Nastał
dzień którego bardzo się obawiałam. Kochałam swoich rodziców i
Marcina, nie wstydziłam się ich, ale martwiłam się dzisiejszym
obiadem. Sytuacja była bardzo skomplikowana. Przychodził Bartek,
którego bardzo kochałam i jego również się nie wstydziłam, ale
zetknięcie mojej rodziny z nim zwiastowało albo kompletną
klapę albo szczęśliwy radosny niedzielny obiad. Miałam nadzieję,
że wszystko pójdzie gładko i spokojnie i częściej będziemy
mogli organizować takie spotkania. Byłam bardzo zestresowana i
niepewna tego co się wydarzy.
Ubrałam
czarną sukienkę a włosy związałam w kok. Nie mogłam spokojnie
usiedzieć w pokoju, więc zeszłam do mamy do kuchni.
-
W czym mogę ci pomóc? - spojrzałam na nią. Krzątała się w
kuchni przygotowując smakołyki. Rzadko gotowała, natomiast jak już to robiła to wychodziło jej to bardzo
dobrze. Często pomagał jej tata, który miał godny
pozazdroszczenia smak. Czuł potrawy i doskonale je doprawiał. Tym
razem również jej asystował.
-
Świetnie sobie z mamą radzimy, ale jak chcesz to nakryj stół –
tato odwrócił się w moja stronę. Zazdrościłam im wyluzowania.
Zastanawiałam się czym się tak martwiłam, przecież go nie
zjedzą. Ale stres był i nie miałam na to wpływu. Bez chwili
namysłu zaczęłam nakrywać stół, starałam się dopracować
każdy szczegół. Szklanki, talerze, sztućce, serwetki przesuwałam
tysiąc razy by było idealnie, jakby od tego miało zależeć
powodzenie spotkania.
-
Gosia już nie poprawiaj, jest pięknie – Marcin podszedł do mnie
kładąc ręce na moich ramionach. Obróciłam się w jego stronę i
głęboko spojrzałam mu w oczy. Wiele nadziei pokładałam w nim,
jako moim kole ratunkowym.
-
Obiecaj mi, że w razie czego uratujesz mnie z opresji – błagalnym
wzrokiem patrzyłam na brata.
-
Obiecuję. Spokojnie, nie denerwuj się tak. Będzie dobrze –
przytulił mnie do siebie chcąc dodać mi otuchy. Po chwili rozległo
się pukanie do drzwi a moje serce zaczęło bić w bardzo
przyspieszonym tempie. Nastała godzina zero.
-
Otworzę – krzyknęłam i czym prędzej popędziłam do drzwi. To
był Bartek, stał z kwiatami i też się bardzo stresował,
podejrzewałam, że jemu było o wiele ciężej niż mnie. Wpakowałam
nas w niezłe bagno i albo się w nim utopimy albo wyjdziemy cało.
-
Cześć – przywitał się czule ze mną. Dał mi buziaka w policzek
i wszedł do środka. Weszliśmy do salonu gdzie już wszyscy
czekali.
- Dzień dobry – Bartek
przywitał się z członkami mojej rodziny. - Proszę, to dla Pani –
zrobił krok ku mojej rodzicielce i podał jej bukiet. Czułam jakie
to musiało być krępujące szczególnie dla niego, ale radził
sobie całkiem nieźle, jakby już był wprawiony. Może to była ta jego pewność siebie, no nie ważne, ale cokolwiek to nie było,
było godne pozazdroszczenia.
-
Dziękuje bardzo, są piękne. - moja mama była zadowolona. Pierwsze
lody zostały przełamane. Bartek przywitał się też z moim tatą i
wszyscy zasiedliśmy do stołu. Moje zdenerwowanie trochę się
umniejszyło, ale wiedziałam, że to co najgorsze to miało dopiero
nastąpić. Przez chwilę panowała cisza i każdy był skupiony na
swoim talerzu, jakby znajdowała się na nim skacząca żaba i każdy
chciał zachować ją w ryzach swojego talerza.
-
To uczycie się w tym samym liceum. Na jakim profilu jesteś? - tato
zaczął rozmowę. Był bardzo miły i subtelny, jak na razie nie
wyglądało to jak przesłuchanie. To pytanie padło bardzo
naturalnie ale i tak wiedziałam, że chciał się dowiedzieć o nim
nieco więcej co zresztą było zrozumiałe. Spojrzałam na Bartka
chcąc dostrzec jakie to wywołuje w nim emocje.
