
Siostra wszystko w porządku? Źle się czujesz? - usiadł obok mnie.
-
Zabierz mnie stąd. - popatrzyłam na niego i wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową. Marcin wziął moją torbę, objął mnie ramieniem, pozwalając mi schować głowę w jego klatce piersiowej i wyszliśmy. Zobaczyłam jak Bartek na nas patrzył, ale od
razu odwróciłam głowę. Jak najszybciej chciałam znaleźć się w
domu i zamknąć się w swoim pokoju.
Gdy
byliśmy w domu wzięłam prysznic i siedziałam na kanapie w swoim
pokoju. I w pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
-
Proszę. - zza drzwi zobaczyłam rodziców, rzadko się zdarzało,
żeby przychodzili do mojego pokoju a szczególnie razem. - Coś się
stało? - wystraszona spojrzałam na nich, ponieważ nie wiedziałam
czego miałam się spodziewać. Nie umiałam znaleźć powodu dlaczego
razem przyszli do mojego pokoju. Zwiastowało to tylko jedno, poważną
rozmowę.
-
Musimy porozmawiać. - usiedli razem obok mnie i tata zaczął
rozmowę, czułam, że coś się święci.
-
Każde z nas cierpi na swój sposób, każdy z nas to przeżywa i nie
jest nam łatwo, ale musimy żyć dalej. Czasem ciężko
iść do pracy skoro przed chwilą przeżyło się taką tragedię
ale nie możemy pozwolić ci zaniedbać szkoły. Minęło półtora
miesiąca a ty byłaś w szkole raptem 3 razy. Tak nie można, Gosia
musisz zacząć tam chodzić. Wiemy, że ci ciężko, ale w ten sposób możesz
zaprzepaścić wiele lat pracy i nauki. Później w przyszłości
będziesz ponosiła tego poważne konsekwencje. - tata złapał mnie
za rękę. Miał rację, ale ja po prostu nie miałam siły w sobie by
zmagać się z kolejnymi problemami.
-
Nie chcemy cię do niczego przymuszać ani nakazywać, ale jako twoi
rodzice nie możemy pozwolić ci zawalić szkoły, nauczyciele mogą ci nie zaliczyć przedmiotów przez frekwencję. Myśleliśmy, że to
czas pomoże ci się pozbierać, ale nie odnosi to żadnego skutku, więc chcieliśmy z tobą porozmawiać o innym sposobie. - mama
dokończyła myśl zaczętą przez tatę. Czułam, że mieli jakąś
propozycję dla mnie, wymyślili alternatywny sposób poradzenia
sobie z bólem.
-
Co macie na myśli ? - zdezorientowana spojrzałam na rodziców.
-
Uważamy, że powinnaś iść na terapię dla osób pogrążonych w
żałobie jeżeli to nie pomoże to do psychologa. Oczywiście, jak
tylko będziesz chciała będziemy chodzić tam razem z tobą. Nie
odbierz tego źle, ale my chcemy dla ciebie jak najlepiej. Nie możemy
patrzeć jak cierpisz, nie możemy stać z założonymi rękoma.
Jesteś naszą córeczką i nie możemy dopuścić do tego byś się wycofała z życia. Musisz wychodzić do ludzi,
rozmawiać z nimi by się z tym wszystkim pogodzić. - tata
przytulił mnie mocno, a ja zaczęłam płakać. Uwolniłam wszystko
co we mnie siedziało i płakałam.
-
Kochanie, nie martw się, pomożemy ci. Razem przez to przejdziemy. -
mama usiadła z drugiej strony i teraz we trójkę byliśmy
przytuleni do siebie.
-
Dobrze, jeżeli to w jakiś sposób pomoże, umniejszy ból i żal to
zgadzam się. Ale może któreś z was będzie tam ze mną chodziło,
przynajmniej na początku? Boję się sama. - miałam pewne obawy co
do uczęszczania do tamtego miejsca, ale musiałam zaufać rodzicom.
-
Nie martw się, tak długo jak będziesz tego potrzebowała będziemy
chodzić tam z tobą. - tata głaskał mnie po głowie. Był taki
czuły i opiekuńczy. Lubiłam jak mnie przytulał, wtedy wiedziałam,
że jego miłość do mnie jest bezwarunkowa.
-
Ale przecież macie pracę, oboje macie wypełnione grafiki. -
wytarłam łzy i niemal z złością wypowiedziałam te słowa.
Zrozumiałam, że nie będzie im łatwo znaleźć wolny czas, do tej
pory jedynie wieczorami można było z nimi porozmawiać.
-
Ty jesteś dla nas najważniejsza, ty i Marcin. Kancelaria,
przychodnia przy was jest niczym. Będziemy mieli czas dla obcych
ludzi dopiero jak zadbamy o was. Nie zawiedziemy cię – pocałował
mnie w czoło. - A teraz chodź na dół, zamówimy pizzę i
posiedzimy wszyscy razem. Musisz w końcu coś jeść. - otarł mi
łzy i po drodze zgarnęliśmy Marcina. Wieczór spędziliśmy na
wspólnym siedzeniu i rozmawianiu o całkiem przyziemnych sprawach.
od dzisiaj wyznaje jedna zasade co do twojego opowiadania :D Nie czytaj przed wyjsciem gdzieś bo pojdziesz rozmazana. /Juz 4 raz :P / Lovciam
OdpowiedzUsuńZgadzam się tylko w połowie. Tego opowiadania na pewno nie można czytać przed wyjściem gdzieś, bo:
Usuń1. Na pewno się spóźnisz. (Wciąga)
2. Będziesz nieobecna duchem albo przynajmniej wpadniesz na coś. (Skłania do rozmyślań. Po przeczytaniu tego wręcz nie można o tym nie myśleć)
Co o tej części , myślę chyba pisać nie muszę. Hmm... a z tą terapią zaskoczyłaś mnie. I według mmie Gosia powinna się na początku trochę nie zgadzać, trochę nie chcieć, może nawet trochę obrazić, a nie tak od razu się zgodzić. No, ale cóż ja tutaj jestem od komentowania a ty od pisania więc daję ci wolną rękę i czekam na rozwój wydarzeń.
Magda
Dziękuję Ci,za miłe słowa i docenienie. Każdy może mieć swoje zdanie i to miejsce stworzyłam własnie do tego jak i również bym mogła mieć z Wami konakt :)
UsuńMoże masz rację, ludzie różnie reagują na takie propozycje, jedni w ogóle się nie zgadzają i przeceniają swoje możliwości radzenia sobie z tragedią. Natomiast wydaje mi się, że moja bohaterka ma w sobie ogromną chęć życia i pokonania ograniczeń, które się w niej zrodziły. Ona chce zdobywać świat, bawić się, żyć dalej pełną piersią lecz się boi. Zgodziła się na terapię ponieważ chce walczyć o dawną siebie jak i swoją przyszłość.
Może na tej terapii spotka jakąś osobę, która przeszła taką samą stratę? Bo niby każdy cierpi, ale każdy cierpi na inaczej. Niby Marcinowi i rodzicom też brakuje Maćka, ale jak to określił w poprzednim rozdziale Marcin - Gosia z Maćkiem zawsze byli blisko. Bliżej niż z Marcinem czy rodzicami. Dlatego Gosi przydałby się ktoś kto by ją całkowicie zrozumiał.
UsuńMagda
Też płacze już którąś część z rzędu a nie należę do osób które płaczą o byle co .
Usuńkocham czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńAle ja to lubię :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńJest mi niezmiernie miło, że komentujesz prawie wszystkie moje posty.Ściskam Cię goraco :*
ach a już myślałam że może w tej części Gosia pogodzi się z Bartkiem..ale oczywiście jak zwykle świetnie, nie da się tego opisać słowami:)
OdpowiedzUsuńkiedy do siebie wreszcie wrócą? świetni piszesz :)Miśka pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJest super! Zaczynam utożsamiać się z bohaterami! Masz wielki talent! Pozdrawiam ANIA... :**
OdpowiedzUsuńDziewczyno, jesteś genialna!
OdpowiedzUsuńUwielbiam ciebie i to opowiadanie.
Pozdrawiam i życzę weny.
Julia. ;*
Świetne opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały ;)
Droga Paulino,
OdpowiedzUsuńBardzo smutny ten rozdział, jednak z drugiej strony właśnie on pokazał, jak cierpienie potrafi otwierać serca ludzkie. Kiedyś przeczytałam, że dla dzieci miłość równa się czas jaki im się poświęca.
Emocje ludzkie są tak delikatną sferą, a z śmiercią bliskich nam osób czasami jest niezmiernie trudno się pogodzić. Całe szczęście, że Gosi rodzice dostrzegli zagrożenie, a sama Gosia okazała się mądrą dziewczyną.
Pozdrawiam - Ela