-
Ekonomicznym. Szczególnie lubię matematykę, nigdy nie sprawiała
mi problemu dlatego też myślałem o studiach ekonomicznych albo
zarządzaniu. Z jednej strony strasznie ciągnie mnie do marketingu i
robienia czegoś kreatywnego, a z drugiej do nudnych cyferek i
gospodarki. - Bartek odpowiadał bardzo swobodnie i rzeczowo. Jego
wypowiedź nie była jednozdaniowa i lakoniczna, ale sensowna. Po jego
stylu wypowiedzi odniosłam wrażenie, że był spięty i starał się
jak najlepiej wypaść ale mimo wszystko był sobą, nikogo nie
udawał.
-
Wyglądasz na artystyczną duszę – mama się zaśmiała a ja razem
z nią, ponieważ na początku też miałam o nim takie samo zdanie.
-
Nie wiem z czego to wynika, ale dużo osób tak myśli, natomiast nie
lubię plastycznych rzeczy. Wolę inny rodzaj kreatywności, bardziej
organizacyjny i pomysłowy. - atmosfera się rozluźniała i powoli
zaczynaliśmy żartować co jednak zwiastowało wygraną. Gdy
spojrzałam na Marcina to uśmiechał się do mnie miło i nie mogłam
nie odwzajemnić jego uśmiechu. Wszystko było na dobrej drodze.
-
Gosia to raczej humanistka – tato popatrzył na mnie z rodzicielską
miłością.
-
No tak, mimo że mam matematykę rozszerzoną jakoś się w niej nie
lubuję, nie mam ochoty pogłębiać swojej wiedzy na ten temat. W
przeciwieństwie do Bartka lubię rysować i malować, szczególnie
ludzi – zaśmiałam się pod nosem. Przy Bartka zainteresowaniach
moje wydawały się być trywialne i niedojrzałe, lecz były moje i
to z nimi się utożsamiałam.
-
To fajnie, że masz plany na przyszłość i mniej więcej wiesz co
chcesz robić. A co robisz w wolnym czasie? - tato kontynuował
zbieranie informacji o moim chłopaku i nie robił tego w bezczelny
sposób. Brzmiało to jak nieskrępowana rozmowa. Chciał się o nim
jak najwięcej dowiedzieć, ale nie można było mieć mu to za złe,
w końcu ja traktowałam Bartka poważnie i tato chciał wiedzieć z
kim Jego jedyna córka się spotykała. - Na pewno nie siedzę nad książkami. - wszyscy uśmiechnęliśmy się na Jego słowa. Bartek żartował a to oznaczało, że wyluzował się i czuł się swobodniej. - Jestem typem sportowca. Dużo czasu spędzam na siłowni i nie dlatego by budować rzeźbę ale by wyładować emocje, lepiej się poczuć. Teraz jak robi się cieplej jeżdżę na motorze. A w weekendy pracuję jako barman co również daje mi radość i zadowolenie, że mogę się sam utrzymywać. - tato aprobował słowa Bartka, który ewidentnie plusował u Niego. Byłam bardzo dumna z Bartka i tego, że miał się czym pochwalić. Bez sensu żeby ukrywał, jaki był, co robił. To wszystko co Go otaczało składało się na Jego osobę.
-
Mieszkasz sam? - mama się zdziwiła i wyłapała ten szczegół.
-
Nie, z bratem. Jacek jest ode mnie straszy o 6 lat i jest managerem w
klubie w którym pracuję w weekendy. Moja mama zmarła kilka lat
temu i mam po Niej rentę, ale ją odkładam na przyszłość bo nie
wiem co będzie w przyszłości a nie chcę wisieć na bratu. - mówił
z niesamowitą lekkością. Boże, chciałabym być tak
odpowiedzialna jak on.
-
Jesteś bardzo rozsądny – tato swoim uśmiechem wyraził
akceptację co do Jego osoby. Cieszyłam się, że rodzice użyczyli
go sympatią ze swojej strony.
-
Życie mnie tak ukształtowało. Wiele się nauczyłem i to na swoich
błędach. Ważne jest by wyznaczać sobie cele i żyć, a nie czekać
aż los sam wszystko nam poda. - Bartek nie udawał kogoś innego i
nie przedstawiał się tylko z tej fajnej, pozytywnej strony. On był
sobą i nie potrzebował się czymś zasłaniać. Był szczery i nie
ukrywał swojego doświadczenia i przekonań. Uśmiechałam się w
Jego stronę, wiedziałam za co Go tak bardzo kochałam i byłam
pewna tego co czułam. Pod stołem podałam mu dłoń ponieważ
chciałam by wiedział, że akceptowałam to co mówił i byłam
niezmiernie z Niego dumna. Bartek bronił się swoją charyzmą i
osobowością, nie dało się Go nie lubić.
-
Cieszę się, że moja córka trafiła właśnie na Ciebie – tata
czule spojrzał w moja stronę. Zaskoczył mnie swoimi słowami
ponieważ nie spodziewałam się tego po Nim. To było coś w rodzaju
dania nam błogosławieństwa - Każdy popełnia błędy ale Ty wiesz
co z nimi zrobić. - niby te słowa były skierowane w stronę
chłopaka lecz miałam wrażenie, że to właśnie ja byłam ich
głównym odbiorcą.
-
Życie nas doświadcza na różny sposób ale ważne jest by się nie
poddawać.- mama przerwała męską wymianę zdań i wtrąciła kilka
słów. Trochę filozofowali ale tacy byli właśnie moi rodzice.
Często pomiędzy słowami czyhały nieodgadnione znaczenia, zmuszały
do myślenia i refleksji.
-
Ma Pani rację. Dzięki takim osobom jak Gosia życie jest
piękniejsze i nabiera sensu a Państwo przywracacie wiarę w
szczęśliwą rodzinę. Nigdy nie doświadczyłem takiej atmosfery co
tutaj dzisiaj. Dziękuję za tak miłe przyjęcie. - od Bartka biło
niesamowite ciepło. Był prawdziwy w swoim zachowaniu, słowach. Do
naszego domu wnosił siebie, swój blask. Nie można było mieć mu
za złe szczerości z jaką się wypowiadał.
-
Zapraszamy częściej. Ja chyba mogę powiedzieć za nas wszystkich,
że zawsze jesteś mile widziany u nas w domu. - mama uśmiechnęła
się z rodzicielską miłością do Bartka. Odniosła się do Niego z
ogromnym ciepłem i uznaniem, tak jakby był jej dzieckiem.
-
Dziękuję bardzo – na twarzy chłopaka zobaczyłam ogromny
uśmiech. Był szczęśliwy i cieszyłam się, że właśnie takie
uczucia królowały w nim podczas tego spotkania.
-
Teraz idźcie do pokoju. Już odpocznijcie od tego sztywniactwa –
tata pomachał dłonią w naszym kierunku i wszyscy zaśmialiśmy się
w jednym momencie. Nie czekając na kolejne popędzanie ruszyliśmy
schodami. Odwróciłam się jeszcze w stronę domowników i szeptem
podziękowałam im za to co zrobili. Byłam bardzo dumna z tego jaką
miałam rodzinę. Kochałam ich ponad wszystko i byli najważniejsi.
Cieszyłam się, że to jakimi byli wspaniałymi ludźmi potrafili
przekazać mnie, Marcinowi i Maćkowi, że zarażają ludzi swoim
optymizmem. Miałam ogromne szczęście, że miałam takich rodziców.
I jak, podoba się ?:)
Fajnie, w tej części akurat nie wydarzyło się nic co mnie tak bardzo zainteresowało, ale również podoba mi się tak jak poprzednie. Mam nadzieję, ze to jeszcze nie koniec opowiadania i jeszcze będzie dużo ciekawych wątków :)
OdpowiedzUsuńNo co tu dużo gadać ŚWIETNE.! ;*
OdpowiedzUsuńNic doda nic ująć jak zwykle fajne ; )
OdpowiedzUsuńcudowne *.* też chcę takiego chłopaka :P czekam na kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńwow, myslałam że podczas tego obiadu wybuchnie jakaś awantura a tu takie zaskoczenie:)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
pozdrawiam Ania
Boskie <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak i całe to opowiadanie :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie jak będziesz miała chwilkę :) dopiero zaczynam ale mam nadzieję, że się spodoba :) http://biglove-dramione.blogspot.com